Zapraszam do przeczytania kolejnej części opowiadania! :)
Pozdrawiam, Wiśnia ;)
Kiedy Ada zabrała ze sobą tego
serbskiego, wkurzającego siatkarza, w mieszkaniu zrobiło się nieco ciszej i
spokojniej. Ida krzątała się po całym mieszkaniu, podśpiewując pod nosem bliżej
mi nie znaną piosenkę. Nic dziwnego, stęskniła się za Bartkiem i chciała, żeby
wszystko było w jak najlepszym porządku na jego przyjazd. Przyglądałam się jej
z lekkim uśmiechem na twarzy, myśląc, że ja też chcę, żeby kiedyś mieć kogoś
takiego jak Bartek. Kogoś kto będzie mnie kochał, czekał na mnie w domu, śmiał
się ze mną i tolerował taką jaka jestem. Właściwie, wszyscy tego chcą i
podświadomie o tym marzą. A ja ostatnio wyszłam na idiotkę i prawdopodobnie
straciłam szansę na takie właśnie życie. Wcale nie wybiegałam w tak daleką
przyszłość, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Na przykład od jednego,
błahego spotkania i spojrzenia prosto w oczy.
- Naprawdę chcesz się przenieść?
– nagle dotarło do mnie pytanie Idy, stała obok i przyglądała mi się.
- Chyba już o to pytałaś…
- Nie wiem, nie pamiętam. To
jak? - usiadła obok mnie i tak przez
chwilę sobie milczałyśmy. – Dzwoń do rodziców, nie ma na co czekać. Niedługo
sierpień się kończy i trzeba by było za szkołą się rozglądnąć.
- Im dłużej o tym myślę, to
dochodzę do wniosku, że nie muszę ich pytać. Nie zgodzą się.
- To ich przekonamy, z nami nie
zginiesz. A po za tym, myślę, że powinnaś się kierować siatkówką w takim
sensie, że powinnaś grać. Nie ma na to lepszego miejsca jak tutaj.
- W jakimś stopniu na pewno masz
rację. – westchnęłam cicho, po czym wybrałam numer rodziców. Ida wróciła do
swoich zajęć, pokazując mi, że trzyma kciuki.
Po kilku sygnałach odebrała
mama.
- Cześć słoneczko, kiedy wracasz
do domu? – nie byłaby sobą, gdyby nie przeszła od razu do sedna.
- Chciałam o tym z tobą
porozmawiać. Wiesz… Ostatnio długo nad tym myślałam i za każdym razem dochodzę
do wniosku, że powinnam zmienić szkołę. Chcę grać mamo i nic na to nie poradzę.
- Zaskoczyłaś mnie, nigdy mi o
tym nie wspominałaś. Nie wiem co mam powiedzieć… Muszę porozmawiać na ten temat
z tatą…
- To powiedz mu, że chcę
przenieść się do Łodzi. Mieszkałabym albo w internacie albo w mieszkaniu z
Adą. Mówiłam ci o nich.
- Do Łodzi? Boże kochany, ale
skąd taki pomysł?
- Chcę być blisko swoich
przyjaciół. Chcę grać mamo, a nie ma lepszego miejsca na granie niż to. Proszę
was, przemyślcie to, nie odrzucajcie od razu tego pomysłu.
- Zastanowimy się. – rozłączyłam
się, bo ton głosu mamy nie wskazywał na to, że chciała ze mną dłużej rozmawiać.
Naprawdę wątpiłam w to, że się zgodzą, więc nie zostało mi nic innego tylko
wracać do domu i pogodzić się z tym, że nie zawsze ma się co się zechce. A ja
tak bardzo tego chciałam. Równie mocno jak tego, żeby Zbyszek się odezwał.
***
Wyciągałam właśnie naczynia ze zmywarki, kiedy Ada z Serbem
wrócili z zakupów. Jak się okazało kupili więcej niż tylko jabłka, bo właściwie
składniki na całą szarlotkę.
-Stwierdziłam, że kupię wszystko tak na wszelki wypadek
jakbym musiała biegać z powrotem. A że miałam ze sobą tragarza, to żaden
problem – postawili zakupy na stole w kuchni i zaczęli wszystko wyciągać z
siatek. Ada zaczęła się rozglądać z podejrzliwą miną, jakby czegoś szukała. –
Gdzie Młodą wywiało?
- Pewnie poszła do pokoju. Rozmawiała z rodzicami na temat
zmiany szkoły i nie jest w zbyt dobrym humorze. – Ada stanęła na środku z
założonymi na piersiach rękami i znowu dała popis swojego głosu.
- Młoda, chodź tu! -
Paula pojawiła się w kuchni z nieciekawą minką, czekając na to aż Ada powie co
od niej chce. – Obieraj jabłka, musimy jakoś współpracować. Tej – wskazała na
mnie – do kuchni nie wpuszczamy, bo wszystko zepsuje.
- Och, jak to miło, że we mnie wierzysz – przewróciłam
teatralnie oczami i tak jak mnie poprosiły, choć nie bezpośrednio wyszłam z
kuchni. A Konstantinowi pozwoliły zostać! Wredne małpy.
Nie mogłam się już doczekać, kiedy w końcu zobaczę Bartka i
będę się mogła do niego przytulić. Chodziłam po domu, niecierpliwiąc się
jeszcze bardziej i nie wiedziałam w co ręce włożyć. Ostatecznie wzięłam laptopa
i zaczęłam oglądać materiały ze Spały. Jednak po kilku minutach tęskniłam
jeszcze bardziej. Wręcz wściekła, słysząc śmiechy z kuchni, rzuciłam laptopem o
sofę i wparowałam do kuchni. Gdy otwarłam drzwi, nie wiedziałam, czy jestem
bardziej zła na nich, że upierdzielili mi kuchnie czy na to, że nie mogłam z
nimi jej upierdzielić.
- Ups – mruknął Cupko, próbując strząsnąć ze swoich
nastroszonych włosów mąkę. Jednak marnie mu to wychodziło, więc wsadził głowę
pod kran i zaczął myć włosy. Moi przyjaciele są chorzy psychicznie,
naprawdę. – Ała! – wrzasnął, kiedy
oberwał ode mnie na pół obranym jabłkiem.
- Dom wariatów – mruknęłam pod nosem i zaczęłam obierać
jabłka, czując na sobie wzrok Ady – Ani słowa, jabłka potrafię obrać. – i tyle było gadania. Musiałam się
kontrolować, żeby przypadkiem nie ryknąć śmiechem kiedy zerkałam na Młodą z
mąką na nosie i włosach albo na Adę z ufajdaną koszulką.
Udało nam się zrobić tą szarlotkę, która już pachniała z
pieca. Ja tymczasem zabrałam się za mopa i wiadro i zaczęłam myć podłogę.
Trzech muszkieterów padło przed telewizorem, prawdopodobnie drzemiąc. Zerknęłam
na zegar, jeszcze tylko kilka godzin i Bartek będzie w domu.
***
Nawet nie zdążyłam zauważyć, że Konstantin zniknął, a on
znowu się pojawił. Tym razem strasznie zmachany i zmaltretowany.
- Ktoś cię gonił może? Fanki jakieś? – zapytałam Serba,
który tylko uśmiechnął się, nic nie odpowiadając. Chwilkę później pojawiła się
Ada, gotowa do wyjścia.
- Stwierdziliśmy, że Cupko dzisiaj się wprowadzi. Im
szybciej tym lepiej. – pozostało mi tylko wzruszyć ramionami, nie miałam nic do
gadania. Otwarłam przyjaciołom drzwi, jednocześnie się za nimi chowając, a Ada
z Konstantinem wybuchli śmiechem.
- Co was tak śmieszy? Postanowiliście zostać? – naprawdę nie
wiedziałam o co im chodzi. Stałam za tymi drzwiami, czekając aż przez nie
przejdą.
- Wiesz… Zrobi się raczej tłoczno, więc już pójdziemy. – szybko wyszli, a na klatce zapanowało
poruszenie. Dopiero kiedy miałam zamykać zorientowałam się o co im chodziło.
-Aaaaaaa! Miałeś być wieczorem! – rzuciłam się Bartkowi na
szyję, kopiąc nie chcący przy tym Zbyszka z głowę, który akurat drapał się po
łydce. – I kolegów przyprowadziłeś. – oprócz Zbyszka zawitał też Kubiak i Kuba.
Wpakowaliśmy się razem do mieszkania. – Tęskniłam – mruknęłam Kurkowi do ucha.
- Ja bardziej, słońce.
– Zbyszek od razu wpakował się do kuchni, dziwnie poruszając nosem.
- Co tak ładnie pachnie? – zapytał, nie mogąc zidentyfikować
zapachu.
- Szarlotka. Ada zrobiła. – usłyszałam zza siebie głośne
chrząknięcie, a kiedy się odwróciłam spotkałam się z karcącym spojrzeniem
Młodej. – No tak, z Młodą oczywiście.
Chłopcy pamiętacie Młodą – dwa Kubusie pokiwały głową, puszczając Pauli oczko,
a Zbyszek nadal rezydował w kuchni.
- Nałożę – pisnęła Paulina i z zamiarem wbiegnięcia do
kuchni podskoczyła i …. Wpadła na Zbycha. Zbych zrobił wielkie oczy, Młoda
zrobiła się czerwona i wytrzeszczyła oczy. Cofnęła się krok do tyłu, po czym
zwiała. Schowała się w pokoju. Między nami zrobiło się cicho, nikt się nie
odzywał. Dopiero chwilę później Michał walnął się w czoło i zaczął się śmiać.
- ZB9 wystraszyło małą dziewczynkę – mruknął, nie mogąc
powstrzymać śmiechu. Bartek chrząknął znacząco i sam wszedł do kuchni, żeby
wyciągnąć ciasto. Poszłam za nim i wyciągnęłam talerzyki dla wszystkich.
Pokroiłam ciasto, nałożyłam tym głodomorom i zaniosłam jeden kawałek Paulinie.
Znaczy chciałam zanieść. Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
- Co jest – mruknęłam, próbując dalej, ale na nic się to
zdało. – Młoda, ciasto masz pod
drzwiami. Nie przejmuj się, choć do nas.
- Nie! Ale ciasto zostaw. – usiadłam pod ścianą naprzeciw
drzwi i czekałam. Chwilę później dołączył do mnie Zbyszek. – Zamknęła się.
- Nie możliwe, jak dobrze pamiętam Bartek zgubił klucz.
- Aha, dobrze wiedzieć. Możesz mi zdradzić pewną tajemnicę?
- Mogę, ale zależy jaką – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Lubisz ją? – skinęłam głową w kierunku drzwi. – I co
zamierzasz z tym zrobić?
- Nie wiedziałem co mam jej odpisać. Ale chciałem. Lubię ją
i chcę zobaczyć co z tego wyjdzie.
- W takim razie droga wolna – Zbyszek pomógł mi wstać, po
czym podszedł do drzwi i z całej siły na nie naparł. Po drugiej stronie rozległ
się trzask, ale drzwi odpuściły.
- Zbychu, płacisz! – krzyknął Kurek, wychylając się z kuchni
– Znowu zepsułeś mi krzesło. Apropos, kochanie, przedstawiam ci nowego
atakującego Skry Bełchatów. A teraz pozwól tu do mnie, poprzytulałbym się.
I jak tu go nie kochać?
***
Siedzieliśmy z chłopakami, jedząc tą szarlotkę, a właściwie
wpatrując się w puste talerze z okruszkami, które zostały. No i jeden z
nietkniętym przez Zbyszka kawałkiem. Ja ledwo zdołałam wyrwać kawałek dla
siebie, takie z nich żarłoki.
- Co miałaś na myśli, mówiąc, że wszystko się wali czy coś w
tym rodzaju? – zapytał mnie Bartek, kiedy chłopcy rozwalili się na kanapie w
salonie przed telewizorem. Siedziałam u niego na kolanach, nie mając ochoty się
nigdzie ruszać.
- Musimy teraz o tym rozmawiać? Nie psuj chwili, dobrze
jest. – mruknęłam, na co on tylko się zaśmiał. – Rozważam zakaz wypuszczania
cię gdziekolwiek beze mnie.
- Bardzo mi się taki zakaz podoba, najchętniej w ogóle bym
się z Tobą nie rozstawał. Zbyszek coś długo tam siedzi…
- Dzisiaj może, jutro nie koniecznie. Wiesz, że Młoda chce
się przenieść do Łodzi? Rozmawiała nawet na ten temat z rodzicami, znaczy przedstawiła
im swój pomysł.
- Ale nie będzie z nami mieszkać? – Bartek się przeraził, co
wprawiło mnie w wielkie rozbawienie.
- Nie, nie będzie. Teraz zostanie na kilka dni, a potem,
jeżeli jej rodzice się zgodzą, to będzie mieszkać z Adą lub w internacie.
- Ada się zgodziła?
- Tak, ale tutaj już wkraczamy na grząski grunt. Jutro o tym
porozmawiamy, teraz chodź do chłopaków.
***
- To już ostatnie – mruknął Cupko,
zamykając drzwi do mieszkania. Swoją drogą, nie wiedziałam, że on będzie miał
tyle rzeczy ze sobą. W końcu miał się przeprowadzić tylko na jakiś czas, dopóki
nie dowie się z kim przyjdzie mu dzielić mieszkanie.
- Możesz zająć ten pokój – pokazałam
mu stary pokój Adriana. Otwarłam mu drzwi, bo niósł w rękach wielkie pudło z
jakimiś drobiazgami. Trochę mnie zdziwiło, że pokój całkiem opustoszał. Zostały
tylko meble. W szafie nie było ani jednej koszulki czy innych rzeczy należących
do Adriana. W pewnym momencie zrobiło mi się naprawdę przykro. Przecież
jesteśmy przyjaciółmi, a on nie powiedział ani słowa, ani jednego słowa.
Wyjechał nagle, paląc za sobą mosty, twierdząc, że to szkolenie czy co to tam
było, jest na tyle dla niego ważne. Rozumiem, to jego pasja, marzenia, ale
dlaczego nie podzielił się tym z nami? Ida już postawiła na nim krzyżyk, co
wydawałoby się najłatwiejszą decyzją. Jednak było na odwrót, bardzo go lubiła,
szanowała i liczyła się zawsze z jego zdaniem. Wbrew pozorom nie był ideałem, a
jego najgorszą wadę stanowiły ciągłe zniknięcia i niedopowiedzenia. Tym razem
przesadził, a ona postanowiła, że nie chce już tego więcej znosić. Adrian nie
zdawała sobie sprawy z tego, że nam na nim zależy i robił co chciał. My nie
potrafiłyśmy natomiast przyznać, że w dużym stopniu się dla nas liczy.
- Szybko się wyniósł – Konstantin
położył pudło na ziemi i odwrócił się w moją stronę. – Czas szybko zleci i
wróci, zobaczysz.
- Wiesz, Ida nie chce żeby wracał,
więc może lepiej będzie jak nie pokaże się jej więcej na oczy.
- A ty, czego chcesz? – wzruszyłam
ramionami, nie wiedziałam. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć na to pytanie,
przynajmniej w tym kontekście.
- Teraz chcę, żebyś ze mną
pomieszkał, więc rozpakuj się, a potem zamówimy coś do jedzenia, bo nie
zrobiłam zakupów.
- To pójdziemy razem na te zakupy,
dobrze nam to wychodzi. Ciekawe, czy bylibyśmy dobrym małżeństwem…
- Cupko!
- No co? Tak tylko myślę.
***
Chciałam mieć trochę świętego
spokoju, naprawdę. Chciałam położyć się na łóżku i trochę powzdychać, żeby
przywrócić normalną barwę moim policzkom i zapomnieć o kolejnym upokorzeniu. Że
też znowu musiałam zrobić z siebie idiotkę! Najpierw te smsy, teraz to… Los
mnie nie oszczędza. Może lepiej, gdy rodzice się nie zgodzą na moją
przeprowadzkę. Wtedy będę mieć święty spokój z siatkarzami i innymi problemami
z nimi związanymi.
Przymknęłam oczy, leżąc tyłem do
drzwi i zastanawiając się czy powinnam tak uciekać. Znaczy wiem, że nie
powinnam, ale może wypadałoby tam wrócić i posiedzieć z nimi? Nigdy nie
izolowałam się od ludzi, zawsze wolałam przebywać w towarzystwie. Ale nie
lubiłam tego jak robiłam coś głupiego przy ludziach. Leżałam na skraju łóżka,
kiedy nagle, ni stąd ni zowąd coś rąbnęło. Podskoczyłam na łóżku, czego skutkiem
był upadek na cztery litery, bo leżałam za blisko brzegu. Nie wiedziałam co się
stało, więc schowałam się za łóżkiem, wystawiając tylko oczy, bojąc się tego,
co ewentualnie zobaczę. Albo kogo. Po chwili zorientowałam się, że moje
barykady puściły i krzesło leży w częściach. Boże! Jeszcze nie widziałam
nikogo, kto potrafiłby wyłamać drzwi…
- Nie wyjdziesz się przywitać? –
usłyszałam jego głos i walnęłam się w czoło. Dlaczego nie wpadłam na to, że to
może być on? – Paula, no wychodź. Przyniosłem ci ciastko. – stał w jednym
miejscu, bo nie słyszałam żadnych kroków. Dopiero kiedy pojawił się obok mnie z
wyciągniętym talerzem na ręce i z pięknym uśmiechem na twarzy. Wstałam z
podłogi, zauważając, że nawet do ramienia mu nie dorastam. – Czekałem aż się odezwiesz, naprawdę.
Inaczej nie dałbym ci tego numeru.
- Naprawdę? – przytaknął, po
czym zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Odłożył talerzyk na łóżko
i mocno mnie przytulił. Byłam tak zaskoczona, że prawie zapomniałam oddychać.
- Ale ty jesteś malutka. –
uderzyłam go w ramię, w ten sposób protestując. Nie lubiłam, kiedy ktoś porusza
temat mojego wzrostu, zwłaszcza jeżeli go to bawi. – I waleczna.
- Gdzie masz swoje ciastko? –
zapytałam cicho, jakby to była tajna sprawa rangi rządowej. Po raz pierwszy
podniosłam wzrok i widziałam coś innego niż mięśnie i koszulkę. Spojrzałam mu w
oczy.
- Pewnie już mi je zjedli,
głodomory. Ale twoje jest ocalone.
- Podzielę się z tobą –
powiedziałam i przekroiłam kawałek na pół. Na mniejsze pół dla mnie i większe
dla niego. Nigdy nie byłam dobra z matematyki.
– Trzymaj – podałam mu talerzyk z jego częścią, zjadając swoją.
- Dzięki. I apetyt też masz –
zaśmiał się krótko, ścierając palcem cukier puder z mojego nosa. Z pewnością
zrobiłam się czerwona jak jego koszulka, ale jakoś mnie to nie przerażało. Już
nie. – Wrócimy do nich? Na pewno
stworzyli sobie niesłychanie pikantną historię…
- Przestań! Gorszysz mnie, mam
siedemnaście lat. – powiedziałam hardo,
jak to zawsze w takich przypadkach.
- Wyglądasz na mniej –
powiedział odrobinę rozbawiony sytuacją. Zaparłam się pod boki, stukając stópką
w podłogę.
- Zbychu, bo zjem ci ciastko! –
zagroziłam, po czym brunet podniósł ręce w geście poddania. Podeszłam do drzwi
oglądając klamkę, na szczęście wyszła z tego bez szwanku, czego nie można było
powiedzieć o krześle. – Ciekawe co Bartek na to powie – wskazałam na resztki
krzesła na podłodze.
- Nie pierwsze i nie ostatnie.
Odkąd Bartek zgubił klucz to chyba czwarte krzesło w szczątkach.
- A już myślałam, że jestem
genialna i zapewniłam sobie trochę świętego spokoju.
- Ode mnie? Na pewno nie. Tym
bardziej, że od przyszłego sezonu gram w Skrze.
– mrugnął porozumiewawczo, po czym przepuścił mnie w drzwiach.
- To nie jest powiedziane, że
się tu przeniosę.
- A przenosisz się?
- To zależy, czy rodzice się
zgodzą – na twarzy Zbyszka pojawił się cień zamyślenia. W końcu, niczym
Pomysłowy Dobromir, pstryknął palcami, oświadczając w ten sposób, że wpadł na
jakiś pomysł. – Słucham, geniuszu.
- A jeżeli odstawię przed nimi
szopkę, że kocham cię nad życie i usycham bez ciebie?
- Tym bardziej się nie zgodzą –
przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju. Chociaż z drugiej strony…. Chciałabym
to zobaczyć!
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz