Ostatnio po prostu wszystko, dosłownie wszystko się
układało. Dostałam się na studia,
wydział chemii, miałam obok siebie cudownego faceta, który mnie kocha, nasza
reprezentacja brnęła jak burza do finału igrzysk olimpijskich w Londynie.
Ostatnio nie miałam żadnych powodów do smutku i nie żeby mnie to martwiło, ale
wydawało się to bardzo, bardzo dziwne. Najtrudniejsze sprawy przychodziły z
łatwością, jakbym znalazła się w jakimś małym mikroklimacie, małym świecie
pozbawionym smutku i zła.
U moich przyjaciół również się układało. Ada też dostała się na studia w Łodzi, na swoją
filologię słowiańską, jej związek z Aleksem w miarę się ustabilizował. Jednym
słowem, a właściwie dwoma – jest szczęśliwa, a jeżeli ona jest szczęśliwa, to
ja też. Tak to działa. Adrian, właściwie z braku wyboru, wynajął mieszkanie
razem z Adą. Na początku nie mogli się odnaleźć w nowej rzeczywistości, tak
samo jak ja. Chociaż ja miałam większy problem z uwierzeniem w to, co się
dzieje.
Przyjeżdżali do mnie codziennie, żeby dotrzymywać mi
towarzystwa podczas oglądania meczy naszej reprezentacji w Londynie. Z resztą
nie tylko oni, bo Konstantin z Aleksem byli w Polsce i też często wpadali. Nie
nudziłam się ani przez chwilę, czułam się szczęśliwie. Wreszcie mogłam
doświadczyć tego uczucia w pełni, dowiedziałam się co tak naprawdę znaczy być
szczęśliwym. Jednak mimo wszystko czułam, że jest zbyt dobrze. I jak się
okazało, miałam rację.
***
- Paula, co się z Tobą dzieje?
Piłki nie potrafisz odbić czy jak? – nie mogłam nic poradzić, że ostatnio byłam
strasznie rozkojarzona. Nie mogłam się na niczym skupić, nawet na chwili gry w
wakacyjne popołudnie. A to za sprawą małej karteczki, która tkwiła cały czas w
tylnej kieszeni spodni. Co jakiś czas wyciągałam ją, obracałam ją w rękach,
chowałam z powrotem. Nikt nie wiedział o tej kartce, przynajmniej o tym, co na
niej było. Właściwie czasem też nie chciałam wiedzieć, co naj niej jest, może
wtedy skupiłabym się bardziej na wakacjach, które nadeszły strasznie szybko po
pierwszym roku liceum. Ten rok był magiczny pod wieloma względami – jeździliśmy
na mecze, raz nawet udało się nam pojechać na mecz Rzeszowa, trafiłam na
świetną klasę, poznałam świetnych ludzi. Poznałam ich, czasem nieziemskich
wariatów, czasem dobrych przyjaciół, jednak przede wszystkim genialnych
kibiców. Potrafiliśmy razem przekrzyczeć cały klub kibica Zaksy Kędzierzyn, być
przeciwko kilku tysiącom kibiców trójkolorowych. Dobrze się rozumieliśmy, fajne
było to, że miałam znajomych w starszych klasach. I choć czasem spędzałam w ich
towarzystwie większości przerw i nie dawałam im się pouczyć (w końcu
maturzyści), to i tak mnie lubili. Mam nadzieję, że dalej lubią, mimo że
wynieśli się zaraz po tym jak dostali się na studia. Ida nawet trochę
wcześniej, bo chciała zrobić Bartkowi niespodziankę i jej się udało. Nikomu nic
nie powiedziała i zamieszkała z Kurkiem. Tak, mieszka z Bartoszem Kurkiem,
przyjmującym Skry Bełchatów i reprezentacji Polski. To wszystko stało się jakoś
tak nagle, o ile dobrze pamiętam, dzięki lub przez naszego kochanego
nauczyciela i jego nierozgarnięciu. Od tamtego czasu cała trójka stała się
dobrymi przyjaciółmi bełchatowskich zawodników ale nie tylko bełchatowskich.
Ida z Adrianem siedzieli z nimi w Spale przez prawie dwa tygodnie. Trochę im
tego zazdroszczę, że mogli poznać ich z normalnej, codziennej strony, choć Ida stwierdziła, że to były najbardziej
szalone dni jej życia. Ada w tym czasie spędzała słodkie chwile ze swoim
Serbem, bo chyba mogę tak powiedzieć, skoro są razem. Cała trójka miała
niesamowite szczęście i jestem zaszczycona, że ich znam. Wprawdzie nie odzywają
się już jakiś czas, ale pewnie dlatego, że kibicowanie naszym w Londynie
przesłoniło im rzeczywistość.
- Mam dość. Muszę chwilę
odpocząć. – usiadłam na ławce,
nieświadomie trzymając w dłoni tą małą karteczkę, która ostatnio wprowadziła
tyle zamieszania. Dobrze pamiętam to, co powiedział, kiedy mi ją dawał. „Może
kiedyś”. Miałam wrażenie, że wszyscy nas obserwują, ale było całkowicie na
odwrót. Ida z Bartkiem gdzieś zniknęli, Ada szalała z Cupko co jakiś czas oglądając się za siebie,
a Adrian bawił się w fotoreportera, zagadując czasem niektórych zawodników. Nie
pozostało mi nic, co mogłabym zrobić, bo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
Uśmiechnęłam się, prawdopodobnie trochę głupkowato, bo zgłupiałam do reszty,
kiedy wcisnął mi tą kartkę do ręki. Potem odszedł, odwracając się jeszcze kilka
razy i dołączył do Kubiaka, który rozciągał się na boisku.
Nie wiedziałam, co mam zrobić,
czy mam tak po prostu się odezwać? A może on już zapomniał i ogromnie się
zdziwi jak zadzwonię i zrobię z siebie idiotkę? Nawet nie wiem czy ten numer
nie jest fałszywy czy coś. Zwariowałam, kompletnie zwariowałam, ale ostatecznie
widząc wzrok swojej koleżanki, wysłałam mu smsa.
„Pamiętasz mnie jeszcze? Dałeś
mi swój numer w Spodku J Paulina.”
Nie wiedziałam, czy zapamiętał
moje imię, więc wolałam się podpisać. Spoglądałam na ten telefon jak zaklęta,
aż w pewnym momencie mnie olśniło. Uderzyłam się w czoło, przeklinając swoją
głupotę. Przecież oni są w Londynie! Mogą mieć trening, a ja wyskakuję z takim
smsem. Więc w akcie kompletnej desperacji, wysłałam jeszcze jedną wiadomość.
„Idiotka ze mnie, przecież
jesteś teraz w Londynie, oglądam każdy wasz mecz, a zapomniałam! Nie musisz odpisywać,
zrozumiem.”
- Brawo, młoda. To się
popisałaś. – teraz to już w ogóle nie
mogłam znaleźć sobie miejsca. Wróciłam szybko do domu i zamknęłam się w pokoju.
Zaczęłam chodzić po pokoju, próbując wymyślić jak rozwiązać sytuację
beznadziejną. Mówili, że jestem w tym dobra, więc powinnam prędzej czy później
coś wymyślić. – Ida, muszę pojechać do Idy! Tylko kto mnie zawiezie do
Bełchatowa? Zaraz, zaraz…. Tato, wujek jedzie do tej Łodzi jutro?!
Jestem genialna, ha!
***
Obudziłam się rano, nie mając
pojęcia co zrobić dzisiejszego dnia. Nudziło mnie to ciągłe siedzenie w domu i
użeranie się z marudnym Adrianem, który nie mógł sobie miejsca znaleźć. Na
dodatek Aleks musiał pojechać do Serbii na kilka dni, bo jego mama zachorowała.
Kiedy do niego zadzwoniła siedzieliśmy
razem w kuchni i jedliśmy obiad. Bardzo zdziwił się kiedy spojrzał na
wyświetlacz, co było trochę dziwne i wystraszył się kiedy odebrał. W pewnym
momencie wstał od stołu i wyszedł, nadal rozmawiając. Chciałam pojechać z nim,
ale kategorycznie się nie zgodził. Zmartwiło mnie to, ale ufałam mu – skoro nie
chciał, żebym pojechała z nim, to trudno.
Tak więc dzisiejszego ranka,
dokładnie 12 sierpnia, leżałam w łóżku, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Po
południu miałam pojechać do Idy, żeby oglądać z nią finał i kibicować przed
telewizorem. Nie wiedziałam jakie plany ma Adrian, ostatnio często znikał z
domu, nie mówiąc gdzie idzie, ani o której wróci. Kiedy któregoś razu zapytałam
go o to, warknął na mnie i wyszedł trzaskając drzwiami. Dobra, Ada, spokojnie,
mówiłam sobie, jak nie chce mówić, to niech nie mówi. Jednak to nic nie dało,
zdenerwowałam się tylko niepotrzebnie i zaczęłam się trochę bać. Czułam, że
ostatnio nie mówi nam wszystkiego i coraz bardziej się od nas izoluje. Nie
wiedziałam, czy powinnam się o niego martwić, w końcu to dorosły facet i jedną
ważną podjętą decyzję ma już na koncie. Z drugiej strony jest naszym
przyjacielem i zastanawiałam się, czy powinnam z Idą o tym porozmawiać. Może ma
jakieś problemy i potrzebuje naszej pomocy, a boi się nam o tym powiedzieć? Na
początku brałam pod uwagę jeszcze inną opcję, myślałam, że sobie kogoś znalazł.
Jednak po tym jak zareagował na moje pytanie gdzie się wybiera, momentalnie
odrzuciłam tą opcję.
Kiedy wstałam z łóżka, już go nie
było. Specjalnie mnie to nie zdziwiło,
ale jeszcze nigdy nie wychodził rano. Zawsze znikał koło południa lub nawet
później. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam w kuchni. Wybrałam numer Aleksa, ale
nie odebrał. Kolejny raz. Pewnie zajmuje się mamą, pomyślałam, inaczej na pewno
by odebrał.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Warknęłam
cicho pod nosem, pewnie małpa znowu zapomniała kluczy. Ma szczęście, że już nie
spałam, bo byłoby z nim źle.
- No już, przestań się dobijać.
Trzeba było klucze wzią…ć. Aleks! – zrobił mi wielką niespodziankę, nie
spodziewałam się, że wróci tak szybko. Rzuciłam się mu na szyję, przytulając go
mocno. – Tęskniłam. – trochę zaskoczyło
mnie to, że odsunął mnie od siebie. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem
wymalowanym na twarzy. Wyglądał jakoś inaczej, zniknął ten uśmiech, który
zauroczył mnie na samym początku, na czole pojawiła się zmarszczka, świadcząca
o tym, że nie wie co powiedzieć. – Stało
się coś? Coś z mamą? – pokręcił przecząco głową, po czym westchnął cicho i
spuścił wzrok.
- Nie byłem u rodziców. Ja… Zostanę
ojcem. – nawet na mnie nie spojrzał, mówił to wszystko z wzrokiem utkwionym w
podłodze. Stałam przed nim, analizując po raz kolejny to, co powiedział. Jednym
słowem – zdradził. Aleks mnie zdradził.
- Wynoś się i nawet nie waż się tu
wracać, nie chcę cię widzieć na oczy.
Wróciłam do pokoju, starając się
opanować. Byłam strasznie zdenerwowana, zaczęłam płakać, miałam ochotę
uszkodzić coś lub kogoś kto stanie mi na drodze. Nie mogłam uwierzyć w to, co
powiedział. Ufałam mu, a on tak po prostu… Z inną.. Mój wzrok padł na nasze
wspólne zdjęcie, z Serbii. Wzięłam je do ręki i z przypływu złości otworzyłam
okno i wyrzuciłam je na zewnątrz. Najwyżej dostanę grzywnę za zaśmiecanie
terenu, nie mogłam na niego patrzeć, nie teraz, nigdy więcej.
***
- Spóźnisz się na trening – rozmawiałam z Bartkiem prawie
czterdzieści minut i w tle słyszałam już Miśka jednego i drugiego, którzy go
poganiali. Siedziałam sobie wygodnie na kanapie, przełączając kanały w
telewizji.
- Sama jesteś?
- Tak, na razie tak. Potem ma Ada wpaść, Adrian chyba też. I
będziemy wam kibicować, ale i tak wygracie. Jak będziesz medal odbierał, to
masz hymn zaśpiewać, zrozumiano?
- Jak sobie życzysz, kocham cię.
- Wiem. Mówiłeś mi to chyba cztery razy w ciągu czterdziestu
minut. Ja ciebie też, a teraz rusz tyłek na trening!
- Dobra, dobra. Zadzwonię po meczu. – w tle usłyszałam
jakieś szumy niezidentyfikowane – Razem zadzwonimy. – założę się, że w tym
momencie Bartek wywrócił oczami. –
Kończę, słońce.
Rozłączył się z szumem kolegów w tle. Potrafił sprawić, że
po każdej rozmowie uśmiechałam się sama do siebie. Dobrze się dogadywaliśmy,
choć czasem mieliśmy sporne momenty jak w każdym związku. Zauważyłam, że od
jakiegoś czasu potrafiłam przewidzieć jego reakcje, wiedziałam kiedy będzie
zły, co go rozśmieszy albo kiedy przewróci oczami, co było strasznie słodkie.
Czułam, że to jest właśnie to. Nie wiem, czy jest za wcześnie, czy może to już
właściwa pora, ale myślę, że znalazłam to, czego szukałam.
Ktoś zapukał do drzwi. Zerknęłam na zegar, upewniając się,
że nie pomyliłam godzin. Wszystko w jak najlepszym porządku, współtowarzyszy
spodziewałam się dopiero za godzinę, w najgorszym wypadku za półtorej.
Podniosłam się z sofy i powędrowałam do drzwi.
- Trafiłam! – po otwarciu drzwi, coś rzuciło mi się nagle na
szyję, nawet nie zdążyłam zobaczyć co. Dopiero kiedy to coś się ode mnie
oderwało, zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą od ucha do ucha Paulinę. Nie
mogłam wydusić słowa, bo Paula była jedną z ostatnich osób, których się
spodziewałam.
- Młoda, co Ty tutaj robisz?
- Musiałam przyjechać, bo mam wielki problem, mający stu
dziewięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, zajebisty uśmiech, krzywe zęby i
tatuaż na ramieniu – wydusiła na jednym wydechu, po czym odsapnęła. Dopiero
teraz zauważyłam, że ma ze sobą torbę podróżną.
- Chwila… Dlaczego twoim problemem jest Zibi?
- A mogę wejść do środka? – z tego wszystkiego wyszłam
jeszcze na niegościnną. Zaprosiłam ją do pokoju, po drodze wstąpiłam do kuchni
po sok i szklanki. – Więc tak mieszka Bartek Kurek… Podoba mi się. – Młoda
usiadła na kanapie, rozglądając się wokół swoimi małymi oczkami. Usiadłam
szybko obok niej, bo byłam cholernie ciekawa, co ma mi do powiedzenia.
- To mów, bo zabrzmiało to wszystko ciekawie.
- Jak byliśmy wtedy w Katowicach, w czerwcu, to… No, Zbyszek
dał mi swój numer telefonu i długo się wahałam, ale w końcu, dwa dni temu
napisałam do niego. I zrobiłam z siebie idiotkę, bo zapomniałam, że oni są w
Londynie i teraz on pewnie pomyślał, że ja jestem wariatką i …
- Młoda, luz. Wolniej, bo za chwilę się w powietrze
uniesiesz. Czyli jest tak – Zbyszek dał ci swój numer telefonu i ty przed
wczoraj wysłałaś mu smsa. Boisz się, że przez tego smsa zrobiłaś z siebie
idiotkę? A odpisał ci coś – Paulina pokręciła przecząco głową. Była tak
przerażona, co najmniej jakby kogoś zabiła. Ale przecież nie mogłam tak po
prostu zacząć się śmiać! Chociaż miałam wielką ochotę. Uśmiechnęłam się pod
nosem, próbując ukryć jakoś swoje rozbawienie. – Jest zajęty, na pewno. Cały
czas mają treningi, analizy gry przeciwnika. Przed Twoim przyjściem rozmawiałam
z Bartkiem i non stop go popędzali, żeby kończył i szedł na trening. Zobaczysz,
że Zbyszek odpisze ci jeszcze dzisiaj wieczorem, a jak nie to ja sobie z nim
porozmawiam. – Paula odetchnęła, po czym
znowu mnie przytuliła. Zbyszek będzie miał z nią dobrze, lubi jak się go
przytula.
- Mogę zostać? Mam dość siedzenia w domu, chciałam trochę z
wami pobyć.
- Jasne, możesz nocować w drugim pokoju, tym zaraz na lewo
od wejścia. – od razu pobiegła zanieść
torbę i prawdopodobnie się rozpakować. Zrobiła mi wielką niespodziankę swoim
przyjazdem, przynajmniej nie będę musiała siedzieć sama w domu dopóki Bartek
nie wróci. Przełączyłam na Polsat, gdzie właśnie zaczynało się studio przed
meczem Polaków. Dopiero teraz do mnie dotarło, że oni walczą o marzenia –
swoje, jak i swoich kibiców, całego kraju. Nie udało się cztery lata temu, to
uda się w tym roku. Mają świadomość, że wszyscy w nich wierzą i nie stracą tej
wiary do ostatniej piłki. Już odnieśliśmy sukces, zapewniając sobie co najmniej
srebrny medal, jednak wszyscy chcieli więcej. Oni sami też.
- Same będziemy oglądać? Myślałam, że Ada z Adrianem będą u
ciebie.
- Wiesz, mają przyjść, ale jakoś czuję, że coś jest nie tak.
Obudziłam się rano i zdałam sobie sprawę, że jest zbyt pięknie i może stać się
coś całkowicie niespodziewanego. W końcu dzisiaj jest wyjątkowy dzień.