UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 29 listopada 2012

"-Co ci trener zawsze powtarzał? Inteligencja Bartman, inteligencja!"



Zadziwiające było to, że naprawdę do tej Spały dotarliśmy. Co z tego, że była czwarta nad ranem, lało jak z cebra i Adrian zasypiał na stojąco? Ważne, że stanęliśmy przed ośrodkiem cali i zdrowi. Jak na nas, to był naprawdę wielki wyczyn. Z naszych prywatnych, konspiracyjnych obliczeń wynikało, że panowie już przebywają w ośrodku. Jednak nie chcieliśmy, żeby nas wzięli za jakiś porombańców, którzy dzwonią do nich nad ranem i proszą, żeby im otwarli drzwi. Poinformowani byliśmy o tyle, o ile, że nasz pokój już na nas czeka, całkiem niedaleko od najważniejszego pokoju w ośrodku. Pytanie pozostawało, kto ten pokój zajmował? Jednak tego już nam Paweł nie powiedział. Próbowaliśmy się domyślić, stawiając na Pawła Zagumnego czy Krzyśka Ignaczaka, ale nie byliśmy w stu procentach pewni.
Więc czekaliśmy grzecznie w samochodzie przed ośrodkiem, aż wybije godzina siódma rano. Wtedy panowie mieli schodzić na śniadanie, więc przy okazji mogliby dać nam klucz od pokoju. Z racji tego, że Adrian spał o tej porze jeszcze jak zabity, musiałam sama się tym zająć. Wygrzebałam mu z kieszeni telefon i wybrałam z kontaktów numer Zatora.
- Witam zacnego kolegę!
- Zacną koleżankę, Pawełku. Zacny kolega śpi, a ja pomyślałam, że byłbyś może tak dobry i dał nam klucz do pokoju.
- Będę tak wspaniałomyślny i wydam jakże ważny klucz. Gdzie teraz jesteś?
- Aktualnie otwieram drzwi od samochodu i wysiadam. Kurde, wpadłam do kałuży! – po drugiej stronie usłyszałam głośny śmiech – Lepiej się nie śmiej, bo poznasz moją drugą twarz.
- Masz dwie osobowości?
- Tak, a jedna z nich do seryjny zabójca. Idę do ośrodka.
Trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam, chcąc obudzić śpiącego księcia. Efekt był jaki był, Adi się zerwał i uderzył się o coś w głowę. Zostawiłam go samego i podążyłam do ośrodka, próbując zapomnieć, że przed chwilą całkowicie przemoczyłam sobie buty. Weszłam głównymi drzwiami, uśmiechając się do pani w recepcji. Stanęłam sobie pod bliżej nieznanym mi gatunkiem wielkiego kwiatka, przypominającego drzewo.
- Misiek, patrz! Tej rzeźby tu wczoraj nie było!
- Ech, Zibi, trzeba było tyle nie pić, to byś ją zauważył – odwróciłam się w kierunku głosów, widząc dwójkę przyjaciół z Jastrzębskiego Węgla.
- Chyba obaj wypiliście za dużo, bo stoję tutaj góra pięć minut. Nie widzieliście może Pawła Zatorskiego? – starałam się zachować normalnie, jakby każdy zwykły człowiek porównywał mnie do rzeźby stojącej w spalskim ośrodku. Próbowałam też nie zwracać uwagi na to, że panowie prawdopodobnie byli na kacu pierwszego dnia zgrupowania.
- A co ty chcesz od Pawła? – zapytał Zibi z wielkim zdziwieniem. Wypuściłam głośno powietrze, po czym udzieliłam mu, mam nadzieję, satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Klucz do pokoju.
- Będziesz mieszkać z Pawłem?! – tym razem zadali pytanie obaj równocześnie. Całe szczęście, że obiekt, którego poszukiwałam, właśnie pojawił się na horyzoncie i nie musiałam odpowiadać na więcej ich pytań. Wyminęłam ich bez słowa i podeszłam do Pawła, który już machał mi na powitanie.
- Wiesz, myślałam, że oni są bardziej inteligentni – powiedziałam, wskazując na dwóch przyjmujących, którzy wgapiali się we mnie z otwartymi ustami. Paweł wzruszył ramionami.
- Impreza była wczoraj. Muszą się trochę otrząsnąć.
- Masz na myśli, wytrzeźwieć?
- Ciii! – zatrzymał się, rozglądając po korytarzu. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale jak dotarliśmy do pokoju, wszystko mi wytłumaczył.  – Bo się trener dowie. Muszą się otrząsnąć po podróży. – powtórzył jeszcze raz, bardzo powoli, chcąc podkreślić znaczenie powyższych słów.
- Ok, rozumiem. Tutaj mamy mieszkać? – wskazałam na drzwi, przy których stanęliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc numer tego pokoju. – I numer pasujący do nas. Normalnie samo zło.
- Tak, to tu. Mam pokój razem z Kłosem, 62. Teraz muszę uciekać na śniadanie, wydają do dziewiątej, więc nie musisz się spieszyć – ostatnie zdanie mówił już w biegu, dziwniej wymachując ręką. Wzruszyłam tylko ramionami i otworzyłam pokój.
Zakwaterowano nas w całkiem przyjemnym miejscu. Pokój był dość duży, po lewej stronnie stały dwa pojedyncze łóżka, po prawej było wejście do łazienki i szafa. Bardzo podobna do tej z Opowieści z Narnii. Ale nie, nie przyszło mi do głowy, żeby szukać w niej bajkowej krainy. Był też balkon, połączony z wszystkimi na piętrze. Usiadłam na jednym z łóżek i uśmiechnęłam się sama do siebie. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
Drzwi się otwarły i wychyliła się zza drzwi czyjaś głowa. Konkretnie Michała Winiarskiego, który gdy mnie zobaczył trochę się speszył.
- Przepraszam, pomyliłem pokoje chyba – głowa zniknęła, po czym pojawiła się znowu – Ida! A gdzie Adrian?
- Prawdopodobnie siedzi w samochodzie i zastanawia się gdzie jestem. Przyjechaliśmy nad ranem i przespaliśmy się trochę w samochodzie.
- Szukałem Daniela, wydawało mi się, że tutaj wieczorem wchodził. Ale musiało mi się przywidzieć.
- Tak się zdarza, po imprezach zwłaszcza. Wiesz, pójdę chyba po Adriana. Jeszcze wpadnie w paranoję – właśnie miałam wychodzić z pokoju, kiedy szafa nagle zaczęła się niepokojąco trząść. Odskoczyłam jak oparzona w kąt, nie chcąc wiedzieć, dlaczego tak się stało. Za to Michał wszedł do pokoju, mrucząc coś pod nosem i otwarł straszącą szafę. A z szafy wypadł Daniel. Moje oczy zapewne zwiększyły swoje rozmiary co najmniej do wielkości talerzyków deserowych, gdy zobaczyłam środkowego na podłodze. Pliński wstał, lekko się otrząsnął i wpadł w konsternację, gdy mnie zobaczył. Po czym podrapał się jedną ręką po głowie, a drugą mi pomachał. I obaj z Winiarskim zniknęli mi z pola widzenia. Przetarłam oczy, sprawdzając czy to aby nie jakiś żart i sama opuściłam pokój. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na klucz, nigdy nie wiadomo co mogłabym znaleźć w  szafie jak przyjdę.
Wyszłam przed budynek, widząc, że Adrian wysiadł z samochodu i chyba nie mnie czeka. Zawołałam go i pokazałam, żeby przyszedł. Wyciągnął nasze torby z bagażnika i zaczął iść w moim kierunku.
- Zastanawiałem się, gdzie poszłaś. Chciałem nawet do ciebie zadzwonić, ale widziałem, że dzwoniłaś do Pawła, więc postanowiłem poczekać.
- I dobrze zrobiłeś.
- Co ty taka zdenerwowana? Masz minę jakbyś ducha zobaczyła.
- Tak, przed chwilą wylazł z naszej szafy. Choć nie do końca był duchem. – nie miałam ochoty tłumaczyć mu tego wszystkiego od początku, z resztą sam też się tego nie domagał. Szliśmy tą samą drogą, którą prowadził mnie Paweł, mijając po drodze ludzi ze sztabu. Przynajmniej tak nam się wydawało, bo nie byli siatkarzami, a nosili koszulki reprezentacji.  
- Nie zdziw się, jak będą sią trochę dziwnie zachowywali. Muszą się otrząsnąć.  – otwarłam drzwi na naszego pokoju, na wszelki wypadek stanęłam na chwilę, nasłuchując czy nie dochodzą jakieś dziwne dźwięki. Zamknęłam za nami drzwi i usiadłam na łóżku. – Czyli wytrzeźwieć. Impreza była. Jak będziesz po za pokojami masz używać tych dziwnych określeń, żeby się trener nie dowiedział.
Rozpakowałam swoją torbę, zajmując jedną połowę szafy, po czym wyszłam na balkon. Mieliśmy całkiem ładny widok z okna, sama natura, bez śladów cywilizacji. Cisza i spokój. Nic dziwnego, że zawsze wybierali akurat tez ośrodek na zgrupowania. Podeszłam do barierki i trochę się wychyliłam, rozglądając na boki.
- Nie skacz!  - usłyszałam pisk z prawej strony. Ale nie taki zwykły, przeraźliwy pisk. Szybko odsunęłam się od barierki, bojąc się co tym razem zobaczę.
- Kto tam jest?! – krzyknęłam chowając się w głąb.
-Rudy, znaczy Kuba. A ty to kto?!
- Ida. Ze mną jest też Adrian. Nie zamierzałam skakać.
- Nie? Znowu wyszedłem na głupka…  - podeszłam bliżej barierki i popatrzyłam się w prawo. Zobaczyłam na balkonie, dwa pokoje dalej, Kubę Jarosza z zasmuconą minką. Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie prawda, to dobrze, że martwisz się o zdrowie innych ludzi. Nie musisz się przejmować.
- Fajnie, że tak mówisz. Skąd się tu wzięłaś?
- Twoi koledzy nas zaprosili, między innymi Zator.  – zobaczyłam w końcu uśmiech na twarzy rudego atakującego.
- To ty jesteś tą dziewczyną o której mówił Bartek! – tu mnie zaskoczył, nie przypuszczałam, że komukolwiek o mnie mówił. Chwilę potem usłyszałam jeszcze jeden głos dochodzący z pokoju Kuby.
- Jarski, z kim rozmawiasz?! Mówiłem, ci żebyś… - i zobaczyłam go na balkonie. Trochę zaskoczony, zamilkł – Cześć, Ida.  – uśmiechnęłam się niemrawo, machając w jego kierunku, po czym schowałam się do pokoju.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytał Adrian, wkładając ostatnią porcję ciuchów do szafy.
- Z Jaroszem. Trochę strachliwy człowiek, bał się, że wyskoczę. Fajny gość.
- Czemu tak szybko uciekłaś?
- A, zdawało ci się. Rozpakowałeś się już? Bo głodna jestem, na dole wydają śniadanie.
- Jasne, chodźmy. 

Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku z dwoma talerzami jajecznicy. Nie ukrywam, że byliśmy nie lada atrakcją dla zebranych wokół osób. Niektórzy jak nas zobaczyli, wręcz przestali jeść. Próbowałam zachowywać się swobodnie, żeby zjeść choć trochę, bo byłam bardzo głodna. Na całe szczęście, dla mnie oczywiście, na stołówkę wszedł ktoś, kto odwrócił ode mnie uwagę reszty. Na początku nie zwróciłam na niego większej uwagi, ale usłyszałam, że ten ktoś nuci Modern Talking. Zaczęłam się rozglądać i kogo ujrzały moje piękne oczy? Michała Ruciaka!
- Adek, patrz w prawo. – mieląc buźką, odwrócił głowę w kierunku pana Michała i o mało nie wypluł jedzenia z buzi. Czym oczywiście zwrócił na siebie uwagę.  – Dzień dobry! – postanowiłam się odezwać i jakoś uratować sytuację.  Michał Ruciak i reszta panów grzecznie odpowiedzieli, po czym do nas podeszli. Adrian akurat zdążył połknąć i wstał od stołu. – Nie chcieliśmy państwu przeszkadzać.
- To ja przepraszam, przecież on by się jeszcze przeze mnie udławił. Mówcie mi po imieniu, Michał – wysunął rękę w moją stronę.
- Ida.  – uścisnęłam jego dłoń i poczułam, że będę miała bardzo ciekawy dzień. Dlaczego? Bo bardzo trudno jest uwolnić się od nucenia Modern Talking! – Zaraziłeś mnie! – pozostali spojrzeli na mnie z przerażeniem, jednak najbardziej przerażony był Ruciak, który ciągle nucił Modern Talking.
- Jezus Maria, czym?
- Zaczynam nucić Modern Talking….
- Boże, ty też? Przepraszam, nie chciałem…
- Nie szkodzi, jakoś dam radę. Z czasem przejdzie.
- Po prostu obudziłem się dziś rano i to już tam było, od tamtego momentu słyszę non stop Szeri, Szeri Lejdi.
Towarzystwo przyglądało się nam z zaciekawieniem i dziwnym wyrazem twarzy. A Adrian śmiał się, od tak. Ale tak naprawdę to tylko on zdawał sobie sprawę z powagi tej sytuacji.
- Wiesz Michał, bo jak jej zacznie jakaś melodia chodzić po głowie, to czasem nawet kilka dni ją trzyma. – odezwał się już całkiem poważnie Adrian, czym wprawił Rucka w wielkie zdziwienie. Przyjmujący rozdziawił paszczę i zaczął się we mnie wpatrywać. Po czym klepnął się ręką w biodro i wygłosił już wcześniej usłyszane zdanie
- Boże, ty też?! – tylko tym razem trochę głośniej i z większym przejęciem. – Nigdy nie myślałem, że spotkam jeszcze kogoś takiego jak ja. Mogę cię uściskać? – i tak, proszę państwa, zostałam uściskana przez Michała Ruciaka – przyjmującego reprezentacji Polski. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy to rzeczywiście siatkarze czy ich genialne sobowtóry. Ale gdy zobaczyłam Bartka, doszłam do wniosku, że to jednak oni. Gdy zobaczył, że stoję w otoczeniu grupki osób, przyglądnął się nam, po czym dosiadł się do stolika przy którym siedział jakiś siatkarz. Jednak nie mogłam rozpoznać kto to, bo siedział do nas tyłem. Bartek zaczął z nim rozmawiać i kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Za to Michał aż za nadto. – Może się przejdziemy i porozmawiamy, co? Bo może jest więcej rzeczy, które nas łączy? – nie mogłam odmówić, bo czułam, że gdybym to zrobiła, to złamałabym biedakowi serce. W sensie, że by się załamał. Więc poszłam, choć naprawdę nie chciałam z nim iść. Zaczynałam się bać, ale dzisiaj sprzyjało mi szczęście. Zadzwoniła Ada.
- Przepraszam cię, ale muszę odebrać, bo to pilny telefon. Może innym razem, co? – Michał zrozumiał i odpuścił, a koledzy zabrali go na trening. Usiadłam z powrotem przy stole, odetchnąwszy z ulgą.  – Halo?
- No opowiadaj! Poznałaś już kogoś?
- Wiesz, nie za bardzo mogę ci wszystko opowiedzieć, bo jestem… w miejscu publicznym. Jak zadzwonisz wieczorem, to wszystko ci opowiem. Ale uwierz mi, nudzić to my się tu nie będziemy.
- A znalazłaś paczkę ode mnie? – zmarszczyłam brwi.
- Nie? A zostawiłaś mi coś?
- Po lewej stronie zapakowałam ci taką białą reklamówkę z ciekawą zawartością.
- Rzeczywiście, było coś, ale nie zaglądałam. Powiedz mi, co tam jest.
- Nie, nie powiem. Musisz sama sprawdzić, bo inaczej od razu byś zaczęła na mnie krzyczeć. A teraz się żegnam, bo sama muszę się pakować. Paaa. – i tyle jej było. A mojej głowie nadal królowało Modern Talking…
- Idę się przebrać. Zostajesz?  - kiwnął głową, wsuwając dalej. Tym razem, już z mojego talerza.
Zostawiłam go przy stoliku i poszłam do pokoju. Pierwsze co chciałam zrobić, to sprawdzić tą przesyłkę od Ady. Otwarłam szafę i wyciągnęłam ową reklamówkę. Gdy zobaczyłam co jest w środku, zrozumiałam dlaczego miałabym na nią krzyczeć. Bo po co mi czarne szpilki? No po jaką cholerę? Jednak oprócz nich, było tam jeszcze małe zawiniątko. W kontekście dzisiejszego dnia, pasowało jak ulał. Choć ubolewałam, że akurat teraz to znalazłam. Mianowicie to zawiniątko, to była moja koszulka z guziczkami w kolorze…. Wiśniowym. Tak. Wiśniowym. Ale cóż, było ciepło, więc postanowiłam ją ubrać. Szpilki schowałam głęboko do szafy i to jeszcze po stronie Adriana.
Nucąc sobie Modern Talking, wyszłam z pokoju i wpadłam na swojego przyjaciela, który zadowolony masował się po brzuszku, miał mały rozumek, ale nie był misiem. Już chciałam mu dogryźć, czemu nie ma go na dole i nic nie je, ale zostałam zaskoczona.
- To, proszę państwa, będą moi pomocnicy! Ta piękna niewiasta po prawej stronie, w czerwonej koszulce, to Ida, a ten średniej jakości przystojniak, to Adrian. Przyjechali razem z nami, bo pięknie kibicowali naszej Skrze Bełchatów i przypadli zawodnikom do gustu. Jednym bardziej, drugim mniej. Powiedzcie coś do kamery. – przez Krzysia Ignaczaka, biegnącego z kamerą.
- Ta koszulka jest wiśniowa i mam na myśli tylko kolor – powiedziałam tak dlatego, że na horyzoncie zobaczyłam Łukasza Wiśniewskiego. Jeszcze Igła by sobie jakąś historię dorobił. Łukasza stanął obok nas, machając do kamery, po czym się nam przedstawił.
- Wiśnia. – o mało nie parsknęłam śmiechem.
- Ida.  – następnie wyciągnął rękę w kierunku Adriana.
- Wiśnia.
- Czereśnia.  – Igła zaczął się tak śmiać, że mało brakowało, a spadłaby mu kamera. Ja z wrażenia oparłam się o ścianę, a Łukasz nie wiedział, co ma powiedzieć i trochę się speszył.  – Sory, wymsknęło mi się.
- Ja już kocham tego gościa – powiedział Igła, dalej nagrywając i klepiąc Adriana po ramieniu – Jesteś zajebisty.  – dokończył, po czym tanecznym krokiem dalej poszedł korytarzem.
Poszliśmy za nim, chcąc zobaczyć, kogo teraz złapie. Padło na mało inteligentny Jastrzębski duet. Spodobała mi się ta zabawa, serio. A najlepsze w tym wszystkim było to, że ludzie to ubóstwiali. Stanęliśmy z boku i przypatrywaliśmy się polowaniom.
- Tu widzicie naszego dzika, dzik przywitaj się .
- Dzik się wita.  – Misiek podniósł do góry łapkę i przywitał państwa. Po czym kamera padła na Zbyszka, wyglądającego już znacznie lepiej po wczorajszej imprezie.
- Krzysiu, widziałeś już naszych nowych znajomych? – mrugnął  do kamery zaczepnie kapitan Jastrzębskiego Węgla.
- Tak, widziałem. Zajebiści są. O! Tam stoją! – kamera znowu na nas najechała, więc wypadało pomachać.  – Wiśnia też. Właściwie to dwie wiśnie i Adrian. 
- A ty Zibi co o nich sądzisz?  - kamera najeżdża na Zbysia, z Zbyś spuszcza głowę i milczy. – Stało się coś?
- Rano szedłem z Michałem i zobaczyłem taką ładną rzeźbę. A to była Ida.  – Krzysiek patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się w naszą stronę. Wzruszyłam ramionami.
- Co trener ci zawsze powtarzał? Inteligencja Bartman, inteligencja! Będziemy powoli kończyć, bo poziom tego programu wykładniczo spada. – po czym wyłączył kamerę. Nagiął się do przodu charakterystycznie, wskazał na mnie i patrzył na Zbyszka, jakby chciał buchnąć mu śmiechem prosto w twarz. Ale tę jakże szyderczą czynność przerwał mu trener.
Uśmiechnął się w naszym kierunku, po czym podszedł do nas i zaczął mówić coś po włosku. Całe szczęście, Adrian kiedyś, coś z tego włoskiego rozumiał i pamiętał, więc coś mu odpowiedział. Pan Anastasi klepnął go po plecach i zgrabnie nas wyminął.
- Adek, co on powiedział?
- Że się cieszy, że tu jesteśmy, że jesteś ładna i masz fajną koszulkę.
- Poważnie?
- Jak Boga kocham.
- A gdzie ta jego włoska srogość?
- W gazetach – powiedział kolega Wiśnia, definitywnie kończąc temat.
 

1 komentarz:

  1. No nie mam weny noooo :)

    https://www.youtube.com/watch?v=i_pElGTipME

    Wisienko ;***

    OdpowiedzUsuń