Kompletny dom wariatów. Nie
mogłam ocenić tego inaczej, przynajmniej ostatnio. Świetnie się dobrałyśmy, nie
ma co. Każda z nas ma miliony problemów z facetami, które ciągle się mnożą jak
króliki. Wolałam się nie wtrącać w ich sprawy tak obcesowo, więc siedziałam
cicho z boku i obserwowałam. Widziałam jak Ida codziennie widuje się z Michałem
i jest kompletnie ślepa. Gość zapatrzony w nią, nie widzi po za nią świata, a
ona dalej utrzymuje, że są tylko przyjaciółmi. Przecież to od razu widać, że on
chce od niej czegoś więcej, a ona… Pewnie dalej myśli o Bartku, czym wcale nie
jestem zaskoczona. Niedawno przecież, obmyślaliśmy za jej plecami plan
pogodzenia ich ze sobą i twardo twierdziliśmy, że to tylko kwestia czasu i do
siebie wrócą. Teraz wszystko się komplikowało, a dokładniej komplikował to
Michał. Nie miałam nic przeciwko niemu, nic a nic! Tylko trochę denerwujące
było to, że przesiadywał u nas całe dnie i chodził za Idą krok w krok. Ale po
za tym, że w którymś momencie będę bała się otworzyć lodówkę, to całkiem fajny
z niego facet. O ile mam prawo w ogóle go oceniać. Tak naprawdę nie zostaliśmy
sobie przedstawieni, tylko tak jakoś wyszło. Rozmawialiśmy ze sobą raz, może
dwa, wliczając kilka słów na temat pogody i na tym kończył się nasz kontakt.
A Ada… Z Adą sprawa była jeszcze
bardziej dziwna. Kompletnie jej nie poznawałam. Nie wiedziałam gdzie się
podziała ta dziewczyna, która stąpała twardo po ziemi, robiła Konstantinowi
naleśniki i rzucała ciętymi ripostami. Zamiast niej pojawiła się nowa, z przylepionym
błogim uśmiechem na twarzy, nie zwracająca na nic uwagi, jakby była duchem
zupełnie gdzie indziej. Mówi się do niej, pyta o coś, a ona tylko głupio się
uśmiecha i wysyła do kogoś smsy. Z racji tego, że jestem dość spostrzegawczą
osobą, zrozumiałam, że coś jest na rzeczy. Zastanawiało mnie tylko to, że nic
nam nie powiedziała. Przecież to logiczne, że chciałybyśmy poznać tego faceta.
Widocznie miała jakieś ważne powody, nic nam nie mówiąc, ale zaczynało mnie to
powoli martwić. Gołym okiem widać było, że jest tym kimś cholernie zauroczona,
jak nie zakochana, a my tego kogoś nie znałyśmy i nawet nie wiedziałyśmy do
kogo uderzyć, jeżeli nagle się coś stanie i Ada przestanie fruwać nad ziemią ze
szczęścia.
To wcale nie tak, że źle jej
życzyłam, ale ostatnio stałam się realistką. Nie obchodziły mnie optymistyczne
wizje czy bajki, których do tej pory w swoim życiu napotkałam wiele. Taka
reakcja obronna. Po co wierzyć i oczekiwać czegoś, co i tak się nie stanie? Po
co czekać aż wróci, skoro nie wróci, przekreślając naszą znajomość,
przekreślając moje uczucia? No po co?
Miałam szczerze dość chodzenia
do szkoły, patrzenia na te wszystkie twarze, które potrafiły tylko obgadywać
cię za plecami i wyśmiewać twoją naiwność. Wszyscy widywali mnie w towarzystwie
Bartmana i potrafili bezbłędnie połączyć kilka faktów. Jego fanki uśmiechały
się tylko ironicznie, kiedy przechodziłam korytarzem, szepcząc coś sobie do
ucha i doskonale zdając sobie sprawę, że ja to wszystko widzę i słyszę. Miałam
dość wf-u, siatkówki, wszystkiego co mi się z nim kojarzyło. Robiłam co mogłam,
żeby jakoś wymigiwać się i zwalniać, żeby nie myśleć o nim i o grze, z którą
chciałam jeszcze niedawno związać swoją przyszłość. Na początku, nie
odchodziłam od tych planów, twierdząc, że zrobię mu tym na złość. Ale teraz nie
chciałam nawet o tym słyszeć i chcąc, żeby rodzice byli ze mnie dumni, chciałam
zdawać na medycynę. Może choć to mi w życiu wyjdzie.
Każdy dzień wyglądał
identycznie. Wstawałam rano, szłam do szkoły, wracałam po południu albo wieczorem.
Zamykałam się w pokoju i uczyłam się do późna, słysząc szczery śmiech Idy,
kątem oka widząc cień Ady przemieszczający się po mieszkaniu czy wracający z
jakiejś popołudniowej schadzki. W poniedziałek po raz pierwszy od jakiegoś
czasu spróbowałam nawiązać rozmowę z Idą, żartując na temat Michała, ale z
marnym skutkiem. Zamyśliła się jakoś, na dodatek rozbiła kubek z gorącą
herbatą, który był ulubionym kubkiem Ady. Jak należy się spodziewać,
zainteresowana nawet tego nie zauważyła, pięć minut później pytając, gdzie
zniknął jej kubek. Na szczęście nie zdążyłam udzielić jej szczegółowej
odpowiedzi, bo spieszyłam się do szkoły. Niby dzień jak co dzień, a jednak coś
musiało mnie wytrącić z równowagi. Weszłam do szkoły prawie nie zauważona i
pierwsze co mnie uderzyło to czyjeś śmiechy i znajome głosy. Kiedy się
odwróciłam zobaczyłam swojego nauczyciela i Zbyszka wesoło o czymś
rozmawiających. Odeszłam szybkim krokiem, modląc się, żeby mnie nie zauważyli,
ale było już za późno. Zbyszek stanął mi na drodze i nie chciał mnie
przepuścić.
- Daj mi wytłumaczyć, proszę,
Paula – zaczęłam się mu wyrywać, robiąc scenę na szkolnym korytarzu. Nie
obchodziło mnie to co sobie pomyślą te wszystkie dziewczyny, które szczerze
mnie nienawidziły. Chciałam się tylko od niego uwolnić. – Paula.
– złapał mnie za rękę tak, że już nie mogłam się wyrwać. Był
zdecydowanie silniejszy ode mnie i nie miałam z nim szans. – Jestem głupi, jestem skończonym idiotą.
Wystraszyłem się i…
- Czego się wystraszyłeś? –
zapytałam zirytowana, kiedy wyprowadził mnie ze szkoły, chcąc uniknąć tłumu
gapiów.
- Jestem starszy od ciebie i nie
chciałem, żebyś pomyślała, że chcę cię wykorzystać
- A co niby zrobiłeś? –
prychnęłam złośliwie, naprawdę nie mając ochoty dłużej słuchać jego tłumaczeń –
Wiesz jak się poczułam? Kiedy bez słowa wyjaśnienia nagle przestałeś się
odzywać?
- Daj mi jeszcze jedną szansę,
ostatnią – nie wiem czy Zbigniew Bartmam kiedyś kogoś o cokolwiek prosił, ale
musiałam przyznać, że całkiem dobrze sobie radził. Chciałam mu odmówić, bardzo
chciałam, ale nie potrafiłam i nie odmówiłam. – Brakowało mi ciebie, nawet nie
wiesz jak bardzo.
- Ja… Nie wiem… Nie wiem czy od
tak potrafię o tym zapomnieć – powiedziałam w końcu, uważając, żeby wbrew
rozsądkowi nie rzucić mu się na szyję i zwiać z zajęć. Gdybym słuchała tylko i
wyłącznie serca mogłabym popełnić wielki błąd, którego później bym żałowała. To
nie jest powiedziane, że Zbyszek już więcej tak nie postąpi. Słowa pozostaną
słowami, tego nic nie zmieni. Teraz mógł obiecać mi wszystko co tylko chciał,
ja mogłam w to uwierzyć. Tylko dlaczego miałam wierzyć w coś, co może nie
okazać się prawdziwe?
Widocznie moje słowa trochę go
zaskoczyły, ale próbował wszystkiego, żeby to ukryć. Skorzystałam z
niezręczności tej sytuacji i zwyczajnie wróciłam do środka, ignorując ironiczne
i zazdrosne spojrzenia gorących fanek Zbyszka. Pomyślałam sobie, że kiedy
byłyby w mojej sytuacji zrozumiałyby, że to wszystko nie jest tak kolorowe jak
się wydaje. Albo zwyczajnie lecą na jego kasę.
***
Byłam naprawdę szczęśliwa i mogłam
mówić o tym głośno. Chciałam, żeby każdy wiedział o moim szczęściu i zwyczajnie
mi zazdrościł. Poczułam, że w końcu nadszedł ten moment, kiedy to ja miałam być
zadowolona z życia, a nie tak jak dotychczas – spoglądając na szczęście innych
i marząc po cichu, żeby być choć w połowie szczęśliwa jak ten ktoś. Tylko
wiązał się z tym jeden, mały problem. Chciałam, żeby moi najbliżsi cieszyli się
razem ze mną, ale było to niewykonalne.
Wiele razy chciałam powiedzieć Idzie
i Pauli o moich relacjach z Łukaszem, ale się bałam. Nie wiedziałam jak
zareagują na to, że spotykam się z dużo starszym od siebie facetem, który na
dodatek ma dziecko. Intuicja podpowiadała mi, że nie zareagują na to najlepiej
i zaczną prawić morały, że za jakiś czas znajdzie sobie inną i mnie zostawi, że
mnie samej przestanie się to podobać i
ta cała magia zniknie tak szybko jak się pojawiła. Próbowałyby mi wyjaśnić, że
nie myślę racjonalnie, że to tylko chwilowe.
A ja nie chciałam tego słuchać.
Żyłam dniem, nie tym co było ani tym co będzie. Żyłam dniem, bo wiedziałam, że
Łukasz mnie nie skrzywdzi i mogę czuć się przy nim bezpiecznie. Na samą myśl o
nim na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, od którego powoli się uzależniałam. A
co najważniejsze wiedziałam, że nie jest to uczucie jednostronne. Łukasz chciał
się ze mną widywać, często do mnie dzwonił, opowiadał mi co się u niego dzieje.
Kiedy się spotykaliśmy, zachowywaliśmy się jak para nastolatków, którzy są
zafascynowani sobą nawzajem i zawstydzeni w każdym geście i słowie. Miałam
wrażenie, że Łukasz boi się do mnie zbliżyć po tym co mu powiedziałam.
Imponowało mi to, nawet bardzo. Bo oznacza to, że mu na mnie zależy. Oznacza
to, że po raz pierwszy jakiemuś facetowi na mnie zależy.
Wcale nie przeszkadzał mi jego wiek,
wręcz przeciwnie. To było coś, zostać zauważoną i uwielbianą przez starszego
faceta, zająć ważne miejsce w jego życiu. Czułam się dzięki niemu naprawdę
wyjątkowa i nie chciałam zrobić niczego co mogłoby mnie tego pozbawić.
Siedziałam na wykładzie i oczy mi
się zamykały. Nawał informacji naciskał mój mózg, a ja nie mogłam nic poradzić
na to, że wszystko we mnie się buntowało i nie przyjmowało już żadnych
pożytecznych wiadomości. Bo przecież każdy powinien wiedzieć, że primodium
tworzy się egzogenicznie po bokach wierzchołka łodygi oraz że amfistomatyczny
aparat szparkowy typu alium występuje po obu stronach blaszki liściowej i
roślina może mieć ataktostele jako stele. Boże, po co ja podjęłam ten drugi
kierunek, pomyślałam, i to jeszcze biologię… Zachciało mi się pracy przy
kontrolach antydopingowych i teraz mam. Trzeba było zostać być filologii…
Wzdychając z bezradności jak reszta dziewczyn zgromadzonych w Sali wykładowej,
modliłam się, żeby nasz ukochany pan profesor już skończył swój wywód i
wypuścił nas do domu.
Wyjęłam telefon z torebki i od razu
uśmiechnęłam się na widok smsa od Łukasza.
„Mamy trening. Może wpadniesz?
Tęsknie”
Oczywiście obecność na wykładzie z
botaniki nie mogła się równać siedzeniu na trybunach i zerkaniu w stronę
ukochanego środkowego, więc zabrałam swoje rzeczy i cichaczem wymknęłam się z
auli, zostawiając pana profesora z jego zachwycającą i fascynującą botaniką.
Uśmiech do ochroniarza wystarczył,
żebym mogła znaleźć się na zamkniętym treningu Skry. Razem z Idą byliśmy
rozpoznawalnymi kibicami i nie miałyśmy problemów z ochroniarzami, które kiedyś
były dla nas nie lada przeszkodą. Po
cichu rozłożyłam się wygodnie na trybunach, podziwiając panów w akcji. Wylewali
siódme poty na boisku, a trener spacerował tam i z powrotem nad czymś się
zastanawiając. Dostrzegłam przelotne spojrzenie Łukasza, na co odpowiedziałam
uśmiechem. Zwróciłam tym na siebie uwagę, co zostało skomentowane przez
wszystkich chęcią krótkiej przerwy.
- Panie trenerze, pięć minutek dla
pana ulubionego Serba – nudził Kostek, wzbudzając tym salwę śmiechu wśród
chłopaków.
- Jedynego Serba – podchwycił Mario,
poklepując Cupko po plecach. Pan Jacek machnął ręką i zarządził przerwę.
Większość siatkarzy, w tym Łukasz, udali się po coś do picia, a Konstantin na
złamanie karku przybiegł do mnie i usiadł obok. Wiedziałam, że Łukasz tak po
prostu nie może podejść, bo wszystko by się wydało i mogłoby się zrobić trochę
niesmacznie.
- A co ty tutaj robisz?
- A tak przyszłam. Z nudów. –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą, jednocześnie próbując zerkać w stronę reszty.
– Ładnie to tak nagabywać trenera do złego?
- Jakiego złego? Ja po prostu padam
z nóg – zademonstrował teatralnie Cupko, słaniając się na krzesełku. Aż ręce mi
opadły z tej jego głupoty. Pech chciał, że trener to zauważył i chrząknął
znacząco.
- Mój ulubiony Serb zrobi jeszcze
dwadzieścia kółeczek – powiedział z niewinnym uśmieszkiem, po czym zyskał moją
aprobatę. Kiedy Kostek z jękiem udał się z powrotem na boisku pokazałam panu
Jackowi, że w pełni się z nim zgadzam. Łukasz rozmawiając z Danielem Plińskim
patrzył w moją stronę i uśmiechając się przy tym nieznacznie. Gdybym tylko
mogła to wylądowałabym teraz obok niego i się do niego przytuliła. Lubiłam się
do niego przytulać. Bardzo, bo czułam się tak niesamowicie bezpiecznie, bo … czułam
się kochana. W momencie kiedy już nie mogłam wytrzymać i wstałam, aby wyjść na
boisko i chociaż się przywitać. Na salę wpadła jakaś mała dziewczynka i rzuciła
się na Łukasza. Łukasz był bardzo zaskoczony jej widokiem, ale bardzo się
ucieszył. Porwał dziewczynkę w ramiona, co spotkało się z jej gromkim śmiechem
i mocno do siebie przytulił. Na samym początku nie skojarzyłam faktów, dopiero
kiedy zobaczyłam jaki jest szczęśliwy, zrozumiałam, że ta dziewczynka to
Amelka, jego córka.
Usiadłam z powrotem na miejscu,
czując, że moja obecność może być tam teraz zbędna. Wszyscy byli zdziwieni
nagłym wparowaniem dziewczynki i kompletnie nie mieli ochoty wracać do
treningu. A trener widząc, że na siłę nic nie wskóra, pozwolił im iść do domu.
Nawet Konstantinowi odpuścił.
- Liczę, że razem z Idą pojawicie
się na meczu – powiedział, podchodząc do mnie – Ostatnio was brakowało.
- Wie trener, studia… Ale tym razem
postaramy się przyjść – odpowiedziałam, próbując zabrzmieć jak najbardziej
szczerze. Pożegnałam się grzecznie i opuściłam halę, widząc, że reszta udaje
się do szatni. Nie wiedziałam czy wypada mi czekać na Łukasza, skoro
przyjechała jego córka, więc skierowałam się od razu do wyjścia. Minęłam
ochroniarza z torbą podróżną, domyślając się, że to rzeczy Amelki i mała
zostaje na jakiś czas. A to dziwne, skoro powinna chodzić do szkoły, pomyślałam
łapiąc za klamkę, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Proszę pani, niech pani nie
ucieka! – usłyszałam dziecięcy głos i zanim zorientowałam się o co chodzi,
dziewczynka znalazła się obok mnie i złapała mnie za rękę. Byłam tak strasznie
zaskoczona tym co się dzieje, że nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jej
bezpośredniość bardzo mnie zaskoczyła, tak samo jak ten gest. Trzymała mnie za
rękę, żebym przypadkiem nie wyszła z budynku. Uśmiechnęła się do mnie. – Tata
mówił, żeby pani nie wychodziła i zjadła z nami obiad. A potem obiecał, że
pójdziemy razem do kina. – z jej głosu można było odczytać skrajne zadowolenie,
Amelka bardzo się cieszyła, że może spotkać się z ojcem, którego zapewne dość
trochę nie widziała.
- Dobrze – wydusiłam w końcu, nie
wiedząc co mogę więcej powiedzieć. Usiadłyśmy razem na ławce przy wejściu,
czekając na Łukasza. Dopiero dochodziło do mnie to, co się stało. Kadziewicz w
ten sposób przedstawił mnie swojej córce, swojemu dziecku, chcąc uzyskać jej
akceptację, zobaczyć jak zareaguje na moją obecność w jego życiu. A to
oznaczało, że byłam dla niego ważna i trochę zaczęłam się bać. Ale jednocześnie
czułam się naprawdę szczęśliwa i bardzo chciałam bliżej poznać Amelkę.
Łukasz wyszedł jako pierwszy, sam.
- Widzę, że zdążyłaś – odezwał się
do córki – Bałem się, że ci się nie uda – powiedział, patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się wzruszając ramionami, próbując nie stracić nad sobą kontroli.
Kadziewicz złapał za rękę Amelkę i razem wyszliśmy na zewnątrz. Ja, Łukasz i
jego córka zamierzaliśmy spędził bardzo miłe popołudnie w swoim towarzystwie.
***
Nie przepadałam zbytnio za wykładami chyba jak każdy
student. Siedziałam na tym krzesełku i wpatrywałam się w kolejne slajdy, co
jakiś czas notując kilka słów. W pewnym momencie przymknęłam na chwilę oczy,
wzdychając krótko, a kiedy je otworzyłam zobaczyłam obok siebie Michała. Całe
szczęście, że siedziałam przy samym wejściu i wykładowca, przemiły pan profesor
chemii, nie zauważył mojej reakcji.
- Co ty tu robisz? – zapytałam zaskoczona, a Michał zaczął
się śmiać. Oczywiście po cichu, nie chcąc przeszkadzać panu wykładowcy –
Przecież mieliście jechać do Olsztyna.
- Musieliśmy to przełożyć, ale nie ważne… Przyszedłem tutaj,
bo wczoraj coś sobie uświadomiłem. Jest połowa października, a ty nie byłaś na
żadnym meczu.
Miał rację, nie byłam. Poczułam, że przez tą sytuację z
Bartkiem, mój zapał kibicowania skrze nieco opadł. Przynajmniej taka była
wersja oficjalna. Wersją nieoficjalną było natomiast to, że nie chciałam
widywać Bartka częściej niż rzadko.
Właściwie w ogóle nie chciałam go widywać, bojąc się, że w pewnym
momencie znowu pęknę. To nie tak, że już o nim nie myślałam, bo myślałam i to
dość często. Tylko nie załamywałam się jak poprzednio. Pomijając oczywiście to,
że nasze rozstanie było wręcz rozchwytywane przed pseudo media. Pisali o
prawdopodobnych przyczynach naszych problemów, o tym, że znalazłam już sobie
pocieszenie, a ostatnio nawet o tym, że Bartek ma nową dziewczynę. Nie pominęli
też kwestii jego byłej dziewczyny, która próbowała nas rozdzielić. Odniosła
swój mały sukces, pomyślałam, nie komentując słów Michała.
- Dlatego we środę idziemy na mecz. – nie wierzyłam własnym
uszom. Gdyby nie to, że byliśmy na Sali wykładowej, powiedziałabym mu co o tym
myślę. Zabrałam swoją torebkę z krzesełka obok i schowałam do niej notatki.
- Mogę cię prosić na zewnątrz? – zapytałam, starając się na
spokojny ton, po czym odwróciłam się i wyszłam. Michał wyszedł za mną, zapewne
nie zaskoczony moją reakcją. – Dlaczego
mi to robisz? – zapytałam dość głośno, kiedy opuściliśmy budynek uczelni.
Zdenerwował mnie tym, że postawił mnie przed faktem dokonanym. Nie miałam
ochoty tam iść, a przyczyny tego były oczywiste. – Przecież wiesz dlaczego nie chcę tam iść.
- Myślałem, że sprawię ci przyjemność i się ucieszysz.
Jeżeli nie chcesz iść to nie idź, pójdę sam – jego wyraz twarzy wyraźnie
wskazywał na to, że on naprawdę spodziewał się innej reakcji, że był przekonany
o tym, że pójdę z nim na ten mecz bez żadnych sprzeciwów. Jednak coś mnie
tknęło, tak jak wtedy w kuchni, kiedy rozbiłam ten głupi kubek. Michał mnie
sprawdzał. Sprawdzał, czy czuję coś jeszcze do Bartka. Chciał zobaczyć czy to,
że zobaczę go tam, wywoła we mnie jakąś reakcję. Chciał zobaczyć, czy… Nie, to
nie możliwe, pomyślałam nagle, przecież nie mogłam być aż tak ślepa. Cofnęłam
się od niego kilka kroków, co było dla niego całkiem niezrozumiałe. Już
otwierał usta, żeby zapytać o co mi chodzi, ale mu przerwałam.
- Dobrze, pójdę. – powiedziałam szybko, kompletnie nie
zastanawiając się nad konsekwencjami swojej decyzji. Rozsądek krzyczał,
wrzeszczał, że nie powinnam dalej w to brnąć. Ale jednocześnie nie chciałam
pokazywać, że coś nadal jest nie tak i miałam nadzieję, że jak do czegoś się
zmuszę, to w końcu się do tego przekonam. Że jak wmówię sobie, że czuję coś do
Michała, to w końcu tak się stanie.
***
Wróciłam do mieszkania, bo stwierdziłam, że nie ma sensu
wracać na dalsze wykłady. I tak moje myśli były zajęte czymś innym niż chemia
kwantowa, choć w pewnym sensie chemii dotyczyły, tylko trochę innej,
metaforycznej.
Mieszkanie przywitało mnie wszechobecną ciszą. Wiedziałam,
że o tej porze raczej nikogo nie zastanę, bo wyło dopiero południe. Młoda
pilnie uczyła się w szkole, Ada powinna być na zajęciach, choć nie dałabym
sobie głowy uciąć, że rzeczywiście na nich jest. Rzuciłam torbę na podłogę koło
łóżka, a sama położyłam się na łóżku.
- Czemu to wszystko jest tak cholernie skomplikowane? –
zapytałam na głos, jakbym liczyła, że ktoś mi na to pytanie odpowie. Nie mogłam
zostawić przeszłości w tyle, nie mogłam kategorycznie się od niej oderwać, tak
na amen. Coś we mnie mówiło mi, że już nigdy się od tego nie uwolnię. Przestanę
reagować na wspomnienie jego osoby, przestanę płakać, media ucichną, ale on
dalej będzie dla mnie ważny. Nawet wtedy, kiedy znajdzie sobie kogoś innego z
kim chciałby być. Nawet wtedy kiedy będzie mi się wydawało, że zakochałam się w
Michale. Nawet wtedy kiedy, być może, będziemy razem i wszyscy uznają nas za dobraną
parę.
Mogłam robić wszystko, nawet wyjechać gdzieś daleko tam,
gdzie nic nie będzie mi o nim przypominać, ale wiedziałam, że i tak będę o nim
pamiętać. Bo należałam do tych głupich dziewczyn, które myślą, że pierwsza
miłość jest ostatnią, na całe życie. Nie chciałam oszukiwać Michała ani dawać
mu nadziei, ale nie potrafiłam powiedzieć mu prawdy. Wydawał się taki
szczęśliwy kiedy był ze mną, a ja nie chciałam mu tego odbierać. Tak, jestem
egoistką. W jego towarzystwie czułam się lepiej, ale nie mogłam nic poradzić na
to, że on odbiera to w zły sposób.
Za późno zorientowałam się, że to zaszło za daleko. Tak
bardzo chciałam żyć normalnie, że nie zauważyłam za jaką cenę się to dzieje.
Trudno, pomyślałam, co się stało, to się nie odstanie.
Cisza mi nie pomagała. Nie mogłam już wytrzymać siebie
samej, dlatego postanowiłam coś z tym zrobić. Znalazłam telefon i zadzwoniłam
do Konstantina. Nie chciałam zawracać Michałowi głowy, po za tym to nie był
dobry pomysł w obecnej sytuacji, Ada by mi nie pomogła, będąc myślami zupełnie
gdzie indziej, Młoda była w szkole. Kostek wydawał się najlepszym wyjściem.
- Przyjedziesz do mnie? – zapytałam na wstępie, nawet się z
nim nie witając. Może było to niekulturalne, ale nie miałam siły na zbędne
gatki.
- Nie, nie mam żadnych planów przyjaciółko i dziękuję, mam
się dobrze – uśmiechnęłam się pod nosem słysząc ten zabawny ton – Co się
dzieje? – zapytał nieco poważniej. W tle słyszałam mieszaninę głosów i
śmiechów, co oznaczało, że właśnie ma trening lub właśnie go skończył.
- Potrzebuję towarzystwa. Ada jest na zajęciach, Młoda w
szkole, a Michał… Nie chcę dzwonić do Michała. – po drugiej stronie rozległo
się krótkie westchnienie, którego nie potrafiłam zinterpretować, ale miałam
nadzieję, że nie oznacza ono tego, że nie może przyjechać. – Kostek? Jesteś
tam?
- Jestem, jestem – odpowiedział szybko – Będę za chwilę.
Tylko skoczę po coś do jedzenia. Przywieźć ci coś?
- Siebie. I czekoladę. Dużo czekolady.
- Uwielbiam to twoje stopniowanie ważności. Zawsze wymieniasz
na początku rzeczy najważniejsze. – powiedział i pożegnał się, jeszcze raz mnie
upewniając, że za chwilę się zjawi.
Przyjechał z dziesięcioma tabliczkami różnych rodzajów
czekolady i kanapkami z kfc. Bo przecież nie ma to jak zdrowy styl życia. Rozwaliliśmy
się na łóżku, on jadł kanapki a ja pierwszą lepszą czekoladę, jaka wpadła mi w
ręce.
- Michał kupił bilety na wasz środowy mecz. – powiedziałam
nagle, przerywając błahe tematy. Kostek przełknął ostatni kęs pierwszej
kanapki, jednak nie zabrał się za jedzenie następnej. Odwrócił się tak, żeby
siedzieć naprzeciw mnie.
- Wreszcie wrócisz na trybuny – ucieszył się jak dziecko,
jednak jak to on miał w zwyczaju nagle spoważniał na tyle ile mógł – Boisz się.
– stwierdził, choć miałam wrażenie, że miało to być pytanie.
- Boję się. Będzie tam Bartek, będzie Winiarski,
prawdopodobnie Oli….
- Nie musisz się niczym martwić. Jedyne na co będziesz
skazana, to na jego widok. Nic więcej. A mnie osobiście przyda się twoje
wsparcie.
- To miłe, że tak mówisz. Tylko, że to nie wszystko… Mam
wrażenie, że Michał chce mnie zaciągnąć na ten mecz, żeby sprawdzić czy czuje
coś jeszcze do Bartka. Mam wrażenie, że…
- Michał się w tobie zakochał. Wszyscy mają takie wrażenie,
ba, nawet są tego pewni. – powiedział całkiem poważnie, cały czas się we
wpatrując. A ja milczałam. Zawsze miałam tak, że nie potrafiłam mówić o
rzeczach najważniejszych. Z Adą nie było problemów, bo ona zawsze wiedziała co
chce powiedzieć. Teraz mogłam mieć nadzieję, że Cupko się domyśli o co mi chodzi.
– Ale ty… Nie czujesz tego co on – teraz ton jego głosu wskazywał na to, że był
zaskoczony swoimi wnioskami. Aż chyba nie wiedział co więcej może powiedzieć.
- Wygląda na to, że chyba jestem dobrą aktorką –
powiedziałam cicho, kiedy Kostek dalej wpatrywał się we mnie jakbym była jakimś
cudem natury czy coś w tym rodzaju. Dopiero po chwili się otrząsnął i znowu się
odezwał.
- Uwierz mi, że po tym co widziałem jak poznałaś Michała,
byłem pewien, że zapomnisz o Bartku. Naprawdę jestem głupim człowiekiem, wiesz?
- Dlaczego? Dlatego, że chcesz dla mnie jak najlepiej?
- Dlatego, że nie potrafię rozpoznać, kiedy ludzie mnie
wkręcają. A Ada?
- Co: Ada?
- Rozmawiałaś z nią?
- Ostatnio nie da się z nią rozmawiać, żyje w innym świecie.
Chodzi zamyślona, zadowolona nie wiem z czego i znika na całe dnie. Nic mi nie
mówi. Może tobie coś mówiła?
- Właściwie… Dawno z nią nie rozmawiałem. Jedyne co
pamiętam, to jak byliśmy na zakupach, z kimś się umówiła. I rzuciła we mnie
żelkami.
- Ma kogoś? Bo chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Aleks
wrócił…
- Oczywiście, że nie! On też się dawno nie odzywał. Ale
wracając do Ady, wydawało mi się, że jest bardzo szczęśliwa i ... – chciał
powiedzieć coś jeszcze, ale się wstrzymał, jakby nad czymś myślał i to
intensywnie. – Wygląda na to, że kogoś
ma. I ty ani ja go nie znamy.
- Ale dlaczego? Przecież powinna nam powiedzieć.
- Widocznie ma jakiś powód, żeby nam o tym nie mówić. Może
boi się naszej reakcji?
- Zawsze mówiła mi o wszystkim, nie miałyśmy przed sobą
tajemnic.
- Masz racje. Wiedziała nawet o tym, że Bartek jest dalej
dla ciebie ważny. Nawet zastanawiała się nad tym jak was pogodzić.
- O czym ty mówisz? – teraz z kolei to ja byłam
zaskoczona. – Czyli to zaczęło się już
wcześniej?
- Twierdzisz, że miała ci powiedzieć o tym wtedy, kiedy
byłaś na skraju załamania? Raczej by ci tym nie pomogła. Musimy być cierpliwi i
poczekać aż sama będzie chciała o tym z nami rozmawiać. Nie naciskajmy. Ale
masz rację, wygląda to dziwnie.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Zarówno ja, jak i Cupko nie
byliśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale równocześnie się martwiliśmy.
Baliśmy się, że to może być ktoś nieodpowiedni, że znowu będzie cierpieć, że
pojawią się kolejne problemy.
- Ida? A czy my musimy rozmawiać o tych wszystkich
problemach? Nie możemy zająć się czymś znacznie przyjemniejszym?
- Na przykład czym?
- Jedzeniem i siatkówką?
- Nie zauważyłeś, że paradoksalnie to właśnie siatkówka jest
związana z większością problemów?
- To w takim razie tylko jedzmy.
Właśnie za takie rozumowanie go kocham, tego jedynego w
swoim rodzaju, serbskiego przyjaciela, który potrafi poprawić mi humor.