UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

sobota, 30 sierpnia 2014

" - Problemy, Młoda, tylko i wyłącznie problemy."

- Jak wyglądam? – zapytał mnie Bartek któryś raz z rzędu, będąc zdenerwowanym i zestresowanym do granic możliwości. Tysiąc razy poprawiał krawat, wieszał medal na szyi. Ostatecznie zdecydował się schować medal do kieszeni marynarki, a jak będzie trzeba to wyciągnie i założy. Kiedy tak na niego patrzyłam, miałam wrażenie, że denerwuje się teraz bardziej niż przed finałem igrzysk, a myślałam, że będzie na odwrót. Przecież ten obiad powinien być przyjemnością.
- Nie denerwuj się tak, przecież nie będziesz tam sam, tak?  - staliśmy przed lustrem, Bartek odwrócił mnie do siebie tyłem, żebym mogła zobaczyć nasze odbicie. Uśmiechnęłam się nic nie mówiąc, czując jak Bartek się do mnie przytula.
- Ładnie wyglądamy, nie? Całkiem nieprzeciętnie. Ale to chyba dzięki Tobie – mruknął, czym mnie doszczętnie rozbawił. Dzisiaj usłyszałam już tyle komplementów z jego strony, że zaczynało mnie to peszyć. Kiedy mu o tym powiedziałam, uśmiechnął się tylko, po czym dodał – To dlatego, że tak bardzo się za tobą stęskniłem.
- Tak, tak, słyszałam to już milion razy. Ona też za tobą tęskniła, a teraz raczy pan zejść na dół, bo spóźnicie się do prezydenta i będzie to stanowczo nie na miejscu.  – Młoda wręcz wypchała go za drzwi, zdążył tylko zabrać kluczyki i dokumenty, przybierając bardzo dziwny wyraz twarzy. Bądź co bądź, Młoda właśnie ‘wyrzuciła’ go z mieszkania.  – Staliście przed tym lustrem czterdzieści minut. To zaczyna robić się niezdrowe?
- Przepraszam, ile? – zapytałam kompletnie zaskoczona. Przysięgłabym, że to było tylko kilka minut. Paula stanęła przede mną z miną godną Oscara.
- Patrzyłam na zegarek, kochana. Czterdzieści dwie i pół minuty. Co ta miłość robi z ludźmi – pokręciła głową i zniknęła w kuchni. Zostawiła mnie przed tym lustrem, zastanawiającą się dlaczego czas tak szybko upływa. Spojrzałam na siebie, wnikliwie przyglądając się odbiciu. Dawno tego nie robiłam, przed lustrem spędzałam bardzo mało czasu. Jednak coś zmieniło się w tym odbiciu, nie potrafię określić co, ale widziałam siebie inaczej. Widziałam siebie inaczej, bo… jestem szczęśliwa? Nie znajdowałam innego wytłumaczenia.
Miałam zamiar dołączyć do Pauli, widząc jak zabiera wielką miskę lodów i siada przed telewizorem w salonie, jednak ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam otworzyć. Za drzwiami zobaczyłam rozczochranego Miśka Winiarskiego z małym chłopcem podobnym do niego jak dwie krople wody. Krawat miał przekrzywiony, zapewne wiązany na szybkiego, a mały miał ubrany na lewo podkoszulek.
- Przepraszam, że niespodziewanie, ale nie mam go z kim zostawić. Mogłabyś się nim zająć? Proszę, błagam, jestem strasznie spóźniony. – jeżeli mowa o wyglądzie, to on też wyglądał inaczej. Inaczej niż zapamiętałam go ze Spały i z meczy Skry. Zupełnie inaczej. Chłopiec wyglądał na lekko wystraszonego tym pośpiechem, tak samo jak ja ich nagłą wizytą.
- Jasne, wejdź na chwilę. – wciągnęłam ich za drzwi i postawiłam małego na ziemi. Poprawiłam Miśkowi krawat, zapięłam niedopięte guziki koszuli, poprawiłam mu fryzurę. Nie mogłam pozwolić, żeby pojechał, wyglądając trochę niechlujnie. – Teraz możesz jechać, zajmiemy się Oliwierem.  – wyszedł na klatkę, a ja razem z nim, mając mu do powiedzenia jeszcze jedno zdanie. – Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać. – uśmiechnął się na pożegnanie i nic nie mówiąc zbiegł na dół po schodach. Wróciłam do mieszkania, będąc pod ciągłym spojrzeniem młodego Winiarskiego. Kucnęłam przed nim, uśmiechając się do niego – Jestem Ida.
- A ja Oliwier. – powiedział cicho, spuszczając swoją blondwłosą główkę w dół.  – Jesteś moją nową ciocią? Tata powiedział, że jesteś narzeczoną wujka Bartka. – no nie powiem, wygadany po ojcu. A za tą narzeczoną, to mu się dostanie, pomyślałam, choć wcale bardzo mi to nie przeszkadzało.
- Na to wygląda, że tak. Masz na coś ochotę? Jakieś szczególne życzenia? – Oliwier się uśmiechnął, oczka mu się rozweseliły, więc czułam, że jakoś się dogadamy.
- Masz lody? Bo ja najbardziej lubię truskawkowe. I czekoladowego batonika!
- No dobra, powiedzmy, że tata nie musi o tym wiedzieć. Chodź do kuchni.  – posadziłam go na krześle, a sama nałożyłam nam po misce lodów. Całe szczęście, że Paulina coś zostawiła, bo nie miałam serca odmówić temu słodkiemu dziecku. Coś czuję, że będę go rozpieszczać już od początku naszej znajomości. Podałam mu michę i razem poszliśmy do pokoju. Młoda siedziała rozwalona na kanapie i oglądała bajki w telewizji. W ogóle nie zauważyła obecności naszego małego gościa, taka była zajęta. Mały siadł obok niej i dopiero wtedy odciągnęła swoją uwagę od bajki.
- Ojej, a ty to kto mały człowieku?
- Oliwer, a ty?
- Paulina, miło mi cię poznać mały książę – podała mu rękę na przywitanie, będąc w wielkim szoku. Chłopak tylko się uśmiechnął i zainteresował bajką.
- Ten książę spędzi z nami dzień. – poinformowałam ją, siadając po jej drugiej stronie. W końcu każdemu z nas przyda się odmóżdżenie. Zwłaszcza teraz, kiedy nie mogłam pozbyć się przeczucia, że u Michała nie najlepiej się dzieje.
***
- To co robimy, droga przyjaciółko – zapytał pan siatkarz po zjedzeniu dwunastu naleśników. Nie przypuszczałam, że będzie w stanie zjeść aż tyle. A niech się cieszy, Nawrocki nie musi o wszystkim wiedzieć. Z resztą na pewno spali te wszystkie kalorie już niedługo, na przykład jutro jak pójdzie pobiegać.
- Drogi przyjacielu, muszę posprzątać, bo po jutrze tata Pauli przyjeżdża na inspekcję i mieszkanie ma błyszczeć. Może mi pomożesz? Musimy wysprzątać twój pokój, łazienkę, mój pokój też, kuchnię zostawimy na koniec, a i najważniejsze, żeby twoje rzeczy nie walały się po mieszkaniu, bo on nie wie, że tu mieszkasz.
- Dobrze, a teraz powtórz dwa razy wolniej, żebym zrozumiał.  – przysiadłam na stole i jeszcze raz, w żółwim tempie powtórzyłam to wszystko, aby panicz Cupko mógł zajarzyć o co mi chodzi. Gdy skończyłam, miałam wrażenie, że upłynęło pięć minut, ale cóż – sama sobie nie poradzę, więc musiałam się poświęcić.
Dziesięć minut później, Konstantin latał z odkurzaczem po mieszkaniu, a ja chowałam jego rzeczy po szafkach i pudłach, które przytaszczył ze sobą. Zajęłam się swoim pokojem tak, że praktycznie błyszczał. Nawet nie było ciuchów na krześle, kiedy skończyłam, więc byłam z siebie dumna. Potem zajęłam się kuchnią, widząc kątem oka, jak mój przyjaciel dzielnie walczy z mydlanym osadem na wannie, podśpiewując pod nosem i co jakiś czas zakasując żółte, gumowe rękawice. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, że taki facet jak on ciągle jest do wzięcia. Przecież z dnia na dzień, z minuty na minutę stawał się idealnym facetem dla każdej dziewczyny, nie tylko dla mnie. Ale przecież nie mogłam brać go na poważnie, jest moim przyjacielem. Jednak kiedy zobaczyłam te rękawice… No cóż, nie przypominam sobie, żebym ostatnio widziała faceta, który z taką pasją czyści wannę.
Po mniej więcej dwóch godzinach nie poznawałam mojego mieszkania. Wprawdzie świeciło się niesamowicie, byliśmy cholernie zmęczeni i głodni. To, że mnie chwycił głód, to nic dziwnego, ale że jego? Po dwunastu naleśnikach? Panie Boże i Wszyscy Święci, kiedy on zdążył to strawić?
- Nie mam siły gotować. Zamówimy coś? – mruknęłam cicho, odwracając się z trudem w jego stronę.
- Może być, ale ty dzwonisz. Nie mam siły w rękach.
- Wiesz co? A może wprosimy się do Idy?
- Genialny pomysł. Ale muszę się przebrać, nieładnie pachnę.
- Jak ty coś powiesz…. – i jak tu go nie kochać? – Masz dziesięć minut albo jadę sama.
- Raczej wątpię, nie masz siły iść na autobus. A ja mam samochód.  – nawet to sprytne jest. Sprytne, kochane i nie wiadomo jeszcze jakie. Wrócił po pięciu minutach, dzwoniąc kluczykami przy moim uchu. W końcu się podniosłam i wyszliśmy.
***
- Nie możliwie, żeby tak wcześnie wrócili. – powiedziałam, zmierzając wolnym krokiem do drzwi. Oliwier szedł ze mną, ciekawy kto do nas przyszedł. Paula nadal leżała na kanapie, bo nie chciało jej się ruszyć. Otworzyłam drzwi i wybuchłam śmiechem – Co się wam stało?
- Sprzątaliśmy mieszkanie.  Masz coś do jedzenia? – zapytał od razu Cupko, bez żadnych wstępów czy zbędnego powitania. No co po co, nie?
- Coś się znajdzie. – Oliwer wychylił głowę zza moich nóg, przyglądając się Adzie i machając do Konstantina. Ada zrobiła dziwną minę, po czym popatrzyła na mnie, to na przyjaciela.
- O, dziecko. Jakie ładne dzieciątko, jak się masz?  - zapytała, kucając przed małym. Ten uparcie się jej przyglądał, w końcu, ciągnąc mnie za rękę, zapytał:
- Kolejna ciocia?
- Myślę, że tak, książę.  – dopiero potem rzucił się ze śmiechem na młodego Serba, krzycząc coś w rodzaju ‘wujek Kostek’. Konstantin o mało się nie przewrócił, ale w końcu wziął go na ręce i razem weszliśmy do mieszkania.
***
Bartek wysłał mi smsa, że wszystko poszło w porządku, że już wracają i że wróci późno. Pod spodem było mnóstwo całusów i uścisków, co było bardzo słodkie. Ada z Konstantinem zmyli się po prowizorycznym obiedzie, twierdząc, że położą się wcześniej spać, bo ledwo patrzą na oczy. Tak więc zostaliśmy ja, Młoda i książę, jak przywykłyśmy go nazywać. Naprawdę miał coś z księcia, chociażby słodki wygląd, piękne oczy i był bardzo, bardzo miły jak jego tata. W pewnym momencie, po dobranocce nasz książę zaczął przeraźliwie ziewać, więc postanowiłyśmy, że położymy go w sypialni.
- Tata niedługo wróci? – zapytał, leżąc w moim łóżku, przykryty kocykiem, bawiąc się wielką grzywą mojego wielkiego słonia.
- Na pewno niedługo wrócą z wujkiem Bartkiem cali i zdrowi. A teraz śpij, jak przyjadą, to cię obudzę, dobrze? – przytaknął i przymknął oczka. Posiedziałam przy nim dopóki nie zasnął, a potem dołączyłam do Młodej.
- Fajny malec – powiedziała, przełączając program z bajkami na wiadomości, których nie mogłam słuchać. Cały czas zastanawiałam się, martwiłam się, że coś jest nie w porządku. Pamiętam, jak któregoś spalskiego dnia, Michał opowiadał mi o Oliwerze i swojej żonie, o ile pamiętam o ich wspólnych wakacjach. Wydawał się przy tym taki szczęśliwy, jego oczy nabrały tego blasku, kiedy mówisz o czymś na czym ci cholernie zależy, o czymś niesamowicie ważnym. Teraz tego blasku nie było i za wszelką cenę chciałam poznać tego przyczynę, chciałam mu po prostu pomóc.  – Hej, ziemia do Idy? – zobaczyłam rękę Pauli przed oczami i ocknęłam się z zamyślenia. – Co się tak zamyśliłaś?
- Właściwie sama nie wiem, czuję, że dzisiejsza wizyta Oliwera nie jest ostatnią.
- To chyba dobrze? Nie widziałam grzeczniejszego i słodszego dziecka niż on.
- Właśnie nie wiem, czy dobrze. Michał wyglądał jakoś… dziwnie.
- Bo się spieszył i pewnie denerwował tym całym obiadem. Nie szukaj dziury w całym.
- Może masz rację, może rzeczywiście przesadzam.
***
To, co powiedziała Ida, dało mi do myślenia. Choć twierdziłam, że nic złego się nie dzieje, nachodziła mnie myśl, że może mieć rację. Jednak za każdym razem, gdy ta myśl mnie nachodziła, skutecznie ją od siebie odpychałam.
W telewizji puścili jakiś film, który nie przykuł naszej uwagi. Siedziałyśmy w ciszy, nic do siebie nie mówiąc, wpatrując się w telewizor, mimo że myślałyśmy całkowicie o czymś innym.
- Nie mogę spać – usłyszałyśmy cichy głos i kiedy się odwróciłyśmy, zobaczyłyśmy młodego Winiarskiego, trzymającego wielkiego słonia za trąbę. Uśmiechnęłam się do niego, czego chyba nie zauważył, ale mogłam mu to w tej chwili wybaczyć, bo wyglądał tak kochanie jak nigdy wcześniej.
- Choć, położę się z Tobą – Ida wzięła chłopca za rączkę i wyszli z pokoju. Dało się odczuć, że chłopiec nas polubił i nam w pewnym sensie zaufał. Miło spędziliśmy dzisiejszy dzień w swoim towarzystwie, choć na początku było trochę trudno. Oliwer się wstydził, ale później przekonałam go, żeby się ze mną pobawił. Zawsze mi mówi, że dobrze się dogaduję z dziećmi i w większości przypadków znajduję z nimi wspólny język. Jak byłam młodsza, nie bardzo mi to pasowało, bo maluchy nie dawały mi spokoju i cały czas chciały, żebym się z nimi bawiła. Teraz, jak zrobiłam się trochę starsza, uświadomiłam sobie, że kiedyś też byłam takim dzieckiem, prawdopodobnie najbardziej zwariowanym i niegrzecznym w okolicy i fajnie było się wtedy bawić z kimś starszym.
Ida długo nie wracała, więc poszłam zerknąć, czy wszystko jest w porządku. Zastałam bardzo miły widok, kiedy stanęłam w drzwiach sypialni. Pokój pogrążony w półmroku przez zasunięte rolety, a na łóżku dwoje śpiących spokojnie ludzi. Jeden z nich, ten mniejszy, przytulony do tego większego z uśmieszkiem na ustach. Ładnie razem wyglądali, pomyślałam i uświadomiłam sobie, że kiedyś w przyszłości, kiedy Ida z Bartkiem będą już po ślubie, stworzą rodzinę i idealne miejsce dla takiego małego ludzika. Po raz kolejny pomyślałam, że mają wielkie szczęście, że mają siebie o powinni robić wszystko, żeby tak zostało.
Przymknęłam drzwi, żeby nie przeszkadzały im odgłosy z mieszkania i wróciłam do pokoju. Przynajmniej miałam taki zamiar, bo w tym momencie usłyszałam szczęk kluczy. Zobaczyłam w nich Bartka, lekko zmachanego i Michała uwieszonego na jego ramieniu. Odruchowo zamknęłam drzwi do sypialni i podeszłam, żeby mu pomóc.
- Co mu się stało? – zapytałam cicho, doprowadzając go do salonu i sadzając go na kanapie. Czułam od niego alkohol, ale nie chciałam pytać wprost, nie wiedziałam, czy mam takie prawo.
- Problemy, Młoda, tylko i wyłącznie problemy. – Bartek ściągnął krawat i marynarkę, siadając obok klubowego kolegi. Tamten mamrotał coś pod nosem, patrząc nieprzytomnym wzrokiem w ziemię. Co jakiś czas uśmiechał się cynicznie, ale nie zwracał uwagi na nas i na to gdzie jest.
- Chodź, położymy go w pokoju. Prześpię się na kanapie. Wygląda na to, że musi się porządnie wyspać i ..wytrzeźwieć. Oliwer nie może go takiego zobaczyć, wystraszy się.  – Bartek przytaknął i razem zanieśliśmy ledwo przytomnego Winiarskiego do pokoju i położyliśmy go na łóżku. Zabrałam tylko telefon, piżamę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Kiedy szłam do salonu, zobaczyłam, jak Bartek uśmiecha się pod nosem, kiedy zobaczył małego z Idą pogrążonych we śnie. Bezgłośnie położył się obok swojej dziewczyny, przytulając się do niej, a ona przebudziła się na chwilę, nieświadomie się uśmiechając. Zostawiłam ich samych ze swoim szczęściem i poszłam do salonu. Rzuciłam poduszkę na kanapę i położyłam się, starając się zapomnieć o tym, co przed chwilą zobaczyłam. A co zobaczyłam? Rozpad kochającej się, szczęśliwej, idealnej rodziny – przynajmniej tak przypuszczałam.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz