UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 6 sierpnia 2015

" - Michał, błagam zabierz mnie stąd."

- Ada, jestem już – krzyknęłam, wieszając torebkę na wieszaku przy wejściu. Nie mogłam się doczekać, kiedy powiem jej kogo przed chwilą widziałam. Coś mi się wydaje, że nie widziałam go ostatni raz i będę wpadać na niego coraz częściej. Ada całkowicie ignorowała moją obecność, siedząc w kuchni przy laptopie. – Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie – zaśpiewałam, zwracając tym na siebie uwagę Ady. Spojrzała na mnie jak na wariatkę, kiedy zaczęłam śpiewać i tańczyć na środku kuchni.
- Dobrze się czujesz? – zapytała, marszcząc czoło. Przytaknęłam i nic sobie nie robiłam z tego, że ma mnie za wariatkę. Same z Idą mogły pochwalić się o wiele gorszymi i głupszymi rzeczami niż to, co teraz robiłam.  – Jak szkoła? – zapytała, wpatrując się w ekran z dziwną miną – Zbyszek mówił ci coś na temat tego, że Kadziewicz miał z nimi trening? – zapytała nagle, zapominając o poprzednim pytaniu.
- Nic o tym nie wiem, dlaczego pytasz? – ja też puściłam pierwsze pytanie mimo uszu, choć szkoła wydawała się całkiem fajna i poznałam nawet kilku ciekawych ludzi. Jednak treningi Kadziewicza ze Skrą wydały mi się ciekawszym tematem. Zajrzałam jej przez ramię i zobaczyłam na ekranie komputera zdjęcie Łukasza, rozmawiającego z Bąkiewiczem. – Ale fajnie! – krzyknęłam zadowolona, całkiem zapominając o Michale, stojącym razem z Idą pod blokiem. Uderzyłam się dłonią w czoło, demonstrując swoją  głupotę.  – Nie zgadniesz kogo dzisiaj poznałam!
- Myszkę Miki, Kaczora Donalda? A może Gucia? – zapytała ironicznie, udając podekscytowanie. Pokręciłam głową z niesmakiem, jednocześnie wiedząc, że zaraz ją zaskoczę.
- Oni są spoko i może kiedyś będę miała ten zaszczyt, ale dzisiaj ich nie widziałam. Spotkałam za to Michała Kądziołę, o! I to w jakim towarzystwie – mrugnęłam znacząco, na co Ada wytrzeszczyła oczy.
- Że kogo?! – przytaknęłam – Żartujesz!
- Nie miałam nawet takiego zamiaru. Nie interesuje cię z kim go widziałam?
- Nie zadawaj głupich pytań, Młoda, tylko przejdź do konkretów.
- Z Idą. Z naszą Idą – podkreśliłam ostatnie trzy słowa, dając jej do zrozumienia, że mówię poważnie i żarty się mnie nie trzymają.  – Skoro jeszcze jej nie ma, to pewnie przeszli się na jakiś spacer. – Ada bez słowa, z zaciekawionym wyrazem twarzy, wyciągnęła telefon i prawdopodobnie wybrała numer Idy. A mnie kazała iść otworzyć drzwi, bo akurat ktoś pukał. Tanecznym krokiem pobiegłam do drzwi, za którymi jak się okazało stał Zbyszek.
- Widzę, że ktoś tu ma dobry humor – wpuściłam go do środka, nie zważając na ironię w jego głosie. Jako że rzeczywiście miałam dobry humor, podskoczyłam, całując go w policzek i pociągnęłam go do kuchni. Ada stała z założonymi rękami na środku kuchni, zdecydowanie mniej podekscytowana niż ja. Właściwie w ogóle.  Machnęła ręką do Zbyszka na przywitanie, ale ten całkowicie to zignorował.  – Wiecie kto będzie z nami trenował w tym sezonie? – zapytał, zacierając ręce.
- A wiemy, Zbysiu. Widziałyśmy zdjęcia z treningów. – wydawał się trochę zawiedziony, że nie dowiedziałyśmy się o tym od niego, ale jakoś będzie musiał to przeboleć.  – Ziemia do Ady. – machnęłam jej ręką przed oczami, wyrywając z zamyślenia.
- Co ty taka nieobecna? – Zbyszek zaczął robić sobie kawę, czując się jak u siebie w domu – Stało się coś?
- Właśnie nie wiem – mruknęła Ada, jakby coś ją dręczyło – Ida chyba kogoś poznała. I nie wiem czy powinnam się z tego cieszyć.  – nie rozumiałam dlaczego tak się tym przejęła, dlatego słuchałam uważnie co ma do powiedzenia. – Jeszcze dziś rano rozmawiałyśmy o ostatnich dniach, wydawała się przygnębiona kiedy wychodziła z domu, a teraz Paula mi mówi, że pląta się gdzieś z Michałem.
- Jakim Michałem?
- Kądziołą – Zbyszek nieźle się zdziwił, ale próbował nie dać tego po sobie poznać.  – To zdecydowanie za szybko.
- Może tylko tobie się tak wydaje? Dlatego, że chcesz, żeby zeszli się z Bartkiem? – zapytałam nieśmiało, nie wiedząc czy powinnam się w ogóle wtrącać. Adzie chyba się to nie spodobało, ale chwilę później westchnęła, poddając się.
- Masz rację, nie powinnam za nią decydować. Tylko nie mogę przeboleć tego, że pozwoliła tak łatwo to wszystko skończyć. Przecież nie mogę tak tego zostawić. Ona kocha jego, on ją i nie mogą być razem. Dlaczego? Bo nieszczęśliwy facet próbuje niszczyć związki wszystkich dookoła tylko dlatego, że jego małżeństwo się rozpadło. To jest chore. – mruknęła na koniec i wyszła z kuchni, zostawiając nas samych.
- Zmieńmy temat. Lepiej powiedz co z tym Kadziewiczem.  – przysiadłam na stole, próbując przestać myśleć o problemach, które ciągle wracały. Też nie mogłam dalej uwierzyć w to co się stało, ale przecież ani ja ani nikt inny nie może decydować za Idę. Jeżeli chce się z kimś spotykać, to niech tak robi. Może sama w pewnym momencie zrozumie, że to nie jest to czego chciała i będzie próbowała wrócić do Bartka. 
- Nie znalazł klubu na ten sezon i wrócił do Polski. Chłopaki poprosili trenera, a on się zgodził. Wprawdzie niechętnie, ale się zgodził. Jak szkoła?
- Dobrze, ale miałam niezłe wejście. Zaspałam i trochę się spóźniłam. Ludzie w miarę spoko, ale to tylko pierwsze wrażenie. 
- Dobrze będzie, mała. Nie przejmuj się. – fajnie mieć obok siebie takiego dużego miśka, który czasem cię przytuli. Na przykład teraz. Chciałam, żeby było tak jak najdłużej. Chyba się zakochałam, ale nie jestem pewna. Jeszcze nigdy nie byłam zakochana i nie wiem jak to jest. Boję się, że jeżeli by mi się coś na ten temat wymsknęło, wszystko by mogło się popsuć.  – Muszę spadać, zadzwonię – rozczochrał mi włosy i zwyczajnie wyszedł, zostawiając mnie z wielkim mętlikiem w głowie.
***
Nic mi do siebie nie pasowało. I kiedy jakoś próbowałam zacząć układać sobie to wszystko w głowie, Ida weszła do mieszkania. Wyszłam z pokoju i stanęłam w korytarzu, uparcie się jej przyglądając. Nic nie odstępowało od normy, więc odetchnęłam z ulgą. To nie była ta Ida, która oszalała dla nowo poznanego faceta.
- Co ty mi się tak przyglądasz? Brudna jestem? – zapytała mnie w którymś momencie. Zaprzeczyłam i wróciłam z powrotem do pokoju, przezwyciężając ochotę zapytania ją o ten spacer z Michałem. Jednak nie mogłam się powstrzymać i zawróciłam. 
- Spacer się udał? – zapytałam szybko, sama nie wiedząc co mówię. Ida spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby nie wiedziała o czym mówię. Dopiero po chwili zaskoczyła o co mi chodzi. Czyli nie było żadnego spaceru. Założyłam ręce na piersi, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie, dlaczego mnie okłamała.  – Gdzie ty właściwie byłaś, co? – zapytałam lekko rozdrażniona. Nie lubiłam kiedy ktoś robił mnie w konia, a w szczególności moja przyjaciółka. Zawsze byłyśmy ze sobą szczere, a teraz wyskakuje mi z takim. Wprawdzie ja jej nic nie powiedziałam o swoich planach dotyczących niej samej, ale przecież ona nie może nic na ten temat wiedzieć.
- Nie byłam na spacerze – powiedziała w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – Byłam u Konstantina.  – na dźwięk jego imienia coś się we mnie poruszyło, ale szybko to zagłuszyłam i próbowałam zachować obojętność. Kiwnęłam głową na znak, że przyjęłam to do wiadomości.
- Co u niego słychać? – uśmiechnęła się, jakby tylko czekała aż o to zapytam.
- W porządku. Ada, moglibyście się w końcu dogadać.  – wydusiła niespodziewanie.  – Przyjaźń zostaje na całe lata, a miłość… Wiesz jak jest – powiedziała gorzko. Miała rację, musiałam jej to przyznać. Może rzeczywiście powinnam jakoś pogodzić się z uczuciami i wrócić do tego co było kiedyś. Może on też powinien tak zrobić i wtedy wszystko byłoby w porządku. Łatwo powiedzieć.
Rozłożyłam się na łóżku, wałkując w głowie to co powiedziała mi przyjaciółka. Sama poszła do kuchni zrobić sobie coś do picia i chwilę później już siedziała obok mnie z kubkiem herbaty. Ledwo upiła dwa łyki, kiedy jej telefon zaczął przeraźliwie dzwonić.
- Nie odbieram – powiedziała, moszcząc się obok mnie, ale ten ktoś był bardzo natarczywy i cały czas do niej wydzwaniał. Za piątym razem straciłam cierpliwość i sama podałam jej telefon. – Halo? – mruknęła – Cześć Mario.  – Ida przewróciła oczami, słuchając słów siatkarza, aż w końcu wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia – Dobra, będziemy czekać.  – zakończyła rozmowę i szturchnęła mnie łokciem.
- Co chcesz? – nie miałam już na nic ochoty, ten dzień był jakiś męczący. Miałam tylko nadzieję, że nie karze mi nigdzie ze sobą iść.
