Chodziłam po mieszkaniu, próbując
jakoś się opanować. Cały czas słyszałam jego słowa, jak mówi, że zostanie
ojcem. Nie mogłam przestać o tym myśleć,
tak jak o tym, że miałam rację wtedy, kiedy pojechaliśmy do Serbii. Założę się,
że to ona, jego znajoma, przyjaciółka – jakkolwiek ją wtedy nazwał. Uwierzyłam
mu, uwierzyłam wszystkim mówiącym, że to nie możliwe, że on świata poza mną nie
widzi. Teraz miałam słono za to zapłacić.
Wzięłam torebkę, klucze i wyszłam z
domu. Zamknęłam drzwi, zbiegłam po schodach i wypadłam prosto na zewnątrz, na
deszcz. Nie wzięłam parasola, ale to nie było ważne. Mogłam zmoknąć,
zachorować, nie ważne. Przynajmniej nikt nie wiedział, że płaczę, ludzie brali
moje łzy za krople deszczu. Nie było ich wiele na ulicy, ale nie zwracali na
mnie uwagi. Szłam spokojnym krokiem, zupełnie nie odzwierciedlającym moich
uczuć. We mnie się gotowało, czułam jak ogarnia mnie wściekłość, zazdrość,
nienawiść. Głównie do samej siebie, bo nie byłam dla niego wystarczająco dobra.
Zawsze mnie to prześladowało, strach, że nie będę wystarczająco dobra. Przegrałam
po raz kolejny, tym razem coś znacznie ważniejszego. Przegrałam miłość.
Kochałam go, naprawdę, nadal kocham. Nie można przecież przestać kogoś kochać w
minutę i potem tak nagle o wszystkim zapomnieć. Świat zaczął walić mi się na
głowę, a inni szaleli ze szczęścia, prawdopodobnie z wygranego seta w meczu o
złoto przez naszą siatkarską drużynę. Dla mnie nie miało to teraz znaczenia,
choć sport był dla mnie całym życiem, on był sportowcem. Teraz zostałam tylko
ja, Ada Lisowska, pośród deszczu i łez, na przystanku autobusowym.
***
- Cupko, no nareszcie! Myślałam, że przyjdziesz trochę
wcześniej – wpuściłam serbskiego przyjmującego i natychmiast biegiem wróciłam
przed telewizor – Aaaaa! Jeden do zera! – krzyknęłam z radości, widząc
wyświetlony na ekranie telewizora wynik. Młoda zamarła na chwilę, jakby nie
wierzyła w to, co widzi, po czym zaczęła piszczeć, nakrywając się
poduszką. – Siadaj, gdzie ci
wygodnie. – sama popędziłam do kuchni,
żeby przynieść coś do picia. Razem z Młodą wypiłyśmy już dwa kartony soku, bo
krzyczałyśmy jak oszalałe. Całe szczęście, że wszyscy z naszej klatki wiedzieli
kim jest Bartek i że akurat teraz gra z kolegami o złoto olimpijskie. Wróciłam
do pokoju, siadając obok Cupko, podając mu szklankę.
- Rozmawiałaś może z Adą dzisiaj? – zapytał mnie chwilę
później, wpatrując się w telewizor. Właśnie zaczynał się drugi set.
- Nie, miała przyjść na mecz, ale jak widać nie dotarła.
Zadzwonię do niej po meczu, pewnie sama teraz ogląda. – nie chciałam dopuścić
do siebie tej myśli, że coś mogło się stać. Konstantin wyglądał jakoś inaczej,
ale nie powiedział nic więcej, po prostu oglądał mecz razem z nami.
***
To chyba atmosfera tego
mieszkania i duch Bartka, pilnujący swojej dziewczyny, pomógł nam dopingować
siatkarzy. Czułam się, jakby była tam, w Londynie, siedziała na trybunach i
obserwowała ich z bliska. Nic nie mogło zastąpić tych wszystkich emocji podczas
oglądania meczu finałowego, ale też jakiegokolwiek meczu. Każdy mecz był
osobnym przeżyciem, pełnym wspaniałych i agresywnych zarazem akcji, aktów
desperacji i sportowej złości. To kocham w tym sporcie – wszechobecne emocje.
Od niedawna sport zaczął mi się
kojarzyć z czymś innym, co do tej pory właściwie nie było mi znane. Również z
uczuciem, ale zupełnie innym niż dotychczas. Zaczynałam powoli popadać w
obsesję, tak stwierdziłam po obejrzeniu pierwszego seta, kiedy po każdym
zbliżeniu Zbyszkowej twarzy przechodziły mnie ciarki. Z drugiej strony cały
czas myślałam o tamtych wiadomościach i robiło mi się głupio, jednak już nie w
takim stopniu jak wcześniej.
Po pierwszym secie do Idy
przyszedł jeden z Serbów, Konstantin. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to
jego wyraz twarzy. Niby był zadowolony, ale jakoś nie do końca, jakby było coś,
o czym nie chciał powiedzieć.
- Stało się coś? – zapytałam
cicho, kiedy Ida była w kuchni. Spojrzał na mnie lekko niepewny, ale w końcu
się odezwał.
- Po meczu, nie teraz. Nie chcę
psuć jej nastroju. – teraz byłam pewna, że coś się stało. Wróciłam do patrzenia
na telewizor, kiedy do pokoju wbiegła zadowolona Ida z kolejnym sokiem i
szklanką dla gościa. Spojrzałam na nią kątem oka, Cupko miał rację. Była
naprawdę szczęśliwa, cały czas uśmiechnięta, podniecona w dalszym ciągu
niepewnością wygranej. Nikt nie chciałby zepsuć jej tego czasu, wszystko można było
jakoś opóźnić.
We trójkę kibicowanie szło nam
znacznie lepiej, razem szaleliśmy po każdej udanej akcji i śmialiśmy się ze
zdziwienia Brazylijczyków. Nawet Cupko się rozweselił, pozwalając zapomnieć na
chwilę o tym, co miał powiedzieć. Nie mogłam się napatrzeć na ich cudowną grę,
na ich pewność siebie, której nabierali z każdą akcją. To była zupełnie inna
reprezentacja, choć złożona z tych samych zawodników. Reprezentacja światowej
klasy i światowej sławy, która właśnie wygrała drugiego seta w meczu o złoto
przeciwko Brazylii.
***
Znalazłam się w Bełchatowie, na
osiedlu, gdzie mieszkał Bartek razem z Idą. Wiedziałam, że mecz nadal trwa, że
Ida prawdopodobnie jest nieziemsko szczęśliwa, bo chłopcy wygrali kolejnego
seta. Przechodziłam obok sklepu, kiedy ktoś wydarł się, że prowadzimy dwa do
zera. Naprawdę magiczny dzień, choć jeszcze nic nie było przesądzone. Dla mnie
nie był magiczny, dla mnie ten dzień był okropny. Telefon w torebce cały czas
dzwonił, ale nie miałam ochoty odbierać. Prawdopodobnie Ida dzwoniła, żeby
zapytać się, dlaczego nie przyszłam. W sumie nikt inny o tej porze nie mógł
dzwonić, wszyscy siedzieli przed telewizorami.
Usiadłam na ławce za drzewami tak,
żeby nie było mnie widać przez okno bartkowego mieszkania. Wolałam poczekać do końca,
zanim pojawię się w drzwiach ich mieszkania i rozsypię się do reszty.
Ida i Bartek, teraz im zazdrościłam.
Mieli to, czego ja już nie miałam. Czasami porównywałam mnie i Aleksa do nich i
za każdym razem dochodziłam do wniosku, że nasze relacje się różnią. Teraz już
wiedziałam dlaczego. Bartek nie mógłby jej zdradzić, bo jest dla niego całym
światem. Myślałam, że ja też jestem dla Alka całym światem. No właśnie,
myślałam, nie byłam.
Nie chciałam już płakać, ale nie
mogłam zatrzymać łez. Płynęły tak samo rzewnie jak krople deszczu. Chciałam
cieszyć się razem z innymi, razem z resztą, kiedy Polacy wygrywali kolejne
akcje. Chciałam mieć przy sobie Aleksa, chciałam, żeby powiedział, że ta cała
historia to żart. Lubił żartować, nawet z poważnych rzeczy, więc może i tym
razem…. Stop, Ada! Musisz przestać się zadręczać!, wmawiałam sobie. Jednak co
to dało? Myślałam o tym jeszcze więcej i więcej. W pewnym momencie, kiedy
podniosłam wzrok, zobaczyłam znaną mi postać, biegnącą w kierunku bloku, w
którym mieszkała Ida.
- Adrian? – wyszeptałam cicho,
zaskoczona jego widokiem w tym miejscu. Mówił, że nie przyjdzie, że nie zdąży
na mecz, więc co tutaj robił? W momencie, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe,
wokół rozległy się krzyki i piski. A ja dalej nie mogłam przestać płakać. W
końcu wstałam i zaczęłam iść w kierunku bloku Idy, nie mogłam już dłużej zostać
bez jej wsparcia.
***
Siedziałam przed telewizorem razem z Paulą i serbskim
przyjacielem, patrząc z niedowierzaniem na to, co Polacy wyprawiali z
Brazylijczykami. Nigdy jeszcze tak nie grali, nigdy nie byli tak pewni swojej
przewagi. Prowadzili w każdych elementach statystycznych i przeciwnicy nic nie
mogli na to zaradzić. Starszy Rezende szalał przy bocznej linii boiska, czemu z
lekkim uśmiechem przyglądał się trener Anastasi, nasz trener. Polska
reprezentacja nie mogła wyobrazić sobie lepszego mentora jakim jest właśnie on.
W końcu nadeszła ta chwila, bardzo długo oczekiwana przeze
mnie jak i resztę kibiców. Wstałam z kanapy, mocno zaciskając kciuki, wpatrując
się w Winiara, który właśnie zmierzał na zagrywkę. Kamienna twarz, ostatnie
spojrzenie na piłkę, głęboki wdech , podrzut. A potem już bezgraniczna radość
Polaków, komentatorów, wręcz wszystkich oprócz Brazylijczyków, bo Winiar trafił
w boisko.
W mieszkaniu zrobiło się cicho, zaczęłam płakać ze
szczęścia, widząc ich zadowolone twarzy i słysząc przeraźliwe krzyki.
Komentatorzy w niczym im nie ustępowali, zaczęła chwytać ich chrypka i
wzruszenie. Mieli bardzo dobry powód, w końcu – udało się! Ciszy ustąpił wielki
wrzask Młodej, która zaczęła tańczyć z radości na środku pokoju. Też płakała,
płakali wszyscy kibice, nawet niektórzy siatkarze. Cupko głośno westchnął, po
czym dołączył do Pauliny. Komicznie razem wyglądali, ale radość wszystkich
jednoczy, nie zważając na narodowość.
Bardzo chętnie bym do nich dołączyła, ale ktoś zadzwonił do
drzwi. W podskokach, potykając się o dywan, dotarłam do drzwi. W takich
momentach jak ten nie lubiłam przyznawać sobie racji, choć musiałam.
Wiedziałam, że stanie się dziś coś niespodziewanego, coś co zmieni całkowicie
stan rzeczy. Wcale nie mam na myśli przyjazdu Młodej, bynajmniej.
Kiedy zobaczyłam jego minę, mój uśmiech szybko zszedł
twarzy. Wpuściłam go do środka, bojąc się o cokolwiek zapytać. Nie wiedziałam
co stało się z tym słynnym uśmiechem, kiedy nie mógł zripostować padających
komentarzy, z tym spojrzeniem, którego nigdy nie mogłam określić. Pojawiało się
ono w tych momentach, kiedy rzuciłam jakiś ironiczny komentarz, na który
odpowiedź stanowiła cisza, jaka zapadała pomiędzy nami. Ostatnio coraz częściej
się to zdarzało, czasem nie mogliśmy dojść do porozumienia, mimo że to
wyglądało zupełnie inaczej.
- Wyjeżdżam, jutro. Dostałem półroczny staż w Holandii. – z pokoju nadal dochodziły dzikie śpiewy
przyjaciół, komentatorzy nadal komentowali choć mecz już się skończył, a ja
nadal płakałam. Tylko teraz te łzy nie miały nic wspólnego z wcześniejszą
radością. Staliśmy naprzeciw siebie, nic nie mówiąc, tylko patrząc na siebie
nawzajem.
- Jak to – jutro? -
zapytałam cicho, jakbym pytała samą siebie, po czym dodałam głośniej – O takich
rzeczach zazwyczaj wie się wcześniej. Wiedziałeś. Wiedziałeś i nic nie
powiedziałeś, ani słowa, stawiając nas przed faktem dokonanym. Tak nie robi
przyjaciel! – oparłam się o ścianę, odsuwając się od niego. Czułam jak wzbiera
we mnie wściekłość i nie chciałam, żeby przez przypadek nie doszło pomiędzy
nami do rękoczynów.
Ktoś znowu zadzwonił do drzwi. Adrian odsunął się, robiąc mi
przejście. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego nie wyszedł, nie miałam mu już
nic do powiedzenia. Otarłam łzy z policzków i otworzyłam drzwi. Stała za nimi
Ada w stanie, w którym jeszcze nigdy jej nie widziałam. Przemoczona do suchej
nitki, z rozmazanym makijażem i spuchniętymi, wręcz martwymi oczami.
- Aleks…. On… Będzie ojcem … dziecka jakiejś…. Serbskiej –
przytuliłam ją mocno, nie wierząc dzisiaj po raz kolejny w to, co się dzieje.
Dlaczego ja w ogóle tak pomyślałam? Przecież nikomu nie przeszkadzało to, że
ostatnio dobrze nam się wiodło. Płakałyśmy razem wśród okrzyków sąsiadów.
Wprowadziłam ją do środka, zamykając za sobą drzwi. Nawet nie zauważyłam kiedy
Paula i Cupko znaleźli się w przedpokoju. Patrzyli na nas zdezorientowani, nie
wiedzieli co się dzieje. A dzieje się źle. Cała się trzęsłam z natłoku tych
wszystkich informacji, nie radziłam sobie z ich przyswojeniem. Cała czwórka
wpatrywała się we mnie, a ja czułam się coraz bardziej wściekła. Wyminęłam ich
wszystkich, chcąc zamknąć się w sypialni jak najszybciej, nie zwracając na nic
i na nikogo uwagi. Jednak kilka kroków przed drzwiami, odwróciłam się w ich
stronę.
- Zajmijcie się Adą – powiedziałam do Cupko i Pauli. – A ty
się wynoś i uznaj to za pożegnanie.
Potem weszłam do sypialni i trzasnęłam drzwiami.
***
Kiedy wchodziłam po schodach,
słyszałam krzyki i wiem, że były to krzyki Idy. Jej głos rozpoznam wszędzie,
zwłaszcza jej krzyk, którego już dawno nie słyszałam. Na początku myślałam, że
po prostu przeżywa zwycięstwo Polaków, jednak kiedy stanęłam pod drzwiami,
miałam zupełnie inne zdanie. Nacisnęłam na dzwonek i chwilę później pojawiła
się w drzwiach, zapłakana. Przeszło mi przez myśl, że jakimś sposobem się
dowiedziała, jednak w środku stał Adrian. Zerknęłam na niego kątem oka, stał ze
spuszczoną głową. Jednak nie z jego powodu tutaj przyszłam.
- Aleks…. On… Będzie ojcem … dziecka
jakiejś…. Serbskiej – chciałam dokończyć, ale nie mogłam wydusić już ani słowa.
Czułam tylko uścisk Idy i jej łzy. Płakała razem ze mną. Potem zaciągnęła mnie
do środka. Dopiero teraz zauważyłam, że nie była sama. Młoda wpatrywała się w
nas z przerażeniem, z czerwonymi policzkami. Obok niej stał Konstantin. Patrzył
na mnie tak okropnie smutnymi oczami, wiedziałam, że wie. Z resztą on zawsze
wiedział wszystko, bo On jest jego przyjacielem.
W pewnym momencie Ida minęła nas
wszystkich agresywnie, nagle się zatrzymując. Spojrzała na mnie z troską i
współczuciem, których nie potrzebowałam. Jak każdy w takiej sytuacji, jedyne
czego nie chciałam to litość. Potrzebowałam tylko swojej przyjaciółki, której
zachowania teraz kompletnie nie rozumiałam.
- Zajmijcie się Adą – powiedziała
cicho, po czym jej oczy nabrały agresywnego wyrazu. – A ty się wynoś i uznaj to
za pożegnanie – jej głos wręcz kipiał ironią. Kiedy trzasnęły za nią drzwi,
podeszłam do Adriana i stanęłam z nim twarzą w twarz. Nie miał odwagi spojrzeć
mi w oczy.
- Mów, chce się dowiedzieć teraz,
dobij mnie do reszty. – stać mnie było w tym momencie tylko na szept. Dalej nie
patrzył mi w oczy.
- Jutro wyjeżdżam, nie będzie mnie
pół roku. – miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale tego nie zrobiłam.
Pokiwałam tylko bezradnie głową, jakbym przytaknęła jego nagłemu wyjazdowi.
- Czułam, że coś planujesz, że
chcesz zniknąć. Teraz możesz już
iść. – nie miałam mu nic więcej do
powiedzenia, więc odwróciłam się i razem z Paulą weszłam do kuchni.
***
To działo się wszystko tak
szybko, że nie zdążyłam nawet mrugnąć, kiedy Adrian wyszedł ze zwieszoną na
piersi głową, a my z Cupko zostaliśmy z zapłakaną Adą w przedpokoju. Chociaż
wyglądała ciut lepiej niż jak przyszła, jakby inny problem ją niepokoił
bardziej. Zaprowadziłam ją do kuchni i posadziłam na jednym z krzeseł.
- Zrobię ci coś gorącego do
picia, a Konstantin przyniesie jakieś ręczniki – czasem Ida razem z Adą śmiały
się z tej mojej ‘profesjonalności’ w mówieniu, ale taka już jestem. –
Konstantin? – pomachałam mu ręką przed nosem, bo stał dziwnie zamyślony.
Wyrwałam go z tych rozmyślań. – Łazienka, ręczniki, już. – powiedziałam skrótem
i serbski przyjmujący zniknął z pola widzenia.
- Jemu też nie jest łatwo, Aleks
to jego przyjaciel – Ada nie patrzyła na mnie, ale to nie było nic dziwnego, bo
rzadko patrzyła na swoich rozmówców, a teraz nie wiedziałam nawet, czy chce ze
mną rozmawiać. Westchnęłam tylko cicho, a w międzyczasie Cupko przytargał z
łazienki ręczniki. Usiadł przy stole, widziałam, że waha się czy powinien coś
teraz powiedzieć.
- Powinien powiedzieć ci już na
początku, ja powinienem go do tego zmusić. W końcu ty też jesteś moją
przyjaciółką. – to były bardzo ważne słowa, tak przynajmniej mi się wydawało.
Zerknęłam na Adę i zobaczyłam na jej twarzy nikły uśmiech, poczułam ulgę. Może
najgorsze jest już za nami?
- Nie mam do ciebie żalu, z
resztą nie mogłabym go mieć. To bardzo miłe, co teraz powiedziałeś. Dziękuję.
Ale to przecież tylko jeden
problem, jest jeszcze drugi, pomyślałam, a one pociągają za sobą następne.
Jednak po chwili namysłu, stwierdziłam, że to za wcześnie, żeby o czymkolwiek
mówić. Rany są za świeże i Ada w każdej chwili może znowu zacząć płakać.
- Może zamówimy pizzę? Głodna
jestem… - mruknęłam cicho, tak samo jak mój brzuch. – To jak?
- Ida jak się denerwuje, to je.
Dużo je. Zamów. – postawiłam przed Adą
kubek gorącej herbaty i mocno ją przytuliłam. Dałabym wiele, gdybym mogła jakoś
jej pomóc, gdybym mogła z nimi zostać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz