UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

sobota, 6 września 2014

"- Żonciu, wróciłem!"

Obudziłam się kilka minut po ósmej, jak wskazywał zegar na ścianie przede mną. Wcześniej nawet nie zdałam sobie sprawy, że mamy w sypialni zegar. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz i wpatrzone we mnie niebieskie oczy. Też się do niego uśmiechnęłam, po czym zbliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam jego usta.
- Jak spotkanie z prezydentem? – zapytałam cicho, żeby nie obudzić Oliego, który spokojne spał po mojej drugiej stronie.
- W porządku, pojedliśmy, pośmialiśmy się, słodzili nam… Żyć nie umierać. Ale za to powrót był nie za ciekawy.
- To znaczy?
- Winiar przesadził z procentami i musiałem zabrać go ze sobą. Któryś z chłopaków wziął jego samochód i ma przyjechać dzisiaj popołudniu oddać auto.
- Dobrze, że mały tego nie widział. Czułam, że coś jest nie tak, ale spieszył się i nie zdążyłam z nim porozmawiać. Mówił ci coś?
- Bełkotał coś, ale nie byłem w stanie zrozumieć co. – czy ja zawsze muszę mieć rację? Wolałabym jej nie mieć, jeżeli dzieje się coś takiego.  Bartek przytulił mnie do siebie, całując w czoło. – Obiecasz mi coś? Obiecaj mi, że nigdy nie będziemy się kłócić, że zawsze będziemy ze sobą szczerzy i będziemy mówić sobie o wszystkim.
- Obiecuję – wyszeptałam, chcąc za wszelką cenę dotrzymać tej obietnicy. Nie brałam pod uwagę tego, że coś się zepsuje, że kiedyś przyjdzie taki dzień, że będziemy musieli przyznać przed sobą, że to co było.. że tego już nie ma. Nie wyobrażałam sobie takiego obrotu spraw.
- Wujek? A co ty tutaj robisz? – usłyszałam zza swoich pleców zaspany głosik. Odwróciłam się do młodego, uśmiechając się do niego i mierzwiąc jego blond loczki.
- Ja? Spałem, tak jak ty. A teraz pójdę do kuchni i zrobię cioci śniadanie. – to już mam przechlapane z tą ciocią, pomyślałam, kiedy Bartek zaakcentował to słowo.
- A mi też zrobisz? Płatki, poproszę. – powiedział poważnym tonem i Bartkowi nie pozostało nic innego, tylko iść zrobić śniadanie dla naszej trójki. – A gdzie tata? – zapytał po chwili, kiedy przypomniał sobie, gdzie jest.
- Też u nas. Pewnie jeszcze śpi, wrócił wczoraj bardzo zmęczony i od razu zasnął. – nie mogłam mu przecież powiedzieć, że jego ojciec nie mógł wczoraj wyraźnie mówić i ledwo stał na nogach. Musiałam coś wymyślić, żeby jakoś zatrzymać go w sypialni i sprawdzić w jakim stanie jest Michał. Nie chciałam dopuścić do tego, aby mały widział go w chwilach jego słabości, które prawdopodobnie mogą mu się zdarzać częściej.  – Wiesz co? Poleż sobie jeszcze, a ja pójdę do łazienki. Wujek przyniesie ci śniadanie do łóżka. – mały przystał na tą propozycję i grzecznie został w łóżku, a ja wyszłam z pokoju. Powiedziałam Bartkowi, żeby przyniósł mu śniadanie do sypialni i skierowałam swoje kroki do drugiego pokoju. Drzwi były uchylone, więc weszłam. Michał leżał na łóżku, z otwartymi oczami i wpatrywał się w sufit. W pokoju nie panował miły zapach, więc otwarłam okna na oścież.  – Idź weź prysznic, ogarnij się, żeby Oli cię takiego nie widział. Nie śpi już, pytał o ciebie. – rzucił mi krótkie spojrzenie, po czym bez słowa wstał z łóżka.  – Potem pogadamy. Nie wypuszczę cię z mieszkania, dopóki nie powiesz o co chodzi.  Uważaj, żeby syn cię nie zobaczył. – Michał przemknął do łazienki, nie zwracając na siebie uwagi, a ja wróciłam do Oliwera. Kanapki już na mnie czekały, razem z Bartkiem i młodym na łóżku.
- Wujek robi najlepsze płatki na świecie! Nawet lepsze niż mama! – wykrzyknął z wąsami od mleka nad górną wargą.

Po zjedzonym śniadaniu zanieśliśmy talerze do kuchni, gdzie siedział już Michał i pił kawę.
- Tata! – młody rzucił mu się na szyję, o mało nie zrzucając go z krzesła.
- Mam nadzieję, że nie narobiłeś kłopotów. – posadził go sobie na kolanach, szeptając bezgłośne dziękuję w naszym kierunku. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiła się Młoda.
- Chodź, książę. Pobawimy się razem – Oli od razu zerwał się z ojcowskich kolan i pobiegł za Pauliną. A my mieliśmy w końcu okazję, żeby dowiedzieć się co się stało. Nie musieliśmy zadawać żadnych pytań. Michał westchnął tylko i sam zaczął mówić.
- Zaczęła mieć nagle pretensje, że nie ma mnie w domu i sama musi wychowywać Oliwera. Zaczęła robić mi wyrzuty, nie dając mi dojść do głosu. Nie wiedziałem, co się dzieje, kiedy wychodziła z domu, zostawiając mi na stole papiery rozwodowe z orzeczeniem o mojej winie. Zostawiła swojego syna, twierdząc, że to ostatnie dni, które możemy razem spędzić i że niedługo mi go odbierze. – łamał mu się głos, kiedy o tym wszystkim mówił, nie mogłam zrozumieć takiego nagłego zachowania Dagmary. Michał złapał szklankę i wypił kilka łyków kawy. – Przed wyjazdem nic nie mówiła, ani słowa o tym, że coś jest nie tak! Pożegnaliśmy się tak jak zawsze, więc co do cholery poszło nie tak?! – szklanka, którą trzymał w ręce, pękła pod wpływem jego siły, kalecząc mu dłoń. Zaczął płakać, bo nie wiedział dlaczego od niego odeszła, tak po prostu. Nie wiedziałam, że jakikolwiek człowiek może być na tyle podły, żeby zrobić coś takiego. Żadne z nas, ani Bartek, ani ja, nie mówiliśmy nic. Kurek podał mi apteczkę, którą trzymał w jednym z kuchennych kredensów, żebym opatrzyła Winiarskiemu dłoń. Też miałam łzy w oczach, kiedy wyciągałam szkło z jego dłoni, ale nie chciałam w tej chwili płakać. Michał potrzebował teraz silnych przyjaciół, w których znajdzie oparcie, a nie ludzi płaczących razem z nim.
- Nie mam siły wracać do domu – powiedział w pewnym momencie, kiedy bandażowałam jego dłoń. Bartek położył mi rękę na ramieniu. Wiedziałam, co chciał przez to powiedzieć.
- Paulina przenosi się do Ady, więc możesz zostać tutaj ile tylko chcesz. Jednak w którymś momencie będziesz musiał tam wrócić.
- Wiem, ale teraz nie mogę, nie mam siły. Jeżeli zostałbym sam z Oliwerem, to bym zwariował.
- Pomożemy ci na tyle, na ile będziemy mogli. Nie zostawimy cię samego, pamiętaj o tym. Mario wie?
- Jest na urlopie, za granicą, nie pamiętam gdzie. Nawet nie wiem kiedy wraca.
- Dobrze, niech odpoczywa – powiedziałam – jak wróci, to z nim porozmawiasz. Powinien wiedzieć.  – na chwilę na twarzy przyjmującego pojawił się uśmiech, ale szybko zniknął.
- Nie wiem co bym bez was zrobił. Jesteś cholernym szczęściarzem, stary.  – poklepał Bartka po ramieniu i poszedł do Oliwera poinformować go, że trochę tutaj zostaną. Paulina przyszła chwilę później do kuchni, informując, że Winiarscy wyszli.
- Paula, zrobiłoby ci wielką różnicę, gdybyś wcześniej przeniosła się do Ady? – zapytałam, błagając w myślach, żeby nie robiła żadnych problemów. – Michał…
- Wiem, słyszałam. Nie powinnam podsłuchiwać, ale chciałam wiedzieć, co jest nie tak. Zadzwonię do Ady i powiem, że przyjadę jeszcze dzisiaj. Jutro i tak zabieram się do domu z tatą po rzeczy, więc to żaden problem.
- A Oliwer...
- Nie, nie słyszał. Puściłam mu bajkę. Mam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży.
- Też mam taką nadzieję – powiedziałam, choć bałam się, że tak się nie stanie.
***
- Wiesz, mamy tu mały problem i dobrze by było, gdybym mogła przyjechać już dzisiaj – mruknęłam do Ady przez telefon. Cała ta sprawa z Michałem mnie przygnębiła i jakoś nie mogłam dojść do siebie. Cały czas miałam przed oczami jego postać, kiedy Bartek przyprowadził go pijanego. Kontrastowała się ona z postacią wielkiego siatkarza, który pozdrawiał po wygranej lidze światowej swoją żonę i synka, który wtedy był szczęśliwy tak samo, kiedy powiedział na wizji, że urodził mu się syn. Wydawało się, że tak już pozostanie, a teraz… Teraz chciałabym już w nic nie wierzyć.
- Stało się coś? – zapytała Ada lekko przerażona. Pewnie pomyślała, że chodzi o Kurka i Idę. Westchnęłam cicho.
- Opowiem ci jak przyjadę. Mogłabyś poprosić Konstantina, żeby po mnie przyjechał swoim mega wypasionym autkiem? Nie chce mi się tłuc autobusem. – problemu nie było z tym żadnego. Chwilkę później usłyszałam, jak wydziera się na Cupko, żeby ruszył z łóżka cztery litery i pojechał do Bełchatowa. Potem Ada się rozłączyła.
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i pakować do torby. Nie było ich dużo, ale nie chciałam niczego zapomnieć. Jutrzejsza wizyta ojca musiała wypaść idealnie, żeby oboje z mamą dali mi spokój. Zapinałam właśnie torbę, kiedy zauważyłam, że Książę mi się przygląda. Nie miał zadowolonej miny, właściwie wyglądał, jakby miał się rozpłakać. Uśmiechnęłam się do niego i pokazałam mu, żeby do mnie podszedł. Wpadł mi w ramiona i mocno przytulił.
- Ciocia, wrócisz? – zapytał z łzami w oczach. Aż się wzruszyłam, kiedy spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczkami. Jeszcze nie spotkałam tak genialnego dzieciaka jak on.
- Tutaj nie, ale będę całkiem blisko i jak ładnie poprosisz to tata na pewno cię przywiezie. Nie płacz, maluchu, rany… - Oli się rozpłakał i nie chciał mnie puścić. Michał pojawił się w pokoju i zabrał małego na ręce, a ja zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, że aż tak się przywiąże. Przecież był tutaj zaledwie dwa dni.
Do pokoju weszła Ida, uśmiechnięta pod nosem i wzruszyła ramionami. Przytuliła mnie mocno, ale nie płakała. Tylko ja jakoś nie mogłam się powstrzymać.
- Nie wyjeżdżasz na koniec świata, będziesz niedaleko i niezmiernie mnie to cieszy.
Za Idą, pojawił się też Bartek. Przybił mi piątkę i podniósł wysoko do góry.
- Wpadaj kiedy zechcesz. Fajna jesteś – powiedział i się ulotnił, sprawdzić co z małym i dużym Winiarskim.
- Szczęściara z ciebie, wiesz? Zazdroszczę ci. – powiedziałam, jeszcze raz ją przytulając.
- Zobaczysz, że wszystko się ułoży. Trzeba czasu, Młoda.
- Cupko przyjechał! – usłyszeliśmy krzyk Bartka i trzeba było się zbierać. Otarłam łzy z policzków i wzięłam ze sobą torbę. Wychodząc, oglądnęłam się za siebie i machnęłam gospodarzowi ręką. Oli uczepił się jego nogi i patrzył na mnie załzawionymi oczkami, pomachał mi. Odmachałam mu i zbiegłam z Konstantinem po schodach.
Szczerze? Nie widziałam jeszcze auta Cupko, ale słyszałam głośne trąbienie i czułam, że dobrze to nie wróży. Spojrzałam na niego kątem oka, nie wyglądał na przerażonego, ale za to ja owszem. Kiedy doszliśmy do miejsca gdzie zaparkował, myślałam, że padnę z wrażenia. Oczywiście nie z wrażenia, jakie zrobił na mnie samochód, bo to nie robiło na mnie najmniejszego wrażenia. Nawiasem mówiąc, myślałam, że lepiej zarabia… Ale wrócmy do sprawy. Konstantin zaparkował w poprzek drogi i teraz za samochodem stał sznurek aut z wściekłymi kierowcami. Na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia. Zajął miejsce kierowcy w swoim autku i odpalił silnik. A ja stałam i mordowałam się z drzwiami. Trwało to chyba z  pięć minut, zanim zaczęłam walić w szybę pięścią. Zobaczyłam wtedy, jak jeden z kierowców zamierza wysiąść i wpadłam w panikę. Cupko otworzył mi drzwi z dziwnym uśmiechem na ustach.
- Przepraszam, nie zauważyłem, że dalej stoisz.
Myślałam, że go zabiję.
***
Zmartwiła mnie swoim telefonem, zwłaszcza, że nie powiedziała co się stało. Czarne myśli chodziły mi po głowie, kiedy usłyszałam dziwne głosy z przedpokoju. Wychyliłam głowę z kuchni i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Paulina okładała torbą Konstantina po głowie, a on piszczał coś pod nosem. Kiedy mnie zobaczył, schował się za moimi plecami z przerażoną miną. Z kolei kiedy Młoda mnie zobaczyła, zdmuchnęła sobie grzywkę z twarzy i szeroko się uśmiechnęła. Pokazałam jej, żeby weszła do środka. Minęła nas zadowolona, a przechodząc koło Konstantina nagle tupnęła nogą aż biedak podskoczył. Spojrzałam na niego osłupiała.
- Serio? – zapytałam niedowierzając, na tylko wzruszył ramionami, po czym wyszedł, tłumacząc, że musi coś załatwić. Wróciłam do Młodej, która właśnie rozglądała się z zadowoleniem po pokoju.
- Czemu tak na niego naskoczyłaś? – zapytałam rozbawiona zachowaniem Konstantina.
- Przez niego mogłam zostać napadnięta przez wściekłego kierowcę! Kto mu dał w ogóle prawo jazdy? Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak parkował. A poza tym, myślałam, że stać go na jakiś lepszy model. – usiadła na łóżku, sprawdzając czy jest wygodne. A ja przyglądałam się jej, zastanawiając się, czy nie popełniłam właśnie wielkiego błędu. Trzymać takiego demona w domu? Boże, wybacz
***
Następnego dnia siedziałyśmy obie jak na szpilkach przed przyjazdem ojca Pauli. Denerwowałam się, bo nie wiedziałam jak zareaguje na moją osobę. Przecież mógł mnie nie zaakceptować i kazać Młodej wracać do domu, czego nigdy by mi nie wybaczyła. Z tych nerwów nawet nie mogłam nic zjeść, szukałam tylko zajęcia, żeby zająć czymś myśli.
- Paula, nie powiedziałaś mi co się stało u Idy – stwierdziłam po chwili namysłu. Młoda uśmiechnęła się krzywo i usiadła na kuchennym stole.  – Martwiłam się. Coś z Idą?
- Nie, z Idą i Bartkiem wszystko w porządku. Tylko… Siatkarze byli na obiedzie u prezydenta. Bartek wrócił wieczorem razem z Michałem, który był całkiem pijany. Nie mógł ustać na nogach. Przenocowaliśmy go i rano Ida próbowała wyciągnąć od niego, co jest nie tak. Rozwodzą się, Michał jest wrakiem. Razem z małym zostają na jakiś czas u Bartka i dlatego musiałam już wczoraj się wynieść. Oli się rozpłakał jak zobaczył, że się gdzieś wybieram. Sama też się popłakałam… To chyba wszystko.
Czułam, że nie było wśród znajomych takiej osoby, która nie byłaby zaskoczona takim rozwojem sytuacji. Wszyscy uważali Winiarskich za małżeństwo doskonałe. Wszyscy kibice widzieli radość Michała, jego szczęście, kiedy dedykował medal swojej rodzinie. A ona, jego żona, tak po prostu go zostawiła. Nie rozumiałam tego, nawet  w najmniejszym stopniu.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Poderwałam się z krzesła, żeby otworzyć. Paula podreptała za mną do drzwi. Zobaczyłam za nimi pana w średnim wieku, z uśmiechem na twarzy. Wyglądał całkiem inaczej niż sobie go wyobrażałam. Młoda wyszła przede mnie, żeby się z nim przywitać i wpuścić go do środka.
- Pani musi być Ada. Paulina mi wiele o pani opowiadała. – wyglądał na miłego i przystępnego człowieka, a nie na groźnego jakim przedstawiła go Paula. A może tylko ja sobie go tak wyobraziłam?
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
Rozmawiało się nam bardzo miło. Ustaliliśmy wszystkie szczegóły pobytu Pauliny, wyjaśniłam panu warunki wynajmu i wszystko szło jak po maśle. Dopóki nie pojawił się Konstantin. Wszedł jak do siebie, z uśmiechem na twarzy.
 - Żonciu, wróciłem! – powiedział głośno, a ja myślałam, że spalę się ze wstydu. Paula siedziała jak zaklęta, a jej tata zmarszczył czoło. Wstałam szybko od stołu, podbiegłam do Konstantina, złapałam go za fraki i wpakowałam do łazienki. Zastawiłam drzwi krzesłem, żeby nie mógł wyjść. Odetchnęłam głęboko i przybrałam poważny wyraz twarzy, choć przyszło mi to z trudem. Wróciłam do gościa i usiadłam z powrotem przy stole.
- Przepraszam pana bardzo. Przykro mi, że był pan świadkiem tego jakich mamy tutaj sąsiadów. To syn sąsiadki, które mieszka piętro niżej. Dostał przepustkę ze szpitala, wie pan… Jest niespełna zmysłów. Jutro wraca do ośrodka zamkniętego i nie będzie sprawiał problemu. Nie wszedłby tutaj, ale zapomniałam z tego wszystkiego zamknąć drzwi.
- Nie wiedziałem, przepraszam.. – tata Młodej trochę się speszył, a ona sama dostała nagle ataku kaszlu.  – Będę już uciekał. Jedziesz ze mną kochanie? – zwrócił się do córki, która szybko przytaknęła. Odprowadziłam ich do drzwi o grzecznie pożegnałam. Potem podeszłam do okna i kiedy zobaczyłam, że wychodzą z klatki, zakasałam rękawy.

- Teraz to ja się z tobą policzę, Mężusiu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz