Po tym jakże głębokim wyznaniu Rudego, postanowiliśmy dać mu
pospać i wyszliśmy z pokoju. Zaszliśmy na stołówkę i zajęliśmy jeden z wolnych
stolików. Oprócz nas nie było jeszcze nikogo z reprezentacji i sztabu, stoliki
były zajęte głównie przez inne osoby zamieszkujące w ośrodku. Jednak żadne z
nas nie przypuszczało, że przed ósmą rano, będąc w kompletnym rozgardiaszu,
spotka kogoś znajomego z poza gromadki Miśków.
- Bartek? Cześć! Jak tam zgrupowanie? – patrzyłam na tą
postać z wytrzeszczonymi oczami, choć nie powinnam się tak zachowywać. Ale co
mogłam na to poradzić? Siedziałam w piżamie naprzeciwko Grzegorza Tkaczyka.
Tak, ja też w to nie wierzyłam i w pierwszym momencie pomyślałam, że to jakiś
sen, właściwie koszmar… Boże, jestem w piżamie, pomyślałam i pewnie zrobiłam
się czerwona.
- W porządku. Co ty tutaj robisz? Krzysiek się ucieszy,
pewnie za chwilę zejdzie.
- Postanowiłem trochę odpocząć przed zgrupowaniem i
przypomniałem sobie, że znam takie miejsce jak to – uśmiechnął się do mnie
pięknie i już miał zacząć coś mówić, kiedy na stołówkę wkroczył Igła.
- Tak właśnie wyglądają nasze miśki w piżamach, tuż przed
śniadaniem. Wisienko, naprawdę gustowne wdzianko, Bartek powinieneś wziąć
przykład – myślałam, że się pod ziemię zapadnę. Całe szczęście to ja zajmowałam
się nagraniami i mogłam skasować wszystko, co mi się nie podobało – na przykład
te momenty, gdzie byłam czerwona jak burak i próbowałam się zapaść pod ziemię.
– A kogo moje śliczne oczy widzą? Nasz stary kolega – szczypiornista! Jest was
tu więcej?
- Po pierwsze – też się cieszę, że cię widzę, po drugie –
nie jestem taki stary, po trzecie – jestem tylko ja.
- A twoja piękna żona zawitała do Spały?
- Tym razem nie, została w domu – Krzysiek zaśmiał się
złowieszczo, oddając mi kamerę i zacierając ręce
– Stary, u mnie, wieczorem z alkoholem! A teraz wybacz, idę
sobie wziąć porcyjkę. Zaraz wracam. – odłożyłam kamerę na stolik, mając zamiar
zrobić to samo, ale ubiegł mnie Bartek. Wręcz cudownie. Siedziałam w samej
piżamie, z rozwalonymi włosami przed jednym z ciach piłki ręcznej i nie
wiedziałam, gdzie mam się podziać. –
Jestem Grzesiek.
- Ida. Wiśnia. –
podałam mu rękę na przywitanie, zastanawiając się jak mam do niego mówić.
- Towarzyszysz chłopakom, co? Jak się poznaliście?
- A to długa historia, dość skomplikowana. O, Bartek już przyszedł.
Przepraszam, ja jednak pójdę się ubrać – i zwiałam. Pobiegłam do swojego
pokoju, przypominając sobie po drodze, że nie mam ze sobą klucza. Zaczęłam
walić do drzwi, mając nadzieję, że Adek już nie śpi. Całe szczęście, otworzył
mi drzwi. Weszłam szybko, zamykając drzwi na klucz i szybko oddychając.
- Co ci się stało? – zapytał wystraszony Adrian, kiedy wręcz
wpadłam do szafy i zaczęłam przekopywać swoje rzeczy.
- Byłam na stołówce i poznałam Grześka Tkaczyczka –
mruknęłam, po czym zbierając moją wiśniową koszulkę zamknęłam się w łazience.
- Weź nie żartuj ze mnie i powiedz co się stało? - moje przebieranie się i doprowadzanie do
porządku pobiło prędkość światła, tak że Adek prawie dostał w nos drzwiami od
łazienki.
- Nie żartuję, tłumoku. Jak pójdziesz ze mną, to się
przekonasz. – poprawiłam wiśniową koszulkę i wyszłam z pokoju razem z Adrianem.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, przywitałam nowego znajomego z uśmiechem i
usiadłam obok Bartka. Zaczęłam pałaszować śniadanko, przysłuchując się rozmowie
starych znajomych, próbując nie oblać się purpurą. Bartek w pewnym momencie
nachylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha:
- Z tymi czerwonymi policzkami ci do twarzy, Wisienko. –
miałam ochotę coś mu zrobić, na szczęście tylko przez chwilę i obyło się bez
żadnych uszkodzeń.
- Poczekaj, kolego, już ja ci pokaże takie zagrywki –
mruknęłam wbijając widelec w Bogu ducha winną kiełbaskę, układając sobie w
głowie misterny plan.
***
- Adrian, musisz mi pomóc – zaczepiłam go przed treningiem,
odciągając na bok, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy. Może to, co planowałam
nie należało to wyszukanych sposobów zemsty, ale to zawsze coś. Powiedziałam mu
na ucho, co planuję, na co niekontrolowanie parsknął śmiechem. – To jak będzie?
- Może być ciekawie – mrugnął do mnie i pobiegł na salę,
żeby dołączyć do reszty. Miałam nadzieję, że mój plan wypali, więc postanowiłam
się ulotnić. Tak na wszelki wypadek, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Postanowiłam
odpuścić sobie dzisiejszy trening i wyszłam przed ośrodek. Zamierzałam udać się
do altanki, ale już z daleka widziałam, że ktoś mnie ubiegł. Chciałam więc
wrócić do ośrodka, ale usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Zająłem twoje miejsce?
- Powiedzmy, ale nie przeszkadzaj sobie. Przyjdę później.
- Nie, nie! Zapraszam. – nie można się oprzeć naleganiom
Grześka Tkaczyka, kapitana polskiej reprezentacji piłkarzy ręcznych.
Uśmiechnęłam się tylko i weszłam na altanki, siadając na drewnianej belce,
delektując się śpiewem ptaków. – Długo
jesteś z Bartkiem?
- To dość skomplikowana historia… Ale nie, właściwie od
niedawna.
- Jest całkowicie w ciebie wpatrzony i nie próbuj
zaprzeczać.
- Nie próbuję, bardzo mi na nim zależy. Dlaczego wybrałeś
się tu przed zgrupowaniem? – coś mi nie pasowało w tym nagłym odpoczynku,
zwłaszcza, że Grzesiek przyjechał tu sam. Nie znałam go jako człowieka, znałam
tylko jego grę, ale gołym okiem można zauważyć, że to nie jest normalne. – Może
nie powinnam się wtrącać, ale to nie wygląda mi na spontaniczny wypad.
- Bo taki nie jest. W ostatniej chwili musiałem zrezygnować
ze zgrupowania. Dlatego postanowiłem, że tutaj przyjadę, żeby zastanowić się
nad swoim życiem, pogadać z kumplem.
- Nie wiem czy wiesz, ale dla większości tych wielkich
stworzeń, pieszczotliwie nazywanych przeze mnie Miśkami, jestem osobistym
psychologiem. Więc, co cię gnębi?
- Kontuzja kolana. Może całkowicie wykluczyć mnie z gry i
pożegnam się z klubem. Z zabiegiem wiąże się duże ryzyko. – Grzesiek oparł się
o belkę, stając obok mnie z nieciekawą miną. Pokiwałam głową, zastanawiając
się, co mam mu powiedzieć.
- Jesteś szczęśliwy? – zapytałam nagle, ni stąd ni zowąd.
Zaskoczyłam go tym pytaniem. Spojrzał na mnie podejrzliwie, jakby myślał, że
coś knuję. – To zwykłe pytanie: jesteś
szczęśliwy?
- Jestem. Mam żonę, wspaniałego syna…
- Więc nie powinieneś się wahać, co wybrać. Rodzina jest
najważniejsza. A poza tym, nawet jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie musisz
odchodzić, możesz zostać trenerem, przekazać młodym swoje doświadczenie, aby
stali się kiedyś tacy jak ty.
- Będzie mi bardzo brakowało gry, nawet nie wiesz jak bardzo
będę za tym tęsknił. Za tymi emocjami, kiedy wychodzisz na boisko przed
kilkutysięczną publicznością, kibicami, którzy na ciebie liczą, kiedy
przedzierasz się pomiędzy obrońcami przeciwnika i trafiasz, a tłum skanduje
twoje imię.
- To normalne – tęsknota. Każdy za czymś albo za kimś
tęskni, nie da się inaczej. – wzruszyłam
ramionami przypominając sobie jak tęskniłam za Bartkiem. Czułam się okropnie,
nie mogłam ani na chwilę o nim zapomnieć. Nie chciałam o nim zapomnieć. Ale
wszystko się ułożyło z czasem.
- Masz rację. Jesteś świetnym psychologiem – uśmiechnął się
do mnie i szturchając w ramię na pożegnanie, wyszedł z altanki. Jednak na
chwilę się zatrzymał, słysząc głośny wrzask i śmiech. Popatrzył na mnie
podejrzliwie, na co tylko wzruszyłam ramionami. – Dlaczego przychodzi mi do
głowy, że to twoja sprawka? – udałam, że nie wiem o czym mówi, po czym
postanowiłam udać się razem z nim do ośrodka. Tak na wszelki wypadek, żeby mieć
obrońcę, jakby Bartek chciał mnie dopaść.
Weszliśmy do ośrodka i pierwsze co zwróciło naszą uwagę, to
wystraszony wyraz twarzy pani z recepcji i Zbyszek śmiejący się do łez. Aż miał
problem złapać oddech. W powiązaniu z tamtym krzykiem, oznaczało to, że Adrian
świetnie wykonał swoje zadanie. Uśmiechnęłam się chytrze, słysząc z głębi
korytarza zawodzenie Kuby przerywane śmiechem Zatora. Nie musiałam długo
czekać, żeby zobaczyć idącego szybkim krokiem między nimi Bartka, zakrytego
gazetą. Parsknęłam śmiechem, chowając się za Grześka, który stał oniemiały.
- Kochanie, bardzo śmieszne, naprawdę boki zrywać, ale
możesz mi powiedzieć, dlaczego wszystkie moje ubrania, podkreślam WSZYSTKIE
nagle zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach?
- Hmmm… Nie wiem, może to te skarpetki Kuby, które ostatnio
wydawały się zanadto żywe mają coś z tym wspólnego? – Kurek był wściekły, cały
czerwony na twarzy ze złości, ale też wstydu, bo paradował całkiem nagi z
gazetą zakrywającą odpowiednie miejsca. Jednak w którymś momencie jego złość
zniknęła, ustępując twarzy małego, zagubionego chłopca. Brał mnie na litość,
wiedział, że się nie oprę. Nic nie mówił, tylko patrzył. – Poszukaj u Adriana.
– powiedziałam w końcu, uznając zemstę za udaną. Pozostawało mi mieć nadzieję,
że nie będzie chciał się odegrać.
Bartek cały dzień się na mnie dąsał, pokazując wszystkim jak
się da, że ze mną nie rozmawia. Ja natomiast za każdym razem jak go widziałam,
zaczynałam się śmiać i wmawiałam sobie jaka to jestem przebiegła. Uparcie mnie
ignorował, ale wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Ja też miałam już z tym
problem, kiedy po raz enty mijałam go na korytarzu. O mało nie rzuciłam się mu
na szyję, krzycząc przepraszam. Jeszcze przez przypadek mogłabym mu coś zrobić.
- Ida, będziesz dziś u mnie? Impreza z Grześkiem? Będziemy
wspominać stare, dobre czasy. – Igła wpadł do mojego pokoju z wielkim impetem,
otwierając drzwi na oścież, kiedy zamykałam laptopa i padałam na twarz prawie
jak oni po niektórych treningach. Patrzenie w ekran całymi godzinami jest
naprawdę męczące. – Nie daj się prosić, Wisienko! – mruknął słodko, kiedy zobaczył
mój wyraz twarzy. Miałam ochotę pójść, ale czułam, że nie minie dużo czasu a
odlecę. Oczy już mi się zamykały, a jeszcze nie było kolacji.
- A co na to trener?
- Wiesz jest takie powiedzenie – czego trener nie widzi,
tego nie żałujemy… - zmrużyłam sugestywnie oczy, patrząc na polskiego libero,
kiedy w drzwiach pojawił się Adrian. Popatrzył to na niego, to na mnie, nie
wiedząc o co chodzi. – O, Adrian. Przyjdziesz wieczorem do nas? Robimy małą
imprezkę.
- ‘Mała’ to nie jest dobry przymiotnik, opisujący wasze
imprezy…. Ale przyjdę. Ida, dlaczego masz taką dziwną minę?
- Bo padam na twarz i marzę o tym, żeby iść spać? Ty sobie
chodzisz nie wiadomo gdzie, a ja siedzę i gapię się w monitor. Pomógłbyś
trochę.
- Obiecuję, że jutro to ja się będę męczył, patrząc w
monitor. A dzisiaj idziemy do Igły, najwyżej zaśniesz mi na ramieniu albo na
ramieniu Bartka. Będzie fajnie… - westchnęłam głęboko, nie mając innego wyjścia
powiedziałam, że przyjdę. Igła podskoczył z radości i trzasnął drzwiami, aż
zadzwoniło mi w uszach.
- Ja ci zaraz trzasnę drzwiami, ty mamucie! – krzyknęłam,
ale sądząc po śmiechach, dochodzących z korytarzy, Krzyśka już tam nie było. –
Zwariuję, jak Boga kocham, zwariuję!
- Oj, ale musisz przyznać, że i tak ich lubisz. – miał
rację, co rzadko się zdarzało. Naprawdę polubiłam tą zgraję Miśków. A pomyśleć,
że jak widzieli mnie pierwszy raz, to myśleli, że jestem rzeźbą… No cóż, na
szczęście potem się poprawili. Nie dużo, ale zawsze coś.