- Panowie, jestem coraz bardziej z was zadowolony. Tak
trzymać! – krzyknął uradowany trener Anastasi i z tego zachwytu odwołał
popołudniowy trening siłowy. Chłopcy udali się do szatni, na prysznic i
pogawędki przerywane polskim rapem, a ja nie miałam co robić. Do obiadu
pozostało niecałe pół godziny, ale jakoś nie miałam ochoty iść na stołówkę. W
ogóle nie byłam głodna, więc postanowiłam iść do siebie.
Na korytarzu roiło się od robotników, hydraulików i innych
ludzi, którzy zajmowali się skutkami porannej powodzi. Korytarz na szczęście
wyschnął i można było bez obaw dostać się do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi,
nie chcąc, żeby robotnicy interesowali się tym, co będę robić. W pokoju walało
się pełno rzeczy chłopaków, a mnie chyba padło na mózg i zaczęłam sprzątać.
Zgarnęłam rzeczy jednego z nich ze swojego łóżka i zaczęłam je składać.
Zostawiłam tylko bieliznę, bo, szczerze powiedziawszy, bałam się, co mogę tam
spotkać. Miałam już dość przygód z żywymi skarpetkami.
Całkiem przypadkiem stwierdziłam, że to rzeczy Bartka, kiedy
zobaczyłam reprezentacyjną koszulkę. Czystą, jeszcze nieużywaną. Uśmiechnęłam
się sama do siebie i odłożyłam ją na kupkę złożonych rzeczy. Kontynuowałam
porządkowanie rzeczy Bartka, kiedy natrafiłam na niebieski notes w grubej
oprawie. Nie chciałam do niego zaglądać, szanowałam ludzką prywatność.
Odłożyłam go na bok, ale zsunął się z łóżka i spadł na ziemię. Wysypało się z
niego trochę papierów, więc powkładałam wszystko do z powrotem do środka.
Ostatnie, co włożyłam, to zdjęcie. Nasze, wspólne, z Rzeszowa. Ta magiczna
chwila, jakbyśmy…. Nieważne. Poukładałam rzeczy Bartka w torbie i przerzuciłam
się na drugie łóżko, gdzie swoje rzeczy składował Kuba. Nie powiem, miał
większy porządek niż jego współlokator, ale żeby nie czuł się pominięty, jego
ubrania też poukładałam. Gdyby zobaczyła to Ada, bo Adrian nie znał zawartości
mojej szafy, powiedziałaby, że coś jest ze mną nie tak. Na co dzień byłam
straszną bałaganiarą i moja mama codziennie musiała zwracać mi uwagę na
porządek. A teraz dobrowolnie sprzątałam pokój i układałam ubrania, w dodatku
nie swoje.
Doprowadziłam pokój do stanu używalności, po czym położyłam
się na swoim łóżku. Przymknęłam na chwilę oczy, delektując się ciszą. Ten stan
nie trwał długo, został przerwany przez brzęczenie wiertarki. Mruknęłam cicho,
wstając z łóżka i rezygnując z krótkiej drzemki, która niewątpliwie by mi się
przydała. Przynajmniej szybciej minąłby czas. Odwróciłam się w stronę drzwi i
podskoczyłam, kiedy zobaczyłam w nich Bartka.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – próbował swoim
głosem przebić się przez brzęczenie wiertarki, ale z marnym skutkiem. – Przyszedłem tylko po koszulkę! – krzyknął,
a ja zorientowałam się, że świeci przede mną umięśnionym torsem. Trochę się
speszyłam i rzuciłam mu koszulkę, którą wyciągnęłam z torby. Oczywiście,
zdziwił się, że owa rzecz jest w dobrym stanie i nie jest zbytnio pomięta –
Tylko mi nie mów, że robiłaś porządek w naszych rzeczach!
- Nudziło mi się! – wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się,
nie chcąc okazać zażenowania. Panowie przestali wiercić, pozostawiając niemiłe
dzwonienie w uszach. – Macie jakieś
plany na popołudnie? – nienawidziłam podtrzymywania rozmowy za wszelką cenę,
ale też nie chciałam milczeć. Ta sytuacja była dla mnie strasznie trudna, bo
nie chciałam stracić z nim kontaktu, chciałam rozumieć się z nim jak z nikim
innym.
- Kuba mówił coś o jakimś filmie. Nic więcej nie wiem. Ale
zawsze możemy iść na spacer. – ostatnie zdanie powiedział w taką nadzieją, że
wręcz nie mogłam mu odmówić. Odwróciłam się i spojrzałam na niego, oczekiwał
odpowiedzi. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, nie musiałam mówić nic
więcej. Każda komórka mojego ciała chciała przebywać blisko niego, jednocześnie
się tego bojąc. Ale to nie był paraliżujący strach, jeszcze nie. Strach przed
odrzuceniem.
Wyszliśmy z pokoju i skinąwszy głową w stronę uśmiechających
się do nas robotników, szliśmy korytarzem obok siebie. Nic nie mówiąc,
uśmiechając się do trenera, który właśnie nas mijał, wyszliśmy przed ośrodek. Po
wczorajszej burzy, dzisiejszy dzień nie był tak upalny, słońce delikatnie
ogrzewało nasze twarze.
- Chodź – Bartek pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy poza
tern ośrodka, weszliśmy w las. Uderzył nas przyjemny chłód, miła odmiana po
ostatnich, upalnych dniach czerwca. Mimo że cały czas szłam obok niego leśną
ścieżką, Kurek nie puszczał mojej ręki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jakby się
bał, że mu ucieknę. Nie musiał się obawiać, bo i tak bym tego nie zrobiła. Nie
miałam powodu, żeby od niego uciekać. Chociaż się bałam. – Co roku tutaj przychodzę, tutaj łatwiej się
myśli. – usłyszałam jego cichy głos i krótkie westchnięcie.
- Więc o czym myślisz? – zapytałam, choć tak naprawdę nie
chciałam wiedzieć. Właściwie, nie wiedziałam, co mogę usłyszeć. Bartek
zatrzymał się na chwilę, stając przede mną. Kiedy tak patrzył, nie liczyło się
nic innego. Zapominałam o całym świecie, bo w takich chwilach, to on stawał się
całym moim światem. – O niej?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Przecież przyjechała. – dla mnie to było oczywiste, ale
chyba nie tak, jak dla niego. Stał obok mnie, ze spuszczoną głową, trzymają
mnie za ręce. Aż nagle uniósł wzrok, z dziwnym uśmiechem na twarzy, który
właściwie był tylko grymasem. Grymasem niedowierzania.
- Zastanawiałem się nad tym, dlaczego pojawia się tylko
wtedy, kiedy jestem szczęśliwy, kiedy ty jesteś blisko? Kiedy próbuję pokazać,
jak bardzo mi na tobie zależy, do gry wkracza ona i wszystko nagle pryska jak
bańka mydlana. – słuchałam go, niedowierzając w to, co właśnie powiedział. Ale
nie przerywałam mu, choć nawet jeżeli bym chciała, to nie potrafiłabym nic z
siebie wydusić. – Więcej już nie przyjedzie, obiecuję ci.
- Skąd ta pewność? Wtedy też miała się do mnie nie zbliżać.
- Powiedziałem jej, że tylko z tobą mogę być szczęśliwy. –
to był właśnie jeden z takich momentów, w którym uświadamiam sobie, że jego nie
można nie kochać. Zwyczajnie nie można, rozumiałam tą dziewczynę. Kochała go,
zapewne nadal kocha i nie może o nim zapomnieć. Tak jak ja nie będę mogła
zapomnieć o tym jak niepewnym ruchem przybliżył swoją twarz do mojej.
Stykaliśmy się czołami, byliśmy przekonani, że ten moment właśnie nadszedł.
Oboje tego chcieliśmy, czując oddech drugiej osoby na swojej twarzy. I kiedy
właśnie miałam uwierzyć w to wszystko, co mówili jego koledzy i przekonać się,
że tak jest naprawdę, zadzwonił jego telefon.
Odskoczyliśmy od siebie jak para zakochanych nastolatków
przyłapanych przez rodziców, choć to był tylko głupi dzwonek telefonu. Nie
musiałam widzieć siebie, żeby wiedzieć, że moje policzki przybrały wiśniowy
kolor. Nie chciałam, żeby mnie taką widział, więc odwróciłam się od niego.
Chciałam kawałek odejść, żeby uspokoić bicie serca, ale mnie zatrzymał. – Jakoś się beze mnie obejdą. – odwrócił mnie w swoją stronę, a ja
schowałam twarz w jego koszulce. Tej samej, którą wcześniej składałam.
Pachnącej nim. Poczułam jak obejmuje mnie w talii, delikatnie głaszcząc mnie po
plecach.
- Bartek! – nagle podniósł mnie do góry i okręcił wokół
własnej osi. Zaczęliśmy się śmiać i cieszyć jak małe dzieci. W końcu mieliśmy
do tego powód, nie musieliśmy ukrywać swoich uczuć. Chociaż nie powiedzieliśmy
sobie tego otwarcie, to doskonale wiedzieliśmy, co czuje druga osoba. Nie potrzebne
były słowa, wystarczyło milczenie i jedno spojrzenie, które mówiło wszystko.
Nie chciał postawić mnie na ziemi, więc usiadłam mu na
ramionach i szliśmy dalej. Wprawdzie miałam mały problem z gałęziami, ale to
teraz nie miało znaczenia. Trzymał mnie mocno, żebym nie spadła, kładąc dłonie
na moich kostkach. Objęłam go za szyję, żeby żaden nagle pojawiający się konar
mnie nie znokautował tak, że moje włosy opadały mu na policzki. Odgarnęłam je
do tyłu, żeby lepiej widział drogę, po czym pocałowałam go w czoło, opierając
brodę na jego głowie.
- Gdzie my właściwie idziemy? – zapytałam po kilkunastu
minutach drogi.
- A czy to ważne? – to nie były zwykłe okoliczności,
przynajmniej dla nas, ale ton Bartka jakoś nie wskazywał na to, że siatkarz to
planował. Szliśmy dalej, przed siebie, a ja miałam wrażenie, że już tędy
przechodziliśmy.
- Bartek, a czy my przypadkiem się nie zgubiliśmy? –
zapytałam, ledwo powstrzymując śmiech.
- My? Ależ skąd! -
jednak nie zabrzmiało to zbyt wiarygodnie. Bartek postawił mnie na ziemi, a ja
po prostu już nie mogłam wytrzymać i zaczęłam się śmiać. Oczywiście jemu nie
było do śmiechu, jak każdemu facetowi w takiej sytuacji. Trochę się nadąsał,
ale jak wspięłam się na palce i musnęłam jego usta, chyba mu przeszło. Nie
wiedziałam, że stać mnie na tak spontaniczny gest, zaskoczyłam nie tylko
siebie, ale jego też. Przecież to był nasz pierwszy pocałunek. Kiedy odsunęłam
się od niego na nieznaczną odległość, szybko ją zniwelował tym razem to on mnie pocałował. Jednak ten
pocałunek diametralnie różnił się od poprzedniego, był znacznie dłuższy i
zdecydowanie bardziej wyczekiwany. Nie skłamię, jeżeli powiem, że oboje na
niego czekaliśmy i oboje tak samo go pragnęliśmy. Może nawet trwałby dłużej,
ale znowu zadzwonił bartkowy telefon. Odsunęłam się od niego, chichocząc pod
nosem i przypominając sobie zabawną sytuację w jakiej się znaleźliśmy.
- Daj ten telefon, ja odbiorę – Bartek podał mi komórkę, na
wyświetlaczu widniał numer Kuby. – Cześć Kubuś. – jednak nikt mi nie
odpowiedział, po drugiej stronie panowała cisza. – Halo? Kuba?
- Kuba, ale odebrała jakaś dziewczyna, co ty mi za numer
dałeś – usłyszałam w tle głos jednego z siatkarzy. Złapałam się za głowę,
myśląc który to taki mądry i nie rozpoznaje mojego głosu. Bartek nie wiedział,
o co mi chodzi, więc włączyłam tryb głośnomówiący.
- Halo? Jest tam ktoś? – ponowiłam próbę dogadania się z
moim rozmówcą.
- Ja jestem. A ty to kto? – zapytał trochę wystraszony głos.
No tak, pomyślałam, Piotruś. Bo kto inny był na tyle nierozumny, żeby nie
rozpoznać mojego głosu? Śmiałam twierdzić, że nawet Kubiak wiedziałby z kim
rozmawia.
- Ida, Piotrusiu. Chciałeś coś?
- A Bartek?
- No, Bartek jest tu ze mną.
- Aaaa, to ja zadzwonię później – Boże, oni naprawdę myślą
tylko o jednym. I jeszcze ten ton!
- Piotruś, czekaj! Nie rozłączaj się! Zgubiliśmy się! –
zaczęliśmy krzyczeć do telefonu, na szczęście miś o małym rozumku nas usłyszał.
- To w łóżku można się zgubić? Kuba wiedziałeś o tym? –
Bartek, wyrażający twarzą swoja dezaprobatę dla inteligencji Piotrka, wyrwał mi
komórkę.
- Piotrek, debilu jesteśmy w lesie!
- No wiesz co? To jest kobieta! Mogłeś ją z szacunkiem
potraktować! A ty ją do lasu zaciągnąłeś! – widząc i słysząc, że ta rozmowa nie
ma dalszego sensu, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- Piotrek, daj mi Kubę do telefonu i to już! – ten
zawiedziony oddał telefon Kubie, coś mrucząc pod nosem. Z tego, co zrozumiałam,
coś w rodzaju ‘ja tylko chciałem dobrze’, co w przypadku tej sytuacji
zabrzmiało co najmniej dwuznacznie.
- Ida? O czym mówił Piotrek?
- No nareszcie ktoś normalny! Kubuś, zgubiliśmy się z
Bartkiem w lesie. Mógłbyś nam pomóc?
- Jasne. Bartek, od której strony weszliście do lasu?
- Zaraz za ośrodkiem. Przyjdziesz po nas?
- Jasne, ale przecież sam was nie znajdę. Przyjdę z
chłopakami.
- Tylko błagam cię, nie bierz Piotrka – powiedzieliśmy
prawie jednocześnie, śmiejąc się pod nosem. Kuba przyjął to do wiadomości i
pozostało nam tylko czekać na pojawienie się jednego z miśków.
- I powiedz mi, jak taka drużyna jak my ma wygrać na
Igrzyskach?
- Sprytem, mój drogi.
***
- Dobra. To co robimy? Bo czuję, że mamy dużo czasu zanim
któryś się tu pojawi – powiedziałam siadając na pniaczku i wyciągając twarz do
słońca. Jednak długo to nie trwało, bo wielkolud je zasłonił. Otworzyłam jedno
oko i zobaczyłam, że się nade mną pochyla. Na moją twarz wkroczył chytry
uśmieszek, świadczący, że mam pewien pomysł. Kiedy Bartek znalazł się
wystarczająco blisko, chcąc mnie pocałować, ja zaczęłam go łaskotać.
- Ida, przestaaań! – biedaczek miał większe łaskotki niż
przypuszczałam, aż się przewrócił, śmiejąc się do łez. Więc zlitowałam się nad
nim i przestałam, kiedy się popłakał. Jednak chwilę potem żałowałam swojej decyzji,
bo na jego twarzy zobaczyłam podobny uśmieszek do mojego sprzed kilku minut.
Kiedy zorientowałam się, co chce zrobić, jedynym wyjściem była ucieczka. Bo ja
miałam jeszcze większe łaskotki, normalnie mógłby mnie załaskotać na śmierć! –
Wiesz, że mi nie uciekniesz?!
- Jesteś taki pewien? – oczywiście wiedziałam, że mu nie
ucieknę, ale chciałam chociaż zachować pozory. Całe szczęście, gdy już
brakowało mi sił, żeby je zachować, na mojej drodze pojawił się jeden Miś o
małym rozumku, mniejszym niż reszta misiów o małych rozumkach, w postaci
Kubiaka. Zrobił wielkie oczy, po czym nie zdążył się odsunąć więc na niego
wpadłam i nie chcący go przewróciłam. Po czym szybko się zebrałam, pomogłam mu
wstać i schowałam się za nim. – Miśku kolorowy, musisz mnie obronić! –
powiedziałam szybko, widząc zbliżającego się Bartka. Wskoczyłam Miśkowi na
barana i zaczęłam się złowieszczo śmiać. – Widzisz Bartuś? Teraz nic mi nie
zrobisz! – Bartek pokręcił głową z niedowierzaniem i bezradnym uśmiechem na
twarzy. – To w takim razie, jak załatwiliśmy już wszystkie sprawy, rumaku – do
ośrodka! – i w tym momencie poczułam, że coś tu nie gra. Wychyliłam się i
spojrzałam na twarz Kubiaka, który wyglądał na bardziej skruszonego niż zawsze.
– Michał?
- Zgubiłem się.
I wszystko jasne.
Więc czekaliśmy – ja, Michał i Bartek. Trzymałam się blisko
Kubiaka, tak na wszelki wypadek, ale gdy patrzyłam na Bartka i myślałam o tym,
co dzisiaj się stało (albo właściwie nie), miałam coraz większą ochotę go
przytulić. Kurek patrzył na mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami, jakby chciał
wywiercić dziurę w mojej skromnej osobie, a ja czułam się po prostu cudownie.
Michał siedział zapatrzony, nucąc piosenkę z Gumisiów pod nosem, niczego nie
świadomy. I tak pewnie spędzilibyśmy resztę dnia, gdybyśmy nie usłyszeli
dziwnych dźwięków dochodzących z pobliskich paproci.
- Co to było? – krzyknął Kubiak, wskakując na kolana
Kurkowi. Ten drugi był tak zaskoczony, że nic nie powiedział i objął Kubiaka,
co wyglądało naprawdę komicznie. Wzruszyłam tylko ramionami, podnosząc się z
ziemi i podeszłam do tych dziwnych paproci, które właśnie się poruszyły.
- No tak – powiedziałam pod nosem, rozumiejąc co się przed
chwilą wydarzyło – Piotruś ja wiem, że mogę ci się podobać, ale wyłaź z tych
krzaków i przestań myśleć o…. O tym, o czym myślisz! – z paproci wyłonił się
więc kolejny Misiek, ten z kolei z przepraszającą minką i czerwonymi
policzkami. A z mojej prawej strony, zza drzewa wyłonił się zziajany Jarosz.
- Przybywam z odsieczą! – krzyknął teatralnie, normalnie do
bohatera brakowało mu tylko peleryny. Czerwonej albo czarnej.
- Piotrek miał zostać w ośrodku – powiedziałam wskazując
palcem na zawstydzonego Miśka. Jarosz zrobił wielkie oczy.
- No właśnie! Piotrek miał ZOSTAĆ w ośrodku – powtórzył
głośno moje słowa, po czym spojrzał wymownie na Nowakowskiego. Tamten jeszcze
bardziej się zawstydził, robiąc się jeszcze bardziej czerwony. Jakby coś mu
twarz oparzyło, dosłownie. – Dobra,
chodźcie… Kubiak?
- Też się zgubił – wyjaśniłam Kubie, po czym podążyłam zaraz
za nim. Chwilkę później poczułam czyjeś dłonie w talii, a moje stopy oderwały
się od podłoża. I zostałam posadzona na ramionach Bartka. Uśmiechnęłam się do
niego, po czym musiałam uważać, żeby nie oberwać gałęzią.