UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

piątek, 7 listopada 2014

"- Ona tu jest i tańczy dla mnie"

Na wstępie chciałam przeprosić tych co tu zaglądają za moją nieobecność. W ramach rekompensaty dłuższy odcinek opowiadania :)

Nie powinnam tak ostro reagować na propozycję Ady. Przecież chciała dobrze, jak wszyscy ostatnio. Tylko niektórzy nie mogli zrozumieć, że ich ‘dobrze’ wcale nie oznacza ‘dobrze’ dla mnie. Wizyta Wlazłego kompletnie mnie rozstroiła i dużo czasu zajęło mi doprowadzenie się do w miarę stabilnego stanu. Przypomniałam sobie po co tu jestem i dlaczego – z własnego wyboru. Nie chciałam, żeby mój wybór, do którego sama siebie nakłoniłam osobą Bartka, okazał się kompletnym idiotyzmem. Musiałam pokazać sobie, rodzicom i przyjaciołom, że nie żałuję podjętej decyzji.
Mama dzwoniła wiele razy, ale za każdym razem ją zbywałam, twierdząc, że jestem zajęta. Wymyślałam różne wymówki, żeby odłożyć tą rozmowę na dalszy termin i nie powracać do bolesnych tematów. Tylko właściwie po co miałam mówić rodzicom o swoich problemach z związku, którego notabene już nie ma? Nie ma ich tu, nie mieszkają blisko i raczej nie dowiedzą się o tym z mediów. Po co mają się martwić, skoro nie jest najgorzej? Tak, wmawiaj sobie dalej, że wszystko jest w porządku, pomyślałam, ale nie zmieniłam zdania. Nie muszą o tym wiedzieć, przynajmniej nie teraz. Uniknę zbędnych pytań po co i dlaczego, czy dobrze się czuję i niczego nie potrzebuję?
Potrzebowałam i to bardzo. Bartka, tylko i wyłącznie jego, ale wiedziałam, że nie mogę dostać tego, czego chcę. Nie można mieć wszystkiego, więc teraz ja nie miałam jego. Tym razem to on okazał się tym elementem, bez którego miałam sobie poradzić. Jak na razie mi nie szło. Trudno było mi o nim nie myśleć, nie myśleć o tym co zrobiłam i czego nie zrobiłam, zaczynałam powoli nienawidzić siebie, choć za wszelką cenę chciałam tego uniknąć. Musiałam nauczyć się żyć na nowo, znowu.
Kiedy byłam w kuchni, żeby zrobić sobie coś do picia, usłyszałam pukanie do drzwi, które przypomniało mi, że jestem sama w domu. Na początku stwierdziłam, że nie będę otwierać, bo nie chcę żadnych gości, jednak kiedy ten ktoś zaczął dosłownie walić w drzwi, pofatygowałam się otworzyć.
- Już miałem wzywać policję – Zbyszek odetchnął z ulgą i wszedł do środka – Paula dzwoniła do mnie z manufaktury, że jest z Adą na zakupach, więc zaraz po treningu przyjechałem. Nie strasz ludzi, mała! – słusznie miał pretensje, więc się nie rzucałam. A nóż mógłby mnie znaleźć nieprzytomną na podłodze albo z podciętymi żyłami. Przez krótką chwilę zastanawiałam się jakby na to zareagowali, jak zareagowałby Bartek. Ale ta chwila była krótka i więcej nie wróciła.
- Przepraszam, jakoś nie mam ochoty przyjmować teraz gości. Cieszę się, że wpadłeś, bo właściwie mam do ciebie prośbę. – skoro nadarzyła się okazja, to trzeba z niej skorzystać, pomyślałam – Chciałabym cię prosić, żebyś przywiózł resztę moich rzeczy z mieszkania Bartka.  – spojrzał na mnie tym swoim dziwnym spojrzeniem, jakby chciał odczytać moje myśli. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i miejsca w jakim się znajduję, jakby myślał, że niedługo wszystko wróci do normy, że Bartek wróci. Nie chciałam go tak brutalnie wytrącać z tego przekonania, ale widocznie tak wyszło.
- Jasne, zaraz po nie pojadę.  – powiedział po chwili ciszy, najwyraźniej musząc przyswoić sobie to do wiadomości.
- Bartek nie powinien robić żadnych problemów, właściwie to powinien ci pomóc, więc… - próbowałam jakoś zażartować z tej sytuacji, ale z marnym skutkiem. Nie chciałam płakać, więc próbowałam się opanować. Kolejny krok w kierunku normalnego życia.
- Nie mów tak – powiedział w końcu – Zobaczysz, że niedługo do siebie wrócicie. – uśmiechnęłam się pod nosem, zdając sobie sprawę jakim Zbyszek jest niepoprawnym optymistą.
- Nie jesteś już dzieckiem, przestać wierzyć w bajki – odpowiedziałam, nie chcąc dalej drążyć tego tematu.
- Bajki nie są tylko dla dzieci, Ida.  – westchnął cicho, po czym poinformował, że jedzie do Bartka po moje rzeczy. – Tylko otwórz mi drzwi jak wrócę – dodał na koniec, co spotkało się z moim przytaknięciem.
***
Młoda wykupiła większość rzeczy w sklepach, ale nie protestowałam. Byłam zajęta szukaniem czegoś niezbędnego do mojego planu. Musiałam go zmienić, bo Ida nie chciała iść z nami, ale miałam nadzieję, że wypali. Kiedy Paula stwierdziła w końcu, że kupiła już wszystko, zaciągnęłam ją do jeszcze jednego sklepu, gdzie wypatrzyłam coś idealnego na potrzeby swojego planu. Wpadłam między wieszaki, szukając odpowiedniego rozmiaru, aż w końcu znalazłam ideał. Czerwona sukienka, całkiem prosta, ale mająca swój urok, wydała mi się najbardziej odpowiednia. Na dodatek pani, która pilnowała całego interesu posturą przypominała Idę, więc poprosiłam ją, żeby przymierzyła sukienkę.
- Leży idealnie – stwierdziła, oddając mi sukienkę, więc nie pozostało nic innego tylko za nią zapłacić. Młoda wpatrywała się we mnie, nie bardzo wiedząc co się dzieje, ale o nic nie pytała. Ja też nie udzielałam jej bardziej szczegółowych informacji, więc mogłyśmy wrócić do domu.
Zastałam ją w naszym pokoju, czytającą jedną w moich książek. Kiedy weszłam do pokoju odłożyła książkę i wzruszyła ramionami.
- Nie powinnam od razu się wściekać, przepraszam. – nie wiem czy spodziewałam się tych przeprosin, zwłaszcza teraz, kiedy Ida wydawała się nieobliczalna. Ale ten gest był miły, więc uśmiechnęłam się i podałam jej torbę. Zdziwiona spojrzała na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi.
- To dla ciebie, na nowe życie z zastrzeżeniem możliwości powrotu tego wcześniejszego – powiedziałam, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że nie wierzę w taki koniec jej znajomości z Bartkiem. Pominęła ta uwagę milczeniem i rozpakowała sukienkę. Chyba jej się spodobała, bo od razu poszła do łazienki ją przymierzyć.
Wyglądała genialnie, jakby sukienka została uszyta specjalnie dla niej. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze, kiedy w pokoju pojawił się Zbyszek.
- A co to za okazja? – postawił torby niewiadomego pochodzenia na ziemi i przyglądał się uważnie mojej przyjaciółce. Dopiero potem zauważyłam, że na jego plecach siedzi Młoda. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Nowy początek, Zibi. Dzięki za przyniesienie rzeczy. – odpowiedziała i zniknęła z powrotem w łazience. Nie wiedziałam, że nastąpi to tak szybko i wcale mnie to nie cieszyło. Nie chodziło o to, że będziemy razem mieszkać, tylko o to, że ona nie wierzy w to, że dogada się z Bartkiem. Jakby już definitywnie zamknęła ten rozdział. Spojrzałam na przyjaciół, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Pozwolimy na to? – zapytałam cicho, mając nadzieję, że rozumieją o czym do nich mówię. Młoda zeskoczyła na ziemię i razem ze Zbyszkiem zaprzeczyli.  – Poczekamy. A później… mamy robotę do wykonania.
***

Obudziłam się w poniedziałek rano z wrażeniem, że o czymś zapomniałam. W dodatku w mieszkaniu było nadzwyczaj cicho, co do nas niepodobne. Odwróciłam się na bok i zobaczyłam śpiącą smacznie Adę. Nie chciałam jej jeszcze budzić, zwłaszcza, że ostatnio prawie w ogóle nie spała. Wyszłam cicho z pokoju, zerkając na zegar, który wskazywał dziewiątą.
- Coś tu nie gra – powiedziałam cicho do siebie i weszłam do pokoju Młodej. Potknęłam się o jednego trampka, który leżał zaraz pod drzwiami i zaklęłam cicho. Paula też jeszcze spała, ale akurat to nie zrobiło na mnie wrażenia. Zawsze lubiła spać do późna, chyba że wynikła jakaś dziwna sytuacja, jak ostatnio. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, szukając jakiejś wskazówki odnośnie mojego dziwnego przeczucia, jednak poza bałaganem, mało co wpadło mi w oko. Dopiero kiedy mój wzrok padł na kalendarz, zrozumiałam, że to nie ja o czymś zapomniałam tylko Młoda. Zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie co tutaj się zaraz będzie działo. Usiadłam na łóżku i potrząsnęłam ramieniem Pauli raz i drugi, aż wyrwałam ją ze snu. Spojrzała na mnie zaspanymi oczami, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.  – Nie zapomniałaś o czymś? – zapytałam ledwo tłumiąc śmiech. Zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie nad tym co powiedziałam, ale jakoś nie widziałam żadnego efektu. – Wiesz, mamy dziś poniedziałek i…
- Szkoła! – wrzasnęła nagle, aż podskoczyłam na łóżku. Wyleciała z pod kołdry, oczywiście potykając się przy tym mnóstwo razy i wpadła do szafy. Dawno tak się nie uśmiałam, jak teraz, pierwszego września o dziewiątej rano.  – Wyprasuj mi bluzkę, błagam! – rzuciła we mnie białą szmatką i popędziła do łazienki. Kręcąc głową z niedowierzania z jej głupoty, poszłam obudzić Adę, bo nie wiedziałam gdzie trzyma żelazko. Śmiałam się przy tym do łez, dlatego kiedy Ada otwarła oczy, nie wiedziała co się dzieje.
- Żelazko masz? – musiałam zadawać proste pytania, bo do człowieka wyrwanego ze snu należy mówić jak najprościej. Moja przyjaciółka kiwnęła głową. – A gdzie? – wskazała mi ręką jedną z szafek, z której minutę później wyciągnęłam żelazko. Deska do prasowania była za drzwiami, więc szybko się z nią uporałam. Ada przetarła oczy i patrzyła ze zdziwieniem co robię. Widocznie nie dotarło do niej, że to żelazko jest mi potrzebne do prasowania.
- Możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? – zapytała chwilę później, kiedy postać Młodej przemknęła jej przed oczami.
- Paula zaspała do szkoły – wzruszyłam ramionami, czekając na jej reakcję. Ona tylko spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać, znacznie głośniej niż ja chwilę temu. Z tego wszystkiego, próbując się obrócić, spadła z łóżka. Na to wszystko weszła Paulina, porwała bluzkę z deski do prasowania i szybko ją ubrała. Potem wybiegła, krzycząc, że nie wie, kiedy wróci i tyle jej było. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam na desce do prasowania jej telefon – A ja wiem, kiedy wrócisz. Trzy, dwa, jeden…
- Telefon!  - rzuciłam jej komórkę i pomachałam na do widzenia.
Usiadłam na łóżku, obok Ady, która zdążyła podnieść się z podłogi. Ziewnęła potężnie, po czym spojrzała na mnie.
- Wiesz, dawno się tak nie uśmiałam. Całe szczęście, że jest tu z nami, inaczej pewnie dalej leżałabym w łóżku. 
- Masz rację. Wczoraj oglądałam zdjęcia z treningu Skry – wiedziałam do czego zmierza – Teraz będzie inaczej, prawda?  - zapytała cicho, jakby nie chciała, żeby cokolwiek się zmieniało. Ja też nie chciałam, ale nikt nie pytał mnie o zdanie.
- Nie wiem czy będę potrafiła kibicować Skrze i… czy będę mogła na niego patrzeć.
- I pomyśleć, że to właśnie od meczu się wszystko zaczęło.  – czułam, że jeżeli będziemy kontynuować ten temat, wrócimy do tego co było parę dni temu, do płaczu i lamentu nad własnym życiem.
- Teraz też się zaczęło. Normalne życie. – powiedziałam, klepiąc ją po ramieniu. Chciałam dodać jej otuchy, kiedy czułam się prawdopodobnie bardziej rozbita niż ona. – Może pójdziemy na spacer?  - zapytałam, mając nadzieję na coś innego niż siedzenie w domu. Chciałam wyrwać się od wszystkich myśli i zrobić coś dla siebie. Na przykład trochę poznać miasto, chociaż najbliższą okolicę.
- Jakoś nie mam ochoty, poczytam sobie coś, ale ty idź. – uśmiechnęła się do mnie, co oznaczało, że będzie nadal myśleć o tym co było. Nie mogę na to pozwolić, pomyślałam i wpadłam na pewien pomysł. Ubrałam się i tak jak chciała zostawiłam ją samą. Zabrałam tylko torebkę i telefon.
Pierwszy wrzesień w Łodzi był pięknym dniem. Świeciło słońce, na niebie nie było żadnych chmur, zrobiło się przyjemnie ciepło. Uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Mijały mnie grupki elegancko ubranych dzieci idących do szkoły ale też ludzie niewiele młodsi ode mnie, którzy nie odczuwali radości z powodu powrotu do szkoły.
Szłam powoli chodnikami, rozglądając się na boki. Mijający mnie ludzie, pewnie wzięli mnie za turystkę, myśląc, że podziwiam miasto. Jednak nie byłam obecna myślami. Moje myśli uciekały do tych dni, kiedy byłam jeszcze w Spale, kiedy wahałam się pomiędzy pozostaniem w domu a przyjazdem tutaj. Może gdybym, tak jak planowałam, została w domu i studiowała w Krakowie… Nie mogę tak myśleć, skarciłam się w myśli przymykając na chwilę powieki. Muszę być twarda i normalnie żyć, nie patrzeć na innych i żyć po swojemu. Tak jak planowałam zanim go poznałam, zanim pojechałam na mecz do Kędzierzyna razem z Adą i… kimś, kto dla mnie już nie istnieje. Spuściłam głowę i chwilę później poczułam, że na coś wpadłam.
To był tylko krótki moment i znalazłam się na chodniku. Moja torebka leżała jakieś dwa metry dalej i tylko tyle byłam w stanie teraz zarejestrować. Poczułam się trochę zdezorientowana, kiedy wokół mnie pojawił się wianuszek ciekawskich osób. Zapewne zrobiłam się cała czerwona, bo nie lubiłam być w centrum uwagi. Obok mnie klęczał jakiś młody facet i chyba coś do mnie mówił, ale na początku nie mogłam nic zrozumieć.
- Niech pan wezwie pogotowie – to były pierwsze słowa jakie usłyszałam i momentalnie się ocknęłam.
- Nie, nie, nie trzeba. Wszystko w porządku, naprawdę – powiedziałam szybko i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że pan stojący obok chowa telefon do kieszeni.
- Dobrze się pani czuje?  - zapytał trochę przestraszony blondyn, który widocznie jest na tyle silny, żeby w jednej sekundzie sprowadzić kobietę do parteru. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Dopiero wtedy zauważyłam, że skądś go znam. Po dłuższym przypatrywaniu się jego twarzy, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ona tu jest i tańczy dla mnie – zanuciłam cicho, co wprawiło go w chwilowe osłupienie. Potem oboje zaczęliśmy się śmiać, a ludzie stojący obok się rozeszli, nie chcąc tracić czasu na jakiś świrów.  – Przepraszam, ale tak mi się jakoś skojarzyło.
- Nie ma za co, to ja powinienem przeprosić. Wpadłem na panią i w dodatku przewróciłem, całe szczęście, że nic się pani nie stało. Jestem Michał – wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uścisnęłam ją i też się przedstawiłam – Rzadko spotykane imię.  – stwierdził, uśmiechając się szeroko.
- Nie spotkałam jeszcze swojej imienniczki.  – odpowiedziałam mu tym samym, czując się trochę głupio.  – Za to znam kilku Michałów.
- Może w ramach rewanżu dasz się zaprosić na kawę? – nie powiem, że mnie to nie zaskoczyło i pewnie zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Na szczęście z opresji wybawił mnie telefon. Przeprosiłam na chwilę Michała i odebrałam.
- Błagam cię, przyjdź po mnie, bo nie trafię sama – usłyszałam jęk Młodej po drugiej stronie.
- Ciekawe jak ja tam dojdę, skoro nie znam miasta – kątem oka zobaczyłam, że Michał na migi pokazuje mi, że mi pomorze.  – Gdzie jest ta szkoła?
- Na Paderewskiego.
- Dobra, czekaj tam. – rozłączyłam się, uśmiechając się z wdzięcznością do siatkarza.
- Naprawdę pomożesz mi tam trafić? – zapytałam z nadzieją.
- Jasne, chodź. Przy okazji czegoś się o tobie dowiem. A kawa nam nie ucieknie
- Nie piję kawy. Ale sok pomarańczowy brzmi całkiem w porządku.
***
Przegadaliśmy całą drogę do szkoły jak dobrzy znajomi. Schody zaczęły się dopiero wtedy, kiedy padło pytanie, które paść musiało.
- Dlaczego studia akurat w Łodzi? – przecież nie mogłam tak po prostu opowiedzieć mu wszystkiego i to jeszcze ze szczegółami. Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się jak to ująć w słowa.
- To jest bardzo długa historia i nie bardzo chcę o tym mówić – powiedziałam, jednocześnie słysząc piosenkę, którą nuciłam chwilę temu, za swoimi plecami – Boże, ona to ma wejście – mruknęłam, odwracając się w kierunku Pauli, która śpiewała na całego. Jeszcze brakowało tego, żeby zaczęła tańczyć i zrobiłaby totalną wiochę.  – Bo nie dostaniesz obiadu!  - Michał stał z boku i przyglądał się nam. Jednym słowem wyglądał tak, jakby miał zaraz buchnąć śmiechem.
- Michał, to jest Młoda. Młoda, to mój przypadkowy przewodnik Michał.
- Wiedziałam, że przeprowadzka tutaj była genialnym pomysłem – powiedziała zadowolona, witając się z siatkarzem.
- Zbyszek też tak sądzi – dodałam specjalnie, żeby nie była po drodze taka odważna. Tak jak myślałam od razu się speszyła i mało co się odzywała po drodze do domu. Okazało się, że mieszkamy całkiem blisko tej szkoły i wcale nie trudno do niej trafić.  – Dziękuję za pomoc – odezwałam się do Michała, kiedy Młoda pobiegła na górę.  – Pewnie dalej bym błądziła, znając moją orientację w terenie.
- Z chęcią pokażę ci całe miasto, jeżeli masz na to ochotę – uśmiechnęłam się przepraszająco, bo wiedziałam, że muszę odmówić  - Ale sądząc po twojej minie chyba zaraz mi odmówisz, więc od razu zapytam o numer telefonu.  – nie dawał za wygraną, a ja i tak nie miałam co robić, więc podałam mu swój numer.  – Zadzwonię – powiedział i poszedł. Nie wróciłam na górę, patrząc jak idzie i kilka razy odwraca się za siebie. Kiedy zniknął z pola widzenia, zadzwoniłam do Konstantina.
- Dobrze cię słyszeć – powiedział na przywitanie jakby nie swoim głosem.
- Przyjedź po mnie, będę czekać przy tym sklepie obok naszego bloku.  Musimy pogadać.
***
Czekałam obok sklepu na Cupko, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Ady.
- Co jest? – zapytałam, rozglądając się czy przypadkiem Kostek nie nadjeżdża swoją wypasioną bryką.
- Gdzie ty jesteś?
- Postanowiłam pospacerować jeszcze trochę i przewietrzyć umysł – przecież nie mogłam jej powiedzieć, że zamierzam rozmawiać z Serbem. Nawet nie chciałam wiedzieć jakby na to zareagowała.  – Niedługo wrócę, nie martw się.
- Jeżeli jesteś z tym, z kim stałaś pod klatką to możesz nie wracać – zaśmiała się cicho, a ja pomyślałam sobie w tym momencie o dwóch rzeczach. Po pierwsze, poczułam, że wraca moja dawna Ada, której brakowało mi od jakiegoś czasu. A po drugie, że mam ochotę uderzyć ją czymś ciężkim za ten komentarz. Właśnie zobaczyłam, że Cupko po mnie podjechał, więc musiałam kończyć rozmowę.
- Tak i trochę nam przeszkadzasz, więc muszę kończyć. – będę skazana na szczegółową i szczerą spowiedź jak przyjadę, ale trudno. Pomachałam na przywitanie do Konstantina i wsiadłam do samochodu.  – Cześć przyjacielu. Stęskniłam się za tobą, wiesz? – uśmiechnął się do mnie i mocno przytulił, nie zważając na trąbienie innych kierowców, którym przypadkiem zatarasował przejazd.
- Wyjechałem tylko na parę dni, a tu takie rewolucje – powiedział po chwili ciszy.
- O co dokładnie ci chodzi? – zapytałam, chcąc upewnić się co ma na myśli.
- W piątek mieliśmy trening, jeszcze nigdy nie widziałem trenera tak wkurzonego. Nikt nie mógł się z nikim dogadać, totalny chaos.  – dlaczego przez myśl przeszło mi, że to przeze mnie? Pomyślmy. Może dlatego, że tak właśnie jest? Konstantin musiał zauważyć, że wiem coś więcej, wnioskując po tym jak na mnie spojrzał, ale widocznie nie chciał o tym rozmawiać w samochodzie. Wiedziałam, że rozmowa na ten temat mnie nie ominie i prędzej czy później ktoś, w tym wypadku Kostek, będzie zadawał niewygodnie pytania. Tylko że mój nowy początek nie obejmował tego w repertuarze, argumentując to tylko i wyłącznie jako powód powrotu do tamtych okropnych dni, o których chciałam jak najszybciej zapomnieć.
Kiedy weszliśmy do mieszkania, przypomniałam sobie, że przecież on nie mieszka sam.
- Jesteśmy sami, nie przejmuj się. – powiedział nagle, jakby słyszał moje myśli. Zaprowadził mnie do swojego pokoju – Rozgość się, a ja zrobię coś do picia – usiadłam na jednym z foteli, rozglądając się po pomieszczeniu. Obok łóżka stała jeszcze nierozpakowana walizka, która przypomniała mi po co tutaj jestem. Chwilę potem zjawił się Serb, niosąc dwa kubki herbaty. Rozłożył się na drugim fotelu, kładąc wcześniej herbatę na stolik. – Powiesz mi wreszcie co się tutaj stało?
- Interesuje cię wersja krótka czy długa ze wszystkimi szczegółami? – dobrze wiedziałam, że będzie chciał usłyszeć o wszystkim co go ominęło, ale ja głupia łudziłam się, że uda mi się uniknąć opowiadania mu całej historii. Właściwie myślałam, że ktoś mu już o czymś powiedział i nie będę musiała tego powtarzać, ale niestety – łudziłam się.
W trakcie swojej opowieści, często przerywanej z powodu braku odpowiednich słów czy niezmożonej chęci rozpłakania się na dobre, nawet na niego nie spojrzałam. Tak było wygodniej, znacznie wygodniej. Nie przerwał mi ani razu, za co byłam mu wdzięczna, bo nie musiałam niczego odwlekać w czasie. Kiedy skończyłam, pomiędzy nami zapadła cisza. Nie wiedziałam czy dlatego, że był tak cholernie zaskoczony czy zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć. Może nawet i to, i to.
-O niczym nie wiedziałem, naprawdę.  – albo mi się wydawało, albo w jego głosie słyszałam wyrzuty sumienia.
- Ale to już przeszłość Cupko i nie chcę do tego wracać. Obiecałam sobie, że nie będę oglądać się wstecz i proszę cię, zmieńmy temat. Porozmawiajmy lepiej o przyszłości. Rzeczywiście jest tak źle? – chodziło mi o sytuację drużyny. Czułam się za to odpowiedzialna, ale nie wiedziałam czy jest coś, co mogę zrobić. Konstantin westchnął.
- Myślę, że do pierwszego meczu wszystko ucichnie na tyle, że będziemy mogli porozumieć się na boisku. Problem wyniknie dopiero wtedy, kiedy zaczną się sporne sytuacje podczas meczu. Wtedy nawet nie chcę myśleć, do czego może dojść.  – próbowałam coś powiedzieć, ale Serb mi przerwał – Wiem o co chcesz zapytać. Nic nie możesz zrobić, oni muszą to sobie wyjaśnić. Ty masz trzymać się od tego z daleka, już dość się nacierpiałaś. Dalej masz czerwone oczy. Chodź tu – pociągnął mnie na swój fotel i posadził na swoich kolanach. Przytuliłam się do niego, znowu zapominając po co tu przyszłam.
- Mając na myśli przyszłość, myślałam też o czymś innym – powiedziałam po chwili ciszy. – Musicie się jakoś dogadać, Kostek. Tak naprawdę nie wiem co jest między wami, mogę się tylko domyślać, ale musicie ze sobą porozmawiać. Oboje jesteście moimi przyjaciółmi i zależy mi na tym, żebyście byli szczęśliwi. Razem albo osobno, rozumiesz? Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami.  – nie chciałam wnikać w to co jest między nimi, nie chciałam nikogo do niczego namawiać, bo wiedziałam, że może to przynieść, przeciwne do oczekiwanych, skutki. Chodziło tylko o rozmowę, wyjaśnienie sobie rzeczy, które do tej pory były przyczyną konfliktu.
Dokładnie o to, czego nie potrafiłam zastosować w swoim życiu. I Konstantin dobrze o tym wiedział.
- Potrzebuję czasu – mruknął prosto w moje ramię, a potem już tylko milczeliśmy. Bardzo dobrze jest czasem nic nie mówić, razem pomilczeć. Zwłaszcza z przyjacielem, który w pewnym stopniu rozumie co czujesz.

Milczeliśmy tak do powrotu Zbyszka, a potem Kostek odwiózł mnie do domu. Nie chciał wchodzić na górę, ale ja też na to nie nalegałam. Prosił o czas, więc postanowiłam trochę mu go dać. Tylko, żeby za długo z tym nie czekał, pomyślałam.