UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

piątek, 12 października 2012

"Proszę pana jak pan widzi jesteśmy kibicami Skry Bełchatów", czyli mecz.



Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie nie mówić nikomu o naszych weekendowych planach, oczywiście oprócz osób, które musiały wiedzieć. Ważne było, żeby nikt ze szkoły się nie dowiedział o naszych niecnych zamiarach.
Umówiliśmy się tradycyjnie u mnie w domu, gdzie miał przyjechać po nas wujek. Uzbroiliśmy się w żółto – czarne stroje z szalikami, aparaty, niezbędny prowiant i oczywiście przygotowaliśmy pudło rodzynków. Bo trzeba wspomnieć, że dostałyśmy to, o co prosiłyśmy. Żeby ochroniarze nie mieli wątpliwości, co w tym pudle wieziemy, nie pakowaliśmy go w żaden artystyczny sposób. Pudło przecież musiało zostać otwarte przy ochronie i dostarczone do naszych nowych znajomych. Biedny Adrian patrzył na nie z taką litością i przygnębieniem w oczach, że dałam mu jedną – swoją własną – paczkę na pocieszenie.
- Ale pamiętajcie, że w sierpniu mam urodziny!
- Dobrze, wiemy, że mamy ci kupić indeks na targu. Nie musisz nam przypominać – tak się kiedyś zastanawiałam, czy Ada kiedykolwiek przestanie ironizować i besztać Adriana. Ale doszłam do wniosku, że raczej nigdy taka chwila nie nadejdzie, bo zwyczajnie zrobi się nudno. I nie daj Boże, Adi znajdzie źródło ciętych ripost.
- Nie patrz tak. Pójdziemy na kompromis, ona kupi ci indeks a ja rodzynki.
Ktoś przecież musi bronić małych, biednych zwierzątek. I przy okazji je karmić. No chyba, że jest aktualnie chory i ma gorączkę… Tak jak ja, na przykład.
Nikomu nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że wszyscy każą mi zostać w domu. I wywiąże się wielka awantura, bo nie będę chciała odpuścić. Dlatego musiałam zachować wszelkie pozory i wykorzystać znowu talent aktorski. Dzięki ci Boże, że dałeś mi go w takiej chwili! Po kryjomu zapakowałam leki do plecaka, żeby przypadkiem ktoś nie zauważył. Tylko ja wiem, ile musiałam się namęczyć przed Adą i Adrianem, żeby pokazać, że nić mi nie jest. Normalnie wychodziłam z siebie i starałam się zachowywać normalnie. Nawet broniłam Adriana! Choć mogłam odpuścić… Ale, nie ważne.
Całe szczęście, że jechaliśmy z moim wujkiem i nie musieliśmy się plątać po autobusach czy pociągach. Bezpiecznie i szybko dojechaliśmy do Rzeszowa na Halę Podpromie, zabierając wszystkie rzeczy z samochodu. Pudło z rodzynkami wziął Adrian, bo było dość ciężkie. Ja za to musiałam dźwigać jego aparat, który wydawał mi się dzisiaj cięższy niż to pudło. Ale nie mogłam protestować. Czułam, że Ada mnie bacznie obserwuje, ale udawałam, że tego nie widzę. Inaczej od razu bym się wsypała.
Weszliśmy na halę i pierwsze, co musieliśmy zrobić, to tłumaczyć się z wielkiego pudła. Ściągnęłam kurtkę i wlepiłam ją Adzie, jednocześnie ładnie uśmiechając się do pana ochroniarza.
- Proszę pana, jak pan widzi jesteśmy kibicami Skry Bełchatów. W tamtym tygodniu, mojej koleżance Adzie, udało się po kilku latach spotkać swoich przyjaciół z Serbii, Alexa i Konstantina. Tak się złożyło, że dowiedziałyśmy się, że te oto rodzynki wpływają na ich meczową koncentrację i prosili, żebyśmy je przywieźli. I jeżeli pan nie pozwoli ich im zanieść, będą wściekli. A najbardziej to nie oni, tylko Bartek Kurek. Bo z kolei jemu poprawia się po nich humor. Więc proszę wziąć to pudło od nas i zanieść zawodnikom Skry. Jeżeli pan chce, to pójdę z panem i udowodnię panu, że oni naprawdę oczekują tej przesyłki.  – powoli zaczynało brakować mi tchu, bo nie dopuściłam pana ochroniarza ani na chwilę do głosu i nie zamierzałam. Popatrzyłam na niego podejrzliwym wzrokiem, z resztą bardzo pewnym, więc niestety nie miał innego wyjścia. A jak pokazałam mu wejściówkę VIP, to sam porwał to paczkę i kazał mi iść za sobą.
- Idźcie na nasze miejsca, dołączę do was.
Podążyłam za ochroniarzem, starając się nie powłóczyć nogami ze zmęczenia. Czułam, że będę musiała za chwilę zażyć leki, żeby jakoś przetrwać ten mecz. Szłam za panem w żółtej kamizelce dość kawałek, zawiłymi korytarzami, żeby wyjść na boisko od strony szatni. Bez problemu zauważyłam rozgrzewających się zawodników z Bełchatowa. Uśmiechnęłam się, widząc ich skupione do bólu miny, jeszcze bardziej, gdy zauważyli moją obecność. Pierwszy dokonał tego bardzo wylewny Konstantin, podbiegając w moim kierunku i przytulając do siebie.
- Ida, moja droga. A gdzie twoi przyjaciele?
- Są ze mną, ale wolałam nie dyskutować z ochroniarzem i na razie przyjść do was sama. Przywiozłam wam coś pysznego.
- Aaaa! To o nich mówił Bartek. Jesteś cudowna! – wokół nas zrobiło się nie małe zbiegowisko wielkich ludzi, w postaci kolegów z drużyny. – Alex, jesteśmy uratowani, mamy jedzenie! – krzyknął po serbsku Konstantin, a ja mogłabym przysiąc, że usłyszałam śmiech Ady. Jak Boga kocham.
- Kogo tak skrzętnie ukrywacie kółeczkiem adoracji? – usłyszałam głos dochodzący spoza siatkarskiego muru. Dość rozpoznawalny, z resztą. I chwilkę później zobaczyłam samego Bartka Kurka.  – Ida, fajnie, że jesteś.
- Nie przyjechałam sama. – wskazałam na pudło trzymane przez biednego pana ochroniarza. Gdy tylko zorientował się, co w nim jest zaczął się okropnie śmiać. Aż się biedaczek popłakał. A nawet mecz się jeszcze nie rozpoczął! – Dzięki uprzejmości pana ochroniarza, który pozwolił mi wam to przynieść.
- No taką ilością, to można się nasycić.
- Nie bądź niegrzeczny, masz się podzielić z kolegami.
- Czymkolwiek ma się podzielić, to dopiero po meczu. O, nasza znajoma koleżanka! Jak minęła podróż do Rzeszowa – i znalazł się też pan trener, także ucieszony na mój widok.
- Całkiem dobrze. Uda się znaleźć kilka chwil w tej pomeczowej euforii, żeby zrobić kilka zdjęć na pamiątkę?
- Widzę, że wynik już jest przesądzony, co? To bardzo miłe, że w nas wierzycie. Zwłaszcza, że mamy przeciwko sobie całą halę.
- Dacie radę, jak zawsze. My nie będziemy się oszczędzać.  – starałam się uśmiechnąć do pana Jacka, ale jakoś z marnym skutkiem. Czułam się coraz gorzej i on chyba to zauważył, tak jak Bartek, który stał cały czas obok nas.
- Ty już się chyba nie oszczędzasz, bo chyba masz gorączkę, co? – odezwał się przyjmujący, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Tak, ale nie praw mi żadnych kazań. Musiałam tu przyjechać, chociażby po to, żeby być razem z wami.
- Byłaś u lekarza?
- Nie zdążyłam, poczułam się źle dopiero w nocy.
- Chodź, obejrzy cię nasz klubowy medyk. Bez dyskusji.  – tutaj powaga Bartka przewyższyła jego dobry humor, tym razem to nie była gra. Wziął mnie za rękę i zaprowadził do bełchatowskiego lekarza, stojącego przy panach statystykach. – Obejrzysz ją, to moja znajoma. Ma gorączkę i zaraz zejdzie.
- Bez problemu. Wracaj na boisko i zajmij się grą.
- Powiedz Adzie, gdzie poszłam. Będzie się denerwować – kiwnął głową i wrócił z powrotem na boisko kontynuować rozgrzewkę. A ja z panem doktorem poszłam do szatni.
- Boli cię gardło, stawy, cokolwiek?
- Trochę gardło, ale da się wytrzymać.  – popatrzył na moje gardło, nieco się krzywiąc. Czyli nie było najlepiej.
- Wygląda mi to na anginę. Słuchaj, dam ci coś na zbicie gorączki. I podam antybiotyk dożylnie, żeby szybko zaczął działać. Gdzie siedzicie?
- W loży.
- Przesiądziecie się bliżej, żebym mógł cię mieć na oku. Zapewniam, że miejsca będą jeszcze lepsze. Zaraz przy zawodnikach – mrugnął do mnie, pewnie myśląc, że mnie z Bartkiem coś łączy i podał mi leki. Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu, nie tylko za konsultację, ale też za to, że nie prawił mi żadnych kazań.
- Dziękuję panu, chyba mi pan życie uratował.
- Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi.
Zaprowadził mnie z powrotem na halę i pokazał mi nasze nowe miejsca. Rzut beretem od kwadratu dla rezerwowych. Ada będzie zachwycona, chodź gdy zobaczyłam ją idącą w moim kierunku, nie byłam tego taka pewna.
- Jesteś szalona, wiesz? I kompletnie nieodpowiedzialna!
- Ada, daj jej spokój. Przecież wiesz, że gdyby ci powiedziała to i tak byś jej nie zatrzymała.
- Dzięki Adrian. Ale popatrz na to z innej strony, masz miejsce blisko Alexa.
- Tylko i wyłącznie dlatego jeszcze żyjesz. Jak się czujesz? Co ci lekarz powiedział?
- Że to prawdopodobnie angina. Ada, błagam cię, niczego nie mów mamie. Przynajmniej do jutra.
- Dobra, ale to ostatni raz. Możemy się teraz skupić na rozgrzewce?
- Chyba na Alexie…
- Ida!
***
Kibicowaliśmy ile tylko mieliśmy sił w płucach, ani na chwile nie przestając. Jakoś musiałyśmy zagłuszyć rzeszowską halę, więc nie mieliśmy innego wyboru. Zawodni Skry, będący w kwadracie dla rezerwowych patrzyli na nas z wielkim uśmiechem na twarzy i po pierwszym wygranym secie do nas dołączyli. Ludzie siedzący blisko nas musieli mieć z nas niezły powód do śmiechu.
Adrian, strasznie rozemocjonowany po pierwszym zwycięskim secie zszedł do siatkarzy z kwadratu. O dziwo pan ochroniarz machnął na to ręką, widocznie wiedział, że w niewielkim stopniu się znamy. Z Adą zostałyśmy na widowni, bo jeszcze z tej euforii by nas stratowali czy coś. Z takimi wielkimi facetami trzeba uważać.
Po zwycięskim drugim secie byłam już tak padnięta, że oczy same mi się zamykały. Dla siedzących obok nas wyglądało to jednoznacznie, szeptali sobie coś i śmiejąc się pokazywali na mnie palcem. Na szczęście Ada powiedziała im, co o nich myśli. Przynajmniej mnie tak powiedziała, bo akurat wtedy spałam. Co mogłam poradzić na to, że już nie wytrzymywałam?
- Ida? – poczułam jak mnie coś szturcha w ramię i uchyliłam jedną powiekę, chcąc sprawdzić kto. Obraz na chwilę mi się zamazał, ale ostatecznie zobaczyłam Adę.  – Właśnie mecz się skończył. Idziemy do nich? – rozciągnęłam się na krzesełku i przetarłam oczy. Ale dalej byłam koszmarnie śpiąca. Zeszłyśmy do kwadratu, ale nikogo tam nie było, bo wszyscy wybiegli na boisko. Nawet nasza małpka gdzieś zniknęła. Oparłyśmy się o bandę i czekałyśmy aż ktoś do nas podejdzie. Przymknęłam powieki, bo wiedziałam, że to i tak długo potrwa. Głowa powoli opadała mi do przodu, ale tak całkowicie powoli. Aż w którymś momencie napotkała opór. Nie przejęło mnie do zbytnio, bo pewnie Ada podłożyła swoje ramię, żebym się nie męczyła. A zrobiła tak dlatego, żeby chociaż trochę mi ulżyć.
- Ida, bo ja nie wiem czy wiesz, ale opierasz się na ramieniu Kurka… - nie wiem dlaczego wydało mi się to na początku całkowicie normalne, ale przyjęłam to z wielkim spokojem. A poza tym Ada mogła sobie ze mnie zażartować, więc nic sobie z tego nie robiłam.
- Bardzo wygodne to ramię, naprawdę.
- Przecież Bartek pakuje na siłowni, to musi być wygodne. – wydawało mi się wręcz nierealne, żeby to była ręka Bartka i, co więcej, zaczynało mnie denerwować to, że Ada uparcie szła tą drogą. Przecież wiedziała, że nie dam się na to nabrać.
- Prawie codziennie – usłyszałam tuż przy swoim uchu i dopiero to sprawiło, że otwarłam oczy. A jak je otwarłam, to naprawdę zobaczyłam Bartka Kurka. Zrobiło mi się strasznie wstyd, jednocześnie byłam zaskoczona, że Ada mówiła poważnie.
- Przepraszam, ja nie…
- Nie przejmuj się. Musisz być bardzo zmęczona, co? – podobał mi się ton jego głosu. Taki delikatny, spokojny, opiekuńczy…
- Muszę. Strasznie chce mi się spać. A przespałam całego ostatniego seta… Boże, ale mi wstyd…
- Nie ma się czego wstydzić. Przynajmniej ładne zdjęcie wyszło..
- Co?! Adrian, małpo chodź tu! – od razu mnie to ożywiło, bo strasznie mnie wkurzało, jak ktoś robił mi zdjęcia z zaskoczenia. Adrian ze skruszoną miną podał mi aparat, żebym zobaczyła owe zdjęcie. Ale ku mojemu zaskoczeniu wyszło całkiem, całkiem. I chodź wyglądało dziwnie, to było trochę…. Magicznie.  – Dobra, odpuszczam. Ale masz zrobić jeszcze jedno, takie porządne. – oddałam mu sprzęt, poprawiając włosy. Uśmiechnęłam się pięknie w jego stronę, Bartek się trochę zniżył, żeby zmieścić się w kadrze…
- Czekajcie! Jeszcze ja! – usłyszeliśmy głos zza siebie. Jak na komendę się odwróciliśmy, po czym z prędkością światła coś do nas przywarło. I tym czymś okazał się radujący się Konstantin. Uśmiechnięty od ucha do ucha Serb stanął pomiędzy nami i czekał na zdjęcie. Adrian pstryknął, bo co miał zrobić? Inaczej zraniłby Cupka i biedny Serb jeszcze by z tego żalu gwizdnął puchar. Ale z drugiej strony nie mogliśmy wiecznie robić tych zdjęć, bo zbliżała się dekoracja finalistów i zwycięzców Pucharu Polski.
- Idź już lepiej, bo jeszcze nas stąd wyrzucą za okupowanie zawodnika. – Bartek poczochrał mnie po głowie, ale pod groźbą zabrania rodzynków, obiecał, że już tak więcej nie zrobi. Pomachał nam i wrócił do reszty drużyny drąc się jak oszalały. Pociągnął za sobą Konstantina, zostawiając naszą trójkę samą. Przypomniała mi się moja rozmowa z Adą na temat Bartka, jak mówiłam, że nic z tego nie będzie. Zdania bynajmniej nie zmieniłam, wręcz utwierdziłam się w swoim przekonaniu. To, co robił Bartek w niczym nie przypominało zachowania Alexa. Mimo wszystko trochę żałowałam, bo kiedy już spotkałam rzeczywiście fajnego faceta, to on nie był zainteresowany niczym więcej niż przyjaźń. I co z tego, że to sam Kurek. Nie obchodziło mnie to czy jest siatkarzem, czy aptekarzem, ważne, żeby potrafił mnie docenić.
- Ida, ta dziewczyna, którą ostatnio widziałaś, to przypadkiem nie była ta? – Ada dyskretnie wskazała blondynkę stojącą przy bandzie naprzeciwko nas. Trzymała w ręce szalik w bełchatowskich barwach i spoglądała w stronę boiska ze smutną miną. Ta sama, która odbiegła z płaczem, była tutaj całkiem niedaleko. Zaintrygowało mnie to jeszcze bardziej, bo Kurek ją zauważył. Dyskretnie pomachała do niego, ale on nie zwrócił na nią uwagi, tylko odwrócił się w naszym kierunku, starając się coś powiedzieć, ale na hali panował zbyt wielki hałas. W końcu zrezygnowany złapał jakiegoś chłopca i coś mu powiedział, wskazując na nas.
- Pan Bartek mówi, żeby państwo poczekali po dekoracji, bo coś dla państwa ma.  – spojrzałam na niego zaskoczona, o co mu chodzi i kiwnęłam głową, że się zgadzam. Bartek swoim zachowaniem, zwrócił na nas uwagę tej blondynki. Kątem oka widziałam, że nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Ada, czuję, że będzie nieciekawie.
- O co ci chodzi?
- Ta blondynka wyraźnie się nam przygląda i mam wrażenie, że teraz stoi bliżej nas.
- Zdaje ci się, pewnie znowu ci gorączka rośnie.
- Nie zdaje mi się, sama zobacz. Wyraźnie nie jest zadowolona.
Ada z głośnym westchnięciem spojrzała w jej stronę, po czym charakterystycznie przymrużyła oczy.
- Masz rację. Ale to nie powód, żeby się przejmować. Ważniejsze rzeczy dzieją się na boisku.
I rzeczywiście się działy. Na samym początku wręczono nagrody indywidualne dla zawodników wyróżniających się w turnieju. Wszystkie oprócz jednej zgarnęli zawodnicy z Bełchatowa. Potem nastąpiła dekoracja drużyn. Każdy ze zwycięzców dostał mały, pamiątkowy puchar, oprócz tego cały klub dostał czek na pokaźną sumę i wielki puchar. Bełchatowianie cieszyli się jak szaleni, śpiewając, że nikomu go nie oddadzą i zabiorą go do domu. Zwłaszcza Konstantin – kiedy puchar do niego przywędrował, zaczął go mocno ściskać, jakby nie chciał go nikomu oddać. Nawet koledze z drużyny, stojącemu obok niego. Następnie przyszedł czas na szampańskie fontanny i symboliczny łyk szampana. Kątem oka zauważyłam, że transmisja w telewizji się już zakończyła, komentatorzy wyszli na boisko i pogratulowali zawodnikom.
- Ej, oni nas chyba wołają – Adrian skierował nasz wzrok na Alexa, który wymachiwał rękami i pokazywał, żebyśmy do nich dołączyli. Kibicie powoli się rozchodzili, więc nie wzbudziliśmy wielkiej uwagi. Adrian pomógł mi przeskoczyć przez bandy i wyszliśmy na boisku. Całe szczęście, że szampan się już im skończył, bo inaczej bylibyśmy mokrzy.
- To jak, drodzy kibice? Pozujemy! – pan Jacek zatarł ręce i niemal tanecznym krokiem zaczął rozstawiać swoich klubowych zawodników. Nas ustawił po środku, żebyśmy byli jak najbardziej widoczni. Z racji tego, że trochę nas tam było, to położyłam się w poprzek na ziemi.
- Przesuń się trochę, to jeszcze się zmieszczę – oczywiście nie tylko ja skorzystałam z okazji. Obok mnie, z drugiej strony pojawił się Paweł, a za mną wcisnął się Kurek. – Możesz się oprzeć, będzie ci wygodniej.  – skorzystałam z propozycji, jednocześnie myśląc, że powinni produkować takie poduszki. Miękkie, żywe i do tego z ładnym uśmiechem.
***
Po sesji zdjęciowej i zapewnieniu, że zdjęcia do nas dotrą, wyszliśmy ubrani przed halę, gdzie miał przyjechać po nas wujek. Po nas wyszli zawodnicy i zaczęli pakować się do klubowego autobusu, jednocześnie machając nam i śpiewając. Alex wyrwał się z grupy i zaczął coś krzyczeć do Ady w ojczystym języku. Ta tylko uśmiechnęła się do niego, lekko zawstydzona i coś mu odkrzyknęła. Odwróciłam się na chwilę w drugą stronę, chcąc zobaczyć czy przypadkiem wujek nie jedzie. Ale zobaczyłam coś innego, właściwie kogoś. W naszą stronę szła ta blondynka z hali. I nie była  dobrym humorze.
- Nie myśl sobie, że odpuszczę. On jest mój, rozumiesz? I należy tylko do mnie. Jak się mu znudzisz to i tak do mnie wróci. Nie masz żadnych szans.
Nie krzyczała na mnie, tylko mówiła całkiem spokojnie. O ile syczenie przez zęby, spięta twarz i dłonie zaciśnięte w pięści mogą o tym świadczyć. Nie wiedziałam, co mam o tym sądzić, wyraźnie sobie coś ubzdurała. Nie znałam żadnych szczegółów z ich związku, wiedziałam tylko, że Bartek z nią zerwał. Dziewczyna odeszła kawałek od nas, zostawiając nas w kompletnym osłupieniu.
- Co to było? – Adrian patrzył na nią z przerażeniem w oczach, powoli się odsuwając.
- Nie wiem, ale widocznie nie spodobało się temu czemuś, że Ida kontaktuje się z Bartkiem. Którego notabene ta sytuacja bardzo zaciekawiła – spojrzałam w stronę autobusu, gdzie stał Bartek. Jego mina nie wskazywała na to, że mu się to spodobało. Stał z założonymi rękami, po czym gdy zobaczył, że się na niego patrzę, szybko odwrócił wzrok i wsiadł do autobusu. Nie minęły dwie minuty, a siatkarze odjechali, a my zostaliśmy sami przed halą.

3 komentarze:

  1. O ramię Kurka to i ja bym się chętnie oparła. I zdjęcie z nim i Cupko też bym chciała. I ze wszystkimi też, o!
    Miło, że Bartek się tak przejął chorobą Idy. I fajnie by było, jakby jednak coś więcej między nimi powstało i nie mówię tu o przyjaźni :D
    Tylko nie podoba mi się była Kurka, pewnie jeszcze nieźle namiesza.
    Pozdrawiam
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  2. po prawie 1,5 miesięcznej przerwie zapraszam na dziewiątkę, www.zakazane-pragnienie.blog.onet.pl zyczę miłej lektury, desti ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno króciutkie...ech:):) Szykuj sie Wisienko na listopad :)

    OdpowiedzUsuń