Po tygodniu spędzonym w towarzystwie bolącego gardła i
mnóstwa lekarstw musiałam wrócić do szkoły. Miałam wielkiego stracha po tamtych
ekscesach, ale przecież nie mogłam do końca życia siedzieć w domu. Wyszłam z
domu z pozytywnym nastawieniem, które szybko zniknęło, gdy pojawiłam się pod
szkołą. Sprawa ciągle była świeża i nie rozeszła się jeszcze po kościach, co
sprawiało, że mogłam się spodziewać się wszystkiego. Jednak wcale nie okazało
się tak źle jak przypuszczałam. Gdy weszłam do środka, wszystkie pary oczu
zwrócone były na mnie, ale nie widziałam w nich żadnych negatywnych emocji.
Próbowałam nie reagować na te setki spojrzeń i jakoś mi się to udawało. Owszem,
zdarzyły się też takie jednostki, które patrzyły na mnie podejrzliwie, ale
jakoś to przebolałam. Mogłam spokojnie znowu się wdrożyć w wir nauki i
przygotowywać do matury, która stała się priorytetem.
Dzień za dniem powoli mijały, afera powoli przechodziła w
zapomnienie, ale zdarzały się wyskoki typu „Co z nową dziewczyną Bartka?” czy
„Ich związek to już przeszłość?” na różnego typu portalach. Wtedy w naszym
otoczeniu znowu pojawiały się szepty za plecami, pokazywanie palcami, ale jakoś
mnie to nie obchodziło i sama byłam z tego powodu zaskoczona. Gdy to wszystko
mnie nie dotyczyło, wspomnienie takiej sytuacji wywoływało u mnie dreszcze,
zaczynałam się bać co bym zrobiła na samą myśl. A teraz jakoś było mi to
obojętne. Liczyło się to, o czym wiedzieliśmy my, a nie inni.
Po tamtej wizycie w moim mieszkaniu, siatkarze nie odzywali
się zbyt często, bo zwyczajnie nie mieli na to czasu. Jednak gdy tylko trochę
go znaleźli, zawsze o nas pomyśleli. I płacili potem wysokie rachunki za
telefon. Więc trzeba było wymyślić jakiś inny sposób. Z pomocą przyszła nam
technika, w postaci Skypa. Mogliśmy rozmawiać ze sobą bez ograniczeń, a na
dodatek było bardziej śmiesznie. Bo jeżeli przypadkiem w towarzystwie Bartka
pojawiał się jakiś kolega z drużyny, to działy się różne rzeczy. Często
łączyłam się nie tylko z Bartkiem, ale i z resztą drużyny. Raz nawet zdarzyło mi
się zadzwonić do nich bezpośrednio przed meczem, kiedy siedzieli w szatni.
Rozmowa trochę ich rozluźniła, tak jak i żarty – przeważnie któregoś z Serbów
albo Michała Winiarskiego. Wcześniej bym nie przypuszczała, że to rzeczywiście
taki dowcipniś!
I tak minęło kilka miesięcy – bez żadnych meczy na żywo, bez
spotkań z siatkarzami. Przyszedł maj, a z nim matura. Te miesiące minęły
zaskakująco szybko przynosząc z dnia na dzień coraz więcej stresu. Doskonale
zdawałam sobie sprawę z tego, że to najważniejszy moment, który zaważy na mojej
przyszłości. Najtrudniejsze decyzje miałam już za sobą, teraz musiałam zrobić
pierwszy krok w kierunku ich zrealizowania. Dodatkową motywacją było to, że być
może po wszystkich egzaminach, uda nam się spotkać. Mnie i Bartkowi. Po prawie
czterech miesiącach dzwonienia do siebie, pisania smsów. Mówił mi o wszystkim,
tak samo ja jemu, co miało sprawić wrażenie kontaktu twarzą w twarz. Jednak za
każdym razem, kiedy go słyszałam czy widziałam na ekranie monitora, wiedziałam,
że go nie ma. Czasem nawet zadawałam sobie pytanie do czego to ma prowadzić?
Miałam wątpliwości, że mówi prawdę, czułam, że coś ukrywa. Na przykład to, że
się z kimś spotyka. Ale nie mogłam mieć do niego żadnych pretensji, bo to była
tylko zwykła znajomość. Przynajmniej tak ustaliliśmy na początku, przyjaźń.
Jednak z mojej strony sytuacja zaczęła się komplikować. Zaczynałam za nim
tęsknić, mój nastrój często zależał od tego, czy się kontaktowaliśmy. Nie
mogłam mu tego powiedzieć, bo wiedziałam jak zareaguje. Bałam się, że zerwie
nawet tą nić przyjaźni.
Przed samą maturą, dosłownie kilka dni przed pierwszym
egzaminem, połączył się ze mną na Skypie. Nie był sam. Oprócz niego zobaczyłam
Serbów, Pawła Zatorskiego, a nawet sympatycznego Hiszpana i Michała
Winiarskiego. Przez myśl mi nie przeszło, że tyle ich może się zmieścić w
jednym, małym okienku. Życzyli powodzenia, trafnych ściąg i zapraszali do
siebie. Wszyscy oprócz Bartka. Kiedy poruszyli ten temat, przyjmujący ulotnił
się z pokoju, pod pretekstem pójścia do toalety. Było to z jego strony bardzo
jednoznaczne zachowanie, nie chciał się ze mną spotkać. Oczywiście starałam się
udawać, że jego zachowanie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia i dalej się
śmiałam, rozmawiając z resztą. Jednak niedosyt pozostał.
Niedługo po tej rozmowie, przyszła do mnie Ada. W wręcz
doskonałym humorze, uśmiechnięta od ucha do ucha. Gdy tylko wpuściłam ją do
domu, poznałam jej powód do radości. Pomiędzy nią a Aleksem układało się
świetnie. Oboje nie widzieli świata bez siebie, co naprawdę mnie cieszyło.
Powiedziała mi, że Alex obiecał jej wycieczkę do Serbii po egzaminach.
Nie mówiłam Adzie nic na temat swoich uczuć do Bartka, bo
nie chciałam, żeby się tym przejmowała. Choć w pewnych momentach zdawało mi
się, że i tak o wszystkim wie. Na przykład wtedy, kiedy nie powiedziała mi nic
o spotkaniu z Alkiem. A po za tym zauważyłam, że zaczęłam się bać tego, co
mówię, bo wiedziałam, że powie o tym Aleksowi. Może dlatego nie powiedziałam
jej wszystkiego wprost.
A Adrian zaczął dorastać.
Tak, też w to nie wierzyłam, ale rzeczywiście się zmienił. Nie był już tak
nieporadny jak przedtem, zmężniał trochę i zaczął się uczyć. Jednak dla nas
dalej był tym kochanym chłopcem, który potrzebował naszej pomocy. Wprawdzie już
nie tak często, ale zawsze.
W trakcie egzaminów nie kontaktowałam się z Bartkiem ani
żadnymi innymi siatkarzami, nie chcąc zakłócać sobie jasności umysłu. Po
ostatnim egzaminie, umieszczając na facebooku wpis „najgorsze za mną”,
odetchnęłam głęboko, zdając sobie sprawę, że już po wszystkim. Po rozwiązaniu
sprawy z byłą dziewczyną Bartka, nie musiałam się już obawiać, że ktoś zacznie
mówić coś niemiłego na mój temat. Mogłam spokojnie wrócić do sieci i niczym się
nie przejmować.
Czekałam aż Bartek się odezwie, dobrze wiedział, kiedy mam
ostatni egzamin. Jednak jakoś mu się do tego nie piliło. Nie chciałam odzywać
się pierwsza, bojąc się, że się nie chcący zdradzę. Uświadomiłam sobie, że być
może to ostatnie momenty, kiedy mogę mówić o Bartku jako swoim przyjacielu. Już
mu nie zależy, myślałam za każdym razem, kiedy spoglądałam na swój telefon.
Tłumaczyłam sobie, że może nie mieć czasu. Sezon wprawdzie się skończył, ale
miał niecałe trzy tygodnie urlopu, bo dostał powołanie do kadry na Ligę
Światową, prawdopodobnie na Igrzyska w Londynie. Ale mimo wszystko czekałam,
mając nadzieję, że jeszcze coś dla niego znaczę, że to dalej ten sam facet,
który kilka miesięcy temu siedział ze mną w jednym pokoju i żartował.
Któregoś dnia się doczekałam. Siedziałam rano na balkonie,
jedząc śniadanie, kiedy zadzwonił telefon. Słońce oślepiło mi na chwilę oczy i
nie mogłam dostrzec na wyświetlaczu, kto dzwoni.
- Cześć, Idi. – zaczął się tak do mnie zwracać któregoś
razu, a mnie się to spodobało. I tak już zostało.
- Cześć, fajnie, że dzwonisz.
- Jak ci poszły egzaminy?
- Zobaczymy w lipcu, jak odbiorę wyniki. Co u ciebie?
- Właśnie się pakuję. Jutro jedziemy do Spały na
zgrupowanie.
- Już jutro? Myślałam, że macie jeszcze wolne.
- Bo mamy, ale stwierdziliśmy, że dobrze nam to zrobi.
- Aha. – nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Cały czas
liczyłam, że jednak uda się nam spotkać, chociaż na chwilę, ale widocznie się
pomyliłam. Wszystko stało się już dla mnie jasne, nie potrzebowałam żadnych
dopowiedzeń.
- A ty wybierasz się gdzieś odpocząć?
- Niespecjalnie. Miałam pewne plany, ale niestety już są
nieaktualne. Wiesz, przepraszam, ale muszę kończyć. Nie mogę teraz rozmawiać,
pa.
Nie mogłam dłużej ciągnąć tej bezsensownej rozmowy, bo
zaczął łamać mi się głos. Przeklinałam siebie za bezgraniczną naiwność i
głupotę. Jak w ogóle mogłam wierzyć, że z tej znajomości może coś wyniknąć?
Weszłam do domu, zamykając się w pokoju. Dlaczego znowu miałam przez niego
płakać?
- To przecież zupełnie obcy facet. Co z tego, że dzwonił, że
pisał, że mówił mi o wszystkim i poznałam go na wylot? Przecież i tak ma mnie
gdzieś.
- Ida, Adrian przyszedł! – usłyszałam z przedpokoju głos
mamy. Szybko otarłam oczy i wyszłam do nich. Nie ukrywałam, że dziwi mnie jego
obecność. Zwłaszcza, że było jeszcze wcześnie.
- Pomyślałem, że masz ochotę na małą wycieczkę.
- To znaczy gdzie?
- Paweł do mnie zadzwonił, powiedział, że sam trener
zaprasza nas do Bełchatowa.
- To on o nas jeszcze pamięta?
- Dlaczego miałby zapomnieć o największych kibicach swojego
klubu? Zabierz kilka rzeczy i jedziemy po Adę. Od wczoraj siedzi jak na
szpilkach.
Właściwie nie miałam ochoty tam jechać. Sytuacja z Bartkiem
wydawała mi się jasna, nie chciał mnie widzieć. Ale w końcu nie jest jedynym
zawodnikiem Skry. W klubie oprócz niego jest jeszcze wiele osób, które bardzo polubiły
mnie i moich przyjaciół, więc dlaczego miałabym ich nie odwiedzić?
Wzięłam potrzebne rzeczy i za kilka minut mogliśmy ruszać.
***
- Mówiłam ci, że powinniśmy skręcić w lewo! Widzisz? Trzeba
było mnie słuchać, inaczej nie złapałbyś gumy. Jak w ogóle można nie wozić ze
sobą zapasowego koła? – z nami nigdy nie będzie całkowicie normalnie.
Wybierając się gdzieś z naszą trójką, decydowało się zawsze na pełną przygód
podróż. Tym razem nasz nierozgarnięty kolega, posiadający prawo jazdy, złapał
gumę. Na dodatek, w połowie drogi zepsuł się gps i musieliśmy zdać się na
własną orientację w terenie. A że nie mieliśmy zielonego pojęcia, gdzie
jesteśmy, to byliśmy w dupie.
Stanęliśmy na środku drogi, pomiędzy polem kukurydzy i
pszenicy. Przynajmniej tak określił to nasz małpi specjalista. Ja bym określiła
to zupełnie inaczej i tak też zrobiłam.
- Jesteśmy pośrodku pustkowia. Na dodatek na jakiejś mało
używanej drodze. Jest południe, afrykański upał i kończy nam się woda.
- A w okolicy nie widać żadnego człowieka. Już nigdzie z
tobą nie jadę! Przez ciebie spóźnię się na spotkanie z Alexem! – jak zawsze
spokojna, opanowana Ada, tym razem chodziła wściekła jak osa. Jakbyśmy
zamieniły się rolami. Tym razem ja wykazałam się cierpliwością i opanowaniem, a
ona na wszystko i wszystkich narzekała. Jednak Adrian, doświadczony
specjalista, całkowicie ją ignorował, próbując jakoś rozwiązać nasz problem.
- Daj mu spokój. Lepiej chodź i usiądź tu ze mną. – miałam szczęście, że mnie posłuchała.
Usiadła obok mnie na masce samochodu i na chwilę zamilkła.
- Dobrze wiesz, że mi na tym zależy. Nie widziałam się z nim
od tamtego meczu.
- Nie ściemniaj. Wiem, że się z nim spotkałaś. Co najmniej
dwa razy. Przecież wiesz, że mnie trudno oszukać.
- Nie chciałam cię denerwować, bo ty nie mogłaś spotkać się
z Bartkiem. Dlatego nic ci nie powiedziałam.
- Powiedz chociaż jak się wam układa.
- Na początku trochę się bałam jak to będzie..
- Na początku to opieprzałaś mnie za każdym razem, kiedy
twierdziłam, że coś z tego będzie…
- Oj, nie przerywaj mi! Gdy przyjechali wtedy do ciebie, to
cały czas rozmawialiśmy. O wszystkim, nawet o pogodzie i o dziwo znaleźliśmy
dużo rzeczy, o których mogliśmy rozmawiać. Siedzieliśmy w tej kuchni, patrząc i
słuchając siebie nawzajem. Czas minął zaskakująco szybko, jak zniknął z pola
widzenia, zaczął się nieskończenie dłużyć. Dzwonił nawet kilka razy dziennie,
opowiadając mi, co się u niego dzieje, a ja za każdym razem uświadamiałam
sobie, że jestem cholerną szczęściarą. Aż po kilku dniach, może po tygodniu,
kiedy zadzwonił, powiedział mi, że musi się ze mną zobaczyć. Był strasznie
poważny, wystraszyłam się, że coś się stało. Przyjechał do mnie, spotkaliśmy
się w mieście. I zaraz na początku powiedział, że ma dość docinek Konstantina i
za mną tęsknił.
- Historia jak z bajki.
- Masz rację. A potem już było tylko lepiej. Nie mówiłam ci
też, ale zaproponował mi, żebym pojechała z nim do Serbii. Zgodziłam się. – nie widziałam jej dawno takiej szczęśliwej.
Oczy zalśniły nieznajomym blaskiem, uśmiech nie schodził z twarzy. Przynajmniej
im się udało, ja musiałam się zadowolić tym co mi pozostało. – A co z tobą i Bartkiem? – zapewne
oczekiwała równie zaskakującej historii z mojej strony, ale musiałam ją
rozczarować. Nie miałam tyle szczęścia, co ona.
- Zadzwonił dzisiaj rano i dał mi do zrozumienia, że nie
chce się ze mną spotkać. Widocznie odpowiada mu obecny stan rzeczy. – wydawała się być zaskoczona tym, co
powiedziałam. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie dziwię się. Właśnie
opowiedziała przyjaciółce jaka jest szczęśliwa, podejrzewając, że ma się tak
samo dobrze jak ona. A okazało się kompletnie na odwrót. Zeskoczyłam z maski,
próbując nie wracać myślami do tamtej rozmowy. Podeszłam do Adriana, który
rozmawiał z kimś przez telefon. Akurat zakończył rozmowę.
- Pomoc drogowa będzie za piętnaście minut i zabierze
samochód do warsztatu. A po nas ma ktoś przyjechać.
- Kto?
- Paweł nie da rady, bo załatwia jakieś sprawy na mieście,
ale wyślą kogoś wolnego. Stało się coś?
- Nie, czemu tak sądzisz? Wszystko w porządku. To przez ten
upał.
- Poprosiłem, żeby przywieźli coś do picia, bo inaczej
uschniemy.
***
Jakiś czas później pojawiła się pomoc drogowa i odholowała
samochód do warsztatu, a my dalej czekaliśmy na naszego wybawcę. Jednak nikt
nie nadjeżdżał. Zaczynaliśmy się trochę niecierpliwić, bo podobno nie byliśmy
daleko od Bełchatowa.
- Widocznie wszyscy są zajęci. Przecież jutro większość
wyjeżdża do Spały.
Nie przejmując się już niczym i mając wszystko w czterech
literach, położyłam się na małym trawniku przy drodze. Byłam już tak zmęczona
siedzeniem na słońcu w taki upał, na dodatek strasznie chciało mi się pić. Ada
usiadła obok mnie, opierając się o moje nogi i zaczęła mi się przypatrywać.
Wiedziałam, że chodzi jej o naszą rozmowę.
- Może nie powinnam jechać z Alkiem? Nie chcę zostawiać cię
samej, bo widzę, że nie jest z tobą najlepiej.
- Daj spokój, chcesz dla mnie zrezygnować ze swoich marzeń?
No wybacz, ale będąc na twoim miejscu, nie wahałabym się ani chwili i
pojechałabym do Serbii. Nie przejmuj się mną.
- Nie udawaj, że nic się nie zmieniło. Tobie nie pasuje taki
układ, prawda?
- To nie ma nic do rzeczy, jakoś przeżyję.
- Tak, na pewno. Rycząc w poduszkę i zamykając się w pokoju.
To może ty pojedziesz z nami? Alex na pewno się zgodzi, z resztą Cupko też
wraca.
- Nie chcę wam przeszkadzać. Nic mi nie będzie, nie musisz
się martwić.
- Dziewczyny, chodźcie!
Podniosłam głowę z ziemi i zobaczyłam, że przyjechał jakiś
samochód. Ada pomogła mi wstać i poszłyśmy do Adriana. Gdy podeszłyśmy bliżej,
bez problemu rozpoznając naszego nowego kierowcę.
- Przepraszam, że tak późno, ale był jakiś wypadek w mieście
i zrobiły się straszne korki, a na dodatek zostawiłem w domu telefon.
Czy spodziewałam się, że to akurat on po nas przyjedzie?
Chyba nie. Liczyłam, że Paweł przyśle kogoś mniej zapracowanego niż Bartek
Kurek. Wsiadłyśmy razem z Adą na tyle siedzenie, Adrian siedział z przodu.
- Bartek powiedz, że dali ci coś do picia, błagam. –
usłyszałam rozpaczliwy głos Ady po jakiś pięciu minutach jazdy.
- Za moim siedzeniem jest torba, tam są butelki. – kątem oka widziałam, jak spogląda w
lusterko, ale tylko na chwilę. Sięgnęłam pod siedzenie, bo miałam bliżej i
podałam Adzie butelkę. Sama też wzięłam jedną i powoli sącząc wodę, patrzyłam
przez okno. Zastanawiałam się, czy cały czas będzie się tak zachowywał. Nawet
się ze mną nie przywitał, co chyba zabolało najbardziej. Starałam się myśleć o
wszystkim, byle nie o nim, ale z trudem mi to przychodziło.
Od tamtego pustkowia rzeczywiście do Bełchatowa był tylko
kawałek drogi, co bardzo mnie ucieszyło. Nie musiałam dłużej znosić milczenia,
które panowało między nami i w końcu mogłam zejść mu z oczu, bo tego pewnie
chciał. Wysiedliśmy pod bełchatowską halą i weszliśmy do środka. Bartek
zaprowadził nas do jakiejś Sali konferencyjnej położonej w odrębnym budynku.
- Za chwilę, wszyscy przyjdą. – usiadłam na jednym z krzeseł,
opierając się rękami o wielki stół. Całe szczęście mieli tu klimatyzację i nie
musiałam się męczyć z powodu upału. Przymknęłam na chwilę oczy, kiedy
usłyszałam, że ktoś siada obok mnie. Otwarłam powieki, żeby sprawdzić kto to,
jednak obok mnie nikt nie siedział. Za to przede mną usiadł Bartek. Całkiem bez
słowa, tylko patrzył się na mnie, co sprawiło, że zaczęłam się denerwować. Z
drugiej strony, za tym tęskniłam, za jego obecnością. Jednak gdy tylko o tym
pomyślałam, odgoniłam te myśli od siebie, przypominając sobie też, że on mnie
tutaj wcale nie chce. Odwróciłam wzrok, bo do pomieszczenia właśnie ktoś
wszedł. Na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłam idącego
w moją stronę Konstantina z szeroko rozłożonymi ramionami. Wstałam od stołu i
zaczęłam witać się z Serbem.
- Nareszcie jesteś! Nawet nie wiesz, jak dobrze cię widzieć
po tylu miesiącach!
- Stęskniłam się trochę za wami.
- Tylko trochę? – udał, że robi smutną minę, ale i tak długo
nie wytrzymał. Gdyby mógłby oddać mi choć trochę jego pozytywnej energii…
- No dobra, więcej niż trochę. – uściskałam go mocno, po czym zostałam
dostarczona w ramiona drugiego Serba, który zjawił się obok nas. – Z tobą się nie będę tak obściskiwać, bo
jeszcze Ada będzie zazdrosna.
- Jak ty się nie chcesz do mnie przytulić, to ja się do
ciebie przytulę! O!
- Nasza największa, chorowita fanka! Chodź się przywitać z
hiszpańskim wujkiem. – kontakt z Falascą złapałam stosunkowo niedawno, któregoś
dnia, kiedy łączyłam się z Bartkiem przed Skypa, mieliśmy okazję porozmawiać i
jakoś przypadliśmy sobie do gustu. A wujkiem nazwał się ze względu na dość dużą
różnicę wieku.
- Na szczęście ostatnio chorowałam na waszym meczu – będąc
ściskana przez Miguela zobaczyłam jak Adrian rozmawia z Mariuszem Wlazłym i
Michałem Winiarskim, po czym panowie siedli do stołu. W Sali pojawiało się
coraz więcej osób, nie tylko siatkarzy, ale też i sztabu. Większość z nich
kojarzyłam z meczów czy osobiście poznałam. Tak jak pana medyka, który pomachał
mi, jak tylko mnie zobaczył. Ale to i tak nie wszystko. Jako ostatni pojawił
się Nawrocki, z uśmiechem na ustach przywitał wszystkich i dał znać, żebyśmy
zajęli miejsca przy stole. Z racji tego, że było nas zdecydowanie więcej niż
samych miejsc, nie dla wszystkich ich starczyło. Między innymi ja nie miałam
gdzie usiąść, ale szybko z tego problemu wybawił jeden z Serbów, który siedział
na moim poprzednim miejscu. Tak więc usiadłam mu na kolanach, kompletnie nie
zwracając uwagi na Bartka, który siedział naprzeciwko nas, co było naprawdę
bardzo trudne.
Po przemowie pana trenera i przywitaniu się nastąpiło
krótkie podsumowanie sezonu, który dla Skry należał do jednego z lepszych. A
potem, ku naszemu zaskoczeniu, musieliśmy się pożegnać. Oczywiście powód był
oficjalny był jeden – jutrzejszy wyjazd do Spały. Ale nieoficjalnie mówiło się
w stolikowym gronie o jakiejś małej imprezie. Jednak nie było mi dane poznać
szczegółów.
- Oczywiście idziecie teraz z nami? - usłyszałam cichy głos Konstantina – Mamy
rodzynki na stanie. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jeszcze ich nie zjedliście? Myślałam, że znikną w mgnieniu
oka.
- I zniknęły. Wręcz zmusiliśmy trenera, żeby zamówił ich więcej.
To jak, idziecie?
- Myślę, że i tak nie mamy wyjścia. Tylko zdradź mi gdzie
pójdziemy – nasza rozmowa toczyła się w konspiracji przed wszystkimi, może
dlatego, że pan trener nie skończył jeszcze mówić.
- Oczywiście, że do nas. Musisz wiedzieć, że jak impreza, to
tylko u nas.
***
I poszliśmy na tą imprezę do Serbów. A za nami przyszedł
prawie cały klub, co sprawiło, że mieszkaniu zrobiło się trochę gorąco i
ciasno. Wokół kręciło się też dużo nieznanych mi osób, których pierwszy raz
widziałam na oczy. Próbowałam w tym tłumie znaleźć Adę, ale nie mogłam jej
nigdzie wypatrzeć. Tak jak Alka, z resztą. Pewnie się gdzieś razem
zakamuflowali. Takim sposobem wpadłam z towarzystwo Pawła Zatorskiego, który
siedział razem z Michałem Winiarskim i Adrianem.
- Macie jakieś plany na długie wakacje?
- Na najbliższy miesiąc nie. Oprócz oglądania meczy Ligi
Światowej. Ida, ty też siedzisz w domu, nie?
- No tak, czym skazuję się na twoje wieczne odwiedziny. –
towarzystwo zaśmiało się widząc minę Adriana – Przecież nie narzekam. A po za
tym będziesz jeszcze robił zdjęcia, prawda?
- Zajmujesz się tym profesjonalnie? – zainteresował się
Winiarski.
- Powiedzmy, że pół – profesjonalnie. Bardzo to lubię, a że
mi wychodzi…
- Ej, Paweł, to może oni pojadą z nami, co?
Wywaliliśmy oczy jak spodki i pierwsze, co przeszło nam
przez myśl to to, że sobie z nas żartuje. Ale żadnemu z nich nie było do
śmiechu. Patrzyłam to na jednego, to na drugiego, ale obaj mieli poważne miny.
Czułam, że Adrian łapie mnie za rękę, dość mocno nawiasem mówiąc. Popatrzyłam
na niego zdziwiona, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- No co? Zaczęłaś się zsuwać na ziemię. – otrząsnęłam się szybko, jeszcze raz
przetwarzając informacje.
- Zaraz, jeszcze raz. Chcecie, żebyśmy pojechali z wami do
Spały? Z reprezentacją?
- Tak, a co? Przecież mówiliście, że nie macie planów, to..
A po za tym chyba się znamy, nie?
- I dla was to takie.. oczywiste jest?
- A ma nie być oczywiste? Wy ludzie, my ludzie, dogadujemy
się i jest fajnie. Nie, Winiar?
- Potwierdzam. I obiecuję, że nudno nie będzie – jego twarz
przybrała złowieszczy wyraz, po czym jej właściciel zaczął zacierać ręce. Paweł
machnął ręką.
- Nim się nie przejmujcie. Jak tylko zaczyna się sezon, to
kolega nam trochę szaleje, ale nie wymaga to specjalistycznego leczenia.
Chociaż jakby się przyjrzeć dokładniej to…
- Zator, skończ. –
poważna mina wróciła na swoje miejsce, ale jakoś nie przekonał mnie, że na
długo. – Jedziecie?
Spojrzałam jeszcze raz na Adriana, chcąc potwierdzić swoją
decyzję. On chyba chciał zrobić to samo, więc nie pozostało nam nic innego,
tylko pokiwać głową, na znak, że z przyjemnością z nimi pojedziemy.
***
Przepraszam, że w tamtym tygodniu nie było kolejnej części, ale nie miałam jak jej dodać. Zostawiłam laptopa w Krakowie razem z Wiśnią i zapomniałam skopiować na pedriva! Ale za to teraz dodałam więcej niż zazwyczaj ;)
Pozdrawiam!
nie gniewam się ;D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
powinnaś się zareklamować aby więcej ludzi czytało twoje super opowiadanie :D
-Aga
Serbia <3
OdpowiedzUsuńV
O
L
I
M
T
E
Wiśnio moja, jesteś najcudowniejszą pisarką świata. Lepsza niż Rowling...bo moja;**
Bartek, nie lubię cię. Nieładnie się bawisz :P I o. A resztę lubię :D
OdpowiedzUsuńVE.