- Ida, wstawaj! – ktoś uparcie próbował mi się narazić z
samego rana. Otwarłam jedno oko, żeby sprawdzić kto należy do tych odważnych,
którzy próbują mnie wyciągnąć z łóżka o tak wczesnej porze.
- Kubuś, litości. Co jest takie ważne, że budzisz mnie o
siódmej rano?
- To, że za godzinę góra dwie przyjeżdża reprezentacja
Brazylii, żeby rozegrać z nami sparing.
– otwarłam drugie oko, żeby uważniej spojrzeć na Jakuba, po czym
zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi.
- Jasne, Rudy. Próbujesz się odegrać za wczoraj. – nakryłam się kołdrą i odwróciłam na drugi
bok, jednak Jarosz nie dawała za wygraną. Oni w tej kadrze naprawdę są bardzo
uparci, żeby tacy na boisku byli, to wygrywaliby każdy mecz. – Oj, daj mi spokój. Nie dam się nabrać. – zamknęłam oczy, wzdychając głęboko, po czym
usłyszałam, że do mojego pokoju wchodzi ktoś jeszcze. Modliłam się, żeby to nie
były posiłki dla Jakuba, ale niestety. Dosłownie kilka sekund później, ktoś
brutalnie ściągnął ze mnie kołdrę.
- Czy wyście powariowali wszyscy? Niby dlaczego mam
uwierzyć, że przyjeżdżają Brazylijczycy? Przecież trener nic nie mówił!
- Gardini zapomniał mu powiedzieć i zrobił to dzisiaj rano.
Potrzebujemy wszystkich zwartych i gotowych na stołówce, migiem! Zwłaszcza
kibiców i operatorów. Adrian już poszedł i ja też to czynię – i po Kubusiu.
Teraz coraz mniej wyglądało mi to na żarty, właściwie zrobiło się trochę
poważnie, przecież sama Brazylia przyjeżdża do Spały. Ubrałam się szybko i
pobiegłam na stołówkę. Przelotnie w korytarzu zerknęłam w lustro, żeby uniknąć
wpadki takiej jak z Grześkiem i spokojnym krokiem weszłam na stołówkę, gdzie
byli już praktycznie wszyscy. Usiadłam obok Bartka, który już wcinał swoje
śniadanie.
- Kuba nie żartował, prawda?
- Z nalotem Brazylijczyków? Niestety nie.
- Dlaczego niestety? Przecież chyba dobrze się sprawdzić,
prawda?
- Tak, masz rację, ale przypominam ci, że przed wczoraj
mieliśmy niezłą popijawę i niektórzy mogą nie być w formie.
- Fakt. Najważniejsze jest to, żeby się nie zorientowali.
Jeszcze się na was obrażą, że ich nie zaprosiliście. – Bartek się zakrztusił
kanapką, Jarosz zamarł z podniesioną ręką z kubkiem, a Zator po prostu
ziewał. – Jezu, próbuję tylko rozładować
atmosferę, wyluzujcie.
- To przez ten stres – stwierdził Kuba, stawiając kubek z
powrotem na stole. Podał mi jedną ze swoich kanapek i zamyślony patrzył gdzieś
przed siebie. Normalnie ich nie poznawałam, jacyś inni ludzie niż wcześniej,
jakby ktoś ich podmienił. Wszyscy skupieni, żadnych żartów, uśmiechów. Tylko
powaga. Jakby to ode mnie zależało, to obi już by ten mecz wygrali samą
determinacją. Byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem, że tak nagle potrafili się
spiąć i skupić. Pozostało mi się tylko dostosować, a po za tym ładnie ubrać i
dzielnie ich dopingować.
Po śniadaniu chłopcy udali się do pokoi po swoje rzeczy i na
halę na spotkanie z trenerem. My z Adrianem postanowiliśmy pomóc panom
technicznym, którzy też byli trochę zestresowani. Przygotowaliśmy wszystko do
treningu, po czym trener oddelegował nas i parę innych reprezentatywnych osób
do czatowania na brazylijską drużynę. Stanęłam przy recepcji, lekko
zestresowana, że będę mieć okazję spotkania wielkich gwiazd. Adrian chodził z
kąta w kąt, co robił zawsze kiedy się denerwował. Oczywiście to nie było zwykłe
chodzenie, bo o to nie można go posądzić, tylko ruszanie wszystkim co się da.
Na paniach w recepcji zrobiło to bardzo duże wrażenie, nawet ich kolega uważnie
się przypatrywał.
- Masz tutaj swoich fanów – powiedziałam cicho, kiedy
znalazł się obok mnie i skinęłam na bardzo zapracowane aktualnie panie i pana,
który próbował udawać, że nas nie widzi. Adrian trochę się speszył i odwracając
się w kierunku wyjścia, zobaczył armię z Brazyli, prezentującą się bardziej niż
świetnie. Na czele oczywiście trenerzy, niezwykle uśmiechnięci ludzie, a za
nimi stado wielkich mężczyzn. Adrian włączył kamerę i stanął z boku, żeby
wszystko udokumentować, a mi pozostało się ładnie uśmiechać. Panowie
techniczni, gawędząc krótko z trenerem wprowadzili ich we właściwy korytarz.
Czułam się trochę nieswojo, kiedy większość panów siatkarzy się we mnie
wpatrywała. Aż panie z recepcji były zazdrosne, widziałam to w ich oczach,
kiedy patrzyły na mnie obrażone na cały świat. Ruszyłam za tym brazylijskim
peletonem, myśląc, że to już wszyscy, kiedy usłyszałam czyjeś wołanie.
- Zaczekajcie na mnie! Zaczekajcie! – kiedy się odwróciłam,
zobaczyłam lekko zrozpaczonego Vissotto, biegnącego w nieładzie. Tak, w
nieładzie, bo inaczej nie dało się tego nazwać.
– Oni nigdy na mnie nie czekają.
– pożalił się biedny Brazylijczyk, po czym obok mnie zaczął iść dumnie
za resztą kadry. – Pracujesz tutaj?
- Nie w ośrodku, jestem gościem reprezentacji. Pomagam
Krzyśkowi Ignaczakowi z montowaniem materiałów, robię zdjęcia i takie tam.
- U nas w kadrze nie ma żadnych pięknych kobiet, a
szkoda. – zaczęłam rozglądać się za
Adrianem, bo poczułam się lekko zagrożona. Zobaczyłam go na początku grupy,
która już wchodziła na halę. Odetchnęłam z ulgą i zniknęłam z pola widzenia
pana spóźnialskiego i stanęłam obok Grześka, który przyszedł dopingować
chłopaków.
- Czemu jesteś taka wystraszona?
- Ja? Skąd! Wydaje ci się…
- Nie, nie wydaje mi się. Więc?
- Są trochę straszni… W telewizji wyglądają przyjaźniej.
- Szczerze? Jestem tego samego zdania.
***
Pierwszy set w wykonaniu naszych siatkarzy nie był
zachwycający. Dopingowaliśmy ich jak tylko mogliśmy, ale Brazylia robiła z nimi
co chciała. A do tego po każdej wygranej akcji któryś z nich robił w moim
kierunku dziwne miny lub puszczał oczko, co zaczynało mnie niesamowicie
denerwować. O Bartku nawet nie wspomnę, był tak wściekły, że jego ataki osiągały
niesamowite prędkości i rzadko trafiały w boisko. To, że się wściekał nie było wcale takie złe,
przynajmniej wiedziałam, że mu zależy i mogłam się trochę pośmiać. Tak, wiem,
nie powinnam, ale w pewnym momencie parsknęliśmy z Grześkiem takim śmiechem, że
zwróciliśmy na nas uwagę wszystkich.
- Chyba nie powinniśmy, widziałaś ich miny?
- Aż za dobrze, ale to nie moja wina, że on się tak wścieka.
Przecież gdyby mógł to by ich wszystkich pozabijał.
- Racja, ale przynajmniej ma dobry powód. Nie dziwię mu się.
Pochlebiły mi słowa Grześka i akurat w tym momencie Bartek
został zdjęty z boiska. Wściekły usiadł na ławce, mrucząc pod nosem jakieś
przekleństwa. Wiedziałam, że to przeze mnie, więc podeszłam do trenera i
zapytałam, czy mogę zabrać Kurka z hali.
- Jak najdalej, bo inaczej to się źle skończy. Powinnaś się
nazywać Helena! – nie skomentowałam tej trenerskiej uwagi, bo nie chciałam się
wtrącać. Dla niego mogę być nawet Izoldą albo Kunegundą, byleby nasza
reprezentacja odnosiła sukcesy. Odeszłam od bocznej linii, mało brakowało a
zostałabym znokautowana piłką przez jednego z Brazylijczyków. Nie zwróciłam na
niego zbytecznej uwagi, tylko pociągnęłam Bartka za sobą. Zamknęłam za sobą
drzwi prowadzące do hali, po czym mocno przytuliłam Kurka.
- Przepraszam, to moja wina. Może jakby mnie tu nie było, to
nie byliby tacy uszczypliwi.
- Jakby cię tu nie było, to nie miałbym ochoty grać. Nie
mogłem znieść tego jak oni na ciebie patrzą i …
- Nie patrzę na nich tylko na ciebie i podoba mi się to, że
jesteś o mnie zazdrosny.
- Aż tak widać?
- Na kilometr. Czuć też.
- Dobra, dobra, idę pod prysznic. Poczekasz? Mam dość
zielonego na dziś i na boisku się im nie przydam. – kiwnęłam głową i usiadłam na ziemi przy
drzwiach. Nie chciałam wchodzić do szatni, bo groziłoby to samobójstwem. Na
całe szczęście Bartek zdążył przed końcem drugiego seta, dzięki czemu
uniknęliśmy kolejnych denerwujących zaczepek. Poszliśmy do mojego pokoju i
usiedliśmy na balkonie z rodzynkami w czekoladzie. Siedzieliśmy naprzeciwko
siebie, bo niestety balkon nie był na tyle szeroki, żebyśmy mogli siedzieć obok
siebie. Lubiłam, gdy tak na mnie patrzył, kiedy mogliśmy razem pomilczeć, bo
nie musieliśmy nic mówić, żeby się rozumieć. Taką osobę spotyka się raz na całe
życie i ja nie chciałam zaprzepaścić tej szansy.
- Długo myślałem nad tym, co wczoraj mi powiedziałaś. –
odezwał się chwilę później, rzucając mi paczkę rodzynków.
- Masz na myśli to, że chcę studiować w Łodzi? – przytaknął
– Tak, chcę. I w tej sprawie nie masz nic do gadania, Kurek. – odrzuciłam mu
rodzynki, rozsypując kilka po podłodze.
- Wiesz, że cię kocham?
- Wiem.
- Wiesz, że teraz jesteś dla mnie najważniejsza?
- Wiem.
- Twoja skromność mnie powala. Wiesz, że będę strasznie za
tobą tęsknił?
- Wiem.
- Wiesz, że chcę z Tobą zamieszkać?
- Wiem… Co? – machinalna odpowiedź na oczywiste pytania,
które mi zadawał.
- Długo się nad tym zastanawiałem i jeżeli chciałabyś… Wiem,
że to wcześnie, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że traktuję to wszystko bardzo
poważnie, że ciebie traktuję poważnie. – zaskoczył mnie, sama zaskoczyłam
siebie odpowiadając sobie na to pytanie. Chciałam z nim zamieszkać, bardzo, ale
bałam się, że jest za wcześnie, że powinniśmy z tym poczekać i podjąć to
decyzję racjonalnie. Przecież moi rodzice nawet nie wiedzą, że z nim jestem,
nie wiedzą, że chciałabym studiować w Łodzi, żeby być bliżej niego. Nie mogę
tak po prostu im o tym powiedzieć i dodać jeszcze, że będę mieszkać u Bartka.
- Zaskoczyłeś mnie, naprawdę. Ale wiesz, że ja nie mogę od
tak się zgodzić. Moi rodzice nic o tobie nie wiedzą, nikomu nie mówiłam o tym,
że chcę studiować w Łodzi… Sądzę, że powinniśmy z tym zaczekać, chociaż trochę.
Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. – Bartek uśmiechnął się tylko, choć widziałam,
że bardzo mu na tym zależy.
- Chodź tu –
przyciągnął mnie do siebie i zrobiło się trochę ciasno. Mocno mnie do siebie
przytulił i ucałował w czoło – kolejna rzecz, którą uwielbiałam. Jednak
stanowczo nie lubiłam czuć jak barierki wbijają mi się w plecy. Mruknęłam
cicho, po czym Bartek zaśmiał się krótko i wylądowałam na jego kolanach, co
było znacznie wygodniejsze.
- Jesteście tutaj stałymi bywalcami, więc moglibyście złożyć
petycję o poszerzenie balkonów.
- Do tej pory nikt nie narzekał.
- Masz na myśli, że żadna nie narzekała?
- Nie. Jesteś pierwszą dziewczyną, która jest ze mną na
zgrupowaniu i pierwszą, która siedzi ze mną na tym balkonie.