Dzisiejsza część jest znacznie dłuższa dlatego, że wyjeżdżam na dwa tygodnie :)
Miłego czytania
Wiśnia.
Siedzieliśmy przed telewizorem, oglądając jakiś durny film.
Oparta o ramię Bartka i z nogami przewieszonymi przez jego kolana, drzemałam
sobie w najlepsze. Teraz kiedy miałam go blisko siebie mogłam spać spokojnie,
wiedząc, że następnego dnia rano znajdę go gdzieś w mieszkaniu i przywita mnie
tym swoim cudownym uśmiechem.
- Młoda z Zibim przyszli – szepnął mi do ucha. Otwarłam
oczy i zobaczyłam ich jak siedzą razem na podłodze, w miarę zadowoleni. – Chyba
doszli do porozumienia.
- Zaraz zobaczymy do jakiego rodzaju porozumienia - mruknęłam, uśmiechając się chytrze. – Ej,
ja się pójdę chyba położyć. Młoda, śpimy razem. – oświadczyłam pewnie, wstając
z kanapy jednocześnie się przeciągając. Zdecydowanie wolałam siedzieć na
bartkowych kolanach.
- Co? – wykrzyknęli jednocześnie Bartek, Młoda i… Zibi.
- Musicie się wyspać, zmęczeni jesteście. A łóżko w sypialni
jest duże, więc się zmieścicie. No chyba, że chcecie z Kubiakiem i Kubą tutaj –
leciutki szantaż emocjonalny nie zaszkodzi. Wiedziałam, że nie będą chcieli
spać w salonie, bo to nie oznaczało spania. Jarosz i Kubiak zawsze mieli w
sobie tyle werwy, że mogli we dwójkę zastąpić bełchatowską elektrownię.
- To ja idę zająć łazienkę – zanim zdążyłam się zorientować,
Paula już była w łazience i brała prysznic.
Bartek nie był zbytnio zadowolony z tego, że ma spędzić noc z Bartmanem,
ale niestety musiał. Wolałam przypilnować tą dwójkę, żeby nie wyszło potem
jakieś małe, drące się coś. Tak na wszelki wypadek.
- To dobranoc – pocałowałam Bartka w policzek i zniknęłam,
słysząc tylko Zbyszkowy głos:
- Tylko śpisz z dala ode mnie!
***
W mieszkaniu zrobiło się cicho,
co oznaczało, że panowie padli jak muchy ze zmęczenia. Nie mogłam wyobrazić
sobie, śmiejąc się w duchu, jak Zbyszek i Bartek rozwiązali sprawę jednego
łóżka… Ale to już ich problem, nie mój. Ja sobie leżę wygodnie w łóżku, mając
obok siebie śpiącą przyjaciółkę. Jednak nie mogę zasnąć. Mam w sobie tyle
emocji, że trudno wyrzucić mi niektóre myśli z głowy. Zwłaszcza te dotyczące
Zbyszka i naszej rozmowy. Chyba wyszliśmy na prostą, co niezmiernie mnie
cieszyło. Poczułam ulgę, kiedy powiedział, że czekał aż się odezwę i kiedy
obmyślił genialny plan jak przekonać moich rodziców. A raczej jak tego nie
zrobić. Mimowolnie się uśmiechnęłam przymykając oczy. Przecież jeżeli dobrze pójdzie
przez następny rok będę mogła być blisko niego. Nawet nie wiem kiedy powieki
same spadły na moje oczy. Słyszałam tylko dziwne szuranie po podłodze, ale
byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły sprawdzić co to.
***
Położyłam się na swoim łóżku, będąc
w stanie skrajnego wyczerpania fizycznego i psychicznego. Chciałam wreszcie się
wyspać, zapomnieć o ostatnich dniach i żyć swoim życiem, mieszkając razem z
Cupko. Zrobiło mi się trochę smutno, mimo że się wprowadził, bo już niedługo
będzie musiał wrócić do swojego mieszkania. Nie chciałam zostawać sama, nie
mogę zostać sama. A Młoda… co z nią, nie wiadomo.
Właśnie zasypiałam, kiedy usłyszałam
jakieś dźwięki z kuchni. Mruknęłam niechętnie, słysząc jak Cupko krząta się po
kuchni. Tłukł się szklankami, lodówką trzasnął, normalnie jakby był u siebie.
- Cupko, idźże spać w końcu! –
krzyknęłam zaspana, nakrywając głowę poduszką. Usłyszałam jak dwumetrowy,
sympatyczny człowiek drepta do mojego pokoju, po czym skrzypnęły drzwi.
- Kiedy ja nie mogę spać! – zabrzmiał
jak kilkuletni chłopiec, tak cholernie słodko i bezsilnie. Jeżeli chciałam się
wyspać, to musiałam coś z tym zrobić. Przesunęłam się pod ścianę, choć
nienawidzę spać pod ścianą i poklepałam miejsce koło siebie. Nie patrzyłam na
niego, bo nie miałam siły otwierać oczu, ale wiedziałam, że się ucieszył.
Zgasił światło w kuchni i przydreptał z powrotem. Łóżko ugięło się pod jego
ciężarem, a kiedy zasypiałam, słyszałam jego lekkie chrapanie, co również
wydało mi się słodkie.
***
Coś za
wcześnie zrobiło się cicho, pomyślałam sobie, nie mogąc zasnąć. Młoda pewnie
już spała, bo nie słyszałam żadnych oznak przytomności z jej strony.
Westchnęłam cicho, przekręcając się na bok. To nie był dobry pomysł, mogłam
zostać w naszej sypialni. Tak bardzo się za nim stęskniłam, a teraz dobrowolnie
spędzałam noc nie mając go u swojego boku, bez obejmującej mnie bartkowej ręki
i przyjemnego łaskotania w szyje przez jego spokojny oddech. Głupia Ida!
Przecież Zbyszek chyba nie jest z tych, co zmusza dziewczyny do… stop. Zapędziłam
się trochę.
Przymknęłam
oczy, próbując zasnąć, jednak nachodziło mnie za dużo myśli. Nie myślałam już o
niczym złym, przykrym, negatywnym. Moje myśli krążyły wokół sukcesu moich
przyjaciół, Bartka i naszego wspólnego życia, moich studiów, które mam niedługo
zacząć. Jestem szczęśliwa, tak, w końcu mogę tak powiedzieć. Związek z Bartkiem
jest czymś o czym marzy każda dziewczyna, jest idealny i wyśniony. Wszystko się
układa po naszej myśli. Teraz, w tym momencie, kiedy dochodzę do takich
wniosków, pojawia się jedna niepokojąca kwestia. A co jeżeli jest zbyt
idealnie? Jeżeli nagle przytrafi się nam coś, czego nie będziemy mogli
przeskoczyć, co będzie nas stopniowo niszczyć? Potrząsnęłam głową, żeby szybko
odrzucić ją na bok i zapomnieć, że kiedykolwiek mnie nawiedziła. Jestem głupia,
naprawdę, jest cudownie, a ja narzekam! To chyba najwyższy czas, żeby zasnąć. Jeszcze
jeden spokojny oddech i… Nic. Znaczy coś się zaczęło dziać. Ktoś chodził po
mieszkaniu i oczywiście mój umysł nie pozwolił mi nie sprawdzić tego przed
pójściem spać. Leżałam spokojnie na łóżku, czując, że zaczyna mi się to nie
podobać. W drzwiach zobaczyłam zbliżający się cień. Moment później, coś
szurając kapciami weszło do pokoju. Gdybym mogła, to zaczęłabym się śmiać,
wręcz zaniosłabym się śmiechem. Oczywiście doskonale znałam tą postać, która
nas odwiedziła, a ta postać doskonale znała mnie. Ciągnęła za sobą
prawdopodobnie naszą kołdrę, którą potem upuściła na ziemię obok łózka. Nie
dałam poznać po sobie, że nie śpię, bo czekałam na rozwój wydarzeń. Postać położyła
się na przygotowanym posłaniu i westchnęła. A ja liczyłam na dalszy rozwój
wydarzeń… Przekręciłam się na brzuchu i wystawiłam głowę za łóżko. On spał!
Zasnął, od tak! I kiedy myślałam, że już nic mnie nie spotka, jego wielka ręka
ściągnęła mnie z łóżka, układając sobie moją głowę na jego klatce piersiowej.
- Wariowałem
bez ciebie – mruknął mi do ucha, przytulając mnie mocno. Tego brakowało mi
najbardziej przez te wszystkie dni – jego mocnego uścisku i rytmu bicia jego
serca, który przyspieszał na mój widok. Teraz sen przyszedł w zaskakująco
szybkim tempie.
***
Kiedy się obudziłam, zauważyłam,
że jestem sama w pokoju. Wydało mi się to co najmniej dziwne, bo w mieszkaniu
było strasznie cicho, jakby wszyscy jeszcze spali. Nie wiedziałam gdzie wywiało
Idę. Przewróciłam się na bok, szukając telefonu, bo to właśnie on mnie obudził.
Nie było go na łóżku, więc pomyślałam, że spadł na podłogę. Położyłam się na
brzegu od mojej strony i zaczęłam wodzić ręką po podłodze. Tam go też nie było.
Wmawiając sobie, że to jest kompletnie bez sensu, przeszłam na stronę Idy i
zrobiłam to samo. Spuściłam rękę na dół i natrafiłam na coś.
- Dźgnęłaś mi do oka – mruknęło
coś na dole, więc od razu się wychyliłam. Na podłodze spał Bartek z Idą. Znaczy
Bartek już nie spał, bo go obudziłam, ale Ida nadal była pogrążona we śnie i
przytulona do Bartka.
- Przepraszam – mruknęłam cicho
speszona – Nie wiedziałam, że tu jesteś.
– wstałam z łóżka po cichu i rozglądnęłam się po pokoju. Przecież ten
telefon musi gdzieś być, pomyślałam, przecież słyszałam jak dzwoni. Dostrzegłam
go dopiero jak zadzwonił jeszcze raz. Leżał na parapecie przy oknie. Wzięłam go
i szybko wyszłam na palcach z pokoju, żeby dać im pospać. Usiadłam w kuchni
przy stole i odebrałam. – Cześć tato. – czułam, że ta rozmowa nie będzie miła. Znowu
potraktują mnie jak małolatę, która nie wie czego chce i jest jeszcze
dzieckiem. A ja mam już siedemnaście lat i potrafię o siebie zadbać. Zapewne
skończy się na tym, że będę musiała wrócić do domu i nie będę mieć nic do
gadania.
- Mama mówiła mi o twoim
pomyśle. – usłyszałam twardy głos ojca –
Naprawdę chcesz wyjechać?
- Tak, tato. Chcę być razem z
przyjaciółmi i grać, mają tutaj dobre programy sportowe. Wiem, że pewnie wydaje
wam się to bez sensu, ale chciałabym się tutaj uczyć. – po drugiej stronie usłyszałam tylko ciche
westchnięcie.
- Rozumiem, że nie zmienisz zdania,
tak?
- Nie, nie zmienię –
powiedziałam cicho, czując, że jestem bliska płaczu. Płaczu z rozczarowania,
którego byłam świadoma od początku tej rozmowy, nawet wcześniej.
- Więc musimy to zaakceptować.
Nie możemy zatrzymywać cię na siłę. Musisz wiedzieć, że mama jest temu
przeciwna i nie chce, żebyś była daleko od domu. Ale ja myślę, że jesteś prawie
dorosłą osobą i wiesz co robisz i robisz to na własną odpowiedzialność. Mama
mówiła, że wspominałaś o mieszkaniu z jakąś koleżanką.
- Z Adą, to o nią chodzi. Ada
wynajmowała mieszkanie z… inną koleżanką, ale tamta ją wystawiła i teraz
została sama. Szuka współlokatorki.
- Chciałbym spotkać się z nią i
zobaczyć to mieszkanie. Termin nie gra roli. Kiedy zamierzasz wrócić?
- Choćby zaraz, żeby zabrać
resztę rzeczy – na początku myślałam, że śnię i że jeszcze się nie obudziłam.
Ale kiedy uszczypnęłam się w ramię, stwierdziłam, że to dzieje się naprawdę, że
oni pozwalają mi na to, żebym się przeniosła. Zaczęłam płakać i taką zastał
mnie Zbyszek. Rozłączyłam się, bo nie chciałam, żeby tata słyszał jakieś męskie
głosy w tle. Siedziałam sobie i płakałam, sama nie wiedząc nad czym.
- Mała, co jest? Coś się stało?
– kucnął przede mną, chcąc dowiedzieć się co się dzieje. Otarłam łzy z
policzków, po czym wzruszyłam ramionami. Zbyszek mnie przytulił, głaszcząc po
głowie. Całkiem jak starszy brat, co bardzo mi się spodobało.
- Wiesz, że pozwolili mi się
przenieść? – od razu mnie od siebie odsunął, a na jego twarzy pojawił się
wielki uśmiech.
- To świetna wiadomość, tylko dlaczego
płaczesz?
- To chyba tak na zapas.
Myślałam, że mi nie pozwolą i zaczęłam beczeć. Zaskoczyli mnie.
- Cieszę się, że zostajesz-
mruknął pod nosem, jakby chciał, żebym tego nie usłyszała. Więc udawałam, że
nie słyszę. Wpadł mi do głowy pewien pomysł…
- Mam ochotę coś zrobić, ale
myślę, że to się wam nie spodoba.
- Zrób to, przekonamy się –
skoro dostałam pozwolenie, to nie mogłam się powstrzymać. I takim sposobem kilka sekund później wszyscy
w mieszkaniu i prawdopodobnie w bloku też usłyszeli okropny pisk i inne
wrzaski, które mu towarzyszyły. Jestem taka szczęśliwa, pomyślałam i zaczęłam
tańczyć na środku kuchni, a co!
***
- Rany boskie, Bartek, coś się dzieje! Wstawaj szybko! –
zaczęłam nim potrząsać, bić go, żeby tylko wstał, a ja szybko pobiegłam do
kuchni. Słyszałam, że wyleciał za mną z przerażoną miną. Spodziewaliśmy się
wszystkiego – włamania, kradzieży, rodzącej kobiety w naszej kuchni, ninja… Ale
nie spodziewaliśmy się tego, co zobaczyliśmy. Nie byliśmy pierwsi na miejscu
zdarzenia, przed nami z salonu wybiegł Kubuś.
- Gdzie się pali? – zapytał półprzytomny, opierając się o
ścianę – Zawiadomiliście straż?
- Kubuś, nie trzeba wzywać straży – wymamrotałam, widząc jak
Młoda ze Zbychem tańcują w kuchni, strasznie się z czegoś śmiejąc. Prawdopodobnie
z nas, bo dalej nie wiedzieliśmy o co chodzi i wpatrywaliśmy się w nich z
dziwnym wyrazem twarzy i wytrzeszczonymi oczami. Zauważyłam, że Paula zarówno
płacze jak się śmieje.
- Eee… Stało się coś? – zapytałam, chcąc wreszcie się czegoś
dowiedzieć. Ona podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję, aż się zachwiałam.
Dobrze, że Bartek stał zaraz za mną i mnie przytrzymał.
- Zostaję, zostaję, zostaję! – krzyczała jak opętana.
- Rodzice pozwolili ci się przenieść? – zapytałam, żeby się
upewnić.
- Tak, tata dzwonił i zgodzili się… Właściwie to on się
zgodził, ale to wystarczy! - nie
pamiętam, żebym widziała ją bardziej zadowoloną. Zbyszek oparł się o stół,
kręcąc głową z niedowierzania, kiedy zobaczył ten wulkan energii.
- To świetnie, naprawdę, genialnie – odetchnęłam, kiedy
usłyszałam, że nie stało się nic złego. Oparłam się o Bartka, czując jak mnie
obejmuje. Tak się martwiłam, a wszystko było w najlepszym porządku, a nawet
lepiej.
- A gdzie jest Michał? – zapytał Bartek, zauważając
nieobecność Kubiaka. Jarosz zdziwiony obejrzał się za siebie, myśląc, że jego
kolega przyszedł zaraz za nim, ale nikogo za nim nie było. Wkroczyliśmy do
salonu, gdzie tej nocy urzędowali siatkarze i zastał nas słodki widok. Otóż
Misiu leżał na brzuchu na podłodze, pod głową miał zwiniętą poduszkę z kanapy, a pod ręką wielkiego pluszowego
słonia, który należał do mnie. Buźkę miał lekko rozchyloną i chrapał sobie w
najlepsze. Nim zdążyłam się zorientować,
Kubuś położył się obok niego i zaczął go smyrać po karku.
- Kochanie… Pora wstawać… - mruczał mu do ucha seksownym
głosem, a ż o mało nie parsknęłam śmiechem. – Kogut już piał…. Trzeba krowy
wydoić…. – Michał uśmiechnął się, a
potem nagle skrzywił i otworzył oczy.
- Jakie krowy? – zapytał sam siebie, po czym odwrócił się do
Jarosza i dziko wrzasnął. Odsunął się od niego, zasłaniając moim słonikiem.
- Nie śpij, bo ci dziecko podrzucą – powiedział Jarosz z
uśmiechem na ustach. Zanosiliśmy się śmiechem, patrząc na wrobionego Kubiaka,
po czym Bartek dodał:
- Albo krowę.
***
Dawno się tak nie wyspałam jak tej
nocy. Spałam twardym snem i wątpię, że ktoś dałby radę mnie obudzić. Kiedy
otworzyłam oczy poraziło mnie światło słoneczne, co oznaczało, że jest już
późno. W mieszkaniu było cicho, więc zapewne Cupko gdzieś przepadł. Na łóżku
leżała tylko poduszka mojego przyjaciela, ale po jego osobie nie było żadnego
śladu. Podniosłam się z łóżka i opuściłam stopy na podłogę. Dopiero wtedy
zauważyłam, że jest jednak jakiś ślad jego obecności. Na podłodze, z powodu
braku jakiegokolwiek stolika w moim pokoju, leżał duży talerz z kanapkami i
karteczka.
- „Poszedłem sobie pobiegać, a Tobie
żonciu, zrobiłem śniadanko J Mężuś” – przeczytałam na
głos i parsknęłam śmiechem. Typowe żarty Konstantina, ja już mu pokażę żoncię
tak, że mnie popamięta. Spojrzałam na ten talerz i cicho westchnęłam. To był
naprawdę słodki gest z jego strony, zwłaszcza, że rano budzę się piekielnie
głodna. Paradoksem jest to, że nie jadam śniadań, ale tym razem zrobiłam
wyjątek i pochłonęłam wszystkie kanapki. A liścik schowałam na pamiątkę.
Też chciałam mu zrobić jakąś
niespodziankę, więc chwilę po zjedzeniu posiłku znalazłam się w kuchni,
zaglądając do lodówki i myśląc, co by upichcić. Nie za bardzo chciało mi się
piec kolejne ciasto, choć jabłka kupiliśmy. Postanowiłam usmażyć mu trochę
naleśników, nutella była w szafce tak samo jak dżem truskawkowy, więc powinno
mu smakować.
Kiedy zaczynałam smażyć naleśniki,
usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Po cichu, jakby się bał, że kogoś obudzi.
Jednak kiedy usłyszał hałas z kuchni i poczuł zapach przyrządzanego przeze mnie
dania, nie omieszkał zaznaczyć swojej obecności.
- Kochanie, wróciłem! – wrzasnął,
pojawiając się w kuchni. O mało patelni nie upuściłam, tak mnie wystraszył. Ale
nie tym wrzaskiem, tylko tym, jak wyglądał. – Czemu się śmiejesz? – zapytał,
spoglądając na mnie zdziwiony. Jednak ja nie mogłam słowa wydusić w tym
temacie.
- Robię ci naleśniki, mężusiu. –
mruknęłam cicho, czując jak łzy spływają mi po twarzy, tak się śmiałam. –
Dziękuję za śniadanie. Postanowiłam się odwdzięczyć. – położyłam na stole
talerz z dwoma naleśnikami przełożonymi nutellą.
- Ja mogę tak codziennie –
powiedział zadowolony do granic możliwości, zacierając ręce.
- Nie przyzwyczajaj się. W końcu
niedługo będziesz musiał wrócić do siebie. – od razu posmutniał i zrobiło się
strasznie poważnie. Popatrzył na mnie i wysunął stołek obok siebie. Usiadłam,
czekając co ma do powiedzenia.
- Nie zostawię cię tu samej. Jeżeli
Młoda będzie musiała wracać do domu, to zostanę z Tobą. I nawet nie próbuj mnie
przekonywać, żebym się wyprowadził. Przynajmniej na razie. Dobrze mi to z Tobą,
przyjaciółko.
- Mi też, przyjacielu. – pstryknęłam
go w nos i wróciłam do smażenia naleśników, a Cupko pochłaniał swoją porcję.
Uśmiechnęłam się pod nosem, to co powiedział, było bardzo miłe. Właściwie było
czymś najmilszym o czym ostatnio słyszałam. Jego dziewczyna będzie okropną
szczęściarą, pomyślałam, po czym podałam mu kolejną porcję. Oczywiście nie
chodziło mi o to, że będzie spędzać poranki przy patelni, smażąc naleśniki.
***
Zjedliśmy śniadanie i
chłopcy zaczęli się zbierać. W końcu musieli wrócić do domu, do swoich
bliskich, żeby pokazać, że z kolejnego turnieju wyszli bez szwanku. Zwinęli
swoje obozowisko z salonu, Zbyszek zabrał swoje rzeczy z naszej sypialni i
chwilę potem zniknęli.
Sprzątałam właśnie po śniadaniu, kiedy do kuchni wszedł
Bartek. Usiadł przy stole, nic nie mówiąc. Tylko patrzył na mnie, jakbym była
nie lada atrakcją naszej kuchni. Przyzwyczaiłam się mówić na to miejsce, na
mieszkanie, że jest nasze, choć wcale tak nie jest. Mieszkanie należy do
Bartka, ja tylko z nim mieszkam. Jednak nie mogłam się powstrzymać, bo kiedy
tak mówiłam, czułam, że jest przed nami jakaś przyszłość. To głupie, ale taka
jest prawda. Dopiero, kiedy usiadłam naprzeciw niego, zobaczyłam co trzyma w
ręce.
- To ten? – zapytałam cicho, wpatrując się w małą rzecz, w
małą złotą rzecz, którą trzymał w dłoni. Przytaknął i położył go na mojej
dłoni. Był bardzo lekki, nigdy nie przypuszczałam, że jest aż tak lekki.
Obróciłam go w dłoni, wpatrując się w niego z uśmiechem. To co teraz trzymałam
w dłoniach, było spełnieniem marzeń dla bardzo wielu osób, dla kibiców, którzy
byli z nimi na dobre i na złe. Było spełnieniem marzeń także dla mnie, marzyłam
o tym, żeby nadszedł taki dzień, kiedy nasza drużyna będzie najlepsza, kiedy to
o nas będą mówić – to ci niepokonani. Teraz to marzenie się spełniło, kiedy
mogłam potrzymać w ręce złoty medal olimpijski.
- Jest Twój – powiedział, kiedy chciałam mu go oddać. –
Grałem tam dla ciebie i chcę, żebyś to ty go miała. – spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie mogę tego przyjąć, dobrze o tym wiesz. To jest dla
ciebie zbyt cenne, ja…
- Ty jesteś dla mnie najcenniejsza, to nie podlega żadnej
dyskusji. Przyjmij go, proszę. Wprawdzie muszę go założyć dzisiaj jak pojadę na
obiad do prezydenta, ale po za tym jest Twój.
– wziął medal i zawiesił mi go na szyi. – Na tobie wygląda znacznie
lepiej niż na mnie. Powinienem wziąć się ze sobą, jako najdroższy statyw świata. – posadził mnie sobie na kolanach, przytulając
do siebie. Nadal nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc milczałam.
***
Wszyscy się na nas gapili jak na
kosmitów po tym szalonym tańcu w kuchni, ale zapomnieli o całym zdarzeniu,
kiedy zainteresowali się śpiącym Kubiakiem. On dopiero zasługiwał na
zainteresowanie! Zjedliśmy wspólnie śniadanie i chłopcy zdecydowali, że
najwyższa pora wracać do domu.
- Muszę jechać po garnitur, bo
po południu jesteśmy umówieni z prezydentem. Kurczę, nie wiedziałem jak to
dziwnie brzmi – być umówionym z prezydentem. – siedziałam na łóżku, kiedy
pakował swoje rzeczy. Dużo ich nie było, więc szybko skończył. Wzruszył
ramionami, po czym usiadł koło mnie. – Będę się zbierał, mała. Bądź grzeczna i
nie oglądaj się za facetami.
- A niby dlaczego nie? - zapytałam żartobliwie, zakładając ręce na
klatce piersiowej. Zbyszek popatrzył na mnie, a na jego twarzy pojawił się jego
słynny uśmiech.
- Bo niedługo wrócę. – powiedział poważnym tonem, po czym dodał –
Naprawdę cieszę się, że zostajesz.
- To dobrze, bo ja też się cieszę.
Bezpiecznej podróży – trochę speszona przytuliłam go mocno, na tyle, na ile
dałam radę, po czym się od niego odsunęłam. Pstryknął mnie w nos, na co się
skrzywiłam i zabierając torbę, wyszedł z pokoju. Kubiak już na niego czekał,
Kubuś pewnie wyszedł wcześniej i nawet się nie pożegnał. Muszę mu to wypomnieć
następnym razem. Siatkarze wyszli z mieszkania, Zbyszek zdążył mi jeszcze
pomachać, przed zamknięciem drzwi.
Bartek siedział w sypialni, Ida
sprzątała w kuchni, a ja nie miałam co ze sobą zrobić. Wróciłam do swojego
tymczasowego pokoju, żeby zadzwonić do Ady. W końcu musiałam jej przekazać
radosną nowinę oraz tą mniej radosną, że mój ojciec chce się z nią spotkać i
zobaczyć mieszkanie.
- Cześć Paula – usłyszałam po drugiej stronie,
a potem coś w rodzaju ‘Cupko, masz już dość naleśników, ja też chce jednego
zjeść’, co nie było skierowane do mnie. Przynajmniej mogłam wywnioskować, że
dobrze im się razem mieszka, skoro już zajadają się naleśnikami. – Przepraszam,
ale musiałam poskromić orangutana. – zaśmiałam się krótko, kiedy usłyszałam
określenie Konstantina.
- Chciałam ci powiedzieć, że
rodzicie się zgodzili i mogę przenieść się do Łodzi! – nie mogłam ukryć
entuzjazmu, kiedy jej o tym mówiłam.
- To cudownie! Kiedy się
wprowadzasz? – po tym pytaniu w tle dało się usłyszeć straszny łomot i ciche
przekleństwo Ady. – To tylko Cupko. No, to kiedy się wprowadzasz?
- Niedługo. Tylko najpierw mój
tata chce się z tobą spotkać i zobaczyć mieszkanie.
- Dobrze, nie ma sprawy. Kiedy
przyjedzie?
- Kiedy tobie pasuje.
Powiedział, że się dostosuje.
- To może po jutrze? Miejmy już
to z głowy. Posprzątam, dopilnuje, żeby rzeczy Konstantina się nie walały po
łazience i będzie git.
- Dobra, w takim razie dam mu
znać. Nie pozabijajcie się tam nawzajem.
- O to się nie martw. Pa. – Ada
się rozłączyła, a ja wysłałam tacie smsa z datą i adresem mieszkania
przyjaciółki. Nie chciałam do niego dzwonić, jeden telefon dziennie jest
wystarczający. Wyszłam do kuchni, żeby się czegoś napić. Zrobiłam to na tyle
cicho, że Ida z Bartkiem nie zorientowali się, że stoję w progu. Uśmiechnęłam
się, tak ładnie ze sobą wyglądają. Muszą naprawdę się kochać. I pomyśleć, że
stało się to tak szybko…
- Nie chcę przeszkadzać, wezmę
sobie tylko coś do picia. – powiedziałam z zamiarem szybkiego zniknięcia z
kuchni.
- Nie przeszkadzasz, siadaj z
nami – wcześniej nie przypuszczałam, że z Bartka jest taki miły chłopak. Teraz
mogłam mówić o nic w samych superlatywach, jak o ideale. Bardzo go polubiłam, z
resztą ja zawsze go lubiłam. Tylko dopiero niedawno go poznałam. Zauważyłam, że
Idzie zwisa coś z szyi, co bardzo mnie zainteresowało.
- Czy to…? – nie mogło mi to
przejść przez gardło, jakby dalej w to nie wierzyła. Jednak to wszystko okazało
się prawdą, która już przeszła do historii. Ida przytaknęła, a Bartek ściągnął
jej z szyi złoty krążek. Wzięłam go do ręki, czując jak przez myśli przelatują
mi wszystkie te momenty, w których szalenie kibicowaliśmy chłopakom, te
momenty, kiedy łamało nam się serce, gdy ktoś mówił o nich złe rzeczy i ich
krytykował. Takie małe coś, a cieszy tak wiele ludzi nie tylko w Polsce, ale i
na świecie. – Jest piękny –
powiedziałam, oddając go Bartkowi. Ten zawiesił go z powrotem na szyi swojej
dziewczyny.
- Ale nie tak piękny jak moja
dziewczyna – powiedział, kryjąc się za jej plecami. Ida zaczęła się śmiać, po
czym mruknęła coś na temat, że przesadza, ale nie słyszałam dokładnie. Całkiem
odpłynęłam pogrążając się w marzeniach, myśląc o tym, że kiedyś też chciałabym
mieć taką rzecz, złoty medal olimpijski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz