UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 15 listopada 2012

"- Bo wiesz, my tak jakby mamy chyba plany..."



- Adek, to naprawdę się nie zdarzyło, nie? – jechaliśmy właśnie bezpiecznie do domu, a ja nadal nie mogłam wrócić do siebie. – To chyba nie jest normalne…
- Taa, ja też zaczynam mieć wątpliwości. Przecież to szaleństwo jakieś…
- Ale co, do jasnej cholery?! Powiedzcie w końcu, bo wyjdę z siebie! – dobrze, że usiadłam z przodu, bo inaczej Ada mogłaby właśnie w tym momencie zacząć mnie dusić albo coś. Na szczęście byłam bezpieczna. Czułam się tak dziwnie błogo, jakby mój organizm przyjął do wiadomości to, że najbliższe tygodnie spędzimy z siatkarzami reprezentacji Polski. Nigdy nie brałam, ale to z pewnością było lepszym odlotem niż dragi. Ha!  - Ida, no… Przestańcie..
- Ale co się dzieje? – odwróciłam się jak gdyby nigdy nic do tyłu i spojrzałam na przyjaciółkę, która właśnie zdawała się być bardziej zdezorientowana niż ja. Chociaż nie, teraz akurat była strasznie wściekła.
- No właśnie nie wiem, bo mi nic nie chcecie powiedzieć! Kurde, braliście coś?!
- Bo wiesz, my tak jakby mamy chyba plany…
- Jakie plany?
- Ty jedziesz do Serbii, a my sobie pojedziemy w bardzo ładne, spokojne miejsce…
- To znaczy gdzie?!
- Wiesz… do Spały sobie pojedziemy. Przyda się jakiś relaks, nie? Ty sobie pojedziesz ze swoim Romeo do Serbii, a my… będziemy się relaksować..
- Acha, to jedźcie – zadowolona, uśmiechnęła się w końcu, ale jakoś nie zajarzyła. Dopiero, gdy tak chwilę siedziała uśmiechnięta i patrzyła na równie uśmiechniętą mnie, zrozumiała. Pojęła. Zajarzyła.  – Że tak teraz… tam pojedziecie? – pokiwałam głową, powoli się odwracając, chcąc uniknąć wszelakich gwałtownych reakcji – Ale przecież tam będą…?
- No właśnie, będą… A my będziemy z nimi… - powoli wyjaśnił Adrian, spoglądając w lusterko.
- Acha.
Potem w naszym samochodzie można było usłyszeć bardzo dziwne dźwięki, łudząco podobne do przekleństw swoim brzmieniem, ale nie interpretacją. Jakby to określił specjalista, z wszelakimi melizmatami, co nadało temu artystyczny wyraz. Zawierały też bardzo małą szczyptę pretensji zmieszanej z żalem i furią jednocześnie. Koncert tych dziwnych dźwięków skończył się głośnym westchnięciem, które z kolei zakończone było typowym, wręcz klasycznym polskim przekleństwem, mającym odpowiedniki w każdym języku.
***
Przyjechaliśmy późnym wieczorem, więc zaproponowałam, żeby u mnie przenocowali. Mama wzięła kilka dni urlopu i pojechała do babci, w domu był tylko tata. A że mieliśmy jeden dodatkowy pokój, to nie było żadnego problemu.
Padłam na łóżko w swojej małej klitce zwanej pokojem. Jednak nie byłam wcale zmęczona, szaleństwo męczy tylko pozornie. Ada wyłożyła się obok mnie, nic nie mówiąc. A Adrian, z racji tego, że moje łóżko nie ma zbyt dużej pojemności, położył się na ziemi.
Dochodziliśmy do siebie bo bardzo nierealnym dniu, spędzonym w towarzystwie naszych nowych, niezwykłych znajomych. Z uśmiechem na ustach wspominałam ten dzień, choć tak naprawdę nie do końca. Pozostawała jeszcze sprawa Bartka. Kiedy młody przyjmujący pojawił mi się przed oczami, oznaczało to, że wróciłam do szarej rzeczywistości. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię. Przecież on też będzie w Spale, a może nie życzy sobie tam mojej obecności? Nie chciałam, żeby przeze mnie nasza reprezentacja czuła jakikolwiek dyskomfort.
- Dziewczyny, idę spać.  – powiedziała mara i wyszła. Adrian poszedł spać.
- Ada, śpisz?
- Zwariowałaś? I tak nie zasnę.
- Wiesz, szukałam cię przez pewien czas na imprezie i nie mogłam znaleźć. Dziwnym trafem Alka też nie było… - zaśmiała się głośno, orientując się później, że nie powinna z racji nocnej pory. Ale uśmiech nie znikał z jej twarzy, byłam tego pewna, choć nie widziałam.
- Byliśmy na dachu i oglądaliśmy panoramę miasta.
- Eee… Dobra, czyli o nic więcej nie pytam. Ała! – przyjaciółka uderzyła mnie w ramię, mrucząc pod nosem jakieś zaklęcia. Potem zapadła cisza, co oznaczało, że zbliżamy się do tematu Bartka. I miałam rację, bo chwilę później Ada mnie o niego zapytała, a właściwie stwierdziła fakt.
- Nie rozmawialiście w ogóle ze sobą.
- Miałam się mu narzucać?
- Po prostu myślałam, że coś z tego wyjdzie. Obserwowałam go jakiś czas, ale on nie zwracał uwagi na nic oprócz ciebie. Zwłaszcza jak siedziałaś Konstantinowi na kolanach.
- Bo siedzieliśmy naprzeciwko niego? To chyba normalne, że na nas patrzył.  – albo i nie. W takim razie, o co mu chodzi? Skoro nie rozmawia ze mną, nie chciał się ze mną zobaczyć.  – Zastanawiam się, czy rzeczywiście powinnam jechać do Spały. Może on nie chce, żebym tam była?
- Głupoty gadasz. Z resztą, nie musisz mu pokazywać się za często na oczy. Boże, co ja gadam!  - usłyszałam krótki odgłos plasknięcia, po czym Ada kontynuowała – Wiesz co? Myślę, że jeżeli tam pojedziesz, to się wszystkiego dowiesz. Będziecie na neutralnym gruncie, na dodatek pięknym gruncie, chcąc nie chcąc spędzicie tam razem trochę czasu. A po za tym będziesz mieć obok Adriana. Chociaż nie wiem czy to okaże się pomocne.
- Oj, przestań mu wrzucać w końcu. Zmienił się, trochę wydoroślał.
- Ale ty się nic nie zmieniłaś. Dalej bronisz go jak lwica.
- Bo dalej jest małym, biednym zwierzątkiem. Naprawdę tak myślisz?
- No tak, reagujesz tak jak wcześniej.
- Nie o tym mówię, skup się.
- Ok, wracamy do tematu. Tak, myślę, że ta sprawa nie jest tak jasna, jak ci się wydaje. A teraz daj mi jakąś poduszkę, może jednak uda mi się trochę zdrzemnąć.
***
Zostałam wręcz brutalnie obudzona przez Adriana, który gdzieś przed siódmą rano praktycznie wybiegł z mieszkania, żeby się spakować. Ady nie udało mu się obudzić, więc stwierdziłam, że zrobię to ja. Niby z jakiej racji ma sobie spać, skoro ja już nie śpię?
- Ada, ruszaj tyłek, bo muszę się spakować!
- Spadaj. W niczym ci nie przeszkadzam!
Jednak nie okazało się to takie łatwe, więc się poddałam. Wyszłam z pokoju, strasznie ziewając, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Podobno lepiej się myśli, gdy jest się najedzonym. W kuchni natknęłam się na tatę, więc stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby mu powiedzieć o swoich planach.
- Tato, co byś powiedział na to, żebym pojechała gdzieś z Adrianem? Siedzimy cały czas w domu, a pogoda jest ładna…
- Gdzie i na ile?
- Na dwa tygodnie, tam i tu. Pojeździlibyśmy trochę – przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jadę do Spały z siatkarzami. Z domu by mnie nie wypuścił! Spojrzałam na niego błagalnie, na co przewrócił oczami i mruknął, że mogę jechać.
- Ale jak coś ci się stanie, to niech mi się na oczy nie pokazuje, bo…
- Dobra, nie kończ. Wiem co.  – zrobiłam sobie kanapkę i lekko zniesmaczona wróciłam do siebie. Wygrzebałam z dna szafy czarną torbę i położyłam na podłodze. Otwierając szafę, wiedziałam, że to nie będzie takie proste. Wyciągałam po kolei wszystko co w niej było i selekcjonowałam, co się nadaje, a co nie. Na szczęście więcej ubrań szło do torby niż z powrotem do szafy.  – Ada, kiedy jedziecie do tej Serbii?
- Właściwie, to…. Za trzy dni! – ha, wiedziałam, że to poskutkuje! Przecież ją czekały znacznie większe przygotowania niż mnie. Jednak ten sposób był za sprytny i mnie przejrzała – Ale pytasz o to tylko dlatego, żeby wyciągnąć mnie z łóżka. Więc odpowiadam, że mam dużo czasu i chowam głowę pod poduszkę.
-… którą zabieram za sobą.  – jeden ruch i poduszka znalazła się na wierzchu pobieżnie spakowanego odpowiednika walizki.  – Wstawaj.
- Jesteś uparta, ciekawe po kim to masz?
- Po mnie! – krzyknął tata z kuchni. Ciekawe jakim cudem nas słyszał? Pokręciłam głową z niedowierzaniem, stwierdzając, że dzisiaj naprawdę wszystko jest możliwe.
***

1 komentarz: