UWAGA!

Opowiadanie jest całkowitą fikcją, wyłącznie moim tworem wyobraźni. Wszelaki związek opowiadania z rzeczywistością jest przypadkowy.

czwartek, 27 sierpnia 2015

"- Wiesz, za chwilę zacznę się bać otwierać lodówkę."

Pojawienie się Michała dużo zmieniło. Głównie przyniosło nową nadzieję na nową przyszłość. Stał się moim przyjacielem, który codziennie do mnie dzwonił i przyjeżdżał, kiedy tylko mógł. Podobało mi się to. Absorbował mnóstwo mojego czasu, przez co nie myślałam o tym co było, a na pewno myślałam o tym mniej niż wcześniej. Nie wpadałam w wir rozpaczy, nie płakałam. Przyjaciele zastąpili mi jego nieobecność, nie zostawiali mnie samej.
Poczułam się lepiej, jakoś inaczej i znowu mogłam zająć się problemami innych, które jak zawsze krążyły gdzieś blisko mnie. Codziennie widziałam Paulinę snującą się po mieszkaniu z książką w ręku. Niby wszystko było w porządku, uczyła się, miała lepsze stopnie niż poprzedniego roku, ale się zmieniła. Nie była tą samą dziewczyną z przed dwóch tygodni, tryskającą energią i podnoszącą wszystkich na duchu. Zamknęła się w sobie, bardzo rzadko z nami rozmawiała, cały czas siedziała nosem w książkach. Nigdzie nie wychodziła, nikt do niej nie dzwonił ani nie przychodził. To nie było normalne.

Właściwie to czułam się jakbym przespała kawał czasu. Kiedy próbowałam porozmawiać z Adą o Młodej, zwyczajnie stwierdziła, że wszystko na pewno jest w porządku, choć wcale mnie nie słuchała. Błądziła gdzieś myślami i nie mogłam złapać z nią kontaktu. Nawet Kostek miał ostatnio problem się z nią dogadać.
Jakbym nagle znalazła się w innym świecie. Zaczynało mnie to powoli denerwować. Monotonia każdego dnia, cisza w mieszkaniu. Tylko kiedy Michał przychodził czułam, że nie straciłam znowu kontaktu z rzeczywistością.

Siedzieliśmy właśnie w moim pokoju, próbując oglądać jakiś film na laptopie, kiedy usłyszałam, że ktoś przyszedł. Wyszłam z pokoju zobaczyć kto to.
- Czemu tak wcześnie? – zapytałam Pauliny, zerkając na zegarek. W piątki zawsze wracała późno, a dzisiaj zjawiła się dwie godziny wcześniej normalnie. Nie chciałam ingerować w jej życie, ale nie chciałam też, żeby nabawiła się jakiś niepotrzebnych kłopotów.
- Zerwałam się z wf. – mruknęła cicho, wzruszając ramionami.
- Nie wierzę. Ty zerwałaś się z wf? – bardzo mnie zaskoczyła ta sytuacja, bo przecież kto jak kto, ale Młoda uwielbiała wf. Nigdy nie słyszałam o tym, żeby dobrowolnie odpuściła te zajęcia.  – Co się dzieje? – zapytałam po raz kolejny w ciągu tych dwóch tygodni, nie próbując robić sobie nadziei, że odpowie. Za każdym razem ignorowała to pytanie i nie zdziwiło mnie to,  że tym razem też nie uzyskałam odpowiedzi. Tylko nie miałam siły znosić dłużej tego milczenia. Straciłam cierpliwość i poszłam za nią do pokoju. Nie spodobało się jej to, widziałam po jej minie. – Nie zachowuj się jak dziecko i daj sobie pomóc
- Wszyscy mówią, że zachowuję się jak dziecko, a sami się tak zachowują. Może właśnie w tym jest problem? Pierwsze patrzcie na siebie, dopiero potem na innych
- Do czego pijesz? – zapytałam zirytowana jej zachowaniem. Uśmiechnęła się ironiczne, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- On myśli, że jestem głupią małolatą, która nie ma uczuć i może się mną bawić ile tylko zechce.  – usiadła na łóżku i zaczęła płakać, a ja poczułam się cholernie bezradna. Gdzieś głęboko czułam, że to ma związek ze Zbyszkiem, jednak liczyłam, że już jej przeszło. Nie wiem co zrobiłabym będąc na jego miejscu, może nawet to samo. Bałabym się wiązać z kimś dużo młodszym od siebie, ale może nie rozwiązałabym tego w taki sposób. Powinien jej wszystko wyjaśnić, a z tego co pamiętam stać go było tylko na to, żeby powiedzieć, że już więcej nie powinni się spotykać.
Wróciłam do siebie, zastanawiając się czy powinnam interweniować. Nie mogłam patrzeć na to jak ona każdego dnia się meczy i za nim tęskni. Na pewno tęskniła, ja też tęskniłam.
- Michał, podwieziesz mnie w jedno miejsce? Muszę z kimś porozmawiać.
Był trochę zaskoczony moją prośbą, ale do tej pory nie potrafił mi odmówić.
Chwilę później byliśmy na miejscu. Miałam tylko nadzieję, że nie wrócę z niczym i zdołam coś wskórać.
- Idę z tobą – Michał wysiadł za mną z samochodu, mimo że prosiłam go, żeby ze mną nie szedł. Wolałam załatwić to sama, jednak uparł się, że nie pójdę sama do Zbyszka – Przyda ci się wsparcie.  – nie miałam siły, żeby się z nim przekomarzać. Wolałam wykorzystać się do tego, co chciałam zrobić.
Stanęłam pod drzwiami, jak zawsze wahając się w ostatniej chwili. Zza drzwi dochodziła głośna muzyka, co świadczyło najprawdopodobniej o tym, że Bartman nie jest sam. Poczułam jak Michał łapie mnie za rękę, próbując dodać mi otuchy. Uśmiechnął się do mnie i zapukał do drzwi. Stał blisko mnie, nie puszczając mojej dłoni i przyjemnie ją grzejąc, kiedy w drzwiach stanął Zbyszek.
- Możemy porozmawiać? – zapytałam bez zbędnych wstępów. Wyraźnie zdziwił go mój widok, tym bardziej widok Michała za moimi plecami. Znali się, dobre o tym wiedziałam, ale jakoś nie utrzymywali ze sobą kontaktów. – Nie zajmę ci dużo czasu.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał, ignorując głosy z mieszkania.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego ją tak potraktowałeś? Zmieniła się, nawet bardzo. Zamknęła się w sobie i trudno się z nią dogadać. Tęskni za tobą, jestem tego pewna, a ty przestałeś się do niej odzywać  i kompletnie się od niej odciąłeś, rzucając na pożegnanie kilka słów. – całkiem nieświadomie zaczęłam na niego krzyczeć, choć chciałam za wszelką cenę tego uniknąć. Muzyka ucichła, a w przedpokoju zaczęły się pojawiać sylwetki jego kolegów, zaciekawionych kto ma czelność krzyczeć na Bartmana. Sam zainteresowany był w szoku i nie wiedział co ma powiedzieć, tak samo jego goście, których ciągle przybywało.  – Ona nie jest dzieckiem, Bartman, a tym bardziej twoją zabawką, którą możesz odrzucić w kąt jak ci się znudzi. Zrób coś z tym, bo inaczej może się to źle skończyć. – miałam się właśnie odwrócić i odejść, kiedy w korytarzu pojawiła się jeszcze jedna osoba, zapewne lekko spóźniona na imprezę u Zbyszka. Spojrzał mi w oczy, tak samo jak tamtego dnia u Mariusza, a potem przeniósł swoje spojrzenie na Michała, a raczej  na nasze splecione dłonie. Gdyby nie to, że odwrócił wzrok, nie wytrzymałabym. Wyminęłabym go i wypadła przed blok z płaczem i chęcią ucieczki. Ale teraz, kiedy dałabym sobie głowę uciąć, byłam pewna, że w jego oczach pojawiło się coś jeszcze oprócz bezgranicznej obojętności, z pomocą Michała, zostałam. Tym razem to on nie wytrzymał. Przeszedł obok nas i wszedł do mieszkania, mijając też osłupiałego Zbyszka. Dopiero, kiedy postanowiliśmy już iść, twierdząc, że więcej nic nie wskuramy, Zbyszek nagle się ocknął.
- Spróbuję – powiedział i z nieokreśloną miną schował się w mieszkaniu i zamknął drzwi.
***
Cieszyło mnie to, że Michał coraz częściej się u nas pojawiał. Ida coraz bardziej przypominała mi moją starą przyjaciółkę, która kiedyś radziła sobie bez Bartka. Chciałam dla niej jak najlepiej, dlatego z całego serca jej kibicowałam, myśląc, że da radę ułożyć sobie życie z kimś innym. Jednak którejś nocy, znowu widziałam jak płakała. Nie zauważyła mnie kiedy siedziała w kuchni z laptopem na kolanach. Stojąc za nią mogłam odczytać tylko nagłówki, ale to wystarczyło. Media znowu zaczęły się interesować jej związkiem z Bartkiem, a raczej pozostałościami po tym związku. Sprytnie zauważyli, że już nie są razem widywani, że Bartek unika jej tematu i w sieci pojawiało się coraz więcej plotek.
Nie wiedziałam czy powinnam jej mówić o tym, że widziałam ją tamtej nocy, więc postanowiłam zachować do dla siebie. Tylko Konstantin wyciągnął to ze mnie siłą i podstępem, twierdząc, że też jest jej przyjacielem i powinien wiedzieć. Jednak on też nie miał pomysłu na to jak ten problem rozwiązać. Obiecaliśmy sobie, że nie zostawimy tego tak i spróbujemy naprawić relacje Bartka i Idy, ale jak na razie wszystko się posypało. Tamta sukienka leżała w szafie, Zbyszek nie odzywał się już jakiś czas i jakoś nie kwapił się, żeby do nas wpaść, a Młoda żyła we własnym świecie. Zachowywała się trochę dziwnie, ale nie budziło to we mnie głębszego niepokoju.
- Czyś ty zwariował? Nie robimy zakupów dla wojska! – czułam, że zakupy z Kostkiem to nie jest dobry pomysł i teraz moje przeczucia się sprawdziły. Serb pakował do koszyka wszystko co tylko było na półkach, więc ja musiałam to skrupulatnie z powrotem układać. Z boku musiało to śmiesznie wyglądać, bo jakiś chłopiec przechodząc obok nas aż popłakał się ze śmiechu. Kostek go wystraszył i mały uciekł z płaczem. – I jeszcze dzieci straszy! Wyjdź, tam są drzwi i czekaj na mnie przed sklepem – na szczęście mnie posłuchał i wyszedł, po kryjomu wrzucając do koszyka niepostrzeżenie pięc paczek żelków. 
- Jakieś problemy z zakupami? – wystraszyłam się na dźwięk jego głosu. Nie spodziewałam się, że w tak przyziemnym miejscu mogę spotkać Łukasza Kadziewicza – Jakbym wiedział, że mogę cię tu spotkać to chodziłbym na zakupy milion razy dziennie.
- Myślę, że wystarczyłoby raz, gdybyś zadzwonił i zapytał.
- Obiecałaś mi kawę
- Nie obiecałam, tylko zgodziłam się ją wypić – czułam się jakbym zaraz miała zemdleć. Serce biło mi jak maratończykowi po pierwszym kilometrze, a nogi miałam jak z waty. I to wszystko powodował jego uśmiech i głos i było to naprawdę dziwne. Ale.. podobało mi się.
- W takim razie może zgodzisz się wypić ją dzisiaj? Wieczorem?
- Z tego co wiem, to kawy nie pija się wieczorem, bo potem nie można zasnąć.
- To zamiast kawy może być kolacja – uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że nie wypuści mnie z tego sklepu do póki się nie zgodzę. A oznaczało to tylko tyle, że wyjdę z niego bardzo szybko.
- Znasz adres?
- Znam.
- Przyjedź o siódmej.

Konstantin nie miał najciekawszej miny, kiedy w końcu wyszłam z tego sklepu, odprowadzona zazdrosnym spojrzeniem pań w nim pracujących.
- A gdzie moje żelki? – zapytał Serb dziecięcym głosem.
- Całkiem niechcący wypadły z koszyka. – powiedziałam zupełnie normalnym głosem i wręczyłam mu siatki. – A teraz biegiem do mieszkania, bo wychodzę wieczorem.
- Idziemy do kina?
- A czy ja powiedziałam, że wychodzimy razem?
- Chyba nie – po głębokim zamyśleniu, Serb zorientował się o co chodzi i całą drogę do mieszkania rzucał mi dziwne spojrzenia, za co miałam ochotę go udusić. Kiedy znaleźliśmy się pod blokiem szybko się zmył, rzucając na odchodne – Tylko nie chce być wujkiem – po czym oberwał paczką żelków, które specjalnie schowałam w kieszeni.
***
Kiedy dotarłam do mieszkania, Idy i Michała już nie było. Tylko Młoda zamknięta w swoim pokoju, pogrążona w myślach. I ja, nie wiedząca co właśnie się dzieje. Poszłam do siebie, żeby pogrzebać w szafie i wpadłam w lekką panikę. Jak każda kobieta, nie miałam się w co ubrać. Przegrzebałam całą szafę i nic. Kompletnie nic. Aż w końcu rzuciła mi się w oczy nowa sukienka Idy.
-Chyba nie mam innego wyjścia – zabrałam sukienkę do łazienki, żeby się przebrać. W międzyczasie usłyszałam jak Ida wróciła i nagle coś sobie uświadomiłam. Wcale nie chodziło o to, że wzięłam tą sukienkę bez pytania, tylko o to jak absurdalnie się zachowuję i robię z siebie idiotkę.  – Młoda i głupia. Życie cię nie nauczyło, żeby zachować spokój i nie ulegać emocjom? – zapytałam swojego odbicia w lustrze. Czego ja głupia mogę oczekiwać? Facet jest dużo ode mnie starszy, ma dziecko, a ja zachowuję się jak gówniara. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy powinnam w ogóle się z nim spotkać. Znałam go na tyle, że wiedziałam, że nie zostanie tu na długo. Dostanie propozycję nie do odrzucenia i wyjedzie, a ja znowu zostanę sama.
- Ada? Telefon ci dzwoni już któryś raz. W ogóle to co ty tam robisz tyle czasu? Godzinę temu wróciłam, a ty dalej tam siedzisz.
- Już wychodzę – dopięłam zamek sukienki i zabrałam swoje rzeczy.  – Przepraszam, że wzięłam twoją sukienkę, obiecuję, że oddam w nienaruszonym stanie. – powiedziałam, widząc zdziwioną Idę przed drzwiami łazienki. Wzięłam od niej swój telefon. Dzwonił Łukasz.
- Nie mogę tu nigdzie zaparkować i nie mam jak po ciebie wyjść.
- To już jest dziewiętnasta?
- Nawet dziewiętnasta piętnaście – zaśmiał się – Przyjechałem za wcześnie?
- Nie, skąd. Zaraz zejdę  - uśmiechnęłam się nieświadomie pod nosem, jednocześnie się bojąc. Ida przyglądała mi się uważnie, jakby nie bardzo wiedziała o co chodzi. Chciałam jej powiedzieć o co chodzi, ale nie bardzo wiedziałam jak i nie miałam na to teraz czasu. Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, czy w ogóle mogę spodziewać się czegokolwiek. Czas zaczął się strasznie dłużyć, miałam wrażenie, że zanim doszłam do samochodu Łukasza minęło kilka godzin. Uśmiechnął się na mój widok, rzucając mi spojrzenie, które mogłoby powalić na kolana. Otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Przepraszam, straciłam poczucie czasu – powiedziałam wsiadając do środka, starając się nie patrzeć mu w oczy. Bałam się, że pod wpływem jego spojrzenia może się stać coś niedobrego, na przykład, że stracę kontakt z rzeczywistością. Jego spojrzenie wręcz przewiercało mnie na wylot, jakby chciał się przez to dowiedzieć czegoś o moich myślach.
Przemierzaliśmy ulice Łodzi w kompletnej ciszy, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Cały czas wydawało mi się, że jego uśmiech na twarzy spowodowany jest tym, że słyszy głośne bicie mojego serca. Jeszcze chwilę temu, przed wyjściem wmawiałam sobie, że nie powinnam się tak zachowywać, że nie dam się wykorzystać żadnemu facetowi, nie polecę na jego czułe słówka i gesty. Przestałam tak myśleć w momencie, kiedy poczułam jego dłoń na swojej. Dreszcz przeszedł mnie po całym ciele, zaczęłam panikować. Jednak on tego nie wyczuł, wręcz przeciwnie. Dopiero kiedy splótł nasze palce, wyrwałam dłoń. Nie wiedział jak bardzo bałam się w tym momencie.
- Jeżeli zrobiłem coś nie tak to przepraszam – powiedział, jednocześnie parkując przed jakąś restauracją, która nie wyglądała na pierwszą lepszą i na pewno nie było mnie na nią stać.  – Ada? Wszystko w porządku? – zapytał wyrywając mnie z zamyślenia. Boże, co ja tutaj robię, zapytałam samą siebie i wysiadłam z samochodu szepcząc ciche przepraszam. Nie powinnam się zgadzać na to spotkanie, nie powinnam nabierać się na gierki kolejnego faceta. Odeszłam kilka kroków od samochodu, po czym zostałam zatrzymana przez Łukasza.
- Co się dzieje? – zapytał po raz kolejny, a ja po raz kolejny bałam się odpowiedzieć.
- Boję się. – wydusiłam w końcu, wyzywając siebie od idiotek.  – Że będzie tak jak poprzednio, że…
- … że chcę się tylko tobą zabawić i zostawię cię jak tamten palant. – dokończył za mnie, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy.  – Nie potrafiłbym zostawić takiej kobiety jak ty. Dzisiaj w sklepie bałem się, że nie zgodzisz się ze mną spotkać, a ja nie będę miał wystarczających argumentów, żeby cię przekonać. Poczułem się tak cholernie szczęśliwy kiedy się zgodziłaś, jak jakiś młody szczyl, co pierwszy raz zapraszał dziewczynę na randkę. – uśmiechnęłam się nieświadomie, słysząc jego słowa, choć to wszystko wydawało mi się teraz tak bardzo nierealne, że w to nie wierzyłam. – Daj mi szansę, chociaż spróbuj. Nie wszyscy faceci są tacy jak on.  – wystarczyło jedno spojrzenie, żebym mu uwierzyła, żebym kiwnęła głową na znak, że się zgadzam, żebym zjadła z nim tą kolację w cholernie drogiej knajpie, cały czas zastanawiając się co powiem swojej przyjaciółce, jak powiem jej to, że chyba zakochałam się w dużo starszym facecie z dzieckiem na karku i modląc się w duchu, żeby to co mówił Łukasz było prawdą, a nie kolejną męską gierką.
***
Minął miesiąc, cały miesiąc od moich odwiedzin u Zbyszka. Cały miesiąc odkąd ostatni raz widziałam Bartka. Minął miesiąc, a nie zobaczyłam żadnych skutków tamtej rozmowy. Powiedział, że spróbuje, że coś z tym zrobi, a nie zrobił nic. Przynajmniej nic o tym nie wiedziałam.
Życie toczyło się własnym tempem. Coraz mniej płakałam, coraz mniej wspominałam. Jednak tamten czas pozostawił swoje ślady w postaci plotek, które media skrupulatnie wykorzystywały. Dziennikarze zauważyli, że już razem nie mieszkamy, że nawet się nie widujemy. Pojawiały się różne spekulacje, które przeważnie uderzały w moją stronę. Próbowałam nie zwracać na to uwagi, ale nie mogłam. Spotykałam się z tym wszędzie, na każdym kroku i czułam się z tym cholernie źle. Ale dawałam radę, wmawiając sobie, że niedługo wszystko przycichnie.
Rozpoczął się nowy rok akademicki, pierwsze dni studiów. Kiedy pojawiłam się na uczelni wzbudziłam nie małą sensację. Znowu pojawiły się szepty i ciekawskie spojrzenia, których tak bardzo się bałam. Ludzie potrafili oceniać innych tylko po tym, co usłyszeli od innych, między innymi od mediów. Próbowałam udawać, że tego nie widzę i jakoś udało mi się przetrwać kilka dni. Nadal byłam sensacją, ale przyzwyczajono się do mojego widoku.
Siedziałam właśnie na wykładach z matematyki, już kolejnych z rzędu i zdałam sobie sprawę, że jestem tutaj tylko i wyłącznie dzięki niemu. Gdyby nie on byłabym teraz zupełnie gdzie indziej, w otoczeniu zupełnie innych ludzi, którzy nie wiedzieliby kim jestem i może spróbowaliby mnie poznać. Wtedy wiodłabym normalne życie, jak każda przeciętna dziewczyna w tym kraju, nie miałabym nic wspólnego z szalonymi dziennikarzami i z siatkarskim światem.
Tak naprawdę jedyne co łączyło te dwa odmienne światy była obecność Ady. Kiedy zdecydowałam się przenieść do Łodzi, nie przypuszczałam, że ona też się na to zdecyduje i jeszcze zaciągnie ze sobą Adriana. Byłam jej za to cholernie wdzięczna, że była gotowa poświęcić swoje plany dla mnie, żeby tylko się ze mną nie rozstawać. Nie musiałam się martwić problemem odległości, bo teraz mieszkałyśmy razem i nawet dzieliłyśmy ze sobą pokój. Jakby się bardziej w to zagłębić, nigdy nie miałyśmy ochoty, żeby od siebie odpocząć. Byłyśmy nierozłączne i uzupełniałyśmy siebie nawzajem. Jak siostry. Często łapałam się na tym, że mój nastrój zależał od jej obecności. Kiedy była obok, nie potrafiłam się smucić. Ada wnosiła tyle dobrej energii, że od razu nabierało się ochoty do życia. Kiedy byłam w Spale, przychodziły momenty, w których bardzo za nią tęskniłam. Za naszymi rozmowami, głupawkami i żartami, które wypływały spontanicznie. Nikt nie potrafił mi jej zastąpić i byłam pewna, że nikt taki się w moim życiu nie pojawi.
Od jakiegoś czasu czułam, że coś jest nie tak. Ada chodziła nieobecna, błądziła gdzieś myślami z uśmiechem na twarzy i kompletnie nie wiedziałam jak do niej dotrzeć. Kiedy zaczęły się studia, było jeszcze gorzej. Spędzałyśmy ze sobą coraz mniej czasu, rzadko zdarzało się tak, że byłyśmy w mieszkaniu w tym samym czasie w ciągu dnia. Przestałyśmy ze sobą rozmawiać, bo nie miałyśmy na to czasu. Nauka, zajęcia i tak w kółko. Jakby nagle pojawiło się coś, co chciało nas rozdzielić i nie miałyśmy na to żadnego wpływu.
Poczułam niedosyt. Poziom obecności Ady w moim życiu gwałtownie spadł i nagle coś zabolało, coś niezidentyfikowanego, co przypominało o sobie za każdym razem kiedy o niej pomyślałam. Chciałam wrócić do tego co było kiedyś, kiedy potrafiłyśmy przegadać całą noc, kiedy wiedziałyśmy o sobie wszystko, kiedy potrafiłyśmy obie przekrzyczeć klub kibica Zaksy Kędzierzyn. Oddaliłyśmy się od siebie i miałam wrażenie, że jej to w ogóle nie przeszkadza. Nie zrobiła nic, żeby coś zmienić. Mało tego. Czułam, że wina leży też po mojej stronie i wiązało się to właśnie z Michałem, który nie odstępował mnie na krok. Dobrze się z tym czułam, mając obok siebie kogoś takiego jak on. Widywaliśmy się codziennie, dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy smsy. Wszędzie widywano nas razem – przed zajęciami, po zajęciach, u nas w mieszkaniu. Zabierał mnie do swoich znajomych, na obiad czy kolacje. Przychodził do nas do mieszkania i przesiadywał całymi godzinami jakby nie miał nic do roboty. Kiedy nie mogłam zasnąć, dzwoniłam do niego, a on pomagał mi zasnąć. Nie wiedziałam na jakiej zasadzie to działa, ale ważne, że działało. Dzwonił do mnie pod byle pretekstem, żeby powiedzieć mi dobranoc czy zapytać jak minęła mi noc. Jednym słowem Michał był wszędzie i stał się nieodzowną częścią mojego życia.
- Wiesz, za chwilę zacznę bać się otwierać lodówkę- powiedziała poniedziałkowego poranka Młoda jedząc śniadanie. W tym momencie nie zainteresowało mnie to, że odezwała się do mnie po raz pierwszy od dłuższego czasu na dodatek starając się, żeby zabrzmiało to jak żart. Uświadomiłam sobie wtedy dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, Michał naprawdę był wszędzie i cały czas widywano nas razem. Plusem tej sytuacji było to, że był zawsze wtedy kiedy go potrzebowałam. Nigdy mi nie odmówił, nie powiedział, że nie ma dla mnie czasu. Dla mnie miał go zawsze, jak prawdziwy przyjaciel. Jednak słowa Młodej potwierdzały dziwność tej sytuacji i dało mi to wiele do myślenia. A po drugie – tego właśnie bałam się najbardziej. Ta myśl przeszła mi przez głowę i tkwiła w niej nie więcej niż ułamek sekundy, bo wystraszyłam się, że relacje pomiędzy mną a Michałem znacznie się skomplikują. Do tej pory udało mi się jakoś ogarnąć swoje życie i emocje na tyle, żeby normalnie funkcjonować i przetrwać wszystkie kryzysy. A stało się tak dlatego, że miałam Michała, który stopniowo przejął rolę Ady.
Uświadomiłam sobie, że to zaszło za daleko. Ale tylko na chwilę, krótką chwilę, w której rozbiłam kubek z herbatą.
- Nic ci nie jest? – zapytała Paula, która moment później pojawiła się obok. To wystarczyło, żebym zapomniała o tym, o czym myślałam chwilę wcześniej, o tym, czego nie chciałam do siebie dopuścić, bo tak było łatwiej.

- Chyba tak – odpowiedziałam, kątem oka widząc uśmiechniętą i kompletnie nieobecną duchem Adę, która nawet nie zwróciła uwagi na to, że rozbity przeze mnie kubek był jej ulubionym. Nic nie powiedziałam na to, kiedy zdziwiona zapytała gdzie jest jej ukochany biało – niebieski kubek. 

piątek, 21 sierpnia 2015

"- Zdążyłem założyć, że jednak go nie zastanę."

Otworzyłam oczy, leniwie mrugając. Słyszałam ich śmiechy z kuchni, ale nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Czułam się tak, jakby głowa zaraz miała mi eksplodować z powodu nieziemskiego kaca. Tylko że wczoraj nic nie piłam, jak zawsze z resztą. Zobaczyłam go przed domem Mariusza i wszystko się posypało, wpadłam w panikę. A potem… Było jeszcze gorzej. Nie wiedziałam co robię i gdzie idę, aż znalazłam się w jakiejś ciemnej dzielnicy.
Wiedziałam, że Ada będzie się martwić, ale jakoś wcale mnie to nie przejęło. Wszyscy się nade mną użalali, a tak naprawdę wcale tego nie chciałam. Musiałam jakoś powrócić do normalności i zapomnieć. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam jak to zrobić, a nikt jakoś nie chciał mi w tym pomóc. Może to źle, że czekałam aż ktoś mi pomoże jednocześnie udając, że czuję się dobrze i wszystko w porządku. Kompletny paradoks.
Odetchnęłam głęboko, przecierając oczy, całkowicie ignorując dzwoniący telefon. Podniosłam się z łóżka, próbując wyglądać jak najbardziej wiarygodnie. Żeby tylko nikt nie zauważył, że od kiedy rozstałam się z Bartkiem, nie istniałam.  Stanęłam w progu kuchni, zajmując sobą ich uwagę. Uśmiechnęłam się jak tylko potrafiłam w tym momencie, starając się być maksymalnie przekonywująca. W duchu natomiast modliłam się, żeby przypadkiem nie zapytali mnie jak się czuję.
- Jak się spało? – zapytał Kostek, próbując być zabawnym i rozluźnić atmosferę. Oddychając spokojnie, przypominając sobie w myślach swoje postanowienia, wysiliłam się, żeby odpowiedzieć prosto i zwyczajnie.
- Dobrze, dziękuję. – wyciągnęłam z szafki kawę, co pewnie wzbudziło w Adzie podejrzenia, bo nigdy dobrowolnie nie piłam kawy. Zalałam wrzątkiem w swoim ulubionym kubku i odwróciłam się w stronę przyjaciół. Jak gdyby nigdy nic usiadłam przy stole i urwałam kawałek naleśnika, przypominając sobie, że nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłam. Konstantin przysunął mi swój talerz z dwoma nienaruszonymi naleśnikami, zapewne przypuszczając, że rzucę się na nie jak wygłodniały wilk. Miałby pewnie rację, gdyby nie to, że chciałam zachować wszelkie pozory. – Pyszne – powiedziałam po kilku kawałkach, chwaląc talent kulinarny swojej przyjaciółki. Nic na to nie powiedziała, jakby była w szoku. Tylko się uśmiechnęła i zerknęła kątem oka na Serba, który również wydawał się zdezorientowany moim zachowaniem.  – Stało się coś? Strasznie milczący jesteście. – wiedziałam, że przegięłam, ignorując ostatnią noc, ale czułam, że to jedyny sposób, aby jakoś przejść nad tym do porządku dziennego. Przynajmniej pozornie. Jedząc drugiego naleśnika, próbowałam nie przejmować się reakcją swoich przyjaciół.  W pewnym momencie dałabym sobie głowę uciąć, że słyszałam krótkie westchnienie ulgi, a potem zobaczyłam uśmiech na twarzy Konstantina. Nie byłam pewna czy Ada mi uwierzyła, ale miałam nadzieję, że chociaż zrozumiała co miałam na myśli. Zostawiłam ich z pustym talerzem i wróciłam do pokoju z kubkiem kawy. Telefon dalej dzwonił, co wytrącało mnie powoli z równowagi.
- Słucham – nie chciałam, żeby zabrzmiało to niegrzecznie, ale pewnie tak było.  – Przepraszam, że nie odbierałam, ale jakoś…
- Wiem, nie powinienem wydzwaniać do ciebie miliony razy, ale pomyślałem, że może poszłabyś ze mną na spacer. To podobno oczyszcza umysł.
- Z pewnością mi się to przyda. Przyjdziesz po mnie?
- Jasne. Za dwie godziny?
- Może być. Michał?
- Tak?
- Nie podziękowałam ci za…
- Nie musisz. Znalazłem się po prostu we właściwym miejscu o właściwym czasie.  – potem się rozłączył, a ja zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie poznałam go wcześniej. Może wtedy byłoby lepiej? Może wtedy ominęłyby mnie dziwne sytuacje i ten ból gdzieś w środku, kiedy o nim myślałam.
***
Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam godząc się na to spotkanie, ale nie mogłam już wysiedzieć w mieszkaniu. Chodziłam z kąta w kąt, snując się jak cień. Nie zauważyłam nawet kiedy Młoda weszłam, uświadomiłam sobie to dopiero, kiedy usłyszałam jak ktoś trzaska drzwiami. Wyszłam z pokoju, natykając się na Adę, która była równie zdziwiona tą sytuacją jak ja.
- Co jej się stało? – zapytałam cicho, żeby przypadkiem Młoda nie usłyszała. Ada wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Może coś nie tak w szkole? Zmiana otoczenia, wiesz…
- Ona raczej nie ma z tym problemu – z kuchni wyszedł Cupko, zaciekawiony o czym rozmawiamy. Choć bardziej pewnie zainteresowało go to, że w ogóle rozmawiamy.  – Mam nadzieję, że nic mi nie zrobi, jak teraz tam wejdę – powiedziałam bardziej do siebie i zapukałam do pokoju Pauli. Nikt nie odpowiedział, więc weszłam, zostawiając za sobą Adę i Kostka.
Młoda leżała na łóżku, prawie nieruchomo. Tylko ramiona jakoś dziwnie jej drżały, jakby płakała.
- Paula, stało się coś?  - nie odpowiedziała. Usiadłam na łóżku, czekając aż się odezwie. Przecież to niemożliwe, że ona nic by nie powiedziała. Zawsze miała mnóstwo do powiedzenia, zwłaszcza wtedy kiedy nikt jej o nic nie pytał.  – Młoda, widzę, że coś się stało. – powiedziałam po kilku minutach ciszy. W pewnym momencie podniosła głowę z poduszki i popatrzyła na mnie mokrymi od łez oczami. Zdecydowanie coś było nie tak.
***
Lekcje strasznie się dłużyły, a od przepisów bhp rzygać się chciało. Jak na trzecią klasę liceum nauczyciele chyba przesadzili z lekcjami organizacyjnymi. Siedziałam z przodu z jakąś dziewczyną, która sama zaproponowała, żebym z nią usiadła. Wydawała się miła i sympatyczna, ale cały czas była wsłuchana w słowa nauczyciela i nie odezwała się do mnie ani słowem. Ciesząc się, że to już ostatnia lekcja tego dnia, zaraz po dzwonku wyszłam z klasy. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, żeby sprawdzić co u Idy. Cały czas myślałam o dzisiejszej nocy i jakoś nie mogłam przeboleć tego, że czuje się tak fatalnie. Choć może wcale nie chodziło tylko o to… Przecież było jeszcze coś, co równie dobrze nie dawało o sobie zapomnieć.
Kiedy wyszłam ze szkoły, zobaczyłam go stojącego niedaleko. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tamtej chwili i podeszłam do niego.
- Co tu robisz? – zapytałam cicho, wyrywając go z zamyślenia. Wydawał się jakiś dziwny, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej.
- Chyba musimy porozmawiać. – zabrzmiało to strasznie poważnie i zaczęłam się bać.  – Ten pocałunek… To chyba nie powinno się stać. Przepraszam, jeżeli to coś dla ciebie znaczyło. – na początku nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Dopiero gdy odszedł, kiedy zniknął mi z oczu, poczułam, że mówił poważnie, że znowu wyobrażałam sobie niestworzone rzeczy. A to cholernie zabolało.
***
Kiedy powiedziała mi wreszcie o co chodzi, jakoś to kupy się nie trzymało. Najpierw był wielkim przyjacielem, a teraz strzela takimi tekstami. Nic dziwnego, że Młoda pomyślała, że z ich znajomości wyjdzie coś więcej, skoro sam dał jej taką nadzieję. A teraz okazał się zwykłym chamem, jakich mnóstwo po chodzi po tym świecie.
- Nie warto, Paula, nie warto, słyszysz? Nie można płakać przez takich palantów jak Bartman. – położyłam jej rękę na ramieniu, ale ją odepchnęła. Nie pozostało mi nic więcej, tylko zostawić ją samą.
- Tak? To dlaczego wczoraj uciekłaś, jak zobaczyłaś Bartka? Dlaczego musieliśmy cię szukać przez całą noc? Przecież nie warto.  – cokolwiek bym teraz nie powiedziała, w pewnym sensie miała rację. Było w tym jakieś ziarnko prawdy. Ale grubo się myliła, myśląc, że mój związek z Bartkiem był identyczny jak jej relacje ze Zbyszkiem. Poczułam się głupio i wyszłam z pokoju ze spuszczoną głową. Jedno nas łączyło. Wiele bym dała, żeby znowu było tak jak kiedyś. Problem polegał na tym, że ja już nie miałam na to szans, ona ma.
- Powiesz coś wreszcie – zniecierpliwiona Ada szturchnęła mnie w ramię. Zupełnie jej nie zauważyłam i nie słyszałam, że coś do mnie mówi.
- Coś ze Zbyszkiem. Mam ochotę na spacer, wychodzę – powiedziałam szybko i mimo jej usilnych protestów, wyszłam. Usiadłam na ławce przed blokiem, mając nadzieję, że Michał za chwilę się zjawi. Trochę się nasiedziałam z Młodą, czas mijał za szybko, a ja nie mogłam go zatrzymać, a co dopiero cofnąć. Zdążyłam się przyzwyczaić, że kto inny rozdaje karty na tym świecie i najwyraźniej nie przypadłam mu zbytnio do gustu.
Zrobiło się dość chłodno, ale nie miałam ochoty wracać na górę, bo mogłoby się to skończyć pytaniami, na które nie chciałam odpowiadać. Na szczęście w końcu zobaczyłam znajomą sylwetkę, wyłaniającą się od strony parkingu. Uśmiechnął się kiedy mnie zobaczył, ale uśmiech mu zbladł, kiedy zobaczył, że trochę się trzęsę.
- Ktoś tu chce się rozchorować – stwierdził oddając mi swoją kurtkę. Usiadł obok mnie, a potem zapadła cisza. Jakby żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. – Wiesz… Pewnie masz dość już takich gadek na temat zapominania i robienia kroków na przód, ale…
- Nie potrafię. Chciałabym, ale nie potrafię.
- Chcę ci pomóc – zaśmiałam się cicho.
- Niby jak?
- Zacznij się ze mną spotykać, wychodzić na miasto, do kina, jeździć na mecze. Obiecuję, że skutecznie zajmę twój cały wolny czas, żebyś przestała myśleć o nieprzyjemnych rzeczach.
- Przecież w ogóle mnie nie znasz.
- Ale chcę poznać. Nie wierzę w przypadki, skoro się poznaliśmy to na pewno ktoś ma w tym jakiś cel. – złapał mnie za rękę, a ja na to przystałam, czując przyjemne ciepło jego dłoni.
- Ostatnio nikt nie ma ze mną lekko.
- Lubię wyzwania.
- Mam dużo wad, które mogę wymieniać godzinami i które z pewnością ci się nie spodobają. – Michał zaczął się śmiać, jakbym opowiadała mu najlepsze kawały świata.
- Nie zniechęcisz mnie, jestem strasznie uparty i prawie zawsze dostaję to, czego chcę.  – trzymał mnie za rękę i ani myślał, żeby odejść i zostawić mnie samą. A mnie chyba zaczynało się to podobać.  – Idziemy coś zjeść. – zarządził w którymś momencie, ciągnąc mnie lekko za rękę. Kiedy nie chciałam się ruszyć, zwyczajnie zarzucił mnie sobie na ramię. Kompletnie mnie zaskoczył tym ruchem, więc zaczęłam krzyczeć. Strasznie go to śmieszyło, a mnie – paradoksalnie – dobrze słuchało się tego śmiechu. Kiedy zdałam sobie sprawę, że zwracamy na siebie uwagę przechodniów, sama zaczęłam się śmiać. Michał się zatrzymał i postawił mnie na ziemię. – Nareszcie.
- Co „nareszcie”?
- Usłyszałem jak pięknie się śmiejesz, o to mi właśnie chodziło.
***
- Nie chce mi się wracać do mieszkania – mruknął Konstantin, rozwalając się na moim łóżku. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Zrobiłam mu te naleśniki, których nawiasem mówiąc pochłonął mnóstwo, a teraz jeszcze na moim łóżku się rozwala. I jeszcze oczy ma czelność zamykać!
- O nie, nie, mój drogi – pociągnęłam go za koszulkę, żeby usiadł, ale on nie miał zamiaru wstać. Pociągnęłam więc drugi raz, zdecydowanie mocniej, aż się zmięła. – Bierzesz dupe w troki i spadasz do siebie. – ściągnęłam go z łóżka na podłogę, mając nadzieję, że już sobie pójdzie, ale okazał się upartym zawodnikiem. Położył się na podłodze, z miną jakby się nad czymś zastanawiał.
- A co to znaczy? – zapytał po kilku minutach, doprowadzając mnie przełamania cienkiej granicy między złością a wściekłością. Spojrzałam na niego jak na idiotę, z rządzą mordu w oczach, a on zaczął się perfidnie śmiać. Dopiero kiedy wstałam z łóżka, szybko pozbierał się z podłogi, uciekając do przedpokoju. Chwyciłam duży parasol leżący w kącie i wymierzyłam w niego czubkiem, doprowadzając pod same drzwi. Zostawiłam mu na tyle miejsca, żeby mógł je sam otworzyć i wyjść, ale ktoś go ubiegł i otworzył je z drugiej strony. Nieźle mu przywalił tymi drzwiami, aż się biedaczek skrzywił i zrobił minę nieszczęśliwego bobasa. Kiedy drzwi się szerzej otwarły, zobaczyłam przestraszoną minę Idy.
- Matko, nic ci nie jest? Bardzo cię boli? – ale Kostek nie zdążył odpowiedzieć, bo dźgnęłam go parasolem, aż sam uciekł. Ida wpatrywała się we mnie trochę zdziwiona, dalej stojąc w drzwiach, aż w końcu wzruszyła ramionami i weszła do środka. Odłożyłam parasol, uśmiechając się do siebie. Kiedy weszła dzisiaj do kuchni nie uwierzyłam jej nawet na chwilę, że wszystko jest w porządku. Kostek uwierzył, ale on jest łatwowiernym człowiekiem. Potem mi uciekła, mówiąc, że ma ochotę na spacer, zostawiając mnie z nim i z Młodą, która nie dawała znaku życia. A teraz weszła do mieszkania, przypominając siebie z tamtych dni, kiedy nie trzeba było się o nic martwić. To z kolei był raczej dobry znak. W przeciwieństwie do tego, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Pofatygowałam się, żeby otworzyć i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Serba.
- Zapomniałem kluczy, a Zbyszka nie ma w domu.
- Nawet nie zdążyłeś sprawdzić.
- Zdążyłem założyć, że jednak go nie zastanę.
I wyszczerzony od ucha do ucha, wyminął mnie w drzwiach i od razu poszedł do pokoju. A kiedy ja tam dotarłam, moje łóżko już padło łupem wielkiego, siatkarskiego osobnika, co spotkało się z cichym jękiem zawodu z mojej strony i śmiechem Idy. Śmiechem Idy, co oznaczało, że Kostek dobrze zrobił wracając i zajmując moje osobiste łóżko.

***

czwartek, 6 sierpnia 2015

" - Michał, błagam zabierz mnie stąd."

- Ada, jestem już – krzyknęłam, wieszając torebkę na wieszaku przy wejściu. Nie mogłam się doczekać, kiedy powiem jej kogo przed chwilą widziałam. Coś mi się wydaje, że nie widziałam go ostatni raz i będę wpadać na niego coraz częściej. Ada całkowicie ignorowała moją obecność, siedząc w kuchni przy laptopie. – Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie – zaśpiewałam, zwracając tym na siebie uwagę Ady. Spojrzała na mnie jak na wariatkę, kiedy zaczęłam śpiewać i tańczyć na środku kuchni.
- Dobrze się czujesz? – zapytała, marszcząc czoło. Przytaknęłam i nic sobie nie robiłam z tego, że ma mnie za wariatkę. Same z Idą mogły pochwalić się o wiele gorszymi i głupszymi rzeczami niż to, co teraz robiłam.  – Jak szkoła? – zapytała, wpatrując się w ekran z dziwną miną – Zbyszek mówił ci coś na temat tego, że Kadziewicz miał z nimi trening? – zapytała nagle, zapominając o poprzednim pytaniu.
- Nic o tym nie wiem, dlaczego pytasz? – ja też puściłam pierwsze pytanie mimo uszu, choć szkoła wydawała się całkiem fajna i poznałam nawet kilku ciekawych ludzi. Jednak treningi Kadziewicza ze Skrą wydały mi się ciekawszym tematem. Zajrzałam jej przez ramię i zobaczyłam na ekranie komputera zdjęcie Łukasza, rozmawiającego z Bąkiewiczem. – Ale fajnie! – krzyknęłam zadowolona, całkiem zapominając o Michale, stojącym razem z Idą pod blokiem. Uderzyłam się dłonią w czoło, demonstrując swoją  głupotę.  – Nie zgadniesz kogo dzisiaj poznałam!
- Myszkę Miki, Kaczora Donalda? A może Gucia? – zapytała ironicznie, udając podekscytowanie. Pokręciłam głową z niesmakiem, jednocześnie wiedząc, że zaraz ją zaskoczę.
- Oni są spoko i może kiedyś będę miała ten zaszczyt, ale dzisiaj ich nie widziałam. Spotkałam za to Michała Kądziołę, o! I to w jakim towarzystwie – mrugnęłam znacząco, na co Ada wytrzeszczyła oczy.
- Że kogo?! – przytaknęłam – Żartujesz!
- Nie miałam nawet takiego zamiaru. Nie interesuje cię z kim go widziałam?
- Nie zadawaj głupich pytań, Młoda, tylko przejdź do konkretów.
- Z Idą. Z naszą Idą – podkreśliłam ostatnie trzy słowa, dając jej do zrozumienia, że mówię poważnie i żarty się mnie nie trzymają.  – Skoro jeszcze jej nie ma, to pewnie przeszli się na jakiś spacer. – Ada bez słowa, z zaciekawionym wyrazem twarzy, wyciągnęła telefon i prawdopodobnie wybrała numer Idy. A mnie kazała iść otworzyć drzwi, bo akurat ktoś pukał. Tanecznym krokiem pobiegłam do drzwi, za którymi jak się okazało stał Zbyszek.
- Widzę, że ktoś tu ma dobry humor – wpuściłam go do środka, nie zważając na ironię w jego głosie. Jako że rzeczywiście miałam dobry humor, podskoczyłam, całując go w policzek i pociągnęłam go do kuchni. Ada stała z założonymi rękami na środku kuchni, zdecydowanie mniej podekscytowana niż ja. Właściwie w ogóle.  Machnęła ręką do Zbyszka na przywitanie, ale ten całkowicie to zignorował.  – Wiecie kto będzie z nami trenował w tym sezonie? – zapytał, zacierając ręce.
- A wiemy, Zbysiu. Widziałyśmy zdjęcia z treningów. – wydawał się trochę zawiedziony, że nie dowiedziałyśmy się o tym od niego, ale jakoś będzie musiał to przeboleć.  – Ziemia do Ady. – machnęłam jej ręką przed oczami, wyrywając z zamyślenia.
- Co ty taka nieobecna? – Zbyszek zaczął robić sobie kawę, czując się jak u siebie w domu – Stało się coś?
- Właśnie nie wiem – mruknęła Ada, jakby coś ją dręczyło – Ida chyba kogoś poznała. I nie wiem czy powinnam się z tego cieszyć.  – nie rozumiałam dlaczego tak się tym przejęła, dlatego słuchałam uważnie co ma do powiedzenia. – Jeszcze dziś rano rozmawiałyśmy o ostatnich dniach, wydawała się przygnębiona kiedy wychodziła z domu, a teraz Paula mi mówi, że pląta się gdzieś z Michałem.
- Jakim Michałem?
- Kądziołą – Zbyszek nieźle się zdziwił, ale próbował nie dać tego po sobie poznać.  – To zdecydowanie za szybko.
- Może tylko tobie się tak wydaje? Dlatego, że chcesz, żeby zeszli się z Bartkiem? – zapytałam nieśmiało, nie wiedząc czy powinnam się w ogóle wtrącać. Adzie chyba się to nie spodobało, ale chwilę później westchnęła, poddając się.
- Masz rację, nie powinnam za nią decydować. Tylko nie mogę przeboleć tego, że pozwoliła tak łatwo to wszystko skończyć. Przecież nie mogę tak tego zostawić. Ona kocha jego, on ją i nie mogą być razem. Dlaczego? Bo nieszczęśliwy facet próbuje niszczyć związki wszystkich dookoła tylko dlatego, że jego małżeństwo się rozpadło. To jest chore. – mruknęła na koniec i wyszła z kuchni, zostawiając nas samych.
- Zmieńmy temat. Lepiej powiedz co z tym Kadziewiczem.  – przysiadłam na stole, próbując przestać myśleć o problemach, które ciągle wracały. Też nie mogłam dalej uwierzyć w to co się stało, ale przecież ani ja ani nikt inny nie może decydować za Idę. Jeżeli chce się z kimś spotykać, to niech tak robi. Może sama w pewnym momencie zrozumie, że to nie jest to czego chciała i będzie próbowała wrócić do Bartka. 
- Nie znalazł klubu na ten sezon i wrócił do Polski. Chłopaki poprosili trenera, a on się zgodził. Wprawdzie niechętnie, ale się zgodził. Jak szkoła?
- Dobrze, ale miałam niezłe wejście. Zaspałam i trochę się spóźniłam. Ludzie w miarę spoko, ale to tylko pierwsze wrażenie. 
- Dobrze będzie, mała. Nie przejmuj się. – fajnie mieć obok siebie takiego dużego miśka, który czasem cię przytuli. Na przykład teraz. Chciałam, żeby było tak jak najdłużej. Chyba się zakochałam, ale nie jestem pewna. Jeszcze nigdy nie byłam zakochana i nie wiem jak to jest. Boję się, że jeżeli by mi się coś na ten temat wymsknęło, wszystko by mogło się popsuć.  – Muszę spadać, zadzwonię – rozczochrał mi włosy i zwyczajnie wyszedł, zostawiając mnie z wielkim mętlikiem w głowie.
***
Nic mi do siebie nie pasowało. I kiedy jakoś próbowałam zacząć układać sobie to wszystko w głowie, Ida weszła do mieszkania. Wyszłam z pokoju i stanęłam w korytarzu, uparcie się jej przyglądając. Nic nie odstępowało od normy, więc odetchnęłam z ulgą. To nie była ta Ida, która oszalała dla nowo poznanego faceta.
- Co ty mi się tak przyglądasz? Brudna jestem? – zapytała mnie w którymś momencie. Zaprzeczyłam i wróciłam z powrotem do pokoju, przezwyciężając ochotę zapytania ją o ten spacer z Michałem. Jednak nie mogłam się powstrzymać i zawróciłam. 
- Spacer się udał? – zapytałam szybko, sama nie wiedząc co mówię. Ida spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby nie wiedziała o czym mówię. Dopiero po chwili zaskoczyła o co mi chodzi. Czyli nie było żadnego spaceru. Założyłam ręce na piersi, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie, dlaczego mnie okłamała.  – Gdzie ty właściwie byłaś, co? – zapytałam lekko rozdrażniona. Nie lubiłam kiedy ktoś robił mnie w konia, a w szczególności moja przyjaciółka. Zawsze byłyśmy ze sobą szczere, a teraz wyskakuje mi z takim. Wprawdzie ja jej nic nie powiedziałam o swoich planach dotyczących niej samej, ale przecież ona nie może nic na ten temat wiedzieć.
- Nie byłam na spacerze – powiedziała w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – Byłam u Konstantina.  – na dźwięk jego imienia coś się we mnie poruszyło, ale szybko to zagłuszyłam i próbowałam zachować obojętność. Kiwnęłam głową na znak, że przyjęłam to do wiadomości.
- Co u niego słychać? – uśmiechnęła się, jakby tylko czekała aż o to zapytam.
- W porządku. Ada, moglibyście się w końcu dogadać.  – wydusiła niespodziewanie.  – Przyjaźń zostaje na całe lata, a miłość… Wiesz jak jest – powiedziała gorzko. Miała rację, musiałam jej to przyznać. Może rzeczywiście powinnam jakoś pogodzić się z uczuciami i wrócić do tego co było kiedyś. Może on też powinien tak zrobić i wtedy wszystko byłoby w porządku. Łatwo powiedzieć.
Rozłożyłam się na łóżku, wałkując w głowie to co powiedziała mi przyjaciółka. Sama poszła do kuchni zrobić sobie coś do picia i chwilę później już siedziała obok mnie z kubkiem herbaty. Ledwo upiła dwa łyki, kiedy jej telefon zaczął przeraźliwie dzwonić.
- Nie odbieram – powiedziała, moszcząc się obok mnie, ale ten ktoś był bardzo natarczywy i cały czas do niej wydzwaniał. Za piątym razem straciłam cierpliwość i sama podałam jej telefon. – Halo? – mruknęła – Cześć Mario.  – Ida przewróciła oczami, słuchając słów siatkarza, aż w końcu wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia – Dobra, będziemy czekać.  – zakończyła rozmowę i szturchnęła mnie łokciem.
- Co chcesz? – nie miałam już na nic ochoty, ten dzień był jakiś męczący. Miałam tylko nadzieję, że nie karze mi nigdzie ze sobą iść.
- Zbieraj się. Idziemy na audiencję do Kadziewicza. – czyli musiałam wstać, chcąc czy nie. Wiedziałam, że prędzej czy później go poznam, ale naprawdę nie miałam ochoty ruszać się teraz z łóżka – Młoda! – i jeszcze mi do ucha krzyczy, jakby tego było mało. Paula zjawiła się od razu w naszym pokoju, wyglądając jakby ucięła sobie małą drzemkę.
- Co jest?
- Za pół godziny przyjeżdża do nas Wlazły. Kadziewicz razem z Igłą są u niego i pomyślał, że mogłybyśmy też wpaść.  – nie trzeba było jej po dwa razy powtarzać. Zaraz pomknęła do siebie, żeby się przebrać. Ida rzuciła mi swoje przenikliwe spojrzenie, co oznaczało, że wyciągnie mnie stąd nawet siłą. Nie chcąc zdać się na jej silną rękę, sama wstałam, dość niechętnie, ale to już coś.
Mariusz zjawił się punktualnie pod naszym blokiem, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Mam nadzieję, że nie miałyście innych planów? Krzysiek przyjechał tylko na chwilę, jutro rano wraca do Rzeszowa. Przywiózł materiały z Ligi Światowej, ma dla ciebie specjalną kopię.
- Dawno go nie widziałam. A właściwie co tu robi Łukasz?
- Nie znalazł sobie klubu na ten sezon i będzie trenował ze Skrą – poinformowała Idę Młoda, obnosząc się z tym, że chociaż raz wie więcej niż my. A niech się cieszy.
Dom państwa Wlazłych prezentował się okazale na tle pozostałych posiadłości w tym rejonie. Od razu widać, że nie mieszka tu byle kto. Kiedy weszliśmy do domu, od razu doszły nas głosy dwóch zawodników, z którego jeden należał do Igły. Chwilkę później pojawiła się żona Wlazłego z małym chłopcem na rękach.
- Miło was w końcu poznać, Igła dużo mi o was naopowiadał – przyzwyczaiłam się już do tego, że nikt z siatkarskiego świata nie jest taki jaki wydaje się mediom. Tak samo było z Pauliną, która okazała się równą babką. Przywitała się z nami wszystkimi, prowadząc do salonu, gdzie na sofie siedzieli goście.
- I jest nasza Wisienka kochana – Krzysiek od razu podniósł się z miejsca, żeby ją uściskać, dopiero potem zauważył naszą obecność – I jej przeurocze koleżanki, w tym jednej jeszcze nie znam.
- Widzisz, Krzysiu, a to akurat twoja największa fanka. Taki Młody, mały resowiak. – libero gdy tylko usłyszał połączenie słów fan i resovia, ucieszył się jak mało kto. Łukasz również wstał i, co mnie zdziwiło, pierwsze podszedł do mnie.
- Tyle mi o was opowiadał, że w pewnym momencie pomyślałem, że sobie to wszystko wymyślił – powiedział cicho z uśmiechem na ustach, żeby Ignaczak nie usłyszał. – Łukasz.
- Ada. Miło cię poznać. Słyszałam, że w tym sezonie potrenujesz w Bełchatowie?
- Tak wyszło. Właśnie rozglądam się za mieszkaniem do wynajęcia. Z tego co mówił mi Mariusz, zaczynacie studia w Łodzi?
- Tak wyszło – zawtórowałam.  – Na początku miałyśmy inne plany, ale to jest bardzo długa i skomplikowana historia.
- O tym też coś słyszałem, nieciekawa sprawa – stwierdził, zerkając kątem oka na Idę, która razem z Krzyśkiem próbowała odpalić dvd. – Jakoś nie wierzę w to, że ona mogłaby zdradzić Bartka. – powiedział nagle, przenosząc swój wzrok na mnie. Trochę zdziwiły mnie jego słowa. Ledwo się poznaliśmy, a on tak swobodnie poruszał tematy dość osobiste, które jego w ogóle nie dotyczyły.
- Bo nie zdradziła – odpowiedziałam po chwili, gdy otrząsnęłam się z mini szoku – Skąd tak od razu możesz wiedzieć takie rzeczy?
- Znam się na życiu. Żona mnie zdradziła, nie raz z resztą. Ida nie wygląda mi na taki typ kobiety. Ty też nie.
- Nie potrafiłabym zdradzić ani wybaczyć zdrady.  – dodałam, uzupełniając jego słowa. Łukasz uśmiechnął się pod nosem,
- To coś nas łączy – stwierdził, jednocześnie wskazując, żebyśmy usiedli. – Krzysiek, obiecałeś nam seans – zagadnął żartobliwie swojego przyjaciela, który nie mógł poradzić sobie ze sprzętem Mariusza. Dopiero kiedy gospodarz nadszedł mu z pomocą udało mu się uruchomić płytę. Wszyscy zasiedli przed telewizorem, zaśmiewając się ze śmiesznego tonu libero reprezentacji Polski. Mnie jakoś nie było do śmiechu. Cały czas myślałam o Cupko, poważnie rozważając rozmowę z nim. Do tego jeszcze Kadziewicz, który okazał się niesamowicie intrygującym i tajemniczym człowiekiem. Dobrze mi się z nim rozmawiało, swobodnie mówiliśmy o czymś, co ostatnimi czasy w naszym gronie było tematem tabu.
W pewnym momencie poczułam jak coś mnie smyra po nodze. Schyliłam się, żeby sprawdzić co się dzieje i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą twarzyczkę młodego Wlazłego. Zadziornie ciągnął mnie za nogawkę u spodni, jednocześnie pesząc się jak zwracałam na niego uwagę. A po jakimś czasie sam wdrapał mi się na kolana i zaczął bawić się moimi włosami.
- Jaki ty słodki jesteś – powiedziałam zszokowana. Mały Arek się uśmiechnął, po czym powiedział:
- Po tatusiu – sepleniąc przy tym. Zanieśliśmy się śmiechem razem z Łukaszem, bo tylko my słyszeliśmy co powiedział mały.
- Mario, ładnie syna szkolisz – powiedział Łukasz i porwał Arka z moich kolan, zaczynając go łaskotać i całkiem zagłuszając film i protesty Idy, która próbowała przekonać Igłę, żeby usunął fragment z jej udziałem. Ten jak tańczyła w pokoju po spotkaniu Ruciaka, do Modern Talking.  – Dzieci cię lubią – stwierdził Kadziewicz, kiedy Paula zabrała go na górę, żeby położyć go spać. Nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko mija.  – Amelka z pewnością by cię polubiła, muszę was ze sobą poznać.  – uśmiechnęłam się tylko, przypominając sobie, że ten gość jest ode mnie ponad dziesięć lat starszy. Wcale nie wyglądał na swój wiek, wydawał się znacznie młodszy. Jednak mimo wszystko muszę czuć do niego pewien respekt, pomyślałam.
- Dobra dziewczyny, czas na nas. Młoda, nawet nie waż się protestować, bo jutro idziesz do szkoły – poczułam się głupio, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że rozmawiam ze znacznie starszym mężczyzną i jestem z nim na ‘ty’, dlatego Ida wybawiła mnie z zakłopotania. Mariusz zebrał się, żeby nas odwieźć do Łodzi, a Igła z Kadziewiczem odprowadzili nas do drzwi.
- Musisz koniecznie przyjechać do Rzeszowa – zagadywał Paulę, Igła – Nawet nie wiesz jak dobrze wiedzieć, że w tym towarzystwie ktoś kibicuje Resovii.
- Przepraszam Krzysiu, że nie pałam wielką i nieskończoną miłością do twojego klubu, ale musisz zadowolić się tym, że jesteś najlepszym libero na świecie – powiedziałam, żegnając się z Ignaczakiem. Przynajmniej połechtałam jego ego. Łukaszowi podałam rękę na pożegnanie, próbując nic nie mówić, jednak mnie zatrzymał. Znowu ten wzrok jakby przewiercający na wylot
- Może umówimy się jutro na jakąś kawę? – rozsądek podpowiadał mi, że nie powinnam tego robić, że nie powinnam ulec jego jakimkolwiek wpływom. Jednak ja przeważnie nie kieruję się rozsądkiem.
- Czemu nie – powiedziałam. I podałam mu numer telefonu, o ja głupia.
***
Mariusz wyjeżdżał właśnie samochodem z garażu, kiedy pod jego dom podjechał samochód. Było już ciemno, więc w pierwszym momencie nie poznałam, kto siedział za kierownicą. Dopiero kiedy drzwi się otwarły, rozpoznałam kierowcę. Chciałam jakoś zareagować, uprzedzić ją, ale było już za późno. Zauważyła go już wcześniej i stała jak zahipnotyzowana. Widziałam jak w jej oczach zbierają się łzy, podbródek zaczyna drżeć. Nic nie mówiła, tylko patrzyła wzrokiem tak przygnębionym i wściekłym jednocześnie aż zaczęłam się bać. A Bartek? Z wymalowaną na twarzy obojętnością też na nią patrzył, jak żałował, że w ogóle kiedyś ją poznał. To był tylko ułamek sekundy, ale miałam wrażenie, że trwało to kilka minut. Potem Ida zerwała się nagle i wsiadła do samochodu. Spojrzałyśmy po sobie z Młodą, to była zapowiedź kolejnej ciężkiej nocy, kolejnego rozpamiętywania jego spojrzenia, zachowania…
Uderzyło mnie to, że on jest tak cholernie obojętny i ma to wszystko gdzieś. Kiedy Ida zeszła mu z drogi, jak gdyby nigdy nic skierował się w kierunku drzwi i wszedł do środka. Kręcąc głową z niedowierzania, wsiadłam z Młodą do samochodu.
Jechaliśmy w ciszy, nikt z nas nie chciał nic mówić na temat zdarzenia sprzed kilku minut. Młoda patrzyła przez okno, co jakiś czas przymykając powieki. Jedną dłoń miała pod policzkiem, a druga spoczywała na jej udach zaciśnięta w pięść. Mariusz kompletnie się rozkojarzył i o mało nie stuknął jadącego przed nim samochodu. Jego perfekcyjny plan zawiódł, pewnie myślał, że w ogóle się tam nie spotkają. A Ida próbowała pokazać, że wszystko jest okej. Ze spuszczoną głową wpatrywała się w swoje palce, które teraz nerwowo zaciskały się na kolanach. Na policzkach nie było widać śladu łez, ale ich obecność zdradzał rozmazany tusz wokół oczu.
Odetchnęłam kiedy dojechaliśmy na miejsce. Ida od razu wysiadła, nie chcąc słuchać tłumaczeń Wlazłego. Jej sylwetka stopniowo się od nas oddalała. Ani mnie, ani Pauli nie spieszyło się z wysiadaniem z samochodu. Mariusz wcale nas nie popędzał. Oparł łokcie na kierownicy i schował twarz w dłoniach.
- Przyjechał za wcześnie – powiedział, przerywając ciszę. Przytaknęłam na znak, że to wszystko rozumiem. Paula bez słowa wysiadła z auta i stanęła obok, czekając na mnie. Położyłam rękę na ramieniu Wlazłego, który obwiniał siebie za zaistniałą sytuację.
- To nie twoja wina. Ona potrzebuje czasu, on też.  – dołączyłam do Młodej i powolnym krokiem zaczęłyśmy iść w stronę bloku. Widziałam, że w naszym mieszkaniu świeci się światło, co oznaczało, że Ida jest w środku. Westchnęłam cicho. Cały czas widziałam przed oczami jego obojętną twarz, jakby patrzył na osobę, której kompletnie nie zna. Myślałam, że to wszystko dotknęło go bardziej i jest jeszcze szansa na to, że po jakimś czasie do siebie wrócą. Teraz zaczęłam w to wątpić, znowu dałam się zwieść.
Kiedy weszłyśmy do mieszkania, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to płyta od Krzyśka, która leżała na ziemi obok butów. Podniosłam ją i rzuciłam na łóżku w swoim pokoju. Ida stała w kuchni oparta o blat, przed nią na blacie stała szklanka soku pomarańczowego. Znowu nadszedł ten moment, kiedy nie wiedziałam co mam powiedzieć, kiedy właściwie bałam się coś powiedzieć. Pierwsze co przyszło mi do głowy to zapytać czy wszystko w porządku. Już otwierałam usta, żeby zapytać, ale Ida mi przerwała.
- Uprzedzając twoje pytanie, jestem cholernie spokojna i mam się dobrze – odepchnęła od siebie szklankę z sokiem, strącając ją do zlewu. Brzęk tłuczonego szkła i trzaśnięcie drzwiami.
- Ida, zaczekaj! – krzyk Młodej, niesiony echem na klatce. Wyszła. A ja nie wiedziałam czy mam zacząć się martwić, czy dać jej od tego wszystkiego odpocząć. Zdecydowałam się na to drugie.
- Zostaw – powiedziałam Młodej, zamykając się w pokoju. Czeka mnie długa, bezsenna noc, pomyślałam, siadając na łóżku. Nie mogłam tak po prostu iść spać, wiedząc, że ona pląta się sama po nieznanym mieście. Źle zrobiłam, powinnam ją zatrzymać, mówiłam sobie, zaczynając się bać.
***
Minęły dwie godziny, a ona nie wracała. Chodziłam nerwowo po kuchni, nie wiedząc co robić. Młoda nie wychodziła od siebie z pokoju, pewnie położyła się spać. Trzymałam w dłoni telefon, mając nadzieję, że Ida zaraz zadzwoni, jednak za każdym razem przypominałam sobie, że zostawiła telefon w domu. Wszystkie dokumenty też leżały w pokoju.
- Wracaj, proszę – szeptałam, wypatrując jej przez okno, jednak jej nie widziałam. Poczułam się tak bardzo bezsilna, wyrzucając sobie, że powinnam za nią iść. Co z tego, że pewnie byśmy się pokłóciły, ale wiedziałabym, że nic jej nie jest dopóki byłabym z nią. Usłyszałam kroki, więc szybko się odwróciłam i zobaczyłam Paulę.
- Nie wróciła?
- Nie. Nie wiem co mam robić.
- Zadzwonię do Zbyszka, pojeździmy po mieście, zobaczysz znajdziemy ją.
- Masz jutro szkołę, powinnaś iść spać. – Paula machnęła ręką.
- Mam na dziesiątą, nie martw się.  – poszła do pokoju, a ja dalej wypatrywałam Idy przez okno.  – Za chwilę tu będzie. Razem z Cupko. Pojadę ze Zbyszkiem, a ty zostań w domu. W każdej chwili Ida może wrócić – Paula poszła się ubierać, a ja usiadłam na blacie.
- Przecież ona musi wrócić – wmawiałam sobie. W międzyczasie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania i chwilę potem zobaczyłam Zbyszka. Paula wyskoczyła z pokoju i oboje zniknęli, zostawiając mnie samą. Cupko  nie wszedł na górę. Stał pod blokiem, patrząc chwilę w nasze okna. Ale nie mogłam teraz o nim myśleć, teraz najważniejsze było to, żeby Ida się znalazła. Wszystko schodziło na dalszy plan.
Kiedy Młoda ze Zbyszkiem wyszli, zamienili parę słów i odjechali.

***
Szłam przed siebie, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego, że nie wiem gdzie idę. Nie ważne było to, że prawdopodobnie od jakiegoś czasu nie wiedziałam gdzie jestem i nie wiem jak wrócić do domu. Nie chciałam wracać. Chciałam uciec. Jak najdalej od niego, od wspomnień i przeszłości. Nasz związek był już przeszłością i powinnam się z tym pogodzić. Nie mogłam. Za każdym razem kiedy kładłam się spać widziałam jego twarz, kiedy się budziłam, nachodziło mnie miłe przeczucie, że kiedy odwrócę się na bok, zobaczę jego twarz pogrążoną we śnie, że będę mogła dotknąć jego policzka i ust. Potem przychodziło rozczarowanie. Nie budziłam się w jego łóżku, tylko w mieszkaniu przyjaciółki.
Wszystko przez to, że byłam zbyt miła, że pozwoliłam się zmanipulować człowiekowi, który był jego przyjacielem. Najbardziej zabolało mnie wtedy to, że mi nie wierzył. Nie ufał mi, dał świetny tego pokaz. A ja nie miałam siły, żeby się przed nim płaszczyć, bo zdawałam sobie sprawę z błędu jaki popełniłam. Dzisiaj kiedy zobaczyłam jego twarz nie miałam już żadnych wątpliwości. Ta obojętność… Uświadomiłam sobie, że już zapomniał, że to uczucie do mnie, o którym na każdym kroku mnie zapewniał, wygasło. A może nigdy tak naprawdę go nie było? Takie myśli bolały jeszcze bardziej. Ten wzrok, całkiem obcy… Nigdy tak na mnie nie patrzył. Zawsze czułam w jego spojrzeniu, że jestem dla niego ważna, wyjątkowa, a teraz? Poczułam się jak szmata.
Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam, ile czasu zajmie mi pogodzenie się z obecnym stanem rzeczy. Teraz, przechodząc jedną z wielu ulic w Łodzi, czułam, że nie nadejdzie taki moment, kiedy będę mogła uczciwie przyznać, że za nim nie tęsknie. Nie wyobrażałam sobie takiego dnia, kiedy przestanę za nim tęsknić. Uzależniłam się i, tak jak każdy nałogowiec, mój świat bez narkotyku nie istniał, nie miał żadnego sensu. Kiedyś wydawało mi się, że to ja jestem dla niego narkotykiem. Pamiętam jak cieszył się kiedy zdecydowałam się do niego wprowadzić, kiedy zobaczył mnie w swoim mieszkaniu po powrocie. Tamten Bartek w porównaniu z tym, którego dzisiaj widziałam przed domem Mariusza, był diametralnie inny. Nie mój, już nie.
Stanęłam na środku jakieś małej uliczki, budząc się z transu. Wszędzie roiło się od podpitych palantów, słychać było głośną muzykę. Każde miasto ma taki ciemny zaułek, widocznie mnie los dzisiaj nie oszczędza. Szłam dalej, nie zwracając uwagi na krzyki i gwizdy, których byłam adresatem. Cholernie się bałam, ale nie mogłam się zatrzymać. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać, wrócić do domu. Choć wiedziałam, że sama nie znajdę drogi.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Wyrwałam się szybko i zaczęłam biec, słysząc tylko dziwny śmiech. Nie patrzyłam na drogę, byle tylko znaleźć się gdzieś daleko od tego miejsca. Kiedy poczułam, że na kogoś wpadłam, pomyślałam, że teraz to już koniec.
- Ida? To ty? – odetchnęłam, słysząc znajomy głos. Rzuciłam się mu na szyję, zaczynając płakać.
- Michał, błagam, zabierz mnie stąd.
***
Siedziałam w ciepłym samochodzie prowadzonym przez Michała. Powoli się uspokajałam, a on widząc w jakim stanie o nic nie pytał. Do czasu kiedy nie stanęliśmy na parkingu blisko bloku, w którym mieszkałyśmy z Adą i Paulą.
- Powiedz mi co się stało? – chwycił mnie za rękę, jakby chciał przez to powiedzieć, że mogę mu zaufać. Rzuciłam mu przelotne spojrzenie, odwracając szybko głowę. Nie chciałam, żeby oglądał mnie w totalnej rozsypce.
- Jakiś czas temu poznałam pewnego faceta, byliśmy razem. Kochałam go, wprowadziłam się do niego. Wydawało mi się, że on też mnie kocha. Zmieniłam dla niego wszystkie swoje plany, bo chciałam być blisko niego. A teraz myśli, że go zdradziłam i ufa bardziej swojemu koledze. Koledze rozsypało się małżeństwo i w akcie desperacji rozwalił nasz związek. Którejś nocy zakradł się po cichu do pokoju, gdzie spałam, a ja pomyliłam go z facetem, którego kocham. Do niczego nie doszło, przynajmniej z mojej strony. Ale on to widział. Nie mogę o nim zapomnieć. Widziałam go dzisiaj po raz pierwszy od kilku dni i … Patrzył na mnie z taką obojętnością…
- Już dobrze – przytulił mnie do siebie i o nic więcej nie pytał. Odsunął się dopiero, gdy ktoś zaczął uderzać w szybę. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Paulinę z niekryjącym się wyrazem ulgi na twarzy. Otwarłam drzwi i zostałam wyciągnięta przez nią z samochodu.
- Jesteś. – powiedziała tylko, mocno mnie ściskając. Kątem oka zobaczyłam Zbyszka i Konstantina, idących w naszą stronę. Michał wysiadł z samochodu i przywitał się z chłopakami.  – Jeździliśmy po całym mieście i cię szukaliśmy. Ada została w domu i odchodziła od zmysłów.
 Z daleka widziałam, że ktoś biegnie. Zanim zdążyłam się zorientować, że to ona, o mało się nie przewróciłam, bo się na mnie rzuciła.
- Tak się martwiłam! Nie rób tak więcej!
- Nic mi nie jest. Michał mnie znalazł. – powiedziałam cicho, wskazując na siatkarza, który rozmawiał z kolegami.  – Ada, ja dalej go kocham i nie mogę przestać.  – przyjaciółka przytuliła mnie mocniej do siebie, nic nie mówiąc. Potem razem z Paulą zabrała mnie do domu, a chłopcy odjechali.
***
Wystarczyło, że usłyszałam, że ktoś nie śpi i chodzi po mieszkaniu, żeby pomyśleć, że coś jest nie tak. Bardzo chciałam się mylić, ale znowu okazało się, że miałam rację. Zobaczyłam Adę w kuchni całą roztrzęsioną i po prostu zrozumiałam, że Ida nie wróciła. Zapytam tylko dla formalności i chwilę później wychodziłam z klatki razem ze Zbyszkiem.
-Musimy się rozdzielić, nie ma sensu, żebyśmy jeździli we dwójkę – zaczął dogadywać się z Cupko, który wydawał się trochę nieobecny. Jednak starał się skupić całą swoją uwagę na tym co mówi Bartman.  – Paula, chodź – widziałam jak Konstantin wsiada do swojego samochodu, kiedy Zbyszek pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego auta.
- Co będzie jeżeli jej nie znajdziemy? – zapytałam go, zatrzymując się. Nie chciałam panikować przy Adzie, bo to wcale by jej nie pomogło. Mam nadzieję, że nie zauważyła tego jak cały czas się trzęsę. Zbyszek nic nie powiedział, tylko zaciągnął mnie do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i spojrzałam na niego błagalnie. Chciałam, żeby powiedział cokolwiek, zapewnił mnie, że ona się znajdzie i bezpiecznie wróci do domu. Ale on nic nie powiedział, tylko mnie pocałował. I to wystarczyło.
W normalnej sytuacji zapewne zadałabym milion pytań na minutę, kompletnie wysypując się przed nim ze swoimi uczuciami, przy okazji robiąc z siebie idiotkę. Ale teraz nie mogłam się na tym skupić, bo musiałam wypatrywać Idy na ulicach Łodzi. Tłumaczyłam sobie tylko, że teraz żadne z nas nie zachowuje się normalnie. Jesteśmy zdenerwowani, przejęci zniknięciem Idy i to wszystko dlatego.
Milczeliśmy przez cały czas, rozglądając się dookoła, tracąc jakąkolwiek nadzieję. Ona mogła być dosłownie wszędzie, pójść w każdym kierunku i błądzić po mieście. Była zdezorientowana i zdenerwowana, a mnie cały czas prześladował dźwięk tłuczonego szkła. Jeździliśmy wszędzie, kilka razy po jednych i tych samych ulicach, ale nigdzie jej nie było.
Zadzwonił telefon. Odebrałam szybko, mając nadzieję, że zaraz usłyszę, że się znalazła, ale znowu się rozczarowałam.
- U nas też nic – powiedziałam Kostkowi łamiącym się głosem i rozłączyłam się. Nie musiałam tłumaczyć Zbyszkowi, że Konstantin jej nie znalazł. Od Ady nie mieliśmy żadnych informacji, więc do domu też nie wróciła.
- Wracamy do domu. Zadzwonimy na policję.  – powiedział Bartman i zawrócił samochód. Schowałam twarz w dłoniach, próbując unormować oddech. Nie mogłam płakać, byłam za bardzo zdenerwowana. Emocje siedziały we mnie, szukając jakiegokolwiek ujścia, ale nie mogły nic znaleźć. Przed telefonem do Zbyszka, jeszcze w domu, byłam pewna, że ją znajdziemy, że wróci do domu i będzie po kolejnym kryzysie. Znowu wszystko wróci do normy, aż do kolejnego razu. Bo to, że będzie kolejny raz, było jasne. Wątpliwości zaczęły się dopiero kiedy znaleźliśmy się przed blokiem, jakby dopiero wtedy dotarło do mnie to, że ona zniknęła. Wyszła na ulicę, nie znając miasta, idąc przed siebie. A teraz…
Zaparkowaliśmy przed blokiem, nie spiesząc się z wysiadaniem z samochodu.
- Jak ja jej to powiem? – powiedziałam cicho, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Zbyszek uścisnął moją dłoń i wyszedł z auta. Nie wiedział jak się zachować, ja też nie. Nie przekazywałam jeszcze nikomu złych wiadomości. Czekał na mnie na zewnątrz, więc wysiadłam. Zaczęłam iść w kierunku bloku, kiedy coś mnie tknęło, żebym się odwróciła. W jednym z samochodów ktoś siedział. Podeszłam bliżej, aż w końcu zaczęłam biec. Kiedy dobiegłam do samochodu, zaczęłam uderzać o szybę, czym zwróciłam na siebie uwagę dwóch osób. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam jej twarz. Otworzyła drzwi, a ja rzuciłam się jej na szyję.
- Jesteś – tylko tyle byłam w stanie wydusić, dławiąc łzy. Znowu ktoś nad nami czuwał.   – Jeździliśmy po całym mieście i cię szukaliśmy. Ada została w domu i odchodziła od zmysłów. – zaczęłam gadać jak najęta, aż przerwała mi Ada, która pojawiła się praktycznie znikąd. Odsunęłam się na bok, żeby mogły się przywitać. Spojrzałam na Zbyszka, przypominając sobie, że mamy jedną sprawę do wyjaśnienia. Jednak nie miałam siły zaczynać tej rozmowy. Byłam strasznie zmęczona, a przecież dzisiaj czeka mnie pierwszy dzień szkoły.
Zabrałyśmy Idę do domu, kiedy Zbyszek i Cupko pojechali do domu. Ada zabrała ją do pokoju i dopilnowała, żeby położyła się i zasnęła. Ja też poszłam spać, przed zaśnięciem, wzdychając z ulgą.
***
- Masz, wypij kawę – postawiłam przed nią kubek parującego napoju. Paula spojrzała na mnie z wdzięcznością i od razu upiła kilka łyków – Twoi rodzice chyba by mnie zabili, gdyby się dowiedzieli w jakim stanie idziesz do szkoły.
- Nie przejmuj się. Przecież wszyscy martwiliśmy się o Idę, zwariowałabym w domu – wstała od stołu, dopijając do końca kawę – Gorące! – pisnęła, odstawiając szklankę na stół.
- Zimnej bym ci nie dała. O której wrócisz?
- Po czwartej. – zabrała plecak z podłogi i już jej nie było. W mieszkaniu zrobiło się cicho, zostałam sama. Ida spała spokojnie w moim pokoju, a ja nie wiedziałam co robić. Nie chciałam nigdzie wychodzić i zostawiać jej samej, bo się bałam. Po wczorajszym incydencie nie wiem czy w najbliższym czasie puszczę ją gdziekolwiek samą. Nie będę spokojna dopóki nie zobaczę, że wszystko w porządku. Ostatnio do tego jest nam daleko, pomyślałam. Odłożyłam kubki po kawie do zlewu i poszłam do pokoju Młodej. Nie chciałam kręcić się w swoim pokoju, żeby nie obudzić przyjaciółki.
Rozglądałam się po ścianach, oglądając liczne plakaty i zdjęcia. Moją uwagę przykuło jedno z nich. Uśmiechnęłam się pod nosem, podchodząc do komody. W ramce zobaczyłam nasze zdjęcie. Trzy dziewczyny, troje kibiców. Rzeszów i Bełchatów. Jednak tamtego dnia kibicowałyśmy Jastrzębiu. Z tego co pamiętam, zdjęcie robił Adrian, zaraz po wejściu do hali. Listopad, było zimno i spadł pierwszy śnieg tamtego roku. Adriana nie było, jak na zdjęciu, a ja znowu złamałam daną sobie obietnicę, że nie będę już o nim myśleć.
- W tym pokoju miałeś mieszkać ty… - powiedziałam cicho sama do siebie, po czym wyszłam z pokoju. Teraz to wolałam już posiedzieć w kuchni. Jednak do niej nie dotarłam, bo ktoś zapukał do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, więc trochę mnie to zdziwiło. Jakoś nie miałam ochoty na jakieś spontaniczne spotkania.  – Cześć – powiedziałam trochę oniemiała, kiedy otworzyłam drzwi. Kostek uśmiechnął się nikle, pewnie liczył na to, że otworzy mu Ida.
- Przyszedłem do Idy – powiedział po chwili ciszy.
- Ida śpi, nie chcę jej budzić  - chciał odejść, kiedy to powiedziałam. – Zaczekaj. Nie sądzisz, że musimy porozmawiać? – zapytałam niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje. Może nie chciał mnie widzieć, a co dopiero ze mną rozmawiać? Może dlatego mnie unikał. Nie miałabym mu za złe, gdyby nie zwrócił uwagi na moje słowa i odszedł, ale on został. Wpuściłam go do środka i zaprosiłam do kuchni.
Jakoś żadne z nas nie chciało zacząć tej rozmowy. Patrzyliśmy na siebie ukradkiem, ze spuszczonymi głowami. Nie pamiętam czy do tej pory przeprowadzałam trudniejszą rozmowę. Jakoś zawsze wszystko łatwo mi przychodziło, a teraz nie mogłam wydusić ani słowa.
- Brakuje mi ciebie – powiedziałam w końcu, czekając na jego ruch. Kątem oka widziałam, że stanął obok mnie. Chwycił mnie za rękę, a potem zwyczajnie przytulił.  – Tęskniłam za tobą, przyjacielu.
- Ja za tobą też, przyjaciółko. Przepraszam.  – miło było znowu poczuć, że jest blisko mnie.
- Za co?
- Za wszystko. Obiecuję, że teraz będę genialnym przyjacielem. I nigdy nie będziesz już przeze mnie płakać.
- Skąd…
- Jestem twoim przyjacielem i trochę cię znam. Wiesz co?
- Co?
- Zjadłbym naleśnika. Albo nawet dwa. Albo trzy.
I wrócił mój Cupkovic. Nawet naleśniki mogłam mu zrobić.