UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 6 grudnia 2012

"A mama zawsze mówiła, żeby zasłaniać okna...", czyli ciąg dalszy spalskiego dnia pierwszego.



Ustaliliśmy z Igłą, że dla zaoszczędzenia jego czasu, to my będziemy się zajmować montażem całego cyklu. Adrian dla urozmaicenia będzie cykał zdjęcia, głównie podczas treningów, które również będą wykorzystane do celów promujących siatkówkę. Więc siedzieliśmy tak sobie w naszym pokoju, wgapiając się w laptopa ze zgranymi kawałkami filmu. Wokół przestrzeń wypełniała muzyka Modern Talking, co Adrianowi nie za bardzo pasowało.
- Czy to musi tak ciągle i w kółko iść?
- Na razie tak, może w ten sposób pozbędę się z głowy Wiśniowej Dziewczynki.
- I tak już zostałaś ochrzczona Wiśnią.
- Skąd wiesz? Wkręcasz mnie?
- Nie, sama zobacz – pokazał mi tą scenę na korytarzu, kiedy poszliśmy za Krzyśkiem. Nawet nieźle wyglądaliśmy z tej strony kamery. I moja wiśniowa koszulka prezentowała się lepiej niż w rzeczywistości.
- Wystarczyło kilka godzin, a już znaleźli mi ksywkę. Nieźli są.
Do naszego pokoju wpadł Paweł. Dosłownie wpadł, wcześniej nie zapukawszy. I jakoś cały taki był… nadpobudliwy? Skakał, wymachiwał rękami, aż bałam się do niego podejść.
- Idziecie na trening?
- Jeżeli możemy, to czemu nie. Paweł, co ty tak gonisz?
- To po kawie.
- Aha. – jeżeli wszyscy ludzie reagowali by tak na kofeinę, to nie musieliby budować elektrowni atomowych. Zostawiliśmy laptopa na łóżku i poszliśmy za Pawłem. Adrian zabrał swój sprzęt, żeby trochę zdjęć porobić. Szliśmy przez liczne korytarze z wieloma zakrętami, aż w końcu dotarliśmy na salę treningową. Większość zawodników już się rozciągała, rozkładając się po całym parkiecie. Paweł rozradowany zaczął biegać między nimi, jak Czerwony Kapturek po lesie.
- A on znowu pił kawę.. – usłyszałam gdzieś z dołu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że właśnie minęłam Łukasza Żygadło złożonego w bardzo dziwnej pozie.  – Mogłabyś mnie docisnąć do parkietu? Olek gdzieś mi zniknął.  – już miałam zacząć go dociskać do tego parkietu, ale niestety Olek przybiegł.
- Przestań się niecierpliwić, jestem już. O, witam koleżankę. – skinął łysą główką w moją stronę. Kurde, a tak miałam ochotę docisnąć go do tego parkietu! Adek wziął się do roboty i obchodził już siatkarzy z każdej strony, szukając dobrego ujęcia. A ja z braku pożytecznego zajęcia, postanowiłam podejść do drugiego trenera i zapytać czy mogę w czymś pomóc. A nóż, będzie ktoś potrzebował dociśnięcia do parkietu?
- Przepraszam, może panu pomóc? Pan taki zabiegany trochę – drugi pan Andrea przywitał mnie uśmiechem i podziękował grzecznie za zainteresowanie.
- Jeżeli być mogła, to przynieś kosz z piłkami z tamtego kantorka – pokazał mi drzwi na drugim końcu Sali i wręczył mi do nich klucz. Zrobiłam slalom pomiędzy zawodnikami, żeby przypadkiem któregoś nie nadepnąć. Cały czas nuciłam sobie Wiśniową Dziewczynkę i rytmicznym krokiem dotarłam do owych wrót. Otworzyłam je kluczem i znalazłam się w pomieszczeniu, w którym panował taki bałagan, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. Widocznie rzadko tutaj sprzątali. Zaczęłam się rozglądać za tym koszem i piłkami. Kosz znalazłam, problem w tym, że bez piłek. Piłki leżały swobodnie na najwyższej półce, której za żadne skarby i tak nie mogłam dosięgnąć. Wyszłam więc z tego kantorka, rozglądając się tym razem za czymś, na czym mogłabym stanąć. Ale jak na złość nie było nigdzie żadnej rzeczy choć podobnej do krzesła. Podparłam się pod boki, uświadamiając sobie, że będę musiała skorzystać z niekonwencjonalnego rozwiązania.
- Czy któryś z zacnych panów siatkarzy mógłby użyczyć mi swojego wzrostu i odrobiny siły? – w moją stronę zwróciło się kilka par oczu, ale tylko jedna para oczu postanowiła mi pomóc. Ta Zagumna.
- Zacny siatkarz, do usług.
- Mam problem, bo nie mogę dosięgnąć piłek. Mógłby mnie pan odrobinę podnieść?
- Żaden problem – chwilkę potem straciłam kontakt z podłożem i mogłam bez problemu dosięgnąć piłek. Pozrzucałam je wszystkie z półek i grzecznie podziękowałam panu Pawłowi za pomoc. Powrzucałam piłki do kosza i razem z nim zameldowałam się drugiemu trenerowi, który wypełniał jakieś papiery.
- Piłki są.
- Mogę cię jeszcze trochę powykorzystywać? Mam kilka ankiet do wypełnienia.  – zerknęłam na stertę papierów leżącą obok niego.
- Jasne, powypełniam. – usiadłam sobie obok wielkiej sterty i wzięłam do ręki pierwszą ankietę. Większość rubryk dotyczyła danych polskich zawodników, więc nie powinno zająć mi to dużo czasu. Dostałam jeszcze tajne teczki zawodników oraz długopis i mogłam brać się do roboty.
- Wiśnio w wiśniowej koszulce, uwaaaaaaaaaażaaaj! – usłyszałam z którejś strony, więc szybko nakryłam głowę rękami, żeby uniknąć spadającej piłki. Ułamek sekundy, a nie miałabym głowy. Rozglądnęłam się po Sali, chcąc zobaczyć skąd leciał ten meteoryt i zobaczyłam mojego upiora z szafy z przepraszającym uśmiechem na ustach. Pogroziłam mu palcem, po czym zwróciłam się do pana trenera.
- Czy będzie panu przeszkadzać, jeżeli zabrałabym te papiery do pokoju? Jakoś mało bezpiecznie się tu czuję… - trener się uśmiechnął i kiwnął głową. Zawołał jakiegoś technicznego i powiedział mu, żeby pomógł mi to zanieść. W rezultacie ja szłam i torowałam mu drogę, bo nic nie widział zza sterty papierów.  Doprowadziłam go bezpiecznie do pokoju i podziękowałam za udzielenie pomocy. Pan techniczny zasalutował i wrócił do swoich obowiązków.
Posegregowałam wszystkie papiery i zaczęłam je uzupełniać. Włączyłam sobie Modern Talking jako terapię szokową, żeby wyleczyć się z nowej przypadłości. I tak jakoś wyszło, że zaczęłam sobie tańczyć. Papierów było mnóstwo, więc długo nie było widać końca. Jednak czas bardzo szybko mi zleciał, tańcząc i śpiewając razem z zespołem. Świetnie się bawiłam, kręcąc się po pokoju z długopisem i kartkami w ręce. I tak mnie właśnie zastał Adrian, patrząc na mnie z rozdziawioną mordką.
- Piłaś coś?
- Nie, a czemu tak sądzisz?
- Bo tańczysz, ty nigdy nie tańczysz…
- Tańczę, ale jak nikt nie widzi. I wypełniam ankiety.
- Ale przecież… - patrzył gdzieś za mnie, ale potem szybko odwrócił wzrok – Ja tu jestem.
- Ale ty możesz patrzeć przecież, jesteś swój.  – i w tym momencie zrobiłam wielki, wielgachny błąd. Odwróciłam się do tyłu i stanęłam nieruchomo. Kartki wypadły mi z ręki, oczy wyszły na wierzch. Otóż na balkonie była prawie cała reprezentacja, tańcząc razem ze mną z wielkimi uśmiechami na twarzy. Pozostało mi zrobić tylko jeden ruch. Taki jak na amerykańskich filmach, gdy krzyczą padnij. I ja to właśnie zrobiłam, wpadając za łóżko.  
- A mama zawsze mi mówiła, żeby zasłaniać okna… I jeszcze mi powiedz, że oni to wszystko nagrali.
Leżałam cały czas za łóżkiem, nie chcąc być jeszcze większym pośmiewiskiem. Natomiast Adrian siedział na swoim łóżku i zalewał się łzami ze śmiechu. Kiedy trochę mu przeszło, na tyle, że mógł mówić, odpowiedział na moje pytanie.
- No oni chyba nie, ale ja tak. – powiedział jednocześnie pokazując mi mój telefon.
- I to jeszcze moim telefonem! Czy ja mam cię zabić, pytam się?
- Nie, nie musisz. Ale nie zauważyłaś niczego?
- A co miałam zauważyć?
- Nie nucisz Modern Talking!
***
Kiedy Adrianowi udało się wypędzić siatkarzy z naszego balkonu, mogłam spokojnie wyjść ze swojej kryjówki i wypełnić do końca ankiety. Leżałam na łóżku, spisując dane Michała Ruciaka, a Adrian przeglądał zdjęcia z dzisiejszego treningu, coś pośpiewując pod nosem.
- Pierwszy dzień z reprezentacją, a ja zostałam porównana do rzeźby, poznałam skłonności do ratowania ludzi u Jarosza, słabość do starego popu u Ruciaka, dowiedziałam się, że Zator nie może pić kawy. I do tego wiem już, że siatkarze mają swój sekretny kod, że trzeba sprawdzać czy któryś z nich nie urzęduje w szafie i znając mnie pewnie jeszcze o czymś zapomniałam. Nie przypuszczałam, że to są tak zakręceni ludzie.
- I do tego fotogeniczni. Nawet zaproponowali mi, żebym z nimi zagrał.
- Serio?
- Tak, namawiali mnie, ale było dobre światło, więc robiłem zdjęcia.
- Głupi jesteś.  – wstałam z łóżka i złożyłam wszystkie dokumenty na jedną stertę.  – Idę zanieść te papierzyska trenerom. Wiesz może który zajmują pokój?
- Niestety. Pozostaje ci metoda prób i błędów.  – czując, że nie mogę liczyć na swojego przyjaciela, zabrałam papiery i wyszłam na korytarz. Musiałam iść bokiem, żeby cokolwiek widzieć spoza tych papierów. Znalazłam się pod pokojem 62, gdzie miał przebywać Zator i Kłos. Ułożyłam kupkę na podłodze i zapukałam. Drzwi się otworzyły i ukazał się w nich Karol Kłos.
- Ida!
-Karol! Wiesz może gdzie stacjonuje wasz trener? Mam mu coś do oddania – pokazałam na papiery leżące na podłodze.
- W 60. Pomóc ci może? Wydaje się ciężkie.
- Nie, poradzę sobie. Dzięki – uśmiechnęłam się do środkowego i zabrałam dokumenty, kierując się dwa pokoje dalej. Zapukałam. Drzwi się otworzyły, ale zamiast trenera Andrei, zobaczyłam przed sobą Marcina Możdżonka. – Acha, rozumiem. Wiesz gdzie mieszka trener?
- W 58. Pomóc ci?
- Nie, daję sobie radę.  – przesunęłam się więc o kolejne dwa pokoje, wmawiając sobie, że tym razem już na pewno trafię. Jednak tym razem nie dane mi było nawet zapukać. Właśnie wysuwałam rękę w kierunku drzwi, kiedy z prędkością światła się otwarły i wypadł z nich Kuba Jarosz. Powodując tym, że wszystkie papiery wyskoczyły w górę, po czym opadły w różnych częściach korytarza. Rudy złapał się za głowę, widząc co narobił i szybko zaczął mi pomagać zbierać kartki.
- Przepraszam, przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś stoi za drzwiami. Ja nie chciałem! Wybaczysz mi? – spojrzał na mnie błagalnymi oczkami, nie mogłam mu nie wybaczyć.
- Wybaczę. Ale błagam cię, Kubuś, powiedz mi, gdzie mogę znaleźć trenera.
- Oczywiście, że w 68. Mieszkają tam obaj z Gardinim. Niesiesz mu może te papiery?
- Tak, poprosił mnie, żebym pomogła mu wypełnić ankiety.
- Pomogę ci.
- Ale przecież bardzo się spieszyłeś.
- Piłem kawę. Dawaj te góry papierów.
Pozbieraliśmy wszystko ładnie i składnie i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku. Jarosz przede mną, ja za Jaroszem. Kiedy już byliśmy prawie u celu, zauważyłam, że Kuba w swoim pośpiechu zapomniał zawiązać butów. A pech chciał, że akurat stanęłam na jego sznurówce. Ankiety znowu poszybowały po całym korytarzu, a sympatyczny atakujący wylądował na ziemi.
- I mnie pokarało – usłyszałam z dołu. Wznosząc wzrok do góry, z zapytaniem dlaczego tylko mi się to zdarza, westchnęłam głęboko. Znowu zaczęliśmy zbierać papierzyska, tym razem bez żadnego ładu i składu. Zapukaliśmy do drzwi 68, po czym, ku mojej uciesze, otworzył nam sam trener! Zadowolona dałam mu te przeklęte ankiety i szybko zniknęłam mu z oczu. Kubuś postanowił iść w moje ślady, ale zbyt dosłownie. O mało nie dostał w nos, kiedy zamykałam drzwi od mojego pokoju.  – Boże, miej mie w swojej opiece – usłyszałam zza drzwi. Pewnie Jarosz zorientował się, że mieszkamy pod numerem 66.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam dość na dziś. Idę spać. – poszłam do łazienki, żeby się umyć i założyć piżamę. Kiedy wyszłam, wryło mnie w podłogę. Na moim łóżku leżał Daniel Pliński. Spojrzałam na Adriana, ale ten był tak samo zaskoczony jak ja. Wpatrywał się w naszego gościa, nie rozumiejąc do końca co widzi.
- Po prostu wszedł i położył się na twoim łóżku. Nawet nie zdążyłem zareagować.  – stanęłam obok niego, bojąc się, co może się za chwilę zdarzyć. Teraz już kompletnie nic by mnie nie zdziwiło. Pan Daniel leżał z przymkniętymi oczami, jakby próbował zasnąć. A my nie wiedzieliśmy, co mamy z tym fantem zrobić. Na szczęście chwilę później, z opresji wybawił nas Winiarski, pukając do naszych szatańskich drzwi.
- Daniel, ile razy ci mówiłem, że mieszkamy w 69?! – na głos swojego kolegi, pań środkowy zerwał się z łóżka, patrząc na nas z zdezorientowaniu. Byliśmy z Adrianem w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek zrobić. Daniel podrapał się po głowie i wyszedł za Michałem, mrucząc coś pod nosem. My Z Adrianem dalej staliśmy w tym samym miejscu, dopóki nie obudziło nas trzaśnięcie naszymi drzwiami.
- Gdzie jest klucz? – miotaliśmy się po pokoju jak szaleni szukając cholernego klucza, aż w końcu go znaleźliśmy. W kieszeni Adriana, nawiasem mówiąc. Mój przyjaciel szybko zamknął drzwi, oddychając z ulgą. – Okna zamknięte?  - zerknęłam za zasłony, wszystkie były pozamykane.  – A szafa? – Adrian z pewnym dystansem pociągnął za klamkę, ale na nasze szczęście nie znalazł żadnej niespodzianki.
- No, to chyba możemy spać spokojnie.

1 komentarz:

  1. ha ha ha :) świetny rozdział :)
    twoje historie są niesamowite :)

    - Aga :)

    OdpowiedzUsuń