- Adek, to naprawdę się nie zdarzyło, nie? – jechaliśmy
właśnie bezpiecznie do domu, a ja nadal nie mogłam wrócić do siebie. – To chyba
nie jest normalne…
- Taa, ja też zaczynam mieć wątpliwości. Przecież to
szaleństwo jakieś…
- Ale co, do jasnej cholery?! Powiedzcie w końcu, bo wyjdę z
siebie! – dobrze, że usiadłam z przodu, bo inaczej Ada mogłaby właśnie w tym
momencie zacząć mnie dusić albo coś. Na szczęście byłam bezpieczna. Czułam się
tak dziwnie błogo, jakby mój organizm przyjął do wiadomości to, że najbliższe
tygodnie spędzimy z siatkarzami reprezentacji Polski. Nigdy nie brałam, ale to
z pewnością było lepszym odlotem niż dragi. Ha!
- Ida, no… Przestańcie..
- Ale co się dzieje? – odwróciłam się jak gdyby nigdy nic do
tyłu i spojrzałam na przyjaciółkę, która właśnie zdawała się być bardziej
zdezorientowana niż ja. Chociaż nie, teraz akurat była strasznie wściekła.
- No właśnie nie wiem, bo mi nic nie chcecie powiedzieć!
Kurde, braliście coś?!
- Bo wiesz, my tak jakby mamy chyba plany…
- Jakie plany?
- Ty jedziesz do Serbii, a my sobie pojedziemy w bardzo
ładne, spokojne miejsce…
- To znaczy gdzie?!
- Wiesz… do Spały sobie pojedziemy. Przyda się jakiś relaks,
nie? Ty sobie pojedziesz ze swoim Romeo do Serbii, a my… będziemy się
relaksować..
- Acha, to jedźcie – zadowolona, uśmiechnęła się w końcu,
ale jakoś nie zajarzyła. Dopiero, gdy tak chwilę siedziała uśmiechnięta i
patrzyła na równie uśmiechniętą mnie, zrozumiała. Pojęła. Zajarzyła. – Że tak teraz… tam pojedziecie? – pokiwałam
głową, powoli się odwracając, chcąc uniknąć wszelakich gwałtownych reakcji –
Ale przecież tam będą…?
- No właśnie, będą… A my będziemy z nimi… - powoli wyjaśnił
Adrian, spoglądając w lusterko.
- Acha.
Potem w naszym samochodzie można było usłyszeć bardzo dziwne
dźwięki, łudząco podobne do przekleństw swoim brzmieniem, ale nie
interpretacją. Jakby to określił specjalista, z wszelakimi melizmatami, co
nadało temu artystyczny wyraz. Zawierały też bardzo małą szczyptę pretensji
zmieszanej z żalem i furią jednocześnie. Koncert tych dziwnych dźwięków
skończył się głośnym westchnięciem, które z kolei zakończone było typowym,
wręcz klasycznym polskim przekleństwem, mającym odpowiedniki w każdym języku.
***
Przyjechaliśmy późnym wieczorem, więc zaproponowałam, żeby u
mnie przenocowali. Mama wzięła kilka dni urlopu i pojechała do babci, w domu
był tylko tata. A że mieliśmy jeden dodatkowy pokój, to nie było żadnego
problemu.
Padłam na łóżko w swojej małej klitce zwanej pokojem. Jednak
nie byłam wcale zmęczona, szaleństwo męczy tylko pozornie. Ada wyłożyła się
obok mnie, nic nie mówiąc. A Adrian, z racji tego, że moje łóżko nie ma zbyt
dużej pojemności, położył się na ziemi.
Dochodziliśmy do siebie bo bardzo nierealnym dniu, spędzonym
w towarzystwie naszych nowych, niezwykłych znajomych. Z uśmiechem na ustach
wspominałam ten dzień, choć tak naprawdę nie do końca. Pozostawała jeszcze
sprawa Bartka. Kiedy młody przyjmujący pojawił mi się przed oczami, oznaczało
to, że wróciłam do szarej rzeczywistości. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze
robię. Przecież on też będzie w Spale, a może nie życzy sobie tam mojej
obecności? Nie chciałam, żeby przeze mnie nasza reprezentacja czuła jakikolwiek
dyskomfort.
- Dziewczyny, idę spać.
– powiedziała mara i wyszła. Adrian poszedł spać.
- Ada, śpisz?
- Zwariowałaś? I tak nie zasnę.
- Wiesz, szukałam cię przez pewien czas na imprezie i nie
mogłam znaleźć. Dziwnym trafem Alka też nie było… - zaśmiała się głośno,
orientując się później, że nie powinna z racji nocnej pory. Ale uśmiech nie
znikał z jej twarzy, byłam tego pewna, choć nie widziałam.
- Byliśmy na dachu i oglądaliśmy panoramę miasta.
- Eee… Dobra, czyli o nic więcej nie pytam. Ała! –
przyjaciółka uderzyła mnie w ramię, mrucząc pod nosem jakieś zaklęcia. Potem
zapadła cisza, co oznaczało, że zbliżamy się do tematu Bartka. I miałam rację,
bo chwilę później Ada mnie o niego zapytała, a właściwie stwierdziła fakt.
- Nie rozmawialiście w ogóle ze sobą.
- Miałam się mu narzucać?
- Po prostu myślałam, że coś z tego wyjdzie. Obserwowałam go
jakiś czas, ale on nie zwracał uwagi na nic oprócz ciebie. Zwłaszcza jak
siedziałaś Konstantinowi na kolanach.
- Bo siedzieliśmy naprzeciwko niego? To chyba normalne, że
na nas patrzył. – albo i nie. W takim
razie, o co mu chodzi? Skoro nie rozmawia ze mną, nie chciał się ze mną
zobaczyć. – Zastanawiam się, czy
rzeczywiście powinnam jechać do Spały. Może on nie chce, żebym tam była?
- Głupoty gadasz. Z resztą, nie musisz mu pokazywać się za często
na oczy. Boże, co ja gadam! - usłyszałam
krótki odgłos plasknięcia, po czym Ada kontynuowała – Wiesz co? Myślę, że
jeżeli tam pojedziesz, to się wszystkiego dowiesz. Będziecie na neutralnym
gruncie, na dodatek pięknym gruncie, chcąc nie chcąc spędzicie tam razem trochę
czasu. A po za tym będziesz mieć obok Adriana. Chociaż nie wiem czy to okaże
się pomocne.
- Oj, przestań mu wrzucać w końcu. Zmienił się, trochę
wydoroślał.
- Ale ty się nic nie zmieniłaś. Dalej bronisz go jak lwica.
- Bo dalej jest małym, biednym zwierzątkiem. Naprawdę tak
myślisz?
- No tak, reagujesz tak jak wcześniej.
- Nie o tym mówię, skup się.
- Ok, wracamy do tematu. Tak, myślę, że ta sprawa nie jest
tak jasna, jak ci się wydaje. A teraz daj mi jakąś poduszkę, może jednak uda mi
się trochę zdrzemnąć.
***
Zostałam wręcz brutalnie obudzona przez Adriana, który
gdzieś przed siódmą rano praktycznie wybiegł z mieszkania, żeby się spakować.
Ady nie udało mu się obudzić, więc stwierdziłam, że zrobię to ja. Niby z jakiej
racji ma sobie spać, skoro ja już nie śpię?
- Ada, ruszaj tyłek, bo muszę się spakować!
- Spadaj. W niczym ci nie przeszkadzam!
Jednak nie okazało się to takie łatwe, więc się poddałam.
Wyszłam z pokoju, strasznie ziewając, żeby zrobić sobie coś do jedzenia.
Podobno lepiej się myśli, gdy jest się najedzonym. W kuchni natknęłam się na
tatę, więc stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby mu powiedzieć o swoich
planach.
- Tato, co byś powiedział na to, żebym pojechała gdzieś z
Adrianem? Siedzimy cały czas w domu, a pogoda jest ładna…
- Gdzie i na ile?
- Na dwa tygodnie, tam i tu. Pojeździlibyśmy trochę –
przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jadę do Spały z siatkarzami. Z domu by
mnie nie wypuścił! Spojrzałam na niego błagalnie, na co przewrócił oczami i
mruknął, że mogę jechać.
- Ale jak coś ci się stanie, to niech mi się na oczy nie
pokazuje, bo…
- Dobra, nie kończ. Wiem co.
– zrobiłam sobie kanapkę i lekko zniesmaczona wróciłam do siebie.
Wygrzebałam z dna szafy czarną torbę i położyłam na podłodze. Otwierając szafę,
wiedziałam, że to nie będzie takie proste. Wyciągałam po kolei wszystko co w
niej było i selekcjonowałam, co się nadaje, a co nie. Na szczęście więcej ubrań
szło do torby niż z powrotem do szafy. –
Ada, kiedy jedziecie do tej Serbii?
- Właściwie, to…. Za trzy dni! – ha, wiedziałam, że to poskutkuje!
Przecież ją czekały znacznie większe przygotowania niż mnie. Jednak ten sposób
był za sprytny i mnie przejrzała – Ale pytasz o to tylko dlatego, żeby
wyciągnąć mnie z łóżka. Więc odpowiadam, że mam dużo czasu i chowam głowę pod
poduszkę.
-… którą zabieram za sobą.
– jeden ruch i poduszka znalazła się na wierzchu pobieżnie spakowanego
odpowiednika walizki. – Wstawaj.
- Jesteś uparta, ciekawe po kim to masz?
- Po mnie! – krzyknął tata z kuchni. Ciekawe jakim cudem nas
słyszał? Pokręciłam głową z niedowierzaniem, stwierdzając, że dzisiaj naprawdę
wszystko jest możliwe.
***
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń-Aga