Zadziwiające było to, że naprawdę do tej Spały dotarliśmy.
Co z tego, że była czwarta nad ranem, lało jak z cebra i Adrian zasypiał na
stojąco? Ważne, że stanęliśmy przed ośrodkiem cali i zdrowi. Jak na nas, to był
naprawdę wielki wyczyn. Z naszych prywatnych, konspiracyjnych obliczeń
wynikało, że panowie już przebywają w ośrodku. Jednak nie chcieliśmy, żeby nas
wzięli za jakiś porombańców, którzy dzwonią do nich nad ranem i proszą, żeby im
otwarli drzwi. Poinformowani byliśmy o tyle, o ile, że nasz pokój już na nas
czeka, całkiem niedaleko od najważniejszego pokoju w ośrodku. Pytanie
pozostawało, kto ten pokój zajmował? Jednak tego już nam Paweł nie powiedział.
Próbowaliśmy się domyślić, stawiając na Pawła Zagumnego czy Krzyśka Ignaczaka,
ale nie byliśmy w stu procentach pewni.
Więc czekaliśmy grzecznie w samochodzie przed ośrodkiem, aż
wybije godzina siódma rano. Wtedy panowie mieli schodzić na śniadanie, więc
przy okazji mogliby dać nam klucz od pokoju. Z racji tego, że Adrian spał o tej
porze jeszcze jak zabity, musiałam sama się tym zająć. Wygrzebałam mu z
kieszeni telefon i wybrałam z kontaktów numer Zatora.
- Witam zacnego kolegę!
- Zacną koleżankę, Pawełku. Zacny kolega śpi, a ja
pomyślałam, że byłbyś może tak dobry i dał nam klucz do pokoju.
- Będę tak wspaniałomyślny i wydam jakże ważny klucz. Gdzie
teraz jesteś?
- Aktualnie otwieram drzwi od samochodu i wysiadam. Kurde,
wpadłam do kałuży! – po drugiej stronie usłyszałam głośny śmiech – Lepiej się
nie śmiej, bo poznasz moją drugą twarz.
- Masz dwie osobowości?
- Tak, a jedna z nich do seryjny zabójca. Idę do ośrodka.
Trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam, chcąc obudzić
śpiącego księcia. Efekt był jaki był, Adi się zerwał i uderzył się o coś w
głowę. Zostawiłam go samego i podążyłam do ośrodka, próbując zapomnieć, że
przed chwilą całkowicie przemoczyłam sobie buty. Weszłam głównymi drzwiami,
uśmiechając się do pani w recepcji. Stanęłam sobie pod bliżej nieznanym mi
gatunkiem wielkiego kwiatka, przypominającego drzewo.
- Misiek, patrz! Tej rzeźby tu wczoraj nie było!
- Ech, Zibi, trzeba było tyle nie pić, to byś ją zauważył –
odwróciłam się w kierunku głosów, widząc dwójkę przyjaciół z Jastrzębskiego
Węgla.
- Chyba obaj wypiliście za dużo, bo stoję tutaj góra pięć
minut. Nie widzieliście może Pawła Zatorskiego? – starałam się zachować
normalnie, jakby każdy zwykły człowiek porównywał mnie do rzeźby stojącej w
spalskim ośrodku. Próbowałam też nie zwracać uwagi na to, że panowie
prawdopodobnie byli na kacu pierwszego dnia zgrupowania.
- A co ty chcesz od Pawła? – zapytał Zibi z wielkim
zdziwieniem. Wypuściłam głośno powietrze, po czym udzieliłam mu, mam nadzieję,
satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Klucz do pokoju.
- Będziesz mieszkać z Pawłem?! – tym razem zadali pytanie
obaj równocześnie. Całe szczęście, że obiekt, którego poszukiwałam, właśnie
pojawił się na horyzoncie i nie musiałam odpowiadać na więcej ich pytań.
Wyminęłam ich bez słowa i podeszłam do Pawła, który już machał mi na powitanie.
- Wiesz, myślałam, że oni są bardziej inteligentni –
powiedziałam, wskazując na dwóch przyjmujących, którzy wgapiali się we mnie z
otwartymi ustami. Paweł wzruszył ramionami.
- Impreza była wczoraj. Muszą się trochę otrząsnąć.
- Masz na myśli, wytrzeźwieć?
- Ciii! – zatrzymał się, rozglądając po korytarzu. Nie
wiedziałam, o co mu chodzi, ale jak dotarliśmy do pokoju, wszystko mi
wytłumaczył. – Bo się trener dowie.
Muszą się otrząsnąć po podróży. – powtórzył jeszcze raz, bardzo powoli, chcąc
podkreślić znaczenie powyższych słów.
- Ok, rozumiem. Tutaj mamy mieszkać? – wskazałam na drzwi,
przy których stanęliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc numer tego pokoju.
– I numer pasujący do nas. Normalnie samo zło.
- Tak, to tu. Mam pokój razem z Kłosem, 62. Teraz muszę
uciekać na śniadanie, wydają do dziewiątej, więc nie musisz się spieszyć –
ostatnie zdanie mówił już w biegu, dziwniej wymachując ręką. Wzruszyłam tylko
ramionami i otworzyłam pokój.
Zakwaterowano nas w całkiem przyjemnym miejscu. Pokój był
dość duży, po lewej stronnie stały dwa pojedyncze łóżka, po prawej było wejście
do łazienki i szafa. Bardzo podobna do tej z Opowieści z Narnii. Ale nie, nie
przyszło mi do głowy, żeby szukać w niej bajkowej krainy. Był też balkon,
połączony z wszystkimi na piętrze. Usiadłam na jednym z łóżek i uśmiechnęłam
się sama do siebie. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
Drzwi się otwarły i wychyliła się zza drzwi czyjaś głowa.
Konkretnie Michała Winiarskiego, który gdy mnie zobaczył trochę się speszył.
- Przepraszam, pomyliłem pokoje chyba – głowa zniknęła, po
czym pojawiła się znowu – Ida! A gdzie Adrian?
- Prawdopodobnie siedzi w samochodzie i zastanawia się gdzie
jestem. Przyjechaliśmy nad ranem i przespaliśmy się trochę w samochodzie.
- Szukałem Daniela, wydawało mi się, że tutaj wieczorem
wchodził. Ale musiało mi się przywidzieć.
- Tak się zdarza, po imprezach zwłaszcza. Wiesz, pójdę chyba
po Adriana. Jeszcze wpadnie w paranoję – właśnie miałam wychodzić z pokoju,
kiedy szafa nagle zaczęła się niepokojąco trząść. Odskoczyłam jak oparzona w
kąt, nie chcąc wiedzieć, dlaczego tak się stało. Za to Michał wszedł do pokoju,
mrucząc coś pod nosem i otwarł straszącą szafę. A z szafy wypadł Daniel. Moje
oczy zapewne zwiększyły swoje rozmiary co najmniej do wielkości talerzyków
deserowych, gdy zobaczyłam środkowego na podłodze. Pliński wstał, lekko się
otrząsnął i wpadł w konsternację, gdy mnie zobaczył. Po czym podrapał się jedną
ręką po głowie, a drugą mi pomachał. I obaj z Winiarskim zniknęli mi z pola
widzenia. Przetarłam oczy, sprawdzając czy to aby nie jakiś żart i sama
opuściłam pokój. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na klucz, nigdy nie wiadomo
co mogłabym znaleźć w szafie jak
przyjdę.
Wyszłam przed budynek, widząc, że Adrian wysiadł z samochodu
i chyba nie mnie czeka. Zawołałam go i pokazałam, żeby przyszedł. Wyciągnął
nasze torby z bagażnika i zaczął iść w moim kierunku.
- Zastanawiałem się, gdzie poszłaś. Chciałem nawet do ciebie
zadzwonić, ale widziałem, że dzwoniłaś do Pawła, więc postanowiłem poczekać.
- I dobrze zrobiłeś.
- Co ty taka zdenerwowana? Masz minę jakbyś ducha zobaczyła.
- Tak, przed chwilą wylazł z naszej szafy. Choć nie do końca
był duchem. – nie miałam ochoty tłumaczyć mu tego wszystkiego od początku, z
resztą sam też się tego nie domagał. Szliśmy tą samą drogą, którą prowadził
mnie Paweł, mijając po drodze ludzi ze sztabu. Przynajmniej tak nam się
wydawało, bo nie byli siatkarzami, a nosili koszulki reprezentacji.
- Nie zdziw się, jak będą sią trochę dziwnie zachowywali.
Muszą się otrząsnąć. – otwarłam drzwi na
naszego pokoju, na wszelki wypadek stanęłam na chwilę, nasłuchując czy nie
dochodzą jakieś dziwne dźwięki. Zamknęłam za nami drzwi i usiadłam na łóżku. –
Czyli wytrzeźwieć. Impreza była. Jak będziesz po za pokojami masz używać tych
dziwnych określeń, żeby się trener nie dowiedział.
Rozpakowałam swoją torbę, zajmując jedną połowę szafy, po
czym wyszłam na balkon. Mieliśmy całkiem ładny widok z okna, sama natura, bez
śladów cywilizacji. Cisza i spokój. Nic dziwnego, że zawsze wybierali akurat
tez ośrodek na zgrupowania. Podeszłam do barierki i trochę się wychyliłam,
rozglądając na boki.
- Nie skacz! -
usłyszałam pisk z prawej strony. Ale nie taki zwykły, przeraźliwy pisk. Szybko
odsunęłam się od barierki, bojąc się co tym razem zobaczę.
- Kto tam jest?! – krzyknęłam chowając się w głąb.
-Rudy, znaczy Kuba. A ty to kto?!
- Ida. Ze mną jest też Adrian. Nie zamierzałam skakać.
- Nie? Znowu wyszedłem na głupka… - podeszłam bliżej barierki i popatrzyłam się
w prawo. Zobaczyłam na balkonie, dwa pokoje dalej, Kubę Jarosza z zasmuconą
minką. Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie prawda, to dobrze, że martwisz się o zdrowie innych
ludzi. Nie musisz się przejmować.
- Fajnie, że tak mówisz. Skąd się tu wzięłaś?
- Twoi koledzy nas zaprosili, między innymi Zator. – zobaczyłam w końcu uśmiech na twarzy rudego
atakującego.
- To ty jesteś tą dziewczyną o której mówił Bartek! – tu
mnie zaskoczył, nie przypuszczałam, że komukolwiek o mnie mówił. Chwilę potem
usłyszałam jeszcze jeden głos dochodzący z pokoju Kuby.
- Jarski, z kim rozmawiasz?! Mówiłem, ci żebyś… - i
zobaczyłam go na balkonie. Trochę zaskoczony, zamilkł – Cześć, Ida. – uśmiechnęłam się niemrawo, machając w jego
kierunku, po czym schowałam się do pokoju.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytał Adrian, wkładając ostatnią
porcję ciuchów do szafy.
- Z Jaroszem. Trochę strachliwy człowiek, bał się, że
wyskoczę. Fajny gość.
- Czemu tak szybko uciekłaś?
- A, zdawało ci się. Rozpakowałeś się już? Bo głodna jestem,
na dole wydają śniadanie.
- Jasne, chodźmy.
Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku z dwoma talerzami
jajecznicy. Nie ukrywam, że byliśmy nie lada atrakcją dla zebranych wokół osób.
Niektórzy jak nas zobaczyli, wręcz przestali jeść. Próbowałam zachowywać się
swobodnie, żeby zjeść choć trochę, bo byłam bardzo głodna. Na całe szczęście,
dla mnie oczywiście, na stołówkę wszedł ktoś, kto odwrócił ode mnie uwagę
reszty. Na początku nie zwróciłam na niego większej uwagi, ale usłyszałam, że
ten ktoś nuci Modern Talking. Zaczęłam się rozglądać i kogo ujrzały moje piękne
oczy? Michała Ruciaka!
- Adek, patrz w prawo. – mieląc buźką, odwrócił głowę w
kierunku pana Michała i o mało nie wypluł jedzenia z buzi. Czym oczywiście
zwrócił na siebie uwagę. – Dzień dobry!
– postanowiłam się odezwać i jakoś uratować sytuację. Michał Ruciak i reszta panów grzecznie
odpowiedzieli, po czym do nas podeszli. Adrian akurat zdążył połknąć i wstał od
stołu. – Nie chcieliśmy państwu przeszkadzać.
- To ja przepraszam, przecież on by się jeszcze przeze mnie
udławił. Mówcie mi po imieniu, Michał – wysunął rękę w moją stronę.
- Ida. – uścisnęłam
jego dłoń i poczułam, że będę miała bardzo ciekawy dzień. Dlaczego? Bo bardzo
trudno jest uwolnić się od nucenia Modern Talking! – Zaraziłeś mnie! –
pozostali spojrzeli na mnie z przerażeniem, jednak najbardziej przerażony był
Ruciak, który ciągle nucił Modern Talking.
- Jezus Maria, czym?
- Zaczynam nucić Modern Talking….
- Boże, ty też? Przepraszam, nie chciałem…
- Nie szkodzi, jakoś dam radę. Z czasem przejdzie.
- Po prostu obudziłem się dziś rano i to już tam było, od
tamtego momentu słyszę non stop Szeri, Szeri Lejdi.
Towarzystwo przyglądało się nam z zaciekawieniem i dziwnym
wyrazem twarzy. A Adrian śmiał się, od tak. Ale tak naprawdę to tylko on zdawał
sobie sprawę z powagi tej sytuacji.
- Wiesz Michał, bo jak jej zacznie jakaś melodia chodzić po
głowie, to czasem nawet kilka dni ją trzyma. – odezwał się już całkiem poważnie
Adrian, czym wprawił Rucka w wielkie zdziwienie. Przyjmujący rozdziawił paszczę
i zaczął się we mnie wpatrywać. Po czym klepnął się ręką w biodro i wygłosił
już wcześniej usłyszane zdanie
- Boże, ty też?! – tylko tym razem trochę głośniej i z
większym przejęciem. – Nigdy nie myślałem, że spotkam jeszcze kogoś takiego jak
ja. Mogę cię uściskać? – i tak, proszę państwa, zostałam uściskana przez
Michała Ruciaka – przyjmującego reprezentacji Polski. W tym momencie zaczęłam
się zastanawiać, czy to rzeczywiście siatkarze czy ich genialne sobowtóry. Ale
gdy zobaczyłam Bartka, doszłam do wniosku, że to jednak oni. Gdy zobaczył, że
stoję w otoczeniu grupki osób, przyglądnął się nam, po czym dosiadł się do
stolika przy którym siedział jakiś siatkarz. Jednak nie mogłam rozpoznać kto
to, bo siedział do nas tyłem. Bartek zaczął z nim rozmawiać i kompletnie nie
zwracał na mnie uwagi. Za to Michał aż za nadto. – Może się przejdziemy i
porozmawiamy, co? Bo może jest więcej rzeczy, które nas łączy? – nie mogłam
odmówić, bo czułam, że gdybym to zrobiła, to złamałabym biedakowi serce. W
sensie, że by się załamał. Więc poszłam, choć naprawdę nie chciałam z nim iść.
Zaczynałam się bać, ale dzisiaj sprzyjało mi szczęście. Zadzwoniła Ada.
- Przepraszam cię, ale muszę odebrać, bo to pilny telefon.
Może innym razem, co? – Michał zrozumiał i odpuścił, a koledzy zabrali go na
trening. Usiadłam z powrotem przy stole, odetchnąwszy z ulgą. – Halo?
- No opowiadaj! Poznałaś już kogoś?
- Wiesz, nie za bardzo mogę ci wszystko opowiedzieć, bo
jestem… w miejscu publicznym. Jak zadzwonisz wieczorem, to wszystko ci opowiem.
Ale uwierz mi, nudzić to my się tu nie będziemy.
- A znalazłaś paczkę ode mnie? – zmarszczyłam brwi.
- Nie? A zostawiłaś mi coś?
- Po lewej stronie zapakowałam ci taką białą reklamówkę z
ciekawą zawartością.
- Rzeczywiście, było coś, ale nie zaglądałam. Powiedz mi, co
tam jest.
- Nie, nie powiem. Musisz sama sprawdzić, bo inaczej od razu
byś zaczęła na mnie krzyczeć. A teraz się żegnam, bo sama muszę się pakować.
Paaa. – i tyle jej było. A mojej głowie nadal królowało Modern Talking…
- Idę się przebrać. Zostajesz? - kiwnął głową, wsuwając dalej. Tym razem,
już z mojego talerza.
Zostawiłam go przy stoliku i poszłam do pokoju. Pierwsze co
chciałam zrobić, to sprawdzić tą przesyłkę od Ady. Otwarłam szafę i wyciągnęłam
ową reklamówkę. Gdy zobaczyłam co jest w środku, zrozumiałam dlaczego miałabym
na nią krzyczeć. Bo po co mi czarne szpilki? No po jaką cholerę? Jednak oprócz
nich, było tam jeszcze małe zawiniątko. W kontekście dzisiejszego dnia,
pasowało jak ulał. Choć ubolewałam, że akurat teraz to znalazłam. Mianowicie to
zawiniątko, to była moja koszulka z guziczkami w kolorze…. Wiśniowym. Tak.
Wiśniowym. Ale cóż, było ciepło, więc postanowiłam ją ubrać. Szpilki schowałam
głęboko do szafy i to jeszcze po stronie Adriana.
Nucąc sobie Modern Talking, wyszłam z pokoju i wpadłam na
swojego przyjaciela, który zadowolony masował się po brzuszku, miał mały
rozumek, ale nie był misiem. Już chciałam mu dogryźć, czemu nie ma go na dole i
nic nie je, ale zostałam zaskoczona.
- To, proszę państwa, będą moi pomocnicy! Ta piękna
niewiasta po prawej stronie, w czerwonej koszulce, to Ida, a ten średniej
jakości przystojniak, to Adrian. Przyjechali razem z nami, bo pięknie
kibicowali naszej Skrze Bełchatów i przypadli zawodnikom do gustu. Jednym
bardziej, drugim mniej. Powiedzcie coś do kamery. – przez Krzysia Ignaczaka,
biegnącego z kamerą.
- Ta koszulka jest wiśniowa i mam na myśli tylko kolor –
powiedziałam tak dlatego, że na horyzoncie zobaczyłam Łukasza Wiśniewskiego.
Jeszcze Igła by sobie jakąś historię dorobił. Łukasza stanął obok nas, machając
do kamery, po czym się nam przedstawił.
- Wiśnia. – o mało nie parsknęłam śmiechem.
- Ida. – następnie
wyciągnął rękę w kierunku Adriana.
- Wiśnia.
- Czereśnia. – Igła
zaczął się tak śmiać, że mało brakowało, a spadłaby mu kamera. Ja z wrażenia
oparłam się o ścianę, a Łukasz nie wiedział, co ma powiedzieć i trochę się
speszył. – Sory, wymsknęło mi się.
- Ja już kocham tego gościa – powiedział Igła, dalej
nagrywając i klepiąc Adriana po ramieniu – Jesteś zajebisty. – dokończył, po czym tanecznym krokiem dalej
poszedł korytarzem.
Poszliśmy za nim, chcąc zobaczyć, kogo teraz złapie. Padło
na mało inteligentny Jastrzębski duet. Spodobała mi się ta zabawa, serio. A
najlepsze w tym wszystkim było to, że ludzie to ubóstwiali. Stanęliśmy z boku i
przypatrywaliśmy się polowaniom.
- Tu widzicie naszego dzika, dzik przywitaj się .
- Dzik się wita. –
Misiek podniósł do góry łapkę i przywitał państwa. Po czym kamera padła na
Zbyszka, wyglądającego już znacznie lepiej po wczorajszej imprezie.
- Krzysiu, widziałeś już naszych nowych znajomych? –
mrugnął do kamery zaczepnie kapitan
Jastrzębskiego Węgla.
- Tak, widziałem. Zajebiści są. O! Tam stoją! – kamera znowu
na nas najechała, więc wypadało pomachać.
– Wiśnia też. Właściwie to dwie wiśnie i Adrian.
- A ty Zibi co o nich sądzisz? - kamera najeżdża na Zbysia, z Zbyś spuszcza
głowę i milczy. – Stało się coś?
- Rano szedłem z Michałem i zobaczyłem taką ładną rzeźbę. A
to była Ida. – Krzysiek patrzył na niego
z dziwnym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się w naszą stronę. Wzruszyłam
ramionami.
- Co trener ci zawsze powtarzał? Inteligencja Bartman,
inteligencja! Będziemy powoli kończyć, bo poziom tego programu wykładniczo
spada. – po czym wyłączył kamerę. Nagiął się do przodu charakterystycznie,
wskazał na mnie i patrzył na Zbyszka, jakby chciał buchnąć mu śmiechem prosto w
twarz. Ale tę jakże szyderczą czynność przerwał mu trener.
Uśmiechnął się w naszym kierunku, po czym podszedł do nas i
zaczął mówić coś po włosku. Całe szczęście, Adrian kiedyś, coś z tego włoskiego
rozumiał i pamiętał, więc coś mu odpowiedział. Pan Anastasi klepnął go po
plecach i zgrabnie nas wyminął.
- Adek, co on powiedział?
- Że się cieszy, że tu jesteśmy, że jesteś ładna i masz
fajną koszulkę.
- Poważnie?
- Jak Boga kocham.
- A gdzie ta jego włoska srogość?
- W gazetach – powiedział kolega Wiśnia, definitywnie
kończąc temat.