UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 1 sierpnia 2013

"- To dobrze, bo potrzebuję Przytulanki."

Po kolacji, spędzonej w towarzystwie Adriana – tylko Adriana – udaliśmy się do pokoju Igły. Nie musieliśmy pukać, drzwi były uchylone. Przytaszczyłam ze sobą poduszkę, mając nadzieję, że wtulę się gdzieś w kąt i trochę odpocznę. Takim więc sposobem do pokoju pierwsza weszła poduszka.
- Krzysiu…. Ja nie jestem pijany, jestem całkowicie trzeźwy, ale … Od kiedy poduszki same chodzą na Twoje imprezy? – usłyszałam czyjś pomruk, który bez problemu zidentyfikowałam.
- Zbysiu drogi, po pierwsze – jesteś pijany, po drugie – to ja z poduszką, nie sama poduszka, a po trzecie – bardzo cię proszę, zejdź na ziemię, bo chciałabym się położyć na łóżku. – nadal nic nie widziałam, ale usłyszałam jakiś tępy dźwięk, więc uznałam, że Zbyszek spełnił moją prośbę. Podeszłam więc do łóżka i już miałam rzucać poduszkę, kiedy…
- Ida, NIE!! – usłyszałam krzyk Kuby. Wszystko działo się tak nagle, że sekundę później Rudy trzymał moją poduszkę, ja stałam z wytrzeszczonymi oczami, a Kubiak leżał na mojej stopie. – Bo zgnieciesz Miśka…
- Kuba, nie mogłeś tego powiedzieć trochę ciszej? – z łazienki wychynął Rucek, stanowczo źle wyglądający. – Spać nie można.  – potem z szafy wyszedł Daniel, przeciągając się przeciągle i w pokoju zrobiło się trochę tłoczno. Wzięłam poduszkę od Kuby, wcześniej wyciągając stopę spod głowy Kubiaka i rzuciłam się na łóżko. Skuliłam się w kłębek, ciesząc się, że zajęłam sobie najlepszą miejscówkę. Aż do momentu, kiedy usłyszałam walenie w szybę. Co najmniej jakby się paliło.
- No nareszcie, nie przewidziałeś, że bliżej mamy przez balkon? – sądząc po głosie, przyszedł Szampon z Winiarem. I w ten oto sposób, zostałam wciśnięta między dwie gwiazdy Skry.
- Gdzie jest Bartek? – mruknęłam, z nadzieją, że mój osobisty miś wybawi mnie od tych dwóch wielkoludów.
- Tutaj, rozrabiako – coś pociągnęło mnie za nogę, co oznaczało, że siedzieliśmy na tym łóżku we czwórkę. Jednoosobowym łóżku. Kiedy zabrakło mi powietrza, musiałam się podnieść, co panowie skrzętnie wykorzystali. Zdążyłam wyciągnąć tylko swoją poduszkę i tyle zostało z mojej świetnej miejscówki. Popatrzyłam na Bartka błagalnie, licząc na to, że przygarnie mnie do siebie. I się nie przeliczyłam. Poduszka znalazła się na jego nogach, a ja na poduszce. Kurek zaczął bawić się moimi włosami, rozmawiając jednocześnie z Grześkiem, który do nas dołączył.
- Śpiąca królewno – usłyszałam szept przy swoim uchu, na co mruknęłam przeciągle – Chyba zmienimy towarzystwo. – nie rozumiałam co Bartek ma na myśli, kiedy podnosiłam się z poduszki, ale kiedy przetarłam oczy wszystko stało się jasne. W pokoju było niesamowicie duszno, wszędzie leżały powalone mamuty, chrapiące nieziemsko. Bartek, jak się okazało, był jedynym niepijącym w towarzystwie, który siedział na podłodze. Spojrzałam na niego nieźle zaskoczona, na co tylko wzruszył ramionami – Adrian chwilę temu się zmył do siebie. Zaniosę cię do łóżka, co? – uśmiechnął się do mnie, po czym dźwignął się z podłogi i wziął na ręce mnie i moją poduszkę.
- Do którego łóżka?
- Do twojego?
- Ale zostaniesz, prawda?
- Jeżeli Adrian nie schowa mi ubrań, to zostanę
- Przepraszam za to wcześniej…
- Nie gniewam się, słońce.
- To dobrze, bo potrzebuję Przytulanki.
***
Wyjątkowo nikt nie obudził się wcześniej niż o dziewiątej. Znaczy się, nikt oprócz mnie, Bartka i Adriana. Nie zdziwiło nas to, wręcz przeciwnie. Postanowiliśmy, po zjedzeniu śniadania, sprawdzić pokój Igły, czy aby przypadkiem ktoś się nie ocknął. Niestety, jak to mówią. W pokoju śmierdziało niesamowicie aż nie dało się oddychać.
- Anastasi się wścieknie. Co zrobimy? – staliśmy z Bartkiem na korytarzu przed pokojem Krzyśka.
- Zbiorowa grypa żołądkowa?
- Nie, to już było…
- Kiedy?
- Po poprzedniej imprezie.
- To zatrucie pokarmowe.  – Bartek zgodził się, choć niechętnie. Poszliśmy do trenera, zabierając ze sobą Adriana, żeby wypaść wiarygodniej. Zapukaliśmy do drzwi, chwilę później otworzył Andrea. Kiedy mnie zobaczył, bajecznie się uśmiechnął.
- Co sprowadza piękną i mniej pięknych w moje skromne progi.
- Właściwie wczorajsza kolacja. Tylko my się uratowaliśmy, reszta ma jakieś paskudne zatrucie.  – próbowałam z całych swoich sił wypaść wiarygodnie, ale trener tylko westchnął, zakładając ręce na piersi.
- Lepiej powiedz, że zrobili imprezę. Na to samo wychodzi. Czy wy jesteście małymi dziećmi?
- My nie, ale sądząc po zachowaniu tamtych – oni tak.
- Trzy mądre osoby w kadrze plus ja, co daje nam cztery. No tym to my meczu nie wygramy… I to jeszcze jedna kobieta.
- Panie trenerze! Oni wieczorem dojdą do siebie, my się o to postaramy. A co do kobiety, panowie wybaczą, ale w tym towarzystwie – nie uwłaczając trenerowi – rządzi moja inteligencja.
- Czyżbyś miała jakiś niecny plan?
- Oczywiście, że tak Bartku. Bardzo, bardzo niecny plan.
***
Mijały godziny a panowie nie wstawali. Wtajemniczyłam pozostałych z naszej czwórki w swój plan, który notabene się im spodobał. Spacerowaliśmy po korytarzu na zmianę tak, że zawsze ktoś czuwał. Długo czekaliśmy na naszą pierwszą ofiarę, którą okazał się Rudy. Ja zawsze wierzyłam w Kubusia i nigdy nie przypuszczałam, że może doprowadzić się do takiego stanu. Wyglądał naprawdę okropnie, podkrążone oczy, szatańskie włosy w nieładzie, powłóczył nogami po korytarzu, a w rękach trzymał torbę. Zapewne chciał iść na trening, pytanie tylko ile by potrenował, bo na moje oko nie dłużej niż pięć minut. Podeszłam do niego z założonymi rękami i obrażoną miną.
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
- Ja wiem… Nie powinienem tyle pić…
- Nie o tym mówię.  – Kubuś na chwilę wytrzeszczył oczy, ale poraziło go światło, więc szybko je zamknął.
- A…. A o czym?
- Przez pół nocy dzwoniłeś do pań pod 0-700 i wydzwoniłeś mi jakieś cztery stówy, Jarosz! – atakujący jęknął coś cicho, po czym musiał podeprzeć się o ścianę, bo to co usłyszał było dla niego wielkim szokiem. Ha, jeden zero dla nas! Wróciłam do pokoju, zostawiając Kubę w stanie skrajnie dziwnym. Przybiłam Adrianowi piątkę, po czym wypuściłam go na korytarz.
- Będziemy się smażyć w piekle, wiesz? – Bartek szperał coś w naszym laptopie, siedząc na moim łóżku. Usiadłam obok niego, zostawiając otwarte drzwi w razie gdyby Adrian potrzebował pomocy.
- Oj, wszędzie byle z Tobą. – szturchnęłam go ramieniem, po czym uświadomiłam sobie powagę tych słów. Czy naprawdę wszędzie? Wiele osób mówiło mi, że powinnam zostać blisko Bartka, że nie powinniśmy się rozstawać. Jednak to oznaczało rozstanie z przyjaciółmi, z moim dotychczasowym życiem i nie wiem czy byłabym już na to gotowa. Gdzieś tam kiedyś o tym myślałam i byłam tego świadoma, jednak wydawało mi się to tak odległe, że się tym nie martwiłam. Ale czas mijał i podjęcie decyzji zbliżało się wielkimi krokami.  – Naprawdę nad tym myślałam.
- O tym, żeby iść do piekła?
- Nie, Kurek. Mówię poważnie.  – odłożył laptopa na bok, skupiając swoją całą uwagę na mnie. Uśmiechnął się do mnie, ale jego wyraz twarzy świadczył o wielkim zaskoczeniu.
- Nie chcę, żebyś poświęcała swoje plany i marzenia dla mnie. Damy radę.
- To ty spełniasz moje marzenia. Myślisz, że wytrzymałabym bez ciebie?
- To ja nie wytrzymam bez ciebie, wariatko – poczochrał mnie po włosach, po czym mocno przytulił. I tak zastał nas Adrian, zaśmiewający się do rozpuku. Odsunęłam włosy z twarzy i oczekiwałam relacji z wykonywania swojego planu.
- Powiedziałem Marcinowi, że Marchewka będzie mieć małe króliczki, a on na to ‘zostanę ojcem’.  – spojrzałam na niego jak na kompletnego idiotę, po czym zaczęłam się śmiać. Bartek był w tak wielkim szoku, że nie zrobił nic oprócz wpatrywania się w mojego przyjaciela swoimi niesamowicie niebieskimi oczami. Miałam już na końcu języka, żeby powiedzieć Adrianowi co sądzę o jego pomyśle, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Poklepałam Bartka po ramieniu, sugerując mu, że teraz jego kolej. Przyjmujący z wielką niechęcią wstał i udał się na korytarz. Jak mogliśmy naocznie potwierdzić, panowie zaczynali budzić się ze snu zimowego i wychodzili z tego syfiastego pokoju prawdopodobnie w momencie kiedy otwarli oczy. Na kolejną ofiarę nie musieliśmy długo czekać.
- Miśku, lepiej nie idź na stołówkę, dobrze ci radzę.  – usłyszeliśmy śmiertelnie poważny bartkowy głos.
- Ale dlaczego? Głodny jestem, muszę coś zjeść!
- O, to będzie ciekawe, muszę to zobaczyć – powiedziałam cicho do Adriana, kiedy tylko usłyszałam głos należący do Kubiaka. Po cichu podeszłam do drzwi i wychyliłam się zza ściany.
- Chcesz zginąć zakopany żywcem w lesie, to idź. Ja na twoim miejscu po tym co zrobiłeś w nocy bym się tam nie pokazywał. – Michał na początku nie zwrócił uwagi na to, co powiedział Bartek i szedł twardo w kierunku stołówki. Jednak w pewnym momencie przystanął i się odwrócił z zaciekawioną i wystraszoną miną. Boże, siatkarskie melanże rządzą!
- A, że tak zapytam, co ja zrobiłem?
- Chciałeś coś zjeść i przeszukując szafki wszystko porozwalałeś, mąka, cukier i te inne sprawy lądowały na podłodze. A ciebie musieliśmy czyścić. Sam widzisz, pani Ewa nie będzie zadowolona widokiem któregokolwiek z nas.  – wyszłam z ukrycia ze śmiertelnie poważną miną, próbując pokazać Miśkowi, że to nie żart. Biedaczek tak się wystraszył, że o mało się nie rozpłakał.
- Ida, błagam, daj mi coś do jedzenia! Ja zrobię wszystko, ale daj mi coś! – Bartek zniknął z pola widzenia, bo już nie mógł powstrzymywać śmiechu i zostawił mnie samą. Westchnęłam teatralnie.
- Przyniosę ci coś, zaczekaj u siebie.  – oczywiście nie robiłam tego z dobrej woli, miałam już swój plan. W końcu teraz była moja kolej. Poszłam na stołówkę i zrobiłam kilka kanapek z dodatkiem niespodzianką i wróciłam na górę. Pani Ewa była bardzo zaskoczona tym, że jeszcze żaden z panów nie zszedł na śniadanie – właściwie już obiad, bo już popołudnie nas zastało. Kiedy szłam korytarzem natknęłam się na kolejnego pana, cierpiącego na kaca. Tym panem był Daniel Pliński. Spojrzał na mnie swymi małymi oczkami, a ja wpadłam na pewien pomysł. Skoczyłam szybko do pokoju Miśka, dałam mu kanapki i zamknęłam za sobą drzwi.
- Michał, tam jest jakiś groźny facet! Gonił mnie od stołówki i coś krzyczał! Nikomu nie otwieraj, słyszysz? – wybiegłam przez balkon i wyszłam na korytarz ze swojego pokoju.  – Daniel, jak dobrze, że cię widzę! Misiek zatrzasnął się w łazience i nie może wyjść, bardzo się boi. – środkowy podbiegł do drzwi michałowego pokoju i zaczął walić w nie pięściami. Biedny Misiek, będzie sikał w gacie ze strachu.
Nabraliśmy jeszcze wielu z nich, choć nie wszystkich. Adrian, korzystając z okazji, że Daniel pobiegł po narzędzia do recepcji, powiedział Winiarskiemu, że ktoś widział Daniela w szafie któregoś z gości ośrodka. Michał pobiegł więc w poszukiwaniu Daniela, a Ziomek z kolei gonił po całym hotelu szukając trenera, bo Bartek mu powiedział, że Anastasi chce odejść.
Nie minęło też dużo czasu, zanim zorientowali się, że robiliśmy ich w konia. Po kolacji wszyscy panowie skruszeni i wkurzeni na naszą trójkę, wrócili do swoich pokoi. Igła w międzyczasie zdążył przewietrzyć i posprzątać ten syf, który miał w pokoju i niezmiernie się cieszył, że Grzesiek mu pomógł. Tylko on śmiał się z naszych żartów, twierdząc, że postąpiliśmy słusznie. Niektórzy jak np. Winiar narobili sobie wiele wstydu, pukając do drzwi w niekompletnym stroju i pytając czy nie zauważyli nic dziwnego w swojej szafie. Inni natomiast byli bardzo zawiedzeni i rozczarowani, jak Marcin, że nie zostanie ojcem pięknych króliczków Marchewki. Niektórzy natomiast jak pan Kubiak cierpieli na żołądkowe dolegliwości, które wystąpiły po zjedzeniu kanapek przygotowanych przeze mnie.

Tak minął kolejny, już dziewiąty, dzień spalskiej przygody. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz