UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

środa, 17 kwietnia 2013

"Twoją, wiśniową księżniczkę"



- Widzą państwo właśnie leśną wycieczkę krajoznawczą, której przewodniczy Rudy.  – usłyszałam głos Krzyśka, więc odruchowo poprawiłam włosy. – Wisienko i tak wyglądasz świetnie! – usłyszałam ponownie Krzyśka, widziałam jak do mnie mrugnął. Pomachałam więc do kamery. – I tak nie widać twojej górnej połowy, jesteście razem za wysocy. – przeszliśmy obok Ignaczaka i weszliśmy do altanki, gdzie stał Zibi razem z Wiewiórem i czymś do picia.
- Możesz mnie postawić na ziemi? Chciałabym się napić – jednak Bartek nawet nie myślał mnie słuchać. Podał mi butelkę soku pomarańczowego, po czym sam wziął sobie jedną. – Barteeek, nie daj się prosić.
- A co ja będę z tego miał?
- Hmmm… Pomyślmy, z racji tego, że nie masz gdzie spać, to dach nad głową. Wystarczy?
- Jeżeli będziesz leżeć obok, to wystarczy – powiedział cicho, nie chcąc, żeby inni słyszeli. Jednak ja miałam ochotę się z nim podroczyć.
- W życiu, wolę spać obok Kuby, mojego wybawcy! – powiedziałam akurat wtedy, kiedy Rudy znalazł się niedaleko. Uśmiechnął się i dumnie wypiął pierś do przodu. Bartek westchnął i ostatecznie postawił mnie na ziemi. – Dziękuję. Igła, masz coś do zmontowania?
- Zawsze i wszędzie. Zaraz ci wszystko zgram. – zrobiłam to celowo, bo chciałam na chwilę pobyć sama i dojść do siebie. Czułam się dziwnie, miałam ochotę śpiewać i tańczyć, bo zapach pomarańczy już czułam. Nuciłam sobie coś pod nosem, drżąc na wspomnienie tamtej ulotnej chwili, kiedy próbował mnie pocałować. Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak wtedy przy nim i naprawdę nie chciałam, żeby to kiedykolwiek się skończyło.  – Chyba wycieczka się udała, promieniejesz – Ignaczak szturchnął mnie łokciem, wyrywając tym samym z głębszych rozmyślań. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się szeroko, miał rację. Świętą rację. W końcu wiedziałam, na czym stoję i mogłam mieć tylko nadzieję, że nikt i nic tego nie zepsuje. Igła wziął w obroty mojego laptopa i szybko zgrał materiał. Po czym zostawił mnie samą w pokoju, puszczając oczko na pożegnanie. W momencie, gdy wyszedł zadzwonił mój telefon.
- Cześć, Iduś. Jak ci tam?
- Dobrze, choć szkoda, że was tu nie ma. Dojechaliście już?
- Właściwie tak. Wiesz, Konstantin dzwonił….
- I?
- Powiedział, że Alex leci do Polski. Leci do mnie.
- To cudownie! Wyjaśnicie sobie wszystkie nieporozumienia i wszystko będzie jak dawniej. Naprawdę się cieszę.
- Tak, słyszę. Ale coś mi się wydaje, że za bardzo? Stało się coś?
- Po prostu mam dobry humor. I dużo pracy.
- Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś się cieszył, że ma dużo do roboty. Ale w takim przypadku, sama bym się cieszyła. To jak wszystko w porządku, to nie przeszkadzam. Tylko bądź mi grzeczna w nocy i nie rozrabiaj!
Uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam się do pracy. Rzeczywiście Krzysiek nagrał dziś mnóstwo, właściwie cały dzień. Uśmiałam się do łez, widząc minę Zbyszka, kiedy Kubiak oblał go sokiem, a potem ganiali się po całym ośrodku. Potem był wątek trenera, który tanecznym krokiem przemierzał halę ze swoją tabliczką w stronę Ziomka, który był masowany przez ciotkę Magdę. A dalej Rucek w ciemnych okularach i Gorączka Sobotniej Nocy. Normalnie myślałam, że spadnę z łóżka i przez przypadek strącę też ciuchy Jarosza.
- Puk, puk. Kolacja! – zobaczyłam w drzwiach głowę Winiarskiego, po czym zmarszczyłam brwi. Zerknęłam na zegarek, uświadamiając sobie, że strasznie się zasiedziałam. Przetarłam oczy i podniosłam się z łóżka. – Ktoś się tu zapracowuje, nie ładnie!
- Straciłam poczucie czasu. A co tak ładnie pachnie?
- Pieczeń w sosie pomarańczowo – miętowym.
- Matko i dopiero teraz przychodzisz? Przecież ja głodna jestem. Michale, karygodny błąd! – i biegiem puściłam się na stołówkę, gdzie wszyscy już wsuwali swoje porcje. A moje czekała grzecznie obok Kuby i Bartka, całkowicie nieruszona.
- Bartman, gdzie pchasz ten widelec! – całe szczęście, że przyszłam w porę, bo zostałabym pozbawiona połowy ziemniaków. Usiadłam na krzesełku naprzeciwko Bartka, życząc wszystkim smacznego. Naprawdę byłam głodna i jadłam tak szybko, że skończyłam jako pierwsza. Spojrzałam po sąsiadach, którzy mieli jeszcze co najmniej ćwierć porcji i trochę się speszyłam. A miałam wielką ochotę na dokładkę…. Jednak nie miałam odwagi, żeby wstać i o nią poprosić, więc wpatrywałam się w talerz.
- Wisienko, daj ten talerz. Pójdę po dokładkę – usłyszałam nad sobą niski głos, należący do Łukasza Żygadły. Uśmiechnęłam się wdzięcznie i podałam mu swój talerz. Chwilę później talerz wrócił do mnie pełny po brzegi.  – Po prostu cię uwielbiam – pisnęłam cicho i zabrałam się do pałaszowania.
- Ale jak to? Pani Ewo kochana, ja jestem głodny! – usłyszałam dzikie prośby z okolic okienka. Zbyszek stał tam z miną zbitego psa i spuszczoną głową. Jednak pani Ewa była nieubłagana i nie wydała mu kolejnego kawałka pieczeni. Odłożyłam widelec, patrząc na swoją drugą porcję, po czym zerknęłam na smutnego Zbyszka.
- Bartman, pozwól na moment – zawołałam go do naszego stolika i dałam swój talerz. Spojrzał na mnie zaskoczony, po czym krzyknął dziękuję i pobiegł do Kubiaka. Jednak jak pech, to pech. Zbyszek nie zauważył rozciągającego się Daniela i przepadł, a talerz wylądował… na głowie Michała.
- Zbyszek, to koniec! Od dzisiaj śpisz na balkonie! Boże, cały się lepię….
***
Wszyscy byli padnięci po dzisiejszym dniu, więc od razu położyli się spać. Jak na Spałę, to była niewiarygodne, że kładli się tak wcześnie. Przyszliśmy do pokoju przed ósmą, ziewający co nie miara. Skorzystałam na tym, pierwsza zajmując łazienkę. Wzięłam długi prysznic, umyłam włosy i przebrana w piżamę wróciłam do pokoju. Jakieś było to dla mnie zaskoczenie, jak zobaczyłam zsunięte łóżka i dwóch, wielkich facetów śpiących po bokach. Westchnęłam żałośnie, uświadamiając sobie, że zostało mi miejsce w środku. Oraz to, że ładnie poskładane przeze mnie ciuchy, leżały teraz na podłodze w nieładzie. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zaczęłam próbować dostać się do łóżka, jednak słabo mi to wychodziło. Nie chciałam przełazić przez któregoś z nich, więc musiałam spróbować innego sposobu. Przeskoczyłam przez ramę i dosłownie wryłam się pomiędzy nich. Wyciągnęłam jedną poduszkę spod głowy Kuby i naciągnęłam na siebie koc, który ściągnęłam z Jarosza. Przymknęłam oczy, z zamiarem odejścia do świata snu, kiedy nagle, całkowicie niespodziewanie, poczułam jak coś mnie przygniata. I to wielkie, wielkie coś. Otwarłam szybko oczy, widząc tylko jak wielkie łapsko Rudego spada na moje plecy, a on sam się we mnie wtula. Pisnęłam cicho, czując, że brakuje mi powietrza.
- Bartek, Bartek. – szturchałam przyjmującego, ale ten miał sen jak kamień. Mruknęłam przekleństwo pod nosem, po czym pstryknęłam go w ucho.
- Co jest – mruknął cicho, przeciągając się na łóżku.
- Kuba mnie przygniótł, pomóż mi – pisnęłam, czując jak Jarosz nieświadomie zaciska rękę. Już widziałam te nagłówki w gazetach „Zabita przez żelazny uścisk atakującego z Kędzierzyna”. Bartek nagle jakby oprzytomniał i szybko odwrócił się w moją stronę, ściągając ze mnie Jarosza. Odetchnęłam głęboko siadając na łóżku. Było ciemno, ale czułam, że na mnie patrzy. Odgarnął włosy z mojej twarzy i przybliżył się do mnie, tak samo jak wtedy w lesie. Objął mnie w talii i delikatnie musnął moje usta. Wszystko wariowało, kiedy był blisko mnie, a najbardziej moje serce. Poczułam jak nosem dotyka mojego policzka i świat stał się piękny. Mimo że był pogrążony nocą, teraz był piękniejszy niż zazwyczaj.
- Wreszcie nikt nam nie przeszkadzał – szepnął mi do ucha, po czym przesunął się do środka, robiąc mi miejsce na skraju. Położyłam się na wygrzanym materacu, przymykając powoli oczy, choć wiedziałam, że długo nie zasnę. Bartek przytulił mnie do siebie, kładąc głowę w okolicy mojej szyi, tak że czułam jego oddech. Przyspieszony, tak samo jak mój.
- Nie przygnieciesz mnie? – mruknęłam cicho. Mogłam przysiąc, że Bartek uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał moje pytanie.
- Nigdy. Za bardzo mi zależy. A Kuba jutro oberwie, że chciał skrzywdzić wiśniową księżniczkę.
- Twoją, wiśniową księżniczkę.