Kilka dni później.
- Jak się czujesz? – usłyszałam po swojej prawej stronie
cichy głos należący do Pauliny. W jednej chwili potrafiłam wściec się do granic
możliwości, słysząc te słowa tak, że kubek który trzymałam w dłoni roztrzaskał
się w drobny mak. Ręce drżały mi ze złości, bo miałam już serdecznie dość tych
wszystkich pytań czy słów pocieszenia.
- Dajcie mi spokój – powiedziałam, próbując zachować spokój,
ale jakoś marnie mi to wychodziło. Szybkim krokiem weszłam do pokoju Ady i
zamknęłam za sobą drzwi. Właściwie trzasnęłam, dość mocno. Zsunęłam się po
ścianie na podłogę i usiadłam. Miałam dość. Nie mogli zrozumieć tego, że w
żaden sposób mi nie pomagają, tylko pogarszają sprawę. Objęłam kolana w mocnym
uścisku, oddychając głęboko, ale to nie pomagało. Nic nie pomagało. Zostawił
mnie i teraz nie mam z nim żadnego kontaktu. Nie odbiera moich telefonów, nie
odpisuje na smsy, nie chce mnie widzieć.
Słyszę bicie swojego serca, które na samą myśl o nim, nadal
przyspiesza i czuję, że będzie tak jeszcze przez długi czas. Chciałabym
zapomnieć, ale z drugiej strony jak mogę nie chcieć pamiętać pocałunków, dotyku
czy głosu faceta, którego kocham? Wszystko albo nic, nie można wyselekcjonować
tego, co chce się zapamiętać.
Nigdy nie potrafiłam walczyć o swoje. Godziłam się z tym, co
przynosił los, zawsze podporządkowywałam się czyimś decyzjom, twierdząc, że oni
wiedzą lepiej. Może na tym polegał błąd, może powinnam wtedy zostać i powtarzać
to co powiedziałam dopóki nie mi nie uwierzy? Może to by coś dało. Tylko, ja
jestem tchórzem, cykorzy nie walczą. Cykorzy się nie bronią. Cykorzy słuchają,
co ktoś ma im do powiedzenia, ale sami tak naprawdę nie potrafią mówić.
W pokoju było ciemno, bo cały czas leżałam w łóżku, nie
mając na nic siły ani ochoty. Czułam się niepotrzebna, nikt ode mnie niczego
nie chciał. Z jednej strony to dobrze, bo miałam nieustanny spokój, ale z
drugiej już niekoniecznie. Od kiedy się tutaj pojawiłam, rozmawiałam tylko z
Adą, jeden jedyny raz. Milczałam, jakbym znalazła się w całkowicie innym
świecie. Miałam wrażenie, że jak się odezwę, zacznę płakać i będzie jeszcze
gorzej, więc tego nie robiłam. Właściwie wyglądało to tak, jakby nikt się mną
nie przejmował, tylko te pytania. Zewsząd, odbijające się jak echo w mojej
głowie. Głupie pytania, bo jak może się czuć ktoś taki jak ja, zwłaszcza w
takiej sytuacji. Często kończyło się to tak jak przed chwilą, wybuchem mojego
gniewu albo ich krzykiem, że muszę żyć normalnie. Nie rozumieli, że dla mnie
normalne życie oznaczało bycie przy nim. A teraz już go nie ma w moim życiu,
przez co jest ono nienormalne. Nie mogłam go do niczego zmusić, z resztą on
rzadko kogoś słuchał. Czasem tylko ja potrafiłam do niego dotrzeć, ale nie tym
razem. Bo to ja zawiniłam i nie potrafiłam wyratować siebie samej.
Tak bardzo za nim tęskniłam w każdej minucie dnia i nocy,
ale wiedziałam, że nie wróci. Uraziłam jego dumę, wielkie ego, zraniłam jego
uczucia. Zdradziłam, przynajmniej on tak uważał. A skoro on tak uważał, to
próbował przekonać świat, że tak właśnie jest. Mogłam mieć tylko nadzieję, że
świat mu nie uwierzy. Mój świat mu nie wierzył, ale jego świat… Jest znacznie
większy od mojego i ma większe wpływy. Temu też nie mogłam naradzić, w końcu
oni znają go dłużej, jemu uwierzą, nie mnie. Chyba, że Winiarski się przyzna.
Tak.., pomyślałam w duchu, dobry żart. Nie myślałam, że wśród nich spotkam
kogoś tak podłego i egoistycznego jak on. To, że jego rodzina się rozpadła, nie
usprawiedliwiało tego, że niszczył życie swoich przyjaciół. Ci przyjaciele już
nie byli jego przyjaciółmi. Tylko dla Michała nic to nie znaczyło, poradzi
sobie nawet bez nich. Gorzej z tymi przyjaciółmi. Gorzej ze mną.
Położyłam się do łóżka, tuląc głowę do poduszki. Nie czułam
już jego zapachu, leżałam w innym łóżku. Ten zapach utulał mnie do snu, kiedy
jego nie było obok. Nie ma zapachu, więc nie śpię. Nie mogę spać. Leżę całym,
długimi, ciemnymi nocami, wsłuchując się w ciszę i nieustannie o nim myśląc.
Wpadam w obsesję? Możliwe, ale co z tego? W mieszkaniu było cicho, więc pewnie
był wieczór, ale to też nie miało znaczenia. Choć bardziej lubiłam noc, bo
wtedy nie było żadnych pytań. Tylko Ada wchodziła do pokoju, kładła się obok
mnie i całą noc leżała ze mną. Leżała czy spała, wszystko jedno.
Naprawdę było mi wszystko jedno. Do tej nocy, która
nadeszła. Gdzieś pomiędzy północą, a porankiem nagle poczułam, jakbym przeżyła
jakiś koszmar. Jakby coś mi się przyśniło, coś bardzo złego, po czym obudziłam
się z krzykiem. Tylko tego krzyku nie było. Usiadłam na łóżku, rozglądając się
po pokoju. Co ja z sobą zrobiłam, pomyślałam, nie dowierzając w to wszystko.
Zakryłam twarz dłońmi, ale nie płakałam. Wystraszyłam się, bo nie wiedziałam co
się dzieje z moim życiem. Przecież już niedługo miałam rozpocząć studia, robić
to co kocham. Dlaczego coś miałoby mi w tym przeszkodzić? Marzyłam o tym, tak
bardzo tego chciałam. Nie mogę tego zaprzepaścić w kilka dni, bez przesady,
przecież nie jestem aż taka głupia. Przeczesałam rozczochrane włosy i położyłam
się z powrotem do łóżka. Zasnęłam, po raz pierwszy od kilku dni.
***
Jakbym zobaczyła swoje odbicie,
kiedy nagle pojawiła się obok mnie. Kiedy wyszła, zostawiając mnie z Pauliną,
byłam na nią zła. Nie chciałam, żeby mnie zostawiała, żeby zajmowała się czymś
innym. Chciałam, żeby zajęła się mną. W tym jednym momencie byłam egoistką.
Mówiłam sobie, że Ida nie wie jak to jest, przecież ma Bartka i są razem
szczęścili. Mnie z nikim nie wyszło. Najpierw Aleks, teraz… Po tym wszystkim
nawet trudno było mi wymówić jego imię, a przecież mimo wszystko był moim
przyjacielem. No właśnie, był. Zazdrościłam jej tego, że ma kogoś, przeszło mi
przez myśl, że chciałabym aby role się odwróciły. Żeby to ona musiała patrzeć
na moje szczęście, kiedy sama nie była szczęśliwa. Przypomniałam sobie o tym
kiedy zobaczyłam ją zapłakaną na swoim łóżku i pożałowałam. Nie powinnam była
tak pomyśleć, jestem jej przyjaciółką. A mimo to nie mogłam się powstrzymać.
Kiedy przejęła mnie jej strata,
zapomniałam na chwilę o swoich problemach, co przyniosło chwilową ulgę. Ida
jest osobą bardzo wrażliwą i tak naprawdę nie wiedziałam czego mam się
spodziewać. Dlatego wcale nie zdziwiło mnie to, że kilka dni po tym jak
pojawiła się zapłakana w moim pokoju, zobaczyłam ją w kuchni z nikłym uśmiechem
na ustach, w miarę ogarniętą. Jakbym zobaczyła inną osobę, nie tą, która była
obok przez ostatnie dni. Uśmiechnęłam się do niej i wzięłam kubek świeżo
zaparzonej kawy, którą przygotowała.
- Podziwiam cię – powiedziałam
cicho, ale ona skwitowała to milczeniem. Wyminęła mnie i zniknęła u siebie w
pokoju. Paulina popatrzyła na mnie, wyglądała na trochę zdezorientowaną. Nie
mówiąc już o Zbyszku. – Nadal w to wszystko nie wierzę – usiadłam na stole,
uświadamiając sobie, że wprawiam ich w coraz większe osłupienie. Rozmawiam z
nimi po raz pierwszy od… tamtego dnia. –
To jest niemożliwe – powtórzyłam dobitnie, kładąc kubek na stole, rozlewając
przy tym kawę.
- Ada, wszystko w porządku? –
Zbyszek stanął obok mnie, zadając głupie pytanie.
- To głupie pytanie, serio.
Zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie nieszczęścia tego świata się nas trzymają.
- Bartek dzwonił, mamy trening
dzisiaj. – powiedział cicho, upijając
trochę mojej kawy. Nieco się przy tym skrzywił, mrucząc, że gorzka. Wzruszyłam
tylko ramionami i dopiłam resztę.
- Już? Przecież ledwo wróciliście.
- Słońce, nie wiem czy zauważyłaś –
powiedział obejmując Młodą ramieniem – ale dzisiaj jest piątek, ostatniego sierpnia,
co oznacza, że w poniedziałek idziesz do szkoły. – Paula skwitowała to tylko przewróceniem
oczu i usiadła obok mnie. Na rozlanej kawie. Zbyszek zaśmiał się krótko. –
Lubię jak jesteś taka roztrzepana – powiedział i wyszedł. Paulina trochę się zaczerwieniła, ja miałam ochotę się śmiać, po raz pierwszy
od jakiegoś czasu. Jednak to nie był jeszcze ten moment. Skoro mieli trening,
to Kostek powinien już wrócić, pomyślałam. Teraz z kolei chciało mi się płakać.
Zawsze marzyliśmy o tym, żeby jeździć na mecze Bełchatowian, ale mieszkaliśmy
za daleko. Kiedy się przeprowadziliśmy, Adrian wyjechał, a my nie jesteśmy w
stanie patrzeć na zawodników Skry. Ironia losu.
Młoda walczyła z plamą od kawy na
swoich spodniach, a ja poszłam otworzyć drzwi, po kryjomu ścierając łzy z
policzków.
***
Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby się opanować i nie dać
po sobie niczego poznać. Musiałam przyzwyczaić się do tego, że teraz wiele
sytuacji będzie wyprowadzać mnie z równowagi, że moi przyjaciele będą patrzeć
na mnie z politowaniem, a we mnie będzie się aż gotowało, kiedy będę czuła na
sobie te litościwe spojrzenia. Nie chciałam litości, bo w pełni sobie na to
wszystko zasłużyłam.
Spojrzałam w lustro i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam,
że nie widać nic co miałoby świadczyć o jakimkolwiek załamaniu. Wprawdzie nie
tryskałam szczęściem, ale nikt nie mógł mi zarzucić, że całymi dniami się
gnębię. Choć starałam się tego nie robić i miałam nadzieję, że starania w końcu
przyniosą efekty.
- Ida, masz gościa – Ada otworzyła drzwi do pokoju i w progu
ujrzałam Mariusza. Przyglądał mi się tak jak reszta, ze współczuciem. Jednak w
jego wzroku było coś jeszcze, jakby chciał mnie za to wszystko przeprosić. I
szlag trafił moje opanowanie.
***
- Po co przyszedłeś? – zapytałam, unikając wzroku
bełchatowskiego atakującego. W końcu odwróciłam się do niego tyłem,
jednocześnie widząc go w lustrze.
- Przeprosić. Może gdybym przyjechał wcześniej…
- To nie twoja wina, Mario, nie twoja. – nie miałam siły z nim rozmawiać, nie byłam
w stanie wydusić już ani jednego słowa. Widział jak płaczę, jak to wszystko
przeżywam, zapewne jeszcze bardziej się obwiniając. Coś jednak w tym było, może
gdyby przyjechał wcześniej i zabrał Michała… Nie mogę tak myśleć! Zawsze
prościej zrzucić winę na kogoś innego, jeśli samemu się zawiniło.
- To na pewno da się jakoś wyjaśnić. – pokręciłam przecząco
głową. – Porozmawiam z Bartkiem, powiem mu o Twoim telefonie i … - to nie miało
dla mnie znaczenia. Mimo wszystko znałam go dość dobrze. Jest uparty i trudno
go do czegoś namówić. Jedynym wyjątkiem byłam ja, potrafiłam go nakłonić do
wielu rzeczy bez żadnych przepraw. Z resztą… Przecież widział, przyswoił,
wyprodukował własną wersję. – To na
pewno da się wyjaśnić – powtórzył jak echo, po czym wyszedł zostawiając mnie samą.
***
Pojawienie się samego Mariusza
Wlazłego w naszym mieszkaniu nie było dla mnie czymś zwykłym i codziennym jak
dla Ady czy Idy. Dlatego gdy wręcz wpadłam na niego, okazując się zapewne w
jego oczach jak osoba kompletnie niewychowana, zrobiłam się cała czerwona i
jakoś nie miałam odwagi, żeby na niego spojrzeć. Jednak wmówiłam sobie, że mamy
wspólnych przyjaciół i powinnam zachować się całkiem swobodnie. Całkiem
swobodnie, czyli postanowiłam zagadnąć gościa co sądzi o ostatnich zawieruchach
w życiu swoich znajomych.
- Czy to da się jakoś odkręcić?
– zapytałam cicho, w ostatniej chwili powstrzymując go od szybkiego wyjścia z
mieszkania. Mariusz odwrócił się do mnie i ze zbolałą miną wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale tak tego
nie zostawię.
- Jakiś okropny pech ich
nawiedził. Najpierw wyjazd Adrianna do tej głupiej Holandii, potem kłótnia Ady
z Cupko, która o mały włos a pozostawiłaby po sobie ofiary, a teraz to. Nawet
przemknęło mi przez myśl, że to ja na nich to wszystko ściągnęłam – teraz to
już na pewno uzna mnie za pierwszą idiotkę rzeczpospolitej, ale nie mogłam się
powstrzymać. Mina Wlazłego nawet na to nie wskazywała, raczej był zaskoczony
pierwszą częścią mojej wypowiedzi.
- Coś mi się wydaje, że za dużo
mnie ominęło – mruknął cicho – Mam nadzieję, że następnym razem wszystko
dokładnie mi opowiesz, ale teraz muszę iść i przetrzepać komuś skórę, a jeszcze
innemu przemówić do rozsądku – uśmiechnął się, a ja się trochę rozluźniłam. Nie
okazał się taki straszny i zarozumiały, widocznie zupełnie inaczej zachowuje
się w stosunku do przyjaciół. Jednak to ostatnie zdanie zabrzmiało dość
groźnie, na miejscu Bartka i Michała zaczynałabym się bać. Nie musiał podawać
nazwisk, żebym zrozumiała przesłanie.
- Bardzo chętnie –
odpowiedziałam i pożegnałam wielkiego wzrostem gościa. Kiedy zamknęłam za nim
drzwi, w przedpokoju pojawiła się Ada. –
Nawet miły – powiedziałam ni stąd ni zowąd, co chyba wybiło Adę z transu.
- Tak, miły. Jak każdy siatkarz,
do czasu. – mruknęła, po czym nagle
zmieniła temat – Masz ochotę na zakupy? W końcu szkoła się zbliża. – wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, choć
może nie powinnam tak strasznie się dziwić. Każdy z nas chciał, żeby dziewczyny
wróciły do siebie po tym wszystkim i może właśnie taki sposób był najlepszy?
Jednocześnie śmieszył mnie ten ton, jakbym matkę słyszała. Tylko ona rzadko
chodziła ze mną na zakupy.
- Bardzo chętnie –
odpowiedziałam z uśmiechem – Mamo – dodając po chwili, za co mi się oberwało.
Śmiejąc się wkroczyłam do swojego pokoju, który tymczasowo dzieliłam ze
Zbyszkiem, żeby się ubrać, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z jednej
kwestii. – Ada? A co z Idą? – zapytałam
niepewnie, zastanawiając się co planuje z nią zrobić.
- Nie wiem jak to zrobię, ale
idzie z nami. To jej dobrze zrobi. –
uśmiechnęła się w charakterystyczny dla siebie sposób, co oznaczało, że ma
jakiś plan.
***
Nie wiedziałam jakich argumentów mam
użyć, żeby przekonać ją do tych zakupów, dlatego postanowiłam użyć jednego,
zawsze skutecznego sposobu. Wkroczyłam pewnym krokiem do pokoju, starając się
nie zwracać uwagi na to, że Ida jest w kompletnej rozsypce po wizycie Mariusza.
Aż serce się krajało, kiedy znowu widziałam łzy na jej policzkach, w pewnym
momencie stwierdziłam nawet, że dam sobie spokój z tymi zakupami, ale
ostatecznie zaczęłam wdrażać swój plan. Plan, który przyszedł mi do głowy
niespodziewanie, okazując się całkiem niezłym i nadającym się do wykonania.
- Weź chusteczkę, wytrzyj policzki i
ubieraj się. Idziemy na zakupy – powiedziałam stanowczym tonem. Ida spojrzała
na mnie jak na głupią, nic nie mówiąc. Siedziała na łóżku, nie zamierzając
nigdzie wychodzić. Nie mogłam jej odpuścić, nie chciałam zostawiać jej samej. –
Ida, idziesz z nami. Nie będziesz całymi dniami siedzieć tutaj i beczeć przez
jakiegoś faceta! - spojrzała na mnie, na
jej twarzy malowała się złość.
- Nie mów mi co mam robić. Tobie
nikt nie zwracał uwagi, kiedy siedziałaś zamknięta w tym pokoju i z nikim nie
rozmawiałaś – nie chciałam jej zezłościć, zwłaszcza teraz, kiedy trzeba było
obchodzić się z nią jak z jajkiem. Wiedziałam, że nie chciała tego powiedzieć,
że sama ją sprowokowałam. Spuściłam głowę, jednocześnie nie wiedząc jak mam
zareagować i powstrzymując łzy. Właściwie nigdy się nie kłóciłyśmy, bo
przeważnie miałyśmy to samo zdanie, wspierałyśmy siebie nawzajem. Ale teraz,
kiedy już wszystko się sypało… Czemu nie dorzucić czegoś jeszcze? Kiedy podniosłam
wzrok, spotkałam się z niemiłym spojrzeniem przyjaciółki i wyszłam z pokoju,
rzucając, że wychodzimy i zostaje sama.
Młoda słyszała naszą krótką rozmowę,
pewnie dlatego nie zdziwiło jej to, że Ida zostaje. Wyszłyśmy z mieszkania,
zamykając za sobą drzwi. Bez słowa wyszłyśmy na zewnątrz, a mnie dopadły
wyrzuty sumienia.
- Nie powinnam zostawiać jej samej –
powiedziałam nagle, zatrzymując się na chodniku.
- Może ona chce zostać sama? Jak ty.
– Paula stanęła obok mnie, przepuszczając młode małżeństwo. – Ja naprawdę nie wiem, co się dzieje, nie
wiem co mam robić – powiedziała pospiesznie, trochę panikując. Nie miałam
jeszcze okazji poznać jej z tej strony, ale wcale mnie to teraz nie zdziwiło.
Przeprowadziła się, żeby być bliżej nas, a spotkała się tu z niemałą ilością
przeszkód. Na pewno wyobrażała to sobie inaczej. – Naprawdę nie wiem –
powtórzyła, a w jej oczach dostrzegłam łzy. Jeszcze brakowało tego, żeby ona
chodziła załamana z bezsilności, że nie może nam pomóc, choć jest naszą
przyjaciółką. Przytuliłam ją, przeklinając siebie i wszystko inne za to, że
musiała się zmagać z czymś takim.
- Przepraszam, że musisz to wszystko
znosić. Nie powinnaś się stresować, przejmować naszymi problemami. Widocznie
mamy gorszy okres – powiedziałam spokojnie, błagając w duchu, żeby w to
uwierzyła, bo ja sama nie bardzo dowierzałam swoim słowom.
- Boję się o was, gdyby nie Zbyszek,
to całkiem by sfiksowała – uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie
dzisiejszą sytuację w kuchni. Aż chciało się im pozazdrościć. To tylko kwestia
czasu aż zobaczymy ich trzymających się za rączkę i czule obejmujących. – Nie masz za co przepraszać, przecież to nie
wasza wina. – nie chciałam tego
komentować, bo musiałabym wyprowadzić ją z błędu. O ile ona sama wierzyła w to,
co mówi.
- Chodźmy lepiej na te zakupy. – pociągnęłam ją za rękę w kierunku autobusu,
który miał nas podwieźć do Manufaktury.