UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

piątek, 7 listopada 2014

"- Ona tu jest i tańczy dla mnie"

Na wstępie chciałam przeprosić tych co tu zaglądają za moją nieobecność. W ramach rekompensaty dłuższy odcinek opowiadania :)

Nie powinnam tak ostro reagować na propozycję Ady. Przecież chciała dobrze, jak wszyscy ostatnio. Tylko niektórzy nie mogli zrozumieć, że ich ‘dobrze’ wcale nie oznacza ‘dobrze’ dla mnie. Wizyta Wlazłego kompletnie mnie rozstroiła i dużo czasu zajęło mi doprowadzenie się do w miarę stabilnego stanu. Przypomniałam sobie po co tu jestem i dlaczego – z własnego wyboru. Nie chciałam, żeby mój wybór, do którego sama siebie nakłoniłam osobą Bartka, okazał się kompletnym idiotyzmem. Musiałam pokazać sobie, rodzicom i przyjaciołom, że nie żałuję podjętej decyzji.
Mama dzwoniła wiele razy, ale za każdym razem ją zbywałam, twierdząc, że jestem zajęta. Wymyślałam różne wymówki, żeby odłożyć tą rozmowę na dalszy termin i nie powracać do bolesnych tematów. Tylko właściwie po co miałam mówić rodzicom o swoich problemach z związku, którego notabene już nie ma? Nie ma ich tu, nie mieszkają blisko i raczej nie dowiedzą się o tym z mediów. Po co mają się martwić, skoro nie jest najgorzej? Tak, wmawiaj sobie dalej, że wszystko jest w porządku, pomyślałam, ale nie zmieniłam zdania. Nie muszą o tym wiedzieć, przynajmniej nie teraz. Uniknę zbędnych pytań po co i dlaczego, czy dobrze się czuję i niczego nie potrzebuję?
Potrzebowałam i to bardzo. Bartka, tylko i wyłącznie jego, ale wiedziałam, że nie mogę dostać tego, czego chcę. Nie można mieć wszystkiego, więc teraz ja nie miałam jego. Tym razem to on okazał się tym elementem, bez którego miałam sobie poradzić. Jak na razie mi nie szło. Trudno było mi o nim nie myśleć, nie myśleć o tym co zrobiłam i czego nie zrobiłam, zaczynałam powoli nienawidzić siebie, choć za wszelką cenę chciałam tego uniknąć. Musiałam nauczyć się żyć na nowo, znowu.
Kiedy byłam w kuchni, żeby zrobić sobie coś do picia, usłyszałam pukanie do drzwi, które przypomniało mi, że jestem sama w domu. Na początku stwierdziłam, że nie będę otwierać, bo nie chcę żadnych gości, jednak kiedy ten ktoś zaczął dosłownie walić w drzwi, pofatygowałam się otworzyć.
- Już miałem wzywać policję – Zbyszek odetchnął z ulgą i wszedł do środka – Paula dzwoniła do mnie z manufaktury, że jest z Adą na zakupach, więc zaraz po treningu przyjechałem. Nie strasz ludzi, mała! – słusznie miał pretensje, więc się nie rzucałam. A nóż mógłby mnie znaleźć nieprzytomną na podłodze albo z podciętymi żyłami. Przez krótką chwilę zastanawiałam się jakby na to zareagowali, jak zareagowałby Bartek. Ale ta chwila była krótka i więcej nie wróciła.
- Przepraszam, jakoś nie mam ochoty przyjmować teraz gości. Cieszę się, że wpadłeś, bo właściwie mam do ciebie prośbę. – skoro nadarzyła się okazja, to trzeba z niej skorzystać, pomyślałam – Chciałabym cię prosić, żebyś przywiózł resztę moich rzeczy z mieszkania Bartka.  – spojrzał na mnie tym swoim dziwnym spojrzeniem, jakby chciał odczytać moje myśli. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i miejsca w jakim się znajduję, jakby myślał, że niedługo wszystko wróci do normy, że Bartek wróci. Nie chciałam go tak brutalnie wytrącać z tego przekonania, ale widocznie tak wyszło.
- Jasne, zaraz po nie pojadę.  – powiedział po chwili ciszy, najwyraźniej musząc przyswoić sobie to do wiadomości.
- Bartek nie powinien robić żadnych problemów, właściwie to powinien ci pomóc, więc… - próbowałam jakoś zażartować z tej sytuacji, ale z marnym skutkiem. Nie chciałam płakać, więc próbowałam się opanować. Kolejny krok w kierunku normalnego życia.
- Nie mów tak – powiedział w końcu – Zobaczysz, że niedługo do siebie wrócicie. – uśmiechnęłam się pod nosem, zdając sobie sprawę jakim Zbyszek jest niepoprawnym optymistą.
- Nie jesteś już dzieckiem, przestać wierzyć w bajki – odpowiedziałam, nie chcąc dalej drążyć tego tematu.
- Bajki nie są tylko dla dzieci, Ida.  – westchnął cicho, po czym poinformował, że jedzie do Bartka po moje rzeczy. – Tylko otwórz mi drzwi jak wrócę – dodał na koniec, co spotkało się z moim przytaknięciem.
***
Młoda wykupiła większość rzeczy w sklepach, ale nie protestowałam. Byłam zajęta szukaniem czegoś niezbędnego do mojego planu. Musiałam go zmienić, bo Ida nie chciała iść z nami, ale miałam nadzieję, że wypali. Kiedy Paula stwierdziła w końcu, że kupiła już wszystko, zaciągnęłam ją do jeszcze jednego sklepu, gdzie wypatrzyłam coś idealnego na potrzeby swojego planu. Wpadłam między wieszaki, szukając odpowiedniego rozmiaru, aż w końcu znalazłam ideał. Czerwona sukienka, całkiem prosta, ale mająca swój urok, wydała mi się najbardziej odpowiednia. Na dodatek pani, która pilnowała całego interesu posturą przypominała Idę, więc poprosiłam ją, żeby przymierzyła sukienkę.
- Leży idealnie – stwierdziła, oddając mi sukienkę, więc nie pozostało nic innego tylko za nią zapłacić. Młoda wpatrywała się we mnie, nie bardzo wiedząc co się dzieje, ale o nic nie pytała. Ja też nie udzielałam jej bardziej szczegółowych informacji, więc mogłyśmy wrócić do domu.
Zastałam ją w naszym pokoju, czytającą jedną w moich książek. Kiedy weszłam do pokoju odłożyła książkę i wzruszyła ramionami.
- Nie powinnam od razu się wściekać, przepraszam. – nie wiem czy spodziewałam się tych przeprosin, zwłaszcza teraz, kiedy Ida wydawała się nieobliczalna. Ale ten gest był miły, więc uśmiechnęłam się i podałam jej torbę. Zdziwiona spojrzała na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi.
- To dla ciebie, na nowe życie z zastrzeżeniem możliwości powrotu tego wcześniejszego – powiedziałam, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że nie wierzę w taki koniec jej znajomości z Bartkiem. Pominęła ta uwagę milczeniem i rozpakowała sukienkę. Chyba jej się spodobała, bo od razu poszła do łazienki ją przymierzyć.
Wyglądała genialnie, jakby sukienka została uszyta specjalnie dla niej. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze, kiedy w pokoju pojawił się Zbyszek.
- A co to za okazja? – postawił torby niewiadomego pochodzenia na ziemi i przyglądał się uważnie mojej przyjaciółce. Dopiero potem zauważyłam, że na jego plecach siedzi Młoda. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Nowy początek, Zibi. Dzięki za przyniesienie rzeczy. – odpowiedziała i zniknęła z powrotem w łazience. Nie wiedziałam, że nastąpi to tak szybko i wcale mnie to nie cieszyło. Nie chodziło o to, że będziemy razem mieszkać, tylko o to, że ona nie wierzy w to, że dogada się z Bartkiem. Jakby już definitywnie zamknęła ten rozdział. Spojrzałam na przyjaciół, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Pozwolimy na to? – zapytałam cicho, mając nadzieję, że rozumieją o czym do nich mówię. Młoda zeskoczyła na ziemię i razem ze Zbyszkiem zaprzeczyli.  – Poczekamy. A później… mamy robotę do wykonania.
***

Obudziłam się w poniedziałek rano z wrażeniem, że o czymś zapomniałam. W dodatku w mieszkaniu było nadzwyczaj cicho, co do nas niepodobne. Odwróciłam się na bok i zobaczyłam śpiącą smacznie Adę. Nie chciałam jej jeszcze budzić, zwłaszcza, że ostatnio prawie w ogóle nie spała. Wyszłam cicho z pokoju, zerkając na zegar, który wskazywał dziewiątą.
- Coś tu nie gra – powiedziałam cicho do siebie i weszłam do pokoju Młodej. Potknęłam się o jednego trampka, który leżał zaraz pod drzwiami i zaklęłam cicho. Paula też jeszcze spała, ale akurat to nie zrobiło na mnie wrażenia. Zawsze lubiła spać do późna, chyba że wynikła jakaś dziwna sytuacja, jak ostatnio. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, szukając jakiejś wskazówki odnośnie mojego dziwnego przeczucia, jednak poza bałaganem, mało co wpadło mi w oko. Dopiero kiedy mój wzrok padł na kalendarz, zrozumiałam, że to nie ja o czymś zapomniałam tylko Młoda. Zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie co tutaj się zaraz będzie działo. Usiadłam na łóżku i potrząsnęłam ramieniem Pauli raz i drugi, aż wyrwałam ją ze snu. Spojrzała na mnie zaspanymi oczami, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.  – Nie zapomniałaś o czymś? – zapytałam ledwo tłumiąc śmiech. Zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie nad tym co powiedziałam, ale jakoś nie widziałam żadnego efektu. – Wiesz, mamy dziś poniedziałek i…
- Szkoła! – wrzasnęła nagle, aż podskoczyłam na łóżku. Wyleciała z pod kołdry, oczywiście potykając się przy tym mnóstwo razy i wpadła do szafy. Dawno tak się nie uśmiałam, jak teraz, pierwszego września o dziewiątej rano.  – Wyprasuj mi bluzkę, błagam! – rzuciła we mnie białą szmatką i popędziła do łazienki. Kręcąc głową z niedowierzania z jej głupoty, poszłam obudzić Adę, bo nie wiedziałam gdzie trzyma żelazko. Śmiałam się przy tym do łez, dlatego kiedy Ada otwarła oczy, nie wiedziała co się dzieje.
- Żelazko masz? – musiałam zadawać proste pytania, bo do człowieka wyrwanego ze snu należy mówić jak najprościej. Moja przyjaciółka kiwnęła głową. – A gdzie? – wskazała mi ręką jedną z szafek, z której minutę później wyciągnęłam żelazko. Deska do prasowania była za drzwiami, więc szybko się z nią uporałam. Ada przetarła oczy i patrzyła ze zdziwieniem co robię. Widocznie nie dotarło do niej, że to żelazko jest mi potrzebne do prasowania.
- Możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? – zapytała chwilę później, kiedy postać Młodej przemknęła jej przed oczami.
- Paula zaspała do szkoły – wzruszyłam ramionami, czekając na jej reakcję. Ona tylko spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać, znacznie głośniej niż ja chwilę temu. Z tego wszystkiego, próbując się obrócić, spadła z łóżka. Na to wszystko weszła Paulina, porwała bluzkę z deski do prasowania i szybko ją ubrała. Potem wybiegła, krzycząc, że nie wie, kiedy wróci i tyle jej było. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam na desce do prasowania jej telefon – A ja wiem, kiedy wrócisz. Trzy, dwa, jeden…
- Telefon!  - rzuciłam jej komórkę i pomachałam na do widzenia.
Usiadłam na łóżku, obok Ady, która zdążyła podnieść się z podłogi. Ziewnęła potężnie, po czym spojrzała na mnie.
- Wiesz, dawno się tak nie uśmiałam. Całe szczęście, że jest tu z nami, inaczej pewnie dalej leżałabym w łóżku. 
- Masz rację. Wczoraj oglądałam zdjęcia z treningu Skry – wiedziałam do czego zmierza – Teraz będzie inaczej, prawda?  - zapytała cicho, jakby nie chciała, żeby cokolwiek się zmieniało. Ja też nie chciałam, ale nikt nie pytał mnie o zdanie.
- Nie wiem czy będę potrafiła kibicować Skrze i… czy będę mogła na niego patrzeć.
- I pomyśleć, że to właśnie od meczu się wszystko zaczęło.  – czułam, że jeżeli będziemy kontynuować ten temat, wrócimy do tego co było parę dni temu, do płaczu i lamentu nad własnym życiem.
- Teraz też się zaczęło. Normalne życie. – powiedziałam, klepiąc ją po ramieniu. Chciałam dodać jej otuchy, kiedy czułam się prawdopodobnie bardziej rozbita niż ona. – Może pójdziemy na spacer?  - zapytałam, mając nadzieję na coś innego niż siedzenie w domu. Chciałam wyrwać się od wszystkich myśli i zrobić coś dla siebie. Na przykład trochę poznać miasto, chociaż najbliższą okolicę.
- Jakoś nie mam ochoty, poczytam sobie coś, ale ty idź. – uśmiechnęła się do mnie, co oznaczało, że będzie nadal myśleć o tym co było. Nie mogę na to pozwolić, pomyślałam i wpadłam na pewien pomysł. Ubrałam się i tak jak chciała zostawiłam ją samą. Zabrałam tylko torebkę i telefon.
Pierwszy wrzesień w Łodzi był pięknym dniem. Świeciło słońce, na niebie nie było żadnych chmur, zrobiło się przyjemnie ciepło. Uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Mijały mnie grupki elegancko ubranych dzieci idących do szkoły ale też ludzie niewiele młodsi ode mnie, którzy nie odczuwali radości z powodu powrotu do szkoły.
Szłam powoli chodnikami, rozglądając się na boki. Mijający mnie ludzie, pewnie wzięli mnie za turystkę, myśląc, że podziwiam miasto. Jednak nie byłam obecna myślami. Moje myśli uciekały do tych dni, kiedy byłam jeszcze w Spale, kiedy wahałam się pomiędzy pozostaniem w domu a przyjazdem tutaj. Może gdybym, tak jak planowałam, została w domu i studiowała w Krakowie… Nie mogę tak myśleć, skarciłam się w myśli przymykając na chwilę powieki. Muszę być twarda i normalnie żyć, nie patrzeć na innych i żyć po swojemu. Tak jak planowałam zanim go poznałam, zanim pojechałam na mecz do Kędzierzyna razem z Adą i… kimś, kto dla mnie już nie istnieje. Spuściłam głowę i chwilę później poczułam, że na coś wpadłam.
To był tylko krótki moment i znalazłam się na chodniku. Moja torebka leżała jakieś dwa metry dalej i tylko tyle byłam w stanie teraz zarejestrować. Poczułam się trochę zdezorientowana, kiedy wokół mnie pojawił się wianuszek ciekawskich osób. Zapewne zrobiłam się cała czerwona, bo nie lubiłam być w centrum uwagi. Obok mnie klęczał jakiś młody facet i chyba coś do mnie mówił, ale na początku nie mogłam nic zrozumieć.
- Niech pan wezwie pogotowie – to były pierwsze słowa jakie usłyszałam i momentalnie się ocknęłam.
- Nie, nie, nie trzeba. Wszystko w porządku, naprawdę – powiedziałam szybko i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że pan stojący obok chowa telefon do kieszeni.
- Dobrze się pani czuje?  - zapytał trochę przestraszony blondyn, który widocznie jest na tyle silny, żeby w jednej sekundzie sprowadzić kobietę do parteru. Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Dopiero wtedy zauważyłam, że skądś go znam. Po dłuższym przypatrywaniu się jego twarzy, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ona tu jest i tańczy dla mnie – zanuciłam cicho, co wprawiło go w chwilowe osłupienie. Potem oboje zaczęliśmy się śmiać, a ludzie stojący obok się rozeszli, nie chcąc tracić czasu na jakiś świrów.  – Przepraszam, ale tak mi się jakoś skojarzyło.
- Nie ma za co, to ja powinienem przeprosić. Wpadłem na panią i w dodatku przewróciłem, całe szczęście, że nic się pani nie stało. Jestem Michał – wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uścisnęłam ją i też się przedstawiłam – Rzadko spotykane imię.  – stwierdził, uśmiechając się szeroko.
- Nie spotkałam jeszcze swojej imienniczki.  – odpowiedziałam mu tym samym, czując się trochę głupio.  – Za to znam kilku Michałów.
- Może w ramach rewanżu dasz się zaprosić na kawę? – nie powiem, że mnie to nie zaskoczyło i pewnie zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Na szczęście z opresji wybawił mnie telefon. Przeprosiłam na chwilę Michała i odebrałam.
- Błagam cię, przyjdź po mnie, bo nie trafię sama – usłyszałam jęk Młodej po drugiej stronie.
- Ciekawe jak ja tam dojdę, skoro nie znam miasta – kątem oka zobaczyłam, że Michał na migi pokazuje mi, że mi pomorze.  – Gdzie jest ta szkoła?
- Na Paderewskiego.
- Dobra, czekaj tam. – rozłączyłam się, uśmiechając się z wdzięcznością do siatkarza.
- Naprawdę pomożesz mi tam trafić? – zapytałam z nadzieją.
- Jasne, chodź. Przy okazji czegoś się o tobie dowiem. A kawa nam nie ucieknie
- Nie piję kawy. Ale sok pomarańczowy brzmi całkiem w porządku.
***
Przegadaliśmy całą drogę do szkoły jak dobrzy znajomi. Schody zaczęły się dopiero wtedy, kiedy padło pytanie, które paść musiało.
- Dlaczego studia akurat w Łodzi? – przecież nie mogłam tak po prostu opowiedzieć mu wszystkiego i to jeszcze ze szczegółami. Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się jak to ująć w słowa.
- To jest bardzo długa historia i nie bardzo chcę o tym mówić – powiedziałam, jednocześnie słysząc piosenkę, którą nuciłam chwilę temu, za swoimi plecami – Boże, ona to ma wejście – mruknęłam, odwracając się w kierunku Pauli, która śpiewała na całego. Jeszcze brakowało tego, żeby zaczęła tańczyć i zrobiłaby totalną wiochę.  – Bo nie dostaniesz obiadu!  - Michał stał z boku i przyglądał się nam. Jednym słowem wyglądał tak, jakby miał zaraz buchnąć śmiechem.
- Michał, to jest Młoda. Młoda, to mój przypadkowy przewodnik Michał.
- Wiedziałam, że przeprowadzka tutaj była genialnym pomysłem – powiedziała zadowolona, witając się z siatkarzem.
- Zbyszek też tak sądzi – dodałam specjalnie, żeby nie była po drodze taka odważna. Tak jak myślałam od razu się speszyła i mało co się odzywała po drodze do domu. Okazało się, że mieszkamy całkiem blisko tej szkoły i wcale nie trudno do niej trafić.  – Dziękuję za pomoc – odezwałam się do Michała, kiedy Młoda pobiegła na górę.  – Pewnie dalej bym błądziła, znając moją orientację w terenie.
- Z chęcią pokażę ci całe miasto, jeżeli masz na to ochotę – uśmiechnęłam się przepraszająco, bo wiedziałam, że muszę odmówić  - Ale sądząc po twojej minie chyba zaraz mi odmówisz, więc od razu zapytam o numer telefonu.  – nie dawał za wygraną, a ja i tak nie miałam co robić, więc podałam mu swój numer.  – Zadzwonię – powiedział i poszedł. Nie wróciłam na górę, patrząc jak idzie i kilka razy odwraca się za siebie. Kiedy zniknął z pola widzenia, zadzwoniłam do Konstantina.
- Dobrze cię słyszeć – powiedział na przywitanie jakby nie swoim głosem.
- Przyjedź po mnie, będę czekać przy tym sklepie obok naszego bloku.  Musimy pogadać.
***
Czekałam obok sklepu na Cupko, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Ady.
- Co jest? – zapytałam, rozglądając się czy przypadkiem Kostek nie nadjeżdża swoją wypasioną bryką.
- Gdzie ty jesteś?
- Postanowiłam pospacerować jeszcze trochę i przewietrzyć umysł – przecież nie mogłam jej powiedzieć, że zamierzam rozmawiać z Serbem. Nawet nie chciałam wiedzieć jakby na to zareagowała.  – Niedługo wrócę, nie martw się.
- Jeżeli jesteś z tym, z kim stałaś pod klatką to możesz nie wracać – zaśmiała się cicho, a ja pomyślałam sobie w tym momencie o dwóch rzeczach. Po pierwsze, poczułam, że wraca moja dawna Ada, której brakowało mi od jakiegoś czasu. A po drugie, że mam ochotę uderzyć ją czymś ciężkim za ten komentarz. Właśnie zobaczyłam, że Cupko po mnie podjechał, więc musiałam kończyć rozmowę.
- Tak i trochę nam przeszkadzasz, więc muszę kończyć. – będę skazana na szczegółową i szczerą spowiedź jak przyjadę, ale trudno. Pomachałam na przywitanie do Konstantina i wsiadłam do samochodu.  – Cześć przyjacielu. Stęskniłam się za tobą, wiesz? – uśmiechnął się do mnie i mocno przytulił, nie zważając na trąbienie innych kierowców, którym przypadkiem zatarasował przejazd.
- Wyjechałem tylko na parę dni, a tu takie rewolucje – powiedział po chwili ciszy.
- O co dokładnie ci chodzi? – zapytałam, chcąc upewnić się co ma na myśli.
- W piątek mieliśmy trening, jeszcze nigdy nie widziałem trenera tak wkurzonego. Nikt nie mógł się z nikim dogadać, totalny chaos.  – dlaczego przez myśl przeszło mi, że to przeze mnie? Pomyślmy. Może dlatego, że tak właśnie jest? Konstantin musiał zauważyć, że wiem coś więcej, wnioskując po tym jak na mnie spojrzał, ale widocznie nie chciał o tym rozmawiać w samochodzie. Wiedziałam, że rozmowa na ten temat mnie nie ominie i prędzej czy później ktoś, w tym wypadku Kostek, będzie zadawał niewygodnie pytania. Tylko że mój nowy początek nie obejmował tego w repertuarze, argumentując to tylko i wyłącznie jako powód powrotu do tamtych okropnych dni, o których chciałam jak najszybciej zapomnieć.
Kiedy weszliśmy do mieszkania, przypomniałam sobie, że przecież on nie mieszka sam.
- Jesteśmy sami, nie przejmuj się. – powiedział nagle, jakby słyszał moje myśli. Zaprowadził mnie do swojego pokoju – Rozgość się, a ja zrobię coś do picia – usiadłam na jednym z foteli, rozglądając się po pomieszczeniu. Obok łóżka stała jeszcze nierozpakowana walizka, która przypomniała mi po co tutaj jestem. Chwilę potem zjawił się Serb, niosąc dwa kubki herbaty. Rozłożył się na drugim fotelu, kładąc wcześniej herbatę na stolik. – Powiesz mi wreszcie co się tutaj stało?
- Interesuje cię wersja krótka czy długa ze wszystkimi szczegółami? – dobrze wiedziałam, że będzie chciał usłyszeć o wszystkim co go ominęło, ale ja głupia łudziłam się, że uda mi się uniknąć opowiadania mu całej historii. Właściwie myślałam, że ktoś mu już o czymś powiedział i nie będę musiała tego powtarzać, ale niestety – łudziłam się.
W trakcie swojej opowieści, często przerywanej z powodu braku odpowiednich słów czy niezmożonej chęci rozpłakania się na dobre, nawet na niego nie spojrzałam. Tak było wygodniej, znacznie wygodniej. Nie przerwał mi ani razu, za co byłam mu wdzięczna, bo nie musiałam niczego odwlekać w czasie. Kiedy skończyłam, pomiędzy nami zapadła cisza. Nie wiedziałam czy dlatego, że był tak cholernie zaskoczony czy zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć. Może nawet i to, i to.
-O niczym nie wiedziałem, naprawdę.  – albo mi się wydawało, albo w jego głosie słyszałam wyrzuty sumienia.
- Ale to już przeszłość Cupko i nie chcę do tego wracać. Obiecałam sobie, że nie będę oglądać się wstecz i proszę cię, zmieńmy temat. Porozmawiajmy lepiej o przyszłości. Rzeczywiście jest tak źle? – chodziło mi o sytuację drużyny. Czułam się za to odpowiedzialna, ale nie wiedziałam czy jest coś, co mogę zrobić. Konstantin westchnął.
- Myślę, że do pierwszego meczu wszystko ucichnie na tyle, że będziemy mogli porozumieć się na boisku. Problem wyniknie dopiero wtedy, kiedy zaczną się sporne sytuacje podczas meczu. Wtedy nawet nie chcę myśleć, do czego może dojść.  – próbowałam coś powiedzieć, ale Serb mi przerwał – Wiem o co chcesz zapytać. Nic nie możesz zrobić, oni muszą to sobie wyjaśnić. Ty masz trzymać się od tego z daleka, już dość się nacierpiałaś. Dalej masz czerwone oczy. Chodź tu – pociągnął mnie na swój fotel i posadził na swoich kolanach. Przytuliłam się do niego, znowu zapominając po co tu przyszłam.
- Mając na myśli przyszłość, myślałam też o czymś innym – powiedziałam po chwili ciszy. – Musicie się jakoś dogadać, Kostek. Tak naprawdę nie wiem co jest między wami, mogę się tylko domyślać, ale musicie ze sobą porozmawiać. Oboje jesteście moimi przyjaciółmi i zależy mi na tym, żebyście byli szczęśliwi. Razem albo osobno, rozumiesz? Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami.  – nie chciałam wnikać w to co jest między nimi, nie chciałam nikogo do niczego namawiać, bo wiedziałam, że może to przynieść, przeciwne do oczekiwanych, skutki. Chodziło tylko o rozmowę, wyjaśnienie sobie rzeczy, które do tej pory były przyczyną konfliktu.
Dokładnie o to, czego nie potrafiłam zastosować w swoim życiu. I Konstantin dobrze o tym wiedział.
- Potrzebuję czasu – mruknął prosto w moje ramię, a potem już tylko milczeliśmy. Bardzo dobrze jest czasem nic nie mówić, razem pomilczeć. Zwłaszcza z przyjacielem, który w pewnym stopniu rozumie co czujesz.

Milczeliśmy tak do powrotu Zbyszka, a potem Kostek odwiózł mnie do domu. Nie chciał wchodzić na górę, ale ja też na to nie nalegałam. Prosił o czas, więc postanowiłam trochę mu go dać. Tylko, żeby za długo z tym nie czekał, pomyślałam.

niedziela, 5 października 2014

" - Tak, miły. Jak każdy siatkarz, do czasu."

Kilka dni później.
- Jak się czujesz? – usłyszałam po swojej prawej stronie cichy głos należący do Pauliny. W jednej chwili potrafiłam wściec się do granic możliwości, słysząc te słowa tak, że kubek który trzymałam w dłoni roztrzaskał się w drobny mak. Ręce drżały mi ze złości, bo miałam już serdecznie dość tych wszystkich pytań czy słów pocieszenia.
- Dajcie mi spokój – powiedziałam, próbując zachować spokój, ale jakoś marnie mi to wychodziło. Szybkim krokiem weszłam do pokoju Ady i zamknęłam za sobą drzwi. Właściwie trzasnęłam, dość mocno. Zsunęłam się po ścianie na podłogę i usiadłam. Miałam dość. Nie mogli zrozumieć tego, że w żaden sposób mi nie pomagają, tylko pogarszają sprawę. Objęłam kolana w mocnym uścisku, oddychając głęboko, ale to nie pomagało. Nic nie pomagało. Zostawił mnie i teraz nie mam z nim żadnego kontaktu. Nie odbiera moich telefonów, nie odpisuje na smsy, nie chce mnie widzieć.
Słyszę bicie swojego serca, które na samą myśl o nim, nadal przyspiesza i czuję, że będzie tak jeszcze przez długi czas. Chciałabym zapomnieć, ale z drugiej strony jak mogę nie chcieć pamiętać pocałunków, dotyku czy głosu faceta, którego kocham? Wszystko albo nic, nie można wyselekcjonować tego, co chce się zapamiętać.
Nigdy nie potrafiłam walczyć o swoje. Godziłam się z tym, co przynosił los, zawsze podporządkowywałam się czyimś decyzjom, twierdząc, że oni wiedzą lepiej. Może na tym polegał błąd, może powinnam wtedy zostać i powtarzać to co powiedziałam dopóki nie mi nie uwierzy? Może to by coś dało. Tylko, ja jestem tchórzem, cykorzy nie walczą. Cykorzy się nie bronią. Cykorzy słuchają, co ktoś ma im do powiedzenia, ale sami tak naprawdę nie potrafią mówić.
W pokoju było ciemno, bo cały czas leżałam w łóżku, nie mając na nic siły ani ochoty. Czułam się niepotrzebna, nikt ode mnie niczego nie chciał. Z jednej strony to dobrze, bo miałam nieustanny spokój, ale z drugiej już niekoniecznie. Od kiedy się tutaj pojawiłam, rozmawiałam tylko z Adą, jeden jedyny raz. Milczałam, jakbym znalazła się w całkowicie innym świecie. Miałam wrażenie, że jak się odezwę, zacznę płakać i będzie jeszcze gorzej, więc tego nie robiłam. Właściwie wyglądało to tak, jakby nikt się mną nie przejmował, tylko te pytania. Zewsząd, odbijające się jak echo w mojej głowie. Głupie pytania, bo jak może się czuć ktoś taki jak ja, zwłaszcza w takiej sytuacji. Często kończyło się to tak jak przed chwilą, wybuchem mojego gniewu albo ich krzykiem, że muszę żyć normalnie. Nie rozumieli, że dla mnie normalne życie oznaczało bycie przy nim. A teraz już go nie ma w moim życiu, przez co jest ono nienormalne. Nie mogłam go do niczego zmusić, z resztą on rzadko kogoś słuchał. Czasem tylko ja potrafiłam do niego dotrzeć, ale nie tym razem. Bo to ja zawiniłam i nie potrafiłam wyratować siebie samej.
Tak bardzo za nim tęskniłam w każdej minucie dnia i nocy, ale wiedziałam, że nie wróci. Uraziłam jego dumę, wielkie ego, zraniłam jego uczucia. Zdradziłam, przynajmniej on tak uważał. A skoro on tak uważał, to próbował przekonać świat, że tak właśnie jest. Mogłam mieć tylko nadzieję, że świat mu nie uwierzy. Mój świat mu nie wierzył, ale jego świat… Jest znacznie większy od mojego i ma większe wpływy. Temu też nie mogłam naradzić, w końcu oni znają go dłużej, jemu uwierzą, nie mnie. Chyba, że Winiarski się przyzna. Tak.., pomyślałam w duchu, dobry żart. Nie myślałam, że wśród nich spotkam kogoś tak podłego i egoistycznego jak on. To, że jego rodzina się rozpadła, nie usprawiedliwiało tego, że niszczył życie swoich przyjaciół. Ci przyjaciele już nie byli jego przyjaciółmi. Tylko dla Michała nic to nie znaczyło, poradzi sobie nawet bez nich. Gorzej z tymi przyjaciółmi. Gorzej ze mną.
Położyłam się do łóżka, tuląc głowę do poduszki. Nie czułam już jego zapachu, leżałam w innym łóżku. Ten zapach utulał mnie do snu, kiedy jego nie było obok. Nie ma zapachu, więc nie śpię. Nie mogę spać. Leżę całym, długimi, ciemnymi nocami, wsłuchując się w ciszę i nieustannie o nim myśląc. Wpadam w obsesję? Możliwe, ale co z tego? W mieszkaniu było cicho, więc pewnie był wieczór, ale to też nie miało znaczenia. Choć bardziej lubiłam noc, bo wtedy nie było żadnych pytań. Tylko Ada wchodziła do pokoju, kładła się obok mnie i całą noc leżała ze mną. Leżała czy spała, wszystko jedno.
Naprawdę było mi wszystko jedno. Do tej nocy, która nadeszła. Gdzieś pomiędzy północą, a porankiem nagle poczułam, jakbym przeżyła jakiś koszmar. Jakby coś mi się przyśniło, coś bardzo złego, po czym obudziłam się z krzykiem. Tylko tego krzyku nie było. Usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju. Co ja z sobą zrobiłam, pomyślałam, nie dowierzając w to wszystko. Zakryłam twarz dłońmi, ale nie płakałam. Wystraszyłam się, bo nie wiedziałam co się dzieje z moim życiem. Przecież już niedługo miałam rozpocząć studia, robić to co kocham. Dlaczego coś miałoby mi w tym przeszkodzić? Marzyłam o tym, tak bardzo tego chciałam. Nie mogę tego zaprzepaścić w kilka dni, bez przesady, przecież nie jestem aż taka głupia. Przeczesałam rozczochrane włosy i położyłam się z powrotem do łóżka. Zasnęłam, po raz pierwszy od kilku dni.
***
Jakbym zobaczyła swoje odbicie, kiedy nagle pojawiła się obok mnie. Kiedy wyszła, zostawiając mnie z Pauliną, byłam na nią zła. Nie chciałam, żeby mnie zostawiała, żeby zajmowała się czymś innym. Chciałam, żeby zajęła się mną. W tym jednym momencie byłam egoistką. Mówiłam sobie, że Ida nie wie jak to jest, przecież ma Bartka i są razem szczęścili. Mnie z nikim nie wyszło. Najpierw Aleks, teraz… Po tym wszystkim nawet trudno było mi wymówić jego imię, a przecież mimo wszystko był moim przyjacielem. No właśnie, był. Zazdrościłam jej tego, że ma kogoś, przeszło mi przez myśl, że chciałabym aby role się odwróciły. Żeby to ona musiała patrzeć na moje szczęście, kiedy sama nie była szczęśliwa. Przypomniałam sobie o tym kiedy zobaczyłam ją zapłakaną na swoim łóżku i pożałowałam. Nie powinnam była tak pomyśleć, jestem jej przyjaciółką. A mimo to nie mogłam się powstrzymać.
Kiedy przejęła mnie jej strata, zapomniałam na chwilę o swoich problemach, co przyniosło chwilową ulgę. Ida jest osobą bardzo wrażliwą i tak naprawdę nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Dlatego wcale nie zdziwiło mnie to, że kilka dni po tym jak pojawiła się zapłakana w moim pokoju, zobaczyłam ją w kuchni z nikłym uśmiechem na ustach, w miarę ogarniętą. Jakbym zobaczyła inną osobę, nie tą, która była obok przez ostatnie dni. Uśmiechnęłam się do niej i wzięłam kubek świeżo zaparzonej kawy, którą przygotowała.
- Podziwiam cię – powiedziałam cicho, ale ona skwitowała to milczeniem. Wyminęła mnie i zniknęła u siebie w pokoju. Paulina popatrzyła na mnie, wyglądała na trochę zdezorientowaną. Nie mówiąc już o Zbyszku. – Nadal w to wszystko nie wierzę – usiadłam na stole, uświadamiając sobie, że wprawiam ich w coraz większe osłupienie. Rozmawiam z nimi po raz pierwszy od… tamtego dnia.  – To jest niemożliwe – powtórzyłam dobitnie, kładąc kubek na stole, rozlewając przy tym kawę.
- Ada, wszystko w porządku? – Zbyszek stanął obok mnie, zadając głupie pytanie.
- To głupie pytanie, serio. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie nieszczęścia tego świata się nas trzymają.
- Bartek dzwonił, mamy trening dzisiaj.  – powiedział cicho, upijając trochę mojej kawy. Nieco się przy tym skrzywił, mrucząc, że gorzka. Wzruszyłam tylko ramionami i dopiłam resztę.
- Już? Przecież ledwo wróciliście.
- Słońce, nie wiem czy zauważyłaś – powiedział obejmując Młodą ramieniem – ale dzisiaj jest piątek, ostatniego sierpnia, co oznacza, że w poniedziałek idziesz do szkoły.  – Paula skwitowała to tylko przewróceniem oczu i usiadła obok mnie. Na rozlanej kawie. Zbyszek zaśmiał się krótko. – Lubię jak jesteś taka roztrzepana – powiedział i wyszedł. Paulina trochę się zaczerwieniła,  ja miałam ochotę się śmiać, po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Jednak to nie był jeszcze ten moment. Skoro mieli trening, to Kostek powinien już wrócić, pomyślałam. Teraz z kolei chciało mi się płakać. Zawsze marzyliśmy o tym, żeby jeździć na mecze Bełchatowian, ale mieszkaliśmy za daleko. Kiedy się przeprowadziliśmy, Adrian wyjechał, a my nie jesteśmy w stanie patrzeć na zawodników Skry. Ironia losu.
Młoda walczyła z plamą od kawy na swoich spodniach, a ja poszłam otworzyć drzwi, po kryjomu ścierając łzy z policzków. 
***
Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby się opanować i nie dać po sobie niczego poznać. Musiałam przyzwyczaić się do tego, że teraz wiele sytuacji będzie wyprowadzać mnie z równowagi, że moi przyjaciele będą patrzeć na mnie z politowaniem, a we mnie będzie się aż gotowało, kiedy będę czuła na sobie te litościwe spojrzenia. Nie chciałam litości, bo w pełni sobie na to wszystko zasłużyłam.
Spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że nie widać nic co miałoby świadczyć o jakimkolwiek załamaniu. Wprawdzie nie tryskałam szczęściem, ale nikt nie mógł mi zarzucić, że całymi dniami się gnębię. Choć starałam się tego nie robić i miałam nadzieję, że starania w końcu przyniosą efekty.
- Ida, masz gościa – Ada otworzyła drzwi do pokoju i w progu ujrzałam Mariusza. Przyglądał mi się tak jak reszta, ze współczuciem. Jednak w jego wzroku było coś jeszcze, jakby chciał mnie za to wszystko przeprosić. I szlag trafił moje opanowanie.
***
- Po co przyszedłeś? – zapytałam, unikając wzroku bełchatowskiego atakującego. W końcu odwróciłam się do niego tyłem, jednocześnie widząc go w lustrze.
- Przeprosić. Może gdybym przyjechał wcześniej…
- To nie twoja wina, Mario, nie twoja.  – nie miałam siły z nim rozmawiać, nie byłam w stanie wydusić już ani jednego słowa. Widział jak płaczę, jak to wszystko przeżywam, zapewne jeszcze bardziej się obwiniając. Coś jednak w tym było, może gdyby przyjechał wcześniej i zabrał Michała… Nie mogę tak myśleć! Zawsze prościej zrzucić winę na kogoś innego, jeśli samemu się zawiniło.
- To na pewno da się jakoś wyjaśnić. – pokręciłam przecząco głową. – Porozmawiam z Bartkiem, powiem mu o Twoim telefonie i … - to nie miało dla mnie znaczenia. Mimo wszystko znałam go dość dobrze. Jest uparty i trudno go do czegoś namówić. Jedynym wyjątkiem byłam ja, potrafiłam go nakłonić do wielu rzeczy bez żadnych przepraw. Z resztą… Przecież widział, przyswoił, wyprodukował własną wersję.  – To na pewno da się wyjaśnić – powtórzył jak echo, po czym wyszedł zostawiając mnie samą.
***
Pojawienie się samego Mariusza Wlazłego w naszym mieszkaniu nie było dla mnie czymś zwykłym i codziennym jak dla Ady czy Idy. Dlatego gdy wręcz wpadłam na niego, okazując się zapewne w jego oczach jak osoba kompletnie niewychowana, zrobiłam się cała czerwona i jakoś nie miałam odwagi, żeby na niego spojrzeć. Jednak wmówiłam sobie, że mamy wspólnych przyjaciół i powinnam zachować się całkiem swobodnie. Całkiem swobodnie, czyli postanowiłam zagadnąć gościa co sądzi o ostatnich zawieruchach w życiu swoich znajomych.
- Czy to da się jakoś odkręcić? – zapytałam cicho, w ostatniej chwili powstrzymując go od szybkiego wyjścia z mieszkania. Mariusz odwrócił się do mnie i ze zbolałą miną wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale tak tego nie zostawię.
- Jakiś okropny pech ich nawiedził. Najpierw wyjazd Adrianna do tej głupiej Holandii, potem kłótnia Ady z Cupko, która o mały włos a pozostawiłaby po sobie ofiary, a teraz to. Nawet przemknęło mi przez myśl, że to ja na nich to wszystko ściągnęłam – teraz to już na pewno uzna mnie za pierwszą idiotkę rzeczpospolitej, ale nie mogłam się powstrzymać. Mina Wlazłego nawet na to nie wskazywała, raczej był zaskoczony pierwszą częścią mojej wypowiedzi.
- Coś mi się wydaje, że za dużo mnie ominęło – mruknął cicho – Mam nadzieję, że następnym razem wszystko dokładnie mi opowiesz, ale teraz muszę iść i przetrzepać komuś skórę, a jeszcze innemu przemówić do rozsądku – uśmiechnął się, a ja się trochę rozluźniłam. Nie okazał się taki straszny i zarozumiały, widocznie zupełnie inaczej zachowuje się w stosunku do przyjaciół. Jednak to ostatnie zdanie zabrzmiało dość groźnie, na miejscu Bartka i Michała zaczynałabym się bać. Nie musiał podawać nazwisk, żebym zrozumiała przesłanie.
- Bardzo chętnie – odpowiedziałam i pożegnałam wielkiego wzrostem gościa. Kiedy zamknęłam za nim drzwi, w przedpokoju pojawiła się Ada.  – Nawet miły – powiedziałam ni stąd ni zowąd, co chyba wybiło Adę z transu.
- Tak, miły. Jak każdy siatkarz, do czasu.  – mruknęła, po czym nagle zmieniła temat – Masz ochotę na zakupy? W końcu szkoła się zbliża.  – wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, choć może nie powinnam tak strasznie się dziwić. Każdy z nas chciał, żeby dziewczyny wróciły do siebie po tym wszystkim i może właśnie taki sposób był najlepszy? Jednocześnie śmieszył mnie ten ton, jakbym matkę słyszała. Tylko ona rzadko chodziła ze mną na zakupy.
- Bardzo chętnie – odpowiedziałam z uśmiechem – Mamo – dodając po chwili, za co mi się oberwało. Śmiejąc się wkroczyłam do swojego pokoju, który tymczasowo dzieliłam ze Zbyszkiem, żeby się ubrać, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z jednej kwestii.  – Ada? A co z Idą? – zapytałam niepewnie, zastanawiając się co planuje z nią zrobić.
- Nie wiem jak to zrobię, ale idzie z nami. To jej dobrze zrobi.  – uśmiechnęła się w charakterystyczny dla siebie sposób, co oznaczało, że ma jakiś plan.
***
Nie wiedziałam jakich argumentów mam użyć, żeby przekonać ją do tych zakupów, dlatego postanowiłam użyć jednego, zawsze skutecznego sposobu. Wkroczyłam pewnym krokiem do pokoju, starając się nie zwracać uwagi na to, że Ida jest w kompletnej rozsypce po wizycie Mariusza. Aż serce się krajało, kiedy znowu widziałam łzy na jej policzkach, w pewnym momencie stwierdziłam nawet, że dam sobie spokój z tymi zakupami, ale ostatecznie zaczęłam wdrażać swój plan. Plan, który przyszedł mi do głowy niespodziewanie, okazując się całkiem niezłym i nadającym się do wykonania.
- Weź chusteczkę, wytrzyj policzki i ubieraj się. Idziemy na zakupy – powiedziałam stanowczym tonem. Ida spojrzała na mnie jak na głupią, nic nie mówiąc. Siedziała na łóżku, nie zamierzając nigdzie wychodzić. Nie mogłam jej odpuścić, nie chciałam zostawiać jej samej. – Ida, idziesz z nami. Nie będziesz całymi dniami siedzieć tutaj i beczeć przez jakiegoś faceta!  - spojrzała na mnie, na jej twarzy malowała się złość.
- Nie mów mi co mam robić. Tobie nikt nie zwracał uwagi, kiedy siedziałaś zamknięta w tym pokoju i z nikim nie rozmawiałaś – nie chciałam jej zezłościć, zwłaszcza teraz, kiedy trzeba było obchodzić się z nią jak z jajkiem. Wiedziałam, że nie chciała tego powiedzieć, że sama ją sprowokowałam. Spuściłam głowę, jednocześnie nie wiedząc jak mam zareagować i powstrzymując łzy. Właściwie nigdy się nie kłóciłyśmy, bo przeważnie miałyśmy to samo zdanie, wspierałyśmy siebie nawzajem. Ale teraz, kiedy już wszystko się sypało… Czemu nie dorzucić czegoś jeszcze? Kiedy podniosłam wzrok, spotkałam się z niemiłym spojrzeniem przyjaciółki i wyszłam z pokoju, rzucając, że wychodzimy i zostaje sama.
Młoda słyszała naszą krótką rozmowę, pewnie dlatego nie zdziwiło jej to, że Ida zostaje. Wyszłyśmy z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Bez słowa wyszłyśmy na zewnątrz, a mnie dopadły wyrzuty sumienia.
- Nie powinnam zostawiać jej samej – powiedziałam nagle, zatrzymując się na chodniku.
- Może ona chce zostać sama? Jak ty. – Paula stanęła obok mnie, przepuszczając młode małżeństwo.  – Ja naprawdę nie wiem, co się dzieje, nie wiem co mam robić – powiedziała pospiesznie, trochę panikując. Nie miałam jeszcze okazji poznać jej z tej strony, ale wcale mnie to teraz nie zdziwiło. Przeprowadziła się, żeby być bliżej nas, a spotkała się tu z niemałą ilością przeszkód. Na pewno wyobrażała to sobie inaczej. – Naprawdę nie wiem – powtórzyła, a w jej oczach dostrzegłam łzy. Jeszcze brakowało tego, żeby ona chodziła załamana z bezsilności, że nie może nam pomóc, choć jest naszą przyjaciółką. Przytuliłam ją, przeklinając siebie i wszystko inne za to, że musiała się zmagać z czymś takim.
- Przepraszam, że musisz to wszystko znosić. Nie powinnaś się stresować, przejmować naszymi problemami. Widocznie mamy gorszy okres – powiedziałam spokojnie, błagając w duchu, żeby w to uwierzyła, bo ja sama nie bardzo dowierzałam swoim słowom.
- Boję się o was, gdyby nie Zbyszek, to całkiem by sfiksowała – uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie dzisiejszą sytuację w kuchni. Aż chciało się im pozazdrościć. To tylko kwestia czasu aż zobaczymy ich trzymających się za rączkę i czule obejmujących.  – Nie masz za co przepraszać, przecież to nie wasza wina.  – nie chciałam tego komentować, bo musiałabym wyprowadzić ją z błędu. O ile ona sama wierzyła w to, co mówi.

- Chodźmy lepiej na te zakupy.  – pociągnęłam ją za rękę w kierunku autobusu, który miał nas podwieźć do Manufaktury. 

niedziela, 28 września 2014

" - Zostawił mnie... Zostawił..."

Przyszedł wieczór, a razem z nim coraz większe pragnienie snu. Położyłam Oliego do łóżka, po czym sama udałam się do sypialni. Nie miałam już na nic sił, więc po prostu położyłam się na łóżku. Przymknęłam powieki i odpłynęłam, nie zważając na nic uwagi. Chciałam odpocząć od tego chaosu jaki ostatnio panował w moim życiu, do którego już prawie się przyzwyczaiłam. Jednak czasem nawet od szaleństwa trzeba odpocząć.
Przebudziłam się po trzaśnięciu drzwiami, jednak nie miałam ochoty sprawdzać który z siatkarzy wrócił. Podejrzewałam, że zaraz się tego dowiem. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju, po czym siada na łóżku. Było tak przyjemnie cicho, że nie chciałam tego przerywać. Leżałam na boku, kiedy poczułam jak mnie obejmuje i przytula się do moich pleców. A jednak zostawił mamę i wrócił, pomyślałam, kiedy poczułam jego usta na swojej szyi.
- Łaskoczesz – pisnęłam cicho, zaczynając się śmiać. Położył rękę na moim brzuchu, przyciągając mnie do siebie. A potem znowu usłyszałam kroki, które w pewnym momencie ucichły. Tylko tym razem ta cisza była taka dziwna… Pomyślałam, że to Michał nie może znieść naszego widoku, a wkrótce po tym, w momencie kiedy miałam pocałować Bartka, usłyszałam kolejny trzask. Tak niespodziewany i gwałtowny, że otwarłam oczy. Bartka nie było, a na łóżku obok mnie leżał Michał z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, bo tak naprawdę nie wiedziałam co się stało. Myślałam nawet, że to jakiś głupi koszmar i za chwilę się obudzę. Jednak kiedy nic takiego się nie działo i widziałam nadal uśmiechającego się Winiara, odskoczyłam szybko, przerażona do granic możliwości. A jego to cholernie bawiło, to moje przerażenie i zdezorientowanie. Zaczęłam płakać, czując jak zaczynam go nienawidzić.
- Ty draniu – wysyczałam – jak mogłeś? Myślisz, że jeżeli twoje małżeństwo to już przeszłość, możesz rujnować związek innych? – on tylko się śmiał, nic nie mówił, tylko się śmiał. Czułam się coraz bardziej bezsilna, coraz bardziej kręciło mi się w głowie.  – Wynoś się stąd, słyszysz! Wynoś się! – krzyczałam, a mój głos jakby do niego nie trafiał. Cały czas powtarzałam te słowa, za każdym razem z jeszcze większym gniewem, dopóki nie przestał się śmiać. Popatrzył na mnie jakby moje słowa go zaskoczyły, a potem jak gdyby nigdy nic wstał i powoli wyszedł z pokoju. Kiedy myślałam, że już sobie poszedł, znowu pojawił się w drzwiach, opierając się nonszalancko o framugę. Uśmiechnął się cynicznie.
- Mówił ci już, że wyjeżdża z Bełchatowa? Do Moskwy, podpisał kontrakt.
A potem zniknął, zostawiając mnie samą na środku sypialni, z wielką pustką w głowie, z zrujnowanym życiem, z rozpieprzoną przyszłością. Wokół krążyły ciągle te same myśli – niewybaczalna pomyłka, Bartek wszystko widział, nienawiść, Bartek wyjeżdża.
Bartek wyjeżdża, myśli, że go zdradziłam. Że zrobiłam to wiele razy, z jego kolegą z klubu.
- Przecież to koniec – powiedziałam cicho, czując się… Nie wiem jak się czułam, chyba tak jakbym miała za chwilę zniknąć.  I to byłoby najlepsze rozwiązanie. Tylko ja nadal tam stałam, po środku naszego pokoju, próbując wmówić sobie, że to wszystko to tylko wymysł, że Kurek zaraz przyjdzie, przytuli mnie i powie, że tęsknił. Ja powiem to samo, pocałuje mnie i położymy się do łóżka.
Tak, to bajka. Tak, może życie było jedną z nich. Ale teraz ktoś brutalnie oddzielił rzeczywistość od bajki.
***
Przerażała mnie ta okropna cisza, która zapanowała, kiedy Winiarski wyszedł. Byłam tylko ja i Oli śpiący w pokoju obok. W mieszkaniu było ciemno, właściwie nic nie widziałam. Siedziałam pod ścianą w przedpokoju, patrząc martwym wzrokiem na drzwi wejściowe. Chciałam, żeby Bartek wrócił, nawet nie wiedziałam co się teraz z nim dzieje. Za to doskonale wiedziałam co sobie pomyślał, o czym był przekonany. Pewnie wszystko stało się dla niego jasne, tylko nie wiedział, że to nieprawda. Nie odbierał telefonu, choć dzwoniłam do niego z milion razy. Za każdym razem błagałam, żeby w końcu odebrał, ale nie chciał ze mną rozmawiać.
Siedziałam tak do rana, wyzywając siebie w duchu od najgorszych. Gdyby nie ja i moja nieuwaga, wszystko byłoby dobrze, pewnie jeszcze spalibyśmy w sypialni z lekkim uśmiechem na ustach. Niedługo poznałabym jego rodziców i każdy zazdrościłby nam tego co jest między nami. Teraz nie ma już czego zazdrościć, teraz każdy modliłby się o to, żeby nie stało się z nimi to, co stało się z nami. Chciałam mu o wszystkim powiedzieć, że to była tylko pomyłka, że bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale nie wiedziałam czy jak go zobaczę, będę w stanie powiedzieć cokolwiek. Na samą myśl, łzy napływały mi do oczu, a Bartka przecież tu nie było.
W pewnym momencie klamka drzwi się poruszyła i w progu stanął Kurek. Nasze spojrzenia spotkały się tylko na chwilę, ale to wystarczyło, żebym dostrzegła w jego oczach coś, czego wcześniej nie widziałam. Zawód, smutek, żal, cynizm. To nie był mój Bartek. Ten, którego kocham patrzył na mnie z miłością, uśmiechem na ustach i szczęściem wymalowanym na twarzy. Stanął na chwilę przede mną, po czym wyminął mnie i wszedł do sypialni. Podniosłam się z ziemi i przyglądałam się co robi. Wyciągał ubrania z szafy i chował je do torby, którą musiał wcześniej wyciągnąć. Nagle przerwał i popatrzył na mnie z ogromnym żalem i gorzkim uśmiechem.
- Powiedz mi, dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? Nie byłaś szczęśliwa, nie kochałaś mnie? Nie rozumiem i nie wiem, co mam teraz robić. – dostrzegłam łzy  w jego oczach, choć tak bardzo próbował je ukryć.
- Bartek, ja…  - nie mogłam wydusić z siebie słowa, nie mogłam spojrzeć mu w oczy – Byłam zmęczona, myślałam, że to ty, ja nie wiedziałam…
- Daruj sobie, bo i tak ci nie uwierzę. Byłem głupi, że ci uwierzyłem, przecież prawie w ogóle się nie znamy.  – każde jego słowo bolało bardziej niż poprzednie, ale czułam, że to dobrze. Zasłużyłam na to, żeby bolało, żeby cierpieć z powodu swojej własnej głupoty.  – Nie powinienem ci ufać, nie powinienem z Tobą być, nie wiem dlaczego na to wszystko pozwoliłem. Mam nadzieję, że jak wrócę, nie będzie cię tutaj.
- Nie musisz nigdzie wyjeżdżać, jeżeli dasz mi dziesięć minut sama wyjdę. Oli śpi w pokoju obok – powiedziałam spokojnym głosem, nie patrząc na Bartka. Minęłam go i wyciągnęłam swoje rzeczy z wspólnej szafy. Nie wszystkie, część zostawiłam. Wsadziłam do torby, którą zarzuciłam na ramię i wyszłam z mieszkania tak jak stałam. Zaczęłam płakać, ale nie przejmowałam się tym. Nie dbałam o to, że nawet mnie nie zatrzymał, że wyszłam jak stałam prosto na ulicę. Ledwo złapałam pierwszy autobus do Łodzi, którego kierowca był przerażony moim widokiem. Tym też się nie przejęłam. Usiadłam na jednym z miejsc, chowając twarz w dłoniach. Poddałam się, zwyczajnie się poddałam, bo nie miałam siły walczyć. Nie miałam siły, żeby normalnie żyć.
***
Kiedy Ida wyszła razem z Oliwerem, zaczęłam się bać. Patrzyłam na Adę, leżącą na łóżku całkowicie bez ruchu, zdając sobie sprawę, że nie wiem co mam robić. Czy powinnam ją zostawić czy może spróbować z nią porozmawiać? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i prosiłam w duchu, żeby nigdy tak się nie stało. Nie powinnam tak myśleć, ale nie mogłam postąpić inaczej. Stałam w drzwiach, nie ruszając się nawet na krok, martwiąc się, że w każdej chwili Ada może wstać z łóżka i coś sobie zrobić.
Kiedy się tu wprowadzałam, nie przypuszczałam, że już na początku będzie źle, że będzie tak źle, żebym pomyślała o powrocie do domu. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie popełniłam błędu i nie podjęłam decyzji zbyt pochopnie. A potem powiedziałam sobie, że jestem idiotką. Przecież to moi przyjaciele. Mają teraz trudne dni i potrzebują mnie obok, a ja myślałam o ucieczce, kiedy powinnam być przy nich, pokazując, że mogą na mnie liczyć.
Jednak teraz funkcja przyjaciela mnie przerastała i musiałam coś z tym zrobić. Nie chciałam dzwonić do Idy, bo wiedziałam, że jeżeli to zrobię, będzie to oznaczać, że zawiodłam. Nie chciałam zawieść, więc nie pozostało mi nic innego do wyboru tylko zadzwonić do Zbyszka. Wiedziałam, że jest z Bełchatowie. Szybko porwałam telefon, który leżał w kuchni i wróciłam na swoje miejsce. Odebrał po trzech sygnałach.
- Potrzebuję twojej pomocy, nie wiem co mam robić – powiedziałam szybko, nie zważając na to jak dramatycznie to musiało zabrzmieć. – Możesz przyjechać?
- Co się stało? – zapytał zaniepokojonym tonem, ale nie chciałam mu tego tłumaczyć przez telefon.
- Proszę, przyjedź – powtórzyłam cicho, błagając w myślach, żeby się zgodził. Nie chciałam być z tym wszystkim sama, choć chwilę temu mówiłam, że dam radę.
- Dobrze, już jadę – odetchnęłam z ulgą, kiedy usłyszałam jego słowa i czekałam do momentu aż pojawi się w drzwiach. Kiedy wszedł do mieszkania, wyglądał na okropnie przejętego – Co się dzieje? – zapytał, wpatrując się we mnie, a ja zaczęłam opowiadać. Słuchał mnie uważnie, jakby nie chciał przeoczyć żadnego słowa, a ja nie przerywałam. Powiedziałam mu wszystko o czym wiedziałam i dodałam na koniec, że nie wiem co robić.  – Czekać – odpowiedział, po czym mnie przytulił, co dodało mi otuchy.
- Nie wiesz jak się cieszę, że przyjechałeś. – uśmiechnęłam się do niego niemrawo, patrząc mu w oczy. Odpowiedział tym samym, po czym znowu przyciągnął do siebie i pocałował w czoło.
Siedzieliśmy razem, rozmawiając o wszystkim i o niczym, śmiejąc się od czasu do czasu. Ale to była tylko przykrywka, bo tak naprawdę oboje pilnowaliśmy Ady, która cały czas leżała w swoim pokoju. Tylko raz wstała, udając się do łazienki. Nawet nie zauważyła, że przyszedł Zbyszek, tylko przeszła obok, nie zwracając na nas uwagi. Wiele dla mnie znaczyło to, że Bartman przyjechał i siedział tu ze mną, choć pewnie miał wiele ciekawszych zajęć niż siedzenie z taką małolatą jak ja i pilnowanie jej przygnębionej przyjaciółki. Kiedy popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam ten uśmiech, który już nie raz przyprawiał mnie o dreszcze, zdałam sobie sprawę, że oczekuję czegoś, co nigdy się nie stanie. Nie chciałam, żeby widział we mnie tylko jakąś młodszą dziewczynę, która wodzi za nim wzrokiem. Chciałam, żeby potraktował mnie jak równą sobie. Jak dziewczyną, z którą mógłby być.
Został na noc. Położył się w moim pokoju, a ja postanowiłam nocować w pokoju Ady na wypadek, gdyby mnie potrzebowała. Poza tym nie chciałam, żeby była sama. Chciałam, żeby czuła, że ma przy sobie przyjaciela, który ją wspiera. Położyłam się w kącie na kocu i szybko zasnęłam, choć nie był to mocny sen. Otwierałam oczy za każdym razem, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki, od razu sprawdzając, gdzie jest Ada. Zbyszek pochrapywał w drugim pokoju, ale nie mogłam mu mieć za złe tego, że zasnął. Nie prosiłam go o to, żeby czuwał. Ja czuwałam, to na razie wystarczało.
W którymś momencie, kiedy otworzyłam oczy, było już jasno. Ada spała. Jednak coś mi nie pasowało do perfekcyjnego obrazku poranka. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, co jest nie tak, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z podłogi, dość zdziwiona, kto o tej porze czegoś od nas chce. Otworzyłam drzwi i zamarłam.
- Ida? – zapytałam zdziwiona, widząc przyjaciółkę. Wyglądała okropnie. Rozczochrane włosy, zaczerwienione i spuchnięte oczy, obojętny wyraz twarzy.
- Mogę wejść? – zapytała, po czym natychmiast się odsunęłam wpuszczając ją do środka. Powolnym krokiem weszła do mieszkania, mijając mnie i zostawiając torbę w przedpokoju. Od razu skierowała się do pokoju Ady, więc poszłam za nią. Chciałam zapytać co się stało, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa, bo byłam w szoku. Ida położyła się obok przyjaciółki na łóżku, na co tamta od razu otwarła oczy. Spojrzała na nią i mocno przytuliła, nic nie mówiąc. Ida zaczęła płakać, a ja stałam jak wryta w drzwiach nie wiedząc co mam robić. Po raz kolejny.
***
Czułam jakby uszło ze mnie życie. Nie miałam na nic siły ani ochoty, więc cały czas leżałam w łóżku do nikogo się nie odzywając. Wiedziałam, że Oli jest tutaj razem z Idą, jednak potem gdzieś zniknęli. W mieszkaniu było cicho, tylko co jakiś czas słyszałam głos Młodej, wydający się trochę zaniepokojony, nie wiedząc dlaczego. Leżałam z przymkniętymi powiekami, próbując oczyścić myśli z jego osoby, ale ciężko mi to przychodziło. Nie chciałam o nim zapominać, o tym co wydarzyło się między nami, choć tak bardzo bolało. Może po prostu to zawsze ja jestem tą osobą, której przytrafiają się nieszczęśliwe wypadki, aby przywrócić równowagę? Tylko dlaczego akurat mnie? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Nie znajdę jej, choćbym bardzo chciała.
Kiedy wyszłam na chwilę z pokoju, natknęłam się na Paulę i Zbyszka koczujących pod moim pokojem. W pierwszej chwili poczułam, że to śmieszne, ale w następnej wydało mi się to tragiczne. Bali się o mnie, że mogę sobie coś zrobić. A mogłam, mieli rację, tylko nie miałam na to odwagi. Wiele razy słyszałam rozmowy dotyczące samobójstwa, coraz więcej ludzi umierało w ten sposób. Cały czas powtarzano jedną kwestię, że samobójstwo to objaw tchórzostwa, ucieczka przed problemami, którym nie chcemy stawić czoła. Jednak miałam nieco odmienne zdanie na ten temat. Wcale nie uważałam takiej śmierci za objaw strachu, wręcz przeciwnie. Odebranie sobie życia było dla mnie wielką odwagą. Odwagą, żeby zakończyć coś, na czego początek nie mamy wpływu. Więc jeżeli miałabym to zrobić, to tylko w nagłym przypływie odwagi. Na to się nie zanosiło i nawet chciałam im powiedzieć, że to wszystko jest niepotrzebne, ale tego nie zrobiłam. Fajnie jest jak ktoś się o ciebie troszczy i martwi, wtedy wiadomo, że coś dla tego kogoś znaczysz.
Leżałam na łóżku, udając, że śpię. Nie mogłam zasnąć, choć byłam całkiem spokojna. Miarowe bicie serca, zero zlewnych potów, tylko żal i tęsknota, które mi doskwierały. Muszę oduczyć się za nim tęsknić, bo nigdy już nie będzie tak jak dawniej, pomyślałam, próbując nie płakać. Odruchowo przetarłam twarz, ale o dziwo nie znalazłam tam żadnej łzy. Nie potrafiłam już płakać. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju i rzuca coś miękkiego na ziemię. W ciemności trudno było mi rozpoznać sylwetkę tego kogoś, ale nie miałam większego wyboru, bo wiedziałam, że w mieszkaniu oprócz mnie są jeszcze dwie osoby. Z pewnością nie był to Zbyszek, bo poznałabym po wzroście, więc pozostawała Paulina. Położyła się na ziemi i chyba zasnęła, przynajmniej tak to wyglądało. Chwilę później, albo może nawet później, bo nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu, usłyszałam męskie chrapanie. Zbyszek został na noc, pomyślałam, pewnie bała się zostać sama. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę dobry z niego przyjaciel. Wcześniej nie pałałam do niego zbytnią sympatią, ale teraz coraz bardziej się do niego przekonywałam. Cieszyło mnie to, że znalazł z Młodą wspólny język. Może kiedyś się zejdą? Któregoś pięknego dnia wstanę z łóżka i zobaczę ich razem, co będzie świadczyło o tym, że tylko ja z naszego grona będę nieszczęśliwa. Przynajmniej jeżeli chodzi o aspekt drugich połówek. Pewnie Adek też znalazł sobie kogoś w tej cholernej Holandii, jest szczęśliwy i nie wróci. O ile wcześniej miał taki zamiar, tego nie wiedziałam. Nie zapewniał nikogo o swoim powrocie, a znając jego może właśnie tak się stać.
Chyba był już ranek, bo w mieszkaniu zrobiło się nieco jaśniej, kiedy otwarłam oczy. Przeciągnęłam się na łóżku, zamykając je z powrotem, kiedy usłyszałam, że Paula podnosi się ze swojego legowiska i wychodzi z pokoju. Ta, która uwielbia spać do południa, zrywa się z łóżka skoro świt. Co najmniej dziwne, więc zaczęłam nasłuchiwać. Usłyszałam też drugi głos, ale bardzo cichy i trudno było mi go zidentyfikować. Ktoś wszedł do pokoju i wkrótce po tym łóżko ugięło się pod czyimś ciężarem. Otwarłam oczy i zobaczyłam Idę. Tylko to nie była ta sama Ida, którą widziałam wczoraj. Ta Ida, leżąca na moim łóżku, była zapłakana, z rozczochranymi włosami  i czerwonymi oczami. Przytuliła się do mnie, zaczynając jednocześnie płakać, a ja nie wiedziałam co się dzieje.
- Zostawił mnie – powiedziała cicho, a mnie wydawało się, że mam omamy słuchowe.  – Zostawił… Jedzie do Rosji…  - powtórzyła nieco głośniej, ale to i tak nie sprawiło, że od razu uwierzyłam w jej słowa. – Myśli, że go zdradziłam…
Nie sądziłam, żeby to był dobry moment na usłyszenie całej historii z jej ust, więc nic nie mówiłam. Przytuliłam ją do siebie, jednocześnie wytrzeszczając oczy ze zdziwienia. Napotkałam po drodze spojrzenie Pauliny, która była zdziwiona tak samo jak ja. Obie szukałyśmy jakiegoś wytłumaczenia tej sytuacji, ale nie mogłyśmy go znaleźć. A przecież nie tak miało być, nie tak.
***
Nie zważałam na to, że prawdopodobnie będzie miał pretensje, że go budzę. Weszłam do swojego pokoju i zaczęłam budzić Zbyszka, licząc na to, że wpadnie na jakiś genialny pomysł, który pomoże nam wybrnąć z tej sytuacji. Było coraz gorzej, a ja nie potrafiłam nic wymyślić.
- Co się dzieje? – zapytał sennym głosem, powoli wracając do przytomności. Otworzył oczy, przecierając je szybko, a ja zamiast powiedzieć mu o co chodzi, wpatrywałam się w niego. Dopiero gdy się uśmiechnął, wytrącił mnie z tego transu, co mnie trochę speszyło.
- Mamy kolejny problem. – powiedziałam cicho – Ida z Bartkiem chyba się rozstali, mówiła coś o jego wyjeździe do Rosji i o tym, że myśli, że go zdradziła. Nic z tego nie rozumiem. 
- O czym ty mówisz? Jaka Rosja? Przecież on zostaje. Miał propozycję z Moskwy, ale ją odrzucił. Kto jej o tym powiedział?
- Nic nie wiem, tak powiedziała Adzie, a ja stałam w drzwiach i usłyszałam. Gdybyś ją zobaczył… Na pewno coś się stało. Nie widziałam jej jeszcze w tak złym stanie, a trochę ją znam.  – usiadłam na łóżku obok Zbyszka i cicho westchnęłam. Mi też chciało się płakać, ale nie mogłam. Wystarczyło, że one płakały, ja musiałam się trzymać i starać się jakoś im pomóc. Choć nie wiedziałam jak. Zbyszek objął mnie ramieniem, co miało mi dodać trochę otuchy.
- Jakoś wszystko się ułoży. Przecież nie może się tak wszystko na raz posypać, to niemożliwe – jego słowa zabrzmiały tak jakby sam w to nie wierzył, ale musiałam mieć jakiś punkt zaczepienia. Uwierzyłam, zaczęłam wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze i miałam nadzieję, że moje własne myśli mnie nie zawiodą.

***

sobota, 20 września 2014

" - Nienawidzę facetów"

Zasnęła wycieńczona ciągłym płaczem, a ja nie miałam siły wracać do domu. Wysłałam Bartkowi wiadomość, że nie wiem czy wrócę dziś do domu, bo Ada nie najlepiej się czuje. To był tylko jeden powód, ale istniał też drugi. Bałam się tego, co może zrobić Michał. Wiedziałam, że muszę być teraz bardzo ostrożna i przygotowana na wszystko z jego strony, ale miałam nadzieję, że nie będzie to długo trwało. Kiedy rozmawiałam z Konstantinem, poprosiłam go, żeby wysłał mi smsem numer do Mario. Musiałam do niego zadzwonić, bo czułam się bezradna i chciałam, żeby zabrał go od nas jak najszybciej. Jeżeli Michał nie chce wracać do domu, niech nie wraca, ale nie mogę zgodzić się na to, żeby mieszkał u nas i żeby takie sytuacje jak dzisiejsza miały jeszcze miejsce. Nie wiedziałam co mu strzeliło do głowy. Przecież dobrze wie, że jestem szczęśliwa z Bartkiem, wie ile przeszliśmy zanim wyszliśmy na prostą. A teraz, tak nagle, chce nam to odebrać, bo zazdrość nam szczęścia. Tak nie zachowują się przyjaciele.
Wyszłam na balkon, nie chcąc obudzić Ady i wybrałam w przypływie impulsu numer Wlazłego. Wysłuchałam kilka sygnałów, aż w końcu usłyszałam po drugiej stronie jego głos.
- Cześć Mario, tu Ida. Pamiętasz mnie jeszcze?
- O Tobie nie da się zapomnieć! Co tam u was słychać? Nie zostanę przypadkiem wujkiem?
- Nie żartuj sobie, panie atakujący! Lepiej sam się postaraj o własnego potomka.
- Na razie mam jednego i się nie wyrabiam.
- Dzwonię, bo mam pewien problem… Uwierz mi, że gdyby to nie była awaryjna sytuacja, to nie zajmowałabym ci czasu…
- Mów o co chodzi, bo czuję, że to ważne.
- Chodzi o Michała. Jest w kompletnej rozsypce. Dagmara wniosła pozew o rozwód, wyniosła się z domu i chce odebrać mu Oliwera. Obaj na razie mieszkają u nas i wszystko byłoby w porządku, ale Michał zaczął się dziwnie zachowywać w stosunku… do mnie.  – po drugiej stronie zaległa cisza, nawet myślałam, że coś nam przerwało, ale potem zrozumiałam, że Mariusz był po prostu w szoku po tym co usłyszał.  -  Mario, boję się, że on zepsuje to, co jest między mną a Bartkiem. Proszę cię, pomóż mi.
- Posłuchaj, najwcześniej mogę wylecieć w poniedziałek wieczorem. W Polsce będę we wtorek rano. Wytrzymasz jeszcze trochę?
- Myślę, że tak. Dziękuję, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. I przepraszam za telefon.
- Bardzo dobrze, że zadzwoniłaś i niczym się nie martw, jak wrócę zabiorę go do siebie. Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Trzymaj się, mała.
W momencie kiedy Mariusz się rozłączył, zobaczyłam Młodą jak wchodziła do klatki razem z tatą. Normalnie bym się ucieszyła, że ją widzę, ale teraz oznaczało to dla mnie tyle, że muszę wrócić do domu. Do Bartka i do… Michała.
Wyszłam im naprzeciw, żeby pomóc w niesieniu napakowanych toreb, które Paula ze sobą przywiozła.
- Dzień dobry, jestem Ida. Miło mi pana poznać – powiedziałam, biorąc od ojca Młodej jedną torbę.
- Dużo o pani słyszałem, mnie również jest miło.
- Nie wiedziałam, że przyjdziesz – zdziwiła się Paula.
- Ada źle się poczuła i teraz śpi. Nie chciałam zostawiać jej samej. – zostawiliśmy wszystkie rzeczy w nowym pokoju Pauliny, po czym jej tata stwierdził, że musi już uciekać. Pożegnałyśmy go i wróciłyśmy do drugiego pokoju. 
- Co się stało?
- To wszystko jest tak pogmatwane, że właściwie nie potrafię tego ująć w słowa. Powiem krótko – chodzi o Konstantina. Zaszło między nimi pewne nieporozumienie. Cupko wyjechał teraz na trochę, a Ada… nie mogła się pozbierać.
Paula wyglądała na zmartwioną, jak jej o tym powiedziałam i nie chciała słyszeć więcej szczegółów.
- Wszystko się psuje – stwierdziła krótko, kładąc się na łóżku.  – Zostań z nami, co? Nie chcę zostawać sama. – poczułam niezwykłą ulgę, kiedy usłyszałam te słowa i szybko napisałam do Bartka, że dzisiaj nie wrócę. Położyłam się obok Młodej, wzdychając cicho, a potem obie zasnęłyśmy, zmęczone dzisiejszym dniem.
***
Nie mogłam spać, bo wszystko co dzisiaj się zdarzyło nadal siedziało mi w głowie. Te wszystkie wyobrażenia, co by było gdybym wcześniej spróbowała z nim porozmawiać mnie dobijały. Te wyobrażenia były szczęśliwe, a realne życie było do dupy. Nie minęło przecież wiele czasu od tego kiedy płakałam za Alkiem, kiedy dowiedziałam się o jego zdradzie. Nie potrafiłam mu tego wybaczyć, ale też wybaczyć sobie nie było mi łatwo. Może gdybym nie była zaślepiona panującą między nami sielanką, zauważyłabym coś podejrzanego. Teraz pewnie jest szczęśliwy z tamtą, przygotowują się na przyjęcie na świat małego Serba, który pewnie będzie miał identyczne oczy jak jego tata. A ja siedzę w kuchni na stole, wpatruję się w nocny krajobraz za oknem i wspominam ostatnie dni.
Adrian też wtedy zniknął, sprawiając dotkliwy zawód nie tylko mnie, ale i Idzie. Mimo wszystko tęskniłam za nim i tęsknić będę. Byliśmy przyjaciółmi, a przyjaciołom należy wybaczać nawet najgorsze świństwa. Zastanawiałam się też czy Ida kiedykolwiek przestanie patrzeć na niego jak na zdrajcę – bo tak właśnie patrzyła. Kiedy ktoś wspomniał go w rozmowie, natychmiast zamilkła, a potem zmieniała temat. Było jej źle z tym faktem, że straciła przyjaciela, nie wiadomo z czyjej winy. Może my też czymś zawiniłyśmy i nieświadomie odepchnęłyśmy od siebie, będąc zaaferowane wyłącznie swoim życiem. I znowu co by było gdyby…
Chciałabym, żeby wrócił, naprawdę. Porozmawialibyśmy szczerze, pewnie popłynęłoby sporo łez i wyciągnęlibyśmy wobec siebie najgorsze żale jakie tylko byśmy mogli, ale chciałabym. Zobaczyć go znowu, pośmiać się z jego czy mojej głupoty, powspominać początki naszej przyjaźni. Może gdyby tu był, byłoby mi łatwiej pogodzić się z kolejną porażką. W pewnym momencie chciałam do niego zadzwonić, nawet poszłam do pokoju i przyniosłam z do kuchni telefon, ale nie miałam odwagi. To musiał być przemyślany krok, musiałabym zastanowić się do chciałabym mu powiedzieć, a nie tak z doskoku, bo nagle potrzebuję przyjaciela.
Chciałam też zadzwonić do kogoś jeszcze i powiedzieć mu, że zanim zdąży wrócić, umrę z tęsknoty. Ale tego też nie zrobiłam, bo zasnęłam na kuchennym stole. Obudziłam się dopiero rano, kiedy ktoś pukał do drzwi. Nie miałam ochoty otwierać, ale ten ktoś był bardzo natarczywy i wytrwały. Zwlekłam się więc ze stołu i przeczesując włosy poszłam otworzyć drzwi. Byłam rozespana, a raczej niewyspana, bo spałam zaledwie dwie godziny. Dopiero kiedy coś uścisnęło moje nogi, a z progu spojrzały na mnie cholernie niebieskie oczy, jakoś się otrząsnęłam.
- Cześć ciocia – powiedział mały i bezpretensjonalnie, jak to dziecko, wpakował się do mieszkania. Chciałam zaprosić jego ojca do środka, ale odmówił.
- Muszę pozałatwiać kilka spraw, nie będzie mnie kilka dni. Zajmiecie się nim? – przyjrzałam się mu dokładnie, chcąc zauważyć jakąkolwiek zmianę, ale nie mogłam niczego dostrzec. Może to była tylko chwilowa słabość, pomyślałam, mając w pamięci słowa Idy, przestraszonej zachowaniem Michała Winiarskiego. Jako że nie mogłam nic z siebie wydusić, przytaknęłam i odebrałam od niego torbę z rzeczami małego. – A, jeszcze jedno. Bartek musiał jechać do rodziców, coś z jego mamą. Nie dzwonił, bo dowiedział się późno w nocy. Powiedział, że się odezwie.
- Przekażę -  powiedziałam, ale on i tak już tego nie usłyszał, bo zbiegał po schodach. Zamknęłam drzwi i napotkałam spojrzenie naszego Księcia.
- Obejrzymy bajkę? – zapytał niepewnie, ale kiedy kiwnęłam głową, zaczął skakać z radości i od razu zasiadł przed telewizorem. Jak dobrze byłoby być dzieckiem, pomyślałam, przynajmniej one nie mają takich problemów jak miłość czy zdrada. Chwileczkę, pomyślałam, miłość? Czyżbym właśnie przyznała się do czegoś, co zrujnowało moją przyjaźń z Kostkiem?
***
Obudziłam się, bo usłyszałam, że ktoś chodzi po mieszkaniu. Prawdopodobnie to Ada właśnie wstała, więc postanowiłam zwlec się z łóżka. Wyszłam z pokoju, przecierając oczy, kiedy do moich uszu dobiegł głośny pisk i zostałam przytwierdzona przez coś do ściany. Spojrzałam w dół i dostrzegłam blond czuprynkę małego chłopca, który ostatnim razem nie chciał pozwolić mi wyjść.
- Oli, a co ty tu robisz? – zapytałam sennym głosem.
- Tata mnie podrzucił, musiał iść coś zrobić i nie będzie go trochę. W nocy chyba też – powiedział, uśmiechając się szeroko. Wcale nie przejmował się tym, że nie będzie przebywał z tatą, bo oznaczało to całe dnie zabawy i jedzenia niedozwolonych rzeczy, które małe dzieci uwielbiają. – Cieszysz się?
- Jasne, że się cieszę. A gdzie Ada?
- Ogląda kaczora Donalda. Machałem jej przed oczami, ale to nic nie dało – westchnęłam cicho, czochrając go po włosach. Czekają nas ciężkie dni, dopóki Cupko nie przywiezie swojego tyłka z Serbii. Poszłam razem z nim do pokoju Ady i ze smutkiem w oczach patrzyłam jak niemo wpatruje się w telewizor, nawet się nie ruszała. Nie wiedziałam co mam zrobić, a co najważniejsze jak wytłumaczyć małemu zachowanie cioci. – Widzisz? Nawet się nie uśmiechnie. Co się jej stało? Jest chora?
- Ciocia tęskni na wujkiem Konstantinem i dlatego się tak zachowuje. Wujek musiał pojechać do domu na parę dni.
- Tak jak wujek Bartek?
- On też pojechał do domu?  - zapytałam zdziwiona.
- Jego mama się rozchorowała i pojechał w nocy. Tak mówił tata, bo ja nie widziałem jak pojechał, bo spałem. Mama wujka Kostka też zachorowała?
- Nie, myślę, że nie. Wujek po prostu chciał ją odwiedzić.  – mały posmutniał i spuścił głowę, a ja przeklinałam siebie, że zaczęłam ten temat – Ty pewnie też niedługo spotkasz się z mamą.  – powiedziałam, tuląc małego do siebie.
- To przez mamę tatuś jest ostatnio smutny i nie wiem, czy chcę ją widzieć.  – odpowiedział cicho, czym mnie kompletnie zaskoczył. Dużo rozumiał, nawet więcej niż ktokolwiek by przypuszczał.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wiesz co, mam pomysł? Idź obudź ciocię Idę, śpi u mnie w pokoju. Na pewno się ucieszy, że tu jesteś. – uśmiechnięty malec pobiegł do mojego pokoju, a ja usiadłam obok Ady.  – On wróci, zobaczysz, i wszystko będzie jak dawniej.  – uśmiechnęła się smutno, odrywając wzrok od telewizora.
- Nic nie będzie tak jak dawniej, Młoda, nic.
***
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą uśmiechniętą twarzyczkę z blond loczkami.
- Cześć ciocia – powiedziała owa twarzyczka, przypatrując mi się okropnie niebieskimi oczami, odziedziczonymi po ojcu.
- Oli? A co ty tutaj robisz? – zapytałam sennym głosem, przeciągając się i ziewając.
- Tata mnie przywiózł. – od razu zerwałam się z łóżka, myśląc, że Winiarski siedzi sobie w kuchni i zwyczajnie popija kawę. – Musiał pojechać gdzieś i nie mógł mnie wziąć ze sobą.
- Jadłeś coś? – spytałam, choć stwierdziłam, że to pytanie jest bez sensu. Ojciec musiał go przecież nakarmić.  – Mam ochotę na naleśniki.
- Jadłem śniadanie, ale… Na naleśniki zawsze znajdę miejsce! – taka mała rzecz, a cieszy, pomyślałam i zebrałam się z łóżka. Kiedy weszłam do kuchni, przywitał mnie dźwięk kreskówek, co oznaczało, że dziewczyny już nie śpią. Zastanawiało mnie, jak się miewa Ada, więc postanowiłam pierwsze do nich zajrzeć. Obie siedziały w pokoju, Ada wgapiała się w telewizor, a Młoda wyglądała na bezradną.
- Może ty coś jej powiesz. Zamknęła się w swoim świecie, kompletnie się nie odzywa, jeszcze małego wystraszy. – przeczesałam ręką włosy, zastanawiając się co zrobić w tej sytuacji. Rzeczywiście nadmiar pytań ze strony małego Księcia nie był teraz potrzebny, może Adę nawet denerwowała jego obecność. Z drugiej strony było mi głupio zostawić ją samą w tym wszystkim i wrócić do siebie.
- Obiecałam małemu naleśniki. Posiedzimy jeszcze trochę i wrócimy do Bełchatowa, ale pod jednym warunkiem – będziesz jej pilnować jak oka w głowie, wszędzie za nią chodzić i w razie jakichkolwiek wątpliwości dzwonisz od razu do mnie – ściszyłam głos, żeby Ada nas nie usłyszała, choć miałam wrażenie, że doskonale wszystko słyszała. Westchnęłam cicho i wróciłam do kuchni, żeby zająć się naleśnikami. Oliwer siedział przy stole, machając nogami i przesypując cukier z cukierniczki do szklanki.  – To z czym zjemy te naleśniki? – zapytałam chłopca, choć podejrzewałam jaka padnie odpowiedź.
- Z Nutellą!
- Paula, powiedz, że macie w swoich zapasach Nutellę – powiedziałam z nadzieją, kiedy Młoda weszła do kuchni. Trzymała w ręce mój telefon, pokazując na migi, że dzwoni Bartek.
- Powiedz, że chociaż ty masz dobre informacje, bo inaczej zwariuję – powiedziałam zamiast słów przywitania.
- Ciebie też dobrze słyszeć, słońce. – uśmiechnęłam się pod nosem. Musiał wytknąć mi ten jakże haniebny błąd – To tylko grypa, na całe szczęście. Mama czuje się całkiem  dobrze i pytała kiedy będzie mogła poznać dziewczynę, która skradła serce jej ukochanego synka.
- Mam nadzieję, że Kuba tego nie słyszał. – zaśmiałam się krótko – Możesz jej przekazać pozdrowienia ode mnie i powiedzieć, że zjawię się tam wtedy, kiedy nabierzesz odwagi, żeby mnie przedstawić.
- Mogę przyjechać po ciebie nawet dzisiaj – odpowiedział szybko – Tęsknię za tobą – dodał cicho, co oznaczało, że nie był teraz sam. Nigdy nie był na tyle wylewny, żeby obnosić się z tym przy wszystkich, a mnie to wcale nie przeszkadzało, bo pod tym względem byliśmy tacy sami.
- Ja za tobą też, ale zostań tyle ile zechcesz. Sprawisz przyjemność swojej mamie.
- Jeszcze pomyślę, że znalazłaś sobie kogoś na moje zastępstwo. – może w normalnych okolicznościach by mnie to śmieszyło, ale teraz bynajmniej. Wcale nie chodziło o to, że ja bym mogła kogoś znaleźć, ale o to, że ten ktoś mógłby zrobić coś w tym kierunku.
- Nigdy. – odpowiedziałam cicho, przeklinając się w myślach, że Bartek mógł przez to zauważyć, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? – zapytał po chwili ciszy, czego się spodziewałam.
- Martwię się o Adę, nie czuje się najlepiej, z nikim nie rozmawia. Nawet nie wiem jak jej pomóc.
- Zostaniesz u dziewczyn?
- Nie wiem, Michał podrzucił Oliwera i gdzieś pojechał. Będzie nam trochę ciasno, a po za tym nie chcę, żeby mały to oglądał – wyszłam z kuchni, żeby nie rozmawiać o tym przy chłopcu. Jednocześnie kątem oka obserwowałam przyjaciółkę, siedzącą jak zaklęta przed telewizorem.
- Uważaj na siebie, dobrze? Muszę już kończyć, Kuba ciągnie mnie, żebym z nim pograł. Kocham cię.

- Ja ciebie też, mamucie. – rozłączyłam się i wróciłam do robienia naleśników. Nie mogłam patrzeć na Adę, bo chciało mi się płakać. Nigdy nie przypuszczałabym, że to właśnie ona będzie mieć problemy tego typu. Zawsze łatwo zawierała znajomości, była szczera i bezpośrednia, wydawało mi się, że to ona znajdzie sobie kogoś pierwsza. Jednak nasze życie wywróciło się do góry nogami, kiedy zaznajomiłyśmy się z siatkarzami.

***

- Na pewno dasz sobie radę? Błagam, obiecaj mi to – stałyśmy z Młodą i Olim przy drzwiach, kiedy Ada siedziała od jakiegoś czasu w swoim pokoju. Małemu ledwie udało się skusić ją na naleśnika swoim słodkim głosem i bardzo niebieskimi oczami. Zadawał dużo pytań, bo nie wiedział co się dzieje, jak to dziecko w takiej sytuacji. Jednak ani ja, ani Paula nie mogłyśmy przecież powiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Był jeszcze za mały, żeby to zrozumieć.
- Tak, jeżeli będzie się coś działo, to zaraz do ciebie zadzwonię.
- Może zaproś Zbyszka? – zaproponowałam, ubierając Oliwerowi bluzę. Na zewnątrz było dziś chłodno i nie przyjemnie, wszystko wokół zapowiadało rychłe nadejście jesieni, której tak nie lubiłam. Paulina trochę się zmieszała, ale starała się zachować fason i nie dać po sobie nic poznać.
- Dlaczego Zbyszka?
- Korzystaj z ostatnich dni wakacji. Potem zacznie się szkoła, sezon…
- Pomyślę nad tym – powiedziała i dosłownie wygoniła mnie z mieszkania, kiedy chciałam jeszcze raz zapytać czy nie będę jej potrzebna. Było mi okropnie głupio, że musiałam zostawić Adę i porzucić na chwilę rolę przyjaciółki na rzecz roli cioci czy też niani dla młodego Winiarskiego.

Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, przywitała mnie cisza i okropny bałagan. Mruknęłam, niechętnie wchodząc do środka. Chłopiec od razu pobiegł do pokoju, a ja stanęłam po środku tego rozgardiaszu.
- Przecież nie było mnie zaledwie jeden dzień – powiedziałam do siebie, patrząc na porozrzucane ubrania i kuchnię, gdzie walało się dosłownie wszystko.  – Nienawidzę facetów – powiedziałam cicho, podnosząc z podłogi koszulkę Bartka.
- Mnie też nie lubisz? – usłyszałam cichy głosik należący do Oliwera.
- Ciebie to lubię najbardziej, wiesz? Tatę i wujka też, ale robią straszny bałagan. – wytłumaczyłam, jednocześnie podnosząc kolejną koszulkę.  – Pomożesz mi posprzątać? Niefajnie siedzieć w takim bałaganie. – na niego zawsze mogłam liczyć. Kiwnął głową i zaczął zbierać rzeczy swojego taty. Kiedy pozbieraliśmy wszystkie ciuchy, założyliśmy pranie, a potem Oli poszedł się bawić. Ja zajęłam się kuchnią, przeklinając w duchu resztę lokatorów tego mieszkania i obiecując sobie, że już nigdy nie wpuszczę ich do kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się nad tym, o czym pomyślałam. Zachowywałam się tak, jakbym poczuła, że to mój nowy dom. Nie mieszkanie mojego chłopaka, a prawdziwy dom. To było bardzo fajne uczucie, takie inne niż wszystkie inne. Choć nijak się to miało do sprzątania kuchni. 

sobota, 13 września 2014

" - Oj, zamknij się Bubu i dawaj te lody."

Podeszłam do drzwi łazienki, nasłuchując co robi Cupko. W łazience panowała cisza, co zaczęło mnie dziwić, więc otwarłam drzwi.  Zobaczyłam Konstantina siedzącego na brzegu wanny, wpatrującego się w ścianę. Odwrócił głowę w moją stronę, smutno się uśmiechając. Nagła zmiana, pomyślałam, przyglądając mu się uważnie.
- Miałaś jakieś problemy przeze mnie? – zapytał cicho, wstał. Stanął naprzeciw mnie, właściwie dwa metry przede mną. Cały jego optymizm, który wręcz z niego emanował, teraz zniknął. Chyba nie widziałam go jeszcze tak poważnego i przejętego.
- Nie, jakoś się wytłumaczyłam – odpowiedziałam równie cicho, nie wtajemniczając go w szczegóły. Teraz byłoby to raczej nie na miejscu. Weszłam do łazienki, zastanawiając się co spowodowało tak nagłą zmianę nastroju u mojego przyjaciela. Chciałam się dowiedzieć co się stało i czy jestem tego przyczyną.
- Jestem głupi – westchnął cicho, siadając z powrotem na tym samym miejscu. – Bez wątpliwości zaliczam się do najgłupszych istot na tej ziemi. – nie rozumiałam o co mu chodzi, stąd wzięła się moja dziwna mina. Konstantin spojrzał na mnie i zauważył, że go nie rozumiem. Nadal nie widziałam w tym żadnego śladu żartu, nie przypominał mi tego Cupko, którego znam. – Wiesz o czym pomyślałem? Że jak zrobię z siebie idiotę i pokaże temu facetowi, co spotyka tu Paulinę, to każe jej wrócić do domu, a ja będę mógł z tobą mieszkać, że będę miał cię tylko dla siebie.  – czułam, że nogi zaczynają się pode mną uginać. Nie spodziewałam się usłyszeć coś takiego z jego ust. Po raz pierwszy odkąd go poznałam był ze mną całkowicie szczery, pokazał swoimi słowami swoje uczucia, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. W pewnym momencie zbliżyłam się do niego, kucnęłam obok niego, patrząc mu w oczy. Byłam całkiem zdezorientowana, skołowana i nie wiedziałam, co robię. Po raz pierwszy znalazłam się tak blisko niego, nie myśląc o nim jak o przyjacielu. Zaskoczyło go to, ale nie odsunął się, wręcz przeciwnie. Czułam jego oddech, muskający moją twarz. Przymknęłam oczy, błagając w duchu, żeby nie przerywał tej chwili, żeby w końcu mnie pocałował. Kiedy poczułam jego usta na swoim policzku, otworzyłam oczy.  – Przepraszam, że cię zawiodłem – powiedział i wyszedł. Chwilę później usłyszałam jak wychodzi z mieszkania.
- Na to wygląda, że straciłam też przyjaciela – mruknęłam cicho, siadając na podłodze w łazience. Co mi teraz zostało? Tylko siedzieć i płakać nad własną głupotą. Konstantin wcale nie był głupi, tylko ja. Gdybym pokazała mu, że bardzo mi na nim zależy, znacznie więcej niż na przyjacielu, może teraz wyglądałoby to inaczej i nie siedziałabym na zimnej podłodze cicho szlochając, uderzając co jakiś czas pięścią w podłogę, próbując w ten sposób wymierzyć sobie karę.
***
Siedziałam na kanapie w salonie, pogrążona w myślach. Bartek wyszedł jakiś czas temu, tłumacząc, że ma coś do załatwienia w klubie. Michał z Olim jeszcze nie wrócili, więc byłam w mieszkaniu całkiem sama. Zastanawiałam się co będzie dalej z Winiarskimi. Tak bardzo chciałam jakoś pomóc Michałowi, ale nie wiedziałam jak. Sytuacja wydawała się jasna – Dagmara miała plan. Chciała, żeby Michał był w domu, żeby mogła na niego zawsze liczyć, żeby razem z nią wychowywał ich syna. Jednak na drodze do wykonania tego perfekcyjnego planu, stanęła siatkówka. Winiarskiego ciągle nie było, większość jego czasu pochłaniały treningi i mecze, a rodzina zostawała na drugim planie. Tak twierdziła jego żona, ale nie wzięła pod uwagę tego, że jej mąż każdą wolną od treningów chwile spędza z dzieckiem, że jest dla niego wielkim autorytetem i mały doskonale rozumie, że praca taty wymaga jego częstej nieobecności. Ma sześć lat i jest w stanie to zrozumieć, a jego mama – nie. Czuje się zawiedziona i rozczarowana zachowaniem męża, choć on robi wszystko co w jego mocy, żeby jego bliscy byli szczęśliwi i niczego im nie brakowało. Osobiście nie rozumiem tej kobiety i nie wiem jak mogła tak po prostu postawić go przed faktem dokonanym. Jednak z drugiej strony, pojawiała się w mojej głowie myśl, że mnie może kiedyś spotkać to samo, że kiedyś może stać się tak, że zacznie mi brakować bliskości Bartka, tego, że ciągle nie ma go w domu. Bałam się, że w przyszłości mogę być w tej samej sytuacji co ona. Mogę poczuć, że Kurek nie kocha mnie tak bardzo jak mi się wydawało, że być może popełniłam błąd, zmieniając dla niego swoje plany na życie. Bałam się tak myśleć, tak bardzo się tego bałam, patrząc co stało się z związkiem Winiarskich. Nie zauważyłam nawet, kiedy po moich policzkach spłynęły łzy. Tak samo jak nie zauważyłam, że ktoś przygląda mi się, stojąc w drzwiach. Dopiero kiedy do mnie podszedł, wyrywając mnie z zamyślenia, otarłam łzy, próbując się uśmiechnąć.
- Ciocia, czemu płaczesz?  - wpakował się na moje kolana, jednocześnie bawiąc się małym samochodzikiem kupionym mu przez tatę.
- Pomyślałam sobie o czymś niemiłym i zaczęłam płakać. Ale już jest trochę lepiej.
 - Jak ja płaczę to tata albo mama mnie przytulają. Przytulić cię? – był taki słodki i niewinny, że przeraziłam się jak zareaguje na zmiany w jego, jak dotąd, krótkim życiu, sielance, jaką zgotowali mu rodzice. Małe rączki objęły mnie za szyję i mocno uściskały, aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Będziesz kiedyś idealną matką – usłyszałam drugi głos, należący do ojca Oliwera. Stał w tym samym miejscu gdzie przed chwilą stał jego syn. Wpatrywał się w naszą dwójkę, mając w oczach ten dawny błysk. Powolnym krokiem podszedł do nas i usiadł obok mnie, nie spuszczając z nas wzroku. Myślał o czymś intensywnie, na co wskazywała charakterystyczna zmarszczka, która pojawiła się na jego czole. W pewnym momencie jego przenikające spojrzenie zaczęło mnie peszyć. Spuściłam wzrok, wypuszczając Oliwiera z objęć. Mały pobiegł dołączyć samochodzik do kilku innych, które ze sobą wziął i zniknął z pola widzenia. A jego ojciec nadal na mnie patrzył.
- O czym myślisz? – zapytałam w końcu, chcąc przerwać ciszę jaka między nami zapadła.
- Zastanawiam się nad tym, co byś zrobiła, będąc na miejscu Dagmary. I za każdym razem dochodzę do wniosku, że zostałabyś ze mną, akceptując mnie i to co robię w każdym calu.  – spojrzałam na niego zaskoczona i zrozumiałam, że to był błąd. Hipnotyzujący wzrok i głos na jednego mężczyznę to zdecydowanie za dużo. Michał siedział blisko mnie, ale niezbyt blisko. Kątem oka zauważyłam jak jego ręka zmierza do mojej twarzy. Gładził kciukiem mój policzek, paraliżując mnie swoim dotykiem. Nie wiedziałam, co się dzieje, zdawałam sobie tylko sprawę, że Winiarski staje się nieobliczalny.
Nie wiem do czego mogłoby dojść, gdyby nie głos Bartka, witającego się z Olim. Zerwałam się od razu z kanapy i poszłam się z nim przywitać. Rzuciłam się mu na szyję, modląc się, żeby nie zauważył jaka jestem przerażona i zdekoncentrowana.
- Czym sobie zasłużyłem na takie przywitanie? – zapytał, śmiejąc się cicho z mojej reakcji.
- Stęskniłam się. To nie wystarczy?
- Wystarczy w zupełności.  – wziął mnie na ręce, czemu towarzyszyły moje piski i śmiech, całując delikatnie, sprawiając, że zapomniałam o tym, co działo się parę minut temu. Dopiero gdy postawił mnie na ziemię, zauważyłam, że Michał stoi z boku i się nam przygląda z wymalowaną zazdrością w oczach. Nie wróżyło to nic dobrego.
***
- Wychodzę, jadę do Ady! – krzyknęłam, porywając tylko torebkę. Zaczynałam się denerwować, bo za długo nie dawała znaku życia. Może coś z tym spotkaniem poszło nie tak? W każdym razie musiałam to sprawdzić. I poradzić się w sprawie Michała. Sama byłam nadal skołowana i nie mogłam wymyślić nic sensownego. Kiedy otwarłam drzwi wyjściowe, w przedpokoju pojawił się Bartek.
- Przecież mogę cię zawieźć.
- Pojadę autobusem, a wy bawcie się dobrze – posłałam mu całusa i wyszłam z domu.
Złapałam autobus i znalazłam się w Łodzi. W trakcie podróży dzwoniłam do Ady, ale nie odbierała. Wydawało mi się to bardzo dziwne i naprawdę zaczynałam się denerwować. Od przystanku biegłam co sił w nogach, modląc się, żeby nic się jej nie stało. Kto wie co znowu zaszło i co wymyśliła jej mądra główka.
Zdyszana stanęłam pod drzwiami, pukając do drzwi. Nikt nie otwierał, więc szarpnęłam za klamkę. Drzwi były otwarte. Trzymając torebkę w gotowości, weszłam po cichu do mieszkania. Drzwi do łazienki były otwarte. Sądząc po odgłosach nikogo nie było w mieszkaniu. A jednak, pomyślałam, kiedy zerknęłam do łazienki. Ada siedziała na podłodze i płakała. W pierwszym momencie mnie nie zauważyła. Dopiero kiedy do niej podeszłam i przytuliłam dostrzegła moją obecność.
- Co się stało? Tylko nie mów, że nic, bo nie uwierzę. – spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczami, które teraz były niesamowicie smutne. Zauważyłam, że trzęsą się jej ręce, kiedy próbowała objąć nimi kolana.
- Wszystko zepsułam i chyba nie da się tego naprawić. Dlaczego byłam taka głupia?
- O czym ty mówisz? – zapytałam, nie rozumiejąc jej słów.
- O Konstantinie. Dzisiaj był tu ojciec Pauli, Cupko wpadł do mieszkania, wygadując jakieś głupoty. Wystraszyłam się, że tata Młodej przez niego nie pozwoli jej ze mną zamieszkać, więc zamknęłam Serba w łazience. Nagadałam głupot temu facetowi, ale o tym akurat nie powiedziałam Konstantinowi. Kiedy Młoda zabrała się z ojcem, poszłam do wypuścić. Byłam wściekła, ale kiedy go zobaczyłam, złość ze mnie uleciała. Nie widziałam go jeszcze tak poważnego, jak wtedy. Myślał, że jak zrobi z siebie idiotę i zaprezentuje się ojcu Pauli w najgorszym wcieleniu, to on nie pozwoli jej tu zostać. Chciał mieć mnie tylko dla siebie, rozumiesz? A ja nic wcześniej nie zauważyłam. – cały czas płakała, ale nie przestawała mówić. Dowiedziałam się też o niedoszłym pocałunku i o tym, że Serb wyszedł i nie pokazał się do tej pory.
- Siedziałaś tutaj cztery godziny? – zapytałam cicho przyjaciółki, siadając obok niej. Nie mogłam jej teraz powiedzieć o moich rozterkach z Michałem w roli głównej. Miała dość swoich problemów, brakowało tylko tego, żebym obarczała ją swoimi.
- Nie wiem ile tutaj siedziałam. Nie ruszałam się stąd od momentu, kiedy wyszedł. Powiedz, co jest ze mną nie tak?! Najpierw Aleks mnie zdradził, potem Adrian wyjechał, a teraz Konstantin…
- Czujesz coś do niego?
- Sama nie wiem, ale… chyba tak. Myślałam, że to tylko moje wymysły i że to chwilowe, ale dzisiaj… Zakochałam się. Znowu w niewłaściwym facecie!
- Nie prawda! Porozmawiasz szczerze z Cupko i zobaczysz, że wszystko będzie w porządku. Na moje oko nawet bardziej niż w porządku – szturchnęłam ją łokciem, próbując wprawić w lepszy nastrój. Oparła swoją głowę na moim ramieniu i tak siedziałyśmy jakiś czas, całkowicie milcząc.
- Po co przyjechałaś? – zapytała mnie w którymś momencie, odsuwając się ode mnie.
- Martwiłam się o ciebie, długo się nie odzywałaś. – mruknęłam cicho, wiedząc, że ten argument jej nie przekona i będę musiała jej o wszystkim powiedzieć. W końcu po to tutaj przyszłam, ale też się martwiłam!
- To bardzo miłe, ale mało przekonujące. O co chodzi? Paula wspominała, że Michał jest u was i jest… nieciekawie.  – oparłam się o ścianę i wyciągnęłam nogi. Zmieniła temat, jak zawsze kiedy nie chciała myśleć o własnych problemach.
- Dagmara chce rozwodu i odebrać mu Oliego. Przez jakiś czas obaj mają zostać u nas i … chyba właśnie o to chodzi. Nie mam nic przeciwko małemu, ale Michał…
- Co Michał?
- Dzisiaj kiedy Bartka nie było, Michał zobaczył, jak przytulam Oliwera. Stwierdził, że kiedyś będę dobrą matką. Potem usiadł obok nas i wpatrywał się we mnie, gołym okiem było widać, że o czymś myśli. Więc kiedy młody poszedł się bawić, zapytałam. Powiedział, że zastanawiał się, co ja bym zrobiła, będąc na miejscu Dagmary i że doszedł do wniosku, że zaakceptowałabym go takim jakim jest. Byłam tak osłupiała, kiedy to powiedział, bo mówił to patrząc mi prosto w oczy. A potem miałam wrażenie, że chciał mnie pocałować. Nie wiem co by się stało, gdyby Bartek wtedy nie wrócił… Nie wiem, co mam robić.
- Niezła historia, bije moją na głowę – stwierdziła Ada, odrywając się na chwilę od rzeczywistości. Potem zmarszczyła brwi, jakby coś jej nie pasowało.  – A gdzie jest Mario? Przecież to jego najlepszy przyjaciel.
- Za granicą, na urlopie. Nie wiem kiedy wraca. Powiedziałam Michałowi, żeby do niego nie dzwonił i dał mu odpocząć. Po tym jak nie pojechał na igrzyska był trochę podłamany.
- Powinnaś do niego zadzwonić. A jak coś takiego jak dzisiaj się powtórzy, musisz powiedzieć Bartkowi. Na razie nie panikuj, może to jednorazowa akcja.  – Ada wstała, po czym podała mi rękę.  – To co? Jemy lody? Najlepsze na zmartwienia. Musimy odreagować, bo inaczej zwariujemy z tymi siatkarzami. Boże, jacy z nich porąbani ludzie!
- Nie wszyscy, Bartek jest normalny.
- Nie jesteś obiektywna, mój drogi Yogi.
- Oj, zamknij się Bubu i dawaj te lody.
***
W trakcie podróży tata był dziwnie milczący, zapewne za sprawą tej głupiej sytuacji z Cupko. Mimowolnie się uśmiechnęłam, kiedy wspomniałam jej minę, jak serbski przyjaciel wkroczył do naszego mieszkania – bo już mogę je tak nazywać. Ada naopowiadała takich głupot, a ojciec w to uwierzył, pomyślałam, o mało nie wybuchając śmiechem. Ciekawiło mnie tylko czy sympatyczny Serb wie, co Lisowska o nim mówiła. Właściwie, to nie wiem jakby na te słowa zareagował…
Jednak sprawę Cupko i Ady odłożyłam nieświadomie na bok. Nie było o czym rozmyślać w tej sprawie, gołym okiem widać, że za niedługo będą razem. To tylko kwestia czasu. Bardziej interesował mnie Zbyszek. Minęło trochę czasu odkąd się nie odzywał, choć zapewniał, że zadzwoni. Nie zdzwonił, nie napisał żadnego smsa, milczał. Sama miałam niejednokrotnie ochotę do niego zadzwonić, ale dochodziłam za każdym razem do wniosku, że na pewno jest zajęty i nie będzie zadowolony jak zadzwonię. Ta cała sprawa była dziwna i nie wiedziałam, co mam robić. Chciałam z całego serca zrobić krok w przód, ale bałam się, że ten krok w przód okaże się dwoma krokami w tył. Tęskniłam za tym zarośniętym atakującym, mając nadzieję, że on tęskni za mną.
- Jesteś dziwnie milcząca, stało się coś? – tata postanowił się w końcu odezwać, przerywając ciszę w samochodzie.
- Nie, tak sobie myślę.  – pomyślałam, że skoro już się przemógł i coś powiedział, należałoby pociągnąć dalej tę konwersację – Naprawdę się cieszę, że mogę zamieszkać z Adą. Dziękuję.
- Nigdy nie chciałem swoim dzieciom narzucać, w którym kierunku mają kształtować swoją przyszłość. Skoro tak zadecydowałaś, dobrze, niech tak będzie. Chodzi mi tylko o to, żebyś była szczęśliwa. Wprawdzie mama nie bardzo była za twoją przeprowadzką, jakoś udało mi się ją przegłosować. Tylko, na Boga, nie mów jej o tym młodym chłopaku, który was dzisiaj odwiedził, bo jeszcze się z nerwów pochoruje.  – chciało mi się śmiać, tak bardzo, że musiałam udawać kaszel. On naprawdę w to uwierzył!
- Odwieziesz mnie jeszcze dzisiaj? – zapytałam chcąc zmienić temat, nie chcąc narażać się na zdradzenie tajemnicy Konstantina z nim w roli głównej.  Tata przytaknął i potem już nic nie powiedział.

Dojechaliśmy do domu cali i zdrowi, w drzwiach przywitała nas mama. Nie miała zbytnio zadowolonej miny, prawdopodobnie z powodu mojej nagłej decyzji. Ale gdy do niej podeszłam i przytuliłam ją mocno, jak to miałam w zwyczaju, gdy coś nabroiłam, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Chodźcie, podam obiad – usiedliśmy przy stole jak za dawnych czasów. Mama podała obiad i zaczęliśmy w ciszy jeść. Rzadko podczas posiłków o czymkolwiek rozmawialiśmy, jak twierdziła mama dlatego, że mówienie podczas jedzenia jest niezdrowe. Nikt nie miał ochoty się jej sprzeciwiać, bo wiedzieliśmy, że i tak nie mamy z nią szans. Jedyną osobą, która mogła ją do czegoś namówić był tata.
Po zjedzonym posiłku wyszliśmy do ogrodu. Czułam, że nadchodzi czas konfrontacji z mamą i ostateczne rozprawienie się z tematem przeprowadzki. Tata swoim uśmiechem dodawał mi otuchy, ale to i tak nic nie dawało. Kiedy mama przysiadła się do nas, zapadła między nami niezręczna cisza, którą w pewnym momencie postanowił przerwać tata, za co byłam mu wdzięczna.
- Ada wydaje się bardzo miłą dziewczyną, odpowiedzialną i myślę, że Paulina będzie tam się dobrze czuła.  – mama zerknęła na tatę podejrzliwie, potem na mnie, zanim postanowiła się odezwać.
- Skoro ją poznałeś i tak mówisz, to pewnie tak jest. Zobaczymy co przyniesie czas… Długo o tym rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że siłą cię nie zatrzymamy. Wprawdzie do końca tego nie akceptuję… Będziemy dzwonić kilka razy w tygodniu, odwiedzać was często nie będziemy, ale licz się z naszymi wizytami. Będziesz przyjeżdżać co najmniej na jeden weekend w miesiącu. Pieniądze będziemy wysyłać co tydzień.  – słuchałam mamy uważnie, bo nie chciałam czegoś przez przypadek pominąć, jednak byłam tak szczęśliwa, że mała wpadka mogła mi się zdarzyć. Gdy tylko skończyłam wysłuchiwać zaleceń i nakazów obojga rodziców, pobiegłam do swojego pokoju, żeby się spakować. Jednak pierwsze co zrobiłam, to zaczęłam skakać po pokoju jak szalona, widząc swoją udaną przyszłość siatkarską i wspaniałego faceta u swojego boku, którym okazał się Zbyszek.
- Aż tak ta przyszłość nie będzie świetna – pomyślałam i zaczęłam pakować rzeczy do torby.  Wyszło tego dość trochę, ale wcale się tym nie przejmowałam. Chciałam już od jutra zacząć nowe życie, w nowym mieszkaniu z wspierającymi mnie przyjaciółmi. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, że będzie wiele przeszkód, ale jakoś nie mogłam sobie ich wyobrazić. Potrafiłam widzieć tylko te rzeczy, które będą piękne i niesamowite, bo nie chciałam się zamartwiać. Jak wrócę do Łodzi z pewnością uderzy mnie nowa fala złych nowin, które ostatnio nadchodziło coraz częściej, więc teraz chciałam widzieć wszystko w różowych kolorach.
***
- Myślisz, że Młoda wróci jeszcze dzisiaj? Nie chcę zostawać tu sama.  – zjadłyśmy dwa pudełka lodów i teraz siedziałyśmy na moim łóżku, nie mając na nic siły. Teoretycznie powinna nas roznosić energia, ale w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co się dzisiaj stało, cały czas myślałam o tym kochanym Serbie jakim jest Konstantin. Zupełnie przeciwieństwo jego przyjaciela, pomyślałam, przypominając sobie Aleksa.
- Znając jej możliwości, to jest bardzo prawdopodobne, wręcz prawie pewne. A gdyby tak się nie stało, to ja  tobą zostanę – Ida myślała natomiast o czymś zupełnie innym i sądząc po jej słowach, bała się wracać do domu. Tam był Michał, Michał, który zaczął się dziwnie zachowywać, którego ona zaczęła się bać. Z tego dopiero mogły wyjść wielkie problemy.
- Nie, kochana. Ty wracasz do swojego Kurka i to bez dwóch zdań. Włączę sobie telewizor albo radio, to jakby osoba, nie?
- Wariatka z ciebie – stwierdziła moja przyjaciółka, sięgając po telefon, który właśnie zadzwonił. Widziałam jej minę, kiedy zerknęła na wyświetlacz, skrzywiła się – To Konstantin. Mam odebrać?
- To też twój przyjaciel, ale rób jak uważasz – powiedziałam cicho, mając nadzieję, że odbierze ten głupi telefon. Chciałam wiedzieć jak się ma i gdzie teraz jest, co teraz robi. Może snuje się gdzieś po okolicy, a może siedzi w domu i patrzy w sufit? Chciałam wiedzieć wszystko, dosłownie wszystko, co tylko mogło powiedzieć mi jak się z tym wszystkim czuje. Ja czuję się okropnie i gdybym tylko mogła cofnąć czas, to zrobiłabym to bez wahania i przy pierwszej nadarzającej się okazji powiedziałabym mu co czuję. Może zrobiłabym z siebie idiotkę, a może nie, ale wtedy sytuacja byłaby jasna i przejrzysta. Bardzo nie lubiłam niejasnych sytuacji i dlatego ucieszyłam się, kiedy Ida zdecydowała się odebrać ten telefon. Nie chciała czuć się nieswojo, więc wyszła na balkon, a ja z niecierpliwością czekałam aż powie mi o nim cokolwiek. Chociażby to, że pije teraz kawę albo przed chwilą skończył biegać.
Rozmowa nie trwała długo, właściwie to nie wiem czy mogę powiedzieć, że to była rozmowa, bo Ida wróciła po niecałej minucie do mieszkania. Nie miała zadowolonej miny, co oznaczało, że nie ma dobrych wieści. Jakbym się innych spodziewała! No dobra, miałam nadzieję, że powie coś miłego, ale to była tylko nadzieja.
- Chciał się pożegnać i powiedzieć, że wraca do domu na jakiś czas. Może wróci jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, ale na to są raczej nikłe szanse.  Miał podłamany głos, ale chyba jakoś się trzyma. Kiedy chciałam go zapytać co się stało, to zbył mnie, mówiąc tylko, żebym się nie martwiła.
Przypatrywała mi się, jakby chciała wyczytać moją reakcję z twarzy. Znając ją, nie musiała tego robić. Znała mnie na tyle dobrze, że przytuliła mnie jeszcze przed tym jak znowu zaczęłam płakać.

Dlaczego znowu ja?!