UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

sobota, 30 marca 2013

"- No wiesz co? To jest kobieta! Mogłeś ją z szacunkiem potraktować! A ty ją do lasu zaciągnąłeś!"



- Panowie, jestem coraz bardziej z was zadowolony. Tak trzymać! – krzyknął uradowany trener Anastasi i z tego zachwytu odwołał popołudniowy trening siłowy. Chłopcy udali się do szatni, na prysznic i pogawędki przerywane polskim rapem, a ja nie miałam co robić. Do obiadu pozostało niecałe pół godziny, ale jakoś nie miałam ochoty iść na stołówkę. W ogóle nie byłam głodna, więc postanowiłam iść do siebie.
Na korytarzu roiło się od robotników, hydraulików i innych ludzi, którzy zajmowali się skutkami porannej powodzi. Korytarz na szczęście wyschnął i można było bez obaw dostać się do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, nie chcąc, żeby robotnicy interesowali się tym, co będę robić. W pokoju walało się pełno rzeczy chłopaków, a mnie chyba padło na mózg i zaczęłam sprzątać. Zgarnęłam rzeczy jednego z nich ze swojego łóżka i zaczęłam je składać. Zostawiłam tylko bieliznę, bo, szczerze powiedziawszy, bałam się, co mogę tam spotkać. Miałam już dość przygód z żywymi skarpetkami.
Całkiem przypadkiem stwierdziłam, że to rzeczy Bartka, kiedy zobaczyłam reprezentacyjną koszulkę. Czystą, jeszcze nieużywaną. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odłożyłam ją na kupkę złożonych rzeczy. Kontynuowałam porządkowanie rzeczy Bartka, kiedy natrafiłam na niebieski notes w grubej oprawie. Nie chciałam do niego zaglądać, szanowałam ludzką prywatność. Odłożyłam go na bok, ale zsunął się z łóżka i spadł na ziemię. Wysypało się z niego trochę papierów, więc powkładałam wszystko do z powrotem do środka. Ostatnie, co włożyłam, to zdjęcie. Nasze, wspólne, z Rzeszowa. Ta magiczna chwila, jakbyśmy…. Nieważne. Poukładałam rzeczy Bartka w torbie i przerzuciłam się na drugie łóżko, gdzie swoje rzeczy składował Kuba. Nie powiem, miał większy porządek niż jego współlokator, ale żeby nie czuł się pominięty, jego ubrania też poukładałam. Gdyby zobaczyła to Ada, bo Adrian nie znał zawartości mojej szafy, powiedziałaby, że coś jest ze mną nie tak. Na co dzień byłam straszną bałaganiarą i moja mama codziennie musiała zwracać mi uwagę na porządek. A teraz dobrowolnie sprzątałam pokój i układałam ubrania, w dodatku nie swoje.
Doprowadziłam pokój do stanu używalności, po czym położyłam się na swoim łóżku. Przymknęłam na chwilę oczy, delektując się ciszą. Ten stan nie trwał długo, został przerwany przez brzęczenie wiertarki. Mruknęłam cicho, wstając z łóżka i rezygnując z krótkiej drzemki, która niewątpliwie by mi się przydała. Przynajmniej szybciej minąłby czas. Odwróciłam się w stronę drzwi i podskoczyłam, kiedy zobaczyłam w nich Bartka.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – próbował swoim głosem przebić się przez brzęczenie wiertarki, ale z marnym skutkiem.  – Przyszedłem tylko po koszulkę! – krzyknął, a ja zorientowałam się, że świeci przede mną umięśnionym torsem. Trochę się speszyłam i rzuciłam mu koszulkę, którą wyciągnęłam z torby. Oczywiście, zdziwił się, że owa rzecz jest w dobrym stanie i nie jest zbytnio pomięta – Tylko mi nie mów, że robiłaś porządek w naszych rzeczach!
- Nudziło mi się! – wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się, nie chcąc okazać zażenowania. Panowie przestali wiercić, pozostawiając niemiłe dzwonienie w uszach.  – Macie jakieś plany na popołudnie? – nienawidziłam podtrzymywania rozmowy za wszelką cenę, ale też nie chciałam milczeć. Ta sytuacja była dla mnie strasznie trudna, bo nie chciałam stracić z nim kontaktu, chciałam rozumieć się z nim jak z nikim innym.
- Kuba mówił coś o jakimś filmie. Nic więcej nie wiem. Ale zawsze możemy iść na spacer. – ostatnie zdanie powiedział w taką nadzieją, że wręcz nie mogłam mu odmówić. Odwróciłam się i spojrzałam na niego, oczekiwał odpowiedzi. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, nie musiałam mówić nic więcej. Każda komórka mojego ciała chciała przebywać blisko niego, jednocześnie się tego bojąc. Ale to nie był paraliżujący strach, jeszcze nie. Strach przed odrzuceniem.
Wyszliśmy z pokoju i skinąwszy głową w stronę uśmiechających się do nas robotników, szliśmy korytarzem obok siebie. Nic nie mówiąc, uśmiechając się do trenera, który właśnie nas mijał, wyszliśmy przed ośrodek. Po wczorajszej burzy, dzisiejszy dzień nie był tak upalny, słońce delikatnie ogrzewało nasze twarze.
- Chodź – Bartek pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy poza tern ośrodka, weszliśmy w las. Uderzył nas przyjemny chłód, miła odmiana po ostatnich, upalnych dniach czerwca. Mimo że cały czas szłam obok niego leśną ścieżką, Kurek nie puszczał mojej ręki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jakby się bał, że mu ucieknę. Nie musiał się obawiać, bo i tak bym tego nie zrobiła. Nie miałam powodu, żeby od niego uciekać. Chociaż się bałam.  – Co roku tutaj przychodzę, tutaj łatwiej się myśli. – usłyszałam jego cichy głos i krótkie westchnięcie.
- Więc o czym myślisz? – zapytałam, choć tak naprawdę nie chciałam wiedzieć. Właściwie, nie wiedziałam, co mogę usłyszeć. Bartek zatrzymał się na chwilę, stając przede mną. Kiedy tak patrzył, nie liczyło się nic innego. Zapominałam o całym świecie, bo w takich chwilach, to on stawał się całym moim światem.  – O niej?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Przecież przyjechała. – dla mnie to było oczywiste, ale chyba nie tak, jak dla niego. Stał obok mnie, ze spuszczoną głową, trzymają mnie za ręce. Aż nagle uniósł wzrok, z dziwnym uśmiechem na twarzy, który właściwie był tylko grymasem. Grymasem niedowierzania.
- Zastanawiałem się nad tym, dlaczego pojawia się tylko wtedy, kiedy jestem szczęśliwy, kiedy ty jesteś blisko? Kiedy próbuję pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy, do gry wkracza ona i wszystko nagle pryska jak bańka mydlana. – słuchałam go, niedowierzając w to, co właśnie powiedział. Ale nie przerywałam mu, choć nawet jeżeli bym chciała, to nie potrafiłabym nic z siebie wydusić. – Więcej już nie przyjedzie, obiecuję ci.
- Skąd ta pewność? Wtedy też miała się do mnie nie zbliżać.
- Powiedziałem jej, że tylko z tobą mogę być szczęśliwy. – to był właśnie jeden z takich momentów, w którym uświadamiam sobie, że jego nie można nie kochać. Zwyczajnie nie można, rozumiałam tą dziewczynę. Kochała go, zapewne nadal kocha i nie może o nim zapomnieć. Tak jak ja nie będę mogła zapomnieć o tym jak niepewnym ruchem przybliżył swoją twarz do mojej. Stykaliśmy się czołami, byliśmy przekonani, że ten moment właśnie nadszedł. Oboje tego chcieliśmy, czując oddech drugiej osoby na swojej twarzy. I kiedy właśnie miałam uwierzyć w to wszystko, co mówili jego koledzy i przekonać się, że tak jest naprawdę, zadzwonił jego telefon.
Odskoczyliśmy od siebie jak para zakochanych nastolatków przyłapanych przez rodziców, choć to był tylko głupi dzwonek telefonu. Nie musiałam widzieć siebie, żeby wiedzieć, że moje policzki przybrały wiśniowy kolor. Nie chciałam, żeby mnie taką widział, więc odwróciłam się od niego. Chciałam kawałek odejść, żeby uspokoić bicie serca, ale mnie zatrzymał.  – Jakoś się beze mnie obejdą.  – odwrócił mnie w swoją stronę, a ja schowałam twarz w jego koszulce. Tej samej, którą wcześniej składałam. Pachnącej nim. Poczułam jak obejmuje mnie w talii, delikatnie głaszcząc mnie po plecach.
- Bartek! – nagle podniósł mnie do góry i okręcił wokół własnej osi. Zaczęliśmy się śmiać i cieszyć jak małe dzieci. W końcu mieliśmy do tego powód, nie musieliśmy ukrywać swoich uczuć. Chociaż nie powiedzieliśmy sobie tego otwarcie, to doskonale wiedzieliśmy, co czuje druga osoba. Nie potrzebne były słowa, wystarczyło milczenie i jedno spojrzenie, które mówiło wszystko.
Nie chciał postawić mnie na ziemi, więc usiadłam mu na ramionach i szliśmy dalej. Wprawdzie miałam mały problem z gałęziami, ale to teraz nie miało znaczenia. Trzymał mnie mocno, żebym nie spadła, kładąc dłonie na moich kostkach. Objęłam go za szyję, żeby żaden nagle pojawiający się konar mnie nie znokautował tak, że moje włosy opadały mu na policzki. Odgarnęłam je do tyłu, żeby lepiej widział drogę, po czym pocałowałam go w czoło, opierając brodę na jego głowie.
- Gdzie my właściwie idziemy? – zapytałam po kilkunastu minutach drogi.
- A czy to ważne? – to nie były zwykłe okoliczności, przynajmniej dla nas, ale ton Bartka jakoś nie wskazywał na to, że siatkarz to planował. Szliśmy dalej, przed siebie, a ja miałam wrażenie, że już tędy przechodziliśmy.
- Bartek, a czy my przypadkiem się nie zgubiliśmy? – zapytałam, ledwo powstrzymując śmiech.
- My? Ależ skąd!  - jednak nie zabrzmiało to zbyt wiarygodnie. Bartek postawił mnie na ziemi, a ja po prostu już nie mogłam wytrzymać i zaczęłam się śmiać. Oczywiście jemu nie było do śmiechu, jak każdemu facetowi w takiej sytuacji. Trochę się nadąsał, ale jak wspięłam się na palce i musnęłam jego usta, chyba mu przeszło. Nie wiedziałam, że stać mnie na tak spontaniczny gest, zaskoczyłam nie tylko siebie, ale jego też. Przecież to był nasz pierwszy pocałunek. Kiedy odsunęłam się od niego na nieznaczną odległość, szybko ją zniwelował  tym razem to on mnie pocałował. Jednak ten pocałunek diametralnie różnił się od poprzedniego, był znacznie dłuższy i zdecydowanie bardziej wyczekiwany. Nie skłamię, jeżeli powiem, że oboje na niego czekaliśmy i oboje tak samo go pragnęliśmy. Może nawet trwałby dłużej, ale znowu zadzwonił bartkowy telefon. Odsunęłam się od niego, chichocząc pod nosem i przypominając sobie zabawną sytuację w jakiej się znaleźliśmy.
- Daj ten telefon, ja odbiorę – Bartek podał mi komórkę, na wyświetlaczu widniał numer Kuby. – Cześć Kubuś. – jednak nikt mi nie odpowiedział, po drugiej stronie panowała cisza.  – Halo? Kuba?
- Kuba, ale odebrała jakaś dziewczyna, co ty mi za numer dałeś – usłyszałam w tle głos jednego z siatkarzy. Złapałam się za głowę, myśląc który to taki mądry i nie rozpoznaje mojego głosu. Bartek nie wiedział, o co mi chodzi, więc włączyłam tryb głośnomówiący.
- Halo? Jest tam ktoś? – ponowiłam próbę dogadania się z moim rozmówcą.
- Ja jestem. A ty to kto? – zapytał trochę wystraszony głos. No tak, pomyślałam, Piotruś. Bo kto inny był na tyle nierozumny, żeby nie rozpoznać mojego głosu? Śmiałam twierdzić, że nawet Kubiak wiedziałby z kim rozmawia.
- Ida, Piotrusiu. Chciałeś coś?
- A Bartek?
- No, Bartek jest tu ze mną.
- Aaaa, to ja zadzwonię później – Boże, oni naprawdę myślą tylko o jednym. I jeszcze ten ton!
- Piotruś, czekaj! Nie rozłączaj się! Zgubiliśmy się! – zaczęliśmy krzyczeć do telefonu, na szczęście miś o małym rozumku nas usłyszał.
- To w łóżku można się zgubić? Kuba wiedziałeś o tym? – Bartek, wyrażający twarzą swoja dezaprobatę dla inteligencji Piotrka, wyrwał mi komórkę.
- Piotrek, debilu jesteśmy w lesie!
- No wiesz co? To jest kobieta! Mogłeś ją z szacunkiem potraktować! A ty ją do lasu zaciągnąłeś! – widząc i słysząc, że ta rozmowa nie ma dalszego sensu, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- Piotrek, daj mi Kubę do telefonu i to już! – ten zawiedziony oddał telefon Kubie, coś mrucząc pod nosem. Z tego, co zrozumiałam, coś w rodzaju ‘ja tylko chciałem dobrze’, co w przypadku tej sytuacji zabrzmiało co najmniej dwuznacznie.
- Ida? O czym mówił Piotrek?
- No nareszcie ktoś normalny! Kubuś, zgubiliśmy się z Bartkiem w lesie. Mógłbyś nam pomóc?
- Jasne. Bartek, od której strony weszliście do lasu?
- Zaraz za ośrodkiem. Przyjdziesz po nas?
- Jasne, ale przecież sam was nie znajdę. Przyjdę z chłopakami.
- Tylko błagam cię, nie bierz Piotrka – powiedzieliśmy prawie jednocześnie, śmiejąc się pod nosem. Kuba przyjął to do wiadomości i pozostało nam tylko czekać na pojawienie się jednego z miśków.
- I powiedz mi, jak taka drużyna jak my ma wygrać na Igrzyskach?
- Sprytem, mój drogi.
***
- Dobra. To co robimy? Bo czuję, że mamy dużo czasu zanim któryś się tu pojawi – powiedziałam siadając na pniaczku i wyciągając twarz do słońca. Jednak długo to nie trwało, bo wielkolud je zasłonił. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam, że się nade mną pochyla. Na moją twarz wkroczył chytry uśmieszek, świadczący, że mam pewien pomysł. Kiedy Bartek znalazł się wystarczająco blisko, chcąc mnie pocałować, ja zaczęłam go łaskotać.
- Ida, przestaaań! – biedaczek miał większe łaskotki niż przypuszczałam, aż się przewrócił, śmiejąc się do łez. Więc zlitowałam się nad nim i przestałam, kiedy się popłakał. Jednak chwilę potem żałowałam swojej decyzji, bo na jego twarzy zobaczyłam podobny uśmieszek do mojego sprzed kilku minut. Kiedy zorientowałam się, co chce zrobić, jedynym wyjściem była ucieczka. Bo ja miałam jeszcze większe łaskotki, normalnie mógłby mnie załaskotać na śmierć! – Wiesz, że mi nie uciekniesz?!
- Jesteś taki pewien? – oczywiście wiedziałam, że mu nie ucieknę, ale chciałam chociaż zachować pozory. Całe szczęście, gdy już brakowało mi sił, żeby je zachować, na mojej drodze pojawił się jeden Miś o małym rozumku, mniejszym niż reszta misiów o małych rozumkach, w postaci Kubiaka. Zrobił wielkie oczy, po czym nie zdążył się odsunąć więc na niego wpadłam i nie chcący go przewróciłam. Po czym szybko się zebrałam, pomogłam mu wstać i schowałam się za nim. – Miśku kolorowy, musisz mnie obronić! – powiedziałam szybko, widząc zbliżającego się Bartka. Wskoczyłam Miśkowi na barana i zaczęłam się złowieszczo śmiać. – Widzisz Bartuś? Teraz nic mi nie zrobisz! – Bartek pokręcił głową z niedowierzaniem i bezradnym uśmiechem na twarzy. – To w takim razie, jak załatwiliśmy już wszystkie sprawy, rumaku – do ośrodka! – i w tym momencie poczułam, że coś tu nie gra. Wychyliłam się i spojrzałam na twarz Kubiaka, który wyglądał na bardziej skruszonego niż zawsze. – Michał?
- Zgubiłem się. 
I wszystko jasne.
Więc czekaliśmy – ja, Michał i Bartek. Trzymałam się blisko Kubiaka, tak na wszelki wypadek, ale gdy patrzyłam na Bartka i myślałam o tym, co dzisiaj się stało (albo właściwie nie), miałam coraz większą ochotę go przytulić. Kurek patrzył na mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami, jakby chciał wywiercić dziurę w mojej skromnej osobie, a ja czułam się po prostu cudownie. Michał siedział zapatrzony, nucąc piosenkę z Gumisiów pod nosem, niczego nie świadomy. I tak pewnie spędzilibyśmy resztę dnia, gdybyśmy nie usłyszeli dziwnych dźwięków dochodzących z pobliskich paproci.
- Co to było? – krzyknął Kubiak, wskakując na kolana Kurkowi. Ten drugi był tak zaskoczony, że nic nie powiedział i objął Kubiaka, co wyglądało naprawdę komicznie. Wzruszyłam tylko ramionami, podnosząc się z ziemi i podeszłam do tych dziwnych paproci, które właśnie się poruszyły.
- No tak – powiedziałam pod nosem, rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło – Piotruś ja wiem, że mogę ci się podobać, ale wyłaź z tych krzaków i przestań myśleć o…. O tym, o czym myślisz! – z paproci wyłonił się więc kolejny Misiek, ten z kolei z przepraszającą minką i czerwonymi policzkami. A z mojej prawej strony, zza drzewa wyłonił się zziajany Jarosz.
- Przybywam z odsieczą! – krzyknął teatralnie, normalnie do bohatera brakowało mu tylko peleryny. Czerwonej albo czarnej.
- Piotrek miał zostać w ośrodku – powiedziałam wskazując palcem na zawstydzonego Miśka. Jarosz zrobił wielkie oczy.
- No właśnie! Piotrek miał ZOSTAĆ w ośrodku – powtórzył głośno moje słowa, po czym spojrzał wymownie na Nowakowskiego. Tamten jeszcze bardziej się zawstydził, robiąc się jeszcze bardziej czerwony. Jakby coś mu twarz oparzyło, dosłownie.  – Dobra, chodźcie… Kubiak?
- Też się zgubił – wyjaśniłam Kubie, po czym podążyłam zaraz za nim. Chwilkę później poczułam czyjeś dłonie w talii, a moje stopy oderwały się od podłoża. I zostałam posadzona na ramionach Bartka. Uśmiechnęłam się do niego, po czym musiałam uważać, żeby nie oberwać gałęzią.

czwartek, 21 marca 2013

"- A teraz wyglądasz jak Wisienka na torcie, której wiatr rozwiewa liście"



***
Niedługo potem położyłyśmy się spać. Każda na osobnym łóżku, a Adrian został ugoszczony przez chłopaków, bo przypadkiem mieli wolne jedno łóżko. Po dołączeniu Mariusza, trzeba było wynająć dodatkowy pokój i stąd Adrian spał sobie teraz smacznie w pokoju o nieznanym nam numerze. My też spałyśmy. Znaczy teoretycznie, bo przeszłam na stan czuwania, czekając kiedy ktoś zapuka do moich szacownych drzwi. Normalnie po tych dwóch tygodniach chyba jakieś dziury w nich zostaną. Oddychając sobie spokojnie, wsłuchiwałam się w śpiew ptaków za oknem, co normalnie doprowadzałoby mnie do szewskiej pasji. Zapewne po tej wczorajszej burzy zapowiadał się pogodny dzień.
Jako że spędzałam tu już kolejny dzień, przyzwyczaiłam się do budzenia mnie o nieludzkich porach, jaką była na przykład szósta rano, czyli potocznie nazywany środek nocy dla zwyczajnych śmiertelników. Jednak mój gość nie posiadał takowego nawyku. Otwarłam jedno oko, żeby zobaczyć, co moja przyjaciółka zrobi, będąc na moim miejscu. Otóż: jak usłyszałyśmy pukanie do drzwi, jasne jest, że któreś z rzędu, moja przyjaciółka machinalnie podniosła się do pozycji siedzącej i po omacku dotarła do drzwi. Gwałtownym ruchem otwarła drzwi i czekała na to, co się wydarzy. W międzyczasie tego czekania zdążyła otworzyć oczy i zmierzyć zabójczym wzrokiem naszego gościa. Uśmiechnęłam się pod nosem, mając nadzieję, że wyjdzie z tego żywy bez żadnych uszkodzeń na ciele. Och, niech w ten sposób poznają moje dobre serce.
- Bo… no….
- To wokalista U2. Coś jeszcze?
- No…. Tak, bo… pękła nam rura w łazience, a inni nie chcą nam otworzyć. Jesteście naszą ostatnią deską ratunku! – ojej, Piotruś naprawdę był przerażony i chyba należało wkroczyć do akcji. Zwlekłam się jakoś na podłogę i dołączyłam do Ady, mierzącej Piotra śmiercionośnym wzrokiem.
- Piotruś, spokojnie. Powiedz jeszcze raz co się stało. – oparłam się o framugę, żeby utrzymać równowagę i przypadkiem nie zasnąć w środku opowieści. Przecież nie ma nic gorszego, jak przegapienie punktu kulminacyjnego opowieści środkowego reprezentacji Polski w piłce siatkowej, Piotra Nowakowskiego, który właśnie stoi przerażony za progiem.
- Bo oni byli wczoraj tacy zmęczeni, że od razu się położyli i spali tak twardo, że nie zauważyli małej eksplozji tej rury i mają po kostki wody w pokoju i muszą się wynieść i…
- Piotruś, to nie u ciebie jest ta powódź? – zapytałam coraz bardziej przerażonego siatkarza.
- No nie i …
- To dlaczego tu stoisz?
- Nie wiem, ale oni naprawdę potrzebują pomocy!
Przecierając oczy i bijąc się po policzkach wyszłam na korytarz, gdzie było już dość mokro. Właściwie to korytarzem płynęła mała rzeczka. Podpierałam się ściany, żeby się nie poślizgnąć i dotarłam do pokoju z którego wypływała woda. Zobaczyłam tam dwójkę przystojnych, wysportowanych mężczyzn, w oblepionych na ciele mokrych koszulkach, z kroplami wody we włosach, którzy w zabójczo szybkim tempie pakowali swoje rzeczy. Stanęłam w progu, przyglądając się ich wodnym wyczynom, kiedy mój wzrok przykuła skarpetka, opuszczająca pokój z prądem wody. W tym właśnie momencie zdecydowałam się im pomóc, co źle się dla mnie skończyło. Kiedy przekroczyłam próg, ujechała mi noga i wylądowałam na ziemi, mokra od stóp do głów.
- Ida, jak dobrze, że jesteś! Musisz nam pomóc, bo zaraz się tu utopimy – Kubuś przerażony właśnie pakował swoje skarpetki do reklamówki. Bartek zachowywał się bardziej spokojnie niż jego kolega, ale za to nie mogłam oderwać od niego wzroku, bo wyglądał po prostu pięknie.  – Chłopaki nie chcą nam pomóc, a ich zaraz też zaleje, jeżeli nic nie zrobimy. – siedziałam nadal w tej wodzie, do momentu aż Bartek przerwał pakowanie swoich rzeczy i postanowił pomóc mi wstać. Podał mi rękę, żebym mogła się wesprzeć i delikatnie podniósł mnie z ziemi. Nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy, czego tak bardzo starałam się uniknąć. Staliśmy w progu, patrząc sobie w oczy. Woda z nas ociekała, jakbyśmy właśnie wyszli spod prysznica. I kiedy czuliśmy się tak cudownie w swoim towarzystwie, będąc tak blisko siebie, Kuba musiał zepsuć nastrój.  – Proszę cię, zrób coś! – zawył mi prosto do ucha tak, że o mało znowu nie upadłam. Wyszłam z powrotem na korytarz, gdzie było trochę mniej wody.
- Ada! Pozbieraj wszystkie rzeczy z podłogi i połóż przed progiem wszystkie szmaty i ręczniki! – z pokoju wyłoniła się głowa Ady, która oniemiała na mój widok. Stanęłam po środku korytarza i głośno odchrząknęłam. – Chłopaki szybko! Nagie kobiety zaatakowały ośrodek i wdarły się na piętro! Musicie uciekać! – narobiłam takiego hałasu, że kilka sekund później na korytarzu pojawili się wszyscy siatkarze łącznie z trenerami. Sądząc po ich minach byli chyba trochę zawiedzeni, że nie zobaczyli żadnych nagich kobiet, bo w tym momencie na korytarzu byłam tylko ja w mokrej piżamie.  – Mamy małą powódź, więc niech ktoś idzie na dół do recepcji i zgarnie jakiegoś hydraulika. Tymczasem, reszta pozbiera wszystkie rzeczy z podłogi i pomoże chłopakom pozbierać ich rzeczy. I żadnych wykrętów, bo pójdę obudzić ciotkę Magdę, a ona się nie będzie z wami cackać.
O dziwo panowie mnie posłuchali i zrobili to, o co ich prosiłam. Podeszłam do progu pokoju Bartka i Kuby, patrząc jak sobie radzą.
- Możecie przenieść rzeczy do mnie, tam jest sucho. A mokre wywiesicie na balkonie.  – Kubuś w akcie podziękowania za wybawienie od życia w pokojowym akwarium, ucałował moje dwa policzki, po czym potykając się i ślizgając zabrał trochę swoich klamotów i zaniósł do naszego pokoju. W tłumie odnalazłam Adriana,  trochę zdezorientowanego i rozespanego, bo wpadł mi do głowy pewien pomysł.  – Może odwiózłbyś Adę? Zostałbyś na jeden dzień i wrócił z powrotem. Boję się, że Aleks może się u niej pojawić, a nie chciałabym, żeby była sama.
- To trochę daleko, ale masz rację. Może nie chcieć z nim rozmawiać, a gość jest sprytny. Pójdę się przebrać, a ty powiedz Adzie. Najwyżej zjemy coś po drodze.  – Adrian zniknął w jednym z pokoi, a ja omijając panów siatkarzy, wróciłam do pokoju, gdzie było już pełno rzeczy chłopaków. Ada siedziała na łóżku, najwidoczniej na mnie czekała.
- Posłuchaj, Adrian mi mówił, że musi pojechać do domu na jeden dzień. Zabierzesz się z nim, co? Zawsze raźniej we dwóch – miałam tylko nadzieję, że nie zorientuje się od razu o co mi chodzi. W końcu znamy się dość dobrze i prawie wszystko o sobie wiemy, mogła odczytać moje intencje.
- Naprawdę? To świetnie. Zaraz się ogarnę.
Ada i Adrian zebrali się jeszcze przed śniadaniem i wyjechali ze Spały, zostawiając mi na głowie zarządzanie sztabem anty - powodziowym. Na szczęście hydraulik szybko naprawił usterkę i woda przestała cieknąć. Jednak w międzyczasie zalało jeszcze jeden pokój i chłopcy musieli się wynieść. Problem polegał na tym, że wszystkie pokoje w ośrodku były akurat zajęte i nie było ich gdzie przenieść. Personel sprzątający zapewnił, że już jutro będą mogli wrócić, ale to i tak pozostawiało ich na lodzie w dzisiejszą noc. Trener Anastasi o mało nie uniósł się ze złości, ale nie mógł nic na to poradzić.
- Mogę dwóch przenocować, Adrian pojechał do domu i wróci jutro. Zsuniemy łóżka i jakoś się pomieścimy.  – trenerowi spodobał się ten pomysł, na pewno bardziej niż mnie. Zwłaszcza, że miałam przenocować Kubę i Bartka. Nie musiałam widzieć, żeby wiedzieć jak inni na to zareagowali. Z drugiej strony to, że mieliśmy spędzić kolejne chwile blisko siebie, powodowało u mnie dziwne uczucie w sercu. 
***
Siedziałam sama na stołówce, choć pora śniadania minęła jakąś godzinę temu. Mąciłam łyżeczką w cukiernicy, chcąc jakoś sobie wszystko poukładać. Ale nie potrafiłam. Po raz kolejny tkwiłam w martwym punkcie, zastanawiając się, co jest między nami nie tak. I choć robiłam to już enty raz, nie potrafiłam znaleźć innej odpowiedzi – ona była ciągle między nami. Chociaż teraz jej tu nie było, chociaż nie wiedziałam gdzie teraz jest i czy nie knuje czegoś za naszymi plecami, domyślałam się, że to jeszcze nie koniec.
Chłopcy byli na treningu, a ja siedziałam tutaj sama. Nikt nie narzekał na taki stan rzeczy, nawet panie z kuchni. Jakby wszyscy czuli, że atmosfera nagle zgęstniała. Szukałam tego przyczyn, znalazłam tylko jedną – zostałam sama. Wokół mnie nie było moich przyjaciół i nie miałam za kim się ukryć. Tak, wreszcie się do tego przyznałam. Bałam się być sama odkąd pamiętam, zawsze chciałam czuć czyjąś obecność. Chciałam wiedzieć, że mam w kimś oparcie. Teraz moje wsparcie jechało do domu i to w podwójnej dawce. Musiałam więc jakoś wytrzymać w tej gęstej samotności jeszcze jeden dzień.
Jakby na zawołanie czy może telepatycznie ściągnięty – na stołówce pojawił się Kuba. Uśmiechnęłam się do niego, po czym wróciłam do przesypywania cukru z łyżeczki do cukiernicy, za co pewnie dostałabym po łapach od pani Ewy.
- Czemu siedzisz sama? – usiadł naprzeciw mnie, oczekując jakiejś odpowiedzi.
- Już nie, bo przyszedłeś.
- Ida, pytam poważnie. Czemu nie przyszłaś na halę? – wbrew pozorom, Kuba wydawał się dobrym materiałem na przyjaciela. Czasem miewał pewne odchyły, jak każdy, ale czułam, że mogłabym mu zaufać.
- Adrian z Adą pojechali do domu i jakoś tak…
-… ci smutno, tak? – kiwnęłam głową, a on wydawał się to rozumieć.
- Masz wokół siebie samych życzliwych ludzi, jeden z nich jest nawet bardziej życzliwy niż inni i wcale nie mówię o sobie – znowu nawiązanie do Bartka, jakby wszyscy bawili się w swatkę. Na dłuższą metę trochę denerwujące.
- Kuba, proszę nie zaczynajmy tego tematu.
- Dlaczego? Wszyscy widzą to, co jest między wami, ale zdaje mi się, że oprócz was. Nie powinno tak być! – uderzył pięścią w stół, aż trochę odrzuciło mnie od stolika. Pani Ewa wychyliła głowę zza drzwi i karcąco spojrzała na Rudego. – Przepraszam, trochę mnie poniosło. Ale wracając do tematu, powinniście być razem, wszyscy powinni widzieć to jak emanujecie szczęściem i zazdrościć wam takiego uczucia. – nie muszę chyba mówić, że chciałam tego wszystkiego o czym mówił Kuba. Bardzo chciałam, żebyśmy zrobili choć mały krok na przód, a przestali się cofać. Inaczej to uczucie, o którym mówił Kuba, wykończy nas oboje.
Wstałam od stolika i zaczęłam się kierować do wyjścia.
- No idziesz czy nie? Sam mówiłeś, że macie trening.  – Kuba uśmiechnął się jakby sam do siebie i dołączył do mnie.
Chłopcy rozgrywali właśnie mały meczyk między sobą, kiedy weszliśmy z Rudym na halę. Kuba dołączył do jednego z zespołów, a ja stanęłam przy bocznej linii obok trenera. Włoch uśmiechnął się do mnie i krzyknął coś po włosku do jednego z zawodników. Po drugiej stronie ciotka pracowała z Ziomkiem, wyczyniając z nim różne rzeczy, a obok nich siedział Rucek – zapewne nucąc coś pod nosem. Tym razem nie mogłam znaleźć sobie miejsca między nimi, choć przez ostatnie dni czułam się wśród nich ja wśród swoich.
- Wiśnia, uważaj! – kompletnie się rozkojarzyłam i o mało nie przypłaciłam za to głową w ostatnim momencie uchylając się przed piłką. Całe szczęście, że Łukasz krzyknął w odpowiednim momencie, bo inaczej mogło być ze mną źle. Przeszłam na drugą stronę do ciotki i Łukasza, mając nadzieję, że tam moje rozkojarzenie nie będzie nikomu przeszkadzać. – Stało się coś? Jakaś przygnębiona chodzisz.
- Dzięki za tamto. Mam chyba kiepski dzień.  – ciotka odeszła na chwilę od Łukasza, więc usiadłam obok niego i wpatrywałam się w grę chłopaków.
- Wiesz, znam pewne lekarstwo na smutki – zanim zdążyłam się zorientować, o czym mówi, zaczął mnie łaskotać. Jakby wiedział kogo zaatakować, bo ja miałam okropne łaskotki. Zaczęłam piszczeć jak opętana, czym pewnie zwróciłam na siebie uwagę wszystkich. Łukasz śmiał się z mojej reakcji i mimo próśb z mojej strony nie przestawał.  – Śmiech – powiedział, po czym usiadł obok i trącił mnie łokciem.
- To chyba dobre lekarstwo, ale i sposób na napaść. Jeżeli o to chodzi, to ja zawsze będę ofiarą.
- Od razu lepiej jak się uśmiechasz. Teraz Bartek będzie musiał zejść z boiska, bo nie będzie się mógł skoncentrować. Ał! – szturchnęłam go mocniej, żeby nie robił sobie tego typu żartów, po czym poczochrał mnie po głowie – A teraz wyglądasz jak Wisienka na torcie, której wiatr rozwiewa liście.
- Bardzo śmieszne, serio. Nawiasem mówiąc, to wiśnia nie ma liści tylko ogonek! – krzyknęłam kiedy wszedł na boisko, zmieniając z jednym z kolegów.

poniedziałek, 4 marca 2013

Tym razem coś od autorki ;)

Dzięki jednej z czytelniczek - zonka - Wisienka została nominowana do nagrody Liebster Award :)
Jest to dla mnie wielkie wyróżnienie, nawiasem mówiąc, pierwsze w mojej blogerskiej karierze!
Jeszcze raz dziękuję i przechodzę do odpowiedzi na pytania :)

1. Z jakiej rzeczy byłaś/eś ostatnio dumna/y?
Z pierwszej zdanej sesji oraz z tego, że nauczyłam się kończyć to, co zaczęłam.

2. Czy jest coś, co chcesz w sobie zmienić?
Nabrać więcej pewności siebie i uwierzyć we własne siły.

3. Czemu zdecydowałaś/łeś się na założenia bloga?
Zdecydowałam się na to, ponieważ moja przyjaciółka, a jednocześnie pierwsza czytelniczka Wiśni i innych moich opowiadań, mnie do tego namówiła, za co serdecznie jej dziękuję!

4. W jakiej formie najchętniej czytasz książki? Papier, e-book, audiobook?
Zależy na jaką formę mam akurat ochotę - ostatnio na papierze, czasem e-book. Audiobooków nie preferuję.

5. Na bezludną wyspę zabiorę ze sobą...
... telewizor z Polsatem Sport ;)

6. Ulubiona książka/film?
Ulubiona książka Sebastian Fitzek "Odłamek".

7. Jaką kreskówkę lubiłaś/łeś najbardziej jako dziecko?
Krecik ;)

8. Czy masz w sobie coś z dziecka?
Tak, mam - jak każdy człowiek.

9. Kawa, herbata, mleko, czy jeszcze coś innego?
Zdecydowanie herbata i sok pomarańczowy.

10. Z kim chciałabyś/chciałbyś zamieniać się rolami na jeden dzień?
Nie chciałabym się zamienić, lubię być sobą ;)

11. Jakiej muzyki najchętniej słuchasz?
Rocka.

Nominuję:
1. http://nigdy-nie-bede-twoja.blogspot.com/
2. http://nie-rezygnuj-z-nas.blogspot.com/
3.http://anielskaa.blogspot.com/


Moje pytania:
1. Co lub kto jest Twoją inspiracją?
2. Kogo najbardziej cenisz i szanujesz?
3. Jaki jest Twój ulubiony przysmak?
4. Czego nie lubisz w gatunku ludzkim?
5. Czy zdarzyło Ci się ocenić kogoś po wyglądzie?
6. Co najbardziej irytuje Cię w innych blogerach?
7. Co chciałabyś w sobie zmienić?
8. Czy uważasz, że ideały istnieją? Tak/Nie i dlaczego?
9. Jaka była najdziwniejsza rzecz jaką zrobiłaś w życiu?
10. Jeżeli mogłabyś cofnąć się w czasie, do jakiego momentu być wróciła?
11. Czy kiedykolwiek w swoim życiu bardzo mocno czegoś żałowałaś?