UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

wtorek, 29 października 2013

"- Kochanie, ale my przecież nie mamy prywatnego lotniska"

Kiedy obudziłam się po raz kolejny, czułam się trochę lepiej. Powoli usiadłam na łóżku i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Najwidoczniej przespałam cały dzień, na dworze się ściemniało. Adrian rozmawiał z kimś przez telefon na balkonie, a Bartek drzemał oparty o moje łóżko. To, że chciałam, żeby tu był, nie znaczyło, że to dobre rozwiązanie. Szturchnęłam go lekko nogą, żeby się obudził. Poderwał się szybko, otwierając oczy i uśmiechając szeroko.
-  Jak się czujesz? – zapytał, przysuwając się bliżej mnie. Jego ręka wylądowała na moim czole. – Nie masz już gorączki. Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś.
- Nie mogłam spać w nocy, więc zadzwoniłam do Ady. Wyszłam na balkon i jak skończyłyśmy rozmawiać musiałam zasnąć.  – Adrian wszedł do pokoju, rzucił telefon na łóżko. Potem przysiadł po drugiej stronie mojego łóżka, podając mi leki, które mam zażyć i talerz z kanapkami. 
- Ada dzwoniła, bo nie odbierałaś telefonu. Mówiła, że wyrwała cztery bilety na Ligę Światową w Katowicach.
- Członkom naszej reprezentacji przysługują wejściówki Vip. Tylko zdjęcia musicie nam dostarczyć. Musimy dbać o dobry doping. 
- Dostarczymy. Adrian, myślę, że powinniśmy jutro wracać.  – mój przyjaciel przyjął to do wiadomości, po czym widząc reakcję Bartka na moje słowa, wyszedł z pokoju. – Nie mogę tu zostać, przecież wiesz. Przyjedziemy do Katowic, sam słyszałeś.
- Nie myślałem, że mówiłaś poważnie o wcześniejszym wyjeździe. Chciałem porozmawiać z trenerem, żebyście jeździli z nami.
- Nie możemy. Musimy załatwić sprawę ze studiami, zebrać odpowiednie papiery. Są jeszcze telefony, maile…
- Zwariuję bez ciebie z tą bandą facetów i będę strasznie, strasznie tęsknił.
- Ja za tobą bardziej. Obiecaj mi coś.
- Co tylko zechcesz.
- Obiecaj, że nie znajdziesz sobie jakieś ładniejszej dziewczyny po drodze.
- Nigdy w życiu, Wisienko.
***
Pożegnania zawsze są trudne, zwłaszcza te z zaskoczenia. Z samego rana Adrian spakował nasze rzeczy i zaniósł od razu do samochodu. Wzbudziło to podejrzenia chłopców, którzy schodzili na śniadanie. Z pomocą Bartka wyszłam przed ośrodek ze szklącymi oczami. Nie chciałam go tu zostawiać, ale musiałam. Za mną i Bartkiem wyszedł Kubiak z Bartmanem.
- A gdzie wy się wybieracie? – Michał wyglądał na wielce przerażonego, kiedy zobaczył mnie prawie płaczącą i Bartka, który nie chciał odstąpić mnie na krok.
- Wracamy do domu, Miśku. Nie chcę was pozarażać. Spotkamy się w Katowicach.
- Jak to – do domu? Ludzie, Wiśnia wyjeżdża! – wydarł się Bartman i jakieś kilka sekund później przed ośrodek wylazła pozostała część reprezentacji z trenerem na czele. Wielkie zdziwienie dominowało na ich twarzach, a Kuba to się nawet popłakał. Jak popatrzyłam na nich wszystkich, przypominając sobie te wszystkie chwile, które razem spędziliśmy, sama nie mogłam powstrzymać łez.
- Nigdy nie przypuszczałam, że dane mi będzie was wszystkich poznać. Te dni, spędzone razem z wami… Mogę powiedzieć, że zyskałam nowych przyjaciół?
- Tylko przyjaciół? – Bartek próbował powiedzieć to jak najciszej, ale mu nie wyszło i usłyszeli to wszyscy, co skwitowali głośnym śmiechem. Zaprzeczyłam.
- Oczywiście, że nie. Będziesz dzwonił?
- Jasne, że będzie dzwonił! Przypilnujemy go. Nie martw się, jeszcze będziemy tańczyć na waszym ślubie!
- Kubuś, nie rozpędzaj się tak. Pierwsze to wy musicie dokopać Brazylijczykom, Rosjanom, Amerykańcom, wygrać Ligę Światową i zdobyć medal na Igrzyskach!
- Tak jest, Pani Generał!
***
- Przestań już płakać, no. Przecież już niedługo się z nim zobaczysz.  – jechaliśmy już którąś godzinę z rzędu a ja nadal nie mogłam dojść do siebie. W dodatku czułam, że znowu rośnie mi gorączka. Przykryłam się bluzą i po raz kolejny otarłam łzy z policzków. Nienawidzę pożegnać. Zawsze kiedy do nich dochodzi nie mogę potem długo się otrząsnąć. Tak było też i tym razem. Kiedy zobaczyłam ich wszystkich stojących na parkingu z niemrawymi minami, zwłaszcza Kurka, nie mogłam opanować łez. Poczułam jakby stali się moją drugą rodziną i nigdy nie przypuszczałabym, że tak się z nimi zżyję. Ostatnio moje życie diametralnie się zmieniło, zmieniły się moje priorytety i marzenia. Czasami jak tak o tym myślałam, dochodziłam do wniosku, że nie powinnam wprowadzać tak radykalnych zmian. Jednak te zmiany, nazwane przeze mnie radykalnymi, uszczęśliwiały mnie i mój rozsądek nie mógł nic na to poradzić.
- Nie mówiłam ci o tym, ale ostatnio długo nad tym myślałam i zdecydowałam, że jeżeli mi się uda, to zacznę studiować w Łodzi.  – Adrian patrzył cały czas na drogę, jakby wcale go to nie przejęło. Jednak jego wyraz twarzy nieco się zmienił. Nie musiałam pytać, bo widziałam, że jest zaskoczony moją decyzją. Zaczynałam się bać, bo jeżeli on był zaskoczony, to co powiedzą moi rodzice?
- Ada wie?
- Wie, powiedziałam jej jak dzwoniłam w nocy. Powiedziała mi, że sama się nad tym zastanawiała i też się ku temu skłania.  – Adrian zamilkł. Wcześniej czy później musiałam mu o tym powiedzieć, inaczej mogłabym tego żałować. Ułożyłam się wygodnie na przednim siedzeniu, czekając na jego reakcję. Przecież musiał coś powiedzieć.
- W takim razie nie mam innego wyjścia, tylko złożyć papiery w Łodzi.  – teraz to ja byłam zaskoczona, nie brałam takiej opcji pod uwagę. Nie wiedziałam, że on byłby do tego zdolny, żeby poświęcić coś dla nas. Owszem, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale wiele razy zdarzało się tak, że ze strony Adriana nie dało się tego odczuć. A teraz zachował się jak prawdziwy przyjaciel.
- Naprawdę? Poszedłbyś za nami?
- A co ja bym sam  w Krakowie ze sobą zrobił? Tylko nie mów mi, że masz jeszcze jakieś rewelacje.
- Nie, limit na dzisiaj został wyczerpany.
***
Pod wieczór byliśmy w domu. Kiedy mama mnie zobaczyła, o mało mnie nie udusiła. Dopiero kiedy powiedziałam jej, że jestem chora, trochę rozluźniła uścisk. Pozwoliła mi wejść do domu, a tacie kazała zabrać moje rzeczy. Od razu położyła mnie do łóżka, zrobiła gorącej herbaty z sokiem malinowym i podała biszkopty. A potem usiadła na moim łóżku i milczała. Nie musiała nic mówić, bo dobrze wiedziałam o co jej chodzi.
- Przepraszam za to, że ten wyjazd był tak nagły i za to, że nie dzwoniłam, ale nie byłam tam na wakacjach.
- Mogłaś chociaż napisać jak jest, ale trudno. Co było to nie wróci. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. – nie wiedziałam, czy to właściwy moment, ale lepszy mógł się nie nadarzyć. Mama była raczej w dobrym humorze, a tata cieszył się, że wróciłam. 
- Mogłabyś poprosić tatę? Chciałabym wam o czymś powiedzieć.  – tata pojawił się w pokoju i usiadł na krześle. Oboje patrzyli na mnie z wyczekiwaniem, nie mogli nawet przypuszczać co chciałam im powiedzieć.  – Nic wam nie mówiłam, ale od pewnego czasu jestem z kimś. Na początku nie było super fajnie, więc nie chciałam o niczym wam mówić, ale teraz…
- Jest siatkarzem. 
- Tak, jest siatkarzem. Nie chcę tracić tej znajomości, bo mogłabym żałować tego do końca życia, dlatego chcę studiować w Łodzi…
-… która jest blisko Bełchatowa, gdzie gra Bartek. Zgadłem? – przytaknęłam, na co tata o mało nie podskoczył na krześle, z radości, że zgadnął. Mama patrzyła na mnie z dość surową miną, ale jak zobaczyła reakcję ojca, trochę złagodniała.
- Kochasz go?
- Tak, a on kocha mnie. Chcemy być razem.
- Nie chcę, żebyś podjęła decyzję, która potem może stać się dla ciebie problemem.  – nie miałam jej tego za złe, miała prawo, żeby tak powiedzieć. Troszczy się o mnie jak każda matka o swoje dziecko i chce wiedzieć, czy jestem szczęśliwa.
- Jestem z nim szczęśliwa i nie wyobrażam sobie, że mogłabym od tak to zakończyć. Nie chcę wystawiać tego uczucia na próbę, dlatego chcę być bliżej niego.
- Będziesz mieszkać z nim?
- Kochanie, daj spokój. Jest dorosła, to jej decyzja i musisz to uszanować. Bartek nie wygląda na złego faceta. Zobaczysz, jakiego będziesz mieć cudownego zięcia!
- Tato! Ale o ślubie jeszcze nie było mowy!
- Ida, jeżeli taka jest twoja decyzja i dokładnie ją przemyślałaś, musimy się z tym pogodzić. Ale pod jednym warunkiem. Jak tylko obowiązki mu na to pozwolą, to ląduje u nas na obiedzie.  – odetchnęłam z ulgą, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że tak łatwo poszło. Strasznie się bałam ich reakcji, ale jak się okazało wcale nie było tak źle.

- Kochanie, ale my przecież nie mamy prywatnego lotniska…

sobota, 14 września 2013

"- To niech dzieci Rezende się strzegą."

Kiedy usłyszeliśmy głosy z korytarza, zorientowaliśmy się, że mecz się skończył. Wprawdzie nie mogliśmy ocenić po głosach jak chłopcy sobie poradzili, jednak nie chciało się nam ruszać z miejsca. Mieliśmy nadzieję, że niedługo któryś z panów wyjdzie na balkon i odpowie na nurtujące nas pytanie.
- Kurek, ale ci dobrze. – kiedy łaskawie otwarłam oczy, zobaczyłam nad sobą twarz Możdżonka, trzymającego a rękach Marchewkę.  – Wygraliśmy jednego seta. Tego, w którym wyszliście. Zieloni tak się za Wisienką rozglądali, że przyjęcie im siadło.
- Marcin, skończ. – mruknął Bartek, za co oberwał marchewką.  – Jak ty traktujesz kolegów?
- Staram się z szacunkiem, ale nie lubię jak mnie ktoś ucisza i bywa różnie.
- Bartuś, jesteś już mniej czerwony, więc wnioskuję, że ci przeszło.  – na balkonie zrobił się tłok, kiedy zawitał do nas Michał Winiarski. Usiadł na moim miejscu i westchnął głęboko popijając wodę prosto z butelki.
- Tamci już pojechali?
- Zostają do jutra – mruknął przyjmujący, na co Bartek siarczyście przeklął. Mnie też nie było to na rękę, ale wpadłam na pewien plan.  – Oj i chyba będą biedni tej nocy. Wchodzę w to.
- Nawet jeszcze nie wiesz w co. Ale w sumie będzie mi potrzebna twoja pomoc. A gdzie się zatrzymali?
- W Championie, zajmują całe piętro.
- Chłopcy, znacie może jakiegoś hydraulika w ośrodku?
- Znamy. Ten co zajmował się tą powodzią u nas był bardzo miły i szybki. 
- A bardzo was tu kochają?
- Oj, kochana! Zarabiają na nas mnóstwo co roku a na dodatek jesteśmy tacy mili, że nieba by nam przychylili.
- To niech dzieci Rezende się strzegą.
Razem z Bartkiem poszliśmy do tego hydraulika i bez problemu przekonaliśmy go, żeby nam pomógł. Nie musieliśmy używać wielu argumentów, aby ten miły pan się zgodził. Ba, tak się rozochocił, że od razu pobiegł wykonać swoje zadanie. Przybiliśmy piątkę z Bartkiem i razem z kilkoma innymi wtajemniczonymi siedzieliśmy sobie w altanie do późnego wieczora, z nadzieją, że nasz plan zadziała. Ważne było także to, że pan hydraulik wciągnął w plan pracowników hotelu, żeby nie wyskoczyły żadne nieplanowane sytuacje. Dzięki mojemu chytremu planowi, siatkarze z Brazylii oraz osoby im towarzyszące opuścili ośrodek po godzinie dwudziestej drugiej.
- Jesteś genialna, wiesz?
- Wiem, Bartuś.
- Ale co ty właściwie zrobiłaś?  - zapytał Kubuś, niemogący znaleźć wyjaśnienia tej sytuacji.
- Ja? Nic. To pan Henio zakręcił im wodę.
***
Nie mogłam spać w nocy. Kręciłam się z boku na bok, przeklinając w myślach Adriana, który chrapał jak najęty. W końcu położyłam się na plecach, zrzucając z siebie kołdrę i głośno wzdychając. Cały czas zastanawiałam się nad tym, czy dobrze zrobiłam, że mu odmówiłam. Co jeśli teraz będzie inaczej? Jeżeli coś się między nami zmieni i nie będę mogła tego naprawić? Bartek był przekonany, że się zgodzę, dobrze przemyślał tą sprawę, bo inaczej nie wyskoczyłby nagle z takim tematem. Usiadłam na łóżku, gdzieś pośrodku ciemności, ciesząc się spalską ciszą. Już niedługo będziemy musieli opuścić to miejsce, zostawiając tutaj mnóstwo wspomnieć. Dla mnie zawsze ten ośrodek będzie wyjątkowy ze względu na to, że to właśnie tutaj wszystko sobie z Bartkiem wyjaśniliśmy, tutaj powiedział po raz pierwszy, że mnie kocha, to właśnie tutaj spędziliśmy wiele niezapomnianych chwil. Zaczęłam chodzić po pokoju co jakiś czas potykając się o porozrzucane rzeczy. Miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam co mam zrobić. Zaczynałam panikować, więc jedyne co mi pozostało, to telefon do Ady. Zawsze śmiała się ze mnie, że jak panikuję, to do niej dzwonię. Zabrałam telefon i wyszłam na balkon.
- Jeżeli nie jesteś Idą lub… Idą, to jutro rano cię zabiję, kimkolwiek jesteś.
- Grunt to miłe powitanie. Nie musisz nikogo zabijać.
- Co się stało. Inaczej byś nie dzwoniła o tej porze. Właściwie… To co my mamy za porę?
- Trzecia w nocy.
- Trzecia w nocy?! Boże, to mów tym bardziej. Poczekaj, bo Aleksa obudzę.  – ona potrafiła mnie zadziwiać nawet o trzeciej w nocy. Wygląda na to, że przez te kilka dni dużo się u niej wydarzyło, tak jak i u mnie. Słyszałam jak powoli zamyka drzwi, po czym ziewnęła. – Mów.
- Zacznę od tego, że długo nad tym myślałam i zdecydowałam się złożyć papiery w Łodzi. Chcę być blisko niego, na wyciągnięcie ręki, rozumiesz? Po tym co było kiedyś, nie chcę się z nim rozstawać.
- Bardzo ciekawy początek, dobrze, że mówisz mi to teraz. Adrian wie?
- Nie mówiłam jeszcze nikomu oprócz ciebie i Bartka. Ale to jeszcze nie koniec.
- No ja myślę, to nie jest takie straszne. Też się nad tym zastanawiałam, bo wiesz… Z Aleksem to chyba na poważnie.
- Zdążyłam się zorientować po tym, że u ciebie nocuje. Cieszę się, że między wami wszystko w porządku.
- Nawet bardziej niż w porządku, ale nie dzwonisz, żeby rozmawiać o mnie.
- Dzisiaj był strasznie o mnie zazdrosny. Przyjechali Brazylijczycy i …
- Brazylijczycy?!
- Cicho, bo Aleksa obudzisz. Tak, Brazylijczycy i trochę mnie zaczepiali. Aż Bartek musiał zejść z boiska, bo inaczej by jeszcze kogoś zabił.
- Uhuhu, to rzeczywiście gorąco się musiało zrobić. Ale Brazylijczycy? Dlaczego mnie tam nie było…
- Nie nacieszyłabyś się długo, bo zrobiliśmy im psikusa i pojechali wieczorem. Wyciągnęłam Bartka z hali i spędziliśmy trochę czasu razem.
- Przejdź do sedna, bo zasnę.
- Zapytał mnie czy z nim zamieszkam.
- Żartujesz?
- Nie, jestem śmiertelnie poważna. Nie zgodziłam się, spanikowałam, stwierdziłam, że to za wcześnie i … sama nie wiem. Zaskoczył mnie. A ja jego swoją odpowiedzią, widziałam, że oczekiwał usłyszeć coś innego. Nie wiem co mam zrobić, boję się, że coś się zmieni między nami.
- Czekaj, moment, bo nie zakodowałam. Zapytał się czy z nim zamieszkasz, a ty się nie zgodziłaś. Ja też pewnie bym się nie zgodziła. Ale spójrzmy na to z innej strony…. Jak się ujawnicie, to prasa nie da wam spokoju. Zwłaszcza jak odgrzebią tamte zdjęcia. Jesteś pewna, że to rzeczywiście nie ten moment?
- Nie. I do tego rodzice jeszcze nic nie wiedzą, ani o studiach, ani o Bartku. Jak ja mam im o tym wszystkim powiedzieć?
- Rodzice nie będą z nim mieszkać, tylko ty. To jest twoja decyzja. I gdybym była na twoim miejscu, gdybym kochała go tak mocno jak ty i on kochał mnie, to prawdopodobnie po przemyśleniu tego tysiąc razy, zgodziłabym się. Pewnie potem wzięlibyśmy ślub, mieli gromadkę dzieci i …
- Dobra, dobra – skończ. Aż tak daleko w przyszłość nie wybiegamy. Dzięki, trochę rozjaśniłaś mi wizję.
- Zawsze do usług. A teraz wybacz, wracam do Aleksa i idę spać.
- Dobranoc, ja jeszcze trochę posiedzę. I pozdrów go ode mnie i przypomnij, że jak ci coś zrobi to…
- To nakopiesz mu do czterech liter, pamiętam.
***
Otwieranie oczu to nie był najlepszy pomysł, jak się okazało. Słońce strasznie mnie raziło, na dodatek okropnie bolała mnie głowa i gardło. Próbowałam wykrztusić z siebie jakieś słowo, ale usłyszałam tylko jakiś zgrzyt i to by było na tyle. Trzęsłam się z zimna, nie miałam siły, żeby się ruszyć. Dopiero po kilku minutach zorientowałam się, że jestem na balkonie. Musiałam zasnąć po tym jak rozmawiałam z Adą. Z pokoju nie było słychać chrapania, więc Adrian zapewne już wstał. O własnych siłach wczołgałam się do pokoju, mrucząc pod nosem słowa odnośnie mojej głupoty. Usiadłam obok łóżka, nie mając siły się na nie wdrapać. Musiałam zacząć myśleć. Nie mogłam zadzwonić do żadnego siatkarza, żeby przypadkiem ich nie zarazić. Pozostawało mi tylko próbować dodzwonić się do Adriana, jednak kiedy zaczęłam do niego dzwonić, zobaczyłam jego telefon na szafce.
- Kiedyś przywiążę mu tą komórkę do ręki. Przysięgam.
Zastanawiałam się, kiedy ktoś się zorientuje, że mnie nie ma i zaczną mnie szukać. Na wszelki wypadek, gdyby miało to trwać dłużej, ściągnęłam ze swojego łóżka kołdrę i ułożyłam się na podłodze przy drzwiach. Było to dość ryzykowne, ale miałam pewność, że jeżeli ktoś wejdzie do pokoju to mnie zauważy. Oczy same mi się zamykały, co mogło oznaczać, że mam wysoką gorączkę. A to wszystko sprowadzało się tylko do jednego – wcześniejszego wyjazdu. Zrobiło mi się smutno, bo nie chciałam tak szybko opuszczać tego miejsca. Miałam świadomość, że to nastąpi, ale nie tak szybko. Bardzo przywiązałam się do tych wszystkich Miśków, szczególnie do jednego i zdałam sobie sprawę, że będę za nimi tęsknić. Jacy by nie byli, uwielbiałam ich wszystkich. Kiedy tak teraz siedziałam i myślałam o tym, co nieuniknione, zdałam sobie sprawę, że to wszystko co mnie ostatnio spotkało (z wyjątkiem historii z byłą Kurka) było spełnieniem moich marzeń.
Nagle poczułam na nogach opór, czyli ktoś próbował dostać się do środka i wyraźnie nie spodobało się mu to, że nie może otworzyć drzwi.
- Ida? Jesteś tam? Czemu nie mogę otworzyć drzwi? – Adrian, całe szczęście. Jego mogłam wpuścić do środka. Z wielkim trudem odsunęłam się od drzwi i pozwoliłam mu wejść. Kiedy tylko zobaczył mnie na ziemi, zawiniętą w kołdrę, przeraził się.  – Hej, co jest? Przecież ty masz gorączkę! Pójdę po lekarza – pociągnęłam go za rękaw, żeby usłyszał, co mam mu do powiedzenia.
- Nie mów nikomu i zamknij drzwi na klucz. Jak Bartek albo któryś siatkarz się tu dostaną, mogą się zarazić.  – Adrian zamknął drzwi i pobiegł po lekarza. Nie chciałam im narobić jeszcze więcej kłopotów, teraz chciałam jedynie stąd zniknąć, zanim to jeszcze nie bolało tak bardzo. I wcale nie myślałam o swoim stanie zdrowia w aktualnym momencie.  
Nie musiałam długo na nich czekać, pan doktor pojawił się z całym swoim ekwipunkiem. Kiedy mnie zobaczył, trochę się zdziwił. Musiałam wyglądać paskudnie. Uśmiechnęłam się niemrawo, bo ledwo kontaktowałam, zaczęłam się robić strasznie senna. Pierwsze co zrobił to założył mi kroplówkę i podał dożylnie jakieś lekarstwo. Nie miałam siły na to, żeby słuchać co do mnie mówi.
- Mogę iść spać? – spytałam cicho i kiedy zobaczyłam przytaknięcie doktora, zamknęłam oczy. Zasnęłam w momencie.
Nie wiem ile spałam, nie interesowało mnie to. Strasznie chciało mi się pić, ale nie miałam na tyle siły, żeby sama czegoś poszukać. Nie otwarłam nawet oczu. W pokoju było cicho, nie wiedziałam czy ktoś oprócz mnie tutaj jest. Spróbowałam się ruszyć, ale zdołałam tylko podnieść się na poduszkach.
- Ida?
- Bartek, musisz iść.
- Nic nie muszę. Zostaję z tobą. Podać ci coś?
- Ale..
- Ida.
- Wodę. – nie chciałam się z nim kłócić, ale nie chciałam też, żeby się ode mnie zaraził. Bądź co bądź myślałam teraz o reprezentacji. Anastasi potrzebował każdego z nich w szczytowej formie i żadna choroba nie mogła pokrzyżować mu planów. Kurek podał mi wodę i pomógł mi się napić, delikatnie przechylając szklankę. – Zarazisz się.
- Nie ważne. Chce tu być, z Tobą. Jeżeli będzie trzeba, to przywiążę się do łóżka, żebyś nie mogła mnie stąd wyrzucić.
- Będę musiała wcześniej stąd wyjechać, nie mogę was narażać na niepotrzebne infekcje.

- O tym to zadecyduje nasz lekarz, a teraz już nic nie mów i odpoczywaj. Ja sobie tu będę siedział i spełniał twoje zachcianki.  – uśmiechnęłam się lekko, po czym znowu odpłynęłam. 

wtorek, 27 sierpnia 2013

" - Są trochę straszni... W telewizji wyglądają przyjaźniej."

- Ida, wstawaj! – ktoś uparcie próbował mi się narazić z samego rana. Otwarłam jedno oko, żeby sprawdzić kto należy do tych odważnych, którzy próbują mnie wyciągnąć z łóżka o tak wczesnej porze.
- Kubuś, litości. Co jest takie ważne, że budzisz mnie o siódmej rano?
- To, że za godzinę góra dwie przyjeżdża reprezentacja Brazylii, żeby rozegrać z nami sparing.  – otwarłam drugie oko, żeby uważniej spojrzeć na Jakuba, po czym zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi.
- Jasne, Rudy. Próbujesz się odegrać za wczoraj.  – nakryłam się kołdrą i odwróciłam na drugi bok, jednak Jarosz nie dawała za wygraną. Oni w tej kadrze naprawdę są bardzo uparci, żeby tacy na boisku byli, to wygrywaliby każdy mecz.  – Oj, daj mi spokój. Nie dam się nabrać.  – zamknęłam oczy, wzdychając głęboko, po czym usłyszałam, że do mojego pokoju wchodzi ktoś jeszcze. Modliłam się, żeby to nie były posiłki dla Jakuba, ale niestety. Dosłownie kilka sekund później, ktoś brutalnie ściągnął ze mnie kołdrę.
- Czy wyście powariowali wszyscy? Niby dlaczego mam uwierzyć, że przyjeżdżają Brazylijczycy? Przecież trener nic nie mówił! 
- Gardini zapomniał mu powiedzieć i zrobił to dzisiaj rano. Potrzebujemy wszystkich zwartych i gotowych na stołówce, migiem! Zwłaszcza kibiców i operatorów. Adrian już poszedł i ja też to czynię – i po Kubusiu. Teraz coraz mniej wyglądało mi to na żarty, właściwie zrobiło się trochę poważnie, przecież sama Brazylia przyjeżdża do Spały. Ubrałam się szybko i pobiegłam na stołówkę. Przelotnie w korytarzu zerknęłam w lustro, żeby uniknąć wpadki takiej jak z Grześkiem i spokojnym krokiem weszłam na stołówkę, gdzie byli już praktycznie wszyscy. Usiadłam obok Bartka, który już wcinał swoje śniadanie.
- Kuba nie żartował, prawda?
- Z nalotem Brazylijczyków? Niestety nie.
- Dlaczego niestety? Przecież chyba dobrze się sprawdzić, prawda?
- Tak, masz rację, ale przypominam ci, że przed wczoraj mieliśmy niezłą popijawę i niektórzy mogą nie być w formie.
- Fakt. Najważniejsze jest to, żeby się nie zorientowali. Jeszcze się na was obrażą, że ich nie zaprosiliście. – Bartek się zakrztusił kanapką, Jarosz zamarł z podniesioną ręką z kubkiem, a Zator po prostu ziewał.  – Jezu, próbuję tylko rozładować atmosferę, wyluzujcie.
- To przez ten stres – stwierdził Kuba, stawiając kubek z powrotem na stole. Podał mi jedną ze swoich kanapek i zamyślony patrzył gdzieś przed siebie. Normalnie ich nie poznawałam, jacyś inni ludzie niż wcześniej, jakby ktoś ich podmienił. Wszyscy skupieni, żadnych żartów, uśmiechów. Tylko powaga. Jakby to ode mnie zależało, to obi już by ten mecz wygrali samą determinacją. Byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem, że tak nagle potrafili się spiąć i skupić. Pozostało mi się tylko dostosować, a po za tym ładnie ubrać i dzielnie ich dopingować.
Po śniadaniu chłopcy udali się do pokoi po swoje rzeczy i na halę na spotkanie z trenerem. My z Adrianem postanowiliśmy pomóc panom technicznym, którzy też byli trochę zestresowani. Przygotowaliśmy wszystko do treningu, po czym trener oddelegował nas i parę innych reprezentatywnych osób do czatowania na brazylijską drużynę. Stanęłam przy recepcji, lekko zestresowana, że będę mieć okazję spotkania wielkich gwiazd. Adrian chodził z kąta w kąt, co robił zawsze kiedy się denerwował. Oczywiście to nie było zwykłe chodzenie, bo o to nie można go posądzić, tylko ruszanie wszystkim co się da. Na paniach w recepcji zrobiło to bardzo duże wrażenie, nawet ich kolega uważnie się przypatrywał.
- Masz tutaj swoich fanów – powiedziałam cicho, kiedy znalazł się obok mnie i skinęłam na bardzo zapracowane aktualnie panie i pana, który próbował udawać, że nas nie widzi. Adrian trochę się speszył i odwracając się w kierunku wyjścia, zobaczył armię z Brazyli, prezentującą się bardziej niż świetnie. Na czele oczywiście trenerzy, niezwykle uśmiechnięci ludzie, a za nimi stado wielkich mężczyzn. Adrian włączył kamerę i stanął z boku, żeby wszystko udokumentować, a mi pozostało się ładnie uśmiechać. Panowie techniczni, gawędząc krótko z trenerem wprowadzili ich we właściwy korytarz. Czułam się trochę nieswojo, kiedy większość panów siatkarzy się we mnie wpatrywała. Aż panie z recepcji były zazdrosne, widziałam to w ich oczach, kiedy patrzyły na mnie obrażone na cały świat. Ruszyłam za tym brazylijskim peletonem, myśląc, że to już wszyscy, kiedy usłyszałam czyjeś wołanie.
- Zaczekajcie na mnie! Zaczekajcie! – kiedy się odwróciłam, zobaczyłam lekko zrozpaczonego Vissotto, biegnącego w nieładzie. Tak, w nieładzie, bo inaczej nie dało się tego nazwać.  – Oni nigdy na mnie nie czekają.  – pożalił się biedny Brazylijczyk, po czym obok mnie zaczął iść dumnie za resztą kadry.  – Pracujesz tutaj?
- Nie w ośrodku, jestem gościem reprezentacji. Pomagam Krzyśkowi Ignaczakowi z montowaniem materiałów, robię zdjęcia i takie tam.
- U nas w kadrze nie ma żadnych pięknych kobiet, a szkoda.  – zaczęłam rozglądać się za Adrianem, bo poczułam się lekko zagrożona. Zobaczyłam go na początku grupy, która już wchodziła na halę. Odetchnęłam z ulgą i zniknęłam z pola widzenia pana spóźnialskiego i stanęłam obok Grześka, który przyszedł dopingować chłopaków.
- Czemu jesteś taka wystraszona?
- Ja? Skąd! Wydaje ci się…
- Nie, nie wydaje mi się. Więc?
- Są trochę straszni… W telewizji wyglądają przyjaźniej.
- Szczerze? Jestem tego samego zdania.
***
Pierwszy set w wykonaniu naszych siatkarzy nie był zachwycający. Dopingowaliśmy ich jak tylko mogliśmy, ale Brazylia robiła z nimi co chciała. A do tego po każdej wygranej akcji któryś z nich robił w moim kierunku dziwne miny lub puszczał oczko, co zaczynało mnie niesamowicie denerwować. O Bartku nawet nie wspomnę, był tak wściekły, że jego ataki osiągały niesamowite prędkości i rzadko trafiały w boisko.  To, że się wściekał nie było wcale takie złe, przynajmniej wiedziałam, że mu zależy i mogłam się trochę pośmiać. Tak, wiem, nie powinnam, ale w pewnym momencie parsknęliśmy z Grześkiem takim śmiechem, że zwróciliśmy na nas uwagę wszystkich.
- Chyba nie powinniśmy, widziałaś ich miny?
- Aż za dobrze, ale to nie moja wina, że on się tak wścieka. Przecież gdyby mógł to by ich wszystkich pozabijał.
- Racja, ale przynajmniej ma dobry powód. Nie dziwię mu się.
Pochlebiły mi słowa Grześka i akurat w tym momencie Bartek został zdjęty z boiska. Wściekły usiadł na ławce, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa. Wiedziałam, że to przeze mnie, więc podeszłam do trenera i zapytałam, czy mogę zabrać Kurka z hali.
- Jak najdalej, bo inaczej to się źle skończy. Powinnaś się nazywać Helena! – nie skomentowałam tej trenerskiej uwagi, bo nie chciałam się wtrącać. Dla niego mogę być nawet Izoldą albo Kunegundą, byleby nasza reprezentacja odnosiła sukcesy. Odeszłam od bocznej linii, mało brakowało a zostałabym znokautowana piłką przez jednego z Brazylijczyków. Nie zwróciłam na niego zbytecznej uwagi, tylko pociągnęłam Bartka za sobą. Zamknęłam za sobą drzwi prowadzące do hali, po czym mocno przytuliłam Kurka.
- Przepraszam, to moja wina. Może jakby mnie tu nie było, to nie byliby tacy uszczypliwi.
- Jakby cię tu nie było, to nie miałbym ochoty grać. Nie mogłem znieść tego jak oni na ciebie patrzą i …
- Nie patrzę na nich tylko na ciebie i podoba mi się to, że jesteś o mnie zazdrosny.
- Aż tak widać?
- Na kilometr. Czuć też.
- Dobra, dobra, idę pod prysznic. Poczekasz? Mam dość zielonego na dziś i na boisku się im nie przydam.  – kiwnęłam głową i usiadłam na ziemi przy drzwiach. Nie chciałam wchodzić do szatni, bo groziłoby to samobójstwem. Na całe szczęście Bartek zdążył przed końcem drugiego seta, dzięki czemu uniknęliśmy kolejnych denerwujących zaczepek. Poszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na balkonie z rodzynkami w czekoladzie. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, bo niestety balkon nie był na tyle szeroki, żebyśmy mogli siedzieć obok siebie. Lubiłam, gdy tak na mnie patrzył, kiedy mogliśmy razem pomilczeć, bo nie musieliśmy nic mówić, żeby się rozumieć. Taką osobę spotyka się raz na całe życie i ja nie chciałam zaprzepaścić tej szansy.
- Długo myślałem nad tym, co wczoraj mi powiedziałaś. – odezwał się chwilę później, rzucając mi paczkę rodzynków.
- Masz na myśli to, że chcę studiować w Łodzi? – przytaknął – Tak, chcę. I w tej sprawie nie masz nic do gadania, Kurek. – odrzuciłam mu rodzynki, rozsypując kilka po podłodze.
- Wiesz, że cię kocham?
- Wiem.
- Wiesz, że teraz jesteś dla mnie najważniejsza?
- Wiem.
- Twoja skromność mnie powala. Wiesz, że będę strasznie za tobą tęsknił?
- Wiem.
- Wiesz, że chcę z Tobą zamieszkać?
- Wiem… Co? – machinalna odpowiedź na oczywiste pytania, które mi zadawał.
- Długo się nad tym zastanawiałem i jeżeli chciałabyś… Wiem, że to wcześnie, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że traktuję to wszystko bardzo poważnie, że ciebie traktuję poważnie. – zaskoczył mnie, sama zaskoczyłam siebie odpowiadając sobie na to pytanie. Chciałam z nim zamieszkać, bardzo, ale bałam się, że jest za wcześnie, że powinniśmy z tym poczekać i podjąć to decyzję racjonalnie. Przecież moi rodzice nawet nie wiedzą, że z nim jestem, nie wiedzą, że chciałabym studiować w Łodzi, żeby być bliżej niego. Nie mogę tak po prostu im o tym powiedzieć i dodać jeszcze, że będę mieszkać u Bartka.
- Zaskoczyłeś mnie, naprawdę. Ale wiesz, że ja nie mogę od tak się zgodzić. Moi rodzice nic o tobie nie wiedzą, nikomu nie mówiłam o tym, że chcę studiować w Łodzi… Sądzę, że powinniśmy z tym zaczekać, chociaż trochę. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.  – Bartek uśmiechnął się tylko, choć widziałam, że bardzo mu na tym zależy.
 - Chodź tu – przyciągnął mnie do siebie i zrobiło się trochę ciasno. Mocno mnie do siebie przytulił i ucałował w czoło – kolejna rzecz, którą uwielbiałam. Jednak stanowczo nie lubiłam czuć jak barierki wbijają mi się w plecy. Mruknęłam cicho, po czym Bartek zaśmiał się krótko i wylądowałam na jego kolanach, co było znacznie wygodniejsze.
- Jesteście tutaj stałymi bywalcami, więc moglibyście złożyć petycję o poszerzenie balkonów.
- Do tej pory nikt nie narzekał.
- Masz na myśli, że żadna nie narzekała?

- Nie. Jesteś pierwszą dziewczyną, która jest ze mną na zgrupowaniu i pierwszą, która siedzi ze mną na tym balkonie. 

czwartek, 1 sierpnia 2013

"- To dobrze, bo potrzebuję Przytulanki."

Po kolacji, spędzonej w towarzystwie Adriana – tylko Adriana – udaliśmy się do pokoju Igły. Nie musieliśmy pukać, drzwi były uchylone. Przytaszczyłam ze sobą poduszkę, mając nadzieję, że wtulę się gdzieś w kąt i trochę odpocznę. Takim więc sposobem do pokoju pierwsza weszła poduszka.
- Krzysiu…. Ja nie jestem pijany, jestem całkowicie trzeźwy, ale … Od kiedy poduszki same chodzą na Twoje imprezy? – usłyszałam czyjś pomruk, który bez problemu zidentyfikowałam.
- Zbysiu drogi, po pierwsze – jesteś pijany, po drugie – to ja z poduszką, nie sama poduszka, a po trzecie – bardzo cię proszę, zejdź na ziemię, bo chciałabym się położyć na łóżku. – nadal nic nie widziałam, ale usłyszałam jakiś tępy dźwięk, więc uznałam, że Zbyszek spełnił moją prośbę. Podeszłam więc do łóżka i już miałam rzucać poduszkę, kiedy…
- Ida, NIE!! – usłyszałam krzyk Kuby. Wszystko działo się tak nagle, że sekundę później Rudy trzymał moją poduszkę, ja stałam z wytrzeszczonymi oczami, a Kubiak leżał na mojej stopie. – Bo zgnieciesz Miśka…
- Kuba, nie mogłeś tego powiedzieć trochę ciszej? – z łazienki wychynął Rucek, stanowczo źle wyglądający. – Spać nie można.  – potem z szafy wyszedł Daniel, przeciągając się przeciągle i w pokoju zrobiło się trochę tłoczno. Wzięłam poduszkę od Kuby, wcześniej wyciągając stopę spod głowy Kubiaka i rzuciłam się na łóżko. Skuliłam się w kłębek, ciesząc się, że zajęłam sobie najlepszą miejscówkę. Aż do momentu, kiedy usłyszałam walenie w szybę. Co najmniej jakby się paliło.
- No nareszcie, nie przewidziałeś, że bliżej mamy przez balkon? – sądząc po głosie, przyszedł Szampon z Winiarem. I w ten oto sposób, zostałam wciśnięta między dwie gwiazdy Skry.
- Gdzie jest Bartek? – mruknęłam, z nadzieją, że mój osobisty miś wybawi mnie od tych dwóch wielkoludów.
- Tutaj, rozrabiako – coś pociągnęło mnie za nogę, co oznaczało, że siedzieliśmy na tym łóżku we czwórkę. Jednoosobowym łóżku. Kiedy zabrakło mi powietrza, musiałam się podnieść, co panowie skrzętnie wykorzystali. Zdążyłam wyciągnąć tylko swoją poduszkę i tyle zostało z mojej świetnej miejscówki. Popatrzyłam na Bartka błagalnie, licząc na to, że przygarnie mnie do siebie. I się nie przeliczyłam. Poduszka znalazła się na jego nogach, a ja na poduszce. Kurek zaczął bawić się moimi włosami, rozmawiając jednocześnie z Grześkiem, który do nas dołączył.
- Śpiąca królewno – usłyszałam szept przy swoim uchu, na co mruknęłam przeciągle – Chyba zmienimy towarzystwo. – nie rozumiałam co Bartek ma na myśli, kiedy podnosiłam się z poduszki, ale kiedy przetarłam oczy wszystko stało się jasne. W pokoju było niesamowicie duszno, wszędzie leżały powalone mamuty, chrapiące nieziemsko. Bartek, jak się okazało, był jedynym niepijącym w towarzystwie, który siedział na podłodze. Spojrzałam na niego nieźle zaskoczona, na co tylko wzruszył ramionami – Adrian chwilę temu się zmył do siebie. Zaniosę cię do łóżka, co? – uśmiechnął się do mnie, po czym dźwignął się z podłogi i wziął na ręce mnie i moją poduszkę.
- Do którego łóżka?
- Do twojego?
- Ale zostaniesz, prawda?
- Jeżeli Adrian nie schowa mi ubrań, to zostanę
- Przepraszam za to wcześniej…
- Nie gniewam się, słońce.
- To dobrze, bo potrzebuję Przytulanki.
***
Wyjątkowo nikt nie obudził się wcześniej niż o dziewiątej. Znaczy się, nikt oprócz mnie, Bartka i Adriana. Nie zdziwiło nas to, wręcz przeciwnie. Postanowiliśmy, po zjedzeniu śniadania, sprawdzić pokój Igły, czy aby przypadkiem ktoś się nie ocknął. Niestety, jak to mówią. W pokoju śmierdziało niesamowicie aż nie dało się oddychać.
- Anastasi się wścieknie. Co zrobimy? – staliśmy z Bartkiem na korytarzu przed pokojem Krzyśka.
- Zbiorowa grypa żołądkowa?
- Nie, to już było…
- Kiedy?
- Po poprzedniej imprezie.
- To zatrucie pokarmowe.  – Bartek zgodził się, choć niechętnie. Poszliśmy do trenera, zabierając ze sobą Adriana, żeby wypaść wiarygodniej. Zapukaliśmy do drzwi, chwilę później otworzył Andrea. Kiedy mnie zobaczył, bajecznie się uśmiechnął.
- Co sprowadza piękną i mniej pięknych w moje skromne progi.
- Właściwie wczorajsza kolacja. Tylko my się uratowaliśmy, reszta ma jakieś paskudne zatrucie.  – próbowałam z całych swoich sił wypaść wiarygodnie, ale trener tylko westchnął, zakładając ręce na piersi.
- Lepiej powiedz, że zrobili imprezę. Na to samo wychodzi. Czy wy jesteście małymi dziećmi?
- My nie, ale sądząc po zachowaniu tamtych – oni tak.
- Trzy mądre osoby w kadrze plus ja, co daje nam cztery. No tym to my meczu nie wygramy… I to jeszcze jedna kobieta.
- Panie trenerze! Oni wieczorem dojdą do siebie, my się o to postaramy. A co do kobiety, panowie wybaczą, ale w tym towarzystwie – nie uwłaczając trenerowi – rządzi moja inteligencja.
- Czyżbyś miała jakiś niecny plan?
- Oczywiście, że tak Bartku. Bardzo, bardzo niecny plan.
***
Mijały godziny a panowie nie wstawali. Wtajemniczyłam pozostałych z naszej czwórki w swój plan, który notabene się im spodobał. Spacerowaliśmy po korytarzu na zmianę tak, że zawsze ktoś czuwał. Długo czekaliśmy na naszą pierwszą ofiarę, którą okazał się Rudy. Ja zawsze wierzyłam w Kubusia i nigdy nie przypuszczałam, że może doprowadzić się do takiego stanu. Wyglądał naprawdę okropnie, podkrążone oczy, szatańskie włosy w nieładzie, powłóczył nogami po korytarzu, a w rękach trzymał torbę. Zapewne chciał iść na trening, pytanie tylko ile by potrenował, bo na moje oko nie dłużej niż pięć minut. Podeszłam do niego z założonymi rękami i obrażoną miną.
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
- Ja wiem… Nie powinienem tyle pić…
- Nie o tym mówię.  – Kubuś na chwilę wytrzeszczył oczy, ale poraziło go światło, więc szybko je zamknął.
- A…. A o czym?
- Przez pół nocy dzwoniłeś do pań pod 0-700 i wydzwoniłeś mi jakieś cztery stówy, Jarosz! – atakujący jęknął coś cicho, po czym musiał podeprzeć się o ścianę, bo to co usłyszał było dla niego wielkim szokiem. Ha, jeden zero dla nas! Wróciłam do pokoju, zostawiając Kubę w stanie skrajnie dziwnym. Przybiłam Adrianowi piątkę, po czym wypuściłam go na korytarz.
- Będziemy się smażyć w piekle, wiesz? – Bartek szperał coś w naszym laptopie, siedząc na moim łóżku. Usiadłam obok niego, zostawiając otwarte drzwi w razie gdyby Adrian potrzebował pomocy.
- Oj, wszędzie byle z Tobą. – szturchnęłam go ramieniem, po czym uświadomiłam sobie powagę tych słów. Czy naprawdę wszędzie? Wiele osób mówiło mi, że powinnam zostać blisko Bartka, że nie powinniśmy się rozstawać. Jednak to oznaczało rozstanie z przyjaciółmi, z moim dotychczasowym życiem i nie wiem czy byłabym już na to gotowa. Gdzieś tam kiedyś o tym myślałam i byłam tego świadoma, jednak wydawało mi się to tak odległe, że się tym nie martwiłam. Ale czas mijał i podjęcie decyzji zbliżało się wielkimi krokami.  – Naprawdę nad tym myślałam.
- O tym, żeby iść do piekła?
- Nie, Kurek. Mówię poważnie.  – odłożył laptopa na bok, skupiając swoją całą uwagę na mnie. Uśmiechnął się do mnie, ale jego wyraz twarzy świadczył o wielkim zaskoczeniu.
- Nie chcę, żebyś poświęcała swoje plany i marzenia dla mnie. Damy radę.
- To ty spełniasz moje marzenia. Myślisz, że wytrzymałabym bez ciebie?
- To ja nie wytrzymam bez ciebie, wariatko – poczochrał mnie po włosach, po czym mocno przytulił. I tak zastał nas Adrian, zaśmiewający się do rozpuku. Odsunęłam włosy z twarzy i oczekiwałam relacji z wykonywania swojego planu.
- Powiedziałem Marcinowi, że Marchewka będzie mieć małe króliczki, a on na to ‘zostanę ojcem’.  – spojrzałam na niego jak na kompletnego idiotę, po czym zaczęłam się śmiać. Bartek był w tak wielkim szoku, że nie zrobił nic oprócz wpatrywania się w mojego przyjaciela swoimi niesamowicie niebieskimi oczami. Miałam już na końcu języka, żeby powiedzieć Adrianowi co sądzę o jego pomyśle, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Poklepałam Bartka po ramieniu, sugerując mu, że teraz jego kolej. Przyjmujący z wielką niechęcią wstał i udał się na korytarz. Jak mogliśmy naocznie potwierdzić, panowie zaczynali budzić się ze snu zimowego i wychodzili z tego syfiastego pokoju prawdopodobnie w momencie kiedy otwarli oczy. Na kolejną ofiarę nie musieliśmy długo czekać.
- Miśku, lepiej nie idź na stołówkę, dobrze ci radzę.  – usłyszeliśmy śmiertelnie poważny bartkowy głos.
- Ale dlaczego? Głodny jestem, muszę coś zjeść!
- O, to będzie ciekawe, muszę to zobaczyć – powiedziałam cicho do Adriana, kiedy tylko usłyszałam głos należący do Kubiaka. Po cichu podeszłam do drzwi i wychyliłam się zza ściany.
- Chcesz zginąć zakopany żywcem w lesie, to idź. Ja na twoim miejscu po tym co zrobiłeś w nocy bym się tam nie pokazywał. – Michał na początku nie zwrócił uwagi na to, co powiedział Bartek i szedł twardo w kierunku stołówki. Jednak w pewnym momencie przystanął i się odwrócił z zaciekawioną i wystraszoną miną. Boże, siatkarskie melanże rządzą!
- A, że tak zapytam, co ja zrobiłem?
- Chciałeś coś zjeść i przeszukując szafki wszystko porozwalałeś, mąka, cukier i te inne sprawy lądowały na podłodze. A ciebie musieliśmy czyścić. Sam widzisz, pani Ewa nie będzie zadowolona widokiem któregokolwiek z nas.  – wyszłam z ukrycia ze śmiertelnie poważną miną, próbując pokazać Miśkowi, że to nie żart. Biedaczek tak się wystraszył, że o mało się nie rozpłakał.
- Ida, błagam, daj mi coś do jedzenia! Ja zrobię wszystko, ale daj mi coś! – Bartek zniknął z pola widzenia, bo już nie mógł powstrzymywać śmiechu i zostawił mnie samą. Westchnęłam teatralnie.
- Przyniosę ci coś, zaczekaj u siebie.  – oczywiście nie robiłam tego z dobrej woli, miałam już swój plan. W końcu teraz była moja kolej. Poszłam na stołówkę i zrobiłam kilka kanapek z dodatkiem niespodzianką i wróciłam na górę. Pani Ewa była bardzo zaskoczona tym, że jeszcze żaden z panów nie zszedł na śniadanie – właściwie już obiad, bo już popołudnie nas zastało. Kiedy szłam korytarzem natknęłam się na kolejnego pana, cierpiącego na kaca. Tym panem był Daniel Pliński. Spojrzał na mnie swymi małymi oczkami, a ja wpadłam na pewien pomysł. Skoczyłam szybko do pokoju Miśka, dałam mu kanapki i zamknęłam za sobą drzwi.
- Michał, tam jest jakiś groźny facet! Gonił mnie od stołówki i coś krzyczał! Nikomu nie otwieraj, słyszysz? – wybiegłam przez balkon i wyszłam na korytarz ze swojego pokoju.  – Daniel, jak dobrze, że cię widzę! Misiek zatrzasnął się w łazience i nie może wyjść, bardzo się boi. – środkowy podbiegł do drzwi michałowego pokoju i zaczął walić w nie pięściami. Biedny Misiek, będzie sikał w gacie ze strachu.
Nabraliśmy jeszcze wielu z nich, choć nie wszystkich. Adrian, korzystając z okazji, że Daniel pobiegł po narzędzia do recepcji, powiedział Winiarskiemu, że ktoś widział Daniela w szafie któregoś z gości ośrodka. Michał pobiegł więc w poszukiwaniu Daniela, a Ziomek z kolei gonił po całym hotelu szukając trenera, bo Bartek mu powiedział, że Anastasi chce odejść.
Nie minęło też dużo czasu, zanim zorientowali się, że robiliśmy ich w konia. Po kolacji wszyscy panowie skruszeni i wkurzeni na naszą trójkę, wrócili do swoich pokoi. Igła w międzyczasie zdążył przewietrzyć i posprzątać ten syf, który miał w pokoju i niezmiernie się cieszył, że Grzesiek mu pomógł. Tylko on śmiał się z naszych żartów, twierdząc, że postąpiliśmy słusznie. Niektórzy jak np. Winiar narobili sobie wiele wstydu, pukając do drzwi w niekompletnym stroju i pytając czy nie zauważyli nic dziwnego w swojej szafie. Inni natomiast byli bardzo zawiedzeni i rozczarowani, jak Marcin, że nie zostanie ojcem pięknych króliczków Marchewki. Niektórzy natomiast jak pan Kubiak cierpieli na żołądkowe dolegliwości, które wystąpiły po zjedzeniu kanapek przygotowanych przeze mnie.

Tak minął kolejny, już dziewiąty, dzień spalskiej przygody. 

czwartek, 27 czerwca 2013

" - Byłam na stołówce i poznałam Grześka Tkaczyka."

Po tym jakże głębokim wyznaniu Rudego, postanowiliśmy dać mu pospać i wyszliśmy z pokoju. Zaszliśmy na stołówkę i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. Oprócz nas nie było jeszcze nikogo z reprezentacji i sztabu, stoliki były zajęte głównie przez inne osoby zamieszkujące w ośrodku. Jednak żadne z nas nie przypuszczało, że przed ósmą rano, będąc w kompletnym rozgardiaszu, spotka kogoś znajomego z poza gromadki Miśków.
- Bartek? Cześć! Jak tam zgrupowanie? – patrzyłam na tą postać z wytrzeszczonymi oczami, choć nie powinnam się tak zachowywać. Ale co mogłam na to poradzić? Siedziałam w piżamie naprzeciwko Grzegorza Tkaczyka. Tak, ja też w to nie wierzyłam i w pierwszym momencie pomyślałam, że to jakiś sen, właściwie koszmar… Boże, jestem w piżamie, pomyślałam i pewnie zrobiłam się czerwona.
- W porządku. Co ty tutaj robisz? Krzysiek się ucieszy, pewnie za chwilę zejdzie.
- Postanowiłem trochę odpocząć przed zgrupowaniem i przypomniałem sobie, że znam takie miejsce jak to – uśmiechnął się do mnie pięknie i już miał zacząć coś mówić, kiedy na stołówkę wkroczył Igła.
- Tak właśnie wyglądają nasze miśki w piżamach, tuż przed śniadaniem. Wisienko, naprawdę gustowne wdzianko, Bartek powinieneś wziąć przykład – myślałam, że się pod ziemię zapadnę. Całe szczęście to ja zajmowałam się nagraniami i mogłam skasować wszystko, co mi się nie podobało – na przykład te momenty, gdzie byłam czerwona jak burak i próbowałam się zapaść pod ziemię. – A kogo moje śliczne oczy widzą? Nasz stary kolega – szczypiornista! Jest was tu więcej?
- Po pierwsze – też się cieszę, że cię widzę, po drugie – nie jestem taki stary, po trzecie – jestem tylko ja.
- A twoja piękna żona zawitała do Spały?
- Tym razem nie, została w domu – Krzysiek zaśmiał się złowieszczo, oddając mi kamerę i zacierając ręce
– Stary, u mnie, wieczorem z alkoholem! A teraz wybacz, idę sobie wziąć porcyjkę. Zaraz wracam. – odłożyłam kamerę na stolik, mając zamiar zrobić to samo, ale ubiegł mnie Bartek. Wręcz cudownie. Siedziałam w samej piżamie, z rozwalonymi włosami przed jednym z ciach piłki ręcznej i nie wiedziałam, gdzie mam się podziać.  – Jestem Grzesiek.
- Ida. Wiśnia.  – podałam mu rękę na przywitanie, zastanawiając się jak mam do niego mówić.
- Towarzyszysz chłopakom, co? Jak się poznaliście?
- A to długa historia, dość skomplikowana. O, Bartek już przyszedł. Przepraszam, ja jednak pójdę się ubrać – i zwiałam. Pobiegłam do swojego pokoju, przypominając sobie po drodze, że nie mam ze sobą klucza. Zaczęłam walić do drzwi, mając nadzieję, że Adek już nie śpi. Całe szczęście, otworzył mi drzwi. Weszłam szybko, zamykając drzwi na klucz i szybko oddychając.
- Co ci się stało? – zapytał wystraszony Adrian, kiedy wręcz wpadłam do szafy i zaczęłam przekopywać swoje rzeczy.
- Byłam na stołówce i poznałam Grześka Tkaczyczka – mruknęłam, po czym zbierając moją wiśniową koszulkę zamknęłam się w łazience.
- Weź nie żartuj ze mnie i powiedz co się stało?  - moje przebieranie się i doprowadzanie do porządku pobiło prędkość światła, tak że Adek prawie dostał w nos drzwiami od łazienki.
- Nie żartuję, tłumoku. Jak pójdziesz ze mną, to się przekonasz. – poprawiłam wiśniową koszulkę i wyszłam z pokoju razem z Adrianem. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, przywitałam nowego znajomego z uśmiechem i usiadłam obok Bartka. Zaczęłam pałaszować śniadanko, przysłuchując się rozmowie starych znajomych, próbując nie oblać się purpurą. Bartek w pewnym momencie nachylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha:
- Z tymi czerwonymi policzkami ci do twarzy, Wisienko. – miałam ochotę coś mu zrobić, na szczęście tylko przez chwilę i obyło się bez żadnych uszkodzeń.
- Poczekaj, kolego, już ja ci pokaże takie zagrywki – mruknęłam wbijając widelec w Bogu ducha winną kiełbaskę, układając sobie w głowie misterny plan.
***
- Adrian, musisz mi pomóc – zaczepiłam go przed treningiem, odciągając na bok, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy. Może to, co planowałam nie należało to wyszukanych sposobów zemsty, ale to zawsze coś. Powiedziałam mu na ucho, co planuję, na co niekontrolowanie parsknął śmiechem. – To jak będzie?
- Może być ciekawie – mrugnął do mnie i pobiegł na salę, żeby dołączyć do reszty. Miałam nadzieję, że mój plan wypali, więc postanowiłam się ulotnić. Tak na wszelki wypadek, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Postanowiłam odpuścić sobie dzisiejszy trening i wyszłam przed ośrodek. Zamierzałam udać się do altanki, ale już z daleka widziałam, że ktoś mnie ubiegł. Chciałam więc wrócić do ośrodka, ale usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Zająłem twoje miejsce?
- Powiedzmy, ale nie przeszkadzaj sobie. Przyjdę później.
- Nie, nie! Zapraszam. – nie można się oprzeć naleganiom Grześka Tkaczyka, kapitana polskiej reprezentacji piłkarzy ręcznych. Uśmiechnęłam się tylko i weszłam na altanki, siadając na drewnianej belce, delektując się śpiewem ptaków.  – Długo jesteś z Bartkiem?
- To dość skomplikowana historia… Ale nie, właściwie od niedawna.
- Jest całkowicie w ciebie wpatrzony i nie próbuj zaprzeczać.
- Nie próbuję, bardzo mi na nim zależy. Dlaczego wybrałeś się tu przed zgrupowaniem? – coś mi nie pasowało w tym nagłym odpoczynku, zwłaszcza, że Grzesiek przyjechał tu sam. Nie znałam go jako człowieka, znałam tylko jego grę, ale gołym okiem można zauważyć, że to nie jest normalne. – Może nie powinnam się wtrącać, ale to nie wygląda mi na spontaniczny wypad.
- Bo taki nie jest. W ostatniej chwili musiałem zrezygnować ze zgrupowania. Dlatego postanowiłem, że tutaj przyjadę, żeby zastanowić się nad swoim życiem, pogadać z kumplem.
- Nie wiem czy wiesz, ale dla większości tych wielkich stworzeń, pieszczotliwie nazywanych przeze mnie Miśkami, jestem osobistym psychologiem. Więc, co cię gnębi?
- Kontuzja kolana. Może całkowicie wykluczyć mnie z gry i pożegnam się z klubem. Z zabiegiem wiąże się duże ryzyko. – Grzesiek oparł się o belkę, stając obok mnie z nieciekawą miną. Pokiwałam głową, zastanawiając się, co mam mu powiedzieć.
- Jesteś szczęśliwy? – zapytałam nagle, ni stąd ni zowąd. Zaskoczyłam go tym pytaniem. Spojrzał na mnie podejrzliwie, jakby myślał, że coś knuję.  – To zwykłe pytanie: jesteś szczęśliwy?
- Jestem. Mam żonę, wspaniałego syna…
- Więc nie powinieneś się wahać, co wybrać. Rodzina jest najważniejsza. A poza tym, nawet jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie musisz odchodzić, możesz zostać trenerem, przekazać młodym swoje doświadczenie, aby stali się kiedyś tacy jak ty.
- Będzie mi bardzo brakowało gry, nawet nie wiesz jak bardzo będę za tym tęsknił. Za tymi emocjami, kiedy wychodzisz na boisko przed kilkutysięczną publicznością, kibicami, którzy na ciebie liczą, kiedy przedzierasz się pomiędzy obrońcami przeciwnika i trafiasz, a tłum skanduje twoje imię.
- To normalne – tęsknota. Każdy za czymś albo za kimś tęskni, nie da się inaczej.  – wzruszyłam ramionami przypominając sobie jak tęskniłam za Bartkiem. Czułam się okropnie, nie mogłam ani na chwilę o nim zapomnieć. Nie chciałam o nim zapomnieć. Ale wszystko się ułożyło z czasem.
- Masz rację. Jesteś świetnym psychologiem – uśmiechnął się do mnie i szturchając w ramię na pożegnanie, wyszedł z altanki. Jednak na chwilę się zatrzymał, słysząc głośny wrzask i śmiech. Popatrzył na mnie podejrzliwie, na co tylko wzruszyłam ramionami. – Dlaczego przychodzi mi do głowy, że to twoja sprawka? – udałam, że nie wiem o czym mówi, po czym postanowiłam udać się razem z nim do ośrodka. Tak na wszelki wypadek, żeby mieć obrońcę, jakby Bartek chciał mnie dopaść.
Weszliśmy do ośrodka i pierwsze co zwróciło naszą uwagę, to wystraszony wyraz twarzy pani z recepcji i Zbyszek śmiejący się do łez. Aż miał problem złapać oddech. W powiązaniu z tamtym krzykiem, oznaczało to, że Adrian świetnie wykonał swoje zadanie. Uśmiechnęłam się chytrze, słysząc z głębi korytarza zawodzenie Kuby przerywane śmiechem Zatora. Nie musiałam długo czekać, żeby zobaczyć idącego szybkim krokiem między nimi Bartka, zakrytego gazetą. Parsknęłam śmiechem, chowając się za Grześka, który stał oniemiały.
- Kochanie, bardzo śmieszne, naprawdę boki zrywać, ale możesz mi powiedzieć, dlaczego wszystkie moje ubrania, podkreślam WSZYSTKIE nagle zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach?

- Hmmm… Nie wiem, może to te skarpetki Kuby, które ostatnio wydawały się zanadto żywe mają coś z tym wspólnego? – Kurek był wściekły, cały czerwony na twarzy ze złości, ale też wstydu, bo paradował całkiem nagi z gazetą zakrywającą odpowiednie miejsca. Jednak w którymś momencie jego złość zniknęła, ustępując twarzy małego, zagubionego chłopca. Brał mnie na litość, wiedział, że się nie oprę. Nic nie mówił, tylko patrzył. – Poszukaj u Adriana. – powiedziałam w końcu, uznając zemstę za udaną. Pozostawało mi mieć nadzieję, że nie będzie chciał się odegrać. 
Bartek cały dzień się na mnie dąsał, pokazując wszystkim jak się da, że ze mną nie rozmawia. Ja natomiast za każdym razem jak go widziałam, zaczynałam się śmiać i wmawiałam sobie jaka to jestem przebiegła. Uparcie mnie ignorował, ale wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Ja też miałam już z tym problem, kiedy po raz enty mijałam go na korytarzu. O mało nie rzuciłam się mu na szyję, krzycząc przepraszam. Jeszcze przez przypadek mogłabym mu coś zrobić.
- Ida, będziesz dziś u mnie? Impreza z Grześkiem? Będziemy wspominać stare, dobre czasy. – Igła wpadł do mojego pokoju z wielkim impetem, otwierając drzwi na oścież, kiedy zamykałam laptopa i padałam na twarz prawie jak oni po niektórych treningach. Patrzenie w ekran całymi godzinami jest naprawdę męczące. – Nie daj się prosić, Wisienko! – mruknął słodko, kiedy zobaczył mój wyraz twarzy. Miałam ochotę pójść, ale czułam, że nie minie dużo czasu a odlecę. Oczy już mi się zamykały, a jeszcze nie było kolacji.
- A co na to trener?
- Wiesz jest takie powiedzenie – czego trener nie widzi, tego nie żałujemy… - zmrużyłam sugestywnie oczy, patrząc na polskiego libero, kiedy w drzwiach pojawił się Adrian. Popatrzył to na niego, to na mnie, nie wiedząc o co chodzi. – O, Adrian. Przyjdziesz wieczorem do nas? Robimy małą imprezkę.
- ‘Mała’ to nie jest dobry przymiotnik, opisujący wasze imprezy…. Ale przyjdę. Ida, dlaczego masz taką dziwną minę?
- Bo padam na twarz i marzę o tym, żeby iść spać? Ty sobie chodzisz nie wiadomo gdzie, a ja siedzę i gapię się w monitor. Pomógłbyś trochę.
- Obiecuję, że jutro to ja się będę męczył, patrząc w monitor. A dzisiaj idziemy do Igły, najwyżej zaśniesz mi na ramieniu albo na ramieniu Bartka. Będzie fajnie… - westchnęłam głęboko, nie mając innego wyjścia powiedziałam, że przyjdę. Igła podskoczył z radości i trzasnął drzwiami, aż zadzwoniło mi w uszach.
- Ja ci zaraz trzasnę drzwiami, ty mamucie! – krzyknęłam, ale sądząc po śmiechach, dochodzących z korytarzy, Krzyśka już tam nie było. – Zwariuję, jak Boga kocham, zwariuję!
- Oj, ale musisz przyznać, że i tak ich lubisz. – miał rację, co rzadko się zdarzało. Naprawdę polubiłam tą zgraję Miśków. A pomyśleć, że jak widzieli mnie pierwszy raz, to myśleli, że jestem rzeźbą… No cóż, na szczęście potem się poprawili. Nie dużo, ale zawsze coś. 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

"- Ja was też."

- Dziękuję pani Ewo, obiadek był przepyszny. A, czy mogłaby pani zostawić porcyjkę, dla Adriana? Dzwonił, że jedzie już i bardzo panią o to prosił – zrobiłam maślane oczka do Pani Ewy, co wywołało jej wielkie westchnięcie.
- Dobrze już, dobrze, zostawię. Niech jedzie szczęśliwie – uśmiechnęłam się jeszcze raz i pobiegłam na górę. Pokój był otwarty, co oznaczało, że panowie już wrócili. Zaskoczyło mnie to, że byli w trakcie pakowania swoich rzeczy.
- Niestety, wracamy do siebie, bo już nam pokoik odpicowali – mruknął Kuba z niezadowoleniem. Akurat z jego odejścia to się cieszyłam, przynajmniej mnie nikt w nocy nie przygniecie i będę mieć łóżko dla siebie. Choć to do końca nie jest takie fajne, bo jak Kuby nie będzie to i Bartka.
- No cóż, jakoś się z tym pogodzę. Z resztą Adrian już jedzie, więc nie będę sama. – panowie zabrali manatki i już mieli wychodzić, kiedy zauważyłam bardzo istotną rzecz na moim łóżku.
- Rudy, nawrót! Co to jest? – pokazałam na niegdyś białe zawiniątka leżące dokładnie na środku mojego łóżka.
- To są przyjaciółki moich stópek, potocznie zwane skarpetkami.
- Chyba pieszczotliwie, a nie potocznie. Zabieraj to, ale już! – Kuba wziął je w garść i opuścił mój pokój. Odetchnęłam z ulgą, kiedy te skarpetki zniknęły mi z pola widzenia. Bóg wie ile nie były prane, cały czas miałam przed oczami tą skarpetkę, która wypłynęła z ich pokoju. Brr, aż mnie otrzepało.
Siedziałam sobie na łóżku, bawiąc się materiałem i czekając na telefon od Adriana. Miał zadzwonić, jak będzie blisko Spały, żebym się nie denerwowała. Szperałam coś w materiałach, kiedy nagle, z wielkim hukiem otwarły się drzwi do pokoju, którym towarzyszył przeraźliwy krzyk „Mamy cię!” i dosłownie kilka sekund później poczułam, że jestem cała mokra.
- Och, zwariowaliście?! Boże, całe łóżko jest mokre i gdzie ja będę teraz spać?! – pisnęłam cała zrozpaczona teatralnie, aż te miśki o małych rozumkach się nabrały. Przybrali dość niewyraźne miny, po czy popatrzyli po sobie przerażeni.
- Widzisz Bartman? Mówiłem, że to jest zły pomysł! Ale jak Kubiak mówi zły pomysł, to nikt go nie słucha! – założył ręce na klatce piersiowej i obrócił się plecami do Zbyszka, który zrobił się strasznie czerwony. Po czym padł na kolana ze złożonymi dłońmi i zaczął żałośnie wołać.
- Wisienko najdroższa, wybacz mi, bo moje serce tego nie zniesie! Oddam ci nawet własne łóżko, ale wybacz najukochańsza! – wytrzeszczyłam oczy, słysząc to wielkie przemówienie, a Kurek w drzwiach dosłownie upadł na podłogę, przygwożdżony śmiechem. I Pawłem, który chciał sprawdzić co się dzieje.
- Zbyszku mój drogi, wstańże z tej podłogi! Nie gniewam się na ciebie, wszakże to było łóżko Adriana, nie moje! Jego będziesz prosił o przebaczenie.
- Właściwie już możesz zacząć, zacny rycerzu – w drzwiach pojawił się mój przyjaciel, potykając się o leżącego Kurka i Zatorskiego. Całe szczęście utrzymał równowagę i nie runął na ziemię. Przynajmniej nie w tej chwili, nie wiedziałam bowiem co może wydarzyć się za chwil kilka.
- Adrian, weź go ze mnie ściągnij – mruknął Bartek, spychając Pawła ze swojego brzucha. Przy okazji napatoczył się jeszcze Daniel, tym razem wychodzący z pokoju, nie z szafy. Przypatrywał się nam przez chwilę, po czym mruknął „i to mnie nazywają wariatem” i poszedł w bliżej nieokreślonym kierunku. Adrian podał łapkę Pawłowi i odciągnął go od Bartka, przy okazji się witając. Kurek wstał o własnych siłach z wielkim trudem, wszakże nie był jeszcze u Olka.
- Mam pewne rozwiązanie, wymagające odwagi – mrugnął do mnie, wskazując na poduszkę i drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem, szybko biorąc rzeczy ze sobą.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Co tylko zechcesz – ziewnął Kurek.
- Trzymasz mnie z dala od łóżka Kuby i jego skarpetek.
***
Miałam nadzieję, że sobie pośpię tak jak wczoraj i nic mnie rano nie zaskoczy. Jednak jak to już bywa, nie poszło po mojej myśli. Gdzieś nad ranem dało się słyszeć głośny łomot i najzwyczajniej w świecie bym się tym nie przejęła, gdyby ten dźwięk dochodził z innego pokoju. Tym razem coś stało się w pomieszczeniu, w aktualnie spałam i byłam przytulana przez Bartka. Otwarłam jedno oko, ale wszystko wydawało się w porządku – nie zobaczyłam żadnego dziwoląga ani wody na podłodze, ani bielizny żyjącej własnym życiem. Przekręciłam się na bok, ku niezadowoleniu Bartka i wystawiłam głowę nad jego ramię, przymrużając oczy przed atakującym je słońcem. I coś mi nie pasowało, tylko nie bardzo mogłam pojąć co, bo wszystko wyglądało w miarę normalnie…. Mruknęłam przekleństwo pod nosem i opadłam na poduszkę, szturchając Bartka.
- Co jest? – warknął cicho, nawet przyjemnie.
- Coś rąbnęło i nie wiem co, przeraża mnie to.
- I dlatego mnie budzisz?
- Przepraszam, myślałam, że też słyszałeś. A jak to jakiś bandyta? Weź lepiej sprawdź.  – Kurek podniósł się z poduszki, którą kilka sekund później mu zagarnęłam i zaczął się rozglądać. Na początku mruczał, że niepotrzebnie go budziłam, ale potem zamilkł i zaczął się śmiać.  – Mówiłam? Znalazłeś coś!
- Tak, ale musisz to sama zobaczyć, bo mi nie uwierzysz.  – zmarszczyłam brwi i wstałam, żeby zobaczyć to coś. I rzeczywiście, Bartek miał rację, nie uwierzyłabym mu. Bo kto głupi uwierzyłby, gdyby usłyszał, że na podłodze jego pokoju leży wyrośnięty misiek tulący się do żywego królika gryzącego skarpetkę?
- Marcin? Zwierz? Czy to jakaś ukryta kamera? – w sytuacjach skrajnie dziwnych byłam nie do zatrzymania. Kucnęłam i przyjrzałam się temu włochatemu, kochanemu zwierzątku, po czym łapiąc za koniuszek, wyciągnęłam mu skarpetkę z pyska – Nie jedz tego, zwierzu, jeszcze się otrujesz. Chodź do cioci Wiśni. – odłożyłam łapkę śpiącego Marcina na bok i wzięłam bestyjkę na ręce. Był taki milutki i puszysty, prawie jak ten reklamowany w telewizji Foxi – papier. Jednak chwilkę po tym jak zabrałam go z Marcinowych rąk, domniemany właściciel wybudził się z krzykiem:
- Zostawcie Marchewkę! – po czym porwał ode mnie królika, czym mnie śmiertelnie wystraszył. Kurek aż odskoczył kawek dalej, bojąc się, że mu środkowy oczy wydłubie. Odetchnęłam głęboko i postanowiłam poznać przyczynę odwiedzin Marcina i jego… Marchewki.
- Dobrze, nic się mu nie stanie. Dlaczego wpadłeś do nas z niezapowiedzianą wizytą?
- Bo Daniel zagroził, że ugotuje rosół, jeżeli go stamtąd nie zabiorę – pogłaskał czule króliczka, po czym dał mu nadgryzioną skarpetkę.
- Wiesz co? Trzeba mu załatwić jakąś klatkę i możesz zostawić go w moim pokoju. Adrian lubi małe, włochate zwierzątka. Wiesz, swój pozna swego i te sprawy… Pasuje? – Marcin od razu się rozpromienił i wyszedł z powrotem przez balkon razem z Marchewką. Popatrzyłam na Bartka lekko zmartwiona kondycją psychiczną jego kolegów. – Bartek, powiedz mi, wszystko w porządku z Tobą? – przyjmujący usiadł na podłodze obok mnie, patrząc mi w oczy z rozbawioną miną.
- Nie mam problemów z alkoholem, nie muszę chodzić do seksuologa, nie mam włochatych przyjaciół, kocham cię, więc mogę stwierdzić, że wszystko jest ze mną w najlepszym porządku. 
- Właśnie powiedziałeś, że mnie kochasz… - powtórzyłam za nim te dwa, zobowiązujące słowa, będąc równie zaskoczoną i wniebowziętą. On tylko uśmiechnął się szerzej i przyciągnął mnie bliżej siebie. Mogłam oszaleć dla tych szalenie niebieskich oczu wpatrzonych prosto we mnie.
- Bo to prawda. Przepraszam, jeżeli powiedziałem coś nie tak. – pocałowałam go w czoło, ciesząc się, że w końcu mam okazję to zrobić. Bardzo chciałam to usłyszeć, marzyłam, żeby tak się stało, żeby być pewną, że odwzajemnia moje uczucia. Nie przypuszczałam, że może to nastąpić w tak niespodziewanej chwili, jak poranna pobudka za sprawą odwiedzin Marcina i jego królika, ale to nie ważne. Liczyło się tylko to, że ja odwzajemniał jego uczucia.
- Wszystko jest bardziej niż ‘tak’. Kocham cię. – przytuliłam się do niego mocno, czując jak całuje mnie delikatnie w szyję. Towarzyszyło temu ciche chrapanie Kuby, przerywające poranną ciszę. Siedzieliśmy na tej podłodze, ciesząc się swoją obecnością, kiedy Kuba chrapnął przeciągle, mrucząc coś cholernie niespodziewanego.

- Ja was też. 

niedziela, 12 maja 2013

"-Wie pan... To takie męskie sprawy, dość intymne..."


Szczerze musiałam przyznać wszem i wobec, że to była jedyna spalska, przespana noc. Żadnych rannych pobudek, niespodzianek, powodzi i innych zdarzeń, które mogłyby wyrwać mnie ze snu. Przebudziłam się kilka minut po ósmej, czując, że jestem wyspana do granic możliwości. Uśmiechnęłam się pod nosem, przeciągając się na łóżku. Czułam, że Bartek leży blisko mnie, co niebywale mnie cieszyło. Wreszcie mogłam powiedzieć, że ruszyliśmy z miejsca. Odwróciłam się w jego stronę, spotykając się z nim twarzą w twarz.
- Nie chciałem cię budzić, za słodko spałaś.  – mruknął pod nosem, poprawiając sobie poduszkę pod głową. Uśmiechnęłam się do niego, wtulając się w jego tors.
- Dziękuję za wybawienie od Kubusia. Jego ręce są trochę… ciężkie.  – coś mi nie pasowało, tylko nie wiedziałam co. Właściwie było mi zbyt wygodnie. Zmarszczyłam brwi, wychylając głowę zza bartkowego ramienia. Kuby nie było, przynajmniej na łóżku. Wróciłam na swoje miejsce trochę zdezorientowana, dochodząc do wniosku, że Rudy widocznie wstał wcześniej. Jednak kiedy zobaczyłam wyraz twarzy Kurka, zmieniłam zdanie. – Bartek? Co ty mu zrobiłeś?  - Kurek schował twarz w poduszkę, trzęsąc się ze śmiechu. Nie powiem, lubiłam mu się przyglądać, jak się śmiał, zwłaszcza, że jego oczy nabywały wtedy niecodziennego blasku. Jednak w tej sytuacji nie mogłam się zwyczajnie przyglądać, bo jego zachowanie wskazywało na to, że Jarosza mogły spotkać jakieś niespodzianki.  – Bartek?
- Powiedzmy, że mnie też próbował przygnieść, to przesunąłem go na jego część łóżka. A że nie zauważył, że leży na krawędzi i obracając się spadł z łóżka, to już nie moja wina.  – wytrzeszczyłam na niego oczy i szybko przełażąc przez niego na drugą stronę łóżka, spoglądając ze strachem na podłogę. Kiedy zbliżyłam się wystarczająco, żeby dostrzec na ziemi Rudego, mało nie dostałam zawału.
- Buuu! – krzyknął, podskakując w górę zadowolony. Odskoczyłam piszcząc głośno i przygniatając Kurka. Tamten jęknął cicho, bo wbiłam mu łokieć w brzuch, a Jarosz śmiał się jak głupi, pokazując na nas palcami. Powoli unormowałam swój oddech, a moja twarz przybrała wojenny wyraz. Spojrzałam na Jarosza groźnie, a jego uśmieszek od razu zniknął, w oczach pojawiło się przerażenie. Pozbierał się szybko z podłogi i w trymiga wybiegł na korytarz. A ja pobiegłam za nim. Widziałam jak wbiega do któregoś pokoju, więc wbiegłam tam za nim. I, muszę przyznać, szczerze tego pożałowałam.
- Jezu, przepraszam, nie chciałam – momentalnie zasłoniłam sobie oczy, próbując je uchronić przed nadmiernym zachwytem prawie nagiego Winiarskiego. Choć z drugiej strony, to nie miałam zbytniej ochoty ich zasłaniać. W każdym razie Michał był na tyle zaspany, że nawet nie zauważył, jak wybiegliśmy z jego pokoju. Najpierw Kuba, potem ja. Następnie wpadł do pokoju po drugiej stronie korytarza i nim zdążyłam mu przeszkodzić, zdążył się zamknąć w tamtejszej łazience. Na początku nie zwróciłam uwagi na to, czyj to pokój i zaczęłam walić do drzwi łazienki.
- Jarosz, tchórzu, wyłaź i to już! – krzyknęłam i zdziwiłam się okropnie, gdy parę sekund później tak zrobił. – Ha, mam cię! – wskoczyłam mu na plecy, okładając go małymi piąstkami, jednak chwilę potem zostałam od niego odciągnięta.
- Rudy, uciekaj!  - usłyszałam z ust Krzyśka, po czym poczułam jak krępuje mi ręce. Kuba uciekł, zostawiając mnie na pastwę Krzysztofa Ignaczaka. Uśmiechnęłam się do niego pięknie, obiecując, że nie będę już gonić jego kolegi, więc mnie puścił. Właściwie to bałam się gonić tą rudą małpę, bo nie wiedziałam gdzie za chwilę się znajdę. Równie dobrze Kuba mógł wbiec do pokoju trenera albo, nie daj Boże, Olka Bieleckiego.  – Co on ci zrobił? – zapytał Krzysiek z niedowierzaniem.
- Śmiertelnie mnie wystraszył. Gdzie twój współlokator?
- A, kąpie się – parsknęłam śmiechem, zdając sobie sprawę, że przed chwilą w tej łazience znalazł się Jarosz. Chwilę później drzwi do łazienki się otwarły i z kłębów pary wyłonił się Ziomek, lekko zdezorientowany nie tylko wtargnięciem Jakuba, ale i moją osobą. Cóż, to nie moja wina, że nie przyzwyczaili się do obecności kobiet w swoim reprezentacyjnym życiu.
- To ja się może ubiorę – powiedział lekko speszony rozgrywający i zniknął w kłębach pary razem z ubraniami, które zgarnął z łóżka. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Drzwi do pokoju się otwarły i stanął w nich Kurek. Założył ręce na klatkę piersiową i przyglądał mi się znacząco.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego podglądasz moich kolegów z reprezentacji? – zapytał tonem bardzo zazdrosnym, który bardzo mi się spodobał. Zrobiłam identyczny gest, po czym przybierając taki sam ton, postanowiłam się z nim podroczyć.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego cię to interesuje, skoro spędziłam z tobą całą noc w jednym łóżku?
- Fakt – Bartek zrobił minę zbitego psa, po czym zamierzał wyjść z pokoju.
- Jesteś zazdrosny! – krzyknęłam, co zadziałało na niego jak płachta na byka. I teraz ja musiałam uciekać. Jednak jakie szanse ma Wiśnia w porównaniu z wielkim misiem o małym rozumku w dodatku grającego w siatkówkę? Bardzo, bardzo małe. Mniejsze od misiowego rozumku.
***
- Ha! Mam cię! – zawołał Kurek po jakiś pięciu minutach pościgu, kiedy o mało co nie przygwoździł mnie do podłogi. Całe szczęście, że mam jeszcze jakikolwiek refleks.
- Przecież dobrze wiedziałeś, że ten pościg wcale nie będzie długo trwał.  – popatrzyłam na niego podejrzliwie, zastanawiając się, co on planuje ze mną zrobić z tym dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Całkowicie nie przeszkadzało mi to, że był tak blisko, ani to, że czułam jego oddech na swojej szyi. Ale stanowczo przeszkadzało mi to, że jakieś kilka sekund później, zaczął mnie łaskotać jak szalony. A ja naprawdę mam wielkie łaskotki. Zaczęłam piszczeć, aż w pewnym momencie otwarły się któreś drzwi i zobaczyłam tylko czyjeś nogi drepczące szybko w naszą stronę.
- Aua, aua! – Bartek upadł po drugiej stronie korytarza, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Z pewnością moja twarz przybrała kolor dojrzałej wiśni, nie mogłam wydusić z siebie słowa. Bo tą osobą, która przydreptała była ciotka Magda i zaczęła Bartka okładać torebką!  - Ja już nie będę, obiecuję, przyrzekam!  - patrzyłam na ciocię i na Bartka, aż w końcu zaczęłam się śmiać. Tak szaleńczo, że otwarły się kolejne drzwi.
- Coś śmiesznego beze mnie? Karygodne. – powiedział Winiar, nie bardzo wiedząc o co chodzi.  – Ty się śmiejesz, pani się wyżywa, a Bartek leży i kwiczy…. Super, mogę się pośmiać z tobą? – przytaknęłam, więc Winiar usiadł obok mnie i zaczął się z Bartka nabijać, co spowodowało, że nasz śmiech wywabił z pokoju kolejnego ciekawskiego.

- Ej, ja też chcę wiedzieć! – mruknął Paweł, prezentując nam swoją niezadowoloną minę. Wskazałam tylko ręką na piękny obrazek, po czym położyłam się na podłodze, nie mogąc już na to wszystko patrzeć. A Winiar właśnie płakał. Oczywiście ze śmiechu.
Ciotka Magda nagle się wyprostowała, głęboko odetchnęła i zabrawszy swoją torebkę, bardzo ciężką nawiasem mówiąc, dostojnym krokiem opuściła nasze towarzystwo. Bartek miał minę, jakby się dowiedział, że ma opuścić kadrę i wracać do domu. Cały czerwony na twarzy, spojrzał w naszą stronę i co najdziwniejsze, zaczął się śmiać razem z nami. Paweł popatrzył na nas naburmuszony i opuścił nas z bardzo niezadowoloną miną.
- Widzicie? I nawet pani Magda się nie pożegnała przez was. 
- Co masz na myśli? – nagle otrzeźwiałam i podniosłam się z podłogi.
- No to, że z Olkiem już jest lepiej i trener odsyła twoją ciocię do domu. Ale właściwie to ja nie myślę….  – tak, z Pawłem czasem ciężko się dogadać. Zwłaszcza jeżeli zdaliśmy sobie właśnie sprawę, że Krzysiek to wszystko nagrał.
- Krzysiu, chyba nie muszę ci mówić, że masz wykasować to nagranie.
- Bartuś, pomarzyć zawsze można.
***
- Panowie, bierzemy się do roboty. Rozciąganie, atak, zagrywka, meczyk. Piękna nagrywa, Olek masuje, bez żartów. Zaczynamy! – jeżeli trener Anastasi myślał kiedykolwiek, że oni mogą być śmiertelnie poważni, jeżeli znajdują się w jednym pomieszczeniu wszyscy razem, to był w wielkim błędzie. Choć z drugiej strony, to nie wiedziałam, czy on był w ogóle tego świadomy tego, jakie robili sobie żarciki. Na przykład Kubiak skorzystał z okazji, gdy trener nie patrzył, i ściągnął Zbyszkowi spodnie. Jednak Zbyszek w ekspresowym tempie je założył tak, że nawet bardzo uważny Mariusz tego nie zauważył. Albo Igła, machając w moją stronę, pokazał mi, że związał sznurówki Pawła. Przymknęłam oczy, kiedy zauważyłam, że Paweł wstaje z podłogi, bo nie chciałam widzieć jego wielkiego upadku. Paweł nie był tak szybki jak Zbyszek i zanim się zorientował, że raczej nigdzie nie pobiegnie, leżał już na podłodze. Tego trener też nie zauważył, bo Wiewiór udawał, że strasznie się rozciąga. Moje oko widziało wszystko, czego nie musiał widzieć trener. A co, niech żyje w przekonaniu, że jego podopieczni potrafią zachować powagę.
- Ida, możesz podejść tu na chwilę?  - usłyszałam wołanie Olka, więc odłożyłam kamerę i podeszłam sprawdzić o co mu chodzi. – Weź to i włóż to Zbyszkowi za koszulkę. – położył mi na dłoni coś małego i włochatego. Skrzywiłam się i oddałam mu to z powrotem.
- Wie pan co? Pan trener próbuje ich jakoś do porządku doprowadzić, a pan sobie jakieś żarty robi!  - odeszłam teatralnym krokiem, zostawiając go trochę zdezorientowanego, co było moim celem. Przy okazji, okazując swoje zdegustowanie sytuacją, zabrałam butelkę wody mineralnej i odkręciłam ją ze złością. Woda pochodziła prosto z lodówki Olka, więc była bardzo zimna. A że ze mnie jest straszna niezdara, to nie chcący oczywiście oblałam zgrzanego Zbyszka, który akurat przebiegał obok mnie. – No i jak biegasz Bartman?! Uważałbyś trochę! – wrzasnęłam na niego, puszczając Bartkowi oko i z rozłożonymi ramionami wróciłam na swoje miejsce. Chłopcy spoglądali na Zbyszka ironicznie, podśmiechując się pod nosem. Tak, co ja bym bez nich zrobiła. Trener wyszedł na chwilę, bo zapomniał jakiś kartek czy czegoś, nie zrozumiałam, bo mówił po włosku. Bartek skorzystał z okazji i podszedł do mnie, porwał mi kamerę.
- Ej, co robisz? – mruknęłam, próbując mu ją odebrać, ale niestety różnica wzrostu robiła swoje.
- Cała Polska, przynajmniej ta siatkarska, zobaczy teraz moją śliczną wiśniową księżniczkę i jej jakże przystojnego księcia – powiedział, po czym cmoknął mnie w policzek i uciekł na boisko, bo Anastasi wrócił na halę. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- I kto tu jest księżniczką, Bartuś?
- Ja! – krzyknął Kubiak, machając do mnie powabnie. Zasłoniłam oczy, żeby nie oglądać tej kompromitacji, ale oczywiście wszystko nagrywałam. Chyba nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła.  – Będę królewną Śnieżką!
- Kubiak, debilu! Królewna to nie jest księżniczka – oświecił Michała Ziomek. To będzie ciekawe, pomyślałam, widząc śmiertelnie poważną minę Łukasza. Kubiak popatrzył na niego zdziwiony.
- Jak to?
- Przecież królewna to jest od króla, a księżniczka od księcia! – panowie rozmawiali po polsku, więc trener nie zrozumiał o czym mówili. Za to chłopcy tak i parsknęli śmiechem, słysząc wypowiedź rozgrywającego.
- Ida, z czego oni się tak śmieją? – zapytał, niezbyt zachwycony ich zachowaniem, Anastasi. Chrząknęłam znacząco, szukając jakieś szybkiej odpowiedzi, ale nie mogło mi przyjść nic racjonalnego do głowy. Więc postanowiłam skorzystać z czego mało racjonalnego.
- Wie pan… To takie męskie sprawy, dość intymne…. – Anastasi pokiwał głową, że rozumie, po czym przywołał Michała do siebie. Ja, tak na wszelki wypadek, oddaliłam się kawałek, ale nie na tyle, żeby nie słyszeć o czym rozmawiali.
- Michał, wiesz… Ja znam dobrego specjalistę od tych spraw. Mogę dać ci na niego namiary. – Kubiak spojrzał na niego zdezorientowany i nie wiedząc, co ma zrobić po prostu przytaknął.
I tak, po bardzo wyczerpującym treningu, można było usłyszeć jego wrzask i śmiech kolegów. ‘Dziki’ śmiech
- Seksuolog?!

środa, 17 kwietnia 2013

"Twoją, wiśniową księżniczkę"



- Widzą państwo właśnie leśną wycieczkę krajoznawczą, której przewodniczy Rudy.  – usłyszałam głos Krzyśka, więc odruchowo poprawiłam włosy. – Wisienko i tak wyglądasz świetnie! – usłyszałam ponownie Krzyśka, widziałam jak do mnie mrugnął. Pomachałam więc do kamery. – I tak nie widać twojej górnej połowy, jesteście razem za wysocy. – przeszliśmy obok Ignaczaka i weszliśmy do altanki, gdzie stał Zibi razem z Wiewiórem i czymś do picia.
- Możesz mnie postawić na ziemi? Chciałabym się napić – jednak Bartek nawet nie myślał mnie słuchać. Podał mi butelkę soku pomarańczowego, po czym sam wziął sobie jedną. – Barteeek, nie daj się prosić.
- A co ja będę z tego miał?
- Hmmm… Pomyślmy, z racji tego, że nie masz gdzie spać, to dach nad głową. Wystarczy?
- Jeżeli będziesz leżeć obok, to wystarczy – powiedział cicho, nie chcąc, żeby inni słyszeli. Jednak ja miałam ochotę się z nim podroczyć.
- W życiu, wolę spać obok Kuby, mojego wybawcy! – powiedziałam akurat wtedy, kiedy Rudy znalazł się niedaleko. Uśmiechnął się i dumnie wypiął pierś do przodu. Bartek westchnął i ostatecznie postawił mnie na ziemi. – Dziękuję. Igła, masz coś do zmontowania?
- Zawsze i wszędzie. Zaraz ci wszystko zgram. – zrobiłam to celowo, bo chciałam na chwilę pobyć sama i dojść do siebie. Czułam się dziwnie, miałam ochotę śpiewać i tańczyć, bo zapach pomarańczy już czułam. Nuciłam sobie coś pod nosem, drżąc na wspomnienie tamtej ulotnej chwili, kiedy próbował mnie pocałować. Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak wtedy przy nim i naprawdę nie chciałam, żeby to kiedykolwiek się skończyło.  – Chyba wycieczka się udała, promieniejesz – Ignaczak szturchnął mnie łokciem, wyrywając tym samym z głębszych rozmyślań. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się szeroko, miał rację. Świętą rację. W końcu wiedziałam, na czym stoję i mogłam mieć tylko nadzieję, że nikt i nic tego nie zepsuje. Igła wziął w obroty mojego laptopa i szybko zgrał materiał. Po czym zostawił mnie samą w pokoju, puszczając oczko na pożegnanie. W momencie, gdy wyszedł zadzwonił mój telefon.
- Cześć, Iduś. Jak ci tam?
- Dobrze, choć szkoda, że was tu nie ma. Dojechaliście już?
- Właściwie tak. Wiesz, Konstantin dzwonił….
- I?
- Powiedział, że Alex leci do Polski. Leci do mnie.
- To cudownie! Wyjaśnicie sobie wszystkie nieporozumienia i wszystko będzie jak dawniej. Naprawdę się cieszę.
- Tak, słyszę. Ale coś mi się wydaje, że za bardzo? Stało się coś?
- Po prostu mam dobry humor. I dużo pracy.
- Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś się cieszył, że ma dużo do roboty. Ale w takim przypadku, sama bym się cieszyła. To jak wszystko w porządku, to nie przeszkadzam. Tylko bądź mi grzeczna w nocy i nie rozrabiaj!
Uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam się do pracy. Rzeczywiście Krzysiek nagrał dziś mnóstwo, właściwie cały dzień. Uśmiałam się do łez, widząc minę Zbyszka, kiedy Kubiak oblał go sokiem, a potem ganiali się po całym ośrodku. Potem był wątek trenera, który tanecznym krokiem przemierzał halę ze swoją tabliczką w stronę Ziomka, który był masowany przez ciotkę Magdę. A dalej Rucek w ciemnych okularach i Gorączka Sobotniej Nocy. Normalnie myślałam, że spadnę z łóżka i przez przypadek strącę też ciuchy Jarosza.
- Puk, puk. Kolacja! – zobaczyłam w drzwiach głowę Winiarskiego, po czym zmarszczyłam brwi. Zerknęłam na zegarek, uświadamiając sobie, że strasznie się zasiedziałam. Przetarłam oczy i podniosłam się z łóżka. – Ktoś się tu zapracowuje, nie ładnie!
- Straciłam poczucie czasu. A co tak ładnie pachnie?
- Pieczeń w sosie pomarańczowo – miętowym.
- Matko i dopiero teraz przychodzisz? Przecież ja głodna jestem. Michale, karygodny błąd! – i biegiem puściłam się na stołówkę, gdzie wszyscy już wsuwali swoje porcje. A moje czekała grzecznie obok Kuby i Bartka, całkowicie nieruszona.
- Bartman, gdzie pchasz ten widelec! – całe szczęście, że przyszłam w porę, bo zostałabym pozbawiona połowy ziemniaków. Usiadłam na krzesełku naprzeciwko Bartka, życząc wszystkim smacznego. Naprawdę byłam głodna i jadłam tak szybko, że skończyłam jako pierwsza. Spojrzałam po sąsiadach, którzy mieli jeszcze co najmniej ćwierć porcji i trochę się speszyłam. A miałam wielką ochotę na dokładkę…. Jednak nie miałam odwagi, żeby wstać i o nią poprosić, więc wpatrywałam się w talerz.
- Wisienko, daj ten talerz. Pójdę po dokładkę – usłyszałam nad sobą niski głos, należący do Łukasza Żygadły. Uśmiechnęłam się wdzięcznie i podałam mu swój talerz. Chwilę później talerz wrócił do mnie pełny po brzegi.  – Po prostu cię uwielbiam – pisnęłam cicho i zabrałam się do pałaszowania.
- Ale jak to? Pani Ewo kochana, ja jestem głodny! – usłyszałam dzikie prośby z okolic okienka. Zbyszek stał tam z miną zbitego psa i spuszczoną głową. Jednak pani Ewa była nieubłagana i nie wydała mu kolejnego kawałka pieczeni. Odłożyłam widelec, patrząc na swoją drugą porcję, po czym zerknęłam na smutnego Zbyszka.
- Bartman, pozwól na moment – zawołałam go do naszego stolika i dałam swój talerz. Spojrzał na mnie zaskoczony, po czym krzyknął dziękuję i pobiegł do Kubiaka. Jednak jak pech, to pech. Zbyszek nie zauważył rozciągającego się Daniela i przepadł, a talerz wylądował… na głowie Michała.
- Zbyszek, to koniec! Od dzisiaj śpisz na balkonie! Boże, cały się lepię….
***
Wszyscy byli padnięci po dzisiejszym dniu, więc od razu położyli się spać. Jak na Spałę, to była niewiarygodne, że kładli się tak wcześnie. Przyszliśmy do pokoju przed ósmą, ziewający co nie miara. Skorzystałam na tym, pierwsza zajmując łazienkę. Wzięłam długi prysznic, umyłam włosy i przebrana w piżamę wróciłam do pokoju. Jakieś było to dla mnie zaskoczenie, jak zobaczyłam zsunięte łóżka i dwóch, wielkich facetów śpiących po bokach. Westchnęłam żałośnie, uświadamiając sobie, że zostało mi miejsce w środku. Oraz to, że ładnie poskładane przeze mnie ciuchy, leżały teraz na podłodze w nieładzie. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zaczęłam próbować dostać się do łóżka, jednak słabo mi to wychodziło. Nie chciałam przełazić przez któregoś z nich, więc musiałam spróbować innego sposobu. Przeskoczyłam przez ramę i dosłownie wryłam się pomiędzy nich. Wyciągnęłam jedną poduszkę spod głowy Kuby i naciągnęłam na siebie koc, który ściągnęłam z Jarosza. Przymknęłam oczy, z zamiarem odejścia do świata snu, kiedy nagle, całkowicie niespodziewanie, poczułam jak coś mnie przygniata. I to wielkie, wielkie coś. Otwarłam szybko oczy, widząc tylko jak wielkie łapsko Rudego spada na moje plecy, a on sam się we mnie wtula. Pisnęłam cicho, czując, że brakuje mi powietrza.
- Bartek, Bartek. – szturchałam przyjmującego, ale ten miał sen jak kamień. Mruknęłam przekleństwo pod nosem, po czym pstryknęłam go w ucho.
- Co jest – mruknął cicho, przeciągając się na łóżku.
- Kuba mnie przygniótł, pomóż mi – pisnęłam, czując jak Jarosz nieświadomie zaciska rękę. Już widziałam te nagłówki w gazetach „Zabita przez żelazny uścisk atakującego z Kędzierzyna”. Bartek nagle jakby oprzytomniał i szybko odwrócił się w moją stronę, ściągając ze mnie Jarosza. Odetchnęłam głęboko siadając na łóżku. Było ciemno, ale czułam, że na mnie patrzy. Odgarnął włosy z mojej twarzy i przybliżył się do mnie, tak samo jak wtedy w lesie. Objął mnie w talii i delikatnie musnął moje usta. Wszystko wariowało, kiedy był blisko mnie, a najbardziej moje serce. Poczułam jak nosem dotyka mojego policzka i świat stał się piękny. Mimo że był pogrążony nocą, teraz był piękniejszy niż zazwyczaj.
- Wreszcie nikt nam nie przeszkadzał – szepnął mi do ucha, po czym przesunął się do środka, robiąc mi miejsce na skraju. Położyłam się na wygrzanym materacu, przymykając powoli oczy, choć wiedziałam, że długo nie zasnę. Bartek przytulił mnie do siebie, kładąc głowę w okolicy mojej szyi, tak że czułam jego oddech. Przyspieszony, tak samo jak mój.
- Nie przygnieciesz mnie? – mruknęłam cicho. Mogłam przysiąc, że Bartek uśmiechnął się pod nosem, kiedy usłyszał moje pytanie.
- Nigdy. Za bardzo mi zależy. A Kuba jutro oberwie, że chciał skrzywdzić wiśniową księżniczkę.
- Twoją, wiśniową księżniczkę.