Ustaliliśmy z Igłą, że dla zaoszczędzenia jego czasu, to my
będziemy się zajmować montażem całego cyklu. Adrian dla urozmaicenia będzie
cykał zdjęcia, głównie podczas treningów, które również będą wykorzystane do
celów promujących siatkówkę. Więc siedzieliśmy tak sobie w naszym pokoju,
wgapiając się w laptopa ze zgranymi kawałkami filmu. Wokół przestrzeń
wypełniała muzyka Modern Talking, co Adrianowi nie za bardzo pasowało.
- Czy to musi tak ciągle i w kółko iść?
- Na razie tak, może w ten sposób pozbędę się z głowy
Wiśniowej Dziewczynki.
- I tak już zostałaś ochrzczona Wiśnią.
- Skąd wiesz? Wkręcasz mnie?
- Nie, sama zobacz – pokazał mi tą scenę na korytarzu, kiedy
poszliśmy za Krzyśkiem. Nawet nieźle wyglądaliśmy z tej strony kamery. I moja
wiśniowa koszulka prezentowała się lepiej niż w rzeczywistości.
- Wystarczyło kilka godzin, a już znaleźli mi ksywkę. Nieźli
są.
Do naszego pokoju wpadł Paweł. Dosłownie wpadł, wcześniej
nie zapukawszy. I jakoś cały taki był… nadpobudliwy? Skakał, wymachiwał rękami,
aż bałam się do niego podejść.
- Idziecie na trening?
- Jeżeli możemy, to czemu nie. Paweł, co ty tak gonisz?
- To po kawie.
- Aha. – jeżeli wszyscy ludzie reagowali by tak na kofeinę,
to nie musieliby budować elektrowni atomowych. Zostawiliśmy laptopa na łóżku i
poszliśmy za Pawłem. Adrian zabrał swój sprzęt, żeby trochę zdjęć porobić.
Szliśmy przez liczne korytarze z wieloma zakrętami, aż w końcu dotarliśmy na
salę treningową. Większość zawodników już się rozciągała, rozkładając się po
całym parkiecie. Paweł rozradowany zaczął biegać między nimi, jak Czerwony
Kapturek po lesie.
- A on znowu pił kawę.. – usłyszałam gdzieś z dołu. Dopiero
po chwili zorientowałam się, że właśnie minęłam Łukasza Żygadło złożonego w
bardzo dziwnej pozie. – Mogłabyś mnie
docisnąć do parkietu? Olek gdzieś mi zniknął.
– już miałam zacząć go dociskać do tego parkietu, ale niestety Olek
przybiegł.
- Przestań się niecierpliwić, jestem już. O, witam
koleżankę. – skinął łysą główką w moją stronę. Kurde, a tak miałam ochotę
docisnąć go do tego parkietu! Adek wziął się do roboty i obchodził już
siatkarzy z każdej strony, szukając dobrego ujęcia. A ja z braku pożytecznego
zajęcia, postanowiłam podejść do drugiego trenera i zapytać czy mogę w czymś
pomóc. A nóż, będzie ktoś potrzebował dociśnięcia do parkietu?
- Przepraszam, może panu pomóc? Pan taki zabiegany trochę –
drugi pan Andrea przywitał mnie uśmiechem i podziękował grzecznie za
zainteresowanie.
- Jeżeli być mogła, to przynieś kosz z piłkami z tamtego
kantorka – pokazał mi drzwi na drugim końcu Sali i wręczył mi do nich klucz.
Zrobiłam slalom pomiędzy zawodnikami, żeby przypadkiem któregoś nie nadepnąć.
Cały czas nuciłam sobie Wiśniową Dziewczynkę i rytmicznym krokiem dotarłam do
owych wrót. Otworzyłam je kluczem i znalazłam się w pomieszczeniu, w którym
panował taki bałagan, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. Widocznie rzadko
tutaj sprzątali. Zaczęłam się rozglądać za tym koszem i piłkami. Kosz
znalazłam, problem w tym, że bez piłek. Piłki leżały swobodnie na najwyższej
półce, której za żadne skarby i tak nie mogłam dosięgnąć. Wyszłam więc z tego
kantorka, rozglądając się tym razem za czymś, na czym mogłabym stanąć. Ale jak
na złość nie było nigdzie żadnej rzeczy choć podobnej do krzesła. Podparłam się
pod boki, uświadamiając sobie, że będę musiała skorzystać z niekonwencjonalnego
rozwiązania.
- Czy któryś z zacnych panów siatkarzy mógłby użyczyć mi swojego
wzrostu i odrobiny siły? – w moją stronę zwróciło się kilka par oczu, ale tylko
jedna para oczu postanowiła mi pomóc. Ta Zagumna.
- Zacny siatkarz, do usług.
- Mam problem, bo nie mogę dosięgnąć piłek. Mógłby mnie pan
odrobinę podnieść?
- Żaden problem – chwilkę potem straciłam kontakt z podłożem
i mogłam bez problemu dosięgnąć piłek. Pozrzucałam je wszystkie z półek i
grzecznie podziękowałam panu Pawłowi za pomoc. Powrzucałam piłki do kosza i
razem z nim zameldowałam się drugiemu trenerowi, który wypełniał jakieś
papiery.
- Piłki są.
- Mogę cię jeszcze trochę powykorzystywać? Mam kilka ankiet
do wypełnienia. – zerknęłam na stertę
papierów leżącą obok niego.
- Jasne, powypełniam. – usiadłam sobie obok wielkiej sterty
i wzięłam do ręki pierwszą ankietę. Większość rubryk dotyczyła danych polskich
zawodników, więc nie powinno zająć mi to dużo czasu. Dostałam jeszcze tajne
teczki zawodników oraz długopis i mogłam brać się do roboty.
- Wiśnio w wiśniowej koszulce, uwaaaaaaaaaażaaaj! –
usłyszałam z którejś strony, więc szybko nakryłam głowę rękami, żeby uniknąć
spadającej piłki. Ułamek sekundy, a nie miałabym głowy. Rozglądnęłam się po
Sali, chcąc zobaczyć skąd leciał ten meteoryt i zobaczyłam mojego upiora z
szafy z przepraszającym uśmiechem na ustach. Pogroziłam mu palcem, po czym
zwróciłam się do pana trenera.
- Czy będzie panu przeszkadzać, jeżeli zabrałabym te papiery
do pokoju? Jakoś mało bezpiecznie się tu czuję… - trener się uśmiechnął i
kiwnął głową. Zawołał jakiegoś technicznego i powiedział mu, żeby pomógł mi to
zanieść. W rezultacie ja szłam i torowałam mu drogę, bo nic nie widział zza
sterty papierów. Doprowadziłam go
bezpiecznie do pokoju i podziękowałam za udzielenie pomocy. Pan techniczny
zasalutował i wrócił do swoich obowiązków.
Posegregowałam wszystkie papiery i zaczęłam je uzupełniać. Włączyłam
sobie Modern Talking jako terapię szokową, żeby wyleczyć się z nowej
przypadłości. I tak jakoś wyszło, że zaczęłam sobie tańczyć. Papierów było
mnóstwo, więc długo nie było widać końca. Jednak czas bardzo szybko mi zleciał,
tańcząc i śpiewając razem z zespołem. Świetnie się bawiłam, kręcąc się po
pokoju z długopisem i kartkami w ręce. I tak mnie właśnie zastał Adrian,
patrząc na mnie z rozdziawioną mordką.
- Piłaś coś?
- Nie, a czemu tak sądzisz?
- Bo tańczysz, ty nigdy nie tańczysz…
- Tańczę, ale jak nikt nie widzi. I wypełniam ankiety.
- Ale przecież… - patrzył gdzieś za mnie, ale potem szybko
odwrócił wzrok – Ja tu jestem.
- Ale ty możesz patrzeć przecież, jesteś swój. – i w tym momencie zrobiłam wielki,
wielgachny błąd. Odwróciłam się do tyłu i stanęłam nieruchomo. Kartki wypadły
mi z ręki, oczy wyszły na wierzch. Otóż na balkonie była prawie cała
reprezentacja, tańcząc razem ze mną z wielkimi uśmiechami na twarzy. Pozostało
mi zrobić tylko jeden ruch. Taki jak na amerykańskich filmach, gdy krzyczą
padnij. I ja to właśnie zrobiłam, wpadając za łóżko.
- A mama zawsze mi mówiła, żeby zasłaniać okna… I jeszcze mi
powiedz, że oni to wszystko nagrali.
Leżałam cały czas za łóżkiem, nie chcąc być jeszcze większym
pośmiewiskiem. Natomiast Adrian siedział na swoim łóżku i zalewał się łzami ze
śmiechu. Kiedy trochę mu przeszło, na tyle, że mógł mówić, odpowiedział na moje
pytanie.
- No oni chyba nie, ale ja tak. – powiedział jednocześnie
pokazując mi mój telefon.
- I to jeszcze moim telefonem! Czy ja mam cię zabić, pytam
się?
- Nie, nie musisz. Ale nie zauważyłaś niczego?
- A co miałam zauważyć?
- Nie nucisz Modern Talking!
***
Kiedy Adrianowi udało się wypędzić siatkarzy z naszego
balkonu, mogłam spokojnie wyjść ze swojej kryjówki i wypełnić do końca ankiety.
Leżałam na łóżku, spisując dane Michała Ruciaka, a Adrian przeglądał zdjęcia z
dzisiejszego treningu, coś pośpiewując pod nosem.
- Pierwszy dzień z reprezentacją, a ja zostałam porównana do
rzeźby, poznałam skłonności do ratowania ludzi u Jarosza, słabość do starego
popu u Ruciaka, dowiedziałam się, że Zator nie może pić kawy. I do tego wiem
już, że siatkarze mają swój sekretny kod, że trzeba sprawdzać czy któryś z nich
nie urzęduje w szafie i znając mnie pewnie jeszcze o czymś zapomniałam. Nie
przypuszczałam, że to są tak zakręceni ludzie.
- I do tego fotogeniczni. Nawet zaproponowali mi, żebym z
nimi zagrał.
- Serio?
- Tak, namawiali mnie, ale było dobre światło, więc robiłem
zdjęcia.
- Głupi jesteś. –
wstałam z łóżka i złożyłam wszystkie dokumenty na jedną stertę. – Idę zanieść te papierzyska trenerom. Wiesz
może który zajmują pokój?
- Niestety. Pozostaje ci metoda prób i błędów. – czując, że nie mogę liczyć na swojego
przyjaciela, zabrałam papiery i wyszłam na korytarz. Musiałam iść bokiem, żeby
cokolwiek widzieć spoza tych papierów. Znalazłam się pod pokojem 62, gdzie miał
przebywać Zator i Kłos. Ułożyłam kupkę na podłodze i zapukałam. Drzwi się
otworzyły i ukazał się w nich Karol Kłos.
- Ida!
-Karol! Wiesz może gdzie stacjonuje wasz trener? Mam mu coś
do oddania – pokazałam na papiery leżące na podłodze.
- W 60. Pomóc ci może? Wydaje się ciężkie.
- Nie, poradzę sobie. Dzięki – uśmiechnęłam się do
środkowego i zabrałam dokumenty, kierując się dwa pokoje dalej. Zapukałam.
Drzwi się otworzyły, ale zamiast trenera Andrei, zobaczyłam przed sobą Marcina
Możdżonka. – Acha, rozumiem. Wiesz gdzie mieszka trener?
- W 58. Pomóc ci?
- Nie, daję sobie radę.
– przesunęłam się więc o kolejne dwa pokoje, wmawiając sobie, że tym
razem już na pewno trafię. Jednak tym razem nie dane mi było nawet zapukać.
Właśnie wysuwałam rękę w kierunku drzwi, kiedy z prędkością światła się otwarły
i wypadł z nich Kuba Jarosz. Powodując tym, że wszystkie papiery wyskoczyły w
górę, po czym opadły w różnych częściach korytarza. Rudy złapał się za głowę,
widząc co narobił i szybko zaczął mi pomagać zbierać kartki.
- Przepraszam, przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś stoi za
drzwiami. Ja nie chciałem! Wybaczysz mi? – spojrzał na mnie błagalnymi oczkami,
nie mogłam mu nie wybaczyć.
- Wybaczę. Ale błagam cię, Kubuś, powiedz mi, gdzie mogę
znaleźć trenera.
- Oczywiście, że w 68. Mieszkają tam obaj z Gardinim.
Niesiesz mu może te papiery?
- Tak, poprosił mnie, żebym pomogła mu wypełnić ankiety.
- Pomogę ci.
- Ale przecież bardzo się spieszyłeś.
- Piłem kawę. Dawaj te góry papierów.
Pozbieraliśmy wszystko ładnie i składnie i ruszyliśmy w
przeciwnym kierunku. Jarosz przede mną, ja za Jaroszem. Kiedy już byliśmy
prawie u celu, zauważyłam, że Kuba w swoim pośpiechu zapomniał zawiązać butów.
A pech chciał, że akurat stanęłam na jego sznurówce. Ankiety znowu poszybowały
po całym korytarzu, a sympatyczny atakujący wylądował na ziemi.
- I mnie pokarało – usłyszałam z dołu. Wznosząc wzrok do
góry, z zapytaniem dlaczego tylko mi się to zdarza, westchnęłam głęboko. Znowu
zaczęliśmy zbierać papierzyska, tym razem bez żadnego ładu i składu.
Zapukaliśmy do drzwi 68, po czym, ku mojej uciesze, otworzył nam sam trener!
Zadowolona dałam mu te przeklęte ankiety i szybko zniknęłam mu z oczu. Kubuś
postanowił iść w moje ślady, ale zbyt dosłownie. O mało nie dostał w nos, kiedy
zamykałam drzwi od mojego pokoju. –
Boże, miej mie w swojej opiece – usłyszałam zza drzwi. Pewnie Jarosz
zorientował się, że mieszkamy pod numerem 66.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam dość na dziś. Idę spać. –
poszłam do łazienki, żeby się umyć i założyć piżamę. Kiedy wyszłam, wryło mnie
w podłogę. Na moim łóżku leżał Daniel Pliński. Spojrzałam na Adriana, ale ten
był tak samo zaskoczony jak ja. Wpatrywał się w naszego gościa, nie rozumiejąc
do końca co widzi.
- Po prostu wszedł i położył się na twoim łóżku. Nawet nie
zdążyłem zareagować. – stanęłam obok
niego, bojąc się, co może się za chwilę zdarzyć. Teraz już kompletnie nic by
mnie nie zdziwiło. Pan Daniel leżał z przymkniętymi oczami, jakby próbował
zasnąć. A my nie wiedzieliśmy, co mamy z tym fantem zrobić. Na szczęście chwilę
później, z opresji wybawił nas Winiarski, pukając do naszych szatańskich drzwi.
- Daniel, ile razy ci mówiłem, że mieszkamy w 69?! – na głos
swojego kolegi, pań środkowy zerwał się z łóżka, patrząc na nas z
zdezorientowaniu. Byliśmy z Adrianem w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek
zrobić. Daniel podrapał się po głowie i wyszedł za Michałem, mrucząc coś pod
nosem. My Z Adrianem dalej staliśmy w tym samym miejscu, dopóki nie obudziło
nas trzaśnięcie naszymi drzwiami.
- Gdzie jest klucz? – miotaliśmy się po pokoju jak szaleni
szukając cholernego klucza, aż w końcu go znaleźliśmy. W kieszeni Adriana,
nawiasem mówiąc. Mój przyjaciel szybko zamknął drzwi, oddychając z ulgą. – Okna
zamknięte? - zerknęłam za zasłony, wszystkie
były pozamykane. – A szafa? – Adrian z
pewnym dystansem pociągnął za klamkę, ale na nasze szczęście nie znalazł żadnej
niespodzianki.
- No, to chyba możemy spać spokojnie.
ha ha ha :) świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńtwoje historie są niesamowite :)
- Aga :)