UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

piątek, 26 października 2012

" Próbowałem to jakoś zdementować, mówiąc, że jesteś tylko moją koleżanką, która mnie dokarmia"



Jakby ktoś mi powiedział, że w moim domu będą przebywać dwaj siatkarze, to z pewnością bym go wyśmiała. Gdyby powiedział mi, że będą mi też pomagać, to uznałabym, że postradał zmysły. A jednak dwaj panowie nieprzeciętnych gabarytów siedzieli właśnie na krzesłach, gdy leżałam w łóżku. Milczenie, które panowało między nami, bynajmniej mi nie pomagało. Tak samo jak to, że zapewne nie wyglądałam dobrze. Trochę krępowało mnie to, że oni tutaj są, na szczęście była ze mną Ada, co trochę podnosiło mnie na duchu.
- Nie patrzcie się tak na mnie, bo zaczyna mnie to denerwować.
Bartek spuścił głowę, mrucząc pod nosem ciche przepraszam. Też nie wiedział jak ma zachować się w tej sytuacji. Wcale mu się nie dziwiłam. A Alex beztrosko sobie siedział, co jakiś czas zerkając na moją przyjaciółkę i uśmiechając się do niej. Nie pomagał.  W pewnym momencie zobaczyłam, jak delikatnie go szturcha, po czym wyszli razem z pokoju i przymknęli drzwi. Taka sugestia, żebyśmy sobie spokojnie porozmawiali.
- Mogę cię o coś zapytać? – postanowiłam przerwać to okropne milczenie, chcąc uzyskać trochę więcej informacji.
- Pytaj, o co chcesz. Chyba jestem ci winien kilka odpowiedzi.
- Widziałeś, jak ona do nas podchodzi, że czegoś od nas chce, prawda?
Trafiłam w sedno, pomyślałam, gdy zobaczyłam jego reakcję. Wyglądał, jakby nie za bardzo wiedział, co ma mi odpowiedzieć. Ale musiał coś powiedzieć.
- Kiedy ją poznałem, była zupełnie inna, oczarowała mnie sobą. Była obok w ważniejszych momentach, może nawet coś więcej do niej czułem. Ale od ostatniego czasu zaczęła się dziwnie zachowywać. Miałem wrażenie, że jest ze mną tylko i wyłącznie dla tego, kim jestem. Zaczynało jej przeszkadzać to, że rzadko się widywaliśmy, że spędzaliśmy ze sobą mniej czasu. I do tego chorobliwa zazdrość o wszystko i wszystkich. Miałem tego dość i postanowiłem to skończyć, ale ona nie przyjęła tego do wiadomości. Zaczęła się narzucać i nękać mnie telefonami, na mecze też przyjeżdża, jak sama widziałaś. Jednak mimo to, nie była groźna. Nie przypuszczałem, że może zrobić coś takiego. Nie chciałem znowu mieć z nią coś wspólnego, a po za tym…
-… stwierdziłeś, dlaczego masz pomagać zupełnie obcej dziewczynie, która dała ci paczkę rodzynek.
Uśmiechnął się lekko, nie patrząc na mnie. Widocznie zgadłam, co chciał powiedzieć. I skoro to była prawda, to nie mieliśmy już o czym rozmawiać.
- Nie to miałem na myśli.
- To co takiego?
- Nie chciałem, żebyś miała przez nią jakieś problemy, dlatego nie chciałem podchodzić, bo mogła uwziąć się jeszcze bardziej. To wcale nie jest tak, że nie chcę cię znać. Bo chcę, ale nie chcę, żebyś miała przez to jakiekolwiek problemy. Naprawdę chciałem dobrze.
Popatrzyłam na niego znad puchowej kołdry, zastanawiając się, czy mówi prawdę. Ale kiedy w końcu na mnie spojrzał, tak szczerze, trochę bezradnie, nie mogłam mu nie uwierzyć. Usiadłam na łóżku szczelnie opatulając się kołdrą. Ta sytuacja była od początku do końca dla mnie anormalna. Ale działa się naprawdę. Uśmiechnęłam się do Bartka.
- Wierzę ci. Ale nie wiem jak mam się zachować. Ona mnie oczerniła praktycznie na oczach wszystkich moich znajomych, ludzie rozpoznają mnie na ulicy i dziwnie się na mnie gapią. Nienawidzę być w centrum uwagi i jest mi strasznie ciężko.
- Złożyłem na policje doniesienie o przestępstwie. Złożyłem zeznania. Obiecali mi, że nie będzie więcej nękać mnie ani ciebie.
- To znaczy, że nie muszę się już tym przejmować?
- Ani trochę.
- Jeden problem z głowy. Teraz pozostają tylko te zdjęcia – miałam wrażenie, że moje ubolewanie nad tą sprawą, zwyczajnie go śmieszyło. Przynajmniej wyglądał tak, jakby właśnie próbował się nie roześmiać.  – To nie jest śmieszne. Jak ja mogłam być tak głupia! Przecież wiedziałam, że wszędzie są dziennikarze.
- Próbowałem to jakoś zdementować, mówiąc, że jesteś tylko moją koleżanką, która mnie dokarmia, ale… - w tym momencie Bartek Kurek został zdzielony po głowie.
- Powiedz, że żartujesz!
- Tak, żartuję. Ale twoja mina… Bezcenna.
- Kurek! Ja mówię poważnie. Przecież twoje fanki mnie zjedzą! I to żywcem.
- Nawet jeżeli spróbowałbym to zdementować, to czepialiby się jeszcze bardziej. A teraz, jak nie będziemy się spotykać, to może ta sprawa przycichnie.  – spoważniał trochę, jakby miało to dla niego jakieś znaczenie. I tym mnie trochę zaskoczył, z resztą chyba o tym wiedział, bo poznał już moje zdanie na ten temat. – Nie patrz tak, bo nie jest mi to na rękę. Tracimy na jakiś czas wspaniały doping na trybunach. A ja tracę fajną koleżankę.
- Na jakiś czas?
- Tak, na jakiś czas. Ale zawsze pozostają telefony, o ile po tym wszystkim będziesz jeszcze chciała ze mną rozmawiać.
- Przecież nie mogę stracić fajnego kolegi. Chociaż… Miałabym wtedy więcej rodzynek dla siebie… Ale jakoś przeżyję.
Straciłabym też takie chwile jak te, kiedy śmiejemy się do rozpuku albo emocjonujące chwile na meczach w kluczowych momentach sezonu. Straciłabym kontakt z człowiekiem, który w obecnej chwili wydawał mi się jedyną osobą, która jest w stu procentach naturalna i zawsze mówi to, co myśli. Jeszcze nie poznałam nikogo takiego jak on. Moi przyjaciele, zarówno Ada jak i Adrian, czasem zdawali się grać, ale tak naprawdę, każde  nas było tego świadome i nie mieliśmy o to do siebie pretensji.
- To wszystko jest takie dziwne, bo w ogóle się nie znamy.
- Jak to? Wiem, że jesteś super dziewczyną, znającą się na siatkówce, kibicującą Skrze Bełchatów, że jesteś trochę chorowita, że masz świetną przyjaciółkę, która podoba się mojemu przyjacielowi, że Adrian to tak naprawdę fajny gość. Mógłbym jeszcze wymienić kilka rzeczy, ale sądzę, że na sam początek to całkiem nieźle. A teraz przykładowo mogę ci opowiedzieć historię swojego życia, potem możesz ewentualnie uzupełnić też informacje o tobie..
- Jesteś niepoprawnym optymistą.
- O, widzisz? Już coś o mnie wiesz!
***
- Alex, kończ amory. Zbieramy się. – siedzieliśmy sobie tak u mnie w pokoju, rozmawiając na mniej lub bardziej wyszukane tematy. Było całkiem miło, pomijając to, jak się czułam. Nawet zaczynałam się martwić, że mój gość może się ode mnie zarazić i będzie musiał zrobić przerwę w graniu, ale gdy mu o tym powiedziałam, tylko machnął ręką. Jednak w końcu musiał spojrzeć na zegarek i zdecydować o powrocie do domu. Atmosfera trochę zgęstniała, bo zrobiło się smutno. Postawiliśmy sprawę jasno – nie możemy się widywać przez jakiś czas. Zastanawiałam się, ile czasu kryło się pod tym powiedzeniem i z minuty na minutę spędzonej w jego towarzystwie, miałam nadzieję, że naprawdę niewiele.
Kurek wstał by rozprostować kości i porządnie się rozciągnąć, ale nieco przeszkodził mu w tym mój sufit. Zrobił trochę komiczną minę, kiedy czubki jego palców u rąk dość znacznie dotknęły stropu, ale nie mogłam nic na to poradzić. Kurek spojrzał w górę i pogroził moim białym kasetonom przyklejonym do sufitu. Jakby to coś miało pomóc. Po czym ziewnął i uśmiechnął się do mnie, trochę smutniej niż zwykle.
- Żałuję, że nie mieszkasz w Bełchatowie. Tam ludzie pojmują to wszystko inaczej.
- Nic dziwnego, przecież to miejscowi. Dla tutejszych nadal pozostajecie wielką atrakcją.
W drzwiach pojawił się uśmiechnięty Alex gotowy do drogi. Cieszyłam się, że przyjechał. Dzięki temu Ada przez jakiś czas będzie w wyśmienitym humorze. Aż można było pozazdrościć tego, co zaczynało się dziać między nimi. Krótkie westchnięcie i przytulenie, mimo mojej niezgody i musieli wychodzić. Jednak, jak to się w świecie przyjęło, aby ktoś mógł wyjść, musi ktoś wejść. Cała nasza czwórka usłyszała głośne pukanie do drzwi. Panowie siatkarze się nawet trochę przelękli, bo odsunęli się od drzwi. Z racji tego, że ja aktualnie chorowałam, drzwi otwarła Ada. Pokazałam chłopakom, żeby usunęli się z widoku, bo nie miałam pojęcia kto to mógł być.
- Czy ty – wskazał na Adę – albo ty – wskazał na mnie – możecie odbierać telefon, jak się do was dzwoni? Nawet nie wiecie jaki byłem zdezorientowany, jak oni wszyscy zaczęli o ciebie – wskazał na mnie – pytać i rzucać te wszystkie oszczerstwa. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczyłem, ale nadal nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi bo ty – wskazał na Adę – zwiałaś ze szkoły. Ja naprawdę rozumiem, że przeżywacie trudny okres w waszym życiu, bo musicie dokonywać ważnych wyborów, ale liczcie się też ze mną.  – Adrian wszedł zbulwersowany do mojego mieszkania, wymachując rękami. W dodatku był cały biały od śniegu. Ale to jeszcze nie był koniec jego wypowiedzi, bo już nabierał powietrza i zaczynał mówić dalej. – I dalej nie rozumiem… dlaczego siatkarze Skry są w twoim mieszkaniu… - widocznie nie to chciał powiedzieć, ale gdy zobaczył panów siatkarzy, zmienił zdanie. Dobrze, że oparł się o ścianę, bo prawdopodobnie mogłoby się to źle skończyć.
- Adek, spokojnie, zaraz ci wszystko wyjaśnimy, ale pozwól najpierw wyjść naszym nowym znajomym, bo trochę się spieszą.  – Ada zabrała kolejnego gościa do kuchni, żeby przypadkiem nie zrobił jakiś niekontrolowanych rzeczy, a ja jeszcze raz ściskając wysokich panów, wypuściłam ich na klatkę życząc miłej i bezpiecznej podróży. Zamknęłam drzwi na zamek i opatulając się szczelnie szlafrokiem, poszłam do kuchni. 
- Szok już minął? – przed naszą małpką stał jakiś gorący napój, prawdopodobnie melisa, a sam zainteresowany siedział z dziwną miną przy stole.
- Powiedzmy, ale nie wyjdę stąd, dopóki mi tego nie wyjaśnicie.
- Otóż Adrianie, taki stan rzeczy nie powinien bynajmniej cię dziwić. W końcu ich znamy, prawda? Przyjechali tutaj z powodu tych oszczerstw, pomogli Idzie się z tego wyplątać.
- Trzeba było mówić tak od razu. Wyszedłem na idiotę..
- Nie przejmuj się, zdążyli zauważyć, że masz pewne odchyły, które wyróżniają cię z reszty społeczeństwa. Ale dzięki temu jesteś taki cudowny.
- Skoro Ida połechtała już twoje ego, to może wracać pod kołdrę. A ty wypij do końca tą melisę, bo  jak będziesz wychodził to się jeszcze wyżyjesz na kimś całkowicie niewinnym.

piątek, 19 października 2012

"Przede mną nie musisz się ukrywać", czyli konsekwencje wypadu na mecz.



Wujek przyjechał po nas kilka minut później, dość zaskoczony tym, że nie jesteśmy w wyśmienitych nastrojach. Nie powiedzieliśmy mu oczywiście o zajściu sprzed chwili, nie musiał o tym wiedzieć. Ale prawda, wpłynęło to na nasze nastroje. Może niezbyt drastycznie. Czułam się bardzo dziwnie. Nie dość, że miałam gorączkę i dreszcze, bolało mnie gardło, to jeszcze miałam mętlik w głowie. Zachowanie tej blondynki spowodowało, że zaczęłam zadawać sobie różne pytania, dotyczące ostatnich dni. Głównie dotyczyły one Bartka i tej dziewczyny. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że wybrał kogoś takiego. Przecież to nie była zwykła dziewczyna, tylko jakaś fanatyczka. Kiedy ją poznał musiała mu się wydawać bardzo wyjątkowa, skoro zaczęli ze sobą chodzić. I wcale nie dziwiłam mu się, że zakończył ten związek. Nie można być z kimś, kto uważa cię za swoją własność, jak jakieś trofeum.
Nie znałam szczegółów ich znajomości i teraz trochę tego żałowałam. Ta dziewczyna była bardzo zastanawiająca, intrygująca, ze względu na to jak się zachowywała. Sądząc po niezadowoleniu Bartka, musiała się zmienić. I to diametralnie.
- Powiecie chociaż jak było? Nie zapomnieli was?
- Proszę pana, o nas się nie da zapomnieć. Zwłaszcza teraz, kiedy pewien osobnik wykazał się nieodpowiedzialnością i nierozsądkiem w ogóle tutaj w przyjeżdżając.  – uśmiechnęłam się pod nosem, na jakże profesjonalną wypowiedź swojej przyjaciółki. No i też dlatego, że Adrian chrapał na tylnym siedzeniu.
- A ten osobnik to ja wujku. Nikomu nie powiedziałam i pojechałam z gorączką. Na szczęście istnieją ludzie dobrej woli w postaci lekarzy siatkarskich klubów, dla których przyjaciele ich przyjaciół są także ich przyjaciółmi. Tylko proszę cię bez żadnych zbędnych słów w postaci upomnienia czy czegokolwiek innego. Zwyczajnie nie mam na to siły. Wersja oficjalna jest taka, że choruję od jutra.
- Jak wolisz, będę milczał. Czy twoja przyjaciółka miała równie ekscytujące przeżycia dzisiejszego dnia?
- Oczywiście, że tak. Ich związek wręcz kwitnie!
- Ida, wiedz, że nie obrywasz tylko dlatego, że jesteś chora. Uważaj, bo sobie to kiedyś odrobię!
Wujek zainteresował się kwestią Ady i ‘tajemniczego’ siatkarza, bo zaczął niedyskretnie ją o to wypytywać. Mogłam więc sobie spokojnie odpocząć, zostawiając wujkowi pole do popisu. Ada nie chciała mu powiedzieć o kogo chodzi, więc stwierdził, że sam to z niej wyciągnie. Ku niepocieszeniu mojej biednej przyjaciółki, zaczął wymieniać po kolei wszystkich zawodników i sprawdzać jej reakcje. Zaskoczył mnie tym, bo nie wiedziałam, że zna cały skład Skry i na dodatek Jastrzębskiego Węgla. Suma summarum, nie dowiedział się, który sportowiec skradł serce Ady, a ja miałam święty spokój. Pomijając, oczywiście, chrapanie Adriana, które naruszało moją przestrzeń tolerancji akustycznej.
***
Następnego dnia zostałam w domu, zadowolona, że nie muszę wychodzić z łóżka. Mama nie zorientowała się, że czułam się źle już wcześniej, co potraktowałam jako swój mały sukces. Jednak wcale nie było mi tak do śmiechu, jakby się mogło wydawać, bo miałam dwa dość poważne problemy. Jednym z nich były groźby tej blondynki pod moim adresem, które pojawiały się dosłownie wszędzie. Musiałam usunął wszystkie konta z portali, zmienić maila i zawiesić bloga. Zaczynało mnie to powoli przerastać, bo nie zrobiłam nic złego. Tylko ona wysnuła sobie złe wnioski. Drugim problemem stało się to, że nie byłam już osobą anonimową. Po meczu, kiedy Bartek przyszedł do nas, nie tylko Adrian wychwycił to magiczne ujęcie. Udało się to także jakiemuś dziennikarzowi, który podesłał ową fotografię portalom plotkarskim. Byłam w kropce, nie wiedziałam, co mam robić. Moja reputacja właśnie była atakowana przez wiele fanek Bartka, w szczególności przez jego byłą dziewczynę. I na dodatek cały czas przed oczami miałam jego minę po tym jak podeszła do nas ta blondyna. Jakby miał jakieś wyrzuty.
Nie miałam pojęcia, czy mogę wykonać jakiś ruch, który pomoże mi wrócić do normalności. Cały czas dzwonił mój telefon. Koleżanki, kuzynki, kuzyni, dalsza rodzina – wszyscy widzieli te zdjęcia. Zapewne rodzice też niedługo się o nich dowiedzą, prawdopodobnie nie ode mnie. Patrzyłam z utęsknieniem na wyświetlacz telefonu z nadzieją, że wyświetli się zdjęcie Ady, ale na próżno. Z resztą, nawet jeżeli próbowałaby się dodzwonić to i tak by się jej nie udało wstrzelić.
Chciało mi się płakać, bo znajdowałam się w sytuacji bez wyjścia. Beznadziejnej, okropnej. Z drugiej strony byłam wściekła na Bartka. Chociaż sama nie wiem czemu, bo przecież nic nie zrobił. I chyba to był największy problem. Widział, że ona do mnie podchodzi, ale stał z założonymi rękami. Ciekawe czy widział już nasze zdjęcie, które obiegło całą Polskę w mgnieniu oka.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie chciałam otwierać, bo byłam w domu sama. Z resztą bałam się, że to może ktoś obcy.
- Ida, otwórz drzwi. Wiem, że jesteś w domu! – trochę mi ulżyło, kiedy usłyszałam głos Ady. Miałam nadzieję, że ona coś wymyśli. Wstałam szybko i otwarłam jej drzwi.  – Boże, już się bałam, że coś ci się stało.  – zamknęłam za nią drzwi na dwa zamki i wróciłam do łóżka.
- Widziałaś? – kiwnęła głową. Usiadła obok mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.  – Co ja mam zrobić? Bo kompletnie nie mam pojęcia, czy w ogóle powinnam coś robić. Telefon cały czas dzwoni, pewnie wszyscy chcą rozmawiać o tym, co zobaczyli albo przeczytali w internecie. Pomóż mi, proszę.  – kompletnie się rozkleiłam, musiałam jakoś wyładować wszystkie emocje. Tyle spadło mi na głowę w tym samym czasie, a ja nie nadawałam się do rozwiązywania sytuacji kryzysowych.
- Po pierwsze: przestań się martwić. Po drugie: to nie ty powinnaś coś zrobić, tylko ten mamut Kurek. Po trzecie: dzwoniłam do Alexa. Powiedział, że zajmie się tym wszystkim i wytarga Kurka za uszy.
 - Ale on przecież nic nie zrobił!
- No właśnie, o to chodzi. Powinien jakoś zareagować, w końcu jego – była lub nie – dziewczyna obraża się od tak. I wyłącz telefon, bo i tak nie odbierasz.
***
Ada siedziała ze mną cały czas, całkowicie ignorując wszystkie telefony, nawet od Adriana. A ja próbowałam nie popaść w obłęd, co okazało się bardzo trudnym zadaniem. Od zawsze na dźwięk słowa media, blask reflektorów, przechodziły mnie ciarki. Nie mogłam znieść bycia w centrum uwagi i na językach wszystkich ludzi wokół mnie. Z natury jestem osobą nieśmiałą i każde ‘publiczne’ wystąpienie przyprawiało mnie o wielki stres. Od razu moja twarz robiła się cała czerwona i chciałam się za kimś schować, byleby tylko nikt nie zwracał na mnie uwagi. Lubiłam swoje szare życie, w pewnych momentach nawet bardzo.
Nigdy nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, że ktoś z wielkiego świata mogą mieć coś wspólnego ze mną i z moim światem. Choć istnieli tacy ludzie, których zawsze chciałam poznać. I niedawno to marzenie się spełniło sprawiając, że jestem z siebie cholernie zadowolona. Jednak nie pomyślałam o konsekwencjach i teraz mam za swoje.
Czy żałuję, że tak się stało? Z jednej strony bardzo, bo nie wiem jak teraz będzie wyglądał mój świat. Ale patrząc na to z innej perspektywy… To są tak genialni i sympatyczni ludzie, że zwyczajnie nie mogę żałować.
- Miałaś iść do lekarza po lekarstwa.  – trafnie zauważyła moja przyjaciółka.
- Przecież nie wyjdę teraz z domu. Ludzie na pewno mnie rozpoznają i będą pożerać mnie wzrokiem. Wiesz, jakie ona rzeczy o mnie wypisywała?  - na samą myśl miałam łzy w oczach. Nie rozumiałam, jak można robić komuś takie świństwa, ale teraz wiem, że fanatyczna zazdrość może powodować wiele rzeczy, których normalny człowiek nigdy by nie zrobił.
- Jesteś chora, musisz iść do przychodni, bez dyskusji. Nie możesz bezczynnie siedzieć i się zamartwiać. Pojadę tam z tobą.  – Ada wręcz siłą wyciągnęła mnie z łóżka i ubrała w jakieś ciuchy. Znalazła moje dokumenty i pieniądze, zgarnęła klucze z szafki w pokoju. Opatuliła mnie i siebie szalikiem, po czym wyszłyśmy z domu. Sama nie wiem czy bardziej trzęsłam się z powodu gorączki, czy ze strachu. Taksówka, którą Ada zamówiła przed kilkoma minutami, właśnie przyjechała. Moja przyjaciółka powiedziała taksówkarzowi, gdzie ma jechać i więcej już się nie odezwała. Ja też milczałam, bojąc się powiedzieć czegokolwiek.
W przychodni na całe szczęście nie było dużo ludzi, co dziwne o tej porze roku. Bez problemu zostałam zarejestrowana i zajęłam miejsce w kolejce. Przede mną były tylko trzy osoby, jakaś starsza pani, pani z małym chłopcem i młoda dziewczyna. Nie znałam tych ludzi, pewnie pierwszy raz widziałam ich na oczy. Mimo to, od razu zwróciłam uwagę tej dziewczyny. Wgapiała się we mnie jak opętana, zapewne nie wierząc w to, co widzi. A raczej – kogo widzi. Spuściłam głowę, po czym delikatnie szturchnęłam łokciem Adę.
- Ona wie. – wyszeptałam najciszej jak mogłam. Ada popatrzyła na tą dziewczynę podejrzliwym wzrokiem, po czym bez słowa powoli do niej podeszła.
- Możesz się tak bezczelnie na nią nie gapić? Zrobiła ci coś? Znasz ją? – dziewczyna trochę wystraszona tonem mojej przyjaciółki, pokręciła przecząco głową i przesiadła się daleko od nas. Kiedy została wezwana do gabinetu i przechodziła obok nas, rzuciła nam przepraszające spojrzenie – Dzisiejsze pokolenie jest uzależnione od internetu. A potem się dziwić, co wyrośnie z takich ludzi.
- Dzięki.
- Przecież jesteś moją przyjaciółką.  – Ada nerwowo sprawdzała wyświetlacz telefonu, gdy tylko ktoś próbował się do niej dodzwonić, ale za każdym razem na nowo wkładała telefon do kieszeni. Nie trudno było się domyśleć, że czeka na telefon od Alexa. Jeszcze na samym początku, przed kilkoma godzinami, miałam nadzieję, że to coś da, że tą sprawę się da odkręcić. Ale teraz, całkiem wygasła.
Kiedy wyszłam z gabinetu trzymając recepty w ręce, Ada od razu do mnie podeszła, podając mi kurtkę. Była w znacznie lepszym humorze niż przed chwilą, a powód jej zadowolenia zaraz miałam poznać.
- Ubieraj się i szybko idziemy do apteki. Chłopaki będą tutaj za dziesięć minut. – popatrzyłam na nią bardzo dziwnym wzrokiem, nie rozumiejąc co do mnie mówi. Widząc to spojrzenie, pokręciła głową z niesmakiem i wyjaśniła – Alex i Bartek będą tutaj za dziesięć minut i podobno mają dobre wieści.
- Sama nie wiem, czy mam być zadowolona z tego powodu.
- Jak to? Przecież oni chcą ci pomóc.
- Chcą wyjaśnić sytuację, bo moja osoba nie jest im na rękę.  – miałam wrażenie, że zaraz mnie dusi moim własnym szalikiem, który właśnie zawijała mi koło szyi.
- Przestań pieprzyć. Uważają cię za świetną dziewczynę i nie chcą, żebyś w jakikolwiek sposób cierpiała przez ich błędy. Właściwie, błędy jednego z nich. Alex mówił, że Bartek o niczym nie wiedział i bardzo się tym przejął.
- Ada, on doskonale widział, że ona do nas podchodzi. Widział, że coś do nas mówi. Nie wmawiaj mi, że nie był tego świadomy. I proszę cię, chodźmy stąd jak najszybciej, bo nie mam siły na utarczki z tobą. – Ada widocznie mnie posłuchała i bez słowa wyszła z przychodni. Miałam nadzieję, że się na mnie za to nie obraziła. Poszłam za nią, powoli schodząc po schodach na chodnik. Widziałam tylko, jak postać mojej przyjaciółki znika w pobliskiej aptece, więc pozostało mi na nią poczekać. Poszłam za nią i stanęłam przed apteką, modląc się, żeby ludzie mnie nie poznali. Założyłam kaptur i zakryłam twarz szalikiem, chcąc im to utrudnić.
Odwróciłam się tyłem do ulicy, patrząc do wnętrza apteki, gdzie Ada była właśnie obsługiwana przez farmaceutkę. Właśnie miała wychodzić, gdy usłyszałam za sobą znany mi głos.
- Przede mną nie musisz się ukrywać.

piątek, 12 października 2012

"Proszę pana jak pan widzi jesteśmy kibicami Skry Bełchatów", czyli mecz.



Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie nie mówić nikomu o naszych weekendowych planach, oczywiście oprócz osób, które musiały wiedzieć. Ważne było, żeby nikt ze szkoły się nie dowiedział o naszych niecnych zamiarach.
Umówiliśmy się tradycyjnie u mnie w domu, gdzie miał przyjechać po nas wujek. Uzbroiliśmy się w żółto – czarne stroje z szalikami, aparaty, niezbędny prowiant i oczywiście przygotowaliśmy pudło rodzynków. Bo trzeba wspomnieć, że dostałyśmy to, o co prosiłyśmy. Żeby ochroniarze nie mieli wątpliwości, co w tym pudle wieziemy, nie pakowaliśmy go w żaden artystyczny sposób. Pudło przecież musiało zostać otwarte przy ochronie i dostarczone do naszych nowych znajomych. Biedny Adrian patrzył na nie z taką litością i przygnębieniem w oczach, że dałam mu jedną – swoją własną – paczkę na pocieszenie.
- Ale pamiętajcie, że w sierpniu mam urodziny!
- Dobrze, wiemy, że mamy ci kupić indeks na targu. Nie musisz nam przypominać – tak się kiedyś zastanawiałam, czy Ada kiedykolwiek przestanie ironizować i besztać Adriana. Ale doszłam do wniosku, że raczej nigdy taka chwila nie nadejdzie, bo zwyczajnie zrobi się nudno. I nie daj Boże, Adi znajdzie źródło ciętych ripost.
- Nie patrz tak. Pójdziemy na kompromis, ona kupi ci indeks a ja rodzynki.
Ktoś przecież musi bronić małych, biednych zwierzątek. I przy okazji je karmić. No chyba, że jest aktualnie chory i ma gorączkę… Tak jak ja, na przykład.
Nikomu nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że wszyscy każą mi zostać w domu. I wywiąże się wielka awantura, bo nie będę chciała odpuścić. Dlatego musiałam zachować wszelkie pozory i wykorzystać znowu talent aktorski. Dzięki ci Boże, że dałeś mi go w takiej chwili! Po kryjomu zapakowałam leki do plecaka, żeby przypadkiem ktoś nie zauważył. Tylko ja wiem, ile musiałam się namęczyć przed Adą i Adrianem, żeby pokazać, że nić mi nie jest. Normalnie wychodziłam z siebie i starałam się zachowywać normalnie. Nawet broniłam Adriana! Choć mogłam odpuścić… Ale, nie ważne.
Całe szczęście, że jechaliśmy z moim wujkiem i nie musieliśmy się plątać po autobusach czy pociągach. Bezpiecznie i szybko dojechaliśmy do Rzeszowa na Halę Podpromie, zabierając wszystkie rzeczy z samochodu. Pudło z rodzynkami wziął Adrian, bo było dość ciężkie. Ja za to musiałam dźwigać jego aparat, który wydawał mi się dzisiaj cięższy niż to pudło. Ale nie mogłam protestować. Czułam, że Ada mnie bacznie obserwuje, ale udawałam, że tego nie widzę. Inaczej od razu bym się wsypała.
Weszliśmy na halę i pierwsze, co musieliśmy zrobić, to tłumaczyć się z wielkiego pudła. Ściągnęłam kurtkę i wlepiłam ją Adzie, jednocześnie ładnie uśmiechając się do pana ochroniarza.
- Proszę pana, jak pan widzi jesteśmy kibicami Skry Bełchatów. W tamtym tygodniu, mojej koleżance Adzie, udało się po kilku latach spotkać swoich przyjaciół z Serbii, Alexa i Konstantina. Tak się złożyło, że dowiedziałyśmy się, że te oto rodzynki wpływają na ich meczową koncentrację i prosili, żebyśmy je przywieźli. I jeżeli pan nie pozwoli ich im zanieść, będą wściekli. A najbardziej to nie oni, tylko Bartek Kurek. Bo z kolei jemu poprawia się po nich humor. Więc proszę wziąć to pudło od nas i zanieść zawodnikom Skry. Jeżeli pan chce, to pójdę z panem i udowodnię panu, że oni naprawdę oczekują tej przesyłki.  – powoli zaczynało brakować mi tchu, bo nie dopuściłam pana ochroniarza ani na chwilę do głosu i nie zamierzałam. Popatrzyłam na niego podejrzliwym wzrokiem, z resztą bardzo pewnym, więc niestety nie miał innego wyjścia. A jak pokazałam mu wejściówkę VIP, to sam porwał to paczkę i kazał mi iść za sobą.
- Idźcie na nasze miejsca, dołączę do was.
Podążyłam za ochroniarzem, starając się nie powłóczyć nogami ze zmęczenia. Czułam, że będę musiała za chwilę zażyć leki, żeby jakoś przetrwać ten mecz. Szłam za panem w żółtej kamizelce dość kawałek, zawiłymi korytarzami, żeby wyjść na boisko od strony szatni. Bez problemu zauważyłam rozgrzewających się zawodników z Bełchatowa. Uśmiechnęłam się, widząc ich skupione do bólu miny, jeszcze bardziej, gdy zauważyli moją obecność. Pierwszy dokonał tego bardzo wylewny Konstantin, podbiegając w moim kierunku i przytulając do siebie.
- Ida, moja droga. A gdzie twoi przyjaciele?
- Są ze mną, ale wolałam nie dyskutować z ochroniarzem i na razie przyjść do was sama. Przywiozłam wam coś pysznego.
- Aaaa! To o nich mówił Bartek. Jesteś cudowna! – wokół nas zrobiło się nie małe zbiegowisko wielkich ludzi, w postaci kolegów z drużyny. – Alex, jesteśmy uratowani, mamy jedzenie! – krzyknął po serbsku Konstantin, a ja mogłabym przysiąc, że usłyszałam śmiech Ady. Jak Boga kocham.
- Kogo tak skrzętnie ukrywacie kółeczkiem adoracji? – usłyszałam głos dochodzący spoza siatkarskiego muru. Dość rozpoznawalny, z resztą. I chwilkę później zobaczyłam samego Bartka Kurka.  – Ida, fajnie, że jesteś.
- Nie przyjechałam sama. – wskazałam na pudło trzymane przez biednego pana ochroniarza. Gdy tylko zorientował się, co w nim jest zaczął się okropnie śmiać. Aż się biedaczek popłakał. A nawet mecz się jeszcze nie rozpoczął! – Dzięki uprzejmości pana ochroniarza, który pozwolił mi wam to przynieść.
- No taką ilością, to można się nasycić.
- Nie bądź niegrzeczny, masz się podzielić z kolegami.
- Czymkolwiek ma się podzielić, to dopiero po meczu. O, nasza znajoma koleżanka! Jak minęła podróż do Rzeszowa – i znalazł się też pan trener, także ucieszony na mój widok.
- Całkiem dobrze. Uda się znaleźć kilka chwil w tej pomeczowej euforii, żeby zrobić kilka zdjęć na pamiątkę?
- Widzę, że wynik już jest przesądzony, co? To bardzo miłe, że w nas wierzycie. Zwłaszcza, że mamy przeciwko sobie całą halę.
- Dacie radę, jak zawsze. My nie będziemy się oszczędzać.  – starałam się uśmiechnąć do pana Jacka, ale jakoś z marnym skutkiem. Czułam się coraz gorzej i on chyba to zauważył, tak jak Bartek, który stał cały czas obok nas.
- Ty już się chyba nie oszczędzasz, bo chyba masz gorączkę, co? – odezwał się przyjmujący, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Tak, ale nie praw mi żadnych kazań. Musiałam tu przyjechać, chociażby po to, żeby być razem z wami.
- Byłaś u lekarza?
- Nie zdążyłam, poczułam się źle dopiero w nocy.
- Chodź, obejrzy cię nasz klubowy medyk. Bez dyskusji.  – tutaj powaga Bartka przewyższyła jego dobry humor, tym razem to nie była gra. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do bełchatowskiego lekarza, stojącego przy panach statystykach. – Obejrzysz ją, to moja znajoma. Ma gorączkę i zaraz zejdzie.
- Bez problemu. Wracaj na boisko i zajmij się grą.
- Powiedz Adzie, gdzie poszłam. Będzie się denerwować – kiwnął głową i wrócił z powrotem na boisko kontynuować rozgrzewkę. A ja z panem doktorem poszłam do szatni.
- Boli cię gardło, stawy, cokolwiek?
- Trochę gardło, ale da się wytrzymać.  – popatrzył na moje gardło, nieco się krzywiąc. Czyli nie było najlepiej.
- Wygląda mi to na anginę. Słuchaj, dam ci coś na zbicie gorączki. I podam antybiotyk dożylnie, żeby szybko zaczął działać. Gdzie siedzicie?
- W loży.
- Przesiądziecie się bliżej, żebym mógł cię mieć na oku. Zapewniam, że miejsca będą jeszcze lepsze. Zaraz przy zawodnikach – mrugnął do mnie, pewnie myśląc, że mnie z Bartkiem coś łączy i podał mi leki. Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu, nie tylko za konsultację, ale też za to, że nie prawił mi żadnych kazań.
- Dziękuję panu, chyba mi pan życie uratował.
- Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi.
Zaprowadził mnie z powrotem na halę i pokazał mi nasze nowe miejsca. Rzut beretem od kwadratu dla rezerwowych. Ada będzie zachwycona, chodź gdy zobaczyłam ją idącą w moim kierunku, nie byłam tego taka pewna.
- Jesteś szalona, wiesz? I kompletnie nieodpowiedzialna!
- Ada, daj jej spokój. Przecież wiesz, że gdyby ci powiedziała to i tak byś jej nie zatrzymała.
- Dzięki Adrian. Ale popatrz na to z innej strony, masz miejsce blisko Alexa.
- Tylko i wyłącznie dlatego jeszcze żyjesz. Jak się czujesz? Co ci lekarz powiedział?
- Że to prawdopodobnie angina. Ada, błagam cię, niczego nie mów mamie. Przynajmniej do jutra.
- Dobra, ale to ostatni raz. Możemy się teraz skupić na rozgrzewce?
- Chyba na Alexie…
- Ida!
***
Kibicowaliśmy ile tylko mieliśmy sił w płucach, ani na chwile nie przestając. Jakoś musiałyśmy zagłuszyć rzeszowską halę, więc nie mieliśmy innego wyboru. Zawodni Skry, będący w kwadracie dla rezerwowych patrzyli na nas z wielkim uśmiechem na twarzy i po pierwszym wygranym secie do nas dołączyli. Ludzie siedzący blisko nas musieli mieć z nas niezły powód do śmiechu.
Adrian, strasznie rozemocjonowany po pierwszym zwycięskim secie zszedł do siatkarzy z kwadratu. O dziwo pan ochroniarz machnął na to ręką, widocznie wiedział, że w niewielkim stopniu się znamy. Z Adą zostałyśmy na widowni, bo jeszcze z tej euforii by nas stratowali czy coś. Z takimi wielkimi facetami trzeba uważać.
Po zwycięskim drugim secie byłam już tak padnięta, że oczy same mi się zamykały. Dla siedzących obok nas wyglądało to jednoznacznie, szeptali sobie coś i śmiejąc się pokazywali na mnie palcem. Na szczęście Ada powiedziała im, co o nich myśli. Przynajmniej mnie tak powiedziała, bo akurat wtedy spałam. Co mogłam poradzić na to, że już nie wytrzymywałam?
- Ida? – poczułam jak mnie coś szturcha w ramię i uchyliłam jedną powiekę, chcąc sprawdzić kto. Obraz na chwilę mi się zamazał, ale ostatecznie zobaczyłam Adę.  – Właśnie mecz się skończył. Idziemy do nich? – rozciągnęłam się na krzesełku i przetarłam oczy. Ale dalej byłam koszmarnie śpiąca. Zeszłyśmy do kwadratu, ale nikogo tam nie było, bo wszyscy wybiegli na boisko. Nawet nasza małpka gdzieś zniknęła. Oparłyśmy się o bandę i czekałyśmy aż ktoś do nas podejdzie. Przymknęłam powieki, bo wiedziałam, że to i tak długo potrwa. Głowa powoli opadała mi do przodu, ale tak całkowicie powoli. Aż w którymś momencie napotkała opór. Nie przejęło mnie do zbytnio, bo pewnie Ada podłożyła swoje ramię, żebym się nie męczyła. A zrobiła tak dlatego, żeby chociaż trochę mi ulżyć.
- Ida, bo ja nie wiem czy wiesz, ale opierasz się na ramieniu Kurka… - nie wiem dlaczego wydało mi się to na początku całkowicie normalne, ale przyjęłam to z wielkim spokojem. A poza tym Ada mogła sobie ze mnie zażartować, więc nic sobie z tego nie robiłam.
- Bardzo wygodne to ramię, naprawdę.
- Przecież Bartek pakuje na siłowni, to musi być wygodne. – wydawało mi się wręcz nierealne, żeby to była ręka Bartka i, co więcej, zaczynało mnie denerwować to, że Ada uparcie szła tą drogą. Przecież wiedziała, że nie dam się na to nabrać.
- Prawie codziennie – usłyszałam tuż przy swoim uchu i dopiero to sprawiło, że otwarłam oczy. A jak je otwarłam, to naprawdę zobaczyłam Bartka Kurka. Zrobiło mi się strasznie wstyd, jednocześnie byłam zaskoczona, że Ada mówiła poważnie.
- Przepraszam, ja nie…
- Nie przejmuj się. Musisz być bardzo zmęczona, co? – podobał mi się ton jego głosu. Taki delikatny, spokojny, opiekuńczy…
- Muszę. Strasznie chce mi się spać. A przespałam całego ostatniego seta… Boże, ale mi wstyd…
- Nie ma się czego wstydzić. Przynajmniej ładne zdjęcie wyszło..
- Co?! Adrian, małpo chodź tu! – od razu mnie to ożywiło, bo strasznie mnie wkurzało, jak ktoś robił mi zdjęcia z zaskoczenia. Adrian ze skruszoną miną podał mi aparat, żebym zobaczyła owe zdjęcie. Ale ku mojemu zaskoczeniu wyszło całkiem, całkiem. I chodź wyglądało dziwnie, to było trochę…. Magicznie.  – Dobra, odpuszczam. Ale masz zrobić jeszcze jedno, takie porządne. – oddałam mu sprzęt, poprawiając włosy. Uśmiechnęłam się pięknie w jego stronę, Bartek się trochę zniżył, żeby zmieścić się w kadrze…
- Czekajcie! Jeszcze ja! – usłyszeliśmy głos zza siebie. Jak na komendę się odwróciliśmy, po czym z prędkością światła coś do nas przywarło. I tym czymś okazał się radujący się Konstantin. Uśmiechnięty od ucha do ucha Serb stanął pomiędzy nami i czekał na zdjęcie. Adrian pstryknął, bo co miał zrobić? Inaczej zraniłby Cupka i biedny Serb jeszcze by z tego żalu gwizdnął puchar. Ale z drugiej strony nie mogliśmy wiecznie robić tych zdjęć, bo zbliżała się dekoracja finalistów i zwycięzców Pucharu Polski.
- Idź już lepiej, bo jeszcze nas stąd wyrzucą za okupowanie zawodnika. – Bartek poczochrał mnie po głowie, ale pod groźbą zabrania rodzynków, obiecał, że już tak więcej nie zrobi. Pomachał nam i wrócił do reszty drużyny drąc się jak oszalały. Pociągnął za sobą Konstantina, zostawiając naszą trójkę samą. Przypomniała mi się moja rozmowa z Adą na temat Bartka, jak mówiłam, że nic z tego nie będzie. Zdania bynajmniej nie zmieniłam, wręcz utwierdziłam się w swoim przekonaniu. To, co robił Bartek w niczym nie przypominało zachowania Alexa. Mimo wszystko trochę żałowałam, bo kiedy już spotkałam rzeczywiście fajnego faceta, to on nie był zainteresowany niczym więcej niż przyjaźń. I co z tego, że to sam Kurek. Nie obchodziło mnie to czy jest siatkarzem, czy aptekarzem, ważne, żeby potrafił mnie docenić.
- Ida, ta dziewczyna, którą ostatnio widziałaś, to przypadkiem nie była ta? – Ada dyskretnie wskazała blondynkę stojącą przy bandzie naprzeciwko nas. Trzymała w ręce szalik w bełchatowskich barwach i spoglądała w stronę boiska ze smutną miną. Ta sama, która odbiegła z płaczem, była tutaj całkiem niedaleko. Zaintrygowało mnie to jeszcze bardziej, bo Kurek ją zauważył. Dyskretnie pomachała do niego, ale on nie zwrócił na nią uwagi, tylko odwrócił się w naszym kierunku, starając się coś powiedzieć, ale na hali panował zbyt wielki hałas. W końcu zrezygnowany złapał jakiegoś chłopca i coś mu powiedział, wskazując na nas.
- Pan Bartek mówi, żeby państwo poczekali po dekoracji, bo coś dla państwa ma.  – spojrzałam na niego zaskoczona, o co mu chodzi i kiwnęłam głową, że się zgadzam. Bartek swoim zachowaniem, zwrócił na nas uwagę tej blondynki. Kątem oka widziałam, że nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Ada, czuję, że będzie nieciekawie.
- O co ci chodzi?
- Ta blondynka wyraźnie się nam przygląda i mam wrażenie, że teraz stoi bliżej nas.
- Zdaje ci się, pewnie znowu ci gorączka rośnie.
- Nie zdaje mi się, sama zobacz. Wyraźnie nie jest zadowolona.
Ada z głośnym westchnięciem spojrzała w jej stronę, po czym charakterystycznie przymrużyła oczy.
- Masz rację. Ale to nie powód, żeby się przejmować. Ważniejsze rzeczy dzieją się na boisku.
I rzeczywiście się działy. Na samym początku wręczono nagrody indywidualne dla zawodników wyróżniających się w turnieju. Wszystkie oprócz jednej zgarnęli zawodnicy z Bełchatowa. Potem nastąpiła dekoracja drużyn. Każdy ze zwycięzców dostał mały, pamiątkowy puchar, oprócz tego cały klub dostał czek na pokaźną sumę i wielki puchar. Bełchatowianie cieszyli się jak szaleni, śpiewając, że nikomu go nie oddadzą i zabiorą go do domu. Zwłaszcza Konstantin – kiedy puchar do niego przywędrował, zaczął go mocno ściskać, jakby nie chciał go nikomu oddać. Nawet koledze z drużyny, stojącemu obok niego. Następnie przyszedł czas na szampańskie fontanny i symboliczny łyk szampana. Kątem oka zauważyłam, że transmisja w telewizji się już zakończyła, komentatorzy wyszli na boisko i pogratulowali zawodnikom.
- Ej, oni nas chyba wołają – Adrian skierował nasz wzrok na Alexa, który wymachiwał rękami i pokazywał, żebyśmy do nich dołączyli. Kibicie powoli się rozchodzili, więc nie wzbudziliśmy wielkiej uwagi. Adrian pomógł mi przeskoczyć przez bandy i wyszliśmy na boisku. Całe szczęście, że szampan się już im skończył, bo inaczej bylibyśmy mokrzy.
- To jak, drodzy kibice? Pozujemy! – pan Jacek zatarł ręce i niemal tanecznym krokiem zaczął rozstawiać swoich klubowych zawodników. Nas ustawił po środku, żebyśmy byli jak najbardziej widoczni. Z racji tego, że trochę nas tam było, to położyłam się w poprzek na ziemi.
- Przesuń się trochę, to jeszcze się zmieszczę – oczywiście nie tylko ja skorzystałam z okazji. Obok mnie, z drugiej strony pojawił się Paweł, a za mną wcisnął się Kurek. – Możesz się oprzeć, będzie ci wygodniej.  – skorzystałam z propozycji, jednocześnie myśląc, że powinni produkować takie poduszki. Miękkie, żywe i do tego z ładnym uśmiechem.
***
Po sesji zdjęciowej i zapewnieniu, że zdjęcia do nas dotrą, wyszliśmy ubrani przed halę, gdzie miał przyjechać po nas wujek. Po nas wyszli zawodnicy i zaczęli pakować się do klubowego autobusu, jednocześnie machając nam i śpiewając. Alex wyrwał się z grupy i zaczął coś krzyczeć do Ady w ojczystym języku. Ta tylko uśmiechnęła się do niego, lekko zawstydzona i coś mu odkrzyknęła. Odwróciłam się na chwilę w drugą stronę, chcąc zobaczyć czy przypadkiem wujek nie jedzie. Ale zobaczyłam coś innego, właściwie kogoś. W naszą stronę szła ta blondynka z hali. I nie była  dobrym humorze.
- Nie myśl sobie, że odpuszczę. On jest mój, rozumiesz? I należy tylko do mnie. Jak się mu znudzisz to i tak do mnie wróci. Nie masz żadnych szans.
Nie krzyczała na mnie, tylko mówiła całkiem spokojnie. O ile syczenie przez zęby, spięta twarz i dłonie zaciśnięte w pięści mogą o tym świadczyć. Nie wiedziałam, co mam o tym sądzić, wyraźnie sobie coś ubzdurała. Nie znałam żadnych szczegółów z ich związku, wiedziałam tylko, że Bartek z nią zerwał. Dziewczyna odeszła kawałek od nas, zostawiając nas w kompletnym osłupieniu.
- Co to było? – Adrian patrzył na nią z przerażeniem w oczach, powoli się odsuwając.
- Nie wiem, ale widocznie nie spodobało się temu czemuś, że Ida kontaktuje się z Bartkiem. Którego notabene ta sytuacja bardzo zaciekawiła – spojrzałam w stronę autobusu, gdzie stał Bartek. Jego mina nie wskazywała na to, że mu się to spodobało. Stał z założonymi rękami, po czym gdy zobaczył, że się na niego patrzę, szybko odwrócił wzrok i wsiadł do autobusu. Nie minęły dwie minuty, a siatkarze odjechali, a my zostaliśmy sami przed halą.

piątek, 5 października 2012

"Gorzej niż ustawa przewiduje", czyli kolejne plany.



- Ida, śpisz? – szept Ady pozbawił mnie wszelkiej nadziei na sen, który cały czas nie przychodził.
- Nie mogę zasnąć, z tego co słyszę, ty też – stwierdziłyśmy, że lepiej będzie jak Ada zostanie u mnie na noc. A że moim rodzice się zgodzili, to nie było żadnych przeciwwskazań. Oczywiście nie powiedziałyśmy im o tym incydencie związanym z powrotem. Znając ich, zapewne następnego dnia zrobiliby taką awanturę, że naszego nauczyciela od razu by zwolnili. A na to nie mogłyśmy pozwolić, bo niestety urabianie takich osób jak on trochę trwa… 
- Wiesz… Długo rozmawiałam z Alexem i chyba jeszcze z nikim mi się tak nie rozmawiało. Tyle mi opowiadał o Serbii, o swojej rodzinie…
- Jednym słowem totalnie cię zauroczył.
- Daj spokój, przecież z tego i tak nic nie wyjdzie.
- Tak? Nawet teraz, kiedy ma twój numer telefonu i kiedy poznał, jaka jesteś cudowna? Ja bym zaczynała się martwić, jeżeli by z tego nic nie wyszło.
Leżałyśmy obrócone do siebie plecami, w kompletnych ciemnościach, a ja mogłabym się założyć,  że właśnie teraz się uśmiechała. W końcu obie chciałyśmy tego samego, być szczęśliwe o boku kogoś, kto by nas docenił. Cieszyło mnie to, że jest na dobrej drodze do spełnienia tego marzenia.
- A Bartek? Całą drogę przegadaliście, śmialiście się…
- Myślałam, że byłaś na tyle zaabsorbowana opowieściami Serbów, że nie zauważyłaś.  – szturchnęła mnie pod kołdrą, za to co powiedziałam  - Nie potrafię go rozgryźć. Na samym początku w ogóle nie zwracał na nic uwagi, ale potem… Diametralnie zmienił nastawienie, dzięki czemu muszę zmienić zdanie na jego temat. Wcale nie jest egoistą, przynajmniej tak mogę powiedzieć po spędzeniu czasu w jego towarzystwie.
- Ale nic a nic? Nawet trochę..?
- Nie, nie rozmawialiśmy o prywacie. Wprawdzie napisał „z obietnicą kolejnego spotkania” i powiedział, że jestem fajna. Ale to tylko dlatego, że dałam mu rodzynki.
- Co mu dałaś?
- No rodzynki. Poprawiły mu humor.
- Ale wiesz, że on jest teraz wolny?
- Wiem, Paweł mi powiedział, że zerwał z dziewczyną. Z resztą, chyba ją widziałam w Kędzierzynie.
Ada więcej nie nawiązywała do tego tematu, z resztą nie było o czym rozmawiać. Relacje, które wytworzyły się między mną a Bartkiem były zupełnie inne niż pomiędzy nią i Alkiem. Między nimi była wzajemna fascynacja. A pomiędzy mną a Kurkiem – rodzynki w czekoladzie.
- Myślisz, że mówili serio o tym Pucharze Polski?
- A dlaczego mieliby żartować? Mnie to nie wyglądało na żarty.
- Wiesz, mogli wziąć nas za jakieś fanatyczki i zrobić sobie z nas jaja.
- Niemożliwe. Na pewno mówili poważnie. Bardziej mnie interesuje to, jak powiemy Adrianowi, że jedziemy same.
- No tak! Nie pomyślałyśmy o nim. I co teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia. Chociaż… Może Aleks do ciebie zadzwoni? Na pewno uda ci się go namówić chociażby na zwykły bilet.
- Myślisz, że w ogóle zadzwoni?
- Oczywiście, że tak.
***
Spałyśmy do w pół do pierwszej, kompletnie olewając wszystko, co się wokół nas działo. Moi rodzicie widocznie zrozumieli, że nie zamierzamy dzisiaj iść do szkoły. I bardzo dobrze, bo inaczej mogłoby się to dla kogoś źle skończyć. Wstałam pierwsza, zostawiając Adzie całe łóżko do dyspozycji. Zrobiłam nam coś do jedzenia i do picia, po czym zaniosłam nam do pokoju. Sama też miałam wrócić do łóżka, ale usłyszałam, że coś dzwoni. Sprawdziłam najpierw swój telefon, ale to nie on dzwonił.
- Ada, chyba ktoś do ciebie dzwoni! – rzuciłam jej torebkę, gdzie miała schowany telefon. Będąc trochę zaspana, zaczęła przeszukiwać kieszonki, aż w końcu znalazła. Siadła na łóżku i odebrała. Wystarczyło kilka sekund, żeby gwałtownie otworzyła oczy ze zdumienia. Sądząc po reakcji, to raczej nie byli jej rodzice z pytaniem, kiedy wróci do domu. Dodatkową wskazówką było to, że nie mówiła po polsku.  – A nie mówiłam? – powiedziałam, kiedy skończyła, stojąc nad nią z założonymi rękami.  – Co mówił?
- Powiedział, że wejściówki z biletami już jadą z kurierem, podałam twój adres. I dla Adriana też wysłali. I że nas pozdrawia i nie może się  doczekać, kiedy się znowu zobaczymy. Ida, chyba wpadłam
 - Coś mi się wydaje, że nie tylko ty.
***
Minął nam calutki dzień na samym rozmyślaniu i planowaniu kolejnego wyjazdu. Musiałyśmy załatwić kilka priorytetowych spraw, jak chociażby transport. Na szczęście mój wujek w ten weekend miał jechać do Rzeszowa, więc mógł nas ze sobą zabrać. Drugim problemem do rozwiązania była zgoda rodziców. Uderzyłam więc do taty i powiedziałam, że nadarza się taka okazja i mamy załatwione wejściówki VIP od znajomych. Ten argument był nie do przebicia, więc musiał się zgodzić.
Kolejny dzień zaczął się wcale nie gorzej. Z odpowiednim do sytuacji nastawieniem, wkroczyłam do szkoły. Owo nastawienie było skandalicznie wściekłe, spotęgowane w dodatku pogodą i stanem polskich dróg. Gdy tylko otworzyłam wrota prowadzące do naszej szkoły, miałam wrażenie, że ludzie zaczynali się ode mnie odsuwać. Widocznie zauważyli, że nie tryskam euforią. Jak to już wcześniej bywało, z naszej kibicującej trójki przyszłam do szkoły ostatnia. Przybijając piątkę Adrianowi i jednocześnie zostawiając mu plecak bez słowa poszłam do szatni, rzucając jeszcze po drodze krótkie spojrzenie Adzie. Chyba załapała o co mi chodziło, bo od razu jej twarz przybrała poważną minę. Gdy wróciłam obok Ady i Adriana stała dwójka naszych kolegów z pierwszej klasy, Paulina i Kamil.
- Wiesz jak wszyscy byli na niego wściekli, że was nie zabrał? Jednocześnie zastanawiali się jakim cudem nie zauważyli, że was nie ma. Jak wróciłyście? Ktoś po was przyjechał?
Paulina wręcz żądała od nas szczegółowej relacji z naszego powrotu, z resztą po to przecież przyszła. Adrian stał obok, czekając na to, co powie Ada. Jednak ona nic nie powiedziała, bo głos zabrałam ja.
- Na szczęście istnieją w tym kraju jeszcze dobrzy ludzie, którzy pomagają wiernym kibicom. Wróciłyśmy autobusem. – a po co jej od razu mówić, że to nie był zwykły autobus?
- Naprawdę się o was martwiliśmy. Adrian nawet pod siedzeniami szukał – małpka się trochę speszyła na słowa Pauliny, ale czuł się w pewien sposób dumny za to, że się o nas tak troszczy.
- Powiedział nam, jak do nas zadzwonił. Tylko interesuje mnie dlaczego zrobił to tak późno. Ale cóż, przeszłości nie zmienimy. Ale nauczycielowi nie ujdzie to na sucho – Boże, wychwalam cię za swój talent aktorski, który właśnie w tym momencie odkryłam. Z całkiem poważną miną weszliśmy do Sali na pierwszą lekcję. A że nasz wychowawca to wierny kibic, to przegadaliśmy całe 45 minut o meczu, na którym byliśmy. Cóż, tak bywa, że matematyka zdarza się nie być najważniejsza.
Ustaliłyśmy z Adą, że na przerwie znajdziemy naszego nauczyciela, żeby pogratulować mu niewykonania swoich obowiązków. Oczywiście spokojnie i bezstresowo, używając moich nowoodkrytych zdolności aktorskich. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, poszłyśmy na salę gimnastyczną w poszukiwaniu naszej ofiary. Po drodze spotkaliśmy jego żonę, która widocznie odetchnęła z ulgą, gdy nas zobaczyła.
- Jak dobrze, że nic wam nie jest! Przecież ja całą noc mu tłukłam do łba, że to karygodne. Dlatego wczoraj sam poszedł do dyrekcji i przyznał się do błędu. Ale to nie znaczy, że wy nie możecie wyrazić swojego zdania – dodała mimochodem i odeszła, puszczając do nas oczko. Jego żona zawsze okazywała się równą kobietą, a co najważniejsze, jej mąż był pantoflarzem i nie miał odwagi się z nią kłócić. Przynajmniej nie przy świadkach. Jeżeli mieli jakąkolwiek widownię, zawsze odpuszczał, pokazując, kto rządzi w ich związku.
Jeszcze bardziej podjudzone weszłyśmy na salę gimnastyczną z impetem. Od razu skierowałyśmy się do kantorka, gdzie nasz nauczyciel z pewnością przebywał i grzecznie zapukałyśmy do drzwi. Gdy tylko wrota się otwarły, ukazała się nam skruszona postać naszego nauczyciela. Ale nie dałyśmy się na tą skruchę nabrać i groźnie na niego patrzyłyśmy.
- Ciekawe, co by pan zrobił, gdyby coś nam się stało, na przykład potrąciłby nas samochód…
-… albo by nas porwali…
-…. Zgwałcili…
-… wywieźli za granicę….
-… albo włączyli do sekty….
-…. Okradli….
-…. Nie daj Boże zamordowali….
- Dobra, wystarczy już – przerwał nam błagalnym tonem nasz nauczyciel, ale my wcale nie postanowiłyśmy skończyć. Wręcz przeciwnie, to był dopiero początek.  – Wiem, że popełniłem wielki błąd, że za żadne skarby nie powinienem was tam zostawiać. I nie wiem co mam zrobić, żebyście o tym zapomniały.
- Nie musi pan nic robić, nikomu nie doniesiemy. Ale niestety musi pan się pogodzić z tym, że dla szkoły nie zorganizujemy już żadnego wyjazdu ani żadnych atrakcji, bo pan i tak potrafi do zepsuć.
Słowa Ady wywarły na nim wielkie wrażenie, nie spodziewał się takiej ofensywy z naszej strony. W końcu byłyśmy na samym końcu szkolnego łańcucha pokarmowego, jako szare, zwykłe uczennice. Które przez błąd nauczyciela poznały cały skład Skry Bełchatów. Mało tego – cały skład Skry Bełchatów je polubił, jedni nawet bardziej niż inni…. I pokochali ich rodzynki! Fuck yeach!
- Jeszcze raz was za to przepraszam i obiecuję, że już zawsze będę sprawdzał listę obecności. Przyrzekam. Czy mogę zrobić coś w ramach rekompensaty? Cokolwiek.
Z racji tego, że na ogół jestem chytrą dziewczynką, tylko tego nie okazuję, wpadłam na pewien genialny pomysł.
- Tak, oczywiście. Niech pan nam kupi pudło rodzynków w czekoladzie i będzie po sprawie.  – ja nie wiem jakim cudem potrafiłyśmy zachować powagę. Mnie już łaskotało w gardle, żeby buchnąć śmiechem, a Ada ledwo trzymała się na nogach. Zdążyła oprzeć się o ścianę, kiedy wygłosiłam słowa prośby z naszej strony. A najlepsze jest to, że on nas o nic nie podejrzewał.
- Dobrze, nie ma sprawy. Jutro będziecie mieć swoje rodzynki. – przecież nie musiał wiedzieć, że one nie są dla nas. Przynajmniej Skra z Bartkiem na czele będzie mieć zapas, a ja zaoszczędzę pieniądze. Ave moja inteligencja!
Gdy wyszłyśmy z kantorka, od razu wpadłyśmy do pobliskiej toalety, żeby się uspokoić i poprawić nasze wściekłe maski. Oj, było to naprawdę nie lada wyzwanie, szczególnie, że cały czas miałyśmy przed oczami tą jego skruszoną twarz.
- Ale on naprawdę jest głupi… Normalnie brak słów.
- Słów to jemu zabraknie, gdy nas zobaczy w niedzielę na Polsacie w gronie cieszącej się Skry. Apropo, rodzynki? Myślałam, że poprosisz o coś bardziej wyszukanego!
- No, co? Bartek chciał rodzynki, to je dostanie. A że nie zakupię ich za własne pieniądze…
- Intrygantko.
- Wariatko. Dobra, jak się już nawzajem powyzywałyśmy, to chodźmy, bo się spóźnimy na lekcję.
***
Trwałyśmy w naszym postanowieniu jeszcze kilka godzin, do ostatniego dzwonka. Potem złapałyśmy Adriana i ciągnęłyśmy go za sobą dobre kilka minut tylko po to, żeby znaleźć się daleko od budynku szkoły i prawdopodobnych podsłuchiwaczy. Gdy tylko znalazłyśmy się w bezpiecznej odległości, mogłyśmy wrzucić na luz i przestać się ukrywać. Stanęliśmy pod wielkim drzewem, my z Adą śmiejąc się jak szalone, a Adrian nie wiedząc, o co nam chodzi.
- Z czego się tak śmiejecie? No powiedzcie w końcu!
- Z tego, że potrafiłyśmy dzisiaj nabrać pół szkoły i grać ofiary pomyłki nauczyciela. I na dodatek dostaniemy całkiem za darmo całe pudło rodzynków w czekoladzie!
- Mam nadzieję, że się podzielicie chociaż… Ale zaraz: jak to grać? Przecież wy naprawdę jesteście tymi ofiarami!
- Adi, Adi, dziecko drogie! Pamiętasz, jak do nas dzwoniłeś? – kiwnął głową – I jak ci powiedziałam, że siedzę obok Bartka, a Ada obok Alexa? – kiwnął głową – To trzeba było uwierzyć, bo to prawda. Ada po meczu dogadała się z Serbami i kiedy oni musieli iść, zobaczyłyśmy, że was już nie ma. Ja wpadłam w panikę, a Ada wpadła na dobry pomysł. Zaciągnęła mnie na tyły i poczekałyśmy sobie na zawodników Skry. I jak przyszli, to nasza przyjaciółka tu obecna, przedstawiła naszą sytuację, a pan Jacek zgodził się nas zawieźć prosto do domu.  – Adrian zrobił się momentalnie blady i musiał usiąść sobie na pobliskiej ławce. A nawet nie powiedziałam mu najlepszego!  - A puenta wieczoru jest taka, że dostałyśmy wejściówki na Puchar Polski. I ty jedziesz z nami. Amen.
- Czyli mówiłaś prawdę? Jaki ja jestem głupi! Gorzej niż ustawa przewiduje…
- Z grzeczności nie zaprzeczymy.