Od samego rana przeklinałam zimę, z racji tego, że jej nie
lubiłam. A ona akurat musiała zrobić mi na złość i zaskoczyć drogowców w dniu,
kiedy po raz pierwszy mieliśmy zobaczyć na żywo Skrę akcji. Organizacja całego
wyjazdu oczywiście była na mojej głowie, wspieranej przez ramię Ady, z przyczyn
raczej wiadomych. Jeżeli ktoś tych przyczyn nie zna, tłumaczę, że to z powodu
naszego nierozgarniętego Nauczyciela, który dobrze zna się tylko na gadaniu od
rzeczy.
Więc przemierzałam te zasypane ulice, w śniegu po kolana,
naśmiewając się z własnej głupoty, dlaczego nie wezwałam taksówki. Ale cóż,
trudno. Po drodze starałam się nie patrzeć przed siebie, tylko pod nogi, żeby
nie przepaść. Zawsze ktoś w tej wielkiej zawierusze mógł się przewrócić i już
nie wstać, prawda?
Na szczęście pod szkołę dotarłam dziesięć minut przed
czasem, choć mogłabym znaleźć się tam wcześniej gdybym zwyczajnie nie minęła
budynku szkoły i nie poszła sobie dalej. Do porządku przywołał mnie krzyk
Pauliny, który od niedawna stał się dla mnie rozpoznawalny. Mianowicie:
Paulina, dwa lata młodsza ode mnie dziewczyna, skazana na podobny los na łez
padole, zauważyła moje istnienie wtedy, gdy zorganizowałam pierwszy wyjazd na
mecz do Jastrzębia. I od tamtej pory mogę stwierdzić, że jest świetną dziewczyną,
nawet trochę podobną do nas – tzn. do mnie, Ady i Adriana.
Kiedy pojawiłam się pod szkołą, zastałam tylko Paulinę i
jakieś dziewczyny z pierwszej klasy, których nie rozpoznawałam. Zdziwiło mnie
to, że nie było jeszcze Ady i Adriana, którzy zawsze byli przede mną. Znaczyło
to tylko tyle, że odniosłam swój mały sukces, przedzierając się przez
gigantyczne zaspy. Z drugiej strony powinnam zacząć się denerwować. Ada jak i
Adrian mieszkali w znacznej odległości od szkoły i atak zimy mógł spowodować
dość znaczne opóźnienia na trasie. I kiedy już rzeczywiście zaczynałam się
denerwować, ręce zaczęły mi się trząść bynajmniej nie z zimna, poczułam, że
dotarli. Dlaczego poczułam? Otóż nasza małpka, słynąca z tego, że po prostu nią
jest, zebrała wielką kulę śniegu i nią we mnie rzuciła. Momentalnie odwróciłam
się w jego stronę i pomijając zauważenie bananowego uśmiechu, powiedziałam:
- Nie rób tak więcej, chyba, że chcesz, aby w tę pogodę
ludzie się o ciebie na chodniku potykali.
Po czym Adrian spuścił bezradnie głowę, mrucząc pod nosem
ciche przepraszam. O obecności drugiej osoby, czyli Ady, świadczyło to, że w
pewnym momencie Adrian zerwał się z miejsca, gwałtownie odwracając w tył, co
było reakcją na spotkanie ze śniegową kulką. Ale jak to z Adrianem bywa, praktycznie
na to nie zareagował. Pogroził jej tylko palcem, bo wiedział, że jeżeli zacznie
dyskutować i tak źle się to dla niego skończy.
Wokół nas zaczęły pojawiać się liczne postacie mniej lub
więcej nam znane, otrzepujące się ze śniegu, który notabene dalej padał.
- Witam wszystkich w ten piękny, zimowy dzień!
Z którejś strony rozległ się mało donośny głos, który
należał do naszego nauczyciela. Zaczął sprawdzać obecność, zatrzymując się przy
moim nazwisku kilka razy. Przyczyną tego zachowania, było poczucie w pewnym
sensie bezpieczeństwa, że na miejscu odbierzemy bilety. Kiedy okazało się, że
jesteśmy w komplecie, przeszliśmy kawałek dalej, żeby wsiąść do autobusu. To
dopiero była przeprawa! Na szczęście razem z Adą i Adrianem szliśmy na końcu po
utorowanej drodze, śmiejąc się złowieszczo pod nosem. Jednak co to znaczyło w
obliczu tego, że za jakieś kilka godzin staniemy twarzą w twarz z
bełchatowskimi zawodnikami!
Wsiedliśmy do autobusu cali biali i zaczęliśmy się trudzić
otrzepywaniem śniegu. Adrian, co mnie bardzo zdziwiło, okazał się sprytny,
mianowicie pożyczył od pana kierowcy miotełkę, którą zaczął ściągać śnieg z
kurtki.
- Ida, oświadczam wszem i wobec, że zaczynam tracić nadzieję
na jakąkolwiek ewolucję tego osobnika – wskazała palcem na Adriana, chowając
twarz w śnieg. Oczywiście śnieg
pochodzący z jej osobistej kurtki.
- Dopiero teraz? Ja doszłam do takiego wniosku po tym, gdy
stwierdził, że istnieje moneta trzyzłotowa.
Na początek krótko, taki przedsmak tego, co będzie dalej :)
Matko, przypomniała mi się teraz ta akcja z monetą trzyzłotową :) Piękne czasy Wisienko.
OdpowiedzUsuńByła Anna9 teraz:
Hahahahahaha, i jest to czego oczekiwałam! Nie wiem czemu, ale tak jakby od razu czuję, że to opowiadanie jest ci bliższe... :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na ciutkę odświeżonego mojego bloga. Zaczęłam pisać od nowa, może się spodoba :)
zrozumialam-po-co-zyje.blogspot.com
Buziaki ;***
Zapraszam na rozdział 1 na "Zawsze będę..." ;*
OdpowiedzUsuńzrozumialam-po-co-zyje.blogspot.com