Przyszedł wieczór, a razem z nim coraz większe pragnienie
snu. Położyłam Oliego do łóżka, po czym sama udałam się do sypialni. Nie miałam
już na nic sił, więc po prostu położyłam się na łóżku. Przymknęłam powieki i
odpłynęłam, nie zważając na nic uwagi. Chciałam odpocząć od tego chaosu jaki
ostatnio panował w moim życiu, do którego już prawie się przyzwyczaiłam. Jednak
czasem nawet od szaleństwa trzeba odpocząć.
Przebudziłam się po trzaśnięciu drzwiami, jednak nie miałam
ochoty sprawdzać który z siatkarzy wrócił. Podejrzewałam, że zaraz się tego
dowiem. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju,
po czym siada na łóżku. Było tak przyjemnie cicho, że nie chciałam tego
przerywać. Leżałam na boku, kiedy poczułam jak mnie obejmuje i przytula się do
moich pleców. A jednak zostawił mamę i wrócił, pomyślałam, kiedy poczułam jego
usta na swojej szyi.
- Łaskoczesz – pisnęłam cicho, zaczynając się śmiać. Położył
rękę na moim brzuchu, przyciągając mnie do siebie. A potem znowu usłyszałam
kroki, które w pewnym momencie ucichły. Tylko tym razem ta cisza była taka
dziwna… Pomyślałam, że to Michał nie może znieść naszego widoku, a wkrótce po
tym, w momencie kiedy miałam pocałować Bartka, usłyszałam kolejny trzask. Tak
niespodziewany i gwałtowny, że otwarłam oczy. Bartka nie było, a na łóżku obok
mnie leżał Michał z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, bo tak naprawdę nie
wiedziałam co się stało. Myślałam nawet, że to jakiś głupi koszmar i za chwilę
się obudzę. Jednak kiedy nic takiego się nie działo i widziałam nadal
uśmiechającego się Winiara, odskoczyłam szybko, przerażona do granic
możliwości. A jego to cholernie bawiło, to moje przerażenie i zdezorientowanie.
Zaczęłam płakać, czując jak zaczynam go nienawidzić.
- Ty draniu – wysyczałam – jak mogłeś? Myślisz, że jeżeli
twoje małżeństwo to już przeszłość, możesz rujnować związek innych? – on tylko
się śmiał, nic nie mówił, tylko się śmiał. Czułam się coraz bardziej bezsilna,
coraz bardziej kręciło mi się w głowie.
– Wynoś się stąd, słyszysz! Wynoś się! – krzyczałam, a mój głos jakby do
niego nie trafiał. Cały czas powtarzałam te słowa, za każdym razem z jeszcze
większym gniewem, dopóki nie przestał się śmiać. Popatrzył na mnie jakby moje
słowa go zaskoczyły, a potem jak gdyby nigdy nic wstał i powoli wyszedł z
pokoju. Kiedy myślałam, że już sobie poszedł, znowu pojawił się w drzwiach,
opierając się nonszalancko o framugę. Uśmiechnął się cynicznie.
- Mówił ci już, że wyjeżdża z Bełchatowa? Do Moskwy,
podpisał kontrakt.
A potem zniknął, zostawiając mnie samą na środku sypialni, z
wielką pustką w głowie, z zrujnowanym życiem, z rozpieprzoną przyszłością. Wokół
krążyły ciągle te same myśli – niewybaczalna pomyłka, Bartek wszystko widział,
nienawiść, Bartek wyjeżdża.
Bartek wyjeżdża, myśli, że go zdradziłam. Że zrobiłam to
wiele razy, z jego kolegą z klubu.
- Przecież to koniec – powiedziałam cicho, czując się… Nie
wiem jak się czułam, chyba tak jakbym miała za chwilę zniknąć. I to byłoby najlepsze rozwiązanie. Tylko ja
nadal tam stałam, po środku naszego pokoju, próbując wmówić sobie, że to
wszystko to tylko wymysł, że Kurek zaraz przyjdzie, przytuli mnie i powie, że
tęsknił. Ja powiem to samo, pocałuje mnie i położymy się do łóżka.
Tak, to bajka. Tak, może życie było jedną z nich. Ale teraz
ktoś brutalnie oddzielił rzeczywistość od bajki.
***
Przerażała mnie ta okropna cisza, która zapanowała, kiedy
Winiarski wyszedł. Byłam tylko ja i Oli śpiący w pokoju obok. W mieszkaniu było
ciemno, właściwie nic nie widziałam. Siedziałam pod ścianą w przedpokoju,
patrząc martwym wzrokiem na drzwi wejściowe. Chciałam, żeby Bartek wrócił,
nawet nie wiedziałam co się teraz z nim dzieje. Za to doskonale wiedziałam co
sobie pomyślał, o czym był przekonany. Pewnie wszystko stało się dla niego
jasne, tylko nie wiedział, że to nieprawda. Nie odbierał telefonu, choć
dzwoniłam do niego z milion razy. Za każdym razem błagałam, żeby w końcu
odebrał, ale nie chciał ze mną rozmawiać.
Siedziałam tak do rana, wyzywając siebie w duchu od
najgorszych. Gdyby nie ja i moja nieuwaga, wszystko byłoby dobrze, pewnie
jeszcze spalibyśmy w sypialni z lekkim uśmiechem na ustach. Niedługo poznałabym
jego rodziców i każdy zazdrościłby nam tego co jest między nami. Teraz nie ma
już czego zazdrościć, teraz każdy modliłby się o to, żeby nie stało się z nimi
to, co stało się z nami. Chciałam mu o wszystkim powiedzieć, że to była tylko
pomyłka, że bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale nie
wiedziałam czy jak go zobaczę, będę w stanie powiedzieć cokolwiek. Na samą
myśl, łzy napływały mi do oczu, a Bartka przecież tu nie było.
W pewnym momencie klamka drzwi się poruszyła i w progu
stanął Kurek. Nasze spojrzenia spotkały się tylko na chwilę, ale to
wystarczyło, żebym dostrzegła w jego oczach coś, czego wcześniej nie widziałam.
Zawód, smutek, żal, cynizm. To nie był mój Bartek. Ten, którego kocham patrzył
na mnie z miłością, uśmiechem na ustach i szczęściem wymalowanym na twarzy.
Stanął na chwilę przede mną, po czym wyminął mnie i wszedł do sypialni. Podniosłam
się z ziemi i przyglądałam się co robi. Wyciągał ubrania z szafy i chował je do
torby, którą musiał wcześniej wyciągnąć. Nagle przerwał i popatrzył na mnie z
ogromnym żalem i gorzkim uśmiechem.
- Powiedz mi, dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? Nie byłaś
szczęśliwa, nie kochałaś mnie? Nie rozumiem i nie wiem, co mam teraz robić. –
dostrzegłam łzy w jego oczach, choć tak
bardzo próbował je ukryć.
- Bartek, ja… - nie
mogłam wydusić z siebie słowa, nie mogłam spojrzeć mu w oczy – Byłam zmęczona,
myślałam, że to ty, ja nie wiedziałam…
- Daruj sobie, bo i tak ci nie uwierzę. Byłem głupi, że ci
uwierzyłem, przecież prawie w ogóle się nie znamy. – każde jego słowo bolało bardziej niż
poprzednie, ale czułam, że to dobrze. Zasłużyłam na to, żeby bolało, żeby cierpieć
z powodu swojej własnej głupoty. – Nie
powinienem ci ufać, nie powinienem z Tobą być, nie wiem dlaczego na to wszystko
pozwoliłem. Mam nadzieję, że jak wrócę, nie będzie cię tutaj.
- Nie musisz nigdzie wyjeżdżać, jeżeli dasz mi dziesięć
minut sama wyjdę. Oli śpi w pokoju obok – powiedziałam spokojnym głosem, nie
patrząc na Bartka. Minęłam go i wyciągnęłam swoje rzeczy z wspólnej szafy. Nie
wszystkie, część zostawiłam. Wsadziłam do torby, którą zarzuciłam na ramię i
wyszłam z mieszkania tak jak stałam. Zaczęłam płakać, ale nie przejmowałam się
tym. Nie dbałam o to, że nawet mnie nie zatrzymał, że wyszłam jak stałam prosto
na ulicę. Ledwo złapałam pierwszy autobus do Łodzi, którego kierowca był
przerażony moim widokiem. Tym też się nie przejęłam. Usiadłam na jednym z
miejsc, chowając twarz w dłoniach. Poddałam się, zwyczajnie się poddałam, bo
nie miałam siły walczyć. Nie miałam siły, żeby normalnie żyć.
***
Kiedy Ida wyszła razem z
Oliwerem, zaczęłam się bać. Patrzyłam na Adę, leżącą na łóżku całkowicie bez
ruchu, zdając sobie sprawę, że nie wiem co mam robić. Czy powinnam ją zostawić
czy może spróbować z nią porozmawiać? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i
prosiłam w duchu, żeby nigdy tak się nie stało. Nie powinnam tak myśleć, ale
nie mogłam postąpić inaczej. Stałam w drzwiach, nie ruszając się nawet na krok,
martwiąc się, że w każdej chwili Ada może wstać z łóżka i coś sobie zrobić.
Kiedy się tu wprowadzałam, nie
przypuszczałam, że już na początku będzie źle, że będzie tak źle, żebym pomyślała
o powrocie do domu. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie popełniłam błędu i nie
podjęłam decyzji zbyt pochopnie. A potem powiedziałam sobie, że jestem idiotką.
Przecież to moi przyjaciele. Mają teraz trudne dni i potrzebują mnie obok, a ja
myślałam o ucieczce, kiedy powinnam być przy nich, pokazując, że mogą na mnie
liczyć.
Jednak teraz funkcja przyjaciela
mnie przerastała i musiałam coś z tym zrobić. Nie chciałam dzwonić do Idy, bo
wiedziałam, że jeżeli to zrobię, będzie to oznaczać, że zawiodłam. Nie chciałam
zawieść, więc nie pozostało mi nic innego do wyboru tylko zadzwonić do Zbyszka.
Wiedziałam, że jest z Bełchatowie. Szybko porwałam telefon, który leżał w
kuchni i wróciłam na swoje miejsce. Odebrał po trzech sygnałach.
- Potrzebuję twojej pomocy, nie
wiem co mam robić – powiedziałam szybko, nie zważając na to jak dramatycznie to
musiało zabrzmieć. – Możesz przyjechać?
- Co się stało? – zapytał
zaniepokojonym tonem, ale nie chciałam mu tego tłumaczyć przez telefon.
- Proszę, przyjedź – powtórzyłam
cicho, błagając w myślach, żeby się zgodził. Nie chciałam być z tym wszystkim
sama, choć chwilę temu mówiłam, że dam radę.
- Dobrze, już jadę – odetchnęłam
z ulgą, kiedy usłyszałam jego słowa i czekałam do momentu aż pojawi się w
drzwiach. Kiedy wszedł do mieszkania, wyglądał na okropnie przejętego – Co się
dzieje? – zapytał, wpatrując się we mnie, a ja zaczęłam opowiadać. Słuchał mnie
uważnie, jakby nie chciał przeoczyć żadnego słowa, a ja nie przerywałam.
Powiedziałam mu wszystko o czym wiedziałam i dodałam na koniec, że nie wiem co
robić. – Czekać – odpowiedział, po czym
mnie przytulił, co dodało mi otuchy.
- Nie wiesz jak się cieszę, że
przyjechałeś. – uśmiechnęłam się do niego niemrawo, patrząc mu w oczy.
Odpowiedział tym samym, po czym znowu przyciągnął do siebie i pocałował w
czoło.
Siedzieliśmy razem, rozmawiając
o wszystkim i o niczym, śmiejąc się od czasu do czasu. Ale to była tylko
przykrywka, bo tak naprawdę oboje pilnowaliśmy Ady, która cały czas leżała w
swoim pokoju. Tylko raz wstała, udając się do łazienki. Nawet nie zauważyła, że
przyszedł Zbyszek, tylko przeszła obok, nie zwracając na nas uwagi. Wiele dla
mnie znaczyło to, że Bartman przyjechał i siedział tu ze mną, choć pewnie miał
wiele ciekawszych zajęć niż siedzenie z taką małolatą jak ja i pilnowanie jej
przygnębionej przyjaciółki. Kiedy popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam ten
uśmiech, który już nie raz przyprawiał mnie o dreszcze, zdałam sobie sprawę, że
oczekuję czegoś, co nigdy się nie stanie. Nie chciałam, żeby widział we mnie tylko
jakąś młodszą dziewczynę, która wodzi za nim wzrokiem. Chciałam, żeby
potraktował mnie jak równą sobie. Jak dziewczyną, z którą mógłby być.
Został na noc. Położył się w
moim pokoju, a ja postanowiłam nocować w pokoju Ady na wypadek, gdyby mnie
potrzebowała. Poza tym nie chciałam, żeby była sama. Chciałam, żeby czuła, że
ma przy sobie przyjaciela, który ją wspiera. Położyłam się w kącie na kocu i
szybko zasnęłam, choć nie był to mocny sen. Otwierałam oczy za każdym razem,
kiedy usłyszałam jakieś dźwięki, od razu sprawdzając, gdzie jest Ada. Zbyszek
pochrapywał w drugim pokoju, ale nie mogłam mu mieć za złe tego, że zasnął. Nie
prosiłam go o to, żeby czuwał. Ja czuwałam, to na razie wystarczało.
W którymś momencie, kiedy
otworzyłam oczy, było już jasno. Ada spała. Jednak coś mi nie pasowało do
perfekcyjnego obrazku poranka. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, co jest nie
tak, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z podłogi, dość zdziwiona,
kto o tej porze czegoś od nas chce. Otworzyłam drzwi i zamarłam.
- Ida? – zapytałam zdziwiona,
widząc przyjaciółkę. Wyglądała okropnie. Rozczochrane włosy, zaczerwienione i
spuchnięte oczy, obojętny wyraz twarzy.
- Mogę wejść? – zapytała, po
czym natychmiast się odsunęłam wpuszczając ją do środka. Powolnym krokiem
weszła do mieszkania, mijając mnie i zostawiając torbę w przedpokoju. Od razu
skierowała się do pokoju Ady, więc poszłam za nią. Chciałam zapytać co się
stało, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa, bo byłam w szoku. Ida położyła
się obok przyjaciółki na łóżku, na co tamta od razu otwarła oczy. Spojrzała na
nią i mocno przytuliła, nic nie mówiąc. Ida zaczęła płakać, a ja stałam jak
wryta w drzwiach nie wiedząc co mam robić. Po raz kolejny.
***
Czułam jakby uszło ze mnie życie.
Nie miałam na nic siły ani ochoty, więc cały czas leżałam w łóżku do nikogo się
nie odzywając. Wiedziałam, że Oli jest tutaj razem z Idą, jednak potem gdzieś
zniknęli. W mieszkaniu było cicho, tylko co jakiś czas słyszałam głos Młodej,
wydający się trochę zaniepokojony, nie wiedząc dlaczego. Leżałam z
przymkniętymi powiekami, próbując oczyścić myśli z jego osoby, ale ciężko mi to
przychodziło. Nie chciałam o nim zapominać, o tym co wydarzyło się między nami,
choć tak bardzo bolało. Może po prostu to zawsze ja jestem tą osobą, której
przytrafiają się nieszczęśliwe wypadki, aby przywrócić równowagę? Tylko
dlaczego akurat mnie? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Nie znajdę jej, choćbym
bardzo chciała.
Kiedy wyszłam na chwilę z pokoju,
natknęłam się na Paulę i Zbyszka koczujących pod moim pokojem. W pierwszej
chwili poczułam, że to śmieszne, ale w następnej wydało mi się to tragiczne.
Bali się o mnie, że mogę sobie coś zrobić. A mogłam, mieli rację, tylko nie
miałam na to odwagi. Wiele razy słyszałam rozmowy dotyczące samobójstwa, coraz
więcej ludzi umierało w ten sposób. Cały czas powtarzano jedną kwestię, że
samobójstwo to objaw tchórzostwa, ucieczka przed problemami, którym nie chcemy
stawić czoła. Jednak miałam nieco odmienne zdanie na ten temat. Wcale nie
uważałam takiej śmierci za objaw strachu, wręcz przeciwnie. Odebranie sobie
życia było dla mnie wielką odwagą. Odwagą, żeby zakończyć coś, na czego
początek nie mamy wpływu. Więc jeżeli miałabym to zrobić, to tylko w nagłym
przypływie odwagi. Na to się nie zanosiło i nawet chciałam im powiedzieć, że to
wszystko jest niepotrzebne, ale tego nie zrobiłam. Fajnie jest jak ktoś się o
ciebie troszczy i martwi, wtedy wiadomo, że coś dla tego kogoś znaczysz.
Leżałam na łóżku, udając, że śpię.
Nie mogłam zasnąć, choć byłam całkiem spokojna. Miarowe bicie serca, zero
zlewnych potów, tylko żal i tęsknota, które mi doskwierały. Muszę oduczyć się
za nim tęsknić, bo nigdy już nie będzie tak jak dawniej, pomyślałam, próbując
nie płakać. Odruchowo przetarłam twarz, ale o dziwo nie znalazłam tam żadnej
łzy. Nie potrafiłam już płakać. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju i
rzuca coś miękkiego na ziemię. W ciemności trudno było mi rozpoznać sylwetkę
tego kogoś, ale nie miałam większego wyboru, bo wiedziałam, że w mieszkaniu
oprócz mnie są jeszcze dwie osoby. Z pewnością nie był to Zbyszek, bo
poznałabym po wzroście, więc pozostawała Paulina. Położyła się na ziemi i chyba
zasnęła, przynajmniej tak to wyglądało. Chwilę później, albo może nawet
później, bo nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu, usłyszałam męskie
chrapanie. Zbyszek został na noc, pomyślałam, pewnie bała się zostać sama.
Zdałam sobie sprawę, że naprawdę dobry z niego przyjaciel. Wcześniej nie pałałam
do niego zbytnią sympatią, ale teraz coraz bardziej się do niego przekonywałam.
Cieszyło mnie to, że znalazł z Młodą wspólny język. Może kiedyś się zejdą?
Któregoś pięknego dnia wstanę z łóżka i zobaczę ich razem, co będzie świadczyło
o tym, że tylko ja z naszego grona będę nieszczęśliwa. Przynajmniej jeżeli
chodzi o aspekt drugich połówek. Pewnie Adek też znalazł sobie kogoś w tej
cholernej Holandii, jest szczęśliwy i nie wróci. O ile wcześniej miał taki
zamiar, tego nie wiedziałam. Nie zapewniał nikogo o swoim powrocie, a znając
jego może właśnie tak się stać.
Chyba był już ranek, bo w mieszkaniu
zrobiło się nieco jaśniej, kiedy otwarłam oczy. Przeciągnęłam się na łóżku,
zamykając je z powrotem, kiedy usłyszałam, że Paula podnosi się ze swojego
legowiska i wychodzi z pokoju. Ta, która uwielbia spać do południa, zrywa się z
łóżka skoro świt. Co najmniej dziwne, więc zaczęłam nasłuchiwać. Usłyszałam też
drugi głos, ale bardzo cichy i trudno było mi go zidentyfikować. Ktoś wszedł do
pokoju i wkrótce po tym łóżko ugięło się pod czyimś ciężarem. Otwarłam oczy i
zobaczyłam Idę. Tylko to nie była ta sama Ida, którą widziałam wczoraj. Ta Ida,
leżąca na moim łóżku, była zapłakana, z rozczochranymi włosami i czerwonymi oczami. Przytuliła się do mnie,
zaczynając jednocześnie płakać, a ja nie wiedziałam co się dzieje.
- Zostawił mnie – powiedziała cicho,
a mnie wydawało się, że mam omamy słuchowe.
– Zostawił… Jedzie do Rosji… -
powtórzyła nieco głośniej, ale to i tak nie sprawiło, że od razu uwierzyłam w
jej słowa. – Myśli, że go zdradziłam…
Nie sądziłam, żeby to był dobry
moment na usłyszenie całej historii z jej ust, więc nic nie mówiłam.
Przytuliłam ją do siebie, jednocześnie wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.
Napotkałam po drodze spojrzenie Pauliny, która była zdziwiona tak samo jak ja.
Obie szukałyśmy jakiegoś wytłumaczenia tej sytuacji, ale nie mogłyśmy go
znaleźć. A przecież nie tak miało być, nie tak.
***
Nie zważałam na to, że
prawdopodobnie będzie miał pretensje, że go budzę. Weszłam do swojego pokoju i
zaczęłam budzić Zbyszka, licząc na to, że wpadnie na jakiś genialny pomysł,
który pomoże nam wybrnąć z tej sytuacji. Było coraz gorzej, a ja nie potrafiłam
nic wymyślić.
- Co się dzieje? – zapytał
sennym głosem, powoli wracając do przytomności. Otworzył oczy, przecierając je
szybko, a ja zamiast powiedzieć mu o co chodzi, wpatrywałam się w niego.
Dopiero gdy się uśmiechnął, wytrącił mnie z tego transu, co mnie trochę
speszyło.
- Mamy kolejny problem. –
powiedziałam cicho – Ida z Bartkiem chyba się rozstali, mówiła coś o jego
wyjeździe do Rosji i o tym, że myśli, że go zdradziła. Nic z tego nie
rozumiem.
- O czym ty mówisz? Jaka Rosja?
Przecież on zostaje. Miał propozycję z Moskwy, ale ją odrzucił. Kto jej o tym
powiedział?
- Nic nie wiem, tak powiedziała Adzie,
a ja stałam w drzwiach i usłyszałam. Gdybyś ją zobaczył… Na pewno coś się
stało. Nie widziałam jej jeszcze w tak złym stanie, a trochę ją znam. – usiadłam na łóżku obok Zbyszka i cicho
westchnęłam. Mi też chciało się płakać, ale nie mogłam. Wystarczyło, że one
płakały, ja musiałam się trzymać i starać się jakoś im pomóc. Choć nie
wiedziałam jak. Zbyszek objął mnie ramieniem, co miało mi dodać trochę otuchy.
- Jakoś wszystko się ułoży.
Przecież nie może się tak wszystko na raz posypać, to niemożliwe – jego słowa
zabrzmiały tak jakby sam w to nie wierzył, ale musiałam mieć jakiś punkt
zaczepienia. Uwierzyłam, zaczęłam wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze i
miałam nadzieję, że moje własne myśli mnie nie zawiodą.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz