***
Nadzieja była złudna, i to jak! Razem, z wymęczonym przez
Anastasiego Adrianem, mieliśmy nadzieję na słodko i cudownie przespaną noc.
Tak. Jednak jak to bywa, będąc w jednym ośrodku z kilkunastoma przerośniętymi
facetami w większości o małych rozumkach, można spodziewać się wszystkiego.
Nie wiem która była godzina, słyszałam tylko głośne
chrapanie Adriana. Obróciłam się właśnie na plecy, wzdychając głęboko i śniąc
dalej jakiś idealny sen, kiedy ktoś zaczął walić do drzwi. Na początku
pomyślałam, że to mi się tylko śni, jednak charakterystyczne pukanie do drzwi
ponowiło się jeszcze z większą siłą.
- No nie, co tym razem? – mruknęłam pod nosem z ubolewającą
miną. Bo oczywiście, gdy nie wstałam, charakterystyczne pukanie zwane waleniem
do drzwi ponowiło się i słyszałam go tylko ja. Adrian nawet nie drgnął.
Otwarłam oczy, po czym wstałam z łóżka i szurając nogami po podłodze jakoś
doszłam do drzwi. Im bliżej nich byłam, tym bardziej robiłam się wściekła. Bo
już wiedziałam, która jest godzina i wiedziałam, że jeżeli ośrodek się nie
pali, nie grozi nam inwazja kosmitów ani szarańczy, ten ktoś zginie śmiercią
tragiczną od porażającego spojrzenia. Szarpnęłam za klamkę i zobaczyłam
uśmiechniętą od ucha do ucha twarzyczkę Piotrka Nowakowskiego. No właśnie,
Piotrka. A ja uważałam go za rozsądnego i rozumnego człowieka. – Jeżeli za chwilę nie zginiemy, mam
bezpośredni powód, żeby cię zlikwidować.
– zupełnie nie przejął się moimi słowami, co doprowadziło mnie do
jeszcze większego szału. Gwałtownie wypuściłam powietrze, starając się brać
przykład z Ady i nie zdradzając kłębiących się we mnie uczuć.
- Mamy dzisiaj wolny dzień! Trenera nie ma, siatkarze
rozrabiają! – w tym momencie zaczęłam tracić wiarę. Z moich ust wydostały się
dziwne dźwięki, zwane w naszych kręgach prychaniem i fukaniem. Dwumetrowy osobnik,
stojący nadal przede mną, dalej się uśmiechał. Miałam wrażenie, że zaraz
zacznie tańczyć z radości. A ja, kurde, z wściekłości.
- To, dlaczego skoro macie wolne, budzisz mnie o godzinie
piątej minut trzydzieści cztery?! - moja
mina była widocznie tak ubolewająca i załamana, że Piotruś przybrał podobną. Aż
mu się, biednemu, oczy zaszkliły od łez. Ale ja postanowiłam być twarda i nie
okazywać litości biednemu, małemu Piotrusiowi…. Stop!
- Ja tylko chciałem przedstawić wam tą jakże miłą nowinę… -
powiedział cichutko, po czym powłócząc nóżkami chudymi jak młode badylki,
odszedł ze spuszczoną głową. Wróciłam do pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
Adrian dalej chrapał sobie w najlepsze, a mnie się zrobiło żal Cichego Pita. I
nici były z mojej twardości. Zabrałam szlafrok i wyszłam na korytarz,
rozglądając się za środkowym. Zauważyłam go na końcu korytarza, siedzącego na
ziemi z bardzo smutną minką. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Po czym
szturchając go delikatnie w ramię, wykrzesałam tyle zadowolenia ile można o tej
godzinie.
- To co robimy? – zapytałam szeptem, na co bardzo się
zdziwił. Jednak gdy zobaczył mój promienny uśmiech, od razu się rozchmurzył.
- Idziemy na basen?
- Nie jest za wcześnie?
- Nie, jeżeli ma się dodatkowy klucz! – rozradował się Piter
i pobiegł do pokoju po cudowny kluczyk. Ja tymczasem poszłam się przebrać w
strój kąpielowy. Niech zna moje miłosierdzie. Zabrałam jeszcze ze sobą ręcznik,
po czym wyszłam na korytarz, stając przed drzwiami jak wryta. Bo zamiast
jednego wielkoluda, zobaczyłam aż pięciu. Piter, Kłos, Zator, Winiarski i Pliński.
Taka gromadka w wersji maxi.
- Widzę, że nie tylko Piotruś jest amatorem wczesnego
wstawania. – zaczynałam się trochę bać.
Jeden siatkarz raczej nie był groźny, ale pięciu… Przecież to prawie sześciu! A
sześciu mogło być groźnych. Zaczęłam się wycofywać w tył, delikatnie opierając
się o klamkę. Jednak oni byli znacznie bardziej spostrzegawczy niż ja o tak
wczesnej porze. Już widziałam te chytre uśmiechy i przeczuwałam nieczyste
zamiary wrzucenia mnie do wody i podtapiania. Jak się okazało refleks też mieli
lepszy. Kiedy próbowałam otworzyć drzwi, jeden z gromadki przerośniętych
krasnoludków znalazł się za mną i zarzucił mnie sobie na plecy. I już myślałam,
że na nic zdadzą się moje piski i ciche krzyki, kiedy na korytarzu pojawił się
on. Jarosz, Jakub Jarosz.
- Która niewiasta wołała o pomoc? – zapytał, mimo że byłam
jedyną dziewczyną przebywającą na korytarzu. Korzystając z chwili nie uwagi,
próbowałam się jakoś uwolnić, ale moje starania poszły na marne. Super Jakub
zauważył, że jestem w bardzo niekomfortowej sytuacji i z gracją starożytnego
wojownika podszedł do towarzystwa i pokazał, żeby Winiarski postawił mnie na
ziemi. Jego twarz cały czas miała kamienną, poważną maskę, więc Michał wypełnił
prośbę mojego wybawcy. Normalnie czułam się jak Helena, ha! Jeszcze im przez
przypadek drużynę podzielę…
- Jakubie, mój wybawco! – rzuciłam się Rudemu na szyję, aż
poczuł się dumny jak paw. Użyczył mi swojego ramienia i odprowadził do swojego
pokoju, twierdząc, że zawsze mogą po mnie wrócić. Trochę nie było mi to na
rękę, wręcz mnie to krępowało, bo dzielił pokój z Kurkiem. Otworzył drzwi,
przepuszczając mnie pierwszą.
- Możesz się położyć na moim łóżku, niewiasto. O tej
wczesnej porze nic nie obudzi go ze snu. – powiedział dostojnym głosem,
schylając się w pas. Komicznie wyglądał w takiej roli, ale nie chciałam go
zawstydzić, więc usiadłam jak na damę przystało.
- Co będziesz w międzyczasie czynił mój zacny rycerzu?
- A, skoczę sobie na basem. To paa! – porwał jakieś
zawiniątko, będące prawdopodobnie ręcznikiem i wypadł z pokoju z przerażająco
dużą szybkością.
- Jarski, co ci znowu palnęło do łba?! – usłyszałam z
drugiego łóżka niski, chrypliwy głos. Aż podskoczyłam, kiedy Bartek zaczął się
wiercić na łóżku. Nie wiedziałam, co mam zrobić. W końcu Rudy kazał mi tu
siedzieć. Bingo! Ale nic nie mówił, że mam nie wychodzić. Poderwałam się z
łóżka, nie chcąc robić zbyt dużego hałasu i podeszłam do drzwi. Pociągnęłam za
klamkę i nic. On zamknął za sobą drzwi! Pozostawało więc jeszcze jedno wyjście,
przez balkon. Jednak Bartek spał zaraz przy oknie.
Jak to bywa z moim refleksem o tej godzinie… Właściwie nie
bywa. Więc zanim zdążyłam znaleźć się przy oknie, Kurek otworzył jedno oko.
Chyba nie wierzył w to co widzi, bo otworzył drugie. Jednak pomyślał, że umysł
płata mu złośliwe figle, więc usiadł, przecierając zaspane oczy.
- Ida?
- Jak widać i słychać.
- Ale co ty tutaj…?
- Co ja tutaj robię? – Bartek kiwnął głową – Mój zacny
rycerz wyratował mnie od okropnych rozbójników i mnie tu zakluczył. To nie moja
wina, że Kubuś jest misiem o małym rozumku.
- Nie mam nic przeciwko. Tylko dlaczego o szóstej rano?
- Też zadałam takie pytanie. Apropos, macie dziś wolne. To
oznajmił mi Cichy Pit, waląc do drzwi o piątej trzydzieści cztery.
- I mamy odpowiedź. Gdzie poszli?
- Na basen. Ej, czemu ty wstajesz? – Bartek wygramolił się z
łóżka w przydługawych spodniach. Swoją drogą, nie wiedziałam, że produkują
takie długie spodnie. Ale nie ważne, wyszedł z łóżka i wyciągnął coś z szafki –
Tylko mi nie mów, że ty też idziesz na basen.
- Nie, do łazienki. –
uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął w łazience. Jakieś dziesięć minut
później, całkowicie obudzony, wyszedł.
- Głodny jestem. Idziemy coś zjeść?
- Już pora śniadania? Tak wcześnie?
- Nie, ale…
- Masz dodatkowy klucz do kuchni? – uśmiechnął się chytrze,
pokazując mi kluczyk. – Do czego wy jeszcze macie te klucze?
- Jednym słowem, do wszystkiego. Chodź, musimy przejść przez
balkon.
I tak drugi raz tego samego dnia, klika minut po szóstej
rano, zostałam porwana.
***
Z tą niewielką różnicą, że tym razem dałam się porwać. Kilka
sekund później, wyszliśmy na balkon, żeby dostać się do mojego pokoju. Jednak
to też nie było takie proste, bo balkon od wczorajszego wieczora był zamknięty.
Zaczęłam pukać w szybę, ale oczywiście Adrian miał to gdzieś. Więc zaczęłam w
szybę walić, odgrażając się, że uszkodzę go w większym stopniu, gdy nie ruszy
tyłka z łóżka. Poskutkowało.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? – zapytał z
przymrużonymi oczami mój przyjaciel, gdy zobaczył mnie z Bartkiem na balkonie.
- Idziemy z Idą coś zjeść do kuchni, chcesz się załapać? – a
że Adrianowi o jedzeniu nie trzeba było mówić po dwa razy, w rekordowo szybkim
tempie doprowadził się do porządku. I poszliśmy, tym razem mniej krętymi
korytarzami, do ośrodkowej kuchni. Weszliśmy przez spiżarnię do kuchennego
pomieszczania, gdzie zastaliśmy panie kucharki.
- Pani Ewo, jak pani pięknie dzisiaj wygląda! – no myślałam,
że parsknę śmiechem. Adrian też z ledwością się powstrzymywał, kiedy Bartek
próbował udobruchać panią kucharkę niezbyt zadowoloną z tego powodu, że
jesteśmy w kuchni. – A pani Marysia też od rana promienieje!
- Niech Bartek mówi czego chce od samego rana.
- Wcześniejszego śniadania dla naszej trójki? Jesteśmy
naprawdę głodni. A na dodatek, trenera dzisiaj nie ma – Kurek mrugnął do mniej
niezadowolonej pani Marysi, a ta wnet zrozumiała, o co mu chodzi.
- Czyli na obiad schabowy?
- Pani Marysiu, jest pani wspaniała! – wielkolud podszedł do
pani kucharki i ją uściskał.
- Idźcie na stołówkę, zaraz wam coś przyniosę – wyszliśmy z
kuchni na stołówkę i usiedliśmy przy jednym z pustych stolików.
- Nie wiedziałam, że masz tu takie znajomości. Żeby się tak
podlizywać…
- Chłopaki będą wniebowzięci jak dostaną schabowego.
Zobaczysz jakie będą pielgrzymki.
***
- Od dzisiaj chodzę z tobą na śniadania. Nażarłem się jak
głupi. – wyłożyliśmy się za polance za
ośrodkiem, wręcz nie mogąc się ruszyć. No cóż, skutek zjedzenia prawie
potrójnej normalnej porcji w przypadku chłopaków, w moim tylko podwójnej.
- Ale przyjemnie… Dawno nie jadłam takich pyszności. Aż mi
wstyd, że się tak obżarłam. To powinno być karalne. – musiało to dość śmiesznie
wyglądać. Leżeliśmy w trójkę na trawie, prawie w ogóle się nie ruszając, ja
leżałam po środku. Było wcześnie rano, pozostali mieszkańcy ośrodka dopiero
wstawali, więc gdy nas zobaczyli, pewnie pomyśleli, że wczoraj mieliśmy niezłą
libację. Zwłaszcza kiedy zobaczyli biegającego wokół nas Michała Kubiaka, z
czymś dziwnym na głowie. Prawdopodobnie to były jeszcze jego włosy. I Misiek
tak biegał w kółko, ze względu na Bartka, o dużej średnicy, krzycząc jak
szalony.
- Będą schaboweee! Będą schabowe!!! – zrobił może z pięć
takich rundek, po czym stanął na chwile i dziwnie na nas patrzył. – A czemu jesteście tacy nieprzytomni?
Powinniście się cieszyć, schabowe będą na obiad! Życie jest piękne! – krzyknął
na odchodne i pobiegł z powrotem.
- Nie wiedziałam, że można tak reagować na obiad. I to tak
wcześnie rano, gdy nie jadło się śniadania.
Usłyszałam śmiech Bartka ze swojej lewej strony. Chwilę
później zapanowała cisza, słychać było tylko śpiew ptaków. Ale jak to bywa,
mając w ośrodku kilkunastu facetów bez przełożonego, nie trwała ona długo.
Usłyszeliśmy szaleńczy śmiech i czyjś pisk z głośnym przekleństwem. Jednak nie
miałam siły, żeby w jakikolwiek sposób w to wnikać. Z pomocą przyszedł mi mój
poranny wybawca, Jakub. Przysiadł się do nas, wzdychając głośno.
- Dzień się ciekawie zaczyna. Zibi od samego rana ogląda się
za pracownicami ośrodka, przed chwilą się zagapił i przywalił w drzwi.
Słyszeliście, że na obiad będą schabowe?
- Tak, chwilę wcześniej przybiegł Kubiak i dość ekspresyjnie
nam to oznajmił. Jeszcze jakieś nowości?
- Z tego, co wiem, to po południu ma być impreza. Nie chcę
nic sugerować, ale jesteś jedyną dziewczyną w naszym towarzystwie, więc…
- Jezus, co wam chodzi po głowie?
- Tańczyć będziemy.
To ja już wolę, żeby chodziło im co innego. Gdy tylko
usłyszałam słowo tańczyć, nagle otrzeźwiałam
i szybko pobiegłam do ośrodka. Usłyszałam tylko za sobą coś w stylu
‘łapać ją!’, co jeszcze bardziej mnie zmotywowało, żeby jak najszybciej zamknąć
się w pokoju i do wieczora z niego nie wychodzić. Nienawidziłam tańczyć i tyle.
- Ida, no otwórz! Wiesz, że mam szybką przemianę materii,
muszę do łazienki!
- A co? Jedyna łazienka jest u nas w pokoju? Chłopcy na
pewno ci użyczą toalety. Wyjdę stąd dopiero, jak przyjedzie Anastasi i się
uspokoją!
- To znaczy, że nie będziemy tańczyć? – usłyszałam czyjś
niespokojny głos zza drzwi, prawdopodobnie Piotrka Nowakowskiego. Pewnie reszta
już wróciła z basenu i dowiedzieli się, że się zabarykadowałam. Tym razem nie
zamierzałam odpuścić.
W międzyczasie, kiedy panowie siatkarze zastanawiali się jak
otworzyć te drzwi, poprzysuwałam do nich wszystko, co tylko było ciężkie i
mogłoby ewentualnie ich zatrzymać. Tak na wszelki wypadek. A potem odebrałam
telefon, bo akurat dzwoniła Ada.
- Mam nadzieję, że jesteś już spakowana i jedziesz na
lotnisko.
- Jakbyś zgadła. Ale, Ida, boję się…
- Niby czego? Przecież on poza tobą świata nie widzi.
- Nie wiem, po prostu się boję. A wiesz, że jak ja się boję,
to zawsze jest coś nie tak.
- Nie przesadzaj, na pewno będzie wszystko w porządku. Ja
mam chyba większy problem. – chyba siatkarze byli bardziej sprytni niż
myślałam. Drzwi zadrżały przez chwilę, więc z obawy wtargnięcia do mojego
pokoju, schowałam się w łazience.
- To znaczy?
- Trenera nie ma, a jestem jedyną znajomą dziewczyną w
ośrodku.
- Święty Mahomecie! Oni chcą cię wykorzystać?!
- Co?! Dlaczego tak pomyślałaś?!
- To czego ty się boisz?
- Robią imprezę. I chcą tańczyć. A wiesz, że ja tego
nienawidzę. I jak tylko Kuba o tym wspomniał, to uciekłam. Adrian się zorientował
i zaczęli mnie gonić, ale zdążyłam się zamknąć w pokoju. A teraz zaczęli
kombinować, co zrobić z drzwiami i schowałam się w łazience.
Po drugiej stronie zapanowała głucha cisza, która chwilę
później została zastąpiona straszliwym piskiem i wybuchem śmiechu. Z tego, co
zrozumiałam, to powiedziała też, że jestem głupia. Ale nie mogłam być tego do
końca pewna, bo jak ona piszczy, to nie mówi wyraźnie.
- Posłuchaj mnie uważnie – powiedziała dokładnie
pięćdziesiąt sekund później, gdy trochę się uspokoiła – Masz ubrać najlepsze
ciuchy, szpilki, które ci zapakowałam i zapieprzać na tą imprezę. Możesz się
nawet upić, chociaż w twoim wypadku to raczej niemożliwe. A, i Adka pilnuj, bo
może mu coś głupiego strzelić do głowy. Muszę kończyć, taksówka już przyjechała.
Odłożyłam telefon na półkę i zaczęłam nasłuchiwać, czy
przypadkiem nie udało im się wejść do pokoju. Po drugiej stronie drzwi panowała
cisza, więc zaczęłam powoli wychodzić z łazienki. Odetchnęłam z ulgą, gdy w
pokoju nikogo nie było, a drzwi były na swoim pierwotnym miejscu. Rzuciłam się
na łóżko, zastanawiając się, co będę robić przez calutki dzień. Aż w końcu
zorientowałam się, że jest nowy materiał, który trzeba zmontować! I zdjęcia,
które zrobiłam im na treningu. Przynajmniej miałam jakąś wymówkę.
***
Nie martw się. Zastój, zastojem- święta były. Szkoła...
OdpowiedzUsuńA ja i tak Cie volim ;*