UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

wtorek, 29 października 2013

"- Kochanie, ale my przecież nie mamy prywatnego lotniska"

Kiedy obudziłam się po raz kolejny, czułam się trochę lepiej. Powoli usiadłam na łóżku i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Najwidoczniej przespałam cały dzień, na dworze się ściemniało. Adrian rozmawiał z kimś przez telefon na balkonie, a Bartek drzemał oparty o moje łóżko. To, że chciałam, żeby tu był, nie znaczyło, że to dobre rozwiązanie. Szturchnęłam go lekko nogą, żeby się obudził. Poderwał się szybko, otwierając oczy i uśmiechając szeroko.
-  Jak się czujesz? – zapytał, przysuwając się bliżej mnie. Jego ręka wylądowała na moim czole. – Nie masz już gorączki. Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś.
- Nie mogłam spać w nocy, więc zadzwoniłam do Ady. Wyszłam na balkon i jak skończyłyśmy rozmawiać musiałam zasnąć.  – Adrian wszedł do pokoju, rzucił telefon na łóżko. Potem przysiadł po drugiej stronie mojego łóżka, podając mi leki, które mam zażyć i talerz z kanapkami. 
- Ada dzwoniła, bo nie odbierałaś telefonu. Mówiła, że wyrwała cztery bilety na Ligę Światową w Katowicach.
- Członkom naszej reprezentacji przysługują wejściówki Vip. Tylko zdjęcia musicie nam dostarczyć. Musimy dbać o dobry doping. 
- Dostarczymy. Adrian, myślę, że powinniśmy jutro wracać.  – mój przyjaciel przyjął to do wiadomości, po czym widząc reakcję Bartka na moje słowa, wyszedł z pokoju. – Nie mogę tu zostać, przecież wiesz. Przyjedziemy do Katowic, sam słyszałeś.
- Nie myślałem, że mówiłaś poważnie o wcześniejszym wyjeździe. Chciałem porozmawiać z trenerem, żebyście jeździli z nami.
- Nie możemy. Musimy załatwić sprawę ze studiami, zebrać odpowiednie papiery. Są jeszcze telefony, maile…
- Zwariuję bez ciebie z tą bandą facetów i będę strasznie, strasznie tęsknił.
- Ja za tobą bardziej. Obiecaj mi coś.
- Co tylko zechcesz.
- Obiecaj, że nie znajdziesz sobie jakieś ładniejszej dziewczyny po drodze.
- Nigdy w życiu, Wisienko.
***
Pożegnania zawsze są trudne, zwłaszcza te z zaskoczenia. Z samego rana Adrian spakował nasze rzeczy i zaniósł od razu do samochodu. Wzbudziło to podejrzenia chłopców, którzy schodzili na śniadanie. Z pomocą Bartka wyszłam przed ośrodek ze szklącymi oczami. Nie chciałam go tu zostawiać, ale musiałam. Za mną i Bartkiem wyszedł Kubiak z Bartmanem.
- A gdzie wy się wybieracie? – Michał wyglądał na wielce przerażonego, kiedy zobaczył mnie prawie płaczącą i Bartka, który nie chciał odstąpić mnie na krok.
- Wracamy do domu, Miśku. Nie chcę was pozarażać. Spotkamy się w Katowicach.
- Jak to – do domu? Ludzie, Wiśnia wyjeżdża! – wydarł się Bartman i jakieś kilka sekund później przed ośrodek wylazła pozostała część reprezentacji z trenerem na czele. Wielkie zdziwienie dominowało na ich twarzach, a Kuba to się nawet popłakał. Jak popatrzyłam na nich wszystkich, przypominając sobie te wszystkie chwile, które razem spędziliśmy, sama nie mogłam powstrzymać łez.
- Nigdy nie przypuszczałam, że dane mi będzie was wszystkich poznać. Te dni, spędzone razem z wami… Mogę powiedzieć, że zyskałam nowych przyjaciół?
- Tylko przyjaciół? – Bartek próbował powiedzieć to jak najciszej, ale mu nie wyszło i usłyszeli to wszyscy, co skwitowali głośnym śmiechem. Zaprzeczyłam.
- Oczywiście, że nie. Będziesz dzwonił?
- Jasne, że będzie dzwonił! Przypilnujemy go. Nie martw się, jeszcze będziemy tańczyć na waszym ślubie!
- Kubuś, nie rozpędzaj się tak. Pierwsze to wy musicie dokopać Brazylijczykom, Rosjanom, Amerykańcom, wygrać Ligę Światową i zdobyć medal na Igrzyskach!
- Tak jest, Pani Generał!
***
- Przestań już płakać, no. Przecież już niedługo się z nim zobaczysz.  – jechaliśmy już którąś godzinę z rzędu a ja nadal nie mogłam dojść do siebie. W dodatku czułam, że znowu rośnie mi gorączka. Przykryłam się bluzą i po raz kolejny otarłam łzy z policzków. Nienawidzę pożegnać. Zawsze kiedy do nich dochodzi nie mogę potem długo się otrząsnąć. Tak było też i tym razem. Kiedy zobaczyłam ich wszystkich stojących na parkingu z niemrawymi minami, zwłaszcza Kurka, nie mogłam opanować łez. Poczułam jakby stali się moją drugą rodziną i nigdy nie przypuszczałabym, że tak się z nimi zżyję. Ostatnio moje życie diametralnie się zmieniło, zmieniły się moje priorytety i marzenia. Czasami jak tak o tym myślałam, dochodziłam do wniosku, że nie powinnam wprowadzać tak radykalnych zmian. Jednak te zmiany, nazwane przeze mnie radykalnymi, uszczęśliwiały mnie i mój rozsądek nie mógł nic na to poradzić.
- Nie mówiłam ci o tym, ale ostatnio długo nad tym myślałam i zdecydowałam, że jeżeli mi się uda, to zacznę studiować w Łodzi.  – Adrian patrzył cały czas na drogę, jakby wcale go to nie przejęło. Jednak jego wyraz twarzy nieco się zmienił. Nie musiałam pytać, bo widziałam, że jest zaskoczony moją decyzją. Zaczynałam się bać, bo jeżeli on był zaskoczony, to co powiedzą moi rodzice?
- Ada wie?
- Wie, powiedziałam jej jak dzwoniłam w nocy. Powiedziała mi, że sama się nad tym zastanawiała i też się ku temu skłania.  – Adrian zamilkł. Wcześniej czy później musiałam mu o tym powiedzieć, inaczej mogłabym tego żałować. Ułożyłam się wygodnie na przednim siedzeniu, czekając na jego reakcję. Przecież musiał coś powiedzieć.
- W takim razie nie mam innego wyjścia, tylko złożyć papiery w Łodzi.  – teraz to ja byłam zaskoczona, nie brałam takiej opcji pod uwagę. Nie wiedziałam, że on byłby do tego zdolny, żeby poświęcić coś dla nas. Owszem, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale wiele razy zdarzało się tak, że ze strony Adriana nie dało się tego odczuć. A teraz zachował się jak prawdziwy przyjaciel.
- Naprawdę? Poszedłbyś za nami?
- A co ja bym sam  w Krakowie ze sobą zrobił? Tylko nie mów mi, że masz jeszcze jakieś rewelacje.
- Nie, limit na dzisiaj został wyczerpany.
***
Pod wieczór byliśmy w domu. Kiedy mama mnie zobaczyła, o mało mnie nie udusiła. Dopiero kiedy powiedziałam jej, że jestem chora, trochę rozluźniła uścisk. Pozwoliła mi wejść do domu, a tacie kazała zabrać moje rzeczy. Od razu położyła mnie do łóżka, zrobiła gorącej herbaty z sokiem malinowym i podała biszkopty. A potem usiadła na moim łóżku i milczała. Nie musiała nic mówić, bo dobrze wiedziałam o co jej chodzi.
- Przepraszam za to, że ten wyjazd był tak nagły i za to, że nie dzwoniłam, ale nie byłam tam na wakacjach.
- Mogłaś chociaż napisać jak jest, ale trudno. Co było to nie wróci. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. – nie wiedziałam, czy to właściwy moment, ale lepszy mógł się nie nadarzyć. Mama była raczej w dobrym humorze, a tata cieszył się, że wróciłam. 
- Mogłabyś poprosić tatę? Chciałabym wam o czymś powiedzieć.  – tata pojawił się w pokoju i usiadł na krześle. Oboje patrzyli na mnie z wyczekiwaniem, nie mogli nawet przypuszczać co chciałam im powiedzieć.  – Nic wam nie mówiłam, ale od pewnego czasu jestem z kimś. Na początku nie było super fajnie, więc nie chciałam o niczym wam mówić, ale teraz…
- Jest siatkarzem. 
- Tak, jest siatkarzem. Nie chcę tracić tej znajomości, bo mogłabym żałować tego do końca życia, dlatego chcę studiować w Łodzi…
-… która jest blisko Bełchatowa, gdzie gra Bartek. Zgadłem? – przytaknęłam, na co tata o mało nie podskoczył na krześle, z radości, że zgadnął. Mama patrzyła na mnie z dość surową miną, ale jak zobaczyła reakcję ojca, trochę złagodniała.
- Kochasz go?
- Tak, a on kocha mnie. Chcemy być razem.
- Nie chcę, żebyś podjęła decyzję, która potem może stać się dla ciebie problemem.  – nie miałam jej tego za złe, miała prawo, żeby tak powiedzieć. Troszczy się o mnie jak każda matka o swoje dziecko i chce wiedzieć, czy jestem szczęśliwa.
- Jestem z nim szczęśliwa i nie wyobrażam sobie, że mogłabym od tak to zakończyć. Nie chcę wystawiać tego uczucia na próbę, dlatego chcę być bliżej niego.
- Będziesz mieszkać z nim?
- Kochanie, daj spokój. Jest dorosła, to jej decyzja i musisz to uszanować. Bartek nie wygląda na złego faceta. Zobaczysz, jakiego będziesz mieć cudownego zięcia!
- Tato! Ale o ślubie jeszcze nie było mowy!
- Ida, jeżeli taka jest twoja decyzja i dokładnie ją przemyślałaś, musimy się z tym pogodzić. Ale pod jednym warunkiem. Jak tylko obowiązki mu na to pozwolą, to ląduje u nas na obiedzie.  – odetchnęłam z ulgą, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, że tak łatwo poszło. Strasznie się bałam ich reakcji, ale jak się okazało wcale nie było tak źle.

- Kochanie, ale my przecież nie mamy prywatnego lotniska…

1 komentarz:

  1. świetny rozdział :) nareszcie napisałaś :)
    oj, musiała wyjechać ? :(

    OdpowiedzUsuń