UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 27 czerwca 2013

" - Byłam na stołówce i poznałam Grześka Tkaczyka."

Po tym jakże głębokim wyznaniu Rudego, postanowiliśmy dać mu pospać i wyszliśmy z pokoju. Zaszliśmy na stołówkę i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. Oprócz nas nie było jeszcze nikogo z reprezentacji i sztabu, stoliki były zajęte głównie przez inne osoby zamieszkujące w ośrodku. Jednak żadne z nas nie przypuszczało, że przed ósmą rano, będąc w kompletnym rozgardiaszu, spotka kogoś znajomego z poza gromadki Miśków.
- Bartek? Cześć! Jak tam zgrupowanie? – patrzyłam na tą postać z wytrzeszczonymi oczami, choć nie powinnam się tak zachowywać. Ale co mogłam na to poradzić? Siedziałam w piżamie naprzeciwko Grzegorza Tkaczyka. Tak, ja też w to nie wierzyłam i w pierwszym momencie pomyślałam, że to jakiś sen, właściwie koszmar… Boże, jestem w piżamie, pomyślałam i pewnie zrobiłam się czerwona.
- W porządku. Co ty tutaj robisz? Krzysiek się ucieszy, pewnie za chwilę zejdzie.
- Postanowiłem trochę odpocząć przed zgrupowaniem i przypomniałem sobie, że znam takie miejsce jak to – uśmiechnął się do mnie pięknie i już miał zacząć coś mówić, kiedy na stołówkę wkroczył Igła.
- Tak właśnie wyglądają nasze miśki w piżamach, tuż przed śniadaniem. Wisienko, naprawdę gustowne wdzianko, Bartek powinieneś wziąć przykład – myślałam, że się pod ziemię zapadnę. Całe szczęście to ja zajmowałam się nagraniami i mogłam skasować wszystko, co mi się nie podobało – na przykład te momenty, gdzie byłam czerwona jak burak i próbowałam się zapaść pod ziemię. – A kogo moje śliczne oczy widzą? Nasz stary kolega – szczypiornista! Jest was tu więcej?
- Po pierwsze – też się cieszę, że cię widzę, po drugie – nie jestem taki stary, po trzecie – jestem tylko ja.
- A twoja piękna żona zawitała do Spały?
- Tym razem nie, została w domu – Krzysiek zaśmiał się złowieszczo, oddając mi kamerę i zacierając ręce
– Stary, u mnie, wieczorem z alkoholem! A teraz wybacz, idę sobie wziąć porcyjkę. Zaraz wracam. – odłożyłam kamerę na stolik, mając zamiar zrobić to samo, ale ubiegł mnie Bartek. Wręcz cudownie. Siedziałam w samej piżamie, z rozwalonymi włosami przed jednym z ciach piłki ręcznej i nie wiedziałam, gdzie mam się podziać.  – Jestem Grzesiek.
- Ida. Wiśnia.  – podałam mu rękę na przywitanie, zastanawiając się jak mam do niego mówić.
- Towarzyszysz chłopakom, co? Jak się poznaliście?
- A to długa historia, dość skomplikowana. O, Bartek już przyszedł. Przepraszam, ja jednak pójdę się ubrać – i zwiałam. Pobiegłam do swojego pokoju, przypominając sobie po drodze, że nie mam ze sobą klucza. Zaczęłam walić do drzwi, mając nadzieję, że Adek już nie śpi. Całe szczęście, otworzył mi drzwi. Weszłam szybko, zamykając drzwi na klucz i szybko oddychając.
- Co ci się stało? – zapytał wystraszony Adrian, kiedy wręcz wpadłam do szafy i zaczęłam przekopywać swoje rzeczy.
- Byłam na stołówce i poznałam Grześka Tkaczyczka – mruknęłam, po czym zbierając moją wiśniową koszulkę zamknęłam się w łazience.
- Weź nie żartuj ze mnie i powiedz co się stało?  - moje przebieranie się i doprowadzanie do porządku pobiło prędkość światła, tak że Adek prawie dostał w nos drzwiami od łazienki.
- Nie żartuję, tłumoku. Jak pójdziesz ze mną, to się przekonasz. – poprawiłam wiśniową koszulkę i wyszłam z pokoju razem z Adrianem. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, przywitałam nowego znajomego z uśmiechem i usiadłam obok Bartka. Zaczęłam pałaszować śniadanko, przysłuchując się rozmowie starych znajomych, próbując nie oblać się purpurą. Bartek w pewnym momencie nachylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha:
- Z tymi czerwonymi policzkami ci do twarzy, Wisienko. – miałam ochotę coś mu zrobić, na szczęście tylko przez chwilę i obyło się bez żadnych uszkodzeń.
- Poczekaj, kolego, już ja ci pokaże takie zagrywki – mruknęłam wbijając widelec w Bogu ducha winną kiełbaskę, układając sobie w głowie misterny plan.
***
- Adrian, musisz mi pomóc – zaczepiłam go przed treningiem, odciągając na bok, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy. Może to, co planowałam nie należało to wyszukanych sposobów zemsty, ale to zawsze coś. Powiedziałam mu na ucho, co planuję, na co niekontrolowanie parsknął śmiechem. – To jak będzie?
- Może być ciekawie – mrugnął do mnie i pobiegł na salę, żeby dołączyć do reszty. Miałam nadzieję, że mój plan wypali, więc postanowiłam się ulotnić. Tak na wszelki wypadek, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Postanowiłam odpuścić sobie dzisiejszy trening i wyszłam przed ośrodek. Zamierzałam udać się do altanki, ale już z daleka widziałam, że ktoś mnie ubiegł. Chciałam więc wrócić do ośrodka, ale usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Zająłem twoje miejsce?
- Powiedzmy, ale nie przeszkadzaj sobie. Przyjdę później.
- Nie, nie! Zapraszam. – nie można się oprzeć naleganiom Grześka Tkaczyka, kapitana polskiej reprezentacji piłkarzy ręcznych. Uśmiechnęłam się tylko i weszłam na altanki, siadając na drewnianej belce, delektując się śpiewem ptaków.  – Długo jesteś z Bartkiem?
- To dość skomplikowana historia… Ale nie, właściwie od niedawna.
- Jest całkowicie w ciebie wpatrzony i nie próbuj zaprzeczać.
- Nie próbuję, bardzo mi na nim zależy. Dlaczego wybrałeś się tu przed zgrupowaniem? – coś mi nie pasowało w tym nagłym odpoczynku, zwłaszcza, że Grzesiek przyjechał tu sam. Nie znałam go jako człowieka, znałam tylko jego grę, ale gołym okiem można zauważyć, że to nie jest normalne. – Może nie powinnam się wtrącać, ale to nie wygląda mi na spontaniczny wypad.
- Bo taki nie jest. W ostatniej chwili musiałem zrezygnować ze zgrupowania. Dlatego postanowiłem, że tutaj przyjadę, żeby zastanowić się nad swoim życiem, pogadać z kumplem.
- Nie wiem czy wiesz, ale dla większości tych wielkich stworzeń, pieszczotliwie nazywanych przeze mnie Miśkami, jestem osobistym psychologiem. Więc, co cię gnębi?
- Kontuzja kolana. Może całkowicie wykluczyć mnie z gry i pożegnam się z klubem. Z zabiegiem wiąże się duże ryzyko. – Grzesiek oparł się o belkę, stając obok mnie z nieciekawą miną. Pokiwałam głową, zastanawiając się, co mam mu powiedzieć.
- Jesteś szczęśliwy? – zapytałam nagle, ni stąd ni zowąd. Zaskoczyłam go tym pytaniem. Spojrzał na mnie podejrzliwie, jakby myślał, że coś knuję.  – To zwykłe pytanie: jesteś szczęśliwy?
- Jestem. Mam żonę, wspaniałego syna…
- Więc nie powinieneś się wahać, co wybrać. Rodzina jest najważniejsza. A poza tym, nawet jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie musisz odchodzić, możesz zostać trenerem, przekazać młodym swoje doświadczenie, aby stali się kiedyś tacy jak ty.
- Będzie mi bardzo brakowało gry, nawet nie wiesz jak bardzo będę za tym tęsknił. Za tymi emocjami, kiedy wychodzisz na boisko przed kilkutysięczną publicznością, kibicami, którzy na ciebie liczą, kiedy przedzierasz się pomiędzy obrońcami przeciwnika i trafiasz, a tłum skanduje twoje imię.
- To normalne – tęsknota. Każdy za czymś albo za kimś tęskni, nie da się inaczej.  – wzruszyłam ramionami przypominając sobie jak tęskniłam za Bartkiem. Czułam się okropnie, nie mogłam ani na chwilę o nim zapomnieć. Nie chciałam o nim zapomnieć. Ale wszystko się ułożyło z czasem.
- Masz rację. Jesteś świetnym psychologiem – uśmiechnął się do mnie i szturchając w ramię na pożegnanie, wyszedł z altanki. Jednak na chwilę się zatrzymał, słysząc głośny wrzask i śmiech. Popatrzył na mnie podejrzliwie, na co tylko wzruszyłam ramionami. – Dlaczego przychodzi mi do głowy, że to twoja sprawka? – udałam, że nie wiem o czym mówi, po czym postanowiłam udać się razem z nim do ośrodka. Tak na wszelki wypadek, żeby mieć obrońcę, jakby Bartek chciał mnie dopaść.
Weszliśmy do ośrodka i pierwsze co zwróciło naszą uwagę, to wystraszony wyraz twarzy pani z recepcji i Zbyszek śmiejący się do łez. Aż miał problem złapać oddech. W powiązaniu z tamtym krzykiem, oznaczało to, że Adrian świetnie wykonał swoje zadanie. Uśmiechnęłam się chytrze, słysząc z głębi korytarza zawodzenie Kuby przerywane śmiechem Zatora. Nie musiałam długo czekać, żeby zobaczyć idącego szybkim krokiem między nimi Bartka, zakrytego gazetą. Parsknęłam śmiechem, chowając się za Grześka, który stał oniemiały.
- Kochanie, bardzo śmieszne, naprawdę boki zrywać, ale możesz mi powiedzieć, dlaczego wszystkie moje ubrania, podkreślam WSZYSTKIE nagle zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach?

- Hmmm… Nie wiem, może to te skarpetki Kuby, które ostatnio wydawały się zanadto żywe mają coś z tym wspólnego? – Kurek był wściekły, cały czerwony na twarzy ze złości, ale też wstydu, bo paradował całkiem nagi z gazetą zakrywającą odpowiednie miejsca. Jednak w którymś momencie jego złość zniknęła, ustępując twarzy małego, zagubionego chłopca. Brał mnie na litość, wiedział, że się nie oprę. Nic nie mówił, tylko patrzył. – Poszukaj u Adriana. – powiedziałam w końcu, uznając zemstę za udaną. Pozostawało mi mieć nadzieję, że nie będzie chciał się odegrać. 
Bartek cały dzień się na mnie dąsał, pokazując wszystkim jak się da, że ze mną nie rozmawia. Ja natomiast za każdym razem jak go widziałam, zaczynałam się śmiać i wmawiałam sobie jaka to jestem przebiegła. Uparcie mnie ignorował, ale wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Ja też miałam już z tym problem, kiedy po raz enty mijałam go na korytarzu. O mało nie rzuciłam się mu na szyję, krzycząc przepraszam. Jeszcze przez przypadek mogłabym mu coś zrobić.
- Ida, będziesz dziś u mnie? Impreza z Grześkiem? Będziemy wspominać stare, dobre czasy. – Igła wpadł do mojego pokoju z wielkim impetem, otwierając drzwi na oścież, kiedy zamykałam laptopa i padałam na twarz prawie jak oni po niektórych treningach. Patrzenie w ekran całymi godzinami jest naprawdę męczące. – Nie daj się prosić, Wisienko! – mruknął słodko, kiedy zobaczył mój wyraz twarzy. Miałam ochotę pójść, ale czułam, że nie minie dużo czasu a odlecę. Oczy już mi się zamykały, a jeszcze nie było kolacji.
- A co na to trener?
- Wiesz jest takie powiedzenie – czego trener nie widzi, tego nie żałujemy… - zmrużyłam sugestywnie oczy, patrząc na polskiego libero, kiedy w drzwiach pojawił się Adrian. Popatrzył to na niego, to na mnie, nie wiedząc o co chodzi. – O, Adrian. Przyjdziesz wieczorem do nas? Robimy małą imprezkę.
- ‘Mała’ to nie jest dobry przymiotnik, opisujący wasze imprezy…. Ale przyjdę. Ida, dlaczego masz taką dziwną minę?
- Bo padam na twarz i marzę o tym, żeby iść spać? Ty sobie chodzisz nie wiadomo gdzie, a ja siedzę i gapię się w monitor. Pomógłbyś trochę.
- Obiecuję, że jutro to ja się będę męczył, patrząc w monitor. A dzisiaj idziemy do Igły, najwyżej zaśniesz mi na ramieniu albo na ramieniu Bartka. Będzie fajnie… - westchnęłam głęboko, nie mając innego wyjścia powiedziałam, że przyjdę. Igła podskoczył z radości i trzasnął drzwiami, aż zadzwoniło mi w uszach.
- Ja ci zaraz trzasnę drzwiami, ty mamucie! – krzyknęłam, ale sądząc po śmiechach, dochodzących z korytarzy, Krzyśka już tam nie było. – Zwariuję, jak Boga kocham, zwariuję!
- Oj, ale musisz przyznać, że i tak ich lubisz. – miał rację, co rzadko się zdarzało. Naprawdę polubiłam tą zgraję Miśków. A pomyśleć, że jak widzieli mnie pierwszy raz, to myśleli, że jestem rzeźbą… No cóż, na szczęście potem się poprawili. Nie dużo, ale zawsze coś. 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

"- Ja was też."

- Dziękuję pani Ewo, obiadek był przepyszny. A, czy mogłaby pani zostawić porcyjkę, dla Adriana? Dzwonił, że jedzie już i bardzo panią o to prosił – zrobiłam maślane oczka do Pani Ewy, co wywołało jej wielkie westchnięcie.
- Dobrze już, dobrze, zostawię. Niech jedzie szczęśliwie – uśmiechnęłam się jeszcze raz i pobiegłam na górę. Pokój był otwarty, co oznaczało, że panowie już wrócili. Zaskoczyło mnie to, że byli w trakcie pakowania swoich rzeczy.
- Niestety, wracamy do siebie, bo już nam pokoik odpicowali – mruknął Kuba z niezadowoleniem. Akurat z jego odejścia to się cieszyłam, przynajmniej mnie nikt w nocy nie przygniecie i będę mieć łóżko dla siebie. Choć to do końca nie jest takie fajne, bo jak Kuby nie będzie to i Bartka.
- No cóż, jakoś się z tym pogodzę. Z resztą Adrian już jedzie, więc nie będę sama. – panowie zabrali manatki i już mieli wychodzić, kiedy zauważyłam bardzo istotną rzecz na moim łóżku.
- Rudy, nawrót! Co to jest? – pokazałam na niegdyś białe zawiniątka leżące dokładnie na środku mojego łóżka.
- To są przyjaciółki moich stópek, potocznie zwane skarpetkami.
- Chyba pieszczotliwie, a nie potocznie. Zabieraj to, ale już! – Kuba wziął je w garść i opuścił mój pokój. Odetchnęłam z ulgą, kiedy te skarpetki zniknęły mi z pola widzenia. Bóg wie ile nie były prane, cały czas miałam przed oczami tą skarpetkę, która wypłynęła z ich pokoju. Brr, aż mnie otrzepało.
Siedziałam sobie na łóżku, bawiąc się materiałem i czekając na telefon od Adriana. Miał zadzwonić, jak będzie blisko Spały, żebym się nie denerwowała. Szperałam coś w materiałach, kiedy nagle, z wielkim hukiem otwarły się drzwi do pokoju, którym towarzyszył przeraźliwy krzyk „Mamy cię!” i dosłownie kilka sekund później poczułam, że jestem cała mokra.
- Och, zwariowaliście?! Boże, całe łóżko jest mokre i gdzie ja będę teraz spać?! – pisnęłam cała zrozpaczona teatralnie, aż te miśki o małych rozumkach się nabrały. Przybrali dość niewyraźne miny, po czy popatrzyli po sobie przerażeni.
- Widzisz Bartman? Mówiłem, że to jest zły pomysł! Ale jak Kubiak mówi zły pomysł, to nikt go nie słucha! – założył ręce na klatce piersiowej i obrócił się plecami do Zbyszka, który zrobił się strasznie czerwony. Po czym padł na kolana ze złożonymi dłońmi i zaczął żałośnie wołać.
- Wisienko najdroższa, wybacz mi, bo moje serce tego nie zniesie! Oddam ci nawet własne łóżko, ale wybacz najukochańsza! – wytrzeszczyłam oczy, słysząc to wielkie przemówienie, a Kurek w drzwiach dosłownie upadł na podłogę, przygwożdżony śmiechem. I Pawłem, który chciał sprawdzić co się dzieje.
- Zbyszku mój drogi, wstańże z tej podłogi! Nie gniewam się na ciebie, wszakże to było łóżko Adriana, nie moje! Jego będziesz prosił o przebaczenie.
- Właściwie już możesz zacząć, zacny rycerzu – w drzwiach pojawił się mój przyjaciel, potykając się o leżącego Kurka i Zatorskiego. Całe szczęście utrzymał równowagę i nie runął na ziemię. Przynajmniej nie w tej chwili, nie wiedziałam bowiem co może wydarzyć się za chwil kilka.
- Adrian, weź go ze mnie ściągnij – mruknął Bartek, spychając Pawła ze swojego brzucha. Przy okazji napatoczył się jeszcze Daniel, tym razem wychodzący z pokoju, nie z szafy. Przypatrywał się nam przez chwilę, po czym mruknął „i to mnie nazywają wariatem” i poszedł w bliżej nieokreślonym kierunku. Adrian podał łapkę Pawłowi i odciągnął go od Bartka, przy okazji się witając. Kurek wstał o własnych siłach z wielkim trudem, wszakże nie był jeszcze u Olka.
- Mam pewne rozwiązanie, wymagające odwagi – mrugnął do mnie, wskazując na poduszkę i drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem, szybko biorąc rzeczy ze sobą.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Co tylko zechcesz – ziewnął Kurek.
- Trzymasz mnie z dala od łóżka Kuby i jego skarpetek.
***
Miałam nadzieję, że sobie pośpię tak jak wczoraj i nic mnie rano nie zaskoczy. Jednak jak to już bywa, nie poszło po mojej myśli. Gdzieś nad ranem dało się słyszeć głośny łomot i najzwyczajniej w świecie bym się tym nie przejęła, gdyby ten dźwięk dochodził z innego pokoju. Tym razem coś stało się w pomieszczeniu, w aktualnie spałam i byłam przytulana przez Bartka. Otwarłam jedno oko, ale wszystko wydawało się w porządku – nie zobaczyłam żadnego dziwoląga ani wody na podłodze, ani bielizny żyjącej własnym życiem. Przekręciłam się na bok, ku niezadowoleniu Bartka i wystawiłam głowę nad jego ramię, przymrużając oczy przed atakującym je słońcem. I coś mi nie pasowało, tylko nie bardzo mogłam pojąć co, bo wszystko wyglądało w miarę normalnie…. Mruknęłam przekleństwo pod nosem i opadłam na poduszkę, szturchając Bartka.
- Co jest? – warknął cicho, nawet przyjemnie.
- Coś rąbnęło i nie wiem co, przeraża mnie to.
- I dlatego mnie budzisz?
- Przepraszam, myślałam, że też słyszałeś. A jak to jakiś bandyta? Weź lepiej sprawdź.  – Kurek podniósł się z poduszki, którą kilka sekund później mu zagarnęłam i zaczął się rozglądać. Na początku mruczał, że niepotrzebnie go budziłam, ale potem zamilkł i zaczął się śmiać.  – Mówiłam? Znalazłeś coś!
- Tak, ale musisz to sama zobaczyć, bo mi nie uwierzysz.  – zmarszczyłam brwi i wstałam, żeby zobaczyć to coś. I rzeczywiście, Bartek miał rację, nie uwierzyłabym mu. Bo kto głupi uwierzyłby, gdyby usłyszał, że na podłodze jego pokoju leży wyrośnięty misiek tulący się do żywego królika gryzącego skarpetkę?
- Marcin? Zwierz? Czy to jakaś ukryta kamera? – w sytuacjach skrajnie dziwnych byłam nie do zatrzymania. Kucnęłam i przyjrzałam się temu włochatemu, kochanemu zwierzątku, po czym łapiąc za koniuszek, wyciągnęłam mu skarpetkę z pyska – Nie jedz tego, zwierzu, jeszcze się otrujesz. Chodź do cioci Wiśni. – odłożyłam łapkę śpiącego Marcina na bok i wzięłam bestyjkę na ręce. Był taki milutki i puszysty, prawie jak ten reklamowany w telewizji Foxi – papier. Jednak chwilkę po tym jak zabrałam go z Marcinowych rąk, domniemany właściciel wybudził się z krzykiem:
- Zostawcie Marchewkę! – po czym porwał ode mnie królika, czym mnie śmiertelnie wystraszył. Kurek aż odskoczył kawek dalej, bojąc się, że mu środkowy oczy wydłubie. Odetchnęłam głęboko i postanowiłam poznać przyczynę odwiedzin Marcina i jego… Marchewki.
- Dobrze, nic się mu nie stanie. Dlaczego wpadłeś do nas z niezapowiedzianą wizytą?
- Bo Daniel zagroził, że ugotuje rosół, jeżeli go stamtąd nie zabiorę – pogłaskał czule króliczka, po czym dał mu nadgryzioną skarpetkę.
- Wiesz co? Trzeba mu załatwić jakąś klatkę i możesz zostawić go w moim pokoju. Adrian lubi małe, włochate zwierzątka. Wiesz, swój pozna swego i te sprawy… Pasuje? – Marcin od razu się rozpromienił i wyszedł z powrotem przez balkon razem z Marchewką. Popatrzyłam na Bartka lekko zmartwiona kondycją psychiczną jego kolegów. – Bartek, powiedz mi, wszystko w porządku z Tobą? – przyjmujący usiadł na podłodze obok mnie, patrząc mi w oczy z rozbawioną miną.
- Nie mam problemów z alkoholem, nie muszę chodzić do seksuologa, nie mam włochatych przyjaciół, kocham cię, więc mogę stwierdzić, że wszystko jest ze mną w najlepszym porządku. 
- Właśnie powiedziałeś, że mnie kochasz… - powtórzyłam za nim te dwa, zobowiązujące słowa, będąc równie zaskoczoną i wniebowziętą. On tylko uśmiechnął się szerzej i przyciągnął mnie bliżej siebie. Mogłam oszaleć dla tych szalenie niebieskich oczu wpatrzonych prosto we mnie.
- Bo to prawda. Przepraszam, jeżeli powiedziałem coś nie tak. – pocałowałam go w czoło, ciesząc się, że w końcu mam okazję to zrobić. Bardzo chciałam to usłyszeć, marzyłam, żeby tak się stało, żeby być pewną, że odwzajemnia moje uczucia. Nie przypuszczałam, że może to nastąpić w tak niespodziewanej chwili, jak poranna pobudka za sprawą odwiedzin Marcina i jego królika, ale to nie ważne. Liczyło się tylko to, że ja odwzajemniał jego uczucia.
- Wszystko jest bardziej niż ‘tak’. Kocham cię. – przytuliłam się do niego mocno, czując jak całuje mnie delikatnie w szyję. Towarzyszyło temu ciche chrapanie Kuby, przerywające poranną ciszę. Siedzieliśmy na tej podłodze, ciesząc się swoją obecnością, kiedy Kuba chrapnął przeciągle, mrucząc coś cholernie niespodziewanego.

- Ja was też.