UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 29 listopada 2012

"-Co ci trener zawsze powtarzał? Inteligencja Bartman, inteligencja!"



Zadziwiające było to, że naprawdę do tej Spały dotarliśmy. Co z tego, że była czwarta nad ranem, lało jak z cebra i Adrian zasypiał na stojąco? Ważne, że stanęliśmy przed ośrodkiem cali i zdrowi. Jak na nas, to był naprawdę wielki wyczyn. Z naszych prywatnych, konspiracyjnych obliczeń wynikało, że panowie już przebywają w ośrodku. Jednak nie chcieliśmy, żeby nas wzięli za jakiś porombańców, którzy dzwonią do nich nad ranem i proszą, żeby im otwarli drzwi. Poinformowani byliśmy o tyle, o ile, że nasz pokój już na nas czeka, całkiem niedaleko od najważniejszego pokoju w ośrodku. Pytanie pozostawało, kto ten pokój zajmował? Jednak tego już nam Paweł nie powiedział. Próbowaliśmy się domyślić, stawiając na Pawła Zagumnego czy Krzyśka Ignaczaka, ale nie byliśmy w stu procentach pewni.
Więc czekaliśmy grzecznie w samochodzie przed ośrodkiem, aż wybije godzina siódma rano. Wtedy panowie mieli schodzić na śniadanie, więc przy okazji mogliby dać nam klucz od pokoju. Z racji tego, że Adrian spał o tej porze jeszcze jak zabity, musiałam sama się tym zająć. Wygrzebałam mu z kieszeni telefon i wybrałam z kontaktów numer Zatora.
- Witam zacnego kolegę!
- Zacną koleżankę, Pawełku. Zacny kolega śpi, a ja pomyślałam, że byłbyś może tak dobry i dał nam klucz do pokoju.
- Będę tak wspaniałomyślny i wydam jakże ważny klucz. Gdzie teraz jesteś?
- Aktualnie otwieram drzwi od samochodu i wysiadam. Kurde, wpadłam do kałuży! – po drugiej stronie usłyszałam głośny śmiech – Lepiej się nie śmiej, bo poznasz moją drugą twarz.
- Masz dwie osobowości?
- Tak, a jedna z nich do seryjny zabójca. Idę do ośrodka.
Trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam, chcąc obudzić śpiącego księcia. Efekt był jaki był, Adi się zerwał i uderzył się o coś w głowę. Zostawiłam go samego i podążyłam do ośrodka, próbując zapomnieć, że przed chwilą całkowicie przemoczyłam sobie buty. Weszłam głównymi drzwiami, uśmiechając się do pani w recepcji. Stanęłam sobie pod bliżej nieznanym mi gatunkiem wielkiego kwiatka, przypominającego drzewo.
- Misiek, patrz! Tej rzeźby tu wczoraj nie było!
- Ech, Zibi, trzeba było tyle nie pić, to byś ją zauważył – odwróciłam się w kierunku głosów, widząc dwójkę przyjaciół z Jastrzębskiego Węgla.
- Chyba obaj wypiliście za dużo, bo stoję tutaj góra pięć minut. Nie widzieliście może Pawła Zatorskiego? – starałam się zachować normalnie, jakby każdy zwykły człowiek porównywał mnie do rzeźby stojącej w spalskim ośrodku. Próbowałam też nie zwracać uwagi na to, że panowie prawdopodobnie byli na kacu pierwszego dnia zgrupowania.
- A co ty chcesz od Pawła? – zapytał Zibi z wielkim zdziwieniem. Wypuściłam głośno powietrze, po czym udzieliłam mu, mam nadzieję, satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Klucz do pokoju.
- Będziesz mieszkać z Pawłem?! – tym razem zadali pytanie obaj równocześnie. Całe szczęście, że obiekt, którego poszukiwałam, właśnie pojawił się na horyzoncie i nie musiałam odpowiadać na więcej ich pytań. Wyminęłam ich bez słowa i podeszłam do Pawła, który już machał mi na powitanie.
- Wiesz, myślałam, że oni są bardziej inteligentni – powiedziałam, wskazując na dwóch przyjmujących, którzy wgapiali się we mnie z otwartymi ustami. Paweł wzruszył ramionami.
- Impreza była wczoraj. Muszą się trochę otrząsnąć.
- Masz na myśli, wytrzeźwieć?
- Ciii! – zatrzymał się, rozglądając po korytarzu. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale jak dotarliśmy do pokoju, wszystko mi wytłumaczył.  – Bo się trener dowie. Muszą się otrząsnąć po podróży. – powtórzył jeszcze raz, bardzo powoli, chcąc podkreślić znaczenie powyższych słów.
- Ok, rozumiem. Tutaj mamy mieszkać? – wskazałam na drzwi, przy których stanęliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc numer tego pokoju. – I numer pasujący do nas. Normalnie samo zło.
- Tak, to tu. Mam pokój razem z Kłosem, 62. Teraz muszę uciekać na śniadanie, wydają do dziewiątej, więc nie musisz się spieszyć – ostatnie zdanie mówił już w biegu, dziwniej wymachując ręką. Wzruszyłam tylko ramionami i otworzyłam pokój.
Zakwaterowano nas w całkiem przyjemnym miejscu. Pokój był dość duży, po lewej stronnie stały dwa pojedyncze łóżka, po prawej było wejście do łazienki i szafa. Bardzo podobna do tej z Opowieści z Narnii. Ale nie, nie przyszło mi do głowy, żeby szukać w niej bajkowej krainy. Był też balkon, połączony z wszystkimi na piętrze. Usiadłam na jednym z łóżek i uśmiechnęłam się sama do siebie. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
Drzwi się otwarły i wychyliła się zza drzwi czyjaś głowa. Konkretnie Michała Winiarskiego, który gdy mnie zobaczył trochę się speszył.
- Przepraszam, pomyliłem pokoje chyba – głowa zniknęła, po czym pojawiła się znowu – Ida! A gdzie Adrian?
- Prawdopodobnie siedzi w samochodzie i zastanawia się gdzie jestem. Przyjechaliśmy nad ranem i przespaliśmy się trochę w samochodzie.
- Szukałem Daniela, wydawało mi się, że tutaj wieczorem wchodził. Ale musiało mi się przywidzieć.
- Tak się zdarza, po imprezach zwłaszcza. Wiesz, pójdę chyba po Adriana. Jeszcze wpadnie w paranoję – właśnie miałam wychodzić z pokoju, kiedy szafa nagle zaczęła się niepokojąco trząść. Odskoczyłam jak oparzona w kąt, nie chcąc wiedzieć, dlaczego tak się stało. Za to Michał wszedł do pokoju, mrucząc coś pod nosem i otwarł straszącą szafę. A z szafy wypadł Daniel. Moje oczy zapewne zwiększyły swoje rozmiary co najmniej do wielkości talerzyków deserowych, gdy zobaczyłam środkowego na podłodze. Pliński wstał, lekko się otrząsnął i wpadł w konsternację, gdy mnie zobaczył. Po czym podrapał się jedną ręką po głowie, a drugą mi pomachał. I obaj z Winiarskim zniknęli mi z pola widzenia. Przetarłam oczy, sprawdzając czy to aby nie jakiś żart i sama opuściłam pokój. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na klucz, nigdy nie wiadomo co mogłabym znaleźć w  szafie jak przyjdę.
Wyszłam przed budynek, widząc, że Adrian wysiadł z samochodu i chyba nie mnie czeka. Zawołałam go i pokazałam, żeby przyszedł. Wyciągnął nasze torby z bagażnika i zaczął iść w moim kierunku.
- Zastanawiałem się, gdzie poszłaś. Chciałem nawet do ciebie zadzwonić, ale widziałem, że dzwoniłaś do Pawła, więc postanowiłem poczekać.
- I dobrze zrobiłeś.
- Co ty taka zdenerwowana? Masz minę jakbyś ducha zobaczyła.
- Tak, przed chwilą wylazł z naszej szafy. Choć nie do końca był duchem. – nie miałam ochoty tłumaczyć mu tego wszystkiego od początku, z resztą sam też się tego nie domagał. Szliśmy tą samą drogą, którą prowadził mnie Paweł, mijając po drodze ludzi ze sztabu. Przynajmniej tak nam się wydawało, bo nie byli siatkarzami, a nosili koszulki reprezentacji.  
- Nie zdziw się, jak będą sią trochę dziwnie zachowywali. Muszą się otrząsnąć.  – otwarłam drzwi na naszego pokoju, na wszelki wypadek stanęłam na chwilę, nasłuchując czy nie dochodzą jakieś dziwne dźwięki. Zamknęłam za nami drzwi i usiadłam na łóżku. – Czyli wytrzeźwieć. Impreza była. Jak będziesz po za pokojami masz używać tych dziwnych określeń, żeby się trener nie dowiedział.
Rozpakowałam swoją torbę, zajmując jedną połowę szafy, po czym wyszłam na balkon. Mieliśmy całkiem ładny widok z okna, sama natura, bez śladów cywilizacji. Cisza i spokój. Nic dziwnego, że zawsze wybierali akurat tez ośrodek na zgrupowania. Podeszłam do barierki i trochę się wychyliłam, rozglądając na boki.
- Nie skacz!  - usłyszałam pisk z prawej strony. Ale nie taki zwykły, przeraźliwy pisk. Szybko odsunęłam się od barierki, bojąc się co tym razem zobaczę.
- Kto tam jest?! – krzyknęłam chowając się w głąb.
-Rudy, znaczy Kuba. A ty to kto?!
- Ida. Ze mną jest też Adrian. Nie zamierzałam skakać.
- Nie? Znowu wyszedłem na głupka…  - podeszłam bliżej barierki i popatrzyłam się w prawo. Zobaczyłam na balkonie, dwa pokoje dalej, Kubę Jarosza z zasmuconą minką. Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie prawda, to dobrze, że martwisz się o zdrowie innych ludzi. Nie musisz się przejmować.
- Fajnie, że tak mówisz. Skąd się tu wzięłaś?
- Twoi koledzy nas zaprosili, między innymi Zator.  – zobaczyłam w końcu uśmiech na twarzy rudego atakującego.
- To ty jesteś tą dziewczyną o której mówił Bartek! – tu mnie zaskoczył, nie przypuszczałam, że komukolwiek o mnie mówił. Chwilę potem usłyszałam jeszcze jeden głos dochodzący z pokoju Kuby.
- Jarski, z kim rozmawiasz?! Mówiłem, ci żebyś… - i zobaczyłam go na balkonie. Trochę zaskoczony, zamilkł – Cześć, Ida.  – uśmiechnęłam się niemrawo, machając w jego kierunku, po czym schowałam się do pokoju.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytał Adrian, wkładając ostatnią porcję ciuchów do szafy.
- Z Jaroszem. Trochę strachliwy człowiek, bał się, że wyskoczę. Fajny gość.
- Czemu tak szybko uciekłaś?
- A, zdawało ci się. Rozpakowałeś się już? Bo głodna jestem, na dole wydają śniadanie.
- Jasne, chodźmy. 

Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku z dwoma talerzami jajecznicy. Nie ukrywam, że byliśmy nie lada atrakcją dla zebranych wokół osób. Niektórzy jak nas zobaczyli, wręcz przestali jeść. Próbowałam zachowywać się swobodnie, żeby zjeść choć trochę, bo byłam bardzo głodna. Na całe szczęście, dla mnie oczywiście, na stołówkę wszedł ktoś, kto odwrócił ode mnie uwagę reszty. Na początku nie zwróciłam na niego większej uwagi, ale usłyszałam, że ten ktoś nuci Modern Talking. Zaczęłam się rozglądać i kogo ujrzały moje piękne oczy? Michała Ruciaka!
- Adek, patrz w prawo. – mieląc buźką, odwrócił głowę w kierunku pana Michała i o mało nie wypluł jedzenia z buzi. Czym oczywiście zwrócił na siebie uwagę.  – Dzień dobry! – postanowiłam się odezwać i jakoś uratować sytuację.  Michał Ruciak i reszta panów grzecznie odpowiedzieli, po czym do nas podeszli. Adrian akurat zdążył połknąć i wstał od stołu. – Nie chcieliśmy państwu przeszkadzać.
- To ja przepraszam, przecież on by się jeszcze przeze mnie udławił. Mówcie mi po imieniu, Michał – wysunął rękę w moją stronę.
- Ida.  – uścisnęłam jego dłoń i poczułam, że będę miała bardzo ciekawy dzień. Dlaczego? Bo bardzo trudno jest uwolnić się od nucenia Modern Talking! – Zaraziłeś mnie! – pozostali spojrzeli na mnie z przerażeniem, jednak najbardziej przerażony był Ruciak, który ciągle nucił Modern Talking.
- Jezus Maria, czym?
- Zaczynam nucić Modern Talking….
- Boże, ty też? Przepraszam, nie chciałem…
- Nie szkodzi, jakoś dam radę. Z czasem przejdzie.
- Po prostu obudziłem się dziś rano i to już tam było, od tamtego momentu słyszę non stop Szeri, Szeri Lejdi.
Towarzystwo przyglądało się nam z zaciekawieniem i dziwnym wyrazem twarzy. A Adrian śmiał się, od tak. Ale tak naprawdę to tylko on zdawał sobie sprawę z powagi tej sytuacji.
- Wiesz Michał, bo jak jej zacznie jakaś melodia chodzić po głowie, to czasem nawet kilka dni ją trzyma. – odezwał się już całkiem poważnie Adrian, czym wprawił Rucka w wielkie zdziwienie. Przyjmujący rozdziawił paszczę i zaczął się we mnie wpatrywać. Po czym klepnął się ręką w biodro i wygłosił już wcześniej usłyszane zdanie
- Boże, ty też?! – tylko tym razem trochę głośniej i z większym przejęciem. – Nigdy nie myślałem, że spotkam jeszcze kogoś takiego jak ja. Mogę cię uściskać? – i tak, proszę państwa, zostałam uściskana przez Michała Ruciaka – przyjmującego reprezentacji Polski. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy to rzeczywiście siatkarze czy ich genialne sobowtóry. Ale gdy zobaczyłam Bartka, doszłam do wniosku, że to jednak oni. Gdy zobaczył, że stoję w otoczeniu grupki osób, przyglądnął się nam, po czym dosiadł się do stolika przy którym siedział jakiś siatkarz. Jednak nie mogłam rozpoznać kto to, bo siedział do nas tyłem. Bartek zaczął z nim rozmawiać i kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Za to Michał aż za nadto. – Może się przejdziemy i porozmawiamy, co? Bo może jest więcej rzeczy, które nas łączy? – nie mogłam odmówić, bo czułam, że gdybym to zrobiła, to złamałabym biedakowi serce. W sensie, że by się załamał. Więc poszłam, choć naprawdę nie chciałam z nim iść. Zaczynałam się bać, ale dzisiaj sprzyjało mi szczęście. Zadzwoniła Ada.
- Przepraszam cię, ale muszę odebrać, bo to pilny telefon. Może innym razem, co? – Michał zrozumiał i odpuścił, a koledzy zabrali go na trening. Usiadłam z powrotem przy stole, odetchnąwszy z ulgą.  – Halo?
- No opowiadaj! Poznałaś już kogoś?
- Wiesz, nie za bardzo mogę ci wszystko opowiedzieć, bo jestem… w miejscu publicznym. Jak zadzwonisz wieczorem, to wszystko ci opowiem. Ale uwierz mi, nudzić to my się tu nie będziemy.
- A znalazłaś paczkę ode mnie? – zmarszczyłam brwi.
- Nie? A zostawiłaś mi coś?
- Po lewej stronie zapakowałam ci taką białą reklamówkę z ciekawą zawartością.
- Rzeczywiście, było coś, ale nie zaglądałam. Powiedz mi, co tam jest.
- Nie, nie powiem. Musisz sama sprawdzić, bo inaczej od razu byś zaczęła na mnie krzyczeć. A teraz się żegnam, bo sama muszę się pakować. Paaa. – i tyle jej było. A mojej głowie nadal królowało Modern Talking…
- Idę się przebrać. Zostajesz?  - kiwnął głową, wsuwając dalej. Tym razem, już z mojego talerza.
Zostawiłam go przy stoliku i poszłam do pokoju. Pierwsze co chciałam zrobić, to sprawdzić tą przesyłkę od Ady. Otwarłam szafę i wyciągnęłam ową reklamówkę. Gdy zobaczyłam co jest w środku, zrozumiałam dlaczego miałabym na nią krzyczeć. Bo po co mi czarne szpilki? No po jaką cholerę? Jednak oprócz nich, było tam jeszcze małe zawiniątko. W kontekście dzisiejszego dnia, pasowało jak ulał. Choć ubolewałam, że akurat teraz to znalazłam. Mianowicie to zawiniątko, to była moja koszulka z guziczkami w kolorze…. Wiśniowym. Tak. Wiśniowym. Ale cóż, było ciepło, więc postanowiłam ją ubrać. Szpilki schowałam głęboko do szafy i to jeszcze po stronie Adriana.
Nucąc sobie Modern Talking, wyszłam z pokoju i wpadłam na swojego przyjaciela, który zadowolony masował się po brzuszku, miał mały rozumek, ale nie był misiem. Już chciałam mu dogryźć, czemu nie ma go na dole i nic nie je, ale zostałam zaskoczona.
- To, proszę państwa, będą moi pomocnicy! Ta piękna niewiasta po prawej stronie, w czerwonej koszulce, to Ida, a ten średniej jakości przystojniak, to Adrian. Przyjechali razem z nami, bo pięknie kibicowali naszej Skrze Bełchatów i przypadli zawodnikom do gustu. Jednym bardziej, drugim mniej. Powiedzcie coś do kamery. – przez Krzysia Ignaczaka, biegnącego z kamerą.
- Ta koszulka jest wiśniowa i mam na myśli tylko kolor – powiedziałam tak dlatego, że na horyzoncie zobaczyłam Łukasza Wiśniewskiego. Jeszcze Igła by sobie jakąś historię dorobił. Łukasza stanął obok nas, machając do kamery, po czym się nam przedstawił.
- Wiśnia. – o mało nie parsknęłam śmiechem.
- Ida.  – następnie wyciągnął rękę w kierunku Adriana.
- Wiśnia.
- Czereśnia.  – Igła zaczął się tak śmiać, że mało brakowało, a spadłaby mu kamera. Ja z wrażenia oparłam się o ścianę, a Łukasz nie wiedział, co ma powiedzieć i trochę się speszył.  – Sory, wymsknęło mi się.
- Ja już kocham tego gościa – powiedział Igła, dalej nagrywając i klepiąc Adriana po ramieniu – Jesteś zajebisty.  – dokończył, po czym tanecznym krokiem dalej poszedł korytarzem.
Poszliśmy za nim, chcąc zobaczyć, kogo teraz złapie. Padło na mało inteligentny Jastrzębski duet. Spodobała mi się ta zabawa, serio. A najlepsze w tym wszystkim było to, że ludzie to ubóstwiali. Stanęliśmy z boku i przypatrywaliśmy się polowaniom.
- Tu widzicie naszego dzika, dzik przywitaj się .
- Dzik się wita.  – Misiek podniósł do góry łapkę i przywitał państwa. Po czym kamera padła na Zbyszka, wyglądającego już znacznie lepiej po wczorajszej imprezie.
- Krzysiu, widziałeś już naszych nowych znajomych? – mrugnął  do kamery zaczepnie kapitan Jastrzębskiego Węgla.
- Tak, widziałem. Zajebiści są. O! Tam stoją! – kamera znowu na nas najechała, więc wypadało pomachać.  – Wiśnia też. Właściwie to dwie wiśnie i Adrian. 
- A ty Zibi co o nich sądzisz?  - kamera najeżdża na Zbysia, z Zbyś spuszcza głowę i milczy. – Stało się coś?
- Rano szedłem z Michałem i zobaczyłem taką ładną rzeźbę. A to była Ida.  – Krzysiek patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się w naszą stronę. Wzruszyłam ramionami.
- Co trener ci zawsze powtarzał? Inteligencja Bartman, inteligencja! Będziemy powoli kończyć, bo poziom tego programu wykładniczo spada. – po czym wyłączył kamerę. Nagiął się do przodu charakterystycznie, wskazał na mnie i patrzył na Zbyszka, jakby chciał buchnąć mu śmiechem prosto w twarz. Ale tę jakże szyderczą czynność przerwał mu trener.
Uśmiechnął się w naszym kierunku, po czym podszedł do nas i zaczął mówić coś po włosku. Całe szczęście, Adrian kiedyś, coś z tego włoskiego rozumiał i pamiętał, więc coś mu odpowiedział. Pan Anastasi klepnął go po plecach i zgrabnie nas wyminął.
- Adek, co on powiedział?
- Że się cieszy, że tu jesteśmy, że jesteś ładna i masz fajną koszulkę.
- Poważnie?
- Jak Boga kocham.
- A gdzie ta jego włoska srogość?
- W gazetach – powiedział kolega Wiśnia, definitywnie kończąc temat.
 

czwartek, 15 listopada 2012

"- Bo wiesz, my tak jakby mamy chyba plany..."



- Adek, to naprawdę się nie zdarzyło, nie? – jechaliśmy właśnie bezpiecznie do domu, a ja nadal nie mogłam wrócić do siebie. – To chyba nie jest normalne…
- Taa, ja też zaczynam mieć wątpliwości. Przecież to szaleństwo jakieś…
- Ale co, do jasnej cholery?! Powiedzcie w końcu, bo wyjdę z siebie! – dobrze, że usiadłam z przodu, bo inaczej Ada mogłaby właśnie w tym momencie zacząć mnie dusić albo coś. Na szczęście byłam bezpieczna. Czułam się tak dziwnie błogo, jakby mój organizm przyjął do wiadomości to, że najbliższe tygodnie spędzimy z siatkarzami reprezentacji Polski. Nigdy nie brałam, ale to z pewnością było lepszym odlotem niż dragi. Ha!  - Ida, no… Przestańcie..
- Ale co się dzieje? – odwróciłam się jak gdyby nigdy nic do tyłu i spojrzałam na przyjaciółkę, która właśnie zdawała się być bardziej zdezorientowana niż ja. Chociaż nie, teraz akurat była strasznie wściekła.
- No właśnie nie wiem, bo mi nic nie chcecie powiedzieć! Kurde, braliście coś?!
- Bo wiesz, my tak jakby mamy chyba plany…
- Jakie plany?
- Ty jedziesz do Serbii, a my sobie pojedziemy w bardzo ładne, spokojne miejsce…
- To znaczy gdzie?!
- Wiesz… do Spały sobie pojedziemy. Przyda się jakiś relaks, nie? Ty sobie pojedziesz ze swoim Romeo do Serbii, a my… będziemy się relaksować..
- Acha, to jedźcie – zadowolona, uśmiechnęła się w końcu, ale jakoś nie zajarzyła. Dopiero, gdy tak chwilę siedziała uśmiechnięta i patrzyła na równie uśmiechniętą mnie, zrozumiała. Pojęła. Zajarzyła.  – Że tak teraz… tam pojedziecie? – pokiwałam głową, powoli się odwracając, chcąc uniknąć wszelakich gwałtownych reakcji – Ale przecież tam będą…?
- No właśnie, będą… A my będziemy z nimi… - powoli wyjaśnił Adrian, spoglądając w lusterko.
- Acha.
Potem w naszym samochodzie można było usłyszeć bardzo dziwne dźwięki, łudząco podobne do przekleństw swoim brzmieniem, ale nie interpretacją. Jakby to określił specjalista, z wszelakimi melizmatami, co nadało temu artystyczny wyraz. Zawierały też bardzo małą szczyptę pretensji zmieszanej z żalem i furią jednocześnie. Koncert tych dziwnych dźwięków skończył się głośnym westchnięciem, które z kolei zakończone było typowym, wręcz klasycznym polskim przekleństwem, mającym odpowiedniki w każdym języku.
***
Przyjechaliśmy późnym wieczorem, więc zaproponowałam, żeby u mnie przenocowali. Mama wzięła kilka dni urlopu i pojechała do babci, w domu był tylko tata. A że mieliśmy jeden dodatkowy pokój, to nie było żadnego problemu.
Padłam na łóżko w swojej małej klitce zwanej pokojem. Jednak nie byłam wcale zmęczona, szaleństwo męczy tylko pozornie. Ada wyłożyła się obok mnie, nic nie mówiąc. A Adrian, z racji tego, że moje łóżko nie ma zbyt dużej pojemności, położył się na ziemi.
Dochodziliśmy do siebie bo bardzo nierealnym dniu, spędzonym w towarzystwie naszych nowych, niezwykłych znajomych. Z uśmiechem na ustach wspominałam ten dzień, choć tak naprawdę nie do końca. Pozostawała jeszcze sprawa Bartka. Kiedy młody przyjmujący pojawił mi się przed oczami, oznaczało to, że wróciłam do szarej rzeczywistości. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię. Przecież on też będzie w Spale, a może nie życzy sobie tam mojej obecności? Nie chciałam, żeby przeze mnie nasza reprezentacja czuła jakikolwiek dyskomfort.
- Dziewczyny, idę spać.  – powiedziała mara i wyszła. Adrian poszedł spać.
- Ada, śpisz?
- Zwariowałaś? I tak nie zasnę.
- Wiesz, szukałam cię przez pewien czas na imprezie i nie mogłam znaleźć. Dziwnym trafem Alka też nie było… - zaśmiała się głośno, orientując się później, że nie powinna z racji nocnej pory. Ale uśmiech nie znikał z jej twarzy, byłam tego pewna, choć nie widziałam.
- Byliśmy na dachu i oglądaliśmy panoramę miasta.
- Eee… Dobra, czyli o nic więcej nie pytam. Ała! – przyjaciółka uderzyła mnie w ramię, mrucząc pod nosem jakieś zaklęcia. Potem zapadła cisza, co oznaczało, że zbliżamy się do tematu Bartka. I miałam rację, bo chwilę później Ada mnie o niego zapytała, a właściwie stwierdziła fakt.
- Nie rozmawialiście w ogóle ze sobą.
- Miałam się mu narzucać?
- Po prostu myślałam, że coś z tego wyjdzie. Obserwowałam go jakiś czas, ale on nie zwracał uwagi na nic oprócz ciebie. Zwłaszcza jak siedziałaś Konstantinowi na kolanach.
- Bo siedzieliśmy naprzeciwko niego? To chyba normalne, że na nas patrzył.  – albo i nie. W takim razie, o co mu chodzi? Skoro nie rozmawia ze mną, nie chciał się ze mną zobaczyć.  – Zastanawiam się, czy rzeczywiście powinnam jechać do Spały. Może on nie chce, żebym tam była?
- Głupoty gadasz. Z resztą, nie musisz mu pokazywać się za często na oczy. Boże, co ja gadam!  - usłyszałam krótki odgłos plasknięcia, po czym Ada kontynuowała – Wiesz co? Myślę, że jeżeli tam pojedziesz, to się wszystkiego dowiesz. Będziecie na neutralnym gruncie, na dodatek pięknym gruncie, chcąc nie chcąc spędzicie tam razem trochę czasu. A po za tym będziesz mieć obok Adriana. Chociaż nie wiem czy to okaże się pomocne.
- Oj, przestań mu wrzucać w końcu. Zmienił się, trochę wydoroślał.
- Ale ty się nic nie zmieniłaś. Dalej bronisz go jak lwica.
- Bo dalej jest małym, biednym zwierzątkiem. Naprawdę tak myślisz?
- No tak, reagujesz tak jak wcześniej.
- Nie o tym mówię, skup się.
- Ok, wracamy do tematu. Tak, myślę, że ta sprawa nie jest tak jasna, jak ci się wydaje. A teraz daj mi jakąś poduszkę, może jednak uda mi się trochę zdrzemnąć.
***
Zostałam wręcz brutalnie obudzona przez Adriana, który gdzieś przed siódmą rano praktycznie wybiegł z mieszkania, żeby się spakować. Ady nie udało mu się obudzić, więc stwierdziłam, że zrobię to ja. Niby z jakiej racji ma sobie spać, skoro ja już nie śpię?
- Ada, ruszaj tyłek, bo muszę się spakować!
- Spadaj. W niczym ci nie przeszkadzam!
Jednak nie okazało się to takie łatwe, więc się poddałam. Wyszłam z pokoju, strasznie ziewając, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Podobno lepiej się myśli, gdy jest się najedzonym. W kuchni natknęłam się na tatę, więc stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby mu powiedzieć o swoich planach.
- Tato, co byś powiedział na to, żebym pojechała gdzieś z Adrianem? Siedzimy cały czas w domu, a pogoda jest ładna…
- Gdzie i na ile?
- Na dwa tygodnie, tam i tu. Pojeździlibyśmy trochę – przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jadę do Spały z siatkarzami. Z domu by mnie nie wypuścił! Spojrzałam na niego błagalnie, na co przewrócił oczami i mruknął, że mogę jechać.
- Ale jak coś ci się stanie, to niech mi się na oczy nie pokazuje, bo…
- Dobra, nie kończ. Wiem co.  – zrobiłam sobie kanapkę i lekko zniesmaczona wróciłam do siebie. Wygrzebałam z dna szafy czarną torbę i położyłam na podłodze. Otwierając szafę, wiedziałam, że to nie będzie takie proste. Wyciągałam po kolei wszystko co w niej było i selekcjonowałam, co się nadaje, a co nie. Na szczęście więcej ubrań szło do torby niż z powrotem do szafy.  – Ada, kiedy jedziecie do tej Serbii?
- Właściwie, to…. Za trzy dni! – ha, wiedziałam, że to poskutkuje! Przecież ją czekały znacznie większe przygotowania niż mnie. Jednak ten sposób był za sprytny i mnie przejrzała – Ale pytasz o to tylko dlatego, żeby wyciągnąć mnie z łóżka. Więc odpowiadam, że mam dużo czasu i chowam głowę pod poduszkę.
-… którą zabieram za sobą.  – jeden ruch i poduszka znalazła się na wierzchu pobieżnie spakowanego odpowiednika walizki.  – Wstawaj.
- Jesteś uparta, ciekawe po kim to masz?
- Po mnie! – krzyknął tata z kuchni. Ciekawe jakim cudem nas słyszał? Pokręciłam głową z niedowierzaniem, stwierdzając, że dzisiaj naprawdę wszystko jest możliwe.
***

piątek, 9 listopada 2012

"I tak minęło kilka miesięcy", czyli kawał czasu.



Po tygodniu spędzonym w towarzystwie bolącego gardła i mnóstwa lekarstw musiałam wrócić do szkoły. Miałam wielkiego stracha po tamtych ekscesach, ale przecież nie mogłam do końca życia siedzieć w domu. Wyszłam z domu z pozytywnym nastawieniem, które szybko zniknęło, gdy pojawiłam się pod szkołą. Sprawa ciągle była świeża i nie rozeszła się jeszcze po kościach, co sprawiało, że mogłam się spodziewać się wszystkiego. Jednak wcale nie okazało się tak źle jak przypuszczałam. Gdy weszłam do środka, wszystkie pary oczu zwrócone były na mnie, ale nie widziałam w nich żadnych negatywnych emocji. Próbowałam nie reagować na te setki spojrzeń i jakoś mi się to udawało. Owszem, zdarzyły się też takie jednostki, które patrzyły na mnie podejrzliwie, ale jakoś to przebolałam. Mogłam spokojnie znowu się wdrożyć w wir nauki i przygotowywać do matury, która stała się priorytetem. 

Dzień za dniem powoli mijały, afera powoli przechodziła w zapomnienie, ale zdarzały się wyskoki typu „Co z nową dziewczyną Bartka?” czy „Ich związek to już przeszłość?” na różnego typu portalach. Wtedy w naszym otoczeniu znowu pojawiały się szepty za plecami, pokazywanie palcami, ale jakoś mnie to nie obchodziło i sama byłam z tego powodu zaskoczona. Gdy to wszystko mnie nie dotyczyło, wspomnienie takiej sytuacji wywoływało u mnie dreszcze, zaczynałam się bać co bym zrobiła na samą myśl. A teraz jakoś było mi to obojętne. Liczyło się to, o czym wiedzieliśmy my, a nie inni. 

Po tamtej wizycie w moim mieszkaniu, siatkarze nie odzywali się zbyt często, bo zwyczajnie nie mieli na to czasu. Jednak gdy tylko trochę go znaleźli, zawsze o nas pomyśleli. I płacili potem wysokie rachunki za telefon. Więc trzeba było wymyślić jakiś inny sposób. Z pomocą przyszła nam technika, w postaci Skypa. Mogliśmy rozmawiać ze sobą bez ograniczeń, a na dodatek było bardziej śmiesznie. Bo jeżeli przypadkiem w towarzystwie Bartka pojawiał się jakiś kolega z drużyny, to działy się różne rzeczy. Często łączyłam się nie tylko z Bartkiem, ale i z resztą drużyny. Raz nawet zdarzyło mi się zadzwonić do nich bezpośrednio przed meczem, kiedy siedzieli w szatni. Rozmowa trochę ich rozluźniła, tak jak i żarty – przeważnie któregoś z Serbów albo Michała Winiarskiego. Wcześniej bym nie przypuszczała, że to rzeczywiście taki dowcipniś! 

I tak minęło kilka miesięcy – bez żadnych meczy na żywo, bez spotkań z siatkarzami. Przyszedł maj, a z nim matura. Te miesiące minęły zaskakująco szybko przynosząc z dnia na dzień coraz więcej stresu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to najważniejszy moment, który zaważy na mojej przyszłości. Najtrudniejsze decyzje miałam już za sobą, teraz musiałam zrobić pierwszy krok w kierunku ich zrealizowania. Dodatkową motywacją było to, że być może po wszystkich egzaminach, uda nam się spotkać. Mnie i Bartkowi. Po prawie czterech miesiącach dzwonienia do siebie, pisania smsów. Mówił mi o wszystkim, tak samo ja jemu, co miało sprawić wrażenie kontaktu twarzą w twarz. Jednak za każdym razem, kiedy go słyszałam czy widziałam na ekranie monitora, wiedziałam, że go nie ma. Czasem nawet zadawałam sobie pytanie do czego to ma prowadzić? Miałam wątpliwości, że mówi prawdę, czułam, że coś ukrywa. Na przykład to, że się z kimś spotyka. Ale nie mogłam mieć do niego żadnych pretensji, bo to była tylko zwykła znajomość. Przynajmniej tak ustaliliśmy na początku, przyjaźń. Jednak z mojej strony sytuacja zaczęła się komplikować. Zaczynałam za nim tęsknić, mój nastrój często zależał od tego, czy się kontaktowaliśmy. Nie mogłam mu tego powiedzieć, bo wiedziałam jak zareaguje. Bałam się, że zerwie nawet tą nić przyjaźni.
Przed samą maturą, dosłownie kilka dni przed pierwszym egzaminem, połączył się ze mną na Skypie. Nie był sam. Oprócz niego zobaczyłam Serbów, Pawła Zatorskiego, a nawet sympatycznego Hiszpana i Michała Winiarskiego. Przez myśl mi nie przeszło, że tyle ich może się zmieścić w jednym, małym okienku. Życzyli powodzenia, trafnych ściąg i zapraszali do siebie. Wszyscy oprócz Bartka. Kiedy poruszyli ten temat, przyjmujący ulotnił się z pokoju, pod pretekstem pójścia do toalety. Było to z jego strony bardzo jednoznaczne zachowanie, nie chciał się ze mną spotkać. Oczywiście starałam się udawać, że jego zachowanie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia i dalej się śmiałam, rozmawiając z resztą. Jednak niedosyt pozostał. 

Niedługo po tej rozmowie, przyszła do mnie Ada. W wręcz doskonałym humorze, uśmiechnięta od ucha do ucha. Gdy tylko wpuściłam ją do domu, poznałam jej powód do radości. Pomiędzy nią a Aleksem układało się świetnie. Oboje nie widzieli świata bez siebie, co naprawdę mnie cieszyło. Powiedziała mi, że Alex obiecał jej wycieczkę do Serbii po egzaminach.
Nie mówiłam Adzie nic na temat swoich uczuć do Bartka, bo nie chciałam, żeby się tym przejmowała. Choć w pewnych momentach zdawało mi się, że i tak o wszystkim wie. Na przykład wtedy, kiedy nie powiedziała mi nic o spotkaniu z Alkiem. A po za tym zauważyłam, że zaczęłam się bać tego, co mówię, bo wiedziałam, że powie o tym Aleksowi. Może dlatego nie powiedziałam jej wszystkiego wprost.
A Adrian zaczął dorastać. Tak, też w to nie wierzyłam, ale rzeczywiście się zmienił. Nie był już tak nieporadny jak przedtem, zmężniał trochę i zaczął się uczyć. Jednak dla nas dalej był tym kochanym chłopcem, który potrzebował naszej pomocy. Wprawdzie już nie tak często, ale zawsze.
W trakcie egzaminów nie kontaktowałam się z Bartkiem ani żadnymi innymi siatkarzami, nie chcąc zakłócać sobie jasności umysłu. Po ostatnim egzaminie, umieszczając na facebooku wpis „najgorsze za mną”, odetchnęłam głęboko, zdając sobie sprawę, że już po wszystkim. Po rozwiązaniu sprawy z byłą dziewczyną Bartka, nie musiałam się już obawiać, że ktoś zacznie mówić coś niemiłego na mój temat. Mogłam spokojnie wrócić do sieci i niczym się nie przejmować.
Czekałam aż Bartek się odezwie, dobrze wiedział, kiedy mam ostatni egzamin. Jednak jakoś mu się do tego nie piliło. Nie chciałam odzywać się pierwsza, bojąc się, że się nie chcący zdradzę. Uświadomiłam sobie, że być może to ostatnie momenty, kiedy mogę mówić o Bartku jako swoim przyjacielu. Już mu nie zależy, myślałam za każdym razem, kiedy spoglądałam na swój telefon. Tłumaczyłam sobie, że może nie mieć czasu. Sezon wprawdzie się skończył, ale miał niecałe trzy tygodnie urlopu, bo dostał powołanie do kadry na Ligę Światową, prawdopodobnie na Igrzyska w Londynie. Ale mimo wszystko czekałam, mając nadzieję, że jeszcze coś dla niego znaczę, że to dalej ten sam facet, który kilka miesięcy temu siedział ze mną w jednym pokoju i żartował.
Któregoś dnia się doczekałam. Siedziałam rano na balkonie, jedząc śniadanie, kiedy zadzwonił telefon. Słońce oślepiło mi na chwilę oczy i nie mogłam dostrzec na wyświetlaczu, kto dzwoni.
- Cześć, Idi. – zaczął się tak do mnie zwracać któregoś razu, a mnie się to spodobało. I tak już zostało.
- Cześć, fajnie, że dzwonisz.  
- Jak ci poszły egzaminy?
- Zobaczymy w lipcu, jak odbiorę wyniki. Co u ciebie?
- Właśnie się pakuję. Jutro jedziemy do Spały na zgrupowanie.
- Już jutro? Myślałam, że macie jeszcze wolne.
- Bo mamy, ale stwierdziliśmy, że dobrze nam to zrobi.
- Aha. – nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Cały czas liczyłam, że jednak uda się nam spotkać, chociaż na chwilę, ale widocznie się pomyliłam. Wszystko stało się już dla mnie jasne, nie potrzebowałam żadnych dopowiedzeń.
- A ty wybierasz się gdzieś odpocząć?
- Niespecjalnie. Miałam pewne plany, ale niestety już są nieaktualne. Wiesz, przepraszam, ale muszę kończyć. Nie mogę teraz rozmawiać, pa.
Nie mogłam dłużej ciągnąć tej bezsensownej rozmowy, bo zaczął łamać mi się głos. Przeklinałam siebie za bezgraniczną naiwność i głupotę. Jak w ogóle mogłam wierzyć, że z tej znajomości może coś wyniknąć? Weszłam do domu, zamykając się w pokoju. Dlaczego znowu miałam przez niego płakać?
- To przecież zupełnie obcy facet. Co z tego, że dzwonił, że pisał, że mówił mi o wszystkim i poznałam go na wylot? Przecież i tak ma mnie gdzieś.
- Ida, Adrian przyszedł! – usłyszałam z przedpokoju głos mamy. Szybko otarłam oczy i wyszłam do nich. Nie ukrywałam, że dziwi mnie jego obecność. Zwłaszcza, że było jeszcze wcześnie.
- Pomyślałem, że masz ochotę na małą wycieczkę.
- To znaczy gdzie?
- Paweł do mnie zadzwonił, powiedział, że sam trener zaprasza nas do Bełchatowa.
- To on o nas jeszcze pamięta?
- Dlaczego miałby zapomnieć o największych kibicach swojego klubu? Zabierz kilka rzeczy i jedziemy po Adę. Od wczoraj siedzi jak na szpilkach.
Właściwie nie miałam ochoty tam jechać. Sytuacja z Bartkiem wydawała mi się jasna, nie chciał mnie widzieć. Ale w końcu nie jest jedynym zawodnikiem Skry. W klubie oprócz niego jest jeszcze wiele osób, które bardzo polubiły mnie i moich przyjaciół, więc dlaczego miałabym ich nie odwiedzić?
Wzięłam potrzebne rzeczy i za kilka minut mogliśmy ruszać.
***
- Mówiłam ci, że powinniśmy skręcić w lewo! Widzisz? Trzeba było mnie słuchać, inaczej nie złapałbyś gumy. Jak w ogóle można nie wozić ze sobą zapasowego koła? – z nami nigdy nie będzie całkowicie normalnie. Wybierając się gdzieś z naszą trójką, decydowało się zawsze na pełną przygód podróż. Tym razem nasz nierozgarnięty kolega, posiadający prawo jazdy, złapał gumę. Na dodatek, w połowie drogi zepsuł się gps i musieliśmy zdać się na własną orientację w terenie. A że nie mieliśmy zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy, to byliśmy w dupie.
Stanęliśmy na środku drogi, pomiędzy polem kukurydzy i pszenicy. Przynajmniej tak określił to nasz małpi specjalista. Ja bym określiła to zupełnie inaczej i tak też zrobiłam.
- Jesteśmy pośrodku pustkowia. Na dodatek na jakiejś mało używanej drodze. Jest południe, afrykański upał i kończy nam się woda.
- A w okolicy nie widać żadnego człowieka. Już nigdzie z tobą nie jadę! Przez ciebie spóźnię się na spotkanie z Alexem! – jak zawsze spokojna, opanowana Ada, tym razem chodziła wściekła jak osa. Jakbyśmy zamieniły się rolami. Tym razem ja wykazałam się cierpliwością i opanowaniem, a ona na wszystko i wszystkich narzekała. Jednak Adrian, doświadczony specjalista, całkowicie ją ignorował, próbując jakoś rozwiązać nasz problem.
- Daj mu spokój. Lepiej chodź i usiądź tu ze mną.  – miałam szczęście, że mnie posłuchała. Usiadła obok mnie na masce samochodu i na chwilę zamilkła.
- Dobrze wiesz, że mi na tym zależy. Nie widziałam się z nim od tamtego meczu.
- Nie ściemniaj. Wiem, że się z nim spotkałaś. Co najmniej dwa razy. Przecież wiesz, że mnie trudno oszukać.
- Nie chciałam cię denerwować, bo ty nie mogłaś spotkać się z Bartkiem. Dlatego nic ci nie powiedziałam.
- Powiedz chociaż jak się wam układa.
- Na początku trochę się bałam jak to będzie..
- Na początku to opieprzałaś mnie za każdym razem, kiedy twierdziłam, że coś z tego będzie…
- Oj, nie przerywaj mi! Gdy przyjechali wtedy do ciebie, to cały czas rozmawialiśmy. O wszystkim, nawet o pogodzie i o dziwo znaleźliśmy dużo rzeczy, o których mogliśmy rozmawiać. Siedzieliśmy w tej kuchni, patrząc i słuchając siebie nawzajem. Czas minął zaskakująco szybko, jak zniknął z pola widzenia, zaczął się nieskończenie dłużyć. Dzwonił nawet kilka razy dziennie, opowiadając mi, co się u niego dzieje, a ja za każdym razem uświadamiałam sobie, że jestem cholerną szczęściarą. Aż po kilku dniach, może po tygodniu, kiedy zadzwonił, powiedział mi, że musi się ze mną zobaczyć. Był strasznie poważny, wystraszyłam się, że coś się stało. Przyjechał do mnie, spotkaliśmy się w mieście. I zaraz na początku powiedział, że ma dość docinek Konstantina i za mną tęsknił.
- Historia jak z bajki. 
- Masz rację. A potem już było tylko lepiej. Nie mówiłam ci też, ale zaproponował mi, żebym pojechała z nim do Serbii. Zgodziłam się.  – nie widziałam jej dawno takiej szczęśliwej. Oczy zalśniły nieznajomym blaskiem, uśmiech nie schodził z twarzy. Przynajmniej im się udało, ja musiałam się zadowolić tym co mi pozostało.  – A co z tobą i Bartkiem? – zapewne oczekiwała równie zaskakującej historii z mojej strony, ale musiałam ją rozczarować. Nie miałam tyle szczęścia, co ona.
- Zadzwonił dzisiaj rano i dał mi do zrozumienia, że nie chce się ze mną spotkać. Widocznie odpowiada mu obecny stan rzeczy.  – wydawała się być zaskoczona tym, co powiedziałam. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie dziwię się. Właśnie opowiedziała przyjaciółce jaka jest szczęśliwa, podejrzewając, że ma się tak samo dobrze jak ona. A okazało się kompletnie na odwrót. Zeskoczyłam z maski, próbując nie wracać myślami do tamtej rozmowy. Podeszłam do Adriana, który rozmawiał z kimś przez telefon. Akurat zakończył rozmowę.
- Pomoc drogowa będzie za piętnaście minut i zabierze samochód do warsztatu. A po nas ma ktoś przyjechać.
- Kto?
- Paweł nie da rady, bo załatwia jakieś sprawy na mieście, ale wyślą kogoś wolnego. Stało się coś?
- Nie, czemu tak sądzisz? Wszystko w porządku. To przez ten upał.
- Poprosiłem, żeby przywieźli coś do picia, bo inaczej uschniemy.
***
Jakiś czas później pojawiła się pomoc drogowa i odholowała samochód do warsztatu, a my dalej czekaliśmy na naszego wybawcę. Jednak nikt nie nadjeżdżał. Zaczynaliśmy się trochę niecierpliwić, bo podobno nie byliśmy daleko od Bełchatowa.
- Widocznie wszyscy są zajęci. Przecież jutro większość wyjeżdża do Spały.
Nie przejmując się już niczym i mając wszystko w czterech literach, położyłam się na małym trawniku przy drodze. Byłam już tak zmęczona siedzeniem na słońcu w taki upał, na dodatek strasznie chciało mi się pić. Ada usiadła obok mnie, opierając się o moje nogi i zaczęła mi się przypatrywać. Wiedziałam, że chodzi jej o naszą rozmowę.
- Może nie powinnam jechać z Alkiem? Nie chcę zostawiać cię samej, bo widzę, że nie jest z tobą najlepiej.
- Daj spokój, chcesz dla mnie zrezygnować ze swoich marzeń? No wybacz, ale będąc na twoim miejscu, nie wahałabym się ani chwili i pojechałabym do Serbii. Nie przejmuj się mną.
- Nie udawaj, że nic się nie zmieniło. Tobie nie pasuje taki układ, prawda?
- To nie ma nic do rzeczy, jakoś przeżyję.
- Tak, na pewno. Rycząc w poduszkę i zamykając się w pokoju. To może ty pojedziesz z nami? Alex na pewno się zgodzi, z resztą Cupko też wraca.
- Nie chcę wam przeszkadzać. Nic mi nie będzie, nie musisz się martwić.
- Dziewczyny, chodźcie!
Podniosłam głowę z ziemi i zobaczyłam, że przyjechał jakiś samochód. Ada pomogła mi wstać i poszłyśmy do Adriana. Gdy podeszłyśmy bliżej, bez problemu rozpoznając naszego nowego kierowcę.
- Przepraszam, że tak późno, ale był jakiś wypadek w mieście i zrobiły się straszne korki, a na dodatek zostawiłem w domu telefon.
Czy spodziewałam się, że to akurat on po nas przyjedzie? Chyba nie. Liczyłam, że Paweł przyśle kogoś mniej zapracowanego niż Bartek Kurek. Wsiadłyśmy razem z Adą na tyle siedzenie, Adrian siedział z przodu.
- Bartek powiedz, że dali ci coś do picia, błagam. – usłyszałam rozpaczliwy głos Ady po jakiś pięciu minutach jazdy.
- Za moim siedzeniem jest torba, tam są butelki.  – kątem oka widziałam, jak spogląda w lusterko, ale tylko na chwilę. Sięgnęłam pod siedzenie, bo miałam bliżej i podałam Adzie butelkę. Sama też wzięłam jedną i powoli sącząc wodę, patrzyłam przez okno. Zastanawiałam się, czy cały czas będzie się tak zachowywał. Nawet się ze mną nie przywitał, co chyba zabolało najbardziej. Starałam się myśleć o wszystkim, byle nie o nim, ale z trudem mi to przychodziło.
Od tamtego pustkowia rzeczywiście do Bełchatowa był tylko kawałek drogi, co bardzo mnie ucieszyło. Nie musiałam dłużej znosić milczenia, które panowało między nami i w końcu mogłam zejść mu z oczu, bo tego pewnie chciał. Wysiedliśmy pod bełchatowską halą i weszliśmy do środka. Bartek zaprowadził nas do jakiejś Sali konferencyjnej położonej w odrębnym budynku.
- Za chwilę, wszyscy przyjdą. – usiadłam na jednym z krzeseł, opierając się rękami o wielki stół. Całe szczęście mieli tu klimatyzację i nie musiałam się męczyć z powodu upału. Przymknęłam na chwilę oczy, kiedy usłyszałam, że ktoś siada obok mnie. Otwarłam powieki, żeby sprawdzić kto to, jednak obok mnie nikt nie siedział. Za to przede mną usiadł Bartek. Całkiem bez słowa, tylko patrzył się na mnie, co sprawiło, że zaczęłam się denerwować. Z drugiej strony, za tym tęskniłam, za jego obecnością. Jednak gdy tylko o tym pomyślałam, odgoniłam te myśli od siebie, przypominając sobie też, że on mnie tutaj wcale nie chce. Odwróciłam wzrok, bo do pomieszczenia właśnie ktoś wszedł. Na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłam idącego w moją stronę Konstantina z szeroko rozłożonymi ramionami. Wstałam od stołu i zaczęłam witać się z Serbem.
- Nareszcie jesteś! Nawet nie wiesz, jak dobrze cię widzieć po tylu miesiącach!
- Stęskniłam się trochę za wami.
- Tylko trochę? – udał, że robi smutną minę, ale i tak długo nie wytrzymał. Gdyby mógłby oddać mi choć trochę jego pozytywnej energii…
- No dobra, więcej niż trochę.  – uściskałam go mocno, po czym zostałam dostarczona w ramiona drugiego Serba, który zjawił się obok nas.  – Z tobą się nie będę tak obściskiwać, bo jeszcze Ada będzie zazdrosna.
- Jak ty się nie chcesz do mnie przytulić, to ja się do ciebie przytulę! O!
- Nasza największa, chorowita fanka! Chodź się przywitać z hiszpańskim wujkiem. – kontakt z Falascą złapałam stosunkowo niedawno, któregoś dnia, kiedy łączyłam się z Bartkiem przed Skypa, mieliśmy okazję porozmawiać i jakoś przypadliśmy sobie do gustu. A wujkiem nazwał się ze względu na dość dużą różnicę wieku.
- Na szczęście ostatnio chorowałam na waszym meczu – będąc ściskana przez Miguela zobaczyłam jak Adrian rozmawia z Mariuszem Wlazłym i Michałem Winiarskim, po czym panowie siedli do stołu. W Sali pojawiało się coraz więcej osób, nie tylko siatkarzy, ale też i sztabu. Większość z nich kojarzyłam z meczów czy osobiście poznałam. Tak jak pana medyka, który pomachał mi, jak tylko mnie zobaczył. Ale to i tak nie wszystko. Jako ostatni pojawił się Nawrocki, z uśmiechem na ustach przywitał wszystkich i dał znać, żebyśmy zajęli miejsca przy stole. Z racji tego, że było nas zdecydowanie więcej niż samych miejsc, nie dla wszystkich ich starczyło. Między innymi ja nie miałam gdzie usiąść, ale szybko z tego problemu wybawił jeden z Serbów, który siedział na moim poprzednim miejscu. Tak więc usiadłam mu na kolanach, kompletnie nie zwracając uwagi na Bartka, który siedział naprzeciwko nas, co było naprawdę bardzo trudne.
Po przemowie pana trenera i przywitaniu się nastąpiło krótkie podsumowanie sezonu, który dla Skry należał do jednego z lepszych. A potem, ku naszemu zaskoczeniu, musieliśmy się pożegnać. Oczywiście powód był oficjalny był jeden – jutrzejszy wyjazd do Spały. Ale nieoficjalnie mówiło się w stolikowym gronie o jakiejś małej imprezie. Jednak nie było mi dane poznać szczegółów.
- Oczywiście idziecie teraz z nami?  - usłyszałam cichy głos Konstantina – Mamy rodzynki na stanie. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jeszcze ich nie zjedliście? Myślałam, że znikną w mgnieniu oka.
- I zniknęły. Wręcz zmusiliśmy trenera, żeby zamówił ich więcej. To jak, idziecie?
- Myślę, że i tak nie mamy wyjścia. Tylko zdradź mi gdzie pójdziemy – nasza rozmowa toczyła się w konspiracji przed wszystkimi, może dlatego, że pan trener nie skończył jeszcze mówić.
- Oczywiście, że do nas. Musisz wiedzieć, że jak impreza, to tylko u nas.
***
I poszliśmy na tą imprezę do Serbów. A za nami przyszedł prawie cały klub, co sprawiło, że mieszkaniu zrobiło się trochę gorąco i ciasno. Wokół kręciło się też dużo nieznanych mi osób, których pierwszy raz widziałam na oczy. Próbowałam w tym tłumie znaleźć Adę, ale nie mogłam jej nigdzie wypatrzeć. Tak jak Alka, z resztą. Pewnie się gdzieś razem zakamuflowali. Takim sposobem wpadłam z towarzystwo Pawła Zatorskiego, który siedział razem z Michałem Winiarskim i Adrianem.
- Macie jakieś plany na długie wakacje?
- Na najbliższy miesiąc nie. Oprócz oglądania meczy Ligi Światowej. Ida, ty też siedzisz w domu, nie?
- No tak, czym skazuję się na twoje wieczne odwiedziny. – towarzystwo zaśmiało się widząc minę Adriana – Przecież nie narzekam. A po za tym będziesz jeszcze robił zdjęcia, prawda?
- Zajmujesz się tym profesjonalnie? – zainteresował się Winiarski.
- Powiedzmy, że pół – profesjonalnie. Bardzo to lubię, a że mi wychodzi…
- Ej, Paweł, to może oni pojadą z nami, co?
Wywaliliśmy oczy jak spodki i pierwsze, co przeszło nam przez myśl to to, że sobie z nas żartuje. Ale żadnemu z nich nie było do śmiechu. Patrzyłam to na jednego, to na drugiego, ale obaj mieli poważne miny. Czułam, że Adrian łapie mnie za rękę, dość mocno nawiasem mówiąc. Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- No co? Zaczęłaś się zsuwać na ziemię.  – otrząsnęłam się szybko, jeszcze raz przetwarzając informacje.
- Zaraz, jeszcze raz. Chcecie, żebyśmy pojechali z wami do Spały? Z reprezentacją?
- Tak, a co? Przecież mówiliście, że nie macie planów, to.. A po za tym chyba się znamy, nie?
- I dla was to takie.. oczywiste jest?
- A ma nie być oczywiste? Wy ludzie, my ludzie, dogadujemy się i jest fajnie. Nie, Winiar?
- Potwierdzam. I obiecuję, że nudno nie będzie – jego twarz przybrała złowieszczy wyraz, po czym jej właściciel zaczął zacierać ręce. Paweł machnął ręką.
- Nim się nie przejmujcie. Jak tylko zaczyna się sezon, to kolega nam trochę szaleje, ale nie wymaga to specjalistycznego leczenia. Chociaż jakby się przyjrzeć dokładniej to…
- Zator, skończ.  – poważna mina wróciła na swoje miejsce, ale jakoś nie przekonał mnie, że na długo.  – Jedziecie?
Spojrzałam jeszcze raz na Adriana, chcąc potwierdzić swoją decyzję. On chyba chciał zrobić to samo, więc nie pozostało nam nic innego, tylko pokiwać głową, na znak, że z przyjemnością z nimi pojedziemy.
***

Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie było kolejnej części, ale nie miałam jak jej dodać. Zostawiłam laptopa w Krakowie razem z Wiśnią i zapomniałam skopiować na pedriva! Ale za to teraz dodałam więcej niż zazwyczaj ;)
Pozdrawiam!