- Zbieraj się. Idziemy na audiencję do Kadziewicza. – czyli musiałam wstać, chcąc czy nie. Wiedziałam, że prędzej czy później go poznam, ale naprawdę nie miałam ochoty ruszać się teraz z łóżka – Młoda! – i jeszcze mi do ucha krzyczy, jakby tego było mało. Paula zjawiła się od razu w naszym pokoju, wyglądając jakby ucięła sobie małą drzemkę.
- Co jest?
- Za pół godziny przyjeżdża do nas Wlazły. Kadziewicz razem z Igłą są u niego i pomyślał, że mogłybyśmy też wpaść.  – nie trzeba było jej po dwa razy powtarzać. Zaraz pomknęła do siebie, żeby się przebrać. Ida rzuciła mi swoje przenikliwe spojrzenie, co oznaczało, że wyciągnie mnie stąd nawet siłą. Nie chcąc zdać się na jej silną rękę, sama wstałam, dość niechętnie, ale to już coś.
Mariusz zjawił się punktualnie pod naszym blokiem, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Mam nadzieję, że nie miałyście innych planów? Krzysiek przyjechał tylko na chwilę, jutro rano wraca do Rzeszowa. Przywiózł materiały z Ligi Światowej, ma dla ciebie specjalną kopię.
- Dawno go nie widziałam. A właściwie co tu robi Łukasz?
- Nie znalazł sobie klubu na ten sezon i będzie trenował ze Skrą – poinformowała Idę Młoda, obnosząc się z tym, że chociaż raz wie więcej niż my. A niech się cieszy.
Dom państwa Wlazłych prezentował się okazale na tle pozostałych posiadłości w tym rejonie. Od razu widać, że nie mieszka tu byle kto. Kiedy weszliśmy do domu, od razu doszły nas głosy dwóch zawodników, z którego jeden należał do Igły. Chwilkę później pojawiła się żona Wlazłego z małym chłopcem na rękach.
- Miło was w końcu poznać, Igła dużo mi o was naopowiadał – przyzwyczaiłam się już do tego, że nikt z siatkarskiego świata nie jest taki jaki wydaje się mediom. Tak samo było z Pauliną, która okazała się równą babką. Przywitała się z nami wszystkimi, prowadząc do salonu, gdzie na sofie siedzieli goście.
- I jest nasza Wisienka kochana – Krzysiek od razu podniósł się z miejsca, żeby ją uściskać, dopiero potem zauważył naszą obecność – I jej przeurocze koleżanki, w tym jednej jeszcze nie znam.
- Widzisz, Krzysiu, a to akurat twoja największa fanka. Taki Młody, mały resowiak. – libero gdy tylko usłyszał połączenie słów fan i resovia, ucieszył się jak mało kto. Łukasz również wstał i, co mnie zdziwiło, pierwsze podszedł do mnie.
- Tyle mi o was opowiadał, że w pewnym momencie pomyślałem, że sobie to wszystko wymyślił – powiedział cicho z uśmiechem na ustach, żeby Ignaczak nie usłyszał. – Łukasz.
- Ada. Miło cię poznać. Słyszałam, że w tym sezonie potrenujesz w Bełchatowie?
- Tak wyszło. Właśnie rozglądam się za mieszkaniem do wynajęcia. Z tego co mówił mi Mariusz, zaczynacie studia w Łodzi?
- Tak wyszło – zawtórowałam.  – Na początku miałyśmy inne plany, ale to jest bardzo długa i skomplikowana historia.
- O tym też coś słyszałem, nieciekawa sprawa – stwierdził, zerkając kątem oka na Idę, która razem z Krzyśkiem próbowała odpalić dvd. – Jakoś nie wierzę w to, że ona mogłaby zdradzić Bartka. – powiedział nagle, przenosząc swój wzrok na mnie. Trochę zdziwiły mnie jego słowa. Ledwo się poznaliśmy, a on tak swobodnie poruszał tematy dość osobiste, które jego w ogóle nie dotyczyły.
- Bo nie zdradziła – odpowiedziałam po chwili, gdy otrząsnęłam się z mini szoku – Skąd tak od razu możesz wiedzieć takie rzeczy?
- Znam się na życiu. Żona mnie zdradziła, nie raz z resztą. Ida nie wygląda mi na taki typ kobiety. Ty też nie.
- Nie potrafiłabym zdradzić ani wybaczyć zdrady.  – dodałam, uzupełniając jego słowa. Łukasz uśmiechnął się pod nosem,
- To coś nas łączy – stwierdził, jednocześnie wskazując, żebyśmy usiedli. – Krzysiek, obiecałeś nam seans – zagadnął żartobliwie swojego przyjaciela, który nie mógł poradzić sobie ze sprzętem Mariusza. Dopiero kiedy gospodarz nadszedł mu z pomocą udało mu się uruchomić płytę. Wszyscy zasiedli przed telewizorem, zaśmiewając się ze śmiesznego tonu libero reprezentacji Polski. Mnie jakoś nie było do śmiechu. Cały czas myślałam o Cupko, poważnie rozważając rozmowę z nim. Do tego jeszcze Kadziewicz, który okazał się niesamowicie intrygującym i tajemniczym człowiekiem. Dobrze mi się z nim rozmawiało, swobodnie mówiliśmy o czymś, co ostatnimi czasy w naszym gronie było tematem tabu.
W pewnym momencie poczułam jak coś mnie smyra po nodze. Schyliłam się, żeby sprawdzić co się dzieje i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą twarzyczkę młodego Wlazłego. Zadziornie ciągnął mnie za nogawkę u spodni, jednocześnie pesząc się jak zwracałam na niego uwagę. A po jakimś czasie sam wdrapał mi się na kolana i zaczął bawić się moimi włosami.
- Jaki ty słodki jesteś – powiedziałam zszokowana. Mały Arek się uśmiechnął, po czym powiedział:
- Po tatusiu – sepleniąc przy tym. Zanieśliśmy się śmiechem razem z Łukaszem, bo tylko my słyszeliśmy co powiedział mały.
- Mario, ładnie syna szkolisz – powiedział Łukasz i porwał Arka z moich kolan, zaczynając go łaskotać i całkiem zagłuszając film i protesty Idy, która próbowała przekonać Igłę, żeby usunął fragment z jej udziałem. Ten jak tańczyła w pokoju po spotkaniu Ruciaka, do Modern Talking.  – Dzieci cię lubią – stwierdził Kadziewicz, kiedy Paula zabrała go na górę, żeby położyć go spać. Nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko mija.  – Amelka z pewnością by cię polubiła, muszę was ze sobą poznać.  – uśmiechnęłam się tylko, przypominając sobie, że ten gość jest ode mnie ponad dziesięć lat starszy. Wcale nie wyglądał na swój wiek, wydawał się znacznie młodszy. Jednak mimo wszystko muszę czuć do niego pewien respekt, pomyślałam.
- Dobra dziewczyny, czas na nas. Młoda, nawet nie waż się protestować, bo jutro idziesz do szkoły – poczułam się głupio, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że rozmawiam ze znacznie starszym mężczyzną i jestem z nim na ‘ty’, dlatego Ida wybawiła mnie z zakłopotania. Mariusz zebrał się, żeby nas odwieźć do Łodzi, a Igła z Kadziewiczem odprowadzili nas do drzwi.
- Musisz koniecznie przyjechać do Rzeszowa – zagadywał Paulę, Igła – Nawet nie wiesz jak dobrze wiedzieć, że w tym towarzystwie ktoś kibicuje Resovii.
- Przepraszam Krzysiu, że nie pałam wielką i nieskończoną miłością do twojego klubu, ale musisz zadowolić się tym, że jesteś najlepszym libero na świecie – powiedziałam, żegnając się z Ignaczakiem. Przynajmniej połechtałam jego ego. Łukaszowi podałam rękę na pożegnanie, próbując nic nie mówić, jednak mnie zatrzymał. Znowu ten wzrok jakby przewiercający na wylot
- Może umówimy się jutro na jakąś kawę? – rozsądek podpowiadał mi, że nie powinnam tego robić, że nie powinnam ulec jego jakimkolwiek wpływom. Jednak ja przeważnie nie kieruję się rozsądkiem.
- Czemu nie – powiedziałam. I podałam mu numer telefonu, o ja głupia.
***
Mariusz wyjeżdżał właśnie samochodem z garażu, kiedy pod jego dom podjechał samochód. Było już ciemno, więc w pierwszym momencie nie poznałam, kto siedział za kierownicą. Dopiero kiedy drzwi się otwarły, rozpoznałam kierowcę. Chciałam jakoś zareagować, uprzedzić ją, ale było już za późno. Zauważyła go już wcześniej i stała jak zahipnotyzowana. Widziałam jak w jej oczach zbierają się łzy, podbródek zaczyna drżeć. Nic nie mówiła, tylko patrzyła wzrokiem tak przygnębionym i wściekłym jednocześnie aż zaczęłam się bać. A Bartek? Z wymalowaną na twarzy obojętnością też na nią patrzył, jak żałował, że w ogóle kiedyś ją poznał. To był tylko ułamek sekundy, ale miałam wrażenie, że trwało to kilka minut. Potem Ida zerwała się nagle i wsiadła do samochodu. Spojrzałyśmy po sobie z Młodą, to była zapowiedź kolejnej ciężkiej nocy, kolejnego rozpamiętywania jego spojrzenia, zachowania…
Uderzyło mnie to, że on jest tak cholernie obojętny i ma to wszystko gdzieś. Kiedy Ida zeszła mu z drogi, jak gdyby nigdy nic skierował się w kierunku drzwi i wszedł do środka. Kręcąc głową z niedowierzania, wsiadłam z Młodą do samochodu.
Jechaliśmy w ciszy, nikt z nas nie chciał nic mówić na temat zdarzenia sprzed kilku minut. Młoda patrzyła przez okno, co jakiś czas przymykając powieki. Jedną dłoń miała pod policzkiem, a druga spoczywała na jej udach zaciśnięta w pięść. Mariusz kompletnie się rozkojarzył i o mało nie stuknął jadącego przed nim samochodu. Jego perfekcyjny plan zawiódł, pewnie myślał, że w ogóle się tam nie spotkają. A Ida próbowała pokazać, że wszystko jest okej. Ze spuszczoną głową wpatrywała się w swoje palce, które teraz nerwowo zaciskały się na kolanach. Na policzkach nie było widać śladu łez, ale ich obecność zdradzał rozmazany tusz wokół oczu.
Odetchnęłam kiedy dojechaliśmy na miejsce. Ida od razu wysiadła, nie chcąc słuchać tłumaczeń Wlazłego. Jej sylwetka stopniowo się od nas oddalała. Ani mnie, ani Pauli nie spieszyło się z wysiadaniem z samochodu. Mariusz wcale nas nie popędzał. Oparł łokcie na kierownicy i schował twarz w dłoniach.
- Przyjechał za wcześnie – powiedział, przerywając ciszę. Przytaknęłam na znak, że to wszystko rozumiem. Paula bez słowa wysiadła z auta i stanęła obok, czekając na mnie. Położyłam rękę na ramieniu Wlazłego, który obwiniał siebie za zaistniałą sytuację.
- To nie twoja wina. Ona potrzebuje czasu, on też.  – dołączyłam do Młodej i powolnym krokiem zaczęłyśmy iść w stronę bloku. Widziałam, że w naszym mieszkaniu świeci się światło, co oznaczało, że Ida jest w środku. Westchnęłam cicho. Cały czas widziałam przed oczami jego obojętną twarz, jakby patrzył na osobę, której kompletnie nie zna. Myślałam, że to wszystko dotknęło go bardziej i jest jeszcze szansa na to, że po jakimś czasie do siebie wrócą. Teraz zaczęłam w to wątpić, znowu dałam się zwieść.
Kiedy weszłyśmy do mieszkania, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to płyta od Krzyśka, która leżała na ziemi obok butów. Podniosłam ją i rzuciłam na łóżku w swoim pokoju. Ida stała w kuchni oparta o blat, przed nią na blacie stała szklanka soku pomarańczowego. Znowu nadszedł ten moment, kiedy nie wiedziałam co mam powiedzieć, kiedy właściwie bałam się coś powiedzieć. Pierwsze co przyszło mi do głowy to zapytać czy wszystko w porządku. Już otwierałam usta, żeby zapytać, ale Ida mi przerwała.
- Uprzedzając twoje pytanie, jestem cholernie spokojna i mam się dobrze – odepchnęła od siebie szklankę z sokiem, strącając ją do zlewu. Brzęk tłuczonego szkła i trzaśnięcie drzwiami.
- Ida, zaczekaj! – krzyk Młodej, niesiony echem na klatce. Wyszła. A ja nie wiedziałam czy mam zacząć się martwić, czy dać jej od tego wszystkiego odpocząć. Zdecydowałam się na to drugie.
- Zostaw – powiedziałam Młodej, zamykając się w pokoju. Czeka mnie długa, bezsenna noc, pomyślałam, siadając na łóżku. Nie mogłam tak po prostu iść spać, wiedząc, że ona pląta się sama po nieznanym mieście. Źle zrobiłam, powinnam ją zatrzymać, mówiłam sobie, zaczynając się bać.
***
Minęły dwie godziny, a ona nie wracała. Chodziłam nerwowo po kuchni, nie wiedząc co robić. Młoda nie wychodziła od siebie z pokoju, pewnie położyła się spać. Trzymałam w dłoni telefon, mając nadzieję, że Ida zaraz zadzwoni, jednak za każdym razem przypominałam sobie, że zostawiła telefon w domu. Wszystkie dokumenty też leżały w pokoju.
- Wracaj, proszę – szeptałam, wypatrując jej przez okno, jednak jej nie widziałam. Poczułam się tak bardzo bezsilna, wyrzucając sobie, że powinnam za nią iść. Co z tego, że pewnie byśmy się pokłóciły, ale wiedziałabym, że nic jej nie jest dopóki byłabym z nią. Usłyszałam kroki, więc szybko się odwróciłam i zobaczyłam Paulę.
- Nie wróciła?
- Nie. Nie wiem co mam robić.
- Zadzwonię do Zbyszka, pojeździmy po mieście, zobaczysz znajdziemy ją.
- Masz jutro szkołę, powinnaś iść spać. – Paula machnęła ręką.
- Mam na dziesiątą, nie martw się.  – poszła do pokoju, a ja dalej wypatrywałam Idy przez okno.  – Za chwilę tu będzie. Razem z Cupko. Pojadę ze Zbyszkiem, a ty zostań w domu. W każdej chwili Ida może wrócić – Paula poszła się ubierać, a ja usiadłam na blacie.
- Przecież ona musi wrócić – wmawiałam sobie. W międzyczasie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania i chwilę potem zobaczyłam Zbyszka. Paula wyskoczyła z pokoju i oboje zniknęli, zostawiając mnie samą. Cupko  nie wszedł na górę. Stał pod blokiem, patrząc chwilę w nasze okna. Ale nie mogłam teraz o nim myśleć, teraz najważniejsze było to, żeby Ida się znalazła. Wszystko schodziło na dalszy plan.
Kiedy Młoda ze Zbyszkiem wyszli, zamienili parę słów i odjechali.

***
Szłam przed siebie, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego, że nie wiem gdzie idę. Nie ważne było to, że prawdopodobnie od jakiegoś czasu nie wiedziałam gdzie jestem i nie wiem jak wrócić do domu. Nie chciałam wracać. Chciałam uciec. Jak najdalej od niego, od wspomnień i przeszłości. Nasz związek był już przeszłością i powinnam się z tym pogodzić. Nie mogłam. Za każdym razem kiedy kładłam się spać widziałam jego twarz, kiedy się budziłam, nachodziło mnie miłe przeczucie, że kiedy odwrócę się na bok, zobaczę jego twarz pogrążoną we śnie, że będę mogła dotknąć jego policzka i ust. Potem przychodziło rozczarowanie. Nie budziłam się w jego łóżku, tylko w mieszkaniu przyjaciółki.
Wszystko przez to, że byłam zbyt miła, że pozwoliłam się zmanipulować człowiekowi, który był jego przyjacielem. Najbardziej zabolało mnie wtedy to, że mi nie wierzył. Nie ufał mi, dał świetny tego pokaz. A ja nie miałam siły, żeby się przed nim płaszczyć, bo zdawałam sobie sprawę z błędu jaki popełniłam. Dzisiaj kiedy zobaczyłam jego twarz nie miałam już żadnych wątpliwości. Ta obojętność… Uświadomiłam sobie, że już zapomniał, że to uczucie do mnie, o którym na każdym kroku mnie zapewniał, wygasło. A może nigdy tak naprawdę go nie było? Takie myśli bolały jeszcze bardziej. Ten wzrok, całkiem obcy… Nigdy tak na mnie nie patrzył. Zawsze czułam w jego spojrzeniu, że jestem dla niego ważna, wyjątkowa, a teraz? Poczułam się jak szmata.
Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam, ile czasu zajmie mi pogodzenie się z obecnym stanem rzeczy. Teraz, przechodząc jedną z wielu ulic w Łodzi, czułam, że nie nadejdzie taki moment, kiedy będę mogła uczciwie przyznać, że za nim nie tęsknie. Nie wyobrażałam sobie takiego dnia, kiedy przestanę za nim tęsknić. Uzależniłam się i, tak jak każdy nałogowiec, mój świat bez narkotyku nie istniał, nie miał żadnego sensu. Kiedyś wydawało mi się, że to ja jestem dla niego narkotykiem. Pamiętam jak cieszył się kiedy zdecydowałam się do niego wprowadzić, kiedy zobaczył mnie w swoim mieszkaniu po powrocie. Tamten Bartek w porównaniu z tym, którego dzisiaj widziałam przed domem Mariusza, był diametralnie inny. Nie mój, już nie.
Stanęłam na środku jakieś małej uliczki, budząc się z transu. Wszędzie roiło się od podpitych palantów, słychać było głośną muzykę. Każde miasto ma taki ciemny zaułek, widocznie mnie los dzisiaj nie oszczędza. Szłam dalej, nie zwracając uwagi na krzyki i gwizdy, których byłam adresatem. Cholernie się bałam, ale nie mogłam się zatrzymać. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać, wrócić do domu. Choć wiedziałam, że sama nie znajdę drogi.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Wyrwałam się szybko i zaczęłam biec, słysząc tylko dziwny śmiech. Nie patrzyłam na drogę, byle tylko znaleźć się gdzieś daleko od tego miejsca. Kiedy poczułam, że na kogoś wpadłam, pomyślałam, że teraz to już koniec.
- Ida? To ty? – odetchnęłam, słysząc znajomy głos. Rzuciłam się mu na szyję, zaczynając płakać.
- Michał, błagam, zabierz mnie stąd.
***
Siedziałam w ciepłym samochodzie prowadzonym przez Michała. Powoli się uspokajałam, a on widząc w jakim stanie o nic nie pytał. Do czasu kiedy nie stanęliśmy na parkingu blisko bloku, w którym mieszkałyśmy z Adą i Paulą.
- Powiedz mi co się stało? – chwycił mnie za rękę, jakby chciał przez to powiedzieć, że mogę mu zaufać. Rzuciłam mu przelotne spojrzenie, odwracając szybko głowę. Nie chciałam, żeby oglądał mnie w totalnej rozsypce.
- Jakiś czas temu poznałam pewnego faceta, byliśmy razem. Kochałam go, wprowadziłam się do niego. Wydawało mi się, że on też mnie kocha. Zmieniłam dla niego wszystkie swoje plany, bo chciałam być blisko niego. A teraz myśli, że go zdradziłam i ufa bardziej swojemu koledze. Koledze rozsypało się małżeństwo i w akcie desperacji rozwalił nasz związek. Którejś nocy zakradł się po cichu do pokoju, gdzie spałam, a ja pomyliłam go z facetem, którego kocham. Do niczego nie doszło, przynajmniej z mojej strony. Ale on to widział. Nie mogę o nim zapomnieć. Widziałam go dzisiaj po raz pierwszy od kilku dni i … Patrzył na mnie z taką obojętnością…
- Już dobrze – przytulił mnie do siebie i o nic więcej nie pytał. Odsunął się dopiero, gdy ktoś zaczął uderzać w szybę. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Paulinę z niekryjącym się wyrazem ulgi na twarzy. Otwarłam drzwi i zostałam wyciągnięta przez nią z samochodu.
- Jesteś. – powiedziała tylko, mocno mnie ściskając. Kątem oka zobaczyłam Zbyszka i Konstantina, idących w naszą stronę. Michał wysiadł z samochodu i przywitał się z chłopakami.  – Jeździliśmy po całym mieście i cię szukaliśmy. Ada została w domu i odchodziła od zmysłów.
 Z daleka widziałam, że ktoś biegnie. Zanim zdążyłam się zorientować, że to ona, o mało się nie przewróciłam, bo się na mnie rzuciła.
- Tak się martwiłam! Nie rób tak więcej!
- Nic mi nie jest. Michał mnie znalazł. – powiedziałam cicho, wskazując na siatkarza, który rozmawiał z kolegami.  – Ada, ja dalej go kocham i nie mogę przestać.  – przyjaciółka przytuliła mnie mocniej do siebie, nic nie mówiąc. Potem razem z Paulą zabrała mnie do domu, a chłopcy odjechali.
***
Wystarczyło, że usłyszałam, że ktoś nie śpi i chodzi po mieszkaniu, żeby pomyśleć, że coś jest nie tak. Bardzo chciałam się mylić, ale znowu okazało się, że miałam rację. Zobaczyłam Adę w kuchni całą roztrzęsioną i po prostu zrozumiałam, że Ida nie wróciła. Zapytam tylko dla formalności i chwilę później wychodziłam z klatki razem ze Zbyszkiem.
-Musimy się rozdzielić, nie ma sensu, żebyśmy jeździli we dwójkę – zaczął dogadywać się z Cupko, który wydawał się trochę nieobecny. Jednak starał się skupić całą swoją uwagę na tym co mówi Bartman.  – Paula, chodź – widziałam jak Konstantin wsiada do swojego samochodu, kiedy Zbyszek pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego auta.
- Co będzie jeżeli jej nie znajdziemy? – zapytałam go, zatrzymując się. Nie chciałam panikować przy Adzie, bo to wcale by jej nie pomogło. Mam nadzieję, że nie zauważyła tego jak cały czas się trzęsę. Zbyszek nic nie powiedział, tylko zaciągnął mnie do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i spojrzałam na niego błagalnie. Chciałam, żeby powiedział cokolwiek, zapewnił mnie, że ona się znajdzie i bezpiecznie wróci do domu. Ale on nic nie powiedział, tylko mnie pocałował. I to wystarczyło.
W normalnej sytuacji zapewne zadałabym milion pytań na minutę, kompletnie wysypując się przed nim ze swoimi uczuciami, przy okazji robiąc z siebie idiotkę. Ale teraz nie mogłam się na tym skupić, bo musiałam wypatrywać Idy na ulicach Łodzi. Tłumaczyłam sobie tylko, że teraz żadne z nas nie zachowuje się normalnie. Jesteśmy zdenerwowani, przejęci zniknięciem Idy i to wszystko dlatego.
Milczeliśmy przez cały czas, rozglądając się dookoła, tracąc jakąkolwiek nadzieję. Ona mogła być dosłownie wszędzie, pójść w każdym kierunku i błądzić po mieście. Była zdezorientowana i zdenerwowana, a mnie cały czas prześladował dźwięk tłuczonego szkła. Jeździliśmy wszędzie, kilka razy po jednych i tych samych ulicach, ale nigdzie jej nie było.
Zadzwonił telefon. Odebrałam szybko, mając nadzieję, że zaraz usłyszę, że się znalazła, ale znowu się rozczarowałam.
- U nas też nic – powiedziałam Kostkowi łamiącym się głosem i rozłączyłam się. Nie musiałam tłumaczyć Zbyszkowi, że Konstantin jej nie znalazł. Od Ady nie mieliśmy żadnych informacji, więc do domu też nie wróciła.
- Wracamy do domu. Zadzwonimy na policję.  – powiedział Bartman i zawrócił samochód. Schowałam twarz w dłoniach, próbując unormować oddech. Nie mogłam płakać, byłam za bardzo zdenerwowana. Emocje siedziały we mnie, szukając jakiegokolwiek ujścia, ale nie mogły nic znaleźć. Przed telefonem do Zbyszka, jeszcze w domu, byłam pewna, że ją znajdziemy, że wróci do domu i będzie po kolejnym kryzysie. Znowu wszystko wróci do normy, aż do kolejnego razu. Bo to, że będzie kolejny raz, było jasne. Wątpliwości zaczęły się dopiero kiedy znaleźliśmy się przed blokiem, jakby dopiero wtedy dotarło do mnie to, że ona zniknęła. Wyszła na ulicę, nie znając miasta, idąc przed siebie. A teraz…
Zaparkowaliśmy przed blokiem, nie spiesząc się z wysiadaniem z samochodu.
- Jak ja jej to powiem? – powiedziałam cicho, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Zbyszek uścisnął moją dłoń i wyszedł z auta. Nie wiedział jak się zachować, ja też nie. Nie przekazywałam jeszcze nikomu złych wiadomości. Czekał na mnie na zewnątrz, więc wysiadłam. Zaczęłam iść w kierunku bloku, kiedy coś mnie tknęło, żebym się odwróciła. W jednym z samochodów ktoś siedział. Podeszłam bliżej, aż w końcu zaczęłam biec. Kiedy dobiegłam do samochodu, zaczęłam uderzać o szybę, czym zwróciłam na siebie uwagę dwóch osób. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam jej twarz. Otworzyła drzwi, a ja rzuciłam się jej na szyję.
- Jesteś – tylko tyle byłam w stanie wydusić, dławiąc łzy. Znowu ktoś nad nami czuwał.   – Jeździliśmy po całym mieście i cię szukaliśmy. Ada została w domu i odchodziła od zmysłów. – zaczęłam gadać jak najęta, aż przerwała mi Ada, która pojawiła się praktycznie znikąd. Odsunęłam się na bok, żeby mogły się przywitać. Spojrzałam na Zbyszka, przypominając sobie, że mamy jedną sprawę do wyjaśnienia. Jednak nie miałam siły zaczynać tej rozmowy. Byłam strasznie zmęczona, a przecież dzisiaj czeka mnie pierwszy dzień szkoły.
Zabrałyśmy Idę do domu, kiedy Zbyszek i Cupko pojechali do domu. Ada zabrała ją do pokoju i dopilnowała, żeby położyła się i zasnęła. Ja też poszłam spać, przed zaśnięciem, wzdychając z ulgą.
***
- Masz, wypij kawę – postawiłam przed nią kubek parującego napoju. Paula spojrzała na mnie z wdzięcznością i od razu upiła kilka łyków – Twoi rodzice chyba by mnie zabili, gdyby się dowiedzieli w jakim stanie idziesz do szkoły.
- Nie przejmuj się. Przecież wszyscy martwiliśmy się o Idę, zwariowałabym w domu – wstała od stołu, dopijając do końca kawę – Gorące! – pisnęła, odstawiając szklankę na stół.
- Zimnej bym ci nie dała. O której wrócisz?
- Po czwartej. – zabrała plecak z podłogi i już jej nie było. W mieszkaniu zrobiło się cicho, zostałam sama. Ida spała spokojnie w moim pokoju, a ja nie wiedziałam co robić. Nie chciałam nigdzie wychodzić i zostawiać jej samej, bo się bałam. Po wczorajszym incydencie nie wiem czy w najbliższym czasie puszczę ją gdziekolwiek samą. Nie będę spokojna dopóki nie zobaczę, że wszystko w porządku. Ostatnio do tego jest nam daleko, pomyślałam. Odłożyłam kubki po kawie do zlewu i poszłam do pokoju Młodej. Nie chciałam kręcić się w swoim pokoju, żeby nie obudzić przyjaciółki.
Rozglądałam się po ścianach, oglądając liczne plakaty i zdjęcia. Moją uwagę przykuło jedno z nich. Uśmiechnęłam się pod nosem, podchodząc do komody. W ramce zobaczyłam nasze zdjęcie. Trzy dziewczyny, troje kibiców. Rzeszów i Bełchatów. Jednak tamtego dnia kibicowałyśmy Jastrzębiu. Z tego co pamiętam, zdjęcie robił Adrian, zaraz po wejściu do hali. Listopad, było zimno i spadł pierwszy śnieg tamtego roku. Adriana nie było, jak na zdjęciu, a ja znowu złamałam daną sobie obietnicę, że nie będę już o nim myśleć.
- W tym pokoju miałeś mieszkać ty… - powiedziałam cicho sama do siebie, po czym wyszłam z pokoju. Teraz to wolałam już posiedzieć w kuchni. Jednak do niej nie dotarłam, bo ktoś zapukał do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, więc trochę mnie to zdziwiło. Jakoś nie miałam ochoty na jakieś spontaniczne spotkania.  – Cześć – powiedziałam trochę oniemiała, kiedy otworzyłam drzwi. Kostek uśmiechnął się nikle, pewnie liczył na to, że otworzy mu Ida.
- Przyszedłem do Idy – powiedział po chwili ciszy.
- Ida śpi, nie chcę jej budzić  - chciał odejść, kiedy to powiedziałam. – Zaczekaj. Nie sądzisz, że musimy porozmawiać? – zapytałam niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje. Może nie chciał mnie widzieć, a co dopiero ze mną rozmawiać? Może dlatego mnie unikał. Nie miałabym mu za złe, gdyby nie zwrócił uwagi na moje słowa i odszedł, ale on został. Wpuściłam go do środka i zaprosiłam do kuchni.
Jakoś żadne z nas nie chciało zacząć tej rozmowy. Patrzyliśmy na siebie ukradkiem, ze spuszczonymi głowami. Nie pamiętam czy do tej pory przeprowadzałam trudniejszą rozmowę. Jakoś zawsze wszystko łatwo mi przychodziło, a teraz nie mogłam wydusić ani słowa.
- Brakuje mi ciebie – powiedziałam w końcu, czekając na jego ruch. Kątem oka widziałam, że stanął obok mnie. Chwycił mnie za rękę, a potem zwyczajnie przytulił.  – Tęskniłam za tobą, przyjacielu.
- Ja za tobą też, przyjaciółko. Przepraszam.  – miło było znowu poczuć, że jest blisko mnie.
- Za co?
- Za wszystko. Obiecuję, że teraz będę genialnym przyjacielem. I nigdy nie będziesz już przeze mnie płakać.
- Skąd…
- Jestem twoim przyjacielem i trochę cię znam. Wiesz co?
- Co?
- Zjadłbym naleśnika. Albo nawet dwa. Albo trzy.
I wrócił mój Cupkovic. Nawet naleśniki mogłam mu zrobić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz