Jakby ktoś mi powiedział, że w moim domu będą przebywać dwaj
siatkarze, to z pewnością bym go wyśmiała. Gdyby powiedział mi, że będą mi też
pomagać, to uznałabym, że postradał zmysły. A jednak dwaj panowie
nieprzeciętnych gabarytów siedzieli właśnie na krzesłach, gdy leżałam w łóżku.
Milczenie, które panowało między nami, bynajmniej mi nie pomagało. Tak samo jak
to, że zapewne nie wyglądałam dobrze. Trochę krępowało mnie to, że oni tutaj
są, na szczęście była ze mną Ada, co trochę podnosiło mnie na duchu.
- Nie patrzcie się tak na mnie, bo zaczyna mnie to
denerwować.
Bartek spuścił głowę, mrucząc pod nosem ciche przepraszam.
Też nie wiedział jak ma zachować się w tej sytuacji. Wcale mu się nie dziwiłam.
A Alex beztrosko sobie siedział, co jakiś czas zerkając na moją przyjaciółkę i
uśmiechając się do niej. Nie pomagał. W
pewnym momencie zobaczyłam, jak delikatnie go szturcha, po czym wyszli razem z
pokoju i przymknęli drzwi. Taka sugestia, żebyśmy sobie spokojnie porozmawiali.
- Mogę cię o coś zapytać? – postanowiłam przerwać to okropne
milczenie, chcąc uzyskać trochę więcej informacji.
- Pytaj, o co chcesz. Chyba jestem ci winien kilka
odpowiedzi.
- Widziałeś, jak ona do nas podchodzi, że czegoś od nas
chce, prawda?
Trafiłam w sedno, pomyślałam, gdy zobaczyłam jego reakcję.
Wyglądał, jakby nie za bardzo wiedział, co ma mi odpowiedzieć. Ale musiał coś
powiedzieć.
- Kiedy ją poznałem, była zupełnie inna, oczarowała mnie
sobą. Była obok w ważniejszych momentach, może nawet coś więcej do niej czułem.
Ale od ostatniego czasu zaczęła się dziwnie zachowywać. Miałem wrażenie, że
jest ze mną tylko i wyłącznie dla tego, kim jestem. Zaczynało jej przeszkadzać
to, że rzadko się widywaliśmy, że spędzaliśmy ze sobą mniej czasu. I do tego
chorobliwa zazdrość o wszystko i wszystkich. Miałem tego dość i postanowiłem to
skończyć, ale ona nie przyjęła tego do wiadomości. Zaczęła się narzucać i nękać
mnie telefonami, na mecze też przyjeżdża, jak sama widziałaś. Jednak mimo to,
nie była groźna. Nie przypuszczałem, że może zrobić coś takiego. Nie chciałem
znowu mieć z nią coś wspólnego, a po za tym…
-… stwierdziłeś, dlaczego masz pomagać zupełnie obcej
dziewczynie, która dała ci paczkę rodzynek.
Uśmiechnął się lekko, nie patrząc na mnie. Widocznie
zgadłam, co chciał powiedzieć. I skoro to była prawda, to nie mieliśmy już o
czym rozmawiać.
- Nie to miałem na myśli.
- To co takiego?
- Nie chciałem, żebyś miała przez nią jakieś problemy,
dlatego nie chciałem podchodzić, bo mogła uwziąć się jeszcze bardziej. To wcale
nie jest tak, że nie chcę cię znać. Bo chcę, ale nie chcę, żebyś miała przez to
jakiekolwiek problemy. Naprawdę chciałem dobrze.
Popatrzyłam na niego znad puchowej kołdry, zastanawiając
się, czy mówi prawdę. Ale kiedy w końcu na mnie spojrzał, tak szczerze, trochę
bezradnie, nie mogłam mu nie uwierzyć. Usiadłam na łóżku szczelnie opatulając
się kołdrą. Ta sytuacja była od początku do końca dla mnie anormalna. Ale
działa się naprawdę. Uśmiechnęłam się do Bartka.
- Wierzę ci. Ale nie wiem jak mam się zachować. Ona mnie
oczerniła praktycznie na oczach wszystkich moich znajomych, ludzie rozpoznają
mnie na ulicy i dziwnie się na mnie gapią. Nienawidzę być w centrum uwagi i
jest mi strasznie ciężko.
- Złożyłem na policje doniesienie o przestępstwie. Złożyłem
zeznania. Obiecali mi, że nie będzie więcej nękać mnie ani ciebie.
- To znaczy, że nie muszę się już tym przejmować?
- Ani trochę.
- Jeden problem z głowy. Teraz pozostają tylko te zdjęcia –
miałam wrażenie, że moje ubolewanie nad tą sprawą, zwyczajnie go śmieszyło.
Przynajmniej wyglądał tak, jakby właśnie próbował się nie roześmiać. – To nie jest śmieszne. Jak ja mogłam być tak
głupia! Przecież wiedziałam, że wszędzie są dziennikarze.
- Próbowałem to jakoś zdementować, mówiąc, że jesteś tylko
moją koleżanką, która mnie dokarmia, ale… - w tym momencie Bartek Kurek został
zdzielony po głowie.
- Powiedz, że żartujesz!
- Tak, żartuję. Ale twoja mina… Bezcenna.
- Kurek! Ja mówię poważnie. Przecież twoje fanki mnie
zjedzą! I to żywcem.
- Nawet jeżeli spróbowałbym to zdementować, to czepialiby
się jeszcze bardziej. A teraz, jak nie będziemy się spotykać, to może ta sprawa
przycichnie. – spoważniał trochę, jakby
miało to dla niego jakieś znaczenie. I tym mnie trochę zaskoczył, z resztą
chyba o tym wiedział, bo poznał już moje zdanie na ten temat. – Nie patrz tak,
bo nie jest mi to na rękę. Tracimy na jakiś czas wspaniały doping na trybunach.
A ja tracę fajną koleżankę.
- Na jakiś czas?
- Tak, na jakiś czas. Ale zawsze pozostają telefony, o ile
po tym wszystkim będziesz jeszcze chciała ze mną rozmawiać.
- Przecież nie mogę stracić fajnego kolegi. Chociaż…
Miałabym wtedy więcej rodzynek dla siebie… Ale jakoś przeżyję.
Straciłabym też takie chwile jak te, kiedy śmiejemy się do
rozpuku albo emocjonujące chwile na meczach w kluczowych momentach sezonu.
Straciłabym kontakt z człowiekiem, który w obecnej chwili wydawał mi się jedyną
osobą, która jest w stu procentach naturalna i zawsze mówi to, co myśli.
Jeszcze nie poznałam nikogo takiego jak on. Moi przyjaciele, zarówno Ada jak i
Adrian, czasem zdawali się grać, ale tak naprawdę, każde nas było tego świadome i nie mieliśmy o to do
siebie pretensji.
- To wszystko jest takie dziwne, bo w ogóle się nie znamy.
- Jak to? Wiem, że jesteś super dziewczyną, znającą się na
siatkówce, kibicującą Skrze Bełchatów, że jesteś trochę chorowita, że masz
świetną przyjaciółkę, która podoba się mojemu przyjacielowi, że Adrian to tak
naprawdę fajny gość. Mógłbym jeszcze wymienić kilka rzeczy, ale sądzę, że na
sam początek to całkiem nieźle. A teraz przykładowo mogę ci opowiedzieć
historię swojego życia, potem możesz ewentualnie uzupełnić też informacje o
tobie..
- Jesteś niepoprawnym optymistą.
- O, widzisz? Już coś o mnie wiesz!
***
- Alex, kończ amory. Zbieramy się. – siedzieliśmy sobie tak
u mnie w pokoju, rozmawiając na mniej lub bardziej wyszukane tematy. Było
całkiem miło, pomijając to, jak się czułam. Nawet zaczynałam się martwić, że
mój gość może się ode mnie zarazić i będzie musiał zrobić przerwę w graniu, ale
gdy mu o tym powiedziałam, tylko machnął ręką. Jednak w końcu musiał spojrzeć
na zegarek i zdecydować o powrocie do domu. Atmosfera trochę zgęstniała, bo
zrobiło się smutno. Postawiliśmy sprawę jasno – nie możemy się widywać przez
jakiś czas. Zastanawiałam się, ile czasu kryło się pod tym powiedzeniem i z
minuty na minutę spędzonej w jego towarzystwie, miałam nadzieję, że naprawdę
niewiele.
Kurek wstał by rozprostować kości i porządnie się
rozciągnąć, ale nieco przeszkodził mu w tym mój sufit. Zrobił trochę komiczną
minę, kiedy czubki jego palców u rąk dość znacznie dotknęły stropu, ale nie
mogłam nic na to poradzić. Kurek spojrzał w górę i pogroził moim białym
kasetonom przyklejonym do sufitu. Jakby to coś miało pomóc. Po czym ziewnął i
uśmiechnął się do mnie, trochę smutniej niż zwykle.
- Żałuję, że nie mieszkasz w Bełchatowie. Tam ludzie pojmują
to wszystko inaczej.
- Nic dziwnego, przecież to miejscowi. Dla tutejszych nadal
pozostajecie wielką atrakcją.
W drzwiach pojawił się uśmiechnięty Alex gotowy do drogi.
Cieszyłam się, że przyjechał. Dzięki temu Ada przez jakiś czas będzie w
wyśmienitym humorze. Aż można było pozazdrościć tego, co zaczynało się dziać
między nimi. Krótkie westchnięcie i przytulenie, mimo mojej niezgody i musieli
wychodzić. Jednak, jak to się w świecie przyjęło, aby ktoś mógł wyjść, musi
ktoś wejść. Cała nasza czwórka usłyszała głośne pukanie do drzwi. Panowie
siatkarze się nawet trochę przelękli, bo odsunęli się od drzwi. Z racji tego,
że ja aktualnie chorowałam, drzwi otwarła Ada. Pokazałam chłopakom, żeby
usunęli się z widoku, bo nie miałam pojęcia kto to mógł być.
- Czy ty – wskazał na Adę – albo ty – wskazał na mnie – możecie
odbierać telefon, jak się do was dzwoni? Nawet nie wiecie jaki byłem
zdezorientowany, jak oni wszyscy zaczęli o ciebie – wskazał na mnie – pytać i
rzucać te wszystkie oszczerstwa. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczyłem, ale nadal
nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi bo ty – wskazał na Adę – zwiałaś ze
szkoły. Ja naprawdę rozumiem, że przeżywacie trudny okres w waszym życiu, bo
musicie dokonywać ważnych wyborów, ale liczcie się też ze mną. – Adrian wszedł zbulwersowany do mojego
mieszkania, wymachując rękami. W dodatku był cały biały od śniegu. Ale to
jeszcze nie był koniec jego wypowiedzi, bo już nabierał powietrza i zaczynał
mówić dalej. – I dalej nie rozumiem… dlaczego siatkarze Skry są w twoim
mieszkaniu… - widocznie nie to chciał powiedzieć, ale gdy zobaczył panów
siatkarzy, zmienił zdanie. Dobrze, że oparł się o ścianę, bo prawdopodobnie
mogłoby się to źle skończyć.
- Adek, spokojnie, zaraz ci wszystko wyjaśnimy, ale pozwól
najpierw wyjść naszym nowym znajomym, bo trochę się spieszą. – Ada zabrała kolejnego gościa do kuchni,
żeby przypadkiem nie zrobił jakiś niekontrolowanych rzeczy, a ja jeszcze raz
ściskając wysokich panów, wypuściłam ich na klatkę życząc miłej i bezpiecznej
podróży. Zamknęłam drzwi na zamek i opatulając się szczelnie szlafrokiem,
poszłam do kuchni.
- Szok już minął? – przed naszą małpką stał jakiś gorący
napój, prawdopodobnie melisa, a sam zainteresowany siedział z dziwną miną przy
stole.
- Powiedzmy, ale nie wyjdę stąd, dopóki mi tego nie
wyjaśnicie.
- Otóż Adrianie, taki stan rzeczy nie powinien bynajmniej cię
dziwić. W końcu ich znamy, prawda? Przyjechali tutaj z powodu tych oszczerstw,
pomogli Idzie się z tego wyplątać.
- Trzeba było mówić tak od razu. Wyszedłem na idiotę..
- Nie przejmuj się, zdążyli zauważyć, że masz pewne odchyły,
które wyróżniają cię z reszty społeczeństwa. Ale dzięki temu jesteś taki
cudowny.
- Skoro Ida połechtała już twoje ego, to może wracać pod
kołdrę. A ty wypij do końca tą melisę, bo
jak będziesz wychodził to się jeszcze wyżyjesz na kimś całkowicie
niewinnym.