UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

sobota, 30 sierpnia 2014

" - Problemy, Młoda, tylko i wyłącznie problemy."

- Jak wyglądam? – zapytał mnie Bartek któryś raz z rzędu, będąc zdenerwowanym i zestresowanym do granic możliwości. Tysiąc razy poprawiał krawat, wieszał medal na szyi. Ostatecznie zdecydował się schować medal do kieszeni marynarki, a jak będzie trzeba to wyciągnie i założy. Kiedy tak na niego patrzyłam, miałam wrażenie, że denerwuje się teraz bardziej niż przed finałem igrzysk, a myślałam, że będzie na odwrót. Przecież ten obiad powinien być przyjemnością.
- Nie denerwuj się tak, przecież nie będziesz tam sam, tak?  - staliśmy przed lustrem, Bartek odwrócił mnie do siebie tyłem, żebym mogła zobaczyć nasze odbicie. Uśmiechnęłam się nic nie mówiąc, czując jak Bartek się do mnie przytula.
- Ładnie wyglądamy, nie? Całkiem nieprzeciętnie. Ale to chyba dzięki Tobie – mruknął, czym mnie doszczętnie rozbawił. Dzisiaj usłyszałam już tyle komplementów z jego strony, że zaczynało mnie to peszyć. Kiedy mu o tym powiedziałam, uśmiechnął się tylko, po czym dodał – To dlatego, że tak bardzo się za tobą stęskniłem.
- Tak, tak, słyszałam to już milion razy. Ona też za tobą tęskniła, a teraz raczy pan zejść na dół, bo spóźnicie się do prezydenta i będzie to stanowczo nie na miejscu.  – Młoda wręcz wypchała go za drzwi, zdążył tylko zabrać kluczyki i dokumenty, przybierając bardzo dziwny wyraz twarzy. Bądź co bądź, Młoda właśnie ‘wyrzuciła’ go z mieszkania.  – Staliście przed tym lustrem czterdzieści minut. To zaczyna robić się niezdrowe?
- Przepraszam, ile? – zapytałam kompletnie zaskoczona. Przysięgłabym, że to było tylko kilka minut. Paula stanęła przede mną z miną godną Oscara.
- Patrzyłam na zegarek, kochana. Czterdzieści dwie i pół minuty. Co ta miłość robi z ludźmi – pokręciła głową i zniknęła w kuchni. Zostawiła mnie przed tym lustrem, zastanawiającą się dlaczego czas tak szybko upływa. Spojrzałam na siebie, wnikliwie przyglądając się odbiciu. Dawno tego nie robiłam, przed lustrem spędzałam bardzo mało czasu. Jednak coś zmieniło się w tym odbiciu, nie potrafię określić co, ale widziałam siebie inaczej. Widziałam siebie inaczej, bo… jestem szczęśliwa? Nie znajdowałam innego wytłumaczenia.
Miałam zamiar dołączyć do Pauli, widząc jak zabiera wielką miskę lodów i siada przed telewizorem w salonie, jednak ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam otworzyć. Za drzwiami zobaczyłam rozczochranego Miśka Winiarskiego z małym chłopcem podobnym do niego jak dwie krople wody. Krawat miał przekrzywiony, zapewne wiązany na szybkiego, a mały miał ubrany na lewo podkoszulek.
- Przepraszam, że niespodziewanie, ale nie mam go z kim zostawić. Mogłabyś się nim zająć? Proszę, błagam, jestem strasznie spóźniony. – jeżeli mowa o wyglądzie, to on też wyglądał inaczej. Inaczej niż zapamiętałam go ze Spały i z meczy Skry. Zupełnie inaczej. Chłopiec wyglądał na lekko wystraszonego tym pośpiechem, tak samo jak ja ich nagłą wizytą.
- Jasne, wejdź na chwilę. – wciągnęłam ich za drzwi i postawiłam małego na ziemi. Poprawiłam Miśkowi krawat, zapięłam niedopięte guziki koszuli, poprawiłam mu fryzurę. Nie mogłam pozwolić, żeby pojechał, wyglądając trochę niechlujnie. – Teraz możesz jechać, zajmiemy się Oliwierem.  – wyszedł na klatkę, a ja razem z nim, mając mu do powiedzenia jeszcze jedno zdanie. – Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać. – uśmiechnął się na pożegnanie i nic nie mówiąc zbiegł na dół po schodach. Wróciłam do mieszkania, będąc pod ciągłym spojrzeniem młodego Winiarskiego. Kucnęłam przed nim, uśmiechając się do niego – Jestem Ida.
- A ja Oliwier. – powiedział cicho, spuszczając swoją blondwłosą główkę w dół.  – Jesteś moją nową ciocią? Tata powiedział, że jesteś narzeczoną wujka Bartka. – no nie powiem, wygadany po ojcu. A za tą narzeczoną, to mu się dostanie, pomyślałam, choć wcale bardzo mi to nie przeszkadzało.
- Na to wygląda, że tak. Masz na coś ochotę? Jakieś szczególne życzenia? – Oliwier się uśmiechnął, oczka mu się rozweseliły, więc czułam, że jakoś się dogadamy.
- Masz lody? Bo ja najbardziej lubię truskawkowe. I czekoladowego batonika!
- No dobra, powiedzmy, że tata nie musi o tym wiedzieć. Chodź do kuchni.  – posadziłam go na krześle, a sama nałożyłam nam po misce lodów. Całe szczęście, że Paulina coś zostawiła, bo nie miałam serca odmówić temu słodkiemu dziecku. Coś czuję, że będę go rozpieszczać już od początku naszej znajomości. Podałam mu michę i razem poszliśmy do pokoju. Młoda siedziała rozwalona na kanapie i oglądała bajki w telewizji. W ogóle nie zauważyła obecności naszego małego gościa, taka była zajęta. Mały siadł obok niej i dopiero wtedy odciągnęła swoją uwagę od bajki.
- Ojej, a ty to kto mały człowieku?
- Oliwer, a ty?
- Paulina, miło mi cię poznać mały książę – podała mu rękę na przywitanie, będąc w wielkim szoku. Chłopak tylko się uśmiechnął i zainteresował bajką.
- Ten książę spędzi z nami dzień. – poinformowałam ją, siadając po jej drugiej stronie. W końcu każdemu z nas przyda się odmóżdżenie. Zwłaszcza teraz, kiedy nie mogłam pozbyć się przeczucia, że u Michała nie najlepiej się dzieje.
***
- To co robimy, droga przyjaciółko – zapytał pan siatkarz po zjedzeniu dwunastu naleśników. Nie przypuszczałam, że będzie w stanie zjeść aż tyle. A niech się cieszy, Nawrocki nie musi o wszystkim wiedzieć. Z resztą na pewno spali te wszystkie kalorie już niedługo, na przykład jutro jak pójdzie pobiegać.
- Drogi przyjacielu, muszę posprzątać, bo po jutrze tata Pauli przyjeżdża na inspekcję i mieszkanie ma błyszczeć. Może mi pomożesz? Musimy wysprzątać twój pokój, łazienkę, mój pokój też, kuchnię zostawimy na koniec, a i najważniejsze, żeby twoje rzeczy nie walały się po mieszkaniu, bo on nie wie, że tu mieszkasz.
- Dobrze, a teraz powtórz dwa razy wolniej, żebym zrozumiał.  – przysiadłam na stole i jeszcze raz, w żółwim tempie powtórzyłam to wszystko, aby panicz Cupko mógł zajarzyć o co mi chodzi. Gdy skończyłam, miałam wrażenie, że upłynęło pięć minut, ale cóż – sama sobie nie poradzę, więc musiałam się poświęcić.
Dziesięć minut później, Konstantin latał z odkurzaczem po mieszkaniu, a ja chowałam jego rzeczy po szafkach i pudłach, które przytaszczył ze sobą. Zajęłam się swoim pokojem tak, że praktycznie błyszczał. Nawet nie było ciuchów na krześle, kiedy skończyłam, więc byłam z siebie dumna. Potem zajęłam się kuchnią, widząc kątem oka, jak mój przyjaciel dzielnie walczy z mydlanym osadem na wannie, podśpiewując pod nosem i co jakiś czas zakasując żółte, gumowe rękawice. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, że taki facet jak on ciągle jest do wzięcia. Przecież z dnia na dzień, z minuty na minutę stawał się idealnym facetem dla każdej dziewczyny, nie tylko dla mnie. Ale przecież nie mogłam brać go na poważnie, jest moim przyjacielem. Jednak kiedy zobaczyłam te rękawice… No cóż, nie przypominam sobie, żebym ostatnio widziała faceta, który z taką pasją czyści wannę.
Po mniej więcej dwóch godzinach nie poznawałam mojego mieszkania. Wprawdzie świeciło się niesamowicie, byliśmy cholernie zmęczeni i głodni. To, że mnie chwycił głód, to nic dziwnego, ale że jego? Po dwunastu naleśnikach? Panie Boże i Wszyscy Święci, kiedy on zdążył to strawić?
- Nie mam siły gotować. Zamówimy coś? – mruknęłam cicho, odwracając się z trudem w jego stronę.
- Może być, ale ty dzwonisz. Nie mam siły w rękach.
- Wiesz co? A może wprosimy się do Idy?
- Genialny pomysł. Ale muszę się przebrać, nieładnie pachnę.
- Jak ty coś powiesz…. – i jak tu go nie kochać? – Masz dziesięć minut albo jadę sama.
- Raczej wątpię, nie masz siły iść na autobus. A ja mam samochód.  – nawet to sprytne jest. Sprytne, kochane i nie wiadomo jeszcze jakie. Wrócił po pięciu minutach, dzwoniąc kluczykami przy moim uchu. W końcu się podniosłam i wyszliśmy.
***
- Nie możliwie, żeby tak wcześnie wrócili. – powiedziałam, zmierzając wolnym krokiem do drzwi. Oliwier szedł ze mną, ciekawy kto do nas przyszedł. Paula nadal leżała na kanapie, bo nie chciało jej się ruszyć. Otworzyłam drzwi i wybuchłam śmiechem – Co się wam stało?
- Sprzątaliśmy mieszkanie.  Masz coś do jedzenia? – zapytał od razu Cupko, bez żadnych wstępów czy zbędnego powitania. No co po co, nie?
- Coś się znajdzie. – Oliwer wychylił głowę zza moich nóg, przyglądając się Adzie i machając do Konstantina. Ada zrobiła dziwną minę, po czym popatrzyła na mnie, to na przyjaciela.
- O, dziecko. Jakie ładne dzieciątko, jak się masz?  - zapytała, kucając przed małym. Ten uparcie się jej przyglądał, w końcu, ciągnąc mnie za rękę, zapytał:
- Kolejna ciocia?
- Myślę, że tak, książę.  – dopiero potem rzucił się ze śmiechem na młodego Serba, krzycząc coś w rodzaju ‘wujek Kostek’. Konstantin o mało się nie przewrócił, ale w końcu wziął go na ręce i razem weszliśmy do mieszkania.
***
Bartek wysłał mi smsa, że wszystko poszło w porządku, że już wracają i że wróci późno. Pod spodem było mnóstwo całusów i uścisków, co było bardzo słodkie. Ada z Konstantinem zmyli się po prowizorycznym obiedzie, twierdząc, że położą się wcześniej spać, bo ledwo patrzą na oczy. Tak więc zostaliśmy ja, Młoda i książę, jak przywykłyśmy go nazywać. Naprawdę miał coś z księcia, chociażby słodki wygląd, piękne oczy i był bardzo, bardzo miły jak jego tata. W pewnym momencie, po dobranocce nasz książę zaczął przeraźliwie ziewać, więc postanowiłyśmy, że położymy go w sypialni.
- Tata niedługo wróci? – zapytał, leżąc w moim łóżku, przykryty kocykiem, bawiąc się wielką grzywą mojego wielkiego słonia.
- Na pewno niedługo wrócą z wujkiem Bartkiem cali i zdrowi. A teraz śpij, jak przyjadą, to cię obudzę, dobrze? – przytaknął i przymknął oczka. Posiedziałam przy nim dopóki nie zasnął, a potem dołączyłam do Młodej.
- Fajny malec – powiedziała, przełączając program z bajkami na wiadomości, których nie mogłam słuchać. Cały czas zastanawiałam się, martwiłam się, że coś jest nie w porządku. Pamiętam, jak któregoś spalskiego dnia, Michał opowiadał mi o Oliwerze i swojej żonie, o ile pamiętam o ich wspólnych wakacjach. Wydawał się przy tym taki szczęśliwy, jego oczy nabrały tego blasku, kiedy mówisz o czymś na czym ci cholernie zależy, o czymś niesamowicie ważnym. Teraz tego blasku nie było i za wszelką cenę chciałam poznać tego przyczynę, chciałam mu po prostu pomóc.  – Hej, ziemia do Idy? – zobaczyłam rękę Pauli przed oczami i ocknęłam się z zamyślenia. – Co się tak zamyśliłaś?
- Właściwie sama nie wiem, czuję, że dzisiejsza wizyta Oliwera nie jest ostatnią.
- To chyba dobrze? Nie widziałam grzeczniejszego i słodszego dziecka niż on.
- Właśnie nie wiem, czy dobrze. Michał wyglądał jakoś… dziwnie.
- Bo się spieszył i pewnie denerwował tym całym obiadem. Nie szukaj dziury w całym.
- Może masz rację, może rzeczywiście przesadzam.
***
To, co powiedziała Ida, dało mi do myślenia. Choć twierdziłam, że nic złego się nie dzieje, nachodziła mnie myśl, że może mieć rację. Jednak za każdym razem, gdy ta myśl mnie nachodziła, skutecznie ją od siebie odpychałam.
W telewizji puścili jakiś film, który nie przykuł naszej uwagi. Siedziałyśmy w ciszy, nic do siebie nie mówiąc, wpatrując się w telewizor, mimo że myślałyśmy całkowicie o czymś innym.
- Nie mogę spać – usłyszałyśmy cichy głos i kiedy się odwróciłyśmy, zobaczyłyśmy młodego Winiarskiego, trzymającego wielkiego słonia za trąbę. Uśmiechnęłam się do niego, czego chyba nie zauważył, ale mogłam mu to w tej chwili wybaczyć, bo wyglądał tak kochanie jak nigdy wcześniej.
- Choć, położę się z Tobą – Ida wzięła chłopca za rączkę i wyszli z pokoju. Dało się odczuć, że chłopiec nas polubił i nam w pewnym sensie zaufał. Miło spędziliśmy dzisiejszy dzień w swoim towarzystwie, choć na początku było trochę trudno. Oliwer się wstydził, ale później przekonałam go, żeby się ze mną pobawił. Zawsze mi mówi, że dobrze się dogaduję z dziećmi i w większości przypadków znajduję z nimi wspólny język. Jak byłam młodsza, nie bardzo mi to pasowało, bo maluchy nie dawały mi spokoju i cały czas chciały, żebym się z nimi bawiła. Teraz, jak zrobiłam się trochę starsza, uświadomiłam sobie, że kiedyś też byłam takim dzieckiem, prawdopodobnie najbardziej zwariowanym i niegrzecznym w okolicy i fajnie było się wtedy bawić z kimś starszym.
Ida długo nie wracała, więc poszłam zerknąć, czy wszystko jest w porządku. Zastałam bardzo miły widok, kiedy stanęłam w drzwiach sypialni. Pokój pogrążony w półmroku przez zasunięte rolety, a na łóżku dwoje śpiących spokojnie ludzi. Jeden z nich, ten mniejszy, przytulony do tego większego z uśmieszkiem na ustach. Ładnie razem wyglądali, pomyślałam i uświadomiłam sobie, że kiedyś w przyszłości, kiedy Ida z Bartkiem będą już po ślubie, stworzą rodzinę i idealne miejsce dla takiego małego ludzika. Po raz kolejny pomyślałam, że mają wielkie szczęście, że mają siebie o powinni robić wszystko, żeby tak zostało.
Przymknęłam drzwi, żeby nie przeszkadzały im odgłosy z mieszkania i wróciłam do pokoju. Przynajmniej miałam taki zamiar, bo w tym momencie usłyszałam szczęk kluczy. Zobaczyłam w nich Bartka, lekko zmachanego i Michała uwieszonego na jego ramieniu. Odruchowo zamknęłam drzwi do sypialni i podeszłam, żeby mu pomóc.
- Co mu się stało? – zapytałam cicho, doprowadzając go do salonu i sadzając go na kanapie. Czułam od niego alkohol, ale nie chciałam pytać wprost, nie wiedziałam, czy mam takie prawo.
- Problemy, Młoda, tylko i wyłącznie problemy. – Bartek ściągnął krawat i marynarkę, siadając obok klubowego kolegi. Tamten mamrotał coś pod nosem, patrząc nieprzytomnym wzrokiem w ziemię. Co jakiś czas uśmiechał się cynicznie, ale nie zwracał uwagi na nas i na to gdzie jest.
- Chodź, położymy go w pokoju. Prześpię się na kanapie. Wygląda na to, że musi się porządnie wyspać i ..wytrzeźwieć. Oliwer nie może go takiego zobaczyć, wystraszy się.  – Bartek przytaknął i razem zanieśliśmy ledwo przytomnego Winiarskiego do pokoju i położyliśmy go na łóżku. Zabrałam tylko telefon, piżamę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Kiedy szłam do salonu, zobaczyłam, jak Bartek uśmiecha się pod nosem, kiedy zobaczył małego z Idą pogrążonych we śnie. Bezgłośnie położył się obok swojej dziewczyny, przytulając się do niej, a ona przebudziła się na chwilę, nieświadomie się uśmiechając. Zostawiłam ich samych ze swoim szczęściem i poszłam do salonu. Rzuciłam poduszkę na kanapę i położyłam się, starając się zapomnieć o tym, co przed chwilą zobaczyłam. A co zobaczyłam? Rozpad kochającej się, szczęśliwej, idealnej rodziny – przynajmniej tak przypuszczałam.

***

sobota, 9 sierpnia 2014

" - Kochanie... Pora wstawać... Kogut już piał... Trzeba krowy wydoić..."

Cześć :)
Dzisiejsza część jest znacznie dłuższa dlatego, że wyjeżdżam na dwa tygodnie :)
Miłego czytania
Wiśnia.

Siedzieliśmy przed telewizorem, oglądając jakiś durny film. Oparta o ramię Bartka i z nogami przewieszonymi przez jego kolana, drzemałam sobie w najlepsze. Teraz kiedy miałam go blisko siebie mogłam spać spokojnie, wiedząc, że następnego dnia rano znajdę go gdzieś w mieszkaniu i przywita mnie tym swoim cudownym uśmiechem.
- Młoda z Zibim przyszli – szepnął mi do ucha. Otwarłam oczy i zobaczyłam ich jak siedzą razem na podłodze, w miarę zadowoleni. – Chyba doszli do porozumienia.
- Zaraz zobaczymy do jakiego rodzaju porozumienia  - mruknęłam, uśmiechając się chytrze. – Ej, ja się pójdę chyba położyć. Młoda, śpimy razem. – oświadczyłam pewnie, wstając z kanapy jednocześnie się przeciągając. Zdecydowanie wolałam siedzieć na bartkowych kolanach.
- Co? – wykrzyknęli jednocześnie Bartek, Młoda i… Zibi.
- Musicie się wyspać, zmęczeni jesteście. A łóżko w sypialni jest duże, więc się zmieścicie. No chyba, że chcecie z Kubiakiem i Kubą tutaj – leciutki szantaż emocjonalny nie zaszkodzi. Wiedziałam, że nie będą chcieli spać w salonie, bo to nie oznaczało spania. Jarosz i Kubiak zawsze mieli w sobie tyle werwy, że mogli we dwójkę zastąpić bełchatowską elektrownię.
- To ja idę zająć łazienkę – zanim zdążyłam się zorientować, Paula już była w łazience i brała prysznic.  Bartek nie był zbytnio zadowolony z tego, że ma spędzić noc z Bartmanem, ale niestety musiał. Wolałam przypilnować tą dwójkę, żeby nie wyszło potem jakieś małe, drące się coś. Tak na wszelki wypadek.
- To dobranoc – pocałowałam Bartka w policzek i zniknęłam, słysząc tylko Zbyszkowy głos:
- Tylko śpisz z dala ode mnie!
***
W mieszkaniu zrobiło się cicho, co oznaczało, że panowie padli jak muchy ze zmęczenia. Nie mogłam wyobrazić sobie, śmiejąc się w duchu, jak Zbyszek i Bartek rozwiązali sprawę jednego łóżka… Ale to już ich problem, nie mój. Ja sobie leżę wygodnie w łóżku, mając obok siebie śpiącą przyjaciółkę. Jednak nie mogę zasnąć. Mam w sobie tyle emocji, że trudno wyrzucić mi niektóre myśli z głowy. Zwłaszcza te dotyczące Zbyszka i naszej rozmowy. Chyba wyszliśmy na prostą, co niezmiernie mnie cieszyło. Poczułam ulgę, kiedy powiedział, że czekał aż się odezwę i kiedy obmyślił genialny plan jak przekonać moich rodziców. A raczej jak tego nie zrobić. Mimowolnie się uśmiechnęłam przymykając oczy. Przecież jeżeli dobrze pójdzie przez następny rok będę mogła być blisko niego. Nawet nie wiem kiedy powieki same spadły na moje oczy. Słyszałam tylko dziwne szuranie po podłodze, ale byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły sprawdzić co to.
***
Położyłam się na swoim łóżku, będąc w stanie skrajnego wyczerpania fizycznego i psychicznego. Chciałam wreszcie się wyspać, zapomnieć o ostatnich dniach i żyć swoim życiem, mieszkając razem z Cupko. Zrobiło mi się trochę smutno, mimo że się wprowadził, bo już niedługo będzie musiał wrócić do swojego mieszkania. Nie chciałam zostawać sama, nie mogę zostać sama. A Młoda… co z nią, nie wiadomo.
Właśnie zasypiałam, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki z kuchni. Mruknęłam niechętnie, słysząc jak Cupko krząta się po kuchni. Tłukł się szklankami, lodówką trzasnął, normalnie jakby był u siebie.
- Cupko, idźże spać w końcu! – krzyknęłam zaspana, nakrywając głowę poduszką. Usłyszałam jak dwumetrowy, sympatyczny człowiek drepta do mojego pokoju, po czym skrzypnęły drzwi.
- Kiedy ja nie mogę spać! – zabrzmiał jak kilkuletni chłopiec, tak cholernie słodko i bezsilnie. Jeżeli chciałam się wyspać, to musiałam coś z tym zrobić. Przesunęłam się pod ścianę, choć nienawidzę spać pod ścianą i poklepałam miejsce koło siebie. Nie patrzyłam na niego, bo nie miałam siły otwierać oczu, ale wiedziałam, że się ucieszył. Zgasił światło w kuchni i przydreptał z powrotem. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem, a kiedy zasypiałam, słyszałam jego lekkie chrapanie, co również wydało mi się słodkie.
***
Coś za wcześnie zrobiło się cicho, pomyślałam sobie, nie mogąc zasnąć. Młoda pewnie już spała, bo nie słyszałam żadnych oznak przytomności z jej strony. Westchnęłam cicho, przekręcając się na bok. To nie był dobry pomysł, mogłam zostać w naszej sypialni. Tak bardzo się za nim stęskniłam, a teraz dobrowolnie spędzałam noc nie mając go u swojego boku, bez obejmującej mnie bartkowej ręki i przyjemnego łaskotania w szyje przez jego spokojny oddech. Głupia Ida! Przecież Zbyszek chyba nie jest z tych, co zmusza dziewczyny do… stop. Zapędziłam się trochę.
Przymknęłam oczy, próbując zasnąć, jednak nachodziło mnie za dużo myśli. Nie myślałam już o niczym złym, przykrym, negatywnym. Moje myśli krążyły wokół sukcesu moich przyjaciół, Bartka i naszego wspólnego życia, moich studiów, które mam niedługo zacząć. Jestem szczęśliwa, tak, w końcu mogę tak powiedzieć. Związek z Bartkiem jest czymś o czym marzy każda dziewczyna, jest idealny i wyśniony. Wszystko się układa po naszej myśli. Teraz, w tym momencie, kiedy dochodzę do takich wniosków, pojawia się jedna niepokojąca kwestia. A co jeżeli jest zbyt idealnie? Jeżeli nagle przytrafi się nam coś, czego nie będziemy mogli przeskoczyć, co będzie nas stopniowo niszczyć? Potrząsnęłam głową, żeby szybko odrzucić ją na bok i zapomnieć, że kiedykolwiek mnie nawiedziła. Jestem głupia, naprawdę, jest cudownie, a ja narzekam! To chyba najwyższy czas, żeby zasnąć. Jeszcze jeden spokojny oddech i… Nic. Znaczy coś się zaczęło dziać. Ktoś chodził po mieszkaniu i oczywiście mój umysł nie pozwolił mi nie sprawdzić tego przed pójściem spać. Leżałam spokojnie na łóżku, czując, że zaczyna mi się to nie podobać. W drzwiach zobaczyłam zbliżający się cień. Moment później, coś szurając kapciami weszło do pokoju. Gdybym mogła, to zaczęłabym się śmiać, wręcz zaniosłabym się śmiechem. Oczywiście doskonale znałam tą postać, która nas odwiedziła, a ta postać doskonale znała mnie. Ciągnęła za sobą prawdopodobnie naszą kołdrę, którą potem upuściła na ziemię obok łózka. Nie dałam poznać po sobie, że nie śpię, bo czekałam na rozwój wydarzeń. Postać położyła się na przygotowanym posłaniu i westchnęła. A ja liczyłam na dalszy rozwój wydarzeń… Przekręciłam się na brzuchu i wystawiłam głowę za łóżko. On spał! Zasnął, od tak! I kiedy myślałam, że już nic mnie nie spotka, jego wielka ręka ściągnęła mnie z łóżka, układając sobie moją głowę na jego klatce piersiowej.
- Wariowałem bez ciebie – mruknął mi do ucha, przytulając mnie mocno. Tego brakowało mi najbardziej przez te wszystkie dni – jego mocnego uścisku i rytmu bicia jego serca, który przyspieszał na mój widok. Teraz sen przyszedł w zaskakująco szybkim tempie.
***
Kiedy się obudziłam, zauważyłam, że jestem sama w pokoju. Wydało mi się to co najmniej dziwne, bo w mieszkaniu było strasznie cicho, jakby wszyscy jeszcze spali. Nie wiedziałam gdzie wywiało Idę. Przewróciłam się na bok, szukając telefonu, bo to właśnie on mnie obudził. Nie było go na łóżku, więc pomyślałam, że spadł na podłogę. Położyłam się na brzegu od mojej strony i zaczęłam wodzić ręką po podłodze. Tam go też nie było. Wmawiając sobie, że to jest kompletnie bez sensu, przeszłam na stronę Idy i zrobiłam to samo. Spuściłam rękę na dół i natrafiłam na coś.
- Dźgnęłaś mi do oka – mruknęło coś na dole, więc od razu się wychyliłam. Na podłodze spał Bartek z Idą. Znaczy Bartek już nie spał, bo go obudziłam, ale Ida nadal była pogrążona we śnie i przytulona do Bartka.
- Przepraszam – mruknęłam cicho speszona – Nie wiedziałam, że tu jesteś.  – wstałam z łóżka po cichu i rozglądnęłam się po pokoju. Przecież ten telefon musi gdzieś być, pomyślałam, przecież słyszałam jak dzwoni. Dostrzegłam go dopiero jak zadzwonił jeszcze raz. Leżał na parapecie przy oknie. Wzięłam go i szybko wyszłam na palcach z pokoju, żeby dać im pospać. Usiadłam w kuchni przy stole i odebrałam. – Cześć tato. – czułam, że ta rozmowa nie będzie miła. Znowu potraktują mnie jak małolatę, która nie wie czego chce i jest jeszcze dzieckiem. A ja mam już siedemnaście lat i potrafię o siebie zadbać. Zapewne skończy się na tym, że będę musiała wrócić do domu i nie będę mieć nic do gadania.
- Mama mówiła mi o twoim pomyśle.  – usłyszałam twardy głos ojca – Naprawdę chcesz wyjechać?
- Tak, tato. Chcę być razem z przyjaciółmi i grać, mają tutaj dobre programy sportowe. Wiem, że pewnie wydaje wam się to bez sensu, ale chciałabym się tutaj uczyć.  – po drugiej stronie usłyszałam tylko ciche westchnięcie.
- Rozumiem, że nie zmienisz zdania, tak?
- Nie, nie zmienię – powiedziałam cicho, czując, że jestem bliska płaczu. Płaczu z rozczarowania, którego byłam świadoma od początku tej rozmowy, nawet wcześniej.
- Więc musimy to zaakceptować. Nie możemy zatrzymywać cię na siłę. Musisz wiedzieć, że mama jest temu przeciwna i nie chce, żebyś była daleko od domu. Ale ja myślę, że jesteś prawie dorosłą osobą i wiesz co robisz i robisz to na własną odpowiedzialność. Mama mówiła, że wspominałaś o mieszkaniu z jakąś koleżanką.
- Z Adą, to o nią chodzi. Ada wynajmowała mieszkanie z… inną koleżanką, ale tamta ją wystawiła i teraz została sama. Szuka współlokatorki.
- Chciałbym spotkać się z nią i zobaczyć to mieszkanie. Termin nie gra roli. Kiedy zamierzasz wrócić?
- Choćby zaraz, żeby zabrać resztę rzeczy – na początku myślałam, że śnię i że jeszcze się nie obudziłam. Ale kiedy uszczypnęłam się w ramię, stwierdziłam, że to dzieje się naprawdę, że oni pozwalają mi na to, żebym się przeniosła. Zaczęłam płakać i taką zastał mnie Zbyszek. Rozłączyłam się, bo nie chciałam, żeby tata słyszał jakieś męskie głosy w tle. Siedziałam sobie i płakałam, sama nie wiedząc nad czym.
- Mała, co jest? Coś się stało? – kucnął przede mną, chcąc dowiedzieć się co się dzieje. Otarłam łzy z policzków, po czym wzruszyłam ramionami. Zbyszek mnie przytulił, głaszcząc po głowie. Całkiem jak starszy brat, co bardzo mi się spodobało.
- Wiesz, że pozwolili mi się przenieść? – od razu mnie od siebie odsunął, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- To świetna wiadomość, tylko dlaczego płaczesz?
- To chyba tak na zapas. Myślałam, że mi nie pozwolą i zaczęłam beczeć. Zaskoczyli mnie.
- Cieszę się, że zostajesz- mruknął pod nosem, jakby chciał, żebym tego nie usłyszała. Więc udawałam, że nie słyszę. Wpadł mi do głowy pewien pomysł…
- Mam ochotę coś zrobić, ale myślę, że to się wam nie spodoba.
- Zrób to, przekonamy się – skoro dostałam pozwolenie, to nie mogłam się powstrzymać.  I takim sposobem kilka sekund później wszyscy w mieszkaniu i prawdopodobnie w bloku też usłyszeli okropny pisk i inne wrzaski, które mu towarzyszyły. Jestem taka szczęśliwa, pomyślałam i zaczęłam tańczyć na środku kuchni, a co!
***
- Rany boskie, Bartek, coś się dzieje! Wstawaj szybko! – zaczęłam nim potrząsać, bić go, żeby tylko wstał, a ja szybko pobiegłam do kuchni. Słyszałam, że wyleciał za mną z przerażoną miną. Spodziewaliśmy się wszystkiego – włamania, kradzieży, rodzącej kobiety w naszej kuchni, ninja… Ale nie spodziewaliśmy się tego, co zobaczyliśmy. Nie byliśmy pierwsi na miejscu zdarzenia, przed nami z salonu wybiegł Kubuś.
- Gdzie się pali? – zapytał półprzytomny, opierając się o ścianę – Zawiadomiliście straż?
- Kubuś, nie trzeba wzywać straży – wymamrotałam, widząc jak Młoda ze Zbychem tańcują w kuchni, strasznie się z czegoś śmiejąc. Prawdopodobnie z nas, bo dalej nie wiedzieliśmy o co chodzi i wpatrywaliśmy się w nich z dziwnym wyrazem twarzy i wytrzeszczonymi oczami. Zauważyłam, że Paula zarówno płacze jak się śmieje.
- Eee… Stało się coś? – zapytałam, chcąc wreszcie się czegoś dowiedzieć. Ona podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję, aż się zachwiałam. Dobrze, że Bartek stał zaraz za mną i mnie przytrzymał.
- Zostaję, zostaję, zostaję! – krzyczała jak opętana.
- Rodzice pozwolili ci się przenieść? – zapytałam, żeby się upewnić.
- Tak, tata dzwonił i zgodzili się… Właściwie to on się zgodził, ale to wystarczy!  - nie pamiętam, żebym widziała ją bardziej zadowoloną. Zbyszek oparł się o stół, kręcąc głową z niedowierzania, kiedy zobaczył ten wulkan energii.
- To świetnie, naprawdę, genialnie – odetchnęłam, kiedy usłyszałam, że nie stało się nic złego. Oparłam się o Bartka, czując jak mnie obejmuje. Tak się martwiłam, a wszystko było w najlepszym porządku, a nawet lepiej.
- A gdzie jest Michał? – zapytał Bartek, zauważając nieobecność Kubiaka. Jarosz zdziwiony obejrzał się za siebie, myśląc, że jego kolega przyszedł zaraz za nim, ale nikogo za nim nie było. Wkroczyliśmy do salonu, gdzie tej nocy urzędowali siatkarze i zastał nas słodki widok. Otóż Misiu leżał na brzuchu na podłodze, pod głową miał zwiniętą poduszkę  z kanapy, a pod ręką wielkiego pluszowego słonia, który należał do mnie. Buźkę miał lekko rozchyloną i chrapał sobie w najlepsze.  Nim zdążyłam się zorientować, Kubuś położył się obok niego i zaczął go smyrać po karku.
- Kochanie… Pora wstawać… - mruczał mu do ucha seksownym głosem, a ż o mało nie parsknęłam śmiechem. – Kogut już piał…. Trzeba krowy wydoić….  – Michał uśmiechnął się, a potem nagle skrzywił i otworzył oczy.
- Jakie krowy? – zapytał sam siebie, po czym odwrócił się do Jarosza i dziko wrzasnął. Odsunął się od niego, zasłaniając moim słonikiem.
- Nie śpij, bo ci dziecko podrzucą – powiedział Jarosz z uśmiechem na ustach. Zanosiliśmy się śmiechem, patrząc na wrobionego Kubiaka, po czym Bartek dodał:
- Albo krowę.
***
Dawno się tak nie wyspałam jak tej nocy. Spałam twardym snem i wątpię, że ktoś dałby radę mnie obudzić. Kiedy otworzyłam oczy poraziło mnie światło słoneczne, co oznaczało, że jest już późno. W mieszkaniu było cicho, więc zapewne Cupko gdzieś przepadł. Na łóżku leżała tylko poduszka mojego przyjaciela, ale po jego osobie nie było żadnego śladu. Podniosłam się z łóżka i opuściłam stopy na podłogę. Dopiero wtedy zauważyłam, że jest jednak jakiś ślad jego obecności. Na podłodze, z powodu braku jakiegokolwiek stolika w moim pokoju, leżał duży talerz z kanapkami i karteczka.
- „Poszedłem sobie pobiegać, a Tobie żonciu, zrobiłem śniadanko J Mężuś” – przeczytałam na głos i parsknęłam śmiechem. Typowe żarty Konstantina, ja już mu pokażę żoncię tak, że mnie popamięta. Spojrzałam na ten talerz i cicho westchnęłam. To był naprawdę słodki gest z jego strony, zwłaszcza, że rano budzę się piekielnie głodna. Paradoksem jest to, że nie jadam śniadań, ale tym razem zrobiłam wyjątek i pochłonęłam wszystkie kanapki. A liścik schowałam na pamiątkę.
Też chciałam mu zrobić jakąś niespodziankę, więc chwilę po zjedzeniu posiłku znalazłam się w kuchni, zaglądając do lodówki i myśląc, co by upichcić. Nie za bardzo chciało mi się piec kolejne ciasto, choć jabłka kupiliśmy. Postanowiłam usmażyć mu trochę naleśników, nutella była w szafce tak samo jak dżem truskawkowy, więc powinno mu smakować.
Kiedy zaczynałam smażyć naleśniki, usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Po cichu, jakby się bał, że kogoś obudzi. Jednak kiedy usłyszał hałas z kuchni i poczuł zapach przyrządzanego przeze mnie dania, nie omieszkał zaznaczyć swojej obecności.
- Kochanie, wróciłem! – wrzasnął, pojawiając się w kuchni. O mało patelni nie upuściłam, tak mnie wystraszył. Ale nie tym wrzaskiem, tylko tym, jak wyglądał. – Czemu się śmiejesz? – zapytał, spoglądając na mnie zdziwiony. Jednak ja nie mogłam słowa wydusić w tym temacie.
- Robię ci naleśniki, mężusiu. – mruknęłam cicho, czując jak łzy spływają mi po twarzy, tak się śmiałam. – Dziękuję za śniadanie. Postanowiłam się odwdzięczyć. – położyłam na stole talerz z dwoma naleśnikami przełożonymi nutellą.
- Ja mogę tak codziennie – powiedział zadowolony do granic możliwości, zacierając ręce.
- Nie przyzwyczajaj się. W końcu niedługo będziesz musiał wrócić do siebie. – od razu posmutniał i zrobiło się strasznie poważnie. Popatrzył na mnie i wysunął stołek obok siebie. Usiadłam, czekając co ma do powiedzenia.
- Nie zostawię cię tu samej. Jeżeli Młoda będzie musiała wracać do domu, to zostanę z Tobą. I nawet nie próbuj mnie przekonywać, żebym się wyprowadził. Przynajmniej na razie. Dobrze mi to z Tobą, przyjaciółko.
- Mi też, przyjacielu. – pstryknęłam go w nos i wróciłam do smażenia naleśników, a Cupko pochłaniał swoją porcję. Uśmiechnęłam się pod nosem, to co powiedział, było bardzo miłe. Właściwie było czymś najmilszym o czym ostatnio słyszałam. Jego dziewczyna będzie okropną szczęściarą, pomyślałam, po czym podałam mu kolejną porcję. Oczywiście nie chodziło mi o to, że będzie spędzać poranki przy patelni, smażąc naleśniki.
***
Zjedliśmy śniadanie  i chłopcy zaczęli się zbierać. W końcu musieli wrócić do domu, do swoich bliskich, żeby pokazać, że z kolejnego turnieju wyszli bez szwanku. Zwinęli swoje obozowisko z salonu, Zbyszek zabrał swoje rzeczy z naszej sypialni i chwilę potem zniknęli.
Sprzątałam właśnie po śniadaniu, kiedy do kuchni wszedł Bartek. Usiadł przy stole, nic nie mówiąc. Tylko patrzył na mnie, jakbym była nie lada atrakcją naszej kuchni. Przyzwyczaiłam się mówić na to miejsce, na mieszkanie, że jest nasze, choć wcale tak nie jest. Mieszkanie należy do Bartka, ja tylko z nim mieszkam. Jednak nie mogłam się powstrzymać, bo kiedy tak mówiłam, czułam, że jest przed nami jakaś przyszłość. To głupie, ale taka jest prawda. Dopiero, kiedy usiadłam naprzeciw niego, zobaczyłam co trzyma w ręce.
- To ten? – zapytałam cicho, wpatrując się w małą rzecz, w małą złotą rzecz, którą trzymał w dłoni. Przytaknął i położył go na mojej dłoni. Był bardzo lekki, nigdy nie przypuszczałam, że jest aż tak lekki. Obróciłam go w dłoni, wpatrując się w niego z uśmiechem. To co teraz trzymałam w dłoniach, było spełnieniem marzeń dla bardzo wielu osób, dla kibiców, którzy byli z nimi na dobre i na złe. Było spełnieniem marzeń także dla mnie, marzyłam o tym, żeby nadszedł taki dzień, kiedy nasza drużyna będzie najlepsza, kiedy to o nas będą mówić – to ci niepokonani. Teraz to marzenie się spełniło, kiedy mogłam potrzymać w ręce złoty medal olimpijski. 
- Jest Twój – powiedział, kiedy chciałam mu go oddać. – Grałem tam dla ciebie i chcę, żebyś to ty go miała.  – spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie mogę tego przyjąć, dobrze o tym wiesz. To jest dla ciebie zbyt cenne, ja…
- Ty jesteś dla mnie najcenniejsza, to nie podlega żadnej dyskusji. Przyjmij go, proszę. Wprawdzie muszę go założyć dzisiaj jak pojadę na obiad do prezydenta, ale po za tym jest Twój.  – wziął medal i zawiesił mi go na szyi. – Na tobie wygląda znacznie lepiej niż na mnie. Powinienem wziąć się ze sobą, jako najdroższy statyw świata.  – posadził mnie sobie na kolanach, przytulając do siebie. Nadal nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc milczałam.
***
Wszyscy się na nas gapili jak na kosmitów po tym szalonym tańcu w kuchni, ale zapomnieli o całym zdarzeniu, kiedy zainteresowali się śpiącym Kubiakiem. On dopiero zasługiwał na zainteresowanie! Zjedliśmy wspólnie śniadanie i chłopcy zdecydowali, że najwyższa pora wracać do domu.
- Muszę jechać po garnitur, bo po południu jesteśmy umówieni z prezydentem. Kurczę, nie wiedziałem jak to dziwnie brzmi – być umówionym z prezydentem. – siedziałam na łóżku, kiedy pakował swoje rzeczy. Dużo ich nie było, więc szybko skończył. Wzruszył ramionami, po czym usiadł koło mnie. – Będę się zbierał, mała. Bądź grzeczna i nie oglądaj się za facetami.
- A niby dlaczego nie?  - zapytałam żartobliwie, zakładając ręce na klatce piersiowej. Zbyszek popatrzył na mnie, a na jego twarzy pojawił się jego słynny uśmiech.
- Bo niedługo wrócę.  – powiedział poważnym tonem, po czym dodał – Naprawdę cieszę się, że zostajesz.
- To dobrze, bo ja też się cieszę. Bezpiecznej podróży – trochę speszona przytuliłam go mocno, na tyle, na ile dałam radę, po czym się od niego odsunęłam. Pstryknął mnie w nos, na co się skrzywiłam i zabierając torbę, wyszedł z pokoju. Kubiak już na niego czekał, Kubuś pewnie wyszedł wcześniej i nawet się nie pożegnał. Muszę mu to wypomnieć następnym razem. Siatkarze wyszli z mieszkania, Zbyszek zdążył mi jeszcze pomachać, przed zamknięciem drzwi.
Bartek siedział w sypialni, Ida sprzątała w kuchni, a ja nie miałam co ze sobą zrobić. Wróciłam do swojego tymczasowego pokoju, żeby zadzwonić do Ady. W końcu musiałam jej przekazać radosną nowinę oraz tą mniej radosną, że mój ojciec chce się z nią spotkać i zobaczyć mieszkanie.
 - Cześć Paula – usłyszałam po drugiej stronie, a potem coś w rodzaju ‘Cupko, masz już dość naleśników, ja też chce jednego zjeść’, co nie było skierowane do mnie. Przynajmniej mogłam wywnioskować, że dobrze im się razem mieszka, skoro już zajadają się naleśnikami. – Przepraszam, ale musiałam poskromić orangutana. – zaśmiałam się krótko, kiedy usłyszałam określenie Konstantina.
- Chciałam ci powiedzieć, że rodzicie się zgodzili i mogę przenieść się do Łodzi! – nie mogłam ukryć entuzjazmu, kiedy jej o tym mówiłam.
- To cudownie! Kiedy się wprowadzasz? – po tym pytaniu w tle dało się usłyszeć straszny łomot i ciche przekleństwo Ady. – To tylko Cupko. No, to kiedy się wprowadzasz?
- Niedługo. Tylko najpierw mój tata chce się z tobą spotkać i zobaczyć mieszkanie.
- Dobrze, nie ma sprawy. Kiedy przyjedzie?
- Kiedy tobie pasuje. Powiedział, że się dostosuje.
- To może po jutrze? Miejmy już to z głowy. Posprzątam, dopilnuje, żeby rzeczy Konstantina się nie walały po łazience i będzie git.
- Dobra, w takim razie dam mu znać. Nie pozabijajcie się tam nawzajem.
- O to się nie martw. Pa. – Ada się rozłączyła, a ja wysłałam tacie smsa z datą i adresem mieszkania przyjaciółki. Nie chciałam do niego dzwonić, jeden telefon dziennie jest wystarczający. Wyszłam do kuchni, żeby się czegoś napić. Zrobiłam to na tyle cicho, że Ida z Bartkiem nie zorientowali się, że stoję w progu. Uśmiechnęłam się, tak ładnie ze sobą wyglądają. Muszą naprawdę się kochać. I pomyśleć, że stało się to tak szybko…
- Nie chcę przeszkadzać, wezmę sobie tylko coś do picia. – powiedziałam z zamiarem szybkiego zniknięcia z kuchni.
- Nie przeszkadzasz, siadaj z nami – wcześniej nie przypuszczałam, że z Bartka jest taki miły chłopak. Teraz mogłam mówić o nic w samych superlatywach, jak o ideale. Bardzo go polubiłam, z resztą ja zawsze go lubiłam. Tylko dopiero niedawno go poznałam. Zauważyłam, że Idzie zwisa coś z szyi, co bardzo mnie zainteresowało.
- Czy to…? – nie mogło mi to przejść przez gardło, jakby dalej w to nie wierzyła. Jednak to wszystko okazało się prawdą, która już przeszła do historii. Ida przytaknęła, a Bartek ściągnął jej z szyi złoty krążek. Wzięłam go do ręki, czując jak przez myśli przelatują mi wszystkie te momenty, w których szalenie kibicowaliśmy chłopakom, te momenty, kiedy łamało nam się serce, gdy ktoś mówił o nich złe rzeczy i ich krytykował. Takie małe coś, a cieszy tak wiele ludzi nie tylko w Polsce, ale i na świecie.  – Jest piękny – powiedziałam, oddając go Bartkowi. Ten zawiesił go z powrotem na szyi swojej dziewczyny.

- Ale nie tak piękny jak moja dziewczyna – powiedział, kryjąc się za jej plecami. Ida zaczęła się śmiać, po czym mruknęła coś na temat, że przesadza, ale nie słyszałam dokładnie. Całkiem odpłynęłam pogrążając się w marzeniach, myśląc o tym, że kiedyś też chciałabym mieć taką rzecz, złoty medal olimpijski. 

sobota, 2 sierpnia 2014

" - A teraz pozwól tu do mnie, poprzytulałbym się."

Z góry przepraszam Was za moją nieobecność, ale pochłonął mnie remont ;) I nie miałam internetu, więc nie mogłam dodać nic nowego.
Zapraszam do przeczytania kolejnej części opowiadania! :)
Pozdrawiam, Wiśnia ;)


Kiedy Ada zabrała ze sobą tego serbskiego, wkurzającego siatkarza, w mieszkaniu zrobiło się nieco ciszej i spokojniej. Ida krzątała się po całym mieszkaniu, podśpiewując pod nosem bliżej mi nie znaną piosenkę. Nic dziwnego, stęskniła się za Bartkiem i chciała, żeby wszystko było w jak najlepszym porządku na jego przyjazd. Przyglądałam się jej z lekkim uśmiechem na twarzy, myśląc, że ja też chcę, żeby kiedyś mieć kogoś takiego jak Bartek. Kogoś kto będzie mnie kochał, czekał na mnie w domu, śmiał się ze mną i tolerował taką jaka jestem. Właściwie, wszyscy tego chcą i podświadomie o tym marzą. A ja ostatnio wyszłam na idiotkę i prawdopodobnie straciłam szansę na takie właśnie życie. Wcale nie wybiegałam w tak daleką przyszłość, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Na przykład od jednego, błahego spotkania i spojrzenia prosto w oczy.
- Naprawdę chcesz się przenieść? – nagle dotarło do mnie pytanie Idy, stała obok i przyglądała mi się.
- Chyba już o to pytałaś…
- Nie wiem, nie pamiętam. To jak?  - usiadła obok mnie i tak przez chwilę sobie milczałyśmy. – Dzwoń do rodziców, nie ma na co czekać. Niedługo sierpień się kończy i trzeba by było za szkołą się rozglądnąć.
- Im dłużej o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że nie muszę ich pytać. Nie zgodzą się.
- To ich przekonamy, z nami nie zginiesz. A po za tym, myślę, że powinnaś się kierować siatkówką w takim sensie, że powinnaś grać. Nie ma na to lepszego miejsca jak tutaj.
- W jakimś stopniu na pewno masz rację. – westchnęłam cicho, po czym wybrałam numer rodziców. Ida wróciła do swoich zajęć, pokazując mi, że trzyma kciuki.
Po kilku sygnałach odebrała mama.
- Cześć słoneczko, kiedy wracasz do domu? – nie byłaby sobą, gdyby nie przeszła od razu do sedna.
- Chciałam o tym z tobą porozmawiać. Wiesz… Ostatnio długo nad tym myślałam i za każdym razem dochodzę do wniosku, że powinnam zmienić szkołę. Chcę grać mamo i nic na to nie poradzę.
- Zaskoczyłaś mnie, nigdy mi o tym nie wspominałaś. Nie wiem co mam powiedzieć… Muszę porozmawiać na ten temat z tatą…
- To powiedz mu, że chcę przenieść się do Łodzi. Mieszkałabym albo w internacie albo w mieszkaniu z Adą.  Mówiłam ci o nich.
- Do Łodzi? Boże kochany, ale skąd taki pomysł?
- Chcę być blisko swoich przyjaciół. Chcę grać mamo, a nie ma lepszego miejsca na granie niż to. Proszę was, przemyślcie to, nie odrzucajcie od razu tego pomysłu.
- Zastanowimy się. – rozłączyłam się, bo ton głosu mamy nie wskazywał na to, że chciała ze mną dłużej rozmawiać. Naprawdę wątpiłam w to, że się zgodzą, więc nie zostało mi nic innego tylko wracać do domu i pogodzić się z tym, że nie zawsze ma się co się zechce. A ja tak bardzo tego chciałam. Równie mocno jak tego, żeby Zbyszek się odezwał.
***
Wyciągałam właśnie naczynia ze zmywarki, kiedy Ada z Serbem wrócili z zakupów. Jak się okazało kupili więcej niż tylko jabłka, bo właściwie składniki na całą szarlotkę.
-Stwierdziłam, że kupię wszystko tak na wszelki wypadek jakbym musiała biegać z powrotem. A że miałam ze sobą tragarza, to żaden problem – postawili zakupy na stole w kuchni i zaczęli wszystko wyciągać z siatek. Ada zaczęła się rozglądać z podejrzliwą miną, jakby czegoś szukała. – Gdzie Młodą wywiało?
- Pewnie poszła do pokoju. Rozmawiała z rodzicami na temat zmiany szkoły i nie jest w zbyt dobrym humorze. – Ada stanęła na środku z założonymi na piersiach rękami i znowu dała popis swojego głosu.
- Młoda, chodź tu!  - Paula pojawiła się w kuchni z nieciekawą minką, czekając na to aż Ada powie co od niej chce. – Obieraj jabłka, musimy jakoś współpracować. Tej – wskazała na mnie – do kuchni nie wpuszczamy, bo wszystko zepsuje.
- Och, jak to miło, że we mnie wierzysz – przewróciłam teatralnie oczami i tak jak mnie poprosiły, choć nie bezpośrednio wyszłam z kuchni. A Konstantinowi pozwoliły zostać! Wredne małpy.
Nie mogłam się już doczekać, kiedy w końcu zobaczę Bartka i będę się mogła do niego przytulić. Chodziłam po domu, niecierpliwiąc się jeszcze bardziej i nie wiedziałam w co ręce włożyć. Ostatecznie wzięłam laptopa i zaczęłam oglądać materiały ze Spały. Jednak po kilku minutach tęskniłam jeszcze bardziej. Wręcz wściekła, słysząc śmiechy z kuchni, rzuciłam laptopem o sofę i wparowałam do kuchni. Gdy otwarłam drzwi, nie wiedziałam, czy jestem bardziej zła na nich, że upierdzielili mi kuchnie czy na to, że nie mogłam z nimi jej upierdzielić.
- Ups – mruknął Cupko, próbując strząsnąć ze swoich nastroszonych włosów mąkę. Jednak marnie mu to wychodziło, więc wsadził głowę pod kran i zaczął myć włosy. Moi przyjaciele są chorzy psychicznie, naprawdę.  – Ała! – wrzasnął, kiedy oberwał ode mnie na pół obranym jabłkiem.
- Dom wariatów – mruknęłam pod nosem i zaczęłam obierać jabłka, czując na sobie wzrok Ady – Ani słowa, jabłka potrafię obrać.  – i tyle było gadania. Musiałam się kontrolować, żeby przypadkiem nie ryknąć śmiechem kiedy zerkałam na Młodą z mąką na nosie i włosach albo na Adę z ufajdaną koszulką.
Udało nam się zrobić tą szarlotkę, która już pachniała z pieca. Ja tymczasem zabrałam się za mopa i wiadro i zaczęłam myć podłogę. Trzech muszkieterów padło przed telewizorem, prawdopodobnie drzemiąc. Zerknęłam na zegar, jeszcze tylko kilka godzin i Bartek będzie w domu.
***
Nawet nie zdążyłam zauważyć, że Konstantin zniknął, a on znowu się pojawił. Tym razem strasznie zmachany i zmaltretowany.
- Ktoś cię gonił może? Fanki jakieś? – zapytałam Serba, który tylko uśmiechnął się, nic nie odpowiadając. Chwilkę później pojawiła się Ada, gotowa do wyjścia.
- Stwierdziliśmy, że Cupko dzisiaj się wprowadzi. Im szybciej tym lepiej. – pozostało mi tylko wzruszyć ramionami, nie miałam nic do gadania. Otwarłam przyjaciołom drzwi, jednocześnie się za nimi chowając, a Ada z Konstantinem wybuchli śmiechem.
- Co was tak śmieszy? Postanowiliście zostać? – naprawdę nie wiedziałam o co im chodzi. Stałam za tymi drzwiami, czekając aż przez nie przejdą.
- Wiesz… Zrobi się raczej tłoczno, więc już pójdziemy.  – szybko wyszli, a na klatce zapanowało poruszenie. Dopiero kiedy miałam zamykać zorientowałam się o co im chodziło.
-Aaaaaaa! Miałeś być wieczorem! – rzuciłam się Bartkowi na szyję, kopiąc nie chcący przy tym Zbyszka z głowę, który akurat drapał się po łydce. – I kolegów przyprowadziłeś. – oprócz Zbyszka zawitał też Kubiak i Kuba. Wpakowaliśmy się razem do mieszkania. – Tęskniłam – mruknęłam Kurkowi do ucha.
- Ja bardziej, słońce.  – Zbyszek od razu wpakował się do kuchni, dziwnie poruszając nosem.
- Co tak ładnie pachnie? – zapytał, nie mogąc zidentyfikować zapachu.
- Szarlotka. Ada zrobiła. – usłyszałam zza siebie głośne chrząknięcie, a kiedy się odwróciłam spotkałam się z karcącym spojrzeniem Młodej.  – No tak, z Młodą oczywiście. Chłopcy pamiętacie Młodą – dwa Kubusie pokiwały głową, puszczając Pauli oczko, a Zbyszek nadal rezydował w kuchni.
- Nałożę – pisnęła Paulina i z zamiarem wbiegnięcia do kuchni podskoczyła i …. Wpadła na Zbycha. Zbych zrobił wielkie oczy, Młoda zrobiła się czerwona i wytrzeszczyła oczy. Cofnęła się krok do tyłu, po czym zwiała. Schowała się w pokoju. Między nami zrobiło się cicho, nikt się nie odzywał. Dopiero chwilę później Michał walnął się w czoło i zaczął się śmiać.
- ZB9 wystraszyło małą dziewczynkę – mruknął, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Bartek chrząknął znacząco i sam wszedł do kuchni, żeby wyciągnąć ciasto. Poszłam za nim i wyciągnęłam talerzyki dla wszystkich. Pokroiłam ciasto, nałożyłam tym głodomorom i zaniosłam jeden kawałek Paulinie. Znaczy chciałam zanieść. Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
- Co jest – mruknęłam, próbując dalej, ale na nic się to zdało.  – Młoda, ciasto masz pod drzwiami. Nie przejmuj się, choć do nas.
- Nie! Ale ciasto zostaw. – usiadłam pod ścianą naprzeciw drzwi i czekałam. Chwilę później dołączył do mnie Zbyszek. – Zamknęła się.
- Nie możliwe, jak dobrze pamiętam Bartek zgubił klucz.
- Aha, dobrze wiedzieć. Możesz mi zdradzić pewną tajemnicę?
- Mogę, ale zależy jaką – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Lubisz ją? – skinęłam głową w kierunku drzwi. – I co zamierzasz z tym zrobić?
- Nie wiedziałem co mam jej odpisać. Ale chciałem. Lubię ją i chcę zobaczyć co z tego wyjdzie.
- W takim razie droga wolna – Zbyszek pomógł mi wstać, po czym podszedł do drzwi i z całej siły na nie naparł. Po drugiej stronie rozległ się trzask, ale drzwi odpuściły.
- Zbychu, płacisz! – krzyknął Kurek, wychylając się z kuchni – Znowu zepsułeś mi krzesło. Apropos, kochanie, przedstawiam ci nowego atakującego Skry Bełchatów. A teraz pozwól tu do mnie, poprzytulałbym się.
I jak tu go nie kochać?
***
Siedzieliśmy z chłopakami, jedząc tą szarlotkę, a właściwie wpatrując się w puste talerze z okruszkami, które zostały. No i jeden z nietkniętym przez Zbyszka kawałkiem. Ja ledwo zdołałam wyrwać kawałek dla siebie, takie z nich żarłoki.
- Co miałaś na myśli, mówiąc, że wszystko się wali czy coś w tym rodzaju? – zapytał mnie Bartek, kiedy chłopcy rozwalili się na kanapie w salonie przed telewizorem. Siedziałam u niego na kolanach, nie mając ochoty się nigdzie ruszać.
- Musimy teraz o tym rozmawiać? Nie psuj chwili, dobrze jest. – mruknęłam, na co on tylko się zaśmiał. – Rozważam zakaz wypuszczania cię gdziekolwiek beze mnie.
- Bardzo mi się taki zakaz podoba, najchętniej w ogóle bym się z Tobą nie rozstawał. Zbyszek coś długo tam siedzi…
- Dzisiaj może, jutro nie koniecznie. Wiesz, że Młoda chce się przenieść do Łodzi? Rozmawiała nawet na ten temat z rodzicami, znaczy przedstawiła im swój pomysł.
- Ale nie będzie z nami mieszkać? – Bartek się przeraził, co wprawiło mnie w wielkie rozbawienie.
- Nie, nie będzie. Teraz zostanie na kilka dni, a potem, jeżeli jej rodzice się zgodzą, to będzie mieszkać z Adą lub w internacie.
- Ada się zgodziła?
- Tak, ale tutaj już wkraczamy na grząski grunt. Jutro o tym porozmawiamy, teraz chodź do chłopaków.
***
- To już ostatnie – mruknął Cupko, zamykając drzwi do mieszkania. Swoją drogą, nie wiedziałam, że on będzie miał tyle rzeczy ze sobą. W końcu miał się przeprowadzić tylko na jakiś czas, dopóki nie dowie się z kim przyjdzie mu dzielić mieszkanie.
- Możesz zająć ten pokój – pokazałam mu stary pokój Adriana. Otwarłam mu drzwi, bo niósł w rękach wielkie pudło z jakimiś drobiazgami. Trochę mnie zdziwiło, że pokój całkiem opustoszał. Zostały tylko meble. W szafie nie było ani jednej koszulki czy innych rzeczy należących do Adriana. W pewnym momencie zrobiło mi się naprawdę przykro. Przecież jesteśmy przyjaciółmi, a on nie powiedział ani słowa, ani jednego słowa. Wyjechał nagle, paląc za sobą mosty, twierdząc, że to szkolenie czy co to tam było, jest na tyle dla niego ważne. Rozumiem, to jego pasja, marzenia, ale dlaczego nie podzielił się tym z nami? Ida już postawiła na nim krzyżyk, co wydawałoby się najłatwiejszą decyzją. Jednak było na odwrót, bardzo go lubiła, szanowała i liczyła się zawsze z jego zdaniem. Wbrew pozorom nie był ideałem, a jego najgorszą wadę stanowiły ciągłe zniknięcia i niedopowiedzenia. Tym razem przesadził, a ona postanowiła, że nie chce już tego więcej znosić. Adrian nie zdawała sobie sprawy z tego, że nam na nim zależy i robił co chciał. My nie potrafiłyśmy natomiast przyznać, że w dużym stopniu się dla nas liczy.
- Szybko się wyniósł – Konstantin położył pudło na ziemi i odwrócił się w moją stronę. – Czas szybko zleci i wróci, zobaczysz.
- Wiesz, Ida nie chce żeby wracał, więc może lepiej będzie jak nie pokaże się jej więcej na oczy.
- A ty, czego chcesz? – wzruszyłam ramionami, nie wiedziałam. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć na to pytanie, przynajmniej w tym kontekście.
- Teraz chcę, żebyś ze mną pomieszkał, więc rozpakuj się, a potem zamówimy coś do jedzenia, bo nie zrobiłam zakupów.
- To pójdziemy razem na te zakupy, dobrze nam to wychodzi. Ciekawe, czy bylibyśmy dobrym małżeństwem…
- Cupko!

- No co? Tak tylko myślę.
***
Chciałam mieć trochę świętego spokoju, naprawdę. Chciałam położyć się na łóżku i trochę powzdychać, żeby przywrócić normalną barwę moim policzkom i zapomnieć o kolejnym upokorzeniu. Że też znowu musiałam zrobić z siebie idiotkę! Najpierw te smsy, teraz to… Los mnie nie oszczędza. Może lepiej, gdy rodzice się nie zgodzą na moją przeprowadzkę. Wtedy będę mieć święty spokój z siatkarzami i innymi problemami z nimi związanymi.
Przymknęłam oczy, leżąc tyłem do drzwi i zastanawiając się czy powinnam tak uciekać. Znaczy wiem, że nie powinnam, ale może wypadałoby tam wrócić i posiedzieć z nimi? Nigdy nie izolowałam się od ludzi, zawsze wolałam przebywać w towarzystwie. Ale nie lubiłam tego jak robiłam coś głupiego przy ludziach. Leżałam na skraju łóżka, kiedy nagle, ni stąd ni zowąd coś rąbnęło. Podskoczyłam na łóżku, czego skutkiem był upadek na cztery litery, bo leżałam za blisko brzegu. Nie wiedziałam co się stało, więc schowałam się za łóżkiem, wystawiając tylko oczy, bojąc się tego, co ewentualnie zobaczę. Albo kogo. Po chwili zorientowałam się, że moje barykady puściły i krzesło leży w częściach. Boże! Jeszcze nie widziałam nikogo, kto potrafiłby wyłamać drzwi…
- Nie wyjdziesz się przywitać? – usłyszałam jego głos i walnęłam się w czoło. Dlaczego nie wpadłam na to, że to może być on? – Paula, no wychodź. Przyniosłem ci ciastko. – stał w jednym miejscu, bo nie słyszałam żadnych kroków. Dopiero kiedy pojawił się obok mnie z wyciągniętym talerzem na ręce i z pięknym uśmiechem na twarzy. Wstałam z podłogi, zauważając, że nawet do ramienia mu nie dorastam.  – Czekałem aż się odezwiesz, naprawdę. Inaczej nie dałbym ci tego numeru.
- Naprawdę? – przytaknął, po czym zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Odłożył talerzyk na łóżko i mocno mnie przytulił. Byłam tak zaskoczona, że prawie zapomniałam oddychać.
- Ale ty jesteś malutka. – uderzyłam go w ramię, w ten sposób protestując. Nie lubiłam, kiedy ktoś porusza temat mojego wzrostu, zwłaszcza jeżeli go to bawi. – I waleczna.
- Gdzie masz swoje ciastko? – zapytałam cicho, jakby to była tajna sprawa rangi rządowej. Po raz pierwszy podniosłam wzrok i widziałam coś innego niż mięśnie i koszulkę. Spojrzałam mu w oczy.
- Pewnie już mi je zjedli, głodomory. Ale twoje jest ocalone.
- Podzielę się z tobą – powiedziałam i przekroiłam kawałek na pół. Na mniejsze pół dla mnie i większe dla niego. Nigdy nie byłam dobra z matematyki.  – Trzymaj – podałam mu talerzyk z jego częścią, zjadając swoją.
- Dzięki. I apetyt też masz – zaśmiał się krótko, ścierając palcem cukier puder z mojego nosa. Z pewnością zrobiłam się czerwona jak jego koszulka, ale jakoś mnie to nie przerażało. Już nie.  – Wrócimy do nich? Na pewno stworzyli sobie niesłychanie pikantną historię…
- Przestań! Gorszysz mnie, mam siedemnaście lat.  – powiedziałam hardo, jak to zawsze w takich przypadkach.
- Wyglądasz na mniej – powiedział odrobinę rozbawiony sytuacją. Zaparłam się pod boki, stukając stópką w podłogę.
- Zbychu, bo zjem ci ciastko! – zagroziłam, po czym brunet podniósł ręce w geście poddania. Podeszłam do drzwi oglądając klamkę, na szczęście wyszła z tego bez szwanku, czego nie można było powiedzieć o krześle. – Ciekawe co Bartek na to powie – wskazałam na resztki krzesła na podłodze.
- Nie pierwsze i nie ostatnie. Odkąd Bartek zgubił klucz to chyba czwarte krzesło w szczątkach.
- A już myślałam, że jestem genialna i zapewniłam sobie trochę świętego spokoju.
- Ode mnie? Na pewno nie. Tym bardziej, że od przyszłego sezonu gram w Skrze.  – mrugnął porozumiewawczo, po czym przepuścił mnie w drzwiach.
- To nie jest powiedziane, że się tu przeniosę.
- A przenosisz się?
- To zależy, czy rodzice się zgodzą – na twarzy Zbyszka pojawił się cień zamyślenia. W końcu, niczym Pomysłowy Dobromir, pstryknął palcami, oświadczając w ten sposób, że wpadł na jakiś pomysł. – Słucham, geniuszu.
- A jeżeli odstawię przed nimi szopkę, że kocham cię nad życie i usycham bez ciebie?
- Tym bardziej się nie zgodzą – przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju. Chociaż z drugiej strony…. Chciałabym to zobaczyć!
***