UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

sobota, 12 lipca 2014

" - I z czego rżysz, Yogi?"

Położyłam się na łóżku z tysiącami myśli w głowie. Nie chciało mi się płakać, byłam tylko wściekła do granic możliwości. Nie mieściło mi się w głowie, że On może zrobić coś takiego, że przez tyle dni nie powiedział ani słowa o swoim wyjeździe! Teraz istniał już dla mnie jako On, choć myślę, że i taki stan rzeczy nie będzie długo trwał. Wszystko zaczęło się psuć, nasza przyjaźń przede wszystkim. Nachodziła mnie myśl, że gdyby nie tamten mecz, kiedy razem z Adą poznałyśmy siatkarzy, wszystko byłoby w normie. Studiowalibyśmy w Krakowie, blisko domu, dalej bylibyśmy przyjaciółmi , którzy szanują się nawzajem, rozmawiają ze sobą o wszystkim. Z drugiej strony, teraz nie byłabym z Bartkiem. Kto wie, może byłby dalej z tamtą dziewczyną, ślepo w niego zapatrzoną? Mimo wszystko nie cofnęłabym czasu, bo moje życie się zmieniło odkąd poznałam Bartka, zmieniło się na lepsze.
Ściągnęłam go telepatycznie, bo moment później zadzwonił telefon z Bartkiem na wyświetlaczu. Uśmiechnęłam się pod nosem i odebrałam. Przywitał mnie diabelski okrzyk ‘mamy mistrza’ pochodzący z gardeł samych wyrośniętych Miśków.
- Wiem, wiem, oglądałam. Całe osiedle zawrzało. Kiedy wracacie? – po drugiej stronie usłyszałam głos Bartka, aż po chwili wszystkie pozostałe zniknęły.
- Coś się stało, czuję to.
- No mamy tu trochę problemów, to prawda, a najgorsze jest to, że coraz bardziej tęsknie.
- Jutro wieczorem będę w domu. Nie przyjeżdżaj na lotnisko, spotkamy się w domu, słońce. Ale powiedz mi chociaż co się stało.
- Chyba raczej co się nie stało. Nasz dom jest teraz pełen ludzi, wiesz? To nie jest rozmowa na telefon, jutro wszystkiego się dowiesz. I może też coś zaradzisz. Kocham cię, mistrzu olimpijski.
- Ja ciebie bardziej, złotko.  – zaśmiałam się cicho.
- Uważaj, żeby to złoto ci się na mózg nie rzuciło!
- Jako moje złotko możesz się po mnie rzucać ile chcesz, nawet na mój mózg. – wiedziałam, że rozmowa z nim mi pomoże. Przecież to on jest lekarstwem na całe zło tego świata i nawet na najgorszej kategorii problemy. Rozłączył się ponaglany przez kolegów, pozostawiając mnie z uśmiechem na ustach. Podniosłam się z łóżka, zerkając w stronę drzwi. Chyba przyszedł czas, żeby stawić czoło tym wszystkim, pojawiającym się nagle, problemom.
Otworzyłam drzwi i powolnym krokiem przeszłam do kuchni, jednak tam nikogo nie było. Wyłączyłam światło i przeszłam do pokoju. Znalazłam ich siedzących nad pizzą, oglądających wiadomości sportowe. Kiedy weszłam do pokoju, oczy całej trójki zwróciły się na mnie.
- Przepraszam, że tak się zachowałam, ale musiałam pobyć trochę sama. Zostawiliście coś dla mnie? – zawsze jak coś mnie trapiło, cokolwiek by to nie było, robiłam się potwornie głodna. Uwielbiam jeść, bo to przesłania mi wszystko, co mnie martwi, denerwuje czy stresuje.
- Podwójne frytki i duży sok pomarańczowy, wiedzieliśmy, że będziesz głodna. – Ada wskazała opakowanie stojące na stoliku obok nich, na którego widok mój żołądek bardzo się ucieszył.  – Bartek dzwonił?
- Tak, właściwie to wszyscy dzwonili, szaleją. Bartek będzie jutro wieczorem, mówił, żebym nie przyjeżdżała na lotnisko. Mam wrażenie, że próbujemy jakoś odsunąć to wszystko na bok. Mam na myśli to, co się dzisiaj wydarzyło. 
- Masz rację – Ada zrobiła mi miejsce obok siebie – Ale chyba to nie ma sensu, prawda? Im szybciej się z tym uporamy, tym lepiej.  – usiadłam obok niej, pochłaniając frytki. Oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie jedli ich razem ze mną. Nie zwróciłam to jednak uwagi.
- Nie pozostaje nic innego, tylko rozpocząć spotkanie sztabu antykryzysowego  - Młoda stanęła przed nami ze śmiertelnie poważną miną. – Punkt pierwszy – obecna tutaj obywatelka Paulina, zwana Młodą chce być blisko was i się przenieść. Kto jest za? – wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia tak samo jak Ada, a Cupko upuścił ostatni kawałek pizzy na ziemię.
- Jak to przenieść? – zapytałam nieśmiało, choć doskonale wiedziałam o co jej chodzi.
- Zmienić szkołę, przenieść do Łodzi lub Bełchatowa. Mieszkałabym albo w internacie albo z Adą, co jest punktem drugim naszego spotkania. Skoro Adrian wyjeżdża, to zwalnia się miejsce, a Ada nie będzie mieszkać sama…
- Zanim przejdziesz do kolejnego punktu – czy twoi rodzice coś wiedzą na temat twojego genialnego pomysłu?
- Nie, bo wpadłam na to będąc tutaj. Jeżeli się zgodzicie, znaczy jeżeli Ada się zgodzi, to jakoś to z nimi załatwię. Ale zgódźcie się, proszę! – spojrzałam na Adę, na jej twarzy nadal malowało się przerażenie połączone z niedowierzaniem. Kiedy zorientowała się, że wszyscy się na nią patrzą, chrząknęła znacząco.
- Tymczasem przejdźmy do kolejnych punktów spotkania sztabu – powiedziała cicho, dalej nie wierząc w to, co powiedziała Paulina. Według mnie to wcale nie był taki zły pomysł. Adzie teraz przydałby się ktoś na miejscu kto by się nią zajął, a Młoda (mimo że nie jest jeszcze pełnoletnia) dobrze by się nadawała do spełnienia tej roli – Jeżeli chodzi o moje mieszkanie, to mamy czas do końca miesiąca, żeby podzielić z kimś koszty. I tym oto stwierdzeniem przejdźmy dalej…
- A co ze mną? – spytał Cupko – Aleks wyjeżdża, zostanę sam.  – zrobiło mi się go żal, naprawdę. W końcu w jest w Polsce od niedawna, nie ma tak wielu znajomych i ma wolne mieszkanie klubowe. Tak, mieszkanie klubowe, takie jak to, w którym teraz jesteśmy.
- Może zrobimy tak – Cupko na razie wprowadzi się do Ady, co będzie rozwiązaniem na jego samotność, Młoda pogada z rodzicami, choć myślę, że na zwykłej pogawędce się nie skończy i w najgorszym wypadku zamieszkacie we trójkę. Skra musi załatwić jakiegoś atakującego, więc wkrótce Cupko będzie miał kolegę i będziecie mogły mieszkać we dwie.  – kiedy skończyłam w pokoju zapadła cisza i wszyscy się we mnie wpatrywali. – No co? Zły pomysł?
- I to, proszę państwa, jest nazywane trzeźwym myśleniem! – krzyknęła Młoda, przypominając teraz swoim zachowaniem trenera zachęcającego swoich podopiecznych do walki.
***
Leżałam w jednym z pokoi mieszkania Bartka Kurka. Obok mnie, na łóżku spała spokojnie Paulina, a na podłodze spał Konstantin. Stwierdził, że nie będzie sam spał w salonie i zwyczajnie położył się obok łóżka na podłodze. Ja nie mogłam spać, nie byłam w stanie po tym wszystkim normalnie spać. Ten dzień był wielkim koszmarem, nie tylko dla mnie z resztą. Jeszcze nie widziałam takiej sytuacji, w której Adrian wytrąciłby Idę z równowagi i żeby ona była na niego tak wkurzona. Nawet głupi, nie znający nas człowiek, zauważyłby, że to koniec tej przyjaźni. Z nierozłącznej trójki, staliśmy się nierozłączną dwójką. Zostałyśmy tylko my – ja i Ida oraz siatkarski świat. Nie wiem, co Adrian teraz planuje, ale mam nadzieję, że mu się to uda, tak jak udało się to Idzie. Bo mnie się nie udało, co uświadomiłam sobie wczoraj. Nie stoję po stronie Adriana, ale myślę, że to jest mu potrzebne, że w końcu chce zrobić coś dla siebie. To, że był tutaj z nami, że poświęcił swoje wcześniejsze plany, to było dla nas. Wpatrywałam się w sufit, mając nadzieję, że sen niedługo przyjdzie, słuchałam spokojnych oddechów swoich przyjaciół. W pewnym momencie usłyszałam bliżej nieokreślony dźwięk koło łóżka. Wychyliłam się lekko, żeby nie spaść na Cupko, zobaczyłam, że dzwoni jego telefon. Widocznie przed pójściem spać położył go obok siebie na podłodze. Zobaczyłam znajome imię na wyświetlaczu i wszystko nagle wróciło. Tamte słowa, jego wzrok, deszcz, Adrian, dosłownie wszystko. Łzy znowu zaczęły spływać po moich policzkach, mocząc poduszkę. Miałam dość tego, że to ciągle wraca i nie daje o sobie zapomnieć, że na każdą wzmiankę o nim zaczynam płakać. Miałam dość tego, że dalej go kocham.
***
Obudziłam się wcześnie rano, nawet nie wiem, która była godzina. Obróciłam się na bok i zobaczyłam ślady łez na policzkach Ady. Bardzo jej współczuję, nie chciałabym, że mnie przydarzyło się coś podobnego. Wczorajszy dzień spowodował, że widziałam niektóre sprawy w innym świetle, na przykład mój kontakt ze Zbyszkiem. O ile te smsy można nazwać kontaktem.  Po wczorajszym dniu jestem coraz bardziej pewna, że powinnam się przenieść. Oni traktują mnie jak przyjaciela, w pewnym stopniu liczą się nawet z moim zdaniem, może liczą też na moją pomoc. Bo wczorajszy dzień udowodnił, że oni teraz potrzebują pomocy.
Powoli wysunęłam się spod kołdry, żeby nie obudzić Ady. Stanęłam na podłodze i przeciągając się przeszłam na drugą stronę. W pewnym momencie zawadziłam o coś nogą i ledwo utrzymałam równowagę. Przeklinałam się w myślach za swoją nieskończoną głupotę, słysząc cichy pisk z podłogi. Ocuciłam się szybko i spojrzałam na podłogę, gdzie wyciągnięty jak długi, zaskoczony do granic możliwości, leżał Cupko. Poczułam, że robię się czerwona, ale wcale nie ze wstydu, tylko z wściekłości. Boże, jak ten goryl mnie wystraszył! Warknęłam cicho i schylając się, chwyciłam koc na którym leżał i pociągnęłam go do przedpokoju, a potem do kuchni. Miał z tego niezłą radochę, podczas kiedy ja miałam ochotę go zabić.
- Nie mogłeś sobie znaleźć jakiegoś bardziej ludzkiego miejsca do spania, dryblasie? O mało nie obudziliśmy Ady!
- To nie moja wina, że jestem taki długi i moje nogi wystawały zza łóżka. Jak przyszedłem tam to już spałaś.
- To trzeba mnie było obudzić i poinformować o tym, że łaskawie zajmujesz podłogę.
- Chciałem, ale Ada mnie powstrzymała. Powiedziała, że jak cię obudzę, to zaatakujesz mnie jak ten…. No… Agresywny pies.
- Rodwailer. Tak, rzeczywiście miała rację. Uważaj, to tylko namiastka tego, na co mnie stać – powiedziałam, mierząc go wzrokiem, który z pewnością mógłby zabijać. Lekko go przeraziłam, co napawało mnie dumą. W końcu ja, ze swoim niskim wzrostem, wielkim sercem i donośnym głosem, przestraszyłam wielkiego wzrostem i duchem siatkarza. I niech mi ktoś jeszcze powie, że mali nie są groźni!
***
Jak zawsze kiedy nękały mnie problemy nie mogłam długo zasnąć. Cały czas zastanawiałam się nad tym jak teraz będzie wyglądać nasze życie, myślałam nad tym, co powiedziała Paulina, wyjazd Adriana ciągle mnie dręczył. Że też to wszystko musiało zwalić się nam na głowę w tym samym momencie! Jakby ktoś tam na górze chciał sprawdzić, czy damy sobie radę sami, będąc daleko od domu. Wcześniej nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, ale wcześniej wszystko układało się jak s płatka. Teraz sprawy miały się trochę gorzej, jednak nie było jeszcze źle. Ada jest silna, poradzi sobie z tym rozczarowaniem i prędzej czy później sobie kogoś znajdzie. Jestem tego pewna, że już niedługo tak właśnie będzie. Kto wie, może nawet to będzie Konstantin? A co do Adriana… Dla mnie już przestał istnieć, naprawdę, jeśli mam być szczera sama ze sobą i jeżeli o mnie chodzi, to może już nie wracać. Nie życzę mu źle, nie po tylu latach, jednak nie chciałabym, żeby któregoś dnia zapukał do drzwi i powiedział ‘wróciłem’, myśląc, że wszystko jest w porządku. Adrian jest do tego zdolny, przekonałam się o tym wiele razy. Lepiej, żeby było tak jak jest teraz, żeby jego nie było.
Zastanawiało mnie też to, czy rodzice Pauliny od ręki zgodzą się na tak duże zmiany w jej życiu. Przeprowadzka do obcego miejsca, możliwe, że do internatu, zmiana szkoły, otoczenia. Wiedziałam, że sobie poradzi, bo ona zawsze sobie radzi. Potrafi wychodzić z sytuacji kryzysowych bez szwanku, potrafi poświęcić się dla przyjaciół. Myślę, że chęć tych zmian właśnie z tym się wiąże – z poświęceniem. Skoro ona uważa, że coś jest nie tak i że razem z nią, poniekąd, będzie nam lepiej, to nie mam nic przeciwko widywać ją częściej niż do tej pory. Bo tak na pewno się stanie, jeżeli jej rodzice się zgodzą. Dodatkowo dochodzi ta sprawa ze Zbyszkiem… W ty miejscu nie wiem, czy powinnam w ogóle zaprzątać sobie tym głowę, jednak coś nie daje mi spokoju. Paulina jest od nas młodsza, Zbyszek jest ode mnie starszy, co razem daje różnicę wieku. Nie wiem, czy powinnam mieszać się w tą sprawę, nie wiem czy Zbyszek jest dobrym materiałem na chłopaka dla Pauliny. Może brzmię teraz bardziej jak matka niż siostra, ale skoro Młoda miałaby się tutaj przenieść, to sądzę, że pod naszą opiekę. I jeżeli tak się stanie, będzie musiałam dokładnie przemyśleć to, czego Zbyszek może chcieć.
I tak zeszło mi pół nocy na rozmyślaniu, dopóki nie zasnęłam. A potem, zakładam, że wcześnie rano, obudziła mnie czyjaś rozmowa. Mruknęłam niezadowolona, próbując ignorować te głosy, jednak miałam wrażenie, że ich intensywność powoli wzrastała. Odrzuciłam więc kołdrę na bok i wyszłam z pokoju. Z pół przymrużonymi oczami weszłam do kuchni i stanęłam jak wryta. Przetarłam oczy, żeby widzie dokładniej, po czym parsknęłam śmiechem. Na podłodze leżał Konstantin na kocu z salonu, a nad nim stała Młoda wsparta pod boki z władczą miną. Sytuacja naprawdę komiczna, aż musiałam usiąść, żeby nie paść obok Cupko.
- Możesz mi powiedzieć, co w tym takiego śmiesznego? Ta mała pchła mnie terroryzuje! – serbski przyjmujący był naprawdę przerażony, co czyniło to zdarzenie coraz bardziej śmiesznym.
- Pchła?! Ja ci zaraz pokażę pchłę! – zaczęłam zalewać się łzami ze śmiechu, kiedy zobaczyłam jej reakcję. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej wkurzonej jak teraz. Stała jak oprawca nad biednym Serbem, teraz uzbrojona w wałek do ciasta. Nawet nie wiedziałam, że mamy wałek do ciasta! Tym bardziej nie miałam pojęcia jakim sposobem tak szybko go znalazła pod ręką! Cupko zaczął się odsuwać w kierunku drzwi z oczami wielkości pięciozłotówek, jednak marnie mu to szło, bo koc na którym leżał, ślizgał się po kuchennych płytkach. W rezultacie po zrobieniu kilku kroków, padł na ziemię jak długi, jak się okazało, wprost pod nogi Ady, która nie wiedziała co się dzieje. Stała w przejściu z podpuchniętymi oczami i słodką minką, którą zapewne wywołało zdezorientowanie. Wiedziałam, że nie powinnam, ale zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej, ponieważ jej wygląd skojarzył mi się z czymś dziwnym.
- Ja wiem… że nie powinnam… ale… wyglądasz…. Jak Bubu! – wydusiłam w końcu ześlizgując się na podłogę. Paulina i Konstantin całkowicie przestali się nagle sobą interesować i wpatrywali się we mnie jak w osobę chorą psychicznie, która właśnie wyszła z ośrodka zamkniętego. Ada wpatrywała się we mnie natomiast jak w skończoną idiotkę.
- Że co, kuźwa?! – wyszeptała chwilę później, a w kuchni zapadła cisza. Znaczy, słychać było tylko mój śmiech, od którego już bolał mnie brzuch.
- Bubu. – w tym momencie cisza została przerwana i do mojego śmiechu dołączył się śmiech Pauli i rechotanie Cupko. Ada patrzyła na nas z niedowierzaniem, aż w końcu sama zaczęła się śmiać, poprzedzając swój wybuch śmiechu jednym zdaniem.
- I z czego rżysz, Yogi?
***
Reszta jadła śniadanie, a ja nie mogłam nic przełknąć. Zawsze tak mam, kiedy coś mnie denerwuje czy trapi. Siadłam więc sobie w salonie, nudząc się co nie miara. A ja nie mogę się nudzić, bo wtedy zaczynam myśleć, a teraz gdyby tak się stało, nie mogłabym się opanować i znowu zaczęłabym płakać. Leżałam na sofie, wysłuchując śmiechów z kuchni, zastanawiając się w co mogłabym włożyć ręce. Ida miała względny porządek w mieszkaniu, co jak na nią było wielkim sukcesem, więc nie musiałam sprzątać. Psa nie mają, więc nie ma nic do wyprowadzenia na zewnątrz. No chyba, że Cupko, ale to tylko w kryzysowych momentach, kiedy nie można już z nim wytrzymać. Jedyne co przychodziło mi do głowy, to pomycie naczyń po śniadaniu. Jednak to zajmie przecież tylko chwilę, więc musiałam wymyśleć coś innego. Bartek przyjedzie wieczorem, więc może coś ugotujemy… Bartek przyjedzie i Bartek będzie głodny! No tak, przecież to takie proste. Zerwałam się z sofy i wpadłam do kuchni, czym zwróciłam na siebie uwagę pojedzonych już przyjaciół.
- Zrobię szarlotkę! – krzyknęłam podekscytowana, że wpadłam na genialny pomysł. Myślałam, że jakoś też ich to podekscytuje, ale spotkałam się tylko z przyzwoleniem i długim westchnięciem Cupko.  – Widzę, że entuzjazm wszystkich powala… No dobra, to w takim razie powiedz mi tylko, czy nie muszę iść do sklepu – zapytałam Idę, która wkładała naczynia do zmywarki. Dopiero teraz to zauważyłam, więc pomysł ze zmywaniem nie wypalił.
- Jabłek nie ma. Cupko, pójdziesz do sklepu? Jabłek nie ma
- Poradzę sobie, naprawdę – powiedziałam, będąc w skrajnej rozpaczy, jednak Ida obstawała przy swoim. Wzięłam głęboki wdech i wydarłam się najgłośniej jak tylko potrafiłam – Ja zrobię te cholerne zakupy, bez dyskusji! Muszę się czymś zająć!  - Ida zastygła w miejscu, trzymając w ręce wcześniej wyszukany banknot, spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem. Pauli wypadł z ręki telefon, bo wystraszyła się mojego krzyku, a Cupko stwierdził cicho, że może iść ze mną. Wyrwałam idzie pieniądze z ręki i ciągnąc Cupko za sobą, wyszłam na zewnątrz.
Kiedy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, odetchnęłam z ulgą i puściłam koszulkę Konstantina. Zerknęłam na niego przepraszającym wzrokiem, bo nie chciałam wzbudzać w nim przerażenia.
- Straciłam panowanie nad sobą, przepraszam. Chyba zbyt gwałtownie zareagowałam.
- Al… Znaczy on też tak czasem reagował, więc jestem do tego przyzwyczajony – to bardzo miłe z jego strony, że powstrzymał się od wypowiedzenia jego imienia. Widocznie czuł, że to nie jest najlepszy pomysł, zwłaszcza w tej sytuacji.
- Apropos, wyprowadził się już?
- Dzisiaj miał wracać do Serbii i zabrać większość swoich rzeczy. 
- To może przeniósłbyś się do mnie? Znaczy do tego mieszkania w Łodzi? Nie chcę siedzieć Idzie na głowie, Bartek wraca dzisiaj i Paula jest u niej. Robi się trochę tłoczno. – przyjmujący przytaknął, krzywiąc się  - pewnie na wspomnienie dzisiejszej pobudki. Miałam wrażenie, że Młoda nie przypadła mu do gustu.

- Dobrze, pójdę do siebie się spakować i wieczorem pojedziemy do Łodzi. 

niedziela, 6 lipca 2014

"- Stało się coś?"

Chodziłam po mieszkaniu, próbując jakoś się opanować. Cały czas słyszałam jego słowa, jak mówi, że zostanie ojcem. Nie mogłam przestać  o tym myśleć, tak jak o tym, że miałam rację wtedy, kiedy pojechaliśmy do Serbii. Założę się, że to ona, jego znajoma, przyjaciółka – jakkolwiek ją wtedy nazwał. Uwierzyłam mu, uwierzyłam wszystkim mówiącym, że to nie możliwe, że on świata poza mną nie widzi. Teraz miałam słono za to zapłacić.
Wzięłam torebkę, klucze i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi, zbiegłam po schodach i wypadłam prosto na zewnątrz, na deszcz. Nie wzięłam parasola, ale to nie było ważne. Mogłam zmoknąć, zachorować, nie ważne. Przynajmniej nikt nie wiedział, że płaczę, ludzie brali moje łzy za krople deszczu. Nie było ich wiele na ulicy, ale nie zwracali na mnie uwagi. Szłam spokojnym krokiem, zupełnie nie odzwierciedlającym moich uczuć. We mnie się gotowało, czułam jak ogarnia mnie wściekłość, zazdrość, nienawiść. Głównie do samej siebie, bo nie byłam dla niego wystarczająco dobra. Zawsze mnie to prześladowało, strach, że nie będę wystarczająco dobra. Przegrałam po raz kolejny, tym razem coś znacznie ważniejszego. Przegrałam miłość. Kochałam go, naprawdę, nadal kocham. Nie można przecież przestać kogoś kochać w minutę i potem tak nagle o wszystkim zapomnieć. Świat zaczął walić mi się na głowę, a inni szaleli ze szczęścia, prawdopodobnie z wygranego seta w meczu o złoto przez naszą siatkarską drużynę. Dla mnie nie miało to teraz znaczenia, choć sport był dla mnie całym życiem, on był sportowcem. Teraz zostałam tylko ja, Ada Lisowska, pośród deszczu i łez, na przystanku autobusowym.
***
- Cupko, no nareszcie! Myślałam, że przyjdziesz trochę wcześniej – wpuściłam serbskiego przyjmującego i natychmiast biegiem wróciłam przed telewizor – Aaaaa! Jeden do zera! – krzyknęłam z radości, widząc wyświetlony na ekranie telewizora wynik. Młoda zamarła na chwilę, jakby nie wierzyła w to, co widzi, po czym zaczęła piszczeć, nakrywając się poduszką.  – Siadaj, gdzie ci wygodnie.  – sama popędziłam do kuchni, żeby przynieść coś do picia. Razem z Młodą wypiłyśmy już dwa kartony soku, bo krzyczałyśmy jak oszalałe. Całe szczęście, że wszyscy z naszej klatki wiedzieli kim jest Bartek i że akurat teraz gra z kolegami o złoto olimpijskie. Wróciłam do pokoju, siadając obok Cupko, podając mu szklankę.
- Rozmawiałaś może z Adą dzisiaj? – zapytał mnie chwilę później, wpatrując się w telewizor. Właśnie zaczynał się drugi set.
- Nie, miała przyjść na mecz, ale jak widać nie dotarła. Zadzwonię do niej po meczu, pewnie sama teraz ogląda. – nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli, że coś mogło się stać. Konstantin wyglądał jakoś inaczej, ale nie powiedział nic więcej, po prostu oglądał mecz razem z nami.
***
To chyba atmosfera tego mieszkania i duch Bartka, pilnujący swojej dziewczyny, pomógł nam dopingować siatkarzy. Czułam się, jakby była tam, w Londynie, siedziała na trybunach i obserwowała ich z bliska. Nic nie mogło zastąpić tych wszystkich emocji podczas oglądania meczu finałowego, ale też jakiegokolwiek meczu. Każdy mecz był osobnym przeżyciem, pełnym wspaniałych i agresywnych zarazem akcji, aktów desperacji i sportowej złości. To kocham w tym sporcie – wszechobecne emocje.
Od niedawna sport zaczął mi się kojarzyć z czymś innym, co do tej pory właściwie nie było mi znane. Również z uczuciem, ale zupełnie innym niż dotychczas. Zaczynałam powoli popadać w obsesję, tak stwierdziłam po obejrzeniu pierwszego seta, kiedy po każdym zbliżeniu Zbyszkowej twarzy przechodziły mnie ciarki. Z drugiej strony cały czas myślałam o tamtych wiadomościach i robiło mi się głupio, jednak już nie w takim stopniu jak wcześniej.
Po pierwszym secie do Idy przyszedł jeden z Serbów, Konstantin. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego wyraz twarzy. Niby był zadowolony, ale jakoś nie do końca, jakby było coś, o czym nie chciał powiedzieć.
- Stało się coś? – zapytałam cicho, kiedy Ida była w kuchni. Spojrzał na mnie lekko niepewny, ale w końcu się odezwał.
- Po meczu, nie teraz. Nie chcę psuć jej nastroju. – teraz byłam pewna, że coś się stało. Wróciłam do patrzenia na telewizor, kiedy do pokoju wbiegła zadowolona Ida z kolejnym sokiem i szklanką dla gościa. Spojrzałam na nią kątem oka, Cupko miał rację. Była naprawdę szczęśliwa, cały czas uśmiechnięta, podniecona w dalszym ciągu niepewnością wygranej. Nikt nie chciałby zepsuć jej tego czasu, wszystko można było jakoś opóźnić.
We trójkę kibicowanie szło nam znacznie lepiej, razem szaleliśmy po każdej udanej akcji i śmialiśmy się ze zdziwienia Brazylijczyków. Nawet Cupko się rozweselił, pozwalając zapomnieć na chwilę o tym, co miał powiedzieć. Nie mogłam się napatrzeć na ich cudowną grę, na ich pewność siebie, której nabierali z każdą akcją. To była zupełnie inna reprezentacja, choć złożona z tych samych zawodników. Reprezentacja światowej klasy i światowej sławy, która właśnie wygrała drugiego seta w meczu o złoto przeciwko Brazylii.
***
Znalazłam się w Bełchatowie, na osiedlu, gdzie mieszkał Bartek razem z Idą. Wiedziałam, że mecz nadal trwa, że Ida prawdopodobnie jest nieziemsko szczęśliwa, bo chłopcy wygrali kolejnego seta. Przechodziłam obok sklepu, kiedy ktoś wydarł się, że prowadzimy dwa do zera. Naprawdę magiczny dzień, choć jeszcze nic nie było przesądzone. Dla mnie nie był magiczny, dla mnie ten dzień był okropny. Telefon w torebce cały czas dzwonił, ale nie miałam ochoty odbierać. Prawdopodobnie Ida dzwoniła, żeby zapytać się, dlaczego nie przyszłam. W sumie nikt inny o tej porze nie mógł dzwonić, wszyscy siedzieli przed telewizorami.
Usiadłam na ławce za drzewami tak, żeby nie było mnie widać przez okno bartkowego mieszkania. Wolałam poczekać do końca, zanim pojawię się w drzwiach ich mieszkania i rozsypię się do reszty.
Ida i Bartek, teraz im zazdrościłam. Mieli to, czego ja już nie miałam. Czasami porównywałam mnie i Aleksa do nich i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że nasze relacje się różnią. Teraz już wiedziałam dlaczego. Bartek nie mógłby jej zdradzić, bo jest dla niego całym światem. Myślałam, że ja też jestem dla Alka całym światem. No właśnie, myślałam, nie byłam.
Nie chciałam już płakać, ale nie mogłam zatrzymać łez. Płynęły tak samo rzewnie jak krople deszczu. Chciałam cieszyć się razem z innymi, razem z resztą, kiedy Polacy wygrywali kolejne akcje. Chciałam mieć przy sobie Aleksa, chciałam, żeby powiedział, że ta cała historia to żart. Lubił żartować, nawet z poważnych rzeczy, więc może i tym razem…. Stop, Ada! Musisz przestać się zadręczać!, wmawiałam sobie. Jednak co to dało? Myślałam o tym jeszcze więcej i więcej. W pewnym momencie, kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam znaną mi postać, biegnącą w kierunku bloku, w którym mieszkała Ida.
- Adrian? – wyszeptałam cicho, zaskoczona jego widokiem w tym miejscu. Mówił, że nie przyjdzie, że nie zdąży na mecz, więc co tutaj robił? W momencie, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe, wokół rozległy się krzyki i piski. A ja dalej nie mogłam przestać płakać. W końcu wstałam i zaczęłam iść w kierunku bloku Idy, nie mogłam już dłużej zostać bez jej wsparcia.
***
Siedziałam przed telewizorem razem z Paulą i serbskim przyjacielem, patrząc z niedowierzaniem na to, co Polacy wyprawiali z Brazylijczykami. Nigdy jeszcze tak nie grali, nigdy nie byli tak pewni swojej przewagi. Prowadzili w każdych elementach statystycznych i przeciwnicy nic nie mogli na to zaradzić. Starszy Rezende szalał przy bocznej linii boiska, czemu z lekkim uśmiechem przyglądał się trener Anastasi, nasz trener. Polska reprezentacja nie mogła wyobrazić sobie lepszego mentora jakim jest właśnie on.
W końcu nadeszła ta chwila, bardzo długo oczekiwana przeze mnie jak i resztę kibiców. Wstałam z kanapy, mocno zaciskając kciuki, wpatrując się w Winiara, który właśnie zmierzał na zagrywkę. Kamienna twarz, ostatnie spojrzenie na piłkę, głęboki wdech , podrzut. A potem już bezgraniczna radość Polaków, komentatorów, wręcz wszystkich oprócz Brazylijczyków, bo Winiar trafił w boisko.
W mieszkaniu zrobiło się cicho, zaczęłam płakać ze szczęścia, widząc ich zadowolone twarzy i słysząc przeraźliwe krzyki. Komentatorzy w niczym im nie ustępowali, zaczęła chwytać ich chrypka i wzruszenie. Mieli bardzo dobry powód, w końcu – udało się! Ciszy ustąpił wielki wrzask Młodej, która zaczęła tańczyć z radości na środku pokoju. Też płakała, płakali wszyscy kibice, nawet niektórzy siatkarze. Cupko głośno westchnął, po czym dołączył do Pauliny. Komicznie razem wyglądali, ale radość wszystkich jednoczy, nie zważając na narodowość.
Bardzo chętnie bym do nich dołączyła, ale ktoś zadzwonił do drzwi. W podskokach, potykając się o dywan, dotarłam do drzwi. W takich momentach jak ten nie lubiłam przyznawać sobie racji, choć musiałam. Wiedziałam, że stanie się dziś coś niespodziewanego, coś co zmieni całkowicie stan rzeczy. Wcale nie mam na myśli przyjazdu Młodej, bynajmniej.
Kiedy zobaczyłam jego minę, mój uśmiech szybko zszedł twarzy. Wpuściłam go do środka, bojąc się o cokolwiek zapytać. Nie wiedziałam co stało się z tym słynnym uśmiechem, kiedy nie mógł zripostować padających komentarzy, z tym spojrzeniem, którego nigdy nie mogłam określić. Pojawiało się ono w tych momentach, kiedy rzuciłam jakiś ironiczny komentarz, na który odpowiedź stanowiła cisza, jaka zapadała pomiędzy nami. Ostatnio coraz częściej się to zdarzało, czasem nie mogliśmy dojść do porozumienia, mimo że to wyglądało zupełnie inaczej.
- Wyjeżdżam, jutro. Dostałem półroczny staż w Holandii.  – z pokoju nadal dochodziły dzikie śpiewy przyjaciół, komentatorzy nadal komentowali choć mecz już się skończył, a ja nadal płakałam. Tylko teraz te łzy nie miały nic wspólnego z wcześniejszą radością. Staliśmy naprzeciw siebie, nic nie mówiąc, tylko patrząc na siebie nawzajem.
- Jak to – jutro?  - zapytałam cicho, jakbym pytała samą siebie, po czym dodałam głośniej – O takich rzeczach zazwyczaj wie się wcześniej. Wiedziałeś. Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś, ani słowa, stawiając nas przed faktem dokonanym. Tak nie robi przyjaciel! – oparłam się o ścianę, odsuwając się od niego. Czułam jak wzbiera we mnie wściekłość i nie chciałam, żeby przez przypadek nie doszło pomiędzy nami do rękoczynów.
Ktoś znowu zadzwonił do drzwi. Adrian odsunął się, robiąc mi przejście. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego nie wyszedł, nie miałam mu już nic do powiedzenia. Otarłam łzy z policzków i otworzyłam drzwi. Stała za nimi Ada w stanie, w którym jeszcze nigdy jej nie widziałam. Przemoczona do suchej nitki, z rozmazanym makijażem i spuchniętymi, wręcz martwymi oczami.
- Aleks…. On… Będzie ojcem … dziecka jakiejś…. Serbskiej – przytuliłam ją mocno, nie wierząc dzisiaj po raz kolejny w to, co się dzieje. Dlaczego ja w ogóle tak pomyślałam? Przecież nikomu nie przeszkadzało to, że ostatnio dobrze nam się wiodło. Płakałyśmy razem wśród okrzyków sąsiadów. Wprowadziłam ją do środka, zamykając za sobą drzwi. Nawet nie zauważyłam kiedy Paula i Cupko znaleźli się w przedpokoju. Patrzyli na nas zdezorientowani, nie wiedzieli co się dzieje. A dzieje się źle. Cała się trzęsłam z natłoku tych wszystkich informacji, nie radziłam sobie z ich przyswojeniem. Cała czwórka wpatrywała się we mnie, a ja czułam się coraz bardziej wściekła. Wyminęłam ich wszystkich, chcąc zamknąć się w sypialni jak najszybciej, nie zwracając na nic i na nikogo uwagi. Jednak kilka kroków przed drzwiami, odwróciłam się w ich stronę.
- Zajmijcie się Adą – powiedziałam do Cupko i Pauli. – A ty się wynoś i uznaj to za pożegnanie.

Potem weszłam do sypialni i trzasnęłam drzwiami.
***
Kiedy wchodziłam po schodach, słyszałam krzyki i wiem, że były to krzyki Idy. Jej głos rozpoznam wszędzie, zwłaszcza jej krzyk, którego już dawno nie słyszałam. Na początku myślałam, że po prostu przeżywa zwycięstwo Polaków, jednak kiedy stanęłam pod drzwiami, miałam zupełnie inne zdanie. Nacisnęłam na dzwonek i chwilę później pojawiła się w drzwiach, zapłakana. Przeszło mi przez myśl, że jakimś sposobem się dowiedziała, jednak w środku stał Adrian. Zerknęłam na niego kątem oka, stał ze spuszczoną głową. Jednak nie z jego powodu tutaj przyszłam.
- Aleks…. On… Będzie ojcem … dziecka jakiejś…. Serbskiej – chciałam dokończyć, ale nie mogłam wydusić już ani słowa. Czułam tylko uścisk Idy i jej łzy. Płakała razem ze mną. Potem zaciągnęła mnie do środka. Dopiero teraz zauważyłam, że nie była sama. Młoda wpatrywała się w nas z przerażeniem, z czerwonymi policzkami. Obok niej stał Konstantin. Patrzył na mnie tak okropnie smutnymi oczami, wiedziałam, że wie. Z resztą on zawsze wiedział wszystko, bo On jest jego przyjacielem.
W pewnym momencie Ida minęła nas wszystkich agresywnie, nagle się zatrzymując. Spojrzała na mnie z troską i współczuciem, których nie potrzebowałam. Jak każdy w takiej sytuacji, jedyne czego nie chciałam to litość. Potrzebowałam tylko swojej przyjaciółki, której zachowania teraz kompletnie nie rozumiałam.
- Zajmijcie się Adą – powiedziała cicho, po czym jej oczy nabrały agresywnego wyrazu. – A ty się wynoś i uznaj to za pożegnanie – jej głos wręcz kipiał ironią. Kiedy trzasnęły za nią drzwi, podeszłam do Adriana i stanęłam z nim twarzą w twarz. Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
- Mów, chce się dowiedzieć teraz, dobij mnie do reszty. – stać mnie było w tym momencie tylko na szept. Dalej nie patrzył mi w oczy.
- Jutro wyjeżdżam, nie będzie mnie pół roku. – miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale tego nie zrobiłam. Pokiwałam tylko bezradnie głową, jakbym przytaknęła jego nagłemu wyjazdowi.
- Czułam, że coś planujesz, że chcesz zniknąć.  Teraz możesz już iść.  – nie miałam mu nic więcej do powiedzenia, więc odwróciłam się i razem z Paulą weszłam do kuchni.
***
To działo się wszystko tak szybko, że nie zdążyłam nawet mrugnąć, kiedy Adrian wyszedł ze zwieszoną na piersi głową, a my z Cupko zostaliśmy z zapłakaną Adą w przedpokoju. Chociaż wyglądała ciut lepiej niż jak przyszła, jakby inny problem ją niepokoił bardziej. Zaprowadziłam ją do kuchni i posadziłam na jednym z krzeseł.
- Zrobię ci coś gorącego do picia, a Konstantin przyniesie jakieś ręczniki – czasem Ida razem z Adą śmiały się z tej mojej ‘profesjonalności’ w mówieniu, ale taka już jestem. – Konstantin? – pomachałam mu ręką przed nosem, bo stał dziwnie zamyślony. Wyrwałam go z tych rozmyślań. – Łazienka, ręczniki, już. – powiedziałam skrótem i serbski przyjmujący zniknął z pola widzenia.
- Jemu też nie jest łatwo, Aleks to jego przyjaciel – Ada nie patrzyła na mnie, ale to nie było nic dziwnego, bo rzadko patrzyła na swoich rozmówców, a teraz nie wiedziałam nawet, czy chce ze mną rozmawiać. Westchnęłam tylko cicho, a w międzyczasie Cupko przytargał z łazienki ręczniki. Usiadł przy stole, widziałam, że waha się czy powinien coś teraz powiedzieć.
- Powinien powiedzieć ci już na początku, ja powinienem go do tego zmusić. W końcu ty też jesteś moją przyjaciółką. – to były bardzo ważne słowa, tak przynajmniej mi się wydawało. Zerknęłam na Adę i zobaczyłam na jej twarzy nikły uśmiech, poczułam ulgę. Może najgorsze jest już za nami?
- Nie mam do ciebie żalu, z resztą nie mogłabym go mieć. To bardzo miłe, co teraz powiedziałeś. Dziękuję.
Ale to przecież tylko jeden problem, jest jeszcze drugi, pomyślałam, a one pociągają za sobą następne. Jednak po chwili namysłu, stwierdziłam, że to za wcześnie, żeby o czymkolwiek mówić. Rany są za świeże i Ada w każdej chwili może znowu zacząć płakać.
- Może zamówimy pizzę? Głodna jestem… - mruknęłam cicho, tak samo jak mój brzuch.  – To jak?
- Ida jak się denerwuje, to je. Dużo je. Zamów.  – postawiłam przed Adą kubek gorącej herbaty i mocno ją przytuliłam. Dałabym wiele, gdybym mogła jakoś jej pomóc, gdybym mogła z nimi zostać.