UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 27 grudnia 2012

"- Oni chcą Cię wykorzystać?!"




***
Nadzieja była złudna, i to jak! Razem, z wymęczonym przez Anastasiego Adrianem, mieliśmy nadzieję na słodko i cudownie przespaną noc. Tak. Jednak jak to bywa, będąc w jednym ośrodku z kilkunastoma przerośniętymi facetami w większości o małych rozumkach, można spodziewać się wszystkiego.
Nie wiem która była godzina, słyszałam tylko głośne chrapanie Adriana. Obróciłam się właśnie na plecy, wzdychając głęboko i śniąc dalej jakiś idealny sen, kiedy ktoś zaczął walić do drzwi. Na początku pomyślałam, że to mi się tylko śni, jednak charakterystyczne pukanie do drzwi ponowiło się jeszcze z większą siłą.
- No nie, co tym razem? – mruknęłam pod nosem z ubolewającą miną. Bo oczywiście, gdy nie wstałam, charakterystyczne pukanie zwane waleniem do drzwi ponowiło się i słyszałam go tylko ja. Adrian nawet nie drgnął. Otwarłam oczy, po czym wstałam z łóżka i szurając nogami po podłodze jakoś doszłam do drzwi. Im bliżej nich byłam, tym bardziej robiłam się wściekła. Bo już wiedziałam, która jest godzina i wiedziałam, że jeżeli ośrodek się nie pali, nie grozi nam inwazja kosmitów ani szarańczy, ten ktoś zginie śmiercią tragiczną od porażającego spojrzenia. Szarpnęłam za klamkę i zobaczyłam uśmiechniętą od ucha do ucha twarzyczkę Piotrka Nowakowskiego. No właśnie, Piotrka. A ja uważałam go za rozsądnego i rozumnego człowieka.  – Jeżeli za chwilę nie zginiemy, mam bezpośredni powód, żeby cię zlikwidować.  – zupełnie nie przejął się moimi słowami, co doprowadziło mnie do jeszcze większego szału. Gwałtownie wypuściłam powietrze, starając się brać przykład z Ady i nie zdradzając kłębiących się we mnie uczuć.
- Mamy dzisiaj wolny dzień! Trenera nie ma, siatkarze rozrabiają! – w tym momencie zaczęłam tracić wiarę. Z moich ust wydostały się dziwne dźwięki, zwane w naszych kręgach prychaniem i fukaniem. Dwumetrowy osobnik, stojący nadal przede mną, dalej się uśmiechał. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie tańczyć z radości. A ja, kurde, z wściekłości.
- To, dlaczego skoro macie wolne, budzisz mnie o godzinie piątej minut trzydzieści cztery?!  - moja mina była widocznie tak ubolewająca i załamana, że Piotruś przybrał podobną. Aż mu się, biednemu, oczy zaszkliły od łez. Ale ja postanowiłam być twarda i nie okazywać litości biednemu, małemu Piotrusiowi…. Stop!
- Ja tylko chciałem przedstawić wam tą jakże miłą nowinę… - powiedział cichutko, po czym powłócząc nóżkami chudymi jak młode badylki, odszedł ze spuszczoną głową. Wróciłam do pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Adrian dalej chrapał sobie w najlepsze, a mnie się zrobiło żal Cichego Pita. I nici były z mojej twardości. Zabrałam szlafrok i wyszłam na korytarz, rozglądając się za środkowym. Zauważyłam go na końcu korytarza, siedzącego na ziemi z bardzo smutną minką. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Po czym szturchając go delikatnie w ramię, wykrzesałam tyle zadowolenia ile można o tej godzinie.
- To co robimy? – zapytałam szeptem, na co bardzo się zdziwił. Jednak gdy zobaczył mój promienny uśmiech, od razu się rozchmurzył.
- Idziemy na basen?
- Nie jest za wcześnie?
- Nie, jeżeli ma się dodatkowy klucz! – rozradował się Piter i pobiegł do pokoju po cudowny kluczyk. Ja tymczasem poszłam się przebrać w strój kąpielowy. Niech zna moje miłosierdzie. Zabrałam jeszcze ze sobą ręcznik, po czym wyszłam na korytarz, stając przed drzwiami jak wryta. Bo zamiast jednego wielkoluda, zobaczyłam aż pięciu. Piter, Kłos, Zator, Winiarski i Pliński. Taka gromadka w wersji maxi.
- Widzę, że nie tylko Piotruś jest amatorem wczesnego wstawania.  – zaczynałam się trochę bać. Jeden siatkarz raczej nie był groźny, ale pięciu… Przecież to prawie sześciu! A sześciu mogło być groźnych. Zaczęłam się wycofywać w tył, delikatnie opierając się o klamkę. Jednak oni byli znacznie bardziej spostrzegawczy niż ja o tak wczesnej porze. Już widziałam te chytre uśmiechy i przeczuwałam nieczyste zamiary wrzucenia mnie do wody i podtapiania. Jak się okazało refleks też mieli lepszy. Kiedy próbowałam otworzyć drzwi, jeden z gromadki przerośniętych krasnoludków znalazł się za mną i zarzucił mnie sobie na plecy. I już myślałam, że na nic zdadzą się moje piski i ciche krzyki, kiedy na korytarzu pojawił się on. Jarosz, Jakub Jarosz.
- Która niewiasta wołała o pomoc? – zapytał, mimo że byłam jedyną dziewczyną przebywającą na korytarzu. Korzystając z chwili nie uwagi, próbowałam się jakoś uwolnić, ale moje starania poszły na marne. Super Jakub zauważył, że jestem w bardzo niekomfortowej sytuacji i z gracją starożytnego wojownika podszedł do towarzystwa i pokazał, żeby Winiarski postawił mnie na ziemi. Jego twarz cały czas miała kamienną, poważną maskę, więc Michał wypełnił prośbę mojego wybawcy. Normalnie czułam się jak Helena, ha! Jeszcze im przez przypadek drużynę podzielę…
- Jakubie, mój wybawco! – rzuciłam się Rudemu na szyję, aż poczuł się dumny jak paw. Użyczył mi swojego ramienia i odprowadził do swojego pokoju, twierdząc, że zawsze mogą po mnie wrócić. Trochę nie było mi to na rękę, wręcz mnie to krępowało, bo dzielił pokój z Kurkiem. Otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszą.
- Możesz się położyć na moim łóżku, niewiasto. O tej wczesnej porze nic nie obudzi go ze snu. – powiedział dostojnym głosem, schylając się w pas. Komicznie wyglądał w takiej roli, ale nie chciałam go zawstydzić, więc usiadłam jak na damę przystało.
- Co będziesz w międzyczasie czynił mój zacny rycerzu?
- A, skoczę sobie na basem. To paa! – porwał jakieś zawiniątko, będące prawdopodobnie ręcznikiem i wypadł z pokoju z przerażająco dużą szybkością.
- Jarski, co ci znowu palnęło do łba?! – usłyszałam z drugiego łóżka niski, chrypliwy głos. Aż podskoczyłam, kiedy Bartek zaczął się wiercić na łóżku. Nie wiedziałam, co mam zrobić. W końcu Rudy kazał mi tu siedzieć. Bingo! Ale nic nie mówił, że mam nie wychodzić. Poderwałam się z łóżka, nie chcąc robić zbyt dużego hałasu i podeszłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę i nic. On zamknął za sobą drzwi! Pozostawało więc jeszcze jedno wyjście, przez balkon. Jednak Bartek spał zaraz przy oknie.
Jak to bywa z moim refleksem o tej godzinie… Właściwie nie bywa. Więc zanim zdążyłam znaleźć się przy oknie, Kurek otworzył jedno oko. Chyba nie wierzył w to co widzi, bo otworzył drugie. Jednak pomyślał, że umysł płata mu złośliwe figle, więc usiadł, przecierając zaspane oczy.
- Ida?
- Jak widać i słychać.
- Ale co ty tutaj…?
- Co ja tutaj robię? – Bartek kiwnął głową – Mój zacny rycerz wyratował mnie od okropnych rozbójników i mnie tu zakluczył. To nie moja wina, że Kubuś jest misiem o małym rozumku.
- Nie mam nic przeciwko. Tylko dlaczego o szóstej rano?
- Też zadałam takie pytanie. Apropos, macie dziś wolne. To oznajmił mi Cichy Pit, waląc do drzwi o piątej trzydzieści cztery.
- I mamy odpowiedź. Gdzie poszli?
- Na basen. Ej, czemu ty wstajesz? – Bartek wygramolił się z łóżka w przydługawych spodniach. Swoją drogą, nie wiedziałam, że produkują takie długie spodnie. Ale nie ważne, wyszedł z łóżka i wyciągnął coś z szafki – Tylko mi nie mów, że ty też idziesz na basen.
- Nie, do łazienki.  – uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął w łazience. Jakieś dziesięć minut później, całkowicie obudzony, wyszedł.
- Głodny jestem. Idziemy coś zjeść?
- Już pora śniadania? Tak wcześnie?
- Nie, ale…
- Masz dodatkowy klucz do kuchni? – uśmiechnął się chytrze, pokazując mi kluczyk. – Do czego wy jeszcze macie te klucze?
- Jednym słowem, do wszystkiego. Chodź, musimy przejść przez balkon.
I tak drugi raz tego samego dnia, klika minut po szóstej rano, zostałam porwana.
***
Z tą niewielką różnicą, że tym razem dałam się porwać. Kilka sekund później, wyszliśmy na balkon, żeby dostać się do mojego pokoju. Jednak to też nie było takie proste, bo balkon od wczorajszego wieczora był zamknięty. Zaczęłam pukać w szybę, ale oczywiście Adrian miał to gdzieś. Więc zaczęłam w szybę walić, odgrażając się, że uszkodzę go w większym stopniu, gdy nie ruszy tyłka z łóżka. Poskutkowało.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? – zapytał z przymrużonymi oczami mój przyjaciel, gdy zobaczył mnie z Bartkiem na balkonie.
- Idziemy z Idą coś zjeść do kuchni, chcesz się załapać? – a że Adrianowi o jedzeniu nie trzeba było mówić po dwa razy, w rekordowo szybkim tempie doprowadził się do porządku. I poszliśmy, tym razem mniej krętymi korytarzami, do ośrodkowej kuchni. Weszliśmy przez spiżarnię do kuchennego pomieszczania, gdzie zastaliśmy panie kucharki.
- Pani Ewo, jak pani pięknie dzisiaj wygląda! – no myślałam, że parsknę śmiechem. Adrian też z ledwością się powstrzymywał, kiedy Bartek próbował udobruchać panią kucharkę niezbyt zadowoloną z tego powodu, że jesteśmy w kuchni. – A pani Marysia też od rana promienieje!
- Niech Bartek mówi czego chce od samego rana.
- Wcześniejszego śniadania dla naszej trójki? Jesteśmy naprawdę głodni. A na dodatek, trenera dzisiaj nie ma – Kurek mrugnął do mniej niezadowolonej pani Marysi, a ta wnet zrozumiała, o co mu chodzi.
- Czyli na obiad schabowy?
- Pani Marysiu, jest pani wspaniała! – wielkolud podszedł do pani kucharki  i ją uściskał.
- Idźcie na stołówkę, zaraz wam coś przyniosę – wyszliśmy z kuchni na stołówkę i usiedliśmy przy jednym z pustych stolików.
- Nie wiedziałam, że masz tu takie znajomości. Żeby się tak podlizywać…
- Chłopaki będą wniebowzięci jak dostaną schabowego. Zobaczysz jakie będą pielgrzymki.
***
- Od dzisiaj chodzę z tobą na śniadania. Nażarłem się jak głupi.  – wyłożyliśmy się za polance za ośrodkiem, wręcz nie mogąc się ruszyć. No cóż, skutek zjedzenia prawie potrójnej normalnej porcji w przypadku chłopaków, w moim tylko podwójnej.
- Ale przyjemnie… Dawno nie jadłam takich pyszności. Aż mi wstyd, że się tak obżarłam. To powinno być karalne. – musiało to dość śmiesznie wyglądać. Leżeliśmy w trójkę na trawie, prawie w ogóle się nie ruszając, ja leżałam po środku. Było wcześnie rano, pozostali mieszkańcy ośrodka dopiero wstawali, więc gdy nas zobaczyli, pewnie pomyśleli, że wczoraj mieliśmy niezłą libację. Zwłaszcza kiedy zobaczyli biegającego wokół nas Michała Kubiaka, z czymś dziwnym na głowie. Prawdopodobnie to były jeszcze jego włosy. I Misiek tak biegał w kółko, ze względu na Bartka, o dużej średnicy, krzycząc jak szalony.
- Będą schaboweee! Będą schabowe!!! – zrobił może z pięć takich rundek, po czym stanął na chwile i dziwnie na nas patrzył.  – A czemu jesteście tacy nieprzytomni? Powinniście się cieszyć, schabowe będą na obiad! Życie jest piękne! – krzyknął na odchodne i pobiegł z powrotem.
- Nie wiedziałam, że można tak reagować na obiad. I to tak wcześnie rano, gdy nie jadło się śniadania.
Usłyszałam śmiech Bartka ze swojej lewej strony. Chwilę później zapanowała cisza, słychać było tylko śpiew ptaków. Ale jak to bywa, mając w ośrodku kilkunastu facetów bez przełożonego, nie trwała ona długo. Usłyszeliśmy szaleńczy śmiech i czyjś pisk z głośnym przekleństwem. Jednak nie miałam siły, żeby w jakikolwiek sposób w to wnikać. Z pomocą przyszedł mi mój poranny wybawca, Jakub. Przysiadł się do nas, wzdychając głośno.
- Dzień się ciekawie zaczyna. Zibi od samego rana ogląda się za pracownicami ośrodka, przed chwilą się zagapił i przywalił w drzwi. Słyszeliście, że na obiad będą schabowe?
- Tak, chwilę wcześniej przybiegł Kubiak i dość ekspresyjnie nam to oznajmił. Jeszcze jakieś nowości?
- Z tego, co wiem, to po południu ma być impreza. Nie chcę nic sugerować, ale jesteś jedyną dziewczyną w naszym towarzystwie, więc…
- Jezus, co wam chodzi po głowie?
- Tańczyć będziemy.
To ja już wolę, żeby chodziło im co innego. Gdy tylko usłyszałam słowo tańczyć, nagle otrzeźwiałam  i szybko pobiegłam do ośrodka. Usłyszałam tylko za sobą coś w stylu ‘łapać ją!’, co jeszcze bardziej mnie zmotywowało, żeby jak najszybciej zamknąć się w pokoju i do wieczora z niego nie wychodzić. Nienawidziłam tańczyć i tyle.
- Ida, no otwórz! Wiesz, że mam szybką przemianę materii, muszę do łazienki!
- A co? Jedyna łazienka jest u nas w pokoju? Chłopcy na pewno ci użyczą toalety. Wyjdę stąd dopiero, jak przyjedzie Anastasi i się uspokoją!
- To znaczy, że nie będziemy tańczyć? – usłyszałam czyjś niespokojny głos zza drzwi, prawdopodobnie Piotrka Nowakowskiego. Pewnie reszta już wróciła z basenu i dowiedzieli się, że się zabarykadowałam. Tym razem nie zamierzałam odpuścić.
W międzyczasie, kiedy panowie siatkarze zastanawiali się jak otworzyć te drzwi, poprzysuwałam do nich wszystko, co tylko było ciężkie i mogłoby ewentualnie ich zatrzymać. Tak na wszelki wypadek. A potem odebrałam telefon, bo akurat dzwoniła Ada.
- Mam nadzieję, że jesteś już spakowana i jedziesz na lotnisko.
- Jakbyś zgadła. Ale, Ida, boję się…
- Niby czego? Przecież on poza tobą świata nie widzi.
- Nie wiem, po prostu się boję. A wiesz, że jak ja się boję, to zawsze jest coś nie tak.
- Nie przesadzaj, na pewno będzie wszystko w porządku. Ja mam chyba większy problem. – chyba siatkarze byli bardziej sprytni niż myślałam. Drzwi zadrżały przez chwilę, więc z obawy wtargnięcia do mojego pokoju, schowałam się w łazience.
- To znaczy?
- Trenera nie ma, a jestem jedyną znajomą dziewczyną w ośrodku.
- Święty Mahomecie! Oni chcą cię wykorzystać?!
- Co?! Dlaczego tak pomyślałaś?!
- To czego ty się boisz?
- Robią imprezę. I chcą tańczyć. A wiesz, że ja tego nienawidzę. I jak tylko Kuba o tym wspomniał, to uciekłam. Adrian się zorientował i zaczęli mnie gonić, ale zdążyłam się zamknąć w pokoju. A teraz zaczęli kombinować, co zrobić z drzwiami i schowałam się w łazience.
Po drugiej stronie zapanowała głucha cisza, która chwilę później została zastąpiona straszliwym piskiem i wybuchem śmiechu. Z tego, co zrozumiałam, to powiedziała też, że jestem głupia. Ale nie mogłam być tego do końca pewna, bo jak ona piszczy, to nie mówi wyraźnie.
- Posłuchaj mnie uważnie – powiedziała dokładnie pięćdziesiąt sekund później, gdy trochę się uspokoiła – Masz ubrać najlepsze ciuchy, szpilki, które ci zapakowałam i zapieprzać na tą imprezę. Możesz się nawet upić, chociaż w twoim wypadku to raczej niemożliwe. A, i Adka pilnuj, bo może mu coś głupiego strzelić do głowy. Muszę kończyć, taksówka już przyjechała.
Odłożyłam telefon na półkę i zaczęłam nasłuchiwać, czy przypadkiem nie udało im się wejść do pokoju. Po drugiej stronie drzwi panowała cisza, więc zaczęłam powoli wychodzić z łazienki. Odetchnęłam z ulgą, gdy w pokoju nikogo nie było, a drzwi były na swoim pierwotnym miejscu. Rzuciłam się na łóżko, zastanawiając się, co będę robić przez calutki dzień. Aż w końcu zorientowałam się, że jest nowy materiał, który trzeba zmontować! I zdjęcia, które zrobiłam im na treningu. Przynajmniej miałam jakąś wymówkę.
***

1 komentarz:

  1. Nie martw się. Zastój, zastojem- święta były. Szkoła...

    A ja i tak Cie volim ;*

    OdpowiedzUsuń