Droga mijała
nam bardzo szybko, co miało zapewne związek z wielkim podekscytowaniem z powodu
nadchodzącego wydarzenia stulecia. Zadziwiające było to, że ten czas mijał
zupełnie spokojnie, bez żadnych osobników, będących w ewolucji za nami. Po
dwóch godzinach jazdy, gdy byliśmy już bliżej celu niż dalej, kierowca
zarządził przerwę na toaletę. Stanęliśmy
na stacji benzynowej, jednak kiedy wyszliśmy z autobusu, nie byliśmy za bardzo
przekonani, czy to rzeczywiście jest staja benzynowa. Wprawdzie były stanowiska
dla samochodów i jakiś sklep, ale w opłakanym stanie. Z lekkim przerażeniem w
oczach weszliśmy do tego sklepu w poszukiwaniu toalety. Jako pierwsza szła Ada,
najbardziej odważna z nas wszystkich, przynajmniej na razie. Stanęliśmy wszyscy
na środku tego sklepu, szukając jakiś drzwi prowadzących do WC. I wspólnymi
siłami znaleźliśmy dwie pary drzwi, rozmieszczone naprzeciwko siebie. Problem
polegał na tym, że toalety nie były oznaczone.
Większość
peletonu, który podążał za Adą postanowił zrezygnować z usług tej stacji
benzynowej i wrócić do autobusu. Wśród najwytrwalszych pozostałam ja z Adą,
jakieś dwie dziewczyny i Adrian.
- Pytałem
pani ekspedientki, powiedziała, że to raczej nie ma znaczenia. Czyli pozostaje
się zdać na kobiecą intuicję. Pytanie pozostaje, której z was ona nigdy nie
zawiodła.
Ada z chytrym
uśmiechem na ustach, wpatrując się w swoje paznokcie, odpowiedziała na pytanie
nurtujące Adriana
- Ciebie.
- Ale ja…. –
widząc wzrok Ady, postanowił odpuścić – Dobra. – zacierając ręce wpatrywał się
to w jedne drzwi, to w drugie, aż w końcu postanowił jedne z nich otworzyć.
Uchylił je i wsadził głowę do środka, po czym uczynił to samo z drugimi. Gdy
zakończył swoje profesjonalne testy, znacząco się uśmiechnął. – Ja na lewo, wy
na prawo.
- A mogę
wiedzieć, skąd taki wniosek?
- W waszej
toalecie zawsze bardziej śmierdzi.
No, teraz
wiedziałam, że on żywy już z nami nie wróci.
***
Jakąż
niespodzianką było to, że nie musieliśmy szukać hali! Tym razem to ona znalazła
nas. Zatrzymaliśmy się na parkingu, zauważając, że pogoda w Kędzierzynie była
znacznie lepsza. Dlaczego? Zaspy były tylko do połowy łydek! Uradowani
wysiedliśmy z autobusu, zabierając potrzebne gadżety i skierowaliśmy się do
hali.
- Na to
wygląda, że jesteśmy pierwsi.
- Tak proszę
pana. W kolejce do kasy. Ludzie z karnetami już siedzą na swoich miejscach.
Ustawiłam się
grzecznie w kolejce do kasy, wcześniej
powierzając swoją kurtkę Adzie. Na szczęście chwilę później panie otwarły kasę
i wydały nam bilety. Weszliśmy na halę pełną kibiców Zaksy Kędzierzyn w
większości ubrani na żółto – czarno. Całe szczęście, że to nie był mecz piłki
nożnej, bo inaczej byłoby z nami krucho.
Miejsca
znaleźć było trudno, ale z pomocą panów ochroniarzy jakoś nam się udało. Na
samym początku myśleliśmy, że są naprawdę dobre, jednak po kilkunastu minutach
zmieniliśmy zdanie. Centralnie nad nami rozłożył się klub kibica Zaksy z dwoma
wielkimi bębnami.
- Wiedziałam,
że ochroniarzom nie można ufać.
- Nawet
jeżeli są młodzi i przystojni.
Jednak to nie
był ostatni problem tego dnia. Kolejny wyniknął oczywiście dzięki naszemu
nauczycielowi, który podczas rozgrzewki, gdy robiliśmy zdjęcia, podszedł do nas
i zupełnie spokojnie oznajmił coś, co dla nas było tragedią.
- Słuchajcie,
z tego spotkania nic nie wyjdzie.
Zrobiło mi
się słabo, znowu. Czy ten koleś kiedyś przestanie mnie zadziwiać w sensie
negatywnym? No chyba, kurde, nie!
- Pan sobie
żartuje, prawda?
- Niestety
nie.
Założyłam
ręce na piersi i przyglądałam się mu bardzo wnikliwie. Rzeczywiście nie mógł
żartować. Zadałam mu kolejne pytanie.
- A dlaczego
nie wyszło?
-
Zapomnieliśmy transparentu.
Przyjęłam do
wiadomości jego odpowiedź, odwracając się do niego plecami i wracając na swoje
miejsce. Usiadłam sobie grzecznie, próbując nie uszkodzić nikogo obok.
Dołączyła do mnie Ada, siadając obok mnie z miną obojętną. Jednak po tym, że
trzęsły jej się ręce, stwierdziłam, że w rzeczywistości jest wściekła. Tylko
Adrian został przy bandzie i dalej robił zdjęcia.
- Wiesz, że
on miał transparent? - zapytała zupełnie
niewinnie, przygładzając brzeg bluzki.
- Wiem.
- Wiesz, że
on wszystko spieprzył?
- Wiem.
- A wiesz, że
uczę się serbskiego?
- Wiem.
- A wiesz, że
w Skrze gra dwóch Serbów?
- Wiem. – na
początku nie zajarzyłam, o co jej chodzi. Dopiero po chwili mój boski umysł
dostał olśnienia – No jasne, że wiem! Jesteś genialna.
***
Nie mówiłyśmy
nikomu o naszym tajnym planie, o ile można to było nazwać planem. Nawet biedny
Adrian nie wiedział o naszych niecnych zamiarach. Podczas rozgrzewki nie
ruszałyśmy się ze swoich miejsc. Dołączyła do nas Paulina, również w niebyt
dobrym humorze, spowodowanym obecną sytuacją.
- Musimy to
jakoś przetrzymać, mała. Z resztą, przyzwyczaj się, że on już taki jest. Jeżeli
chcesz coś zdziałać, to tylko i wyłącznie na własną rękę.
- Taa, macie
racje. Ale byliśmy tak blisko!
Mecz się
rozpoczął, dla nas dość niekorzystnie. Nie mogliśmy przekrzyczeć kibiców
Kędzierzyna, zagłuszały nas wielkie bębny, na dodatek Skra nie mogła się
pozbierać. Staraliśmy się nie tracić nadziei, choć nasze kibicowanie podczas
pierwszego seta, przypominało odprawianie jakiś wielkich modłów. Ale w drugim
secie sytuacja się odwróciła. To Zaksa zaczynała tracić, kibice trochę
przycichli, a my zaczęliśmy działać. Nawet na chwilę nasze mordki się nie
zamykały, cały czas kibicowały bełchatowianom.
Bębny nadal działały, ale tym razem my też. Musieliśmy znosić wyklinanie
naszych zawodników przez kibiców, którzy siedzieli za nami, jednak to nas nie
zniechęciło. Wręcz przeciwnie. Darliśmy się jeszcze głośniej, zwłaszcza w
kulminacyjnych momentach seta, wstając ze swoich miejsc. Zwróciliśmy nawet
uwagę pana Nawrockiego, który spoglądał na nas dumny jak i zarazem trochę
wystraszony.
Szczyt
szczęścia osiągnęliśmy, gdy po następnym secie zaczęliśmy prowadzić dwa do
jednego. Teraz już nic nie mogło nas zatrzymać, pomagała nam też frustracja z
powodu nieudanego spotkania. W ostatnim secie, podczas ostatnich piłek, obok
nas zgromadziła się grupa osób, żeby kibicować razem z nami. Kiedy nasi idole
wygrywali ten mecz, mogliśmy śmiało powiedzieć, że byliśmy na boisku razem z
nimi.
Euforia po
zwycięstwie była nieunikniona, jednak musiałyśmy ją jakoś ograniczyć, chcąc
wdrożyć w życie nasz plan. Przepchałyśmy się szybko do bandy i stanęłyśmy obok
ochroniarza. Pan ochroniarz zwrócił na nas uwagę, owszem, ale widocznie
stwierdził, że nie jesteśmy szczególnie groźne dla zawodników. Zwłaszcza, że
pan ochroniarz był młody i przystojny. Stałyśmy sobie, całkowicie niepozornie
przy bandzie, czekając na odpowiedni moment. Mianowicie taki, kiedy jeden z
Serbów podejdzie na tyle blisko, żeby usłyszeć serbski krzyk Ady.
Obserwowałyśmy uważnie co dzieje się na boisku, śledziłyśmy każdy ruch naszych
słowiańskich przyjaciół. Aż w końcu nadeszła chwila prawdy. Zauważyłyśmy, że Konstantin
idzie w naszym kierunku, rozmawiając z Danielem Plińskim. Adzie nie trzeba było
nic mówić, żeby jej donośny głos rozległ się przy boisku.
- Czy powiem
prawdę, jeżeli stwierdzę, że jestem jedyną normalną osobą w Polsce, która
zwraca się do ciebie po serbsku i nie jest Alexem?!
Zawsze byłam
pod wrażeniem jej mocnego głosu, ale nigdy nie przypuszczałabym, że ochroniarz
się go wystraszy. No, powiedzmy, że pominęłam ten fakt, że krzyknęła przy jego
uchu. Ale nie ważne! Ważne było to, że dwumetrowy, serbski środkowy, ją
usłyszał. Zaczął się rozglądać z przejęciem, gdy usłyszał swój ojczysty język
nie z ust Alexa. Ada zaczęła do niego machać, krzycząc coś jeszcze po serbsku i
nas zauważył. Zadowolony podszedł do band i nawiązała się wielka serbska konwersacja
między Adą a Konstantinem. Oczywiście pan ochroniarz musiał nam przeszkodzić,
przecież oni to mają zapisane w DNA.
- Czy pan
zwariował? Przecież ja z nimi rozmawiam, niech pan stąd idzie! Ale wcześniej
niech pan przeprosi za swoje zachowanie.
Konstantin
ryknął na pana z odblaskowej kamizelce, na co ten się przestraszył. Głównie
dlatego, że nie znał angielskiego i nie wiedział, co mu powiedział serbski
zawodnik. Postanowiłam więc wkroczyć do akcji i wykazać się znajomością języka.
- Powiedział
panu, że to karygodne przeszkadzać komuś w rozmowie i kazał panu spadać. Ale
wcześniej ma pan przeprosić, że pan nam przeszkodził.
Ochroniarz
okazał skruchę i odszedł rzewnie przepraszając. Natomiast wyraźnie zaciekawiony
sytuacją Alex, podszedł do nas zostawiając wściekłego Bartka Kurka, samego.
- Widzę, że
nawiązujesz nowe znajomości, Cupko.
- Nie mylisz
się, jestem Ada. – Boże kochany, jaki on był zdziwiony, gdy zaczęła się zwracać
do niego po serbsku. Biedny nie wiedział, co ma powiedzieć, zaczął trochę
nieskładnie wymachiwać rękami. O mało nie parsknęłam tam śmiechem, choć w sumie
czułam się trochę wyizolowana, bo nie wiedziałam, o czym rozmawiają. Ale głupio
mi było zostawiać Adę samą z dwoma nieznajomymi facetami, więc sterczałam tam dalej.
Po jakiejś chwili Alex opanował emocje i jak należy przywitał się z Adą. I tak
we trójkę sobie rozmawiali, kiedy ja patrzyłam na pozostałych zawodników.
Musiałam przyznać, że mimo wygranego meczu, większość z nich chodziła wściekła.
Zwłaszcza Michał Winiarski, który rzucał butelkami po krzesełkach, mówiąc coś
do Wlazłego. Nie wspomnę też o Bartku Kurku, który wyizolował się kompletnie od
reszty kolegów i rozciągał się gdzieś w kącie. Obok niego stała jakaś
dziewczyna i coś do niego mówiła, ale ten najwyraźniej miał ją gdzieś. Zrobiło
mi się jej trochę żal, kiedy zobaczyłam w jej oczach łzy, po tym jak odeszła od
Bartka. Skądś ją kojarzyłam, tylko nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Poczułam jak
Ada mnie szturcha, żebym się odwróciła. Zaczęli rozmawiać po angielsku, więc
mogłam się włączyć.
- Ada mówiła,
że mieliście się z nami spotkać po meczu, ale nie wyszło.
- Tak, przez
pewnego nierozgarniętego człowieka, który ostatnio działa nam na nerwy. Ale
widzę, że i tak pewnie by do tego spotkania nie doszło, bo co poniektórzy są
wściekli.
- To była
straszna nerwówka, zależało nam, żeby wygrać. Ale niech żałują, co stracili.
Zyskaliby dwie nowe koleżanki i to jeszcze jedną z nich mówiącą po serbsku! Mam
nadzieję, że jeszcze spotkamy się na jakimś meczu. Wystarczy, że się pokażecie,
czy krzykniecie. Takich pięknych twarzy się nie zapomina.
- Cupko, nie
podrywaj pań. Jeszcze się ciebie wystraszą i nici z dalszej znajomości – Alex
uśmiechnął się do nas pięknie, po czym zdzielił kolegę po głowie. Trzeba
przyznać, mieli swój urok. Który z pewnością podziałał na Adę. W końcu mogła
porozmawiać z kimś po serbsku. Jednak dalej w głowie krążyła mi to dziewczyna,
którą widziałam. – Musimy już iść,
trener nas woła. Ale propozycja z naszej strony jest aktualna. Może zostawicie
jakiś telefon?
Adzie nie
trzeba było dwa razy powtarzać. Wyciągnęła markera z kieszeni i zapisała mu
numer na koszulce, po czym zadowoleni Serbowie poszli do szatni. A zauważyłam,
że reszta naszej grupy się zmyła.
- Ada, mamy
malutki problem.
Zaczęłam się
rozglądać z nadzieją, że po prostu ich przeoczyłam, jednak nie mogłam nikogo
wypatrzeć.
- Jaki
problem? – była na tyle rozradowana, że z pewnością nie zauważyła, że nasza
grupa już wyszła.
- Wiesz,
zostałyśmy same.
- Jak to
same, przecież oni… - odwróciła się za siebie i uśmiech zaczął stopniowo znikać
jej z twarzy. - … stali za nami.
Mahomecie i wszyscy święci!
Zabrałyśmy
swoje rzeczy i wybiegłyśmy przed halę, jednak nie zobaczyłyśmy naszego
autobusu. Ani nikogo, kto przypominałby ucznia naszego liceum. Zaczęłyśmy
trochę panikować, w końcu byłyśmy kawał drogi od domu.
- I co teraz
zrobimy? Pojechali bez nas! W ogóle jak to jest możliwe? Już prędzej bym
podejrzewała, że Adrian może się zgubić, ale że my? Ada, powiedz, że masz jakiś
pomysł.
- Mam, ale
może ci się to nie spodobać…
***
Wiesz co Wisienko... spowodowałaś, że mi wróciły wspomnienia...takie piękne serbskie :) I mam motywa do działania, ty wiesz o czym mówię :P
OdpowiedzUsuńKurczę, Kostek!!! Kochaaaaaaaam! ♥
OdpowiedzUsuńAż przywołałaś mi na myśl takie bardzo miłe wspomnienia z nim związane :)
Zapraszam na dwójeczkę ;)
zrozumialam-po-co-zyje.blogspot.com
Buziaki ;*
Trójeczka na "Zawsze będę" :)
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
zrozumialam-po-co-zyje.blogspot.com
Buziaki ;*