- Ida, telefon ci dzwoni po raz…. Piąty. – wychodziłam
właśnie z łazienki, kiedy ni stąd ni zowąd wpadłam na Młodą. Spojrzałam do
kuchni, gdzie Ada już piła sobie kawę, trzymając w ręce drugi kubek,
prawdopodobnie Pauliny.
- Też miło was widzieć. Zrobisz mi kawę? – rzuciłam w
kierunku Ady, robiąc maślane oczka. Właściwie to tak wyglądały moje poranki
ostatnimi czasy po powrocie ze Spały. Kiedy wychodziłam z łazienki, wpadałam
albo na Adę, Adriana lub Paulinę. No, na Młodą tylko w weekendy, bo jeszcze
miała szkołę. Wcale mi to nie przeszkadzało, że wpadali bez zapowiedzi, bo
uwielbiałam spędzać z nimi czas. A jeżeli chodzi o te telefony, to były o
przeróżnych porach. Nieraz w nocy, bo Bartek czy Miśki z reprezentacji
zapominały o różnicy czasu. Wtedy nieźle się im obrywało, bo mój sen jest
powszechnie znany jako święty i pierwszy przekonał się o tym Adrian. Jednak tym
razem to nie był Bartek ani nikt z reprezentacji. – Cupko dzwonił! Boże, jak
dawno z nim nie rozmawiałam. – Ada tylko
dziwnie się uśmiechnęła i zlustrowała mnie wzrokiem. – A, no tak. Miałam się
ubrać. – chodziłam po mieszkaniu w szlafroku, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Otworzę! – Młoda zgrabnie mnie wyprzedziła, wpychając mnie
po drodze do pokoju, żebym się ubrała. Zdziwiła mnie ta nagła cisza po otwarciu
drzwi, więc nieźle wystraszona szybko się ubrałam i wyskoczyłam z pokoju jak z
procy, całkowicie zapominając o tym, że to mógł być jakiś bandyta czy
psychopata. Jednak kiedy zobaczyłam, to co zobaczyłam, mało nie padłam ze
śmiechu. Otóż, zastałam otwarte drzwi wejściowe, w których stał Konstantin
lekko przerażony, ponieważ przed nim stała Młoda – z wytrzeszczonymi oczami,
zupełnie znieruchomiała i zaniemówiła.
- Ale niespodzianka! – rzuciłam się przyjacielowi na szyję,
mocno go ściskając. W tym momencie Paulina nagle się ocknęła i zaczęła coś
mamrotać pod nosem, drapiąc się za uchem i poprawiając włosy. Po czym czerwona
na twarzy zniknęła w kuchni. Wpuściłam Cupko do środka. – Przepraszam, że nie
odebrałam, ale byłam w łazience. Miałam oddzwonić, kiedy ….
- A co jej się stało? – zapytał, mając na myśli Paulinę,
która znowu pojawiła się w przedpokoju – tym razem z wielkim uśmiechem na
ustach, jakim obdarzała tylko Krzysztofa Ignaczaka.
- Ona… Myślę, że zdziwiło ją to, że tak po prostu
przyjechałeś i chciałeś wejść. Jeszcze nigdy nie wpuściła żadnego siatkarza do
domu… zwłaszcza nieswojego domu. – Paulina zgromiła mnie wzrokiem wściekłego
psa, po czym znowu przywdziała uśmiech na twarz. – Paula, to jest Konstantin. Cupko, to Młoda.
- Boże, Młoda i jak tu wypuścić cię między ludzi. Chcesz
kawy? – Ada zwróciła się do Cupko, kiedy weszliśmy do kuchni. Nasz gość
przytaknął i usiadł przy stole, ledwie się mieszcząc. Chrząknęłam znacząco,
przecież nie co dzień jakiś człowiek ponad przeciętnych rozmiarów gościł u mnie
w domu.
- Chodźmy do pokoju może. Powiedz, co cię sprowadza?
Oczywiście poza tym, że się stęskniłeś i bardzo chciałeś mnie zobaczyć.
- Za grosz skromności – Konstantin pokręcił głową z
dezaprobatą – Ale tęskniłem – dodał w końcu, szukając czegoś w swojej torbie. –
Przywiozłem wam wejściówki. Bartek dzwonił do klubu i wręcz zażądał, żeby ktoś
się tym zajął i ta dam!
- Młoda, chodź tu szybko! – zawołałam Paulinę, sama będąc na
skraju ekscytacji. – Mówiliśmy ci już, że na ten dzień Bartek załatwił nam
wejściówki Vip? – Paulina zatrzymała się w dość dziwnej pozie z taką samą miną
jak przed chwilą. Pokręciłam głową w niedowierzaniem i lekko nią potrząsnęłam.
Ta znowu się ocknęła i uśmiechnęła głupkowato, kiwając głową. – Ale musisz mi coś obiecać.
- Co tylko zechcesz – w tym momencie, kiedy wpatrywała się w
tą wejściówkę, którą machałam jej przed nosem, mogłabym ją namówić nawet do
opchnięcia narządów na Allegro.
- Nie będziesz zastygać w miejscu, wgapiać się w siatkarzy i
głupkowato uśmiechać. – Paulina
przybrała bardzo poważną minę, wręcz pokerową twarz, po czym przytaknęła, jakby
właśnie zgodziła się wykonać jakąś tajną rządową misję. Kiedy podałam jej
wejściówkę, zaczęła piszczeć jak szalona, po czym rzuciła mi się na szyję. –
Mała zołzo, udusisz mnie! Cupko ratuj!
***
Wieczorem siedziałam z rodzicami w pokoju, wpatrując się w
nich z oczekiwaniem. Musiałam kiedyś przeprowadzić z nimi tą rozmowę i
stwierdziłam, że chyba nadszedł ten czas. Przemyślałam to zdecydowanie więcej
niż kilka razy i teraz jestem już pewna. Po pewnym czasie ciszy, panującej
między nami, spuściłam wzrok, domyślając się co ta cisza ma mi powiedzieć. Jak
w ogóle mogłam pomyśleć, że się na to zgodzą?
- Będziemy za tobą tęsknić, kochanie i myślimy, że chyba
nadszedł ten czas, żebyś sama dokonywała wyborów. Skoro jesteś pewna, to
pozostaje się nam tylko zgodzić.
- Jesteście tego pewni? – zapytałam niepewnie, nie wierząc
do końca w to, co usłyszałam. Mama przytaknęła, choć widziałam, że chce się jej
płakać. Nic dziwnego, w końcu już niedługo miałam wyprowadzić się by podjąć
studia w Łodzi. Podeszłam do nich i uściskałam ich mocno, równocześnie
dziękując, że uszanowali moją decyzję. Nagle zmieniłam wszystkie plany,
przecież miało być zupełnie inaczej. Miałam być blisko domu, przyjeżdżać na
weekendy, a teraz nie wiedziałam, jak często będziemy się widywać. – Przepraszam, muszę zadzwonić. – wyszłam do
siebie, żeby zacząć wdrażać w życie swój plan. Wpadłam na ten pomysł kiedy
rozmawiałam z Bartkiem pewnego wieczoru i chciałam zrobić mu niespodziankę.
- Kubuś? Nikomu nie mów, że to ja i jeżeli jest ktoś obok
ciebie to znajdź miejsce, gdzie będziesz mógł ze mną porozmawiać. A! I nie mów
Bartkowi pod żadnym pozorem, że dzwoniłam.
- Momencik, mamo – uśmiechnęłam się pod nosem. Skoro tak
mnie nazwał, siedzieli pewnie gdzieś z chłopakami. Wrócili do Polski przed
wczoraj, więc nie musiałam się obawiać, że zadzwonię w nieludzkiej dla nich
porze. – Wytłumaczysz mi, dlaczego musiałem nazwać cię mamą?
- Bo potrzebuję, żebyś coś mi przywiózł do Katowic.
***
- Ida, pospiesz się, bo przez ciebie się spóźnimy! – Adrian
walił w drzwi łazienki jak oszalały, kiedy właśnie zakładałam swoją wiśniową
koszulkę. Poniekąd to od niej wszystko się zaczęło, od tego zaczęła się Wiśnia.
Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze, porwałam torebkę i szalik. Mocnym
szarpnięciem otworzyłam drzwi, spoglądając groźnie na przyjaciela. – No co? Ile
można się przebierać?
- Tyle, ile trzeba. Możemy jechać. – sprawdziłam jeszcze raz
czy mam nasze przepustki i wyszłam z domu za Adrianem. Kiedy wsiedliśmy do
samochodu, napisałam sms do Kuby, żeby spotkał się ze mną wcześniej. Musiałam
odebrać od niego małą przesyłkę, którą dla mnie miał. „Przed szatnią. Zadzwoń
jak będziecie na miejscu.” – Problem w tym, że nie wiem, gdzie jest ta szatnia…
- Co tam mruczysz?
- Nic takiego.
Dziewczyny czekały na nas w mieście, wyróżniały się z tłumu
ubrane na biało czerwono. Niektórzy spoglądali na nie z dziwnym uśmieszkiem,
zapewne myśląc, że pomyliły sobie daty z rozpoczęciem Euro. Jednak one nic nie
przekręciły, to ludzie chwilowo zapomnieli, że istnieje coś takiego jak Liga
Światowa i właśnie dziś rozgrywane są mecze w Spodku. Kiedy nas zobaczyły,
podbiegły szybko do samochodu.
- Ludzie na nas dziwnie patrzą, jakbyśmy były psychiczne. –
mruknęła Paulina zajmując miejsce z tyłu. Adrian przywdział ironiczny uśmieszek
i już miał coś powiedzieć, ale powstrzymało go moje bardzo znaczące chrząknięcie.
Adrian nie bardzo trawił Młodą, cały czas jej dogryzał i był strasznie
uszczypliwy, więc chciałam ich powstrzymać w ten sposób przed kolejną
kłótnią. – Euro i euro, a o siatkarzach
zapomnieli. Nasi i tak nie wyjdą z grupy, a oni tak się tym szczycą jakbyśmy
już co najmniej wygrali.
- Młoda, przymknij mordkę, bo jeszcze chwila i Ada ci
przywali. – Ada rzuciła mi
pretensjonalne spojrzenie, ale wiedziałam, że to ja mam racje.
- Z tęsknoty ci się mózg lasuje. – warknęłam cicho, próbując upuścić choć trochę
negatywnych emocji. Zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam w własne udo.
- Ja wam nie chcę przypominać kto ma przepustki, więc
siedzieć cicho!
W samochodzie zapadła cisza jak makiem zasiał… Nie ma to jak
siła perswazji!
***
Czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi i zwyczajnie
ucieknie przed tym napięciem, jakie panowało między nami od jakiś dwudziestu
minut. Ada stała z boku i zwyczajnie się śmiała, Młoda znowu zaniemówiła,
Adrian męczył się z pracą fizyczną, a ja chodziłam w kółku, wyżywając się na
wszystkim, co mogło odczuć tego skutki.
- I kto mnie pospieszał, no kto?! A teraz, to przez ciebie
się spóźnimy! – nie powiem, byliśmy atrakcją dla przejeżdżających samochodów.
Kierowcy zwyczajnie się z nas nabijali, a tu wcale nie było z czego się śmiać.
Przez ślamazarstwo tej niedorozwiniętej małpy, nie spotkam się z Kubą przed
meczem, nie kopnę Miśków na szczęście, a co najgorsze spóźnimy się na mecz!
Przecież jak tylko zauważył, co się stało, to miałam ochotę go zabić, zakopać,
a potem odkopać i znowu zabić. Przecież moje serce nie wytrzyma takiego
napięcia. – Ada, przestań się śmiać,
błagam cię! Młoda, obudź się do cholery! Czy ty wiesz, że to się leczy? –
pstryknęłam Paulinie palcami przed oczami, po czym podeszłam do swojej
przyjaciółki z ubolewającą miną. – Co zrobimy jak nie zdążymy? Powiedz mi, co
zr…
- Ida, spokój! – warknęła na mnie, lekko mną potrząsając. Po
czym odetchnęła głęboko, złapała mnie za ramiona i głęboko spojrzała mi w oczy
– Dojedziemy na czas, spotkasz się z Bartkiem, powiesz mu, że go kochasz i … -
przysunęła się do mnie bliżej i wyszeptała mi coś do ucha. Odskoczyłam od niej
jak oparzona.
- Ale skąd ty o tym wiesz? – zapytałam szeptem, nie chcąc,
żeby pozostali słyszeli.
- Bo się przyjaźnimy?
- No tak, to retoryczne pytanie. Adrian, już? – krzyknęłam,
odwracając się w stronę przyjaciela, który akurat ścierał pot ze swojego
szlachetnego czoła. Podniósł się z ziemi, spoglądając to z prawej, to z lewej
strony, ze środka… - Już?!
- Już, nie panikuj.
- Nie panikuję, tylko się na ciebie wkurzam.
***
- Kubuś, biegnę już! – krzyknęłam do telefonu, przebiegając
przed trąbiącym tramwajem. Musiałam wybrać najkrótszą drogę do Spodka, żeby
zdążyć przed spotkaniem z trenerem. Bynajmniej nie chciałam ich dekoncentrować,
żeby dokopali Brazylijczykom w dodatku w moim imieniu. Rozłączyłam się i
zaczęłam się przeciskać przez zgromadzony przed Spodkiem tłum z biletem w ręce.
Nie miałam ze sobą żadnej torebki, więc panowie przepuścili mnie be problemu.
Podałam bilet do kontroli i zamarłam. Niby jak ja mam teraz znaleźć tą
szatnię?! Wybrałam numer Rudego jeszcze raz, bo nie wiedziałam, co mam zrobić.
– Jarosz, ale jak ja mam niby cię znaleźć, co?
- Nie pomyślałem o tym! Dobra, wejdź na halę. Wyjdę po
ciebie. – odetchnęłam głęboko, po czym dumnym krokiem weszłam na halę. Pierwszy
mecz między Kanadą i Finlandią już trwał, ludzie bawili się w najlepsze, choć
było jeszcze dużo pustych miejsc. Rozglądałam się za Kubusiem dość uważnie, ale
nigdzie go nie było. – Buuu! – podskoczyłam, piszcząc cicho.
- Jarosz, co to było?! – trzepnęłam go w ramię, ukazując
swoje wielkie niezadowolenie z takiego obrotu sprawy. Jednak chwilę później, po
prostu go przytuliłam. – Masz coś dla
mnie? – Kuba pomachał mi przed nosem małą, papierową kopertą, po czym mi ją
wręczył. Schowałam ją do kieszeni, żeby nie rzucać żadnych podejrzeń.
- Idziesz ze mną do chłopaków?
- A mogę?
- Ze mną, droga Wisienko, możesz wszystko – Kuba przepuścił
mnie przodem, choć to prawdopodobnie nie było najlepszym pomysłem. Ci wszyscy
ludzie wpatrywali się we mnie, bo w ogóle mnie nie znali. Poczułam lekki
dreszcz na plecach, ale Kuba dodał mi otuchy, kładąc swoją rękę na moim
ramieniu. – To tylko kibice, uśmiechnij
się. Bartek oszaleje z radości.
- Na tyle, żeby dokopać tym żółtym zboczeńcom?
Kuba wprowadził mnie w głąb korytarza i zawiłych zakrętów.
Nie wiem, jak oni się tutaj odnajdują, bo jest tu jeszcze gorzej niż w Spale. W
końcu dotarliśmy do pomieszczenia z biało – czerwoną flagą na drzwiach. Drzwi
były zamknięte, a ze środka dochodziły dźwięki polskiego rapu. Jakby nie mogli
słuchać muzyki poważnej!
- Panowie, dama wchodzi! – krzyknął Rudy, wchodząc jako
pierwszy. Wcisnęłam się zaraz za nim, kiedy rap trochę przycichnął i oczy
wszystkich Miśków zwróciły się w moim kierunku. A potem zapanował szał –
wszyscy chcieli mnie uściskać, przekrzykiwali się między sobą i cieszyli jakbym
dostarczyła im właśnie roczny zapasa rodzynków w czekoladzie.
- Ida, co ty tu robisz? – Bartek był trochę zaskoczony moim
widokiem, ale gdy tylko mnie zauważył, mocno mnie przytulił i pocałował.
Strasznie za nim tęskniłam, telefony i maile nigdy nie mogły oddać w stu
procentach tego, co czułam. Teraz miałam krótką chwilę, żeby mu to pokazać.
Oczywiście nie obyło się bez głupich uśmieszków i okrzyków, ale mnie to nie obchodziło.
Dostałam go tylko na chwilę i nie chciałam jej zmarnować. – Cieszę się, że jesteś. Bardzo. Gdzie
siedzicie?
- Nie wiem, ważne, że udało się nam w ogóle dostać bilety.
- Chodź ze mną. – Bartek porwał bluzę z wieszaka i wyszliśmy
z szatni. Chwycił mnie za rękę, jednak chwilę później mnie puścił. – Nie
pomyślałem, że może ci to przeszkadzać.
- Żartujesz? Wcale mi to nie przeszkadza. – sama chwyciłam
go za rękę i razem wyszliśmy na halę, przyciągając wzrok tysięcy ludzi, którzy
zauważyli, że Bartek się pojawił. Robili zdjęcia, skandowali jego imię, jednak
on nie zwracał na to uwagi. Uśmiechał się do mnie i do ochroniarza, próbując go
przekonać, żeby dostawił dodatkowe cztery krzesła do sektora dla gości. Pan w
żółtym kubraczku spojrzał to na mnie, to na niego, aż w końcu machnął ręką i
zawołał swojego kolegę, żeby przyniósł dodatkowe krzesła.
- Muszę wracać, nie uciekajcie po meczu od razu. Nie wiem,
kiedy znowu się spotkamy, chcę się tobą trochę nacieszyć.
- Zostaniemy, zwłaszcza, że jest z nami nasza koleżanka,
która chciałaby was poznać.
- Jak powiem chłopakom, że przyprowadziłaś koleżankę, to na
pewno przyjdą.
- No tak – zaśmiałam się – Kocham cię.
- Ja ciebie też – pocałował mnie szybko w czoło i zniknął w
przejściu.
***
- Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę – powtarzała Młoda pod
nosem, kiedy w końcu mnie zauważyli. Ada z Adrianem uśmiechali się pod nosem,
bo wiedzieli czyja to sprawka. Pozostało mi tylko wzruszyć ramionami i usiąść
na jednym z miejsc. Emocje narastały z minuty na minutę, zwłaszcza po
zakończonym meczu Finlandii i Kanady. Serce waliło jak oszalałe, nie mogłam się
doczekać aż zobaczę ich wszystkich na boisku. Szczególny czas, nie tylko dla
mnie, ale też dla Ady i Adriana, bo mieliśmy zobaczyć ich na żywo w pojedynku z
Brazylią, bo po raz pierwszy mieliśmy zobaczyć mecz naszych przyjaciół… no, nie
tylko przyjaciół.
- Bartek powiedział, że podejdą na chwilę po meczu, więc
będziesz mogła ich poznać – Paulina popatrzyła na mnie, na jej twarzy,
stopniowo pojawiał się wielki bananowy uśmiech.
– Tak, wiem, że mnie kochasz, Młoda.
- Ida, widziałaś jakie mamy towarzystwo? – zapytała Ada,
pochylając się w moją stronę – Obejrzyj się dyskretnie za siebie – ja nie
znałam znaczenia słowa dyskretnie, zawsze jak ktoś tak do mnie mówił, zachowywałam
się normalnie, więc zwyczajnie się odwróciłam. – Boże, miało być dyskretnie! –
syknęła w moją stronę, kiedy zaskoczona do granic możliwości odwróciłam się z
powrotem.
- Ja bogiem bynajmniej nie jestem, ale myślę, że on by się
nadał – zaśmiałam się cicho, usadawiając się wygodnie na krześle. Jednak nie
było mi dane długo posiedzieć, bo spiker zapowiedział właśnie reprezentacje
Polski. Wstaliśmy ze swoich miejsc, gorąco ich dopingując, aż zobaczyliśmy
pierwszych zawodników na boisku. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że Marcin
miał rację – na boisku byli dojrzalsi niż kiedykolwiek indziej. Kiedy
zobaczyłam twarz Kubiaka czy Bartmana, zrozumiałam, że oni potrafią zrobić co
najmniej jedną, niesamowitą rzecz – zostawić prywatę w szatni i za to należy im
się wielki podziw. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym w tym momencie siedziała
cicho, tak samo jak Ada czy Młoda. – Macie im dokopać, Miśki!!! – na szczęście
byli na tyle blisko, żeby mnie usłyszeć.
- Ida! – Kubi zaraz podleciał do nas i przywitał się ze
wszystkimi, dając przykład pozostałym chłopakom. Naprawdę się cieszyłam, że
znowu mogę ich zobaczyć, że nie zapomnieli o mnie i pokazali, że też się
cieszą. Uściskałam każdego po kolei, kończąc na Zibim.
- Widzę, że przyprowadziłaś nową koleżankę. – nie umknęła mu
obecność Pauliny. Młoda uśmiechnęła się, wyciągając do niego rękę.
- Paulina. – może ty tylko złudzenie, ale miałam wrażenie,
że to spojrzenie, jakim obdarzył ją Zbyszek, było znajome. Dopiero kiedy
odszedł, uświadomiłam sobie, co to było za spojrzenie. Odwracał się kilka razy,
aż w końcu trener zdzielił go po głowie.
- Dobrze was widzieć, muszę przyznać, że brakowało mi
kobiecego podejścia do sportu. – Anastasi podszedł do nas, co było bardzo miłym
gestem z jego strony. – Mam nadzieję, że
jakoś pomożecie im wygrać.
- Zawsze i wszędzie, panie trenerze. Powodzenia. – roześmiałam się cicho, kiedy pan trener
rozłożył ramiona i mnie uściskał. Z resztą nie tylko mnie, bo Adriana też.
Potem odszedł do swoich obowiązków, jakimś gestem wskazując Gardiniemu, gdzie
jesteśmy. Trochę się speszyłam, kiedy odwróciłam się do tyłu i zauważyłam
kilkanaście par oczu wlepionych we mnie i w moich przyjaciół. Jednak po tamtej
aferze byłam silniejsza, musiałam być, chcąc być blisko Bartka. Jeżeli taka
jest za to cena, to nie pozostaje mi nic innego tylko się dostosować.
Ada nie mogła się powstrzymać i co jakiś czas obracała się
do tyłu, udając, że rozgląda się po hali. Adrian przyglądał się rozgrzewce
siatkarzy, co jakiś czas robił im zdjęcia. Młoda z wielką powagą, co jakiś czas
wzdychała, jakby rozważała coś bardzo ważnego. A ja nie mogłam napatrzeć się na
biało czerwone barwy koszulek, szalików, które mówiły bardzo dokładnie, co
Polacy sądzą o siatkówce w naszym kraju. Ci wszyscy ludzie stoją murem za naszą
reprezentacją, za tymi wspaniałymi sportowcami, którzy okazali się całkiem
normalnymi ludźmi, takimi jak każdy z nas. Każdy z nich marzył o tym
zwycięstwie, które z pewnością znalazło się w ich zasięgu po ostatniej
wygranej. Tamten mecz zapisał się w historii, na tamtym meczu płakałam jak małe
dziecko, bo w pewnym stopniu zwycięstwo stało się moim marzeniem.
Rozległ się gwizdek sędziego, co oznaczało przejście do
części oficjalnej. Będąc kibicem, mogę zaświadczyć, że każdy, kto wierzył w ich
wiktorię, nie oszczędzał płuc podczas śpiewania hymnu. Z ręką na sercu, z biało
czerwonym szalikiem na szyi, zerknęłam kątem oka na swoich przyjaciół. Upewniło
mnie to, że oni czekali na to tak samo jak ja, jak wszyscy zgromadzeni w
Spodku. Po odśpiewaniu hymnu bynajmniej nie zapadła cisza, każdy chciał pomóc
chłopakom w pokonaniu wielkiej Brazylii. Nie skłamałabym, gdybym powiedziała,
że Canarinios nie przywieźli ze sobą żadnych kibiców. A nawet jeżeli, nie mieli
oni szansy na to, żeby się przebić przez głosy dwunastu tysięcy ludzi.
Każda piłka się liczyła, każda obrona, zagrywka i blok.
Radość siatkarzy po każdej akcji była kontrolowana, by przypadkiem nie wybić
się z dobrej gry, w przeciwieństwie do reakcji tłumu. Każdy punkt ciężko przez
nich wypracowany, skutkował tysiącami oklasków i skandowaniem czy śpiewem.
Wstawaliśmy ze swoich miejsc, próbując w ten sposób złagodzić emocje, które
nami zawładnęły. Po raz pierwszy w życiu czułam, że jestem z nimi na boisku, bo
po każdej akcji któryś z nich zerkał w naszą stronę szukając aprobaty czy
pocieszenia. Byłam zaszczycona, że wybrali właśnie nas, pomagaliśmy jak tylko
mogliśmy. Dopiero widząc z bliska ich zaangażowanie, zrozumiałam jak bardzo
jest to dla nich ważne. Nie chcieli zawieść tych wszystkich ludzi, którzy
pojawili się, aby zobaczyć ich triumf. Siatkarze nie zawiedli, wytrzymali tą
presję wygrywając pięciosetowy pojedynek. Kiedy zobaczyłam ja krzyczą ze
szczęścia, sama zaczęłam krzyczeć, nie kontrolując spływających po mojej twarzy
łez.
- Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę! – piszczała Młoda,
rzucając się na szyję ludziom, których w ogóle nie znała.
- To już mówiłaś! – krzyknęła Ada, skacząc z radości. – Patrz, tam! – wskazała palcem na biegnącego
w moją stronę Bartka. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego, co wcale
mnie nie dziwiło, bo większość z nich właśnie spełniła swoje marzenie.
- Mówiłem ci już, że cię kocham! – próbował przekrzyczeć
tłum zgromadzony w Spodku. Przeskoczył przez bandy reklamowe i mocno mnie
przytulił, okręcając mnie przy tym wokół własnej osi – Cieszę się, że mogę z
tobą to wszystko dzielić i chciałbym, żeby było tak już zawsze.
Wiecie jak to jest, kiedy dzięki jednej osobie, świat
przestaje dla was istnieć? Wiecie jak to jest być kochaną przez kogoś, kogo
kochacie całym sercem? Wiecie jak to jest być naprawdę szczęśliwym?
Bo ja już wiem.
***
- Mamo nie wyjeżdżam na koniec świata, do Łodzi jest jakieś
trzy godziny drogi. Dam znać, jak dojedziemy. – popatrzyłam na nich ostatni raz
przed wyjściem z domu. Wyjściem dosłownym, jak i przenośnym. Właśnie teraz, z
przekroczeniem progu, zaczynało się moje nowe życie. Nie wiem jakie ono będzie,
wiem jedno – nie będzie łatwo. Przede mną jeszcze długa droga, wiele czasu
upłynie zanim będę mogła powiedzieć, że jestem zadowolona z tego życia i
niczego nie żałuję. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś spoglądając wstecz będę
mogła tak powiedzieć.
Właściwie mogłabym powiedzieć, że ryzykuję. Nie mówiłam
nikomu o swojej wcześniejszej przeprowadzce, nie licząc swoich rodziców i Kuby,
który został wtajemniczony w mój plan. Musiałam liczyć się z każdą reakcją,
nawet tą negatywną.
- Ida, telefon ci dzwoni – Adrian szturchnął mnie lekko,
wyrywając mnie z rozmyślań. Im dłużej nie widziałam Bartka, tym bardziej byłam
nieznośna. Zrozumiałam, co tęsknota potrafi zrobić z człowiekiem. Jednocześnie
uświadomiłam sobie, że podjęłam dobrą decyzję. Spojrzałam na wyświetlacz,
uśmiechając się pod nosem. „Wieczorem będę już w domu, niecałe 3 godziny drogi
od ciebie” – To Bartek, pisze, że wieczorem będzie w domu. – Adrian zrobił swoją ‘myślącą’ minę, po czym
zadał mi nurtujące go pytanie.
- A właściwie to gdzie ty będziesz mieszkać, co? – nic im
nie powiedziałam, bo pewnie myśleli, że zamieszkam z nimi. Nie chciałam
wyprowadzać ich z błędu, choć może to z mojej strony nie fair, że nie pisnęłam
ani słowa.
- Po prostu jedź, dobra. Masz adres – podałam mu kartkę z
naskrobanym adresem, żeby wprowadził dokładniejsze dane, by Krzyś – GPS mógł
poprowadzić nas do celu.
- Ale to przecież Bełchatów.
- Adrian, zawieź mnie tam i o nic nie pytaj, proszę.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, Adrian był jeszcze
bardziej skołowany niż wtedy kiedy zobaczył adres. Jednak mimo wszystko o nic
nie pytał. Zaparkował przy jednym z wielkich bloków, czekając na moją reakcję.
Byłam strasznie zdenerwowana, ale ostatecznie postanowiłam wysiąść.
- Pomożesz mi wnieść rzeczy?
- Jasne.
Ręka mi drżała kiedy otwierałam drzwi do mieszkania.
Adrianowi to nie umknęło, ale tak jak prosiłam, nie pytał, za co byłam mu
wdzięczna. Przekroczyłam próg, rozglądając się wokół. Uśmiechnęłam się pod
nosem, ściskając w ręce klucze. Weszłam do kuchni i otworzyłam okno. Usiadłam
przy stole, patrząc jak Adrian wnosi ostatnie pudełko – całkiem odosobnione od
reszty rzeczy. Zauważyłam, że przygląda się z zaciekawieniem.
- To są mecze reprezentacji z tego sezonu i mecze Skry.
- Dlaczego zabrałaś je ze sobą?
- Po prostu, z tego samego powodu, co pozostałe rzeczy.
Jeżeli chcesz, to możesz już jechać.
- Poradzisz sobie sama? Wyglądasz jakoś dziwnie. – podeszłam
do niego i przytuliłam się. – No, teraz
lepiej. Na pewno mam jechać?
- Tak, dam sobie radę. – uśmiechnął się do mnie i już go nie
było. Zamknęłam za nim drzwi, po czym przeniosłam torby do dużego pokoju.
Usiadłam na sofie i czekałam. Przez ten czas nachodziły mnie różne myśli, całkowicie
różne, czasem nie mające ze sobą nic wspólnego, ale siedziałam, cały czas
czekałam. Aż do wieczora, kiedy usłyszałam na klatce podniesione głosy. Serce
podeszło mi do gardła, kiedy głosy stawały się coraz bardziej wyraźne i głośne.
W końcu drzwi się otworzyły.
- Drzwi są otwarte, mówiłem ci, że ktoś się włamie, ale ty
nie pozwoliłeś mi zadzwonić! – usłyszałam jego głos w nieco innym wydaniu, aż
lekko się wystraszyłam. Powoli wyszłam z pokoju, stając w przedpokoju i widząc
jak wydziera się na swojego przyjaciela.
- Oj, przestań wrzeszczeć, tylko się odwróć – Kuba puścił mi
oczko, po czym zniknął za drzwiami, zostawiając mnie twarzą w twarz z facetem,
którego kocham i z którym chcę zamieszkać.
- Ida? Ale co ty tutaj…
- Poprosiłam Kubę, żeby dał mi klucze, bo chciałam zapytać,
czy nadal chcesz ze mną zamieszkać. –
Bartek rzucił bagaże na podłogę, podchodząc bliżej mnie. Był całkowicie
zaskoczony moją obecnością, a jeszcze bardziej bagażami, które leżały w pokoju.
Zaczął się śmiać, kręcąc głową z niedowierzania, po czym porwał mnie na ręce.
- Kocham cię, wariatko.
- Czy to znaczy ‘tak’?
- Tak, tak, tak.
Tak – to słowo padało jeszcze wiele, wiele razy.
***
Nie wiem w ogóle czy ktoś tu jeszcze zagląda, bo bardzo długo mnie tutaj nie było. Dużo się działo i nadal się dzieje, pisanie zeszło na boczny tor :( Jak w tytule, to koniec tej części, myślę, że spodziewany przez wszystkich, którzy mieli okazję to czytać ;) Koniec - ale tej części, ponieważ mam w zanadrzu jeszcze jedną, kompletnie inną, ale o tym samym :) Dalsza część tej historii, niedługo ujrzy światło dzienne :) Nie wiem jeszcze czy będę publikować tutaj czy pod innym adresem, ale obiecuję tutaj Was o tym poinformować :)
Pozdrawiam,
Wiśnia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz