Bawiłam się właśnie zdjęciami, kiedy usłyszałam głuche
pukanie. Postanowiłam nie zwracać na to uwagi, jak na poprzednie tego typu
incydenty. Bo już niejeden próbował mnie wywabić z pokoju, krzycząc na
przykład, że wybuchł pożar – Kubiak, zbliża się fala powodziowa – Cichy Pit,
ale i tak nie pobili Winiarskiego. Ten oto osobnik, waląc do drzwi nieustannie, krzyczał, że
złapali Adriana i nie oddadzą mi go dopóki nie wyjdę. Na to ja, lojalna
przyjaciółka, powiedziałam, że mogą go sobie zabrać.
Jednak tym razem postanowili spróbować od drugiej strony. Ów
natrętny osobnik pukał w szybę tak długo, dopóki nie odwróciłam się w stronę
okna. Zobaczyłam Bartka z dwoma talerzami w rękach, gwoli ścisłości: na
talerzach spoczywały parujące schabowe. A że mój żołądek domagał się czegoś do
jedzenia, to nie miałam wyjścia. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna z
założonymi rękami.
- Przysięgasz, że jesteś sam i nikogo z tobą nie ma? –
kiwnął głową, a z ruchu warg odczytałam słowo ‘przysięgam’.
- I przysięgasz, że masz czyste intencje i nie będziesz
podjadał z mojego talerza? – Bartek uśmiechnął się i ponowił poprzednią
czynność. Odetchnęłam głęboko, mając nadzieję, że chłopiec o większym rozumku
nic mi nie zrobi. Przekręciłam klamkę i szybko wpuściłam go do środka. Bartek
wszedł z talerzami jak rasowy kelner i, z braku stołu, położył je na łóżku. W
pokoju zrobiło się gorąco, więc zostawiłam uchylone okno. Z zewnątrz do moich
uszu zaczęła dochodzić dziwna muzyka. Spojrzałam na Bartka pytającym wzrokiem,
ten tylko wzruszył ramionami.
- Na Winiara nie ma mocnych.
- Dzięki za obiad, trochę się zasiedziałam. – porwałam talerz i zaczęłam wsuwać jeszcze
ciepłe danie.
- Co takiego robiłaś?
- Oglądałam wasze zdjęcia, poprawiałam i dopracowywałam.
Jesteście bardzo fotogeniczni.
Pałaszowaliśmy sobie spokojnie drugie danie, w ciszy, kiedy
rozległo się pukanie – walenie do moich drzwi mojego osobistego pokoju. Sądząc
po odgłosach, tym razem postanowili się wybrać w kilku, zapewne mając nadzieję,
że tym razem się uda.
- Kurek, ty zdrajco! Jak mogłeś nam nie powiedzieć, że
idziesz do Idy?!
- Właśnie! Jesteś strasznie zaborczy i… i ….. i… głupi –
parsknęłam śmiechem na wymyślny epitet, który padł zapewne z ust Michasiowego
przyjmującego. Bartek sam zalewał się ze śmiechu, o mało nie upuszczając
talerza. Przyłapałam się na tym, że zaczęłam się w niego wpatrywać. Jednak
szybko odwróciłam wzrok, nie chcąc jeszcze bardziej komplikować sytuacji.
Natarczywe pukanie do moich drzwi nie ustawało, miałam wrażenie, że zbierała
się tam coraz większa grupka. Ale cóż, ja miałam obiad do dokończenia.
- Uratowałeś mój żołądek, dzięki. Więc chyba jestem ci coś
winna…
- Wystarczy, że wyjdziesz w końcu z tego pokoju i pójdziesz
do nas. Obiecuję, że będą grzeczni. –
stanowczo za szybko chciałam się zgodzić. To nie moja wina, że tak na niego
reagowałam, że mogłabym zgodzić się na wszystko o co tylko poprosi. – Zrób to dla mnie. – argument nie do
przebicia. Kiwnęłam głową.
- Ale będę mogła wziąć laptopa i odwalać swoją robotę.
- Zgoda. – zaczęliśmy
odsuwać zabezpieczenia od drzwi, po czym wyszliśmy na korytarz. Jak to bywa w
przypadkach takich protestów, zdarzają się różne niespodziewajki. Tym razem za
moją przyczyną. Niechcący, wychodząc z pokoju wdepnęłam w czyjś talerz,
uśmiercając ponownie nadgryzionego schabowego. Na korytarzu zapanowała grobowa
cisza, czułam na sobie te wszystkie spojrzenia. Zwłaszcza jedno. Michał Kubiak
zwany misiem o małym rozumku, patrzył na mnie łzawym wzrokiem. Był taki
rozczulający, że aż coś się we mnie poruszyło.
- Michaś, nie chciałam. Przepraszam! - myślałam, że się załamie, że zacznie się
rzucać, wpadnie w histerię, będzie chciał skoczyć z okna. Ale on tylko machnął
ręką.
- Jakoś przeżyję, w końcu to była tylko trzecia dokładka.
***
Chłopcy sobie dokończyli obiad, a ja postanowiłam poszukać
Adriana. Od samego rana go nie widziałam, a co dziwne nie tylko ja. Chłopcy
też. Niby dzieckiem nie był, ale zaczynałam się martwić. W końcu to była nasza
małpka!
- Pomogę ci go znaleźć, będzie szybciej – zaoferował się
Kubuś, masując się po brzuszku po spożyciu tygrysiego obiadku. Zaczęliśmy
przeszukiwać ośrodek od parteru po ostatnie piętro, ale nigdzie go nie było.
Wyglądało to co najmniej podejrzanie, zwłaszcza, że nie odbierał telefonu. – Gdzie on jest? Przecież aparat leżał w
pokoju. – wyszliśmy na zewnątrz, mijając
w drzwiach Kubiaka w różowych okularach. – Miśku kolorowy, powiedz mi, czy nie
widziałeś gdzieś Adriana?
Misiek kolorowy zaczął myśleć, ale nic nie wymyślił.
- Nie. Nie widziałem nic różowego, co mogłoby go
przypominać.
Rozglądnęłam się wokół siebie, rozkładając bezradnie ręce.
Kuba też próbował go wypatrzeć.
- Jakbyś się bała sama w nocy, to zawsze możesz do nas
przyjść…. – spojrzałam na Kubusia spod oka, na znak, że chyba sobie ze mnie
żartuje. Chociaż bałam się spać sama w nowym miejscu. Ale mniejsza o to. Bo
kiedy tak na niego popatrzyłam, to kątem oka zobaczyłam moją zgubę. Mój wyraz
twarzy musiał się diametralnie zmienić, bo Kubuś się momentalnie odwrócił. –
Ida, czy to nie jest przypadkiem była Kurka? – coś mi tu nie grało i to bardzo.
Przecież Adrian dobrze wiedział kim ona jest i do czego jest zdolna. A teraz
stali sobie właśnie kilkanaście metrów od nas i śmiali się z czegoś w
najlepsze. Wryło mnie w ziemię, kiedy owa para spojrzała w naszą stronę.
Dziewczyna patrzyła na mnie niemiłym wzrokiem, a Adrian chyba poczuł się
głupio.
- Kuba, chyba muszę się czegoś napić. – pociągnęłam Rudego z powrotem do budynku,
nie chcąc dłużej na to patrzeć. Nie chciałam wiedzieć, co z nią robił ani w
ogóle co ona tutaj robi. Właściwie nie mogłam zrozumieć tego, jak mój własny
przyjaciel mógł mi zrobić coś takiego. Przecież widział, co przez nią przeszłam
i ile problemów narobiła Bartkowi. No właśnie. Ciekawe, czy on wie, że ona
tutaj jest? - Bartek wie, że…?
- Nie, przynajmniej nic mi nie mówił. Tobie też nie. Więc o
co tutaj chodzi? Dał jej do zrozumienia, że nie chce jej więcej widzieć. Jak ją
zobaczy, to nie będzie ciekawie.
Usiadłam na korytarzu przed pokojem, zastanawiając się co
zrobić. Nie mogłam nic nie zrobić, bo może to wszystko zajść za daleko.
Zwłaszcza dla Adriana. Kuba podał mi butelkę wody, którą zwinął cichaczem z
recepcji, a ja od razu wypiłam duszkiem połowę. Jarski usiadł obok mnie i wypił
drugie pół.
- Co zrobi Bartek jak się dowie? – zapytałam cicho, widząc
Kurka na horyzoncie. Szedł zadowolony w naszym kierunku, co oznaczało, że
jeszcze nic nie wie. – Mam mu powiedzieć?
– spytałam jeszcze ciszej. Zerknęłam na Kubę, oczekując jakiejś odpowiedzi.
Trochę się nad tym zastanawiał, ale w końcu kiwnął głową.
- Co wy tacy smutni? Nadal mamy wolny dzień. – usiadł po
drugiej stronie korytarza, patrząc to na mnie, to na Kubę.
- Przed chwilą widzieliśmy ją przed ośrodkiem, z Adrianem. –
powiedziałam spokojnie, nie patrząc w jego kierunku. Moją główną wadą jest to,
że jestem okropnym tchórzem i rzadko mam odwagę powiedzieć komuś, co myślę.
Zwłaszcza wtedy, kiedy wiem, że ta druga osoba nie chce tego usłyszeć. Bartek
miał trochę zdezorientowaną minę, chyba miał właśnie zapytać o kogo nam chodzi,
ale nic nie powiedział. Wstał bez słowa i zaczął iść korytarzem, prawdopodobnie
do wyjścia, co nie wróżyło niczego dobrego. Poderwałam się z podłogi razem z
Jaroszem, żeby jakoś zastawić mu drogę. Wyprzedziliśmy go i stanęliśmy przed
nim.
- Daj spokój, nie chcemy kłopotów. Przyjechała, więc
niedługo wyjedzie. Po prostu nie zwracaj na nią uwagi.
Kuba złapał go za ramiona, z tego co widziałam, to dość
mocno. Odsunęłam się od nich, żeby mnie nie staranowali, aż w końcu
zdecydowałam się wrócić do pokoju. Może lepiej by było, żeby został sam. Nie byłam mu teraz do niczego potrzebna. Choć
bardzo chciałam czuć się potrzebna, jemu. Zamknęłam za sobą drzwi i położyłam
się na łóżku. Miałam dość tego koszmaru z tą blondynką w roli głównej, a
czułam, że to jeszcze nie koniec. Uśmiechnęłam się ironicznie pod nosem.
Przecież powiedziała, że nie odpuści.
Chwilę później usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Nie
odwracałam się, żeby sprawdzić kto, poczułam, że ten ktoś siada na moim łóżku.
- Nie powinienem z nią rozmawiać, wiem. Zwyczajnie mnie
zmanipulowała, nie poznałem jej dopiero…
- Proszę, nic nie mów. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. – w
ciągu naszej znajomości nie było takich momentów jak ten. Nie potrafiłam sobie
przypomnieć kiedy byłam na niego zła, nigdy mnie nie zawiódł. Do teraz. – Jest mi po prostu przykro, że zapomniałeś
ile mieliśmy przez nią problemów. Możesz zostawić mnie samą? – Adrian bez słowa
wziął aparat i wyszedł na balkon. Dobrze go znałam, przynajmniej na tyle, żeby
wiedzieć, że musi odreagować. Zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, że zrobił
źle. Teraz pewnie będzie o ty myślał, dopóki sprawa nie zejdzie z tapety.
Zastanawiałam się co teraz robi Kurek, czy Kuba jakoś go
powstrzymał. Ten moment zdecydowanie należał do jednego z gorszych momentów
jakie miałam. Jemu było źle, mnie było źle. Logiczne. Przynajmniej w tej
sytuacji, w jakiej byłam. Po tamtej rozmowie, bardzo chciałam, żeby przy mnie
był. W jakikolwiek sposób. Liczyło się tylko to, że jest blisko, że mogę z nim
porozmawiać, zjeść obiad czy się pośmiać. I bardzo chciałam, żeby dla niego też
to było ważne. Bałam się, że takie incydenty jak ten, mogą spowodować, że znowu
będzie tak jak dawniej, że żadne z nas nie będzie wiedzieć, co ma robić. To
było chyba jeszcze trudniejsze niż świadomość, że on może być teraz z nią.
Przecież nie widziałam, czy Kuba go zatrzymał. Z resztą, gdyby Bartek tego
chciał to i tak by do niej poszedł. Nie jest łatwo zapomnieć o kimś, kogo się
kocha, przynajmniej o kimś z kim było się blisko. W tym momencie nawet trochę
jej zazdrościłam, bo przez jakiś czas miała go dla siebie.
Drzwi znowu się otwarły, ktoś znowu wszedł. Otarłam szybko
łzę z policzka, która spłynęła gdzieś mimochodem i odwróciłam się zobaczyć kto
przyszedł. Na całe szczęście, to nie był Bartek tylko Krzysiek.
- Przyniosłem wam nowy materiał, ale tym razem do prywatnego
nagrania. Jest zbyt kompromitujący, żeby puścić go w sieci. – podałam mu laptopa, żeby zgrał filmik.
Zauważył, że coś jest nie tak, ale nie drążył sprawy, za co byłam mu
wdzięczna. – Nie przejmuj się tym, że
przyjechała. On i tak poza tobą świata nie widzi – puścił mi oczko i wyszedł z
pokoju. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Choć z drugiej strony, to przecież
jego kolega z reprezentacji. A nawet jeżeli, to i tak jest zbyt skomplikowane.
Zawsze obawiałam się, że wplątam się w jakiś zawiły układ, z którego będzie mi
trudno albo nie będę mogła się uwolnić.
Drzwi balkonowe skrzypnęły przeciągle i w pokoju pojawił się
Adrian. Usiadł obok mnie i wziął mnie za rękę.
- Wiem, że wolałabyś, żeby na moim miejscu była teraz Ada,
ale na bezrybiu i rak ryba.
- Chcesz być moim rakiem?
- Czemu nie. – przytuliłam się do niego mocno, choć nadal
czułam do niego żal. Ale Adrian jest przecież moim przyjacielem, jednym z
niewielu, który mnie zna. Teraz nie miałam nikogo, żeby się wyżalić albo
chociaż przytulić, a to było mi teraz bardzo potrzebne. Zaczął mnie delikatnie
kołysać, nucąc coś pod nosem, co przypomniało mi za co tak bardzo go
lubię. – Nie martw się o niego.
- Nie martwię się.
- Przecież widzę. Ty zawsze się o wszystkich martwisz.
- Nie martwię się o niego, tylko o to, że znowu będzie tak
jak wcześniej.
- Zwariowałaś? Przecież on poza tobą świata nie widzi.
- Uwzięliście się, czy co?
- Nie sądzisz, że skoro mówi ci to kolejna osoba, to
powinnaś w to uwierzyć?
I tutaj chyba miał rację.
***
coraz ciekawiej jest :) Bardzo czekam na kolejne wpisy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń