Kiedy usłyszeliśmy głosy z korytarza, zorientowaliśmy się,
że mecz się skończył. Wprawdzie nie mogliśmy ocenić po głosach jak chłopcy sobie
poradzili, jednak nie chciało się nam ruszać z miejsca. Mieliśmy nadzieję, że
niedługo któryś z panów wyjdzie na balkon i odpowie na nurtujące nas pytanie.
- Kurek, ale ci dobrze. – kiedy łaskawie otwarłam oczy,
zobaczyłam nad sobą twarz Możdżonka, trzymającego a rękach Marchewkę. – Wygraliśmy jednego seta. Tego, w którym
wyszliście. Zieloni tak się za Wisienką rozglądali, że przyjęcie im siadło.
- Marcin, skończ. – mruknął Bartek, za co oberwał
marchewką. – Jak ty traktujesz kolegów?
- Staram się z szacunkiem, ale nie lubię jak mnie ktoś
ucisza i bywa różnie.
- Bartuś, jesteś już mniej czerwony, więc wnioskuję, że ci
przeszło. – na balkonie zrobił się tłok,
kiedy zawitał do nas Michał Winiarski. Usiadł na moim miejscu i westchnął
głęboko popijając wodę prosto z butelki.
- Tamci już pojechali?
- Zostają do jutra – mruknął przyjmujący, na co Bartek
siarczyście przeklął. Mnie też nie było to na rękę, ale wpadłam na pewien
plan. – Oj i chyba będą biedni tej nocy.
Wchodzę w to.
- Nawet jeszcze nie wiesz w co. Ale w sumie będzie mi
potrzebna twoja pomoc. A gdzie się zatrzymali?
- W Championie, zajmują całe piętro.
- Chłopcy, znacie może jakiegoś hydraulika w ośrodku?
- Znamy. Ten co zajmował się tą powodzią u nas był bardzo
miły i szybki.
- A bardzo was tu kochają?
- Oj, kochana! Zarabiają na nas mnóstwo co roku a na dodatek
jesteśmy tacy mili, że nieba by nam przychylili.
- To niech dzieci Rezende się strzegą.
Razem z Bartkiem poszliśmy do tego hydraulika i bez problemu
przekonaliśmy go, żeby nam pomógł. Nie musieliśmy używać wielu argumentów, aby
ten miły pan się zgodził. Ba, tak się rozochocił, że od razu pobiegł wykonać
swoje zadanie. Przybiliśmy piątkę z Bartkiem i razem z kilkoma innymi
wtajemniczonymi siedzieliśmy sobie w altanie do późnego wieczora, z nadzieją,
że nasz plan zadziała. Ważne było także to, że pan hydraulik wciągnął w plan
pracowników hotelu, żeby nie wyskoczyły żadne nieplanowane sytuacje. Dzięki
mojemu chytremu planowi, siatkarze z Brazylii oraz osoby im towarzyszące
opuścili ośrodek po godzinie dwudziestej drugiej.
- Jesteś genialna, wiesz?
- Wiem, Bartuś.
- Ale co ty właściwie zrobiłaś? - zapytał Kubuś, niemogący znaleźć
wyjaśnienia tej sytuacji.
- Ja? Nic. To pan Henio zakręcił im wodę.
***
Nie mogłam spać w nocy. Kręciłam się z boku na bok,
przeklinając w myślach Adriana, który chrapał jak najęty. W końcu położyłam się
na plecach, zrzucając z siebie kołdrę i głośno wzdychając. Cały czas
zastanawiałam się nad tym, czy dobrze zrobiłam, że mu odmówiłam. Co jeśli teraz
będzie inaczej? Jeżeli coś się między nami zmieni i nie będę mogła tego
naprawić? Bartek był przekonany, że się zgodzę, dobrze przemyślał tą sprawę, bo
inaczej nie wyskoczyłby nagle z takim tematem. Usiadłam na łóżku, gdzieś
pośrodku ciemności, ciesząc się spalską ciszą. Już niedługo będziemy musieli
opuścić to miejsce, zostawiając tutaj mnóstwo wspomnieć. Dla mnie zawsze ten
ośrodek będzie wyjątkowy ze względu na to, że to właśnie tutaj wszystko sobie z
Bartkiem wyjaśniliśmy, tutaj powiedział po raz pierwszy, że mnie kocha, to
właśnie tutaj spędziliśmy wiele niezapomnianych chwil. Zaczęłam chodzić po
pokoju co jakiś czas potykając się o porozrzucane rzeczy. Miałam mętlik w
głowie i nie wiedziałam co mam zrobić. Zaczynałam panikować, więc jedyne co mi
pozostało, to telefon do Ady. Zawsze śmiała się ze mnie, że jak panikuję, to do
niej dzwonię. Zabrałam telefon i wyszłam na balkon.
- Jeżeli nie jesteś Idą lub… Idą, to jutro rano cię zabiję,
kimkolwiek jesteś.
- Grunt to miłe powitanie. Nie musisz nikogo zabijać.
- Co się stało. Inaczej byś nie dzwoniła o tej porze.
Właściwie… To co my mamy za porę?
- Trzecia w nocy.
- Trzecia w nocy?! Boże, to mów tym bardziej. Poczekaj, bo
Aleksa obudzę. – ona potrafiła mnie
zadziwiać nawet o trzeciej w nocy. Wygląda na to, że przez te kilka dni dużo
się u niej wydarzyło, tak jak i u mnie. Słyszałam jak powoli zamyka drzwi, po
czym ziewnęła. – Mów.
- Zacznę od tego, że długo nad tym myślałam i zdecydowałam
się złożyć papiery w Łodzi. Chcę być blisko niego, na wyciągnięcie ręki,
rozumiesz? Po tym co było kiedyś, nie chcę się z nim rozstawać.
- Bardzo ciekawy początek, dobrze, że mówisz mi to teraz.
Adrian wie?
- Nie mówiłam jeszcze nikomu oprócz ciebie i Bartka. Ale to
jeszcze nie koniec.
- No ja myślę, to nie jest takie straszne. Też się nad tym
zastanawiałam, bo wiesz… Z Aleksem to chyba na poważnie.
- Zdążyłam się zorientować po tym, że u ciebie nocuje.
Cieszę się, że między wami wszystko w porządku.
- Nawet bardziej niż w porządku, ale nie dzwonisz, żeby
rozmawiać o mnie.
- Dzisiaj był strasznie o mnie zazdrosny. Przyjechali
Brazylijczycy i …
- Brazylijczycy?!
- Cicho, bo Aleksa obudzisz. Tak, Brazylijczycy i trochę
mnie zaczepiali. Aż Bartek musiał zejść z boiska, bo inaczej by jeszcze kogoś
zabił.
- Uhuhu, to rzeczywiście gorąco się musiało zrobić. Ale
Brazylijczycy? Dlaczego mnie tam nie było…
- Nie nacieszyłabyś się długo, bo zrobiliśmy im psikusa i
pojechali wieczorem. Wyciągnęłam Bartka z hali i spędziliśmy trochę czasu
razem.
- Przejdź do sedna, bo zasnę.
- Zapytał mnie czy z nim zamieszkam.
- Żartujesz?
- Nie, jestem śmiertelnie poważna. Nie zgodziłam się,
spanikowałam, stwierdziłam, że to za wcześnie i … sama nie wiem. Zaskoczył
mnie. A ja jego swoją odpowiedzią, widziałam, że oczekiwał usłyszeć coś innego.
Nie wiem co mam zrobić, boję się, że coś się zmieni między nami.
- Czekaj, moment, bo nie zakodowałam. Zapytał się czy z nim
zamieszkasz, a ty się nie zgodziłaś. Ja też pewnie bym się nie zgodziła. Ale
spójrzmy na to z innej strony…. Jak się ujawnicie, to prasa nie da wam spokoju.
Zwłaszcza jak odgrzebią tamte zdjęcia. Jesteś pewna, że to rzeczywiście nie ten
moment?
- Nie. I do tego rodzice jeszcze nic nie wiedzą, ani o
studiach, ani o Bartku. Jak ja mam im o tym wszystkim powiedzieć?
- Rodzice nie będą z nim mieszkać, tylko ty. To jest twoja
decyzja. I gdybym była na twoim miejscu, gdybym kochała go tak mocno jak ty i
on kochał mnie, to prawdopodobnie po przemyśleniu tego tysiąc razy, zgodziłabym
się. Pewnie potem wzięlibyśmy ślub, mieli gromadkę dzieci i …
- Dobra, dobra – skończ. Aż tak daleko w przyszłość nie
wybiegamy. Dzięki, trochę rozjaśniłaś mi wizję.
- Zawsze do usług. A teraz wybacz, wracam do Aleksa i idę
spać.
- Dobranoc, ja jeszcze trochę posiedzę. I pozdrów go ode
mnie i przypomnij, że jak ci coś zrobi to…
- To nakopiesz mu do czterech liter, pamiętam.
***
Otwieranie oczu to nie był najlepszy pomysł, jak się
okazało. Słońce strasznie mnie raziło, na dodatek okropnie bolała mnie głowa i
gardło. Próbowałam wykrztusić z siebie jakieś słowo, ale usłyszałam tylko jakiś
zgrzyt i to by było na tyle. Trzęsłam się z zimna, nie miałam siły, żeby się
ruszyć. Dopiero po kilku minutach zorientowałam się, że jestem na balkonie.
Musiałam zasnąć po tym jak rozmawiałam z Adą. Z pokoju nie było słychać
chrapania, więc Adrian zapewne już wstał. O własnych siłach wczołgałam się do
pokoju, mrucząc pod nosem słowa odnośnie mojej głupoty. Usiadłam obok łóżka,
nie mając siły się na nie wdrapać. Musiałam zacząć myśleć. Nie mogłam zadzwonić
do żadnego siatkarza, żeby przypadkiem ich nie zarazić. Pozostawało mi tylko
próbować dodzwonić się do Adriana, jednak kiedy zaczęłam do niego dzwonić,
zobaczyłam jego telefon na szafce.
- Kiedyś przywiążę mu tą komórkę do ręki. Przysięgam.
Zastanawiałam się, kiedy ktoś się zorientuje, że mnie nie ma
i zaczną mnie szukać. Na wszelki wypadek, gdyby miało to trwać dłużej,
ściągnęłam ze swojego łóżka kołdrę i ułożyłam się na podłodze przy drzwiach.
Było to dość ryzykowne, ale miałam pewność, że jeżeli ktoś wejdzie do pokoju to
mnie zauważy. Oczy same mi się zamykały, co mogło oznaczać, że mam wysoką
gorączkę. A to wszystko sprowadzało się tylko do jednego – wcześniejszego
wyjazdu. Zrobiło mi się smutno, bo nie chciałam tak szybko opuszczać tego
miejsca. Miałam świadomość, że to nastąpi, ale nie tak szybko. Bardzo
przywiązałam się do tych wszystkich Miśków, szczególnie do jednego i zdałam
sobie sprawę, że będę za nimi tęsknić. Jacy by nie byli, uwielbiałam ich
wszystkich. Kiedy tak teraz siedziałam i myślałam o tym, co nieuniknione,
zdałam sobie sprawę, że to wszystko co mnie ostatnio spotkało (z wyjątkiem
historii z byłą Kurka) było spełnieniem moich marzeń.
Nagle poczułam na nogach opór, czyli ktoś próbował dostać
się do środka i wyraźnie nie spodobało się mu to, że nie może otworzyć drzwi.
- Ida? Jesteś tam? Czemu nie mogę otworzyć drzwi? – Adrian,
całe szczęście. Jego mogłam wpuścić do środka. Z wielkim trudem odsunęłam się
od drzwi i pozwoliłam mu wejść. Kiedy tylko zobaczył mnie na ziemi, zawiniętą w
kołdrę, przeraził się. – Hej, co jest?
Przecież ty masz gorączkę! Pójdę po lekarza – pociągnęłam go za rękaw, żeby
usłyszał, co mam mu do powiedzenia.
- Nie mów nikomu i zamknij drzwi na klucz. Jak Bartek albo
któryś siatkarz się tu dostaną, mogą się zarazić. – Adrian zamknął drzwi i pobiegł po lekarza.
Nie chciałam im narobić jeszcze więcej kłopotów, teraz chciałam jedynie stąd
zniknąć, zanim to jeszcze nie bolało tak bardzo. I wcale nie myślałam o swoim
stanie zdrowia w aktualnym momencie.
Nie musiałam długo na nich czekać, pan doktor pojawił się z
całym swoim ekwipunkiem. Kiedy mnie zobaczył, trochę się zdziwił. Musiałam
wyglądać paskudnie. Uśmiechnęłam się niemrawo, bo ledwo kontaktowałam, zaczęłam
się robić strasznie senna. Pierwsze co zrobił to założył mi kroplówkę i podał
dożylnie jakieś lekarstwo. Nie miałam siły na to, żeby słuchać co do mnie mówi.
- Mogę iść spać? – spytałam cicho i kiedy zobaczyłam
przytaknięcie doktora, zamknęłam oczy. Zasnęłam w momencie.
Nie wiem ile spałam, nie interesowało mnie to. Strasznie
chciało mi się pić, ale nie miałam na tyle siły, żeby sama czegoś poszukać. Nie
otwarłam nawet oczu. W pokoju było cicho, nie wiedziałam czy ktoś oprócz mnie
tutaj jest. Spróbowałam się ruszyć, ale zdołałam tylko podnieść się na
poduszkach.
- Ida?
- Bartek, musisz iść.
- Nic nie muszę. Zostaję z tobą. Podać ci coś?
- Ale..
- Ida.
- Wodę. – nie chciałam się z nim kłócić, ale nie chciałam
też, żeby się ode mnie zaraził. Bądź co bądź myślałam teraz o reprezentacji.
Anastasi potrzebował każdego z nich w szczytowej formie i żadna choroba nie
mogła pokrzyżować mu planów. Kurek podał mi wodę i pomógł mi się napić,
delikatnie przechylając szklankę. – Zarazisz się.
- Nie ważne. Chce tu być, z Tobą. Jeżeli będzie trzeba, to
przywiążę się do łóżka, żebyś nie mogła mnie stąd wyrzucić.
- Będę musiała wcześniej stąd wyjechać, nie mogę was narażać
na niepotrzebne infekcje.
- O tym to zadecyduje nasz lekarz, a teraz już nic nie mów i
odpoczywaj. Ja sobie tu będę siedział i spełniał twoje zachcianki. – uśmiechnęłam się lekko, po czym znowu
odpłynęłam